- promocja
- W empik go
Anna i Beza Życia - ebook
Anna i Beza Życia - ebook
Anna na wieść o tym, że życiu jej dziadka zagraża niebezpieczeństwo znajduje pomoc u potomkini starodawnego ludu, która zaopatrując ją w starożytne, magiczne artefakty, wyprawia ją w podróż po składniki na eliksir życia. Wyrusza z Nią przypadkowy towarzysz, który ma własne, niecne plany co do tej podróży. Spotyka ich wiele przygód, groźnych, śmiesznych, a przede wszystkim wymagających serca i siły, potrzebnych do ich pokonania. Opowieść o miłości i przyjaźni, tak silnych, że pokonają wszystkie przeciwności losu. O uczuciach potrafiących zmieniać ludzkie serca. O tym, że nic nie jest oczywiste, a za nic w świecie nie można się poddawać. O nadziei, smutku, radości i czystym sercu. I o tym, że trzeba się śmiać, kiedy trzeba się śmiać i płakać, kiedy trzeba płakać.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 8,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KSIĘŻNICZKA ANNA I BEZA ŻYCIA
Dawno, dawno temu, w królestwie Nobled, żyła młoda księżniczka o imieniu Anna. Annę uwielbiali wszyscy w królestwie, bo była mądra, skromna i uczciwa, a każdy, kto zwrócił się do niej z jakąś prośbą, mógł liczyć na wysłuchanie i pomoc. Anna zaś wierzyła w to, że wszystko, co robi dla dobra innych sprawia, że świat staje się lepszy. Takiego podejścia nauczyła się od swojego ukochanego Dziadka, starego władcy królestwa, dzierżącego władzę w Nobled od niepamiętnych czasów. Dziadek darzył wnuczkę bezkresną miłością i starał się wpoić jej wszystkie wartości, jakie ród Nobled pielęgnował od zarania dziejów. Często wymykali się z zamku tylko we dwoje i ruszali na długie spacery po lesie, w czasie których Dziadek opowiadał jej o zwyczajach zwierząt, gatunkach roślin, o gwiazdach i o tych wszystkich ciekawych rzeczach, z których składa się świat. Mała Anna słuchała z rozdziawioną z ciekawości buzią
i wypiekami na policzkach. Stary Król umiał snuć historie, a dziewczynka umiała ich słuchać.
I tak mijał rok za rokiem, drzewa w lesie robiły się coraz potężniejsze, Król coraz mniejszy,
a Anna coraz piękniejsza.
Pewnego wiosennego dnia Dziadek nie zjawił się w komnacie Anny na umówiony spacer. Księżniczka zaniepokoiła się, bo Dziadek nigdy nie złamał danego słowa. Musiało stać się coś, co przeszkodziło Dziadkowi w ich ulubionym zajęciu. Pobiegła do komnat zajmowanych przez Króla i zastała tam tłum ludzi. Stary Król leżał w swym łożu, obok siedzieli jej rodzice: syn Króla z żoną; a za nimi służący Dziadka i najważniejsi dostojnicy z dworu, z Szambelanem na czele. Nad leżącym pochylał się Medyk. Uzbrojony w słuchawkę nasłuchiwał bicia jego serca. Annę ogarnął strach o Dziadka.
– Co się stało?! – Anna przepychała się pod łoże, roztrącając wszystkich po drodze.
– Nie wiemy, Córeczko – ojciec Anny podniósł markotne oblicze – Król zasłabł po śniadaniu i od tamtej pory nie daje znaku życia. Ale żyje – dodał pośpiesznie, widząc, że oczy Anny rozszerzają się do granic możliwości i pojawiają się w nich łzy. Anna mimo to zaczęła szlochać jak mała dziewczynka. Matka objęła ją i mocno przytuliła do piersi.
– Wiemy dziecko, ile Dziadek dla Ciebie znaczy – wolnym ruchem gładziła ją po głowie.
– Cii, moja córeczko, cii, wszystko będzie dobrze.
Mijały minuty, godziny, przy łożu zostali tylko najbliżsi i Medyk, który co jakiś czas sięgał do swej torby, szukając czegoś, co pomogłoby obudzić Króla. Nastał wieczór, a po wieczorze noc, która także nie przyniosła rozwiązania. Anna, wyczerpana płaczem, zasnęła na podłodze obok łóżka Dziadka.
Obudziła ją cicha rozmowa. Nie podnosząc głowy, zaczęła nasłuchiwać.
– Król ma bardzo słabe bicie serca – głos należał do nadwornego Medyka – oddech jest nieregularny i płytki. Król jest już bardzo stary... – Medyk zwiesił głos z zakłopotaniem.
– Nie umiem mu pomóc, nawet nie wiem, czy można mu pomóc, bo nie choroba jest tu przyczyną, tylko królewski wiek... Ojciec Anny westchnął głęboko, jej oczy zaszły łzami i znów zapadła w niespokojny sen.
Obudziła się wczesnym rankiem w swoim łóżku. Ktoś musiał ją przynieść do pokoju. Mimo że blade światło oznajmiało, że jest tuż po wschodzie słońca, księżniczka zerwała się z materaca i nawet nie szukając porannych kapci pobiegła do pokoju dziadka. Przed drzwiami, prócz zwyczajowej straży królewskiej, nikogo tym razem nie było.
– Co z Dziadkiem?
Jeden ze strażników lekko się uśmiechnął:
– Panienka sama zobaczy.
Nastrój Anny zmienił się w jednej sekundzie. Mało brakowało, a rzuciłaby się na szyję pełniącemu straż rycerzowi, ale ten przyłożył palec do ust i szepnął:
– Król się obudził, ale jest bardzo słaby. Medyk prosił o spokój i ciszę dla niego.
Anna zastygła w miejscu i powoli wyciągnęła dłoń w stronę klamki. Otwierając drzwi, poczuła zapach ziół przygotowanych przez Medyka dla Dziadka. Na łożu, lekko podparty poduchami z gęsiego puchu, leżał Dziadek. Otwarte oczy patrzyły wprost na nią.
– Dziadku! – Anna podbiegła do łóżka i przyklęknęła u wezgłowia. – Kochany Dziadku!
Dziadek przesunął rękę na pościeli i nakrył swoją dłonią jej niewielką rączkę.
– Skarbie Mój... Myślałaś, że pójdę w tę drogę, nie pożegnawszy się z Tobą? – Lekki uśmiech przyozdobił jego bladą twarz. Annie znów zaczęły płynąć łzy.
– Dziadku, nie chcę, żebyś gdzieś szedł. Jeszcze tyle rzeczy masz mi do pokazania, do nauczenia... – Przytuliła się do jego pomarszczonej dłoni – Tyle ścieżek w lesie jeszcze na nas czeka...
– Wiem dziecko, że to trudne, ale takie jest życie. Myślałem, że przygotowałem Cię na nie.
– Przygotowałeś, Dziadku. Ale ja nie chcę, żebyś odchodził. Znajdę sposób, żebyś ozdrowiał i znów pójdziemy popatrzeć na gwiazdy! – Anna podniosła głowę i popatrzyła Dziadkowi
w oczy. – Obiecuję!
Stary Król skinął głową, a lekki uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
– Kocham Cię, Anno. Bardzo, bardzo, bardzo...
***
Na zalanym słońcem tarasie służba uwijała się jak w ukropie wokół stołu, przy którym królewska rodzina zwykła jadać śniadania w pogodne, wiosenne dni. Kucharze jak zwykle nie zawiedli i na pokrytym pięknym, wyszywanym obrusem blacie pojawiły się patery pełne pysznych naleśników, oblanych słodkim syropem z cukrodrzewa, rogaliki nadziewane kremem czekoladowym oraz kandyzowane i suszone owoce. Na świeże nie była jeszcze pora i choć Anna uwielbiała truskawki ze śmietaną, to na razie musiała obejść się smakiem. Jej rodziców nie było przy stole, zbyt dużo mieli na głowie w związku z zaistniałą sytuacją, więc Anna pogryzała samotnie rogalika, patrząc w zadumie w głąb otaczającego pałac ogrodu. Służący, nie chcąc przeszkadzać jej w rozmyślaniach, dyskretnie oddalili się od stołu, zostawiając Annie tylko kubek parującego kakao. Na tarasie pozostał tylko najmłodszy z nich, w razie, gdyby Anna czegoś potrzebowała lub gdyby rodzice Anny dołączyli do śniadania.
Dziewczyna objęła dłońmi kubek. Mimo świecącego słońca powietrze było dość chłodne
i przebiegł ją dreszcz. Chłopiec, cierpliwie stojący w kącie tarasu, podbiegł do Księżniczki
z pytaniem, czy przynieść jej coś do okrycia.
Anna spojrzała na niego ze zdziwieniem, przekonana, że siedziała na tarasie sama
i podziękowawszy z uśmiechem, pogrążyła się na powrót w rozmyślaniach. Chłopiec przestąpił
z nogi na nogę, lekko ociągając się z odejściem. Ukłonił się niezgrabnie, powoli odwrócił się
i dał krok do przodu. Przystanął. W jego oczach zrodziła się nagła determinacja, obiegł stół
i stanął na wprost Anny, zasłaniając jej widok na ogród.
Zaskoczona Anna ścisnęła mocniej kubek z ciepłym napojem. Chłopiec miał 8, może 9 lat
i za bardzo nie wiedział, co zrobić ze swym czynem. Stał ze wzrokiem wbitym w podłogę tarasu i ogromnym rumieńcem wstydu na policzkach.
– Jak Ci na imię? – usłyszał ciche pytanie.
Podniósł nieśmiało czoło. Anna patrzyła na niego z zaciekawieniem, co taki maluch może też od niej chcieć?
– Milio – odparł chłopczyk. Otworzył usta, ale nie zdobył się na wypowiedzenie czegoś więcej.
Anna pochyliła się na siedzisku.
– Niespotykane imię, Milio. Ale bardzo ładne – w oczach chłopca zobaczyła radość i dumę. – Czy czegoś potrzebujesz, Milio?
Mały służący znów otworzył buzię, znów zamknął, sapnął głośno i w końcu odważył się przemówić.
– Żal mi Panienki. Zawsze jest Panienka taka wesoła, a dziś nie i mnie też jest smutno! Chciałbym pomóc – wyrzucił z siebie te słowa, jakby już nie potrafił utrzymać ich w środku Milia.
– Podejdź do mnie, Milio – Anna odsunęła się od stołu. Malec z zakłopotaniem pokręcił głową tak mocno, że Anna myślała, że mu odleci.
– Nie mogę, ochmistrzyni urwie mi za to uszy – teraz wyglądał na przerażonego.
– No chodź, nic Ci nie zrobi. Poproszę ją o to – Anna mrugnęła do niego porozumiewawczo.
Milio zbliżył się do Księżniczki i stanął naprzeciwko fotela. Anna wyciągnęła ramiona, chwyciła go i przyciągnęła do siebie.
– Jesteś takim kochanym chłopcem– Anna przytuliła go mocno – ale chyba nie potrafisz mi pomóc.
Odsunęła go i poczęstowała przepysznym rogalikiem z najznakomitszą, belgawijską czekoladą. Ten jednak, choć normalnie dałby się za taki smakołyk pokroić, nawet nie zwrócił nań uwagi.
– Wiem, dlaczego Księżniczka jest smutna. Król jest chory, a wszyscy wiedzą, jak Panienka kocha swojego Dziadka.
Milio też był smutny, jak chorowały jego siostry i wiedział, jak to jest.
– Ja nie potrafię pomóc, ale wiem, kto potrafi! – dumnie podniósł czoło.
Anna pogłaskała chłopaka po czarnych jak smoła włosach.
– Gdyby tylko to była prawda... – uśmiech na jej twarzy znów ustąpił miejsca melancholii.
– Ale to jest prawda. Proszę pójść do mojej babci. Ona leczy różne choroby, więc może wyleczy też Króla.
Anna pokręciła głową.
– Nie, Milio, Król nie jest chory. To się nazywa starość i nie da się tego wyleczyć.
– Babcia na pewno wyleczy! – Milio był tak pewny swego, że mógłby się założyć o to o tonę czekolady. – Zaprowadzę Panienkę do babci i sama Panienka zobaczy.
Anna rozbawiona wstała z fotela.
– No to chodź, uparciuchu, pogadamy w takim razie z Twoją babcią.
Dała znać zaglądającej na taras ochmistrzyni, że skończyła śniadać i podała dłoń małemu. Milio złapał za nią, ale nagle coś mu się przypomniało. Zamrugał gwałtownie i skierował wymownie wzrok na krawędź stołu.
– Częstuj się – Anna zaśmiała się przyzwalająco. Chwilę później, usmarowany belgawijską czekoladą Milio, prowadził Księżniczkę do swojej babci.
***