Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Anna z Grabianków Raciborowska - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Anna z Grabianków Raciborowska - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 195 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z ko­lei od­ma­lu­ję wam typ ko­bie­ty, za­miesz­ka­łej na kre­sach, na­le­żą­cej do wyż­sze­go koła to­wa­rzy­skie­go, a wy­kształ­ce­niem wy­róż­nia­ją­cej się od wie­lu nie­wiast współ­cze­snych. I oto­cze­nie, i dziw­ne losu ko­le­je wpły­nę­ły prze­waż­nie na roz­wój umy­sło­wy pani Anny; żyła za krót­ko, a do­świad­czy­ła za wie­le – pe­wien czar, pe­wien urok roz­le­wa­ła wko­ło sie­bie.

Wpraw­dzie i oko­licz­no­ści zmie­ni­ły się bar­dzo u ścia­ny mul­tań­skiej W dru­giej po­ło­wie XVIII stu­le­cia; jak daw­niej, tak i te­raz mie­li­śmy Ta­ta­rów i Tur­ków w są­siedz­twie, ale ła­god­nych, osła­błych i znie­do­łęż­nia­łych – ba­szo­wie i inni urzęd­ni­cy cho­cim­scy za­opa­try­wa­li swo­je ha­re­my w płeć pięk­ną z Po­do­la re­kru­to­wa­ną, ale płeć ta pięk­na na­le­ża­ła do gmi­nu, z wol­nej i nie przy­mu­szo­nej woli wcho­dzi­ła w akor­dy z mu­zuł­ma­na­mi; na­tu­ral­nie, że „prze­wier­ni” prze­waż­nie po­śred­ni­czy­li w tych dziw­nych pak­tach, ale po­śred­ni­czy­li bar­dzo ostroż­nie, bar­dzo oględ­nie: taki bo­wiem do­staw­ca, zła­pa­ny na go­rą­cym uczyn­ku, da­wał ży­cie w pierw­szym po­gra­nicz­nym gro­dzie. Ko­men­dant ka­mie­niec­ki czu­wał pil­nie nad ukró­ce­niem tego dziw­ne­go han­dlu nie­wia­sta­mi i dość było poj­ma­nej ko­bie­cie od­wo­łać się do nie­go zza krat ha­re­mu, by z ostrą do jego ba­szow­skiej mo­ści wy­stą­pił ad­mo­ni­cją, i wów­czas prze­ra­żo­ny dy­gni­tarz mu­zuł­mań­ski na­tych­miast za­dość czy­nił słusz­ne­mu żą­da­niu, bran­kę od­sy­łał, bo się okrut­nie bał, by się o jego po­stęp­kach nie do­wie­dzia­no w Dy­wa­nie, ka­rzą­cym su­ro­wo tego ro­dza­ju nad­uży­cia.

Zda­rzy­ło się, że sta­ry Wit­te, utrzy­mu­ją­cy szpie­gów w ur­syj­skim pa­sza­ły­ka­cie, do­stał ję­zy­ka, że pew­na nie­wia­sta z Po­do­la do­bro­wol­nie uda­ła się do Cho­ci­mia, przy­ję­ła tam­że is­la­mizm i zo­sta­ła mat­ką; za­żą­dał na­tych­miast jej zwro­tu i po wie­lu usi­ło­wa­niach a za­bie­gach ży­cie jej da­ro­wał, choć na dłu­gą ska­zał ją po­ku­tę. Na cmen­ta­rzu ka­mie­niec­kim, wy­peł­nia­ją­cym dzie­dzi­niec ka­te­dry miej­sco­wej, było osob­ne miej­sce dla ścię­tych „po­tur­ma­czek”, grze­ba­no je obok dzie­cio­bój­czyń i roz­strze­la­nych zbie­gów woj­sko­wych.

Kre­sy więc w tej epo­ce mia­ły ce­chę do­brze za­go­spo­da­ro­wa­ne­go kra­ju, peł­ne­go jed­no­wio­sko­wych po­sia­da­czy, uży­wa­ją­cych ży­cia, jak i resz­ta cy­wi­li­zo­wa­ne­go świa­ta. Pa­nie na­sze, za­miast do­sia­dać koni, ba­wić się strze­la­niem, gra­ły na cy­trze, ar­fie lub gi­ta­rze, w dwo­rach wiej­skich czę­sto urzą­dza­no ama­tor­skie te­atra, od­wie­dza­no się wza­jem­nie; daw­niej­szy twar­dy a szorst­ki oby­czaj zmie­nił się na mięk­ki, pie­ści­wy; idyl­la na­wet, ukry­wa­ją­ca nie­kie­dy roz­pa­sa­nie, wci­ska­ła się do sie­dzib szla­chec­kich; mu­zy­ka, tań­ce sta­ły się po­wsze­dnią rze­czą, a moda z sto­li­cy roz­pły­nę­ła się po wszyst­kim kra­ju, do­się­gła do sa­mych krań­ców Rze­czy­po­spo­li­tej. Różu i bie­li­dła do­stać mo­głeś w każ­dym mia­stecz­ku; na go­to­wal­ni pa­nien­ki, za­miast skrom­ne­go we­nec­kie­go lu­ster­ka, fi­gu­ro­wa­ły duże pięk­ne szkła w ra­mach re­ne­san­so­wych; za­miast pa­ska po­kut­ni­cze­go, dys­cy­pli­ny i księ­gi na­boż­nej, spo­ty­ka­łeś ro­mans fran­cu­ski, pach­ni­dła, la­ren­do­grę choć­by do­mo­wej ro­bo­ty, naj­roz­ma­it­sze bom­bo­nier­ki. Pani de Gen­lis wcho­dzi­ła w modę, jej Ad­éle et Théo­do­re, Le théâtre d'édu­ca­tion, Ma­de­mo­isel­le Cler­mont w ory­gi­na­le kur­so­wa­ły po dwo­rach, choć pierw­sze dwie już zna­ne były z prze­kła­dów wy­da­nych w Kra­ko­wie i War­sza­wie (1784 i 1788). U nas bar­dzo pil­nie czy­ta­no L' hi­sto­ire de Tu­rqu­ie – prze­bi­ja­ła w tym chęć bliż­sze­go po­zna­nia są­sia­dów, zna­la­złeś tak­że dzie­ła Oxen­stier­ny; z pol­skich zaś Za­ba­wy przy­jem­ne i po­ży­tecz­ne, wszel­kie­go sta­nu lu­dziom z sław­niej­szych wie­ku tego au­to­rów ze­bra­ne , re­da­go­wa­ne przez Al­ber­tran­die­go i Na­ru­sze­wi­cza (od 1769 do 1777 r.); oprócz, tego mnó­stwo ulot­nych wier­szy­ków, sa­tyr, ga­ze­tek ze sto­li­cy, ga­ze­tek za­gra­nicz­nych (Ga­zet­te de Ley­den, Bi­pont­ska). Za­wsze ato­li druk nie spo­wsze­dniał, jak dzi­siaj, pi­sa­nie da­le­ko czę­ściej go wy­rę­cza­ło: ka­wa­ler, albo choć­by sta­ry przy­ja­ciel domu, chcąc się przy­po­do­bać pani, już na sa­want­kę za­kra­wa­ją­cej, za­wsze jej przy­wo­ził ja­kąś no­wi­nę waż­niej­szą, wdzięcz­nym pi­smem wy­ka­li­gra­fo­wa­ną, na pa­pie­rze, ubra­nym w or­na­men­ta­cje pió­rem na­rzu­co­ne. Od skrom­nej ram­ki, obie­ga­ją­cej do­ko­ła ćwiart­kę, aż do fan­ta­stycz­nych gier­land kwia­to­wych, spo­tka­łeś tu­taj, fan­ta­stycz­nych, po­wta­rza­my, bo ża­den, na­wet naj­bie­glej­szy bo­ta­nik nie po­tra­fił­by ich zde­fi­nio­wać. I ja­każ do­praw­dy róż­ni­ca mię­dzy po­zo­sta­ło­ścia­mi pi­śmien­ny­mi ko­bie­ty z XVII a ko­bie­ty z XVIII stu­le­cia; tam­tej ar­chi­wum, to le­d­wie kil­ka kart, a cza­sem kil­ka­na­ście wier­szy: a po tej sto­sy fo­lian­tów; tam każ­dą li­te­rę cie­ka­wy ba­dacz de­cy­fru­je, z tych nie­kształt­nych, nie­wpraw­ną ręką kre­ślo­nych skryp­tów dużo się do­my­ślać musi: a tu­taj trwo­ga go ogar­nia wo­bec ta­kie­go bo­gac­twa ma­te­ria­łu, któ­ry prze­czy­tać musi w ca­ło­ści, je­że­li chce do­kład­nie po­znać oso­by, bę­dą­ce przed­mio­tem jego stu­diów – ale zu­żyt­ko­wać wszyst­kie­go nie jest w sta­nie, bo znu­dził­by nad wszel­ki wy­raz naj­po­błaż­liw­sze­go czy­tel­ni­ka i sam za­błą­kał się w tych wod­ni­stych, peł­nych do ni­cze­go nie obo­wią­zu­ją­cych kom­pli­men­tów pi­śmi­dłach.

Taki to ma­te­riał na­strę­cza nam się zwy­kle, kie­dy przy­stę­pu­je­my do roz­pa­trze­nia się w przy­go­dach na­szych dzia­dów, ży­ją­cych na schył­ku ubie­głe­go stu­le­cia; snadź lu­dzie pod­ów­czas byli ochot­niej­si do pió­ra, a ko­bie­ty wy­kształ­co­ne wy­prze­dzi­ły pod tym wzglę­dem mę­ską rodu po­ło­wę.

Po­zo­sta­łe jed­nak po pani An­nie pi­śmien­ne za­byt­ki róż­nią się od in­nych, bo i ona do ów­cze­snych nie­wiast po­dob­ną nie była; pe­wien ład i sys­tem do­strze­gać się w nich daje, może dla­te­go, że je po­rząd­ko­wa­ła mat­ka, za­smu­co­na po stra­cie je­dy­nej i uko­cha­nej cór­ki, jak re­li­kwią, jak dro­gą po niej pa­miąt­kę. Więc na po­cząt­ku idą ka­je­ta ma­łej dziew­czy­ny, po­tem wy­pi­sy ro­bio­ne ręką po­waż­nej już pan­ny, ko­pie licz­nych ko­re­spon­den­cji pro­wa­dzo­nych z ro­dzi­ną bliż­szą i dal­szą, dzien­ni­czek czę­sto prze­ry­wa­ny, wresz­cie smut­nych kil­ka du­mań, w któ­rych prze­bi­ja zgo­nu ry­chłe­go prze­czu­cie – za­my­ka rzecz te­sta­ment, a w kil­ka­na­ście mie­się­cy po jego na­kre­śle­niu ra­chu­nek z ży­ciem skoń­czo­ny.

Czy chce­cie po­słu­chać tych krót­kich dzie­jów mło­dej dziew­czy­ny, ży­ją­cej za cza­sów Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, da­le­ko od ze­psu­tej sto­li­cy? Nie­raz mimo woli na­su­wa nam się py­ta­nie, ja­kie były ide­ały ko­bie­ty kre­so­wej w owej prze­cho­do­wej chwi­li, kie­dy już się wy­rze­kła hu­la­czo­ści ju­nac­kiej, sza­tę Ama­zon­ki pół­dzi­kiej zrzu­ci­ła z ra­mion za sła­bych do dźwi­ga­nia pan­ce­rza, kie­dy się już wy­rze­kła ży­cia pod na­mio­tem o chło­dzie i gło­dzie, a za­sia­dła na­to­miast u do­mo­we­go ogni­ska, go­tu­jąc się do ofiar i po­świę­ceń, któ­re ją w nie­da­le­kiej cze­ka­ły przy­szło­ści? Ja­kie były owe ide­ały? py­ta­my sie­bie raz jesz­cze i jako od­po­wiedź po­da­je­my wam przy­go­dy pani Anny z Gra­bian­ków Ra­ci­bo­row­skiej.

Uro­dzi­ła się ona na Po­do­lu. Mat­ka jej, Stad­nic­ka z domu, sta­ro­ścian­ka ba­liń­ska, oj­ciec Ta­de­usz Lesz­czyc de Pan­kra­cze­wi­ce Gra­bian­ka sta­ro­sta liw­ski, obo­je ma­jęt­ni i licz­ny­mi wę­zła­mi kre­wień­stwa i sto­sun­ków po­wią­za­ni z pierw­szy­mi ro­dzi­na­mi w kra­ju; ostat­ni kształ­cił się za gra­ni­cą, w Lu­ne­wi­lu, a po­tem w Pa­ry­żu, wniósł więc za­so­by cu­dzo­ziemsz­czy­zny pod strze­chę ro­dzin­ną. Wstą­pie­nie na tron Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, ko­le­gi ze szko­ły dla mło­dzie­ży pol­skiej, za­ło­żo­nej przez Lesz­czyń­skie­go, jesz­cze go wię­cej znie­chę­ci­ło do zie­mi ro­dzin­nej. Miał ja­kiś za­targ W mło­do­ści z Po­nia­tow­skim, z tego ura­za do czło­wie­ka i póź­niej­sze lek­ce­wa­że­nie jego, choć się ów czło­wiek ustro­ił w ko­ro­nę niby to wol­ną i nie przy­mu­szo­ną wolą elek­tów wło­żo­ną na jego skro­nie. Ta­kich wresz­cie mal­kon­ten­tów, jak pan Ta­de­usz, zwłasz­cza na Po­do­lu, było zbyt dużo, więc nie ra­zi­ło to współ­cze­snych; owszem do­da­wa­ło mu w oczach oto­cze­nia pew­ne­go uro­ku. Ale i inne po­wo­dy miał Gra­bian­ka do nie­chę­ci: oto za gra­ni­cą ba­wiąc, prze­jął się za­sa­da­mi ilu­mi­nan­ty­zmu, chciał je za­szcze­pić u sie­bie, w domu – i nie mógł zna­leźć adep­tów – co wię­cej, sama pani była prze­ciw­ną tym jego teo­riom. I kto wie, może by się na aspi­ra­cjach ze stro­ny sta­ro­sty skoń­czy­ło, gdy­by jego przy­ja­cie­le za­gra­nicz­ni, Ca­glio­stro i Bru­ner, nie przy­wę­dro­wa­li na Po­do­le. Ła­two­wier­ny zie­mia­nin da­wał się wy­zy­ski­wać i oszu­ki­wać, dla­cze­goż nie… ko­rzy­stać z tego? Sta­ro­sta osa­dził po­żą­da­nych go­ści w jed­nym ze swo­ich ma­jąt­ków, w raj­ko­wic­kim za­mecz­ku, tam z nimi prze­pę­dzał wszy­stek czas na ro­bie­niu prób, któ­rych ostat­nim wy­ni­kiem mia­ło być pro­du­ko­wa­nie zło­ta. Zbroj­na nie­gdyś pla­ców­ka, rzu­co­na na płasz­czyź­nie po­śród trzę­sa­wisk, za­mie­ni­ła się w al­che­micz­ną pra­cow­nię, w któ­rej nie swoi ja­cyś uwi­ja­li się lu­dzie, w noc ciem­ną gmin oko­licz­ny wi­dział okna za­mecz­ku zie­ją­ce dziw­nym pło­mie­niem, uro­bił stąd baj­kę o cza­rach, baj­ka uro­sła w le­gen­dę i prze­trwa­ła do nie­daw­nych cza­sów, w koń­cu zaś tak po­dzia­ła­ła na ostat­nie­go wła­ści­cie­la, że mury roz­wa­lić ka­zał, miej­sce, kędy wzno­sił się za­mek, na łąkę za­mie­nił, drzew tyl­ko kil­ka z daw­ne­go ogro­du zo­sta­ło.

O ile sta­ro­sta był ide­olo­giem, o tyle sta­ro­ści­na była na wskroś re­al­ną ko­bie­tą, a wi­dząc, że jej za­gra­ża ru­ina; po­chwy­ci­ła w swe dło­nie i rzą­dy domu, i rzą­dy spo­re­go ma­jąt­ku. Dy­so­nans taki po­mię­dzy mał­żon­ka­mi nie mógł się ukryć przed ludź­mi ob­cy­mi, cóż do­pie­ro przed bli­ski­mi. I jed­nak Gra­bian­ko­wie prze­ży­li ze sobą lat dzie­sięć w po­zor­nej zgo­dzie. Pierw­szym dzie­cię­ciem, któ­re przy­szło na świat w rok po ślu­bie, była Anna, uro­dzi­ła się ona na po­cząt­ku 1772 r. Mia­ła dwóch bra­ci, je­den młod­szy od niej o trzy, dru­gi o czte­ry lata. Dzie­wią­ty rok li­czy­ła pa­nien­ka, kie­dy oj­ciec, po­rwa­ny prą­dem owych za­chceń mi­stycz­nych, pu­ścił się w po­dróż po Eu­ro­pie, na­tu­ral­nie w to­wa­rzy­stwie głów­nych adep­tów; pod­rzęd­niej­si zo­sta­li w Raj­kow­cach, ale nie na dłu­go. Sta­ro­ści­na za­czę­ła od tego, że ha­ła­strę roz­pę­dzi­ła, tym bar­dziej że Raj­kow­ce wy­pa­da­ło od­dać w za­staw­ną dzier­ża­wę p. Onu­fre­mu Mor­skie­mu, któ­re­go oj­ciec (An­to­ni) po­ży­czył znacz­ną sumę sta­ro­ście. Z ko­lei za­ję­ła się p. Gra­bian­czy­na za­nie­dba­ny­mi in­te­re­sa­mi, po ści­słym ob­ra­chun­ku prze­ko­na­ła się, że mę­żow­skie­go ma­jąt­ku nie utra­tu­je, szło już tedy o ura­to­wa­nie wła­snej sumy po­sa­go­wej. A że to była ko­bie­ta i czyn­na, i ener­gicz­na, nie opu­ści­ła tedy rąk i przy­stą­pi­ła do rze­czy, nie od­kła­da­jąc do ju­tra. Dom, a jak pod­ów­czas na­zy­wa­no, pa­łac w Ostap­kow – cach, utrzy­my­wa­ła na sto­pie daw­nej świet­no­ści, służ­by peł­no, re­zy­den­tów i re­zy­den­tek tak­że nie­ma­ło, sa­lo­ny, otwar­te go­ścin­nie, przy­bra­ły z ko­lei po­li­tycz­ny cha­rak­ter. We dwa lata po wy­jeź­dzie sta­ro­sty już się tu za­czę­ły kon­cen­tro­wać spra­wy wo­je­wódz­twa, zie­mia­nie żąd­ni kre­scy­ty­wy sta­wia­li się z hoł­dem w Ostap­kow­cach, wo­bec mło­dej go­spo­dy­ni, mo­de­lu­ją­cej się na wzór mą­dro­chy kasz­te­la­no­wej ka­mień­skiej. Na tej dro­dze zy­ska­ła sta­ro­ści­na roz­gło­su nie­ma­ło; już na sej­mi­kach od­by­tych w Ka­mień­cu w 1782 r. prze­pro­wa­dzi­ła swo­ich kan­dy­da­tów, we dwa lata póź­niej sta­nę­ła jesz­cze śmie­lej do wal­ki, a w 1786 roku, w wal­ce wy­bor­czej otrzy­ma­ła zwy­cię­stwo tak świet­ne, że król się za­czął za­le­cać ko­bie­cie, ob­sy­łał ją li­sta­mi, na jej ręce prze­ka­zy­wał or­de­ry dla za­słu­żo­nych oby­wa­te­li i swo­je­mu pry­wat­ne­mu „de­le­ga­to­wi” po­dol­skie­mu po­le­cił, by się sta­wił z sub­mi­sją u sta­ro­ści – ny. Z laty na­bie­ra­ła do­świad­cze­nia, a ten szał po­li­tycz­ny nie prze­szka­dzał jej zaj­mo­wać się in­te­re­sa­mi wła­sny­mi, zaj­mo­wać się przede wszyst­kim wy­cho­wa­niem je­dy­nej i uko­cha­nej cór­ki.

Zresz­tą o tym wszyst­kim da­le­ko szcze­gó­ło­wiej mó­wi­li­śmy gdzie in­dziej, tu­taj rzu­ca­my kil­ka po­bież­nych ry­sów, szki­cu­je­my naj­bliż­sze oto­cze­nie pa­nien­ki, by wy­ka­zać, wie­le ono na jej uspo­so­bie­nie wpły­nę­ło.

Otóż pa­nien­ka ta, pod okiem mat­ki i pan­ny Blan­che, na­uczy­ciel­ki, kształ­ci­ła się po­śród tego wiru wiel­ko­świa­to­we­go, któ­re­go peł­ne były Ostap­kow­ce, i kształ­ci­ła się i roz­wi­ja­ła szczę­śli­wie; gu­wer­nant­ce do­po­ma­gał ksiądz Ko­rze­niow­ski, pro­boszcz są­sied­nich Jar­mo­li­niec, do­jeż­dżał czę­sto, a uczył re­li­gii i wy­mo­wy. W licz­bie po­zo­sta­łych po mło­dej dziew­czyn­ce pa­mią­tek naj­wcze­śniej­szą datę ma ze­szyt tak za­ty­tu­ło­wa­ny: Uwa­gi i ma­xy­my mo­ral­ne hra­bi szwedz­kie­go Oxen­stier­na. Jest to dzie­ło Ga­brie­la (1641–1707), am­ba­sa­do­ra szwedz­kie­go na kon­gre­sie ry­świc­kim i gu­ber­na­to­ra księ­stwa Dwóch Mo­stów. My­śli o roz­ma­itych przed­mio­tach, wy­da­ne po fran­cu­sku przez Bru­ze­na de la Mar­ti­ni­ère; z nie­go to za­pew­ne czer­pa­ła dziew­czyn­ka w dwu­na­stym roku ży­cia – i cha­rak­ter pi­sma dzie­cin­ny, li­te­ry duże, sta­wia­ne na li­niach, jest na­wet pre­ten­sja do na­śla­do­wa­nia wy­cho­dzą­ce­go pod­ów­czas bar­dzo po­pu­lar­ne­go pi­sma pt. Za­ba­wy przy­jem­ne itd., bo na każ­dej kar­cie u góry ty­tuł ten fi­gu­ru­je; na pierw­szej zaś stro­ni­cy ze­szy­ci­ku u dołu na­pi­sa­no: „w Ostap­kow­cach roku 1784. Na­kła­dem Anny Gra­bian­czan­ki S. L.” Więc były i pre­ten­sje wy­daw­ni­cze, i emu­la­cje z Mi­na­so­wi­czem, któ­ry tak­że Oxen­stier­na prze­kła­dał, może gła­dziej, ale nie tak do­kład­nie jest na­sza bo­ha­ter­ka – taka przy­najm­niej na­strę­cza się nam przy po­rów­na­niu uwa­ga. Pa­nien­ka ba­wi­ła się w książ­ki, jak to dzie­ci cza­sem mó­wią, za­miast ba­wić się w lal­ki – za­ba­wa bar­dzo po­ży­tecz­na,. ale i za po­waż­na dla tak mło­de­go dziew­cząt­ka; dość so­bie bo­wiem przy­po­mnieć owe mak­sy­my szwedz­kie­go my­śli­cie­la, by się prze­ko­nać jak mu­sia­ły one od­dzia­ły­wać na umysł dzie­cin­ny, że dla przy­kła­du, pierw­szych lep­szych kil­ka sen­ten­cji po­wtó­rzy­my tu­taj z ze­szy­tu sta­ro­ścian­ki:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: