Antropocen - ebook
Antropocen - ebook
Stworzyliśmy, zwłaszcza w ciągu ostatnich 150 lat, świat, w którym – z utylitarystycznego punktu widzenia – żyje nam się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. O tym, jak do tego doszło, opowiada pięć pierwszych rozdziałów tej książki. Ale tworząc „najlepszy z ludzkich światów” dokonaliśmy zmian stanu Ziemi i życia na niej w stopniu przekraczającym pod szeregiem względów tzw. granice planetarne. Niewiele brakowało, byśmy zniszczyli warstwę ozonową. Do środowiska trafiają tysiące substancji, jakich tam wcześniej nie było, czego długofalowych skutków nie potrafi przewidzieć nikt. Globalne temperatury wciąż rosną. Dzikie życie znika z powierzchni Ziemi. Drastycznie zakłócamy obieg azotu i fosforu. Kopalnie, transport, przemysł, a także współczesne rolnictwo nieodwracalnie – w ludzkiej skali czasowej – dewastują planetę. Wisi nad nami groźba wojny atomowej. O wszystkich tych zagrożeniach opowiadają rozdziały od 6 do 11. Na koniec Autorzy starają się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie ma dziś takich sił społecznych, które byłyby w stanie tym i innym zagrożeniom zapobiec. Antropocen. Szanse i zagrożenia to wyważone spojrzenie na cywilizacyjne i ekologiczne realia współczesności oraz trzeźwa analiza naszych szans na uniknięcie planetarnej katastrofy.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-22799-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W 1900 roku na Ziemi żyło 1,6 miliarda ludzi, a ci, którzy w tym roku umarli, mieli średnio 32 lata. W 2023 będzie nas 8 miliardów, a żyjemy średnio prawie dwa i pół raza dłużej. Przez całą znaną nam historię do 1950 większość ludzi głodowała, zaś dziś rolnicy wytwarzają więcej żywności niż potrzebujemy. W 1900 roku w krajach cywilizacyjnego centrum naukę szkolną po dwunastym roku życia kontynuowało 3% dzieci, a na południe od świata Białych szkół nie było prawie wcale; dziś w najbiedniejszych rejonach Ziemi dzieci spędzają w szkołach średnio od siedmiu do ośmiu lat, a w państwach rozwiniętych dwukrotnie dłużej. Prąd elektryczny był wówczas nowością, dostępną dla bardzo nielicznych, dziś korzystamy z niego prawie wszyscy. Reszta cywilizacyjnych zdobyczy – których większość uzyskano w ciągu ostatnich 140 lat – jest tak oczywista, że nie ma potrzeby ich tu wymieniać.
Ale coś za coś. Ludzie gospodarują dziś na co najmniej trzech czwartych ziem nadających się do zamieszkania, a także w wielu rejonach pustynnych czy zlodowaciałych. Miejscem gospodarowania stały się wielkie obszary mórz i oceanów. Dziko żyjące zwierzęta, rośliny i grzyby giną tak szybko, że mówi się o szóstym wielkim wymieraniu. Do środowiska trafiają olbrzymie ilości substancji, jakich tam dotąd nie było – a długofalowe skutki ich obecności są nieprzewidywalne (otarliśmy się o katastrofę związaną z niszczeniem warstwy ozonowej). W arsenałach wojskowych znajduje się kilkanaście tysięcy bomb atomowych i termojądrowych, a nikt nie jest w stanie zagwarantować, że nie zostaną kiedyś użyte. Powodujemy wzrost średnich temperatur – i nie jesteśmy w stanie temu zapobiec.
Zmiany, jakie powodujemy, są tak wielkie, że po milionach lat będą widoczne w zapisie stratygraficznym. W związku z tym Paul J. Crutzen (który za badania nad powstawaniem i niszczeniem warstwy ozonowej otrzymał Nagrodę Nobla) wprowadził w 2000 roku termin „antropocen” jako nazwę nowej epoki w dziejach Ziemi. Do dziś trwa spór o to, czy jej początek należy umieścić 12 tysięcy lat temu, u zarania rewolucji rolniczej, na przełomie XVIII i XIX wieku, gdy zaczynała się rewolucja przemysłowa, czy może w połowie XX wieku, w czasie określanym jako Wielkie Przyspieszenie.
Wielu uważa to, co stało się od czasu, gdy Galileusz skierował swą lunetę w niebo, albo gdy Thomas Edison uruchomił pierwszą miejską elektrownię, albo gdy Norman Borlaug i inni zaczęli zieloną rewolucję, za najlepsze z tego, co się ludzkości przydarzyło. Nigdy dotąd, z utylitarystycznego punktu widzenia, nie żyło się ludziom choćby porównywalnie dobrze, jak obecnie, podkreśla Steven Pinker (2018) i dodaje, że wiele wskazuje na to, iż przyszłość będzie jeszcze lepsza.
Wielu innych natomiast powtarza, że znajdujemy się obecnie na kursie kolizyjnym z przyrodą, a także sami ze sobą (zob. np. Kendall 1992). Wisi nad nami globalna katastrofa, która może pociągnąć za sobą miliardy ofiar, a z życia pozaludzkiego, jakie znamy, pozostawi tylko resztki.
Życie na Ziemi w ciągu ostatnich pięciuset milionów lat przechodziło okresy wielkich wymierań, a po każdym z nich nie tylko odradzało się, ale przybierało nowe formy, my zaś postrzegamy to wszystko jako ewolucyjny postęp. Może więc, jeśli doprowadzimy do własnej zagłady, nasze miejsce zajmą formy życia górujące – w niemożliwym do określenia sensie – nad nami? Ale mamy też szansę, by zachować naszą planetę i życie na niej mniej więcej w obecnym stanie na okres następnych tysięcy lat. Wymagałoby to wielkich wysiłków podjętych w skali globalnej, motywowanych przekonaniem, że podejmując kluczowe decyzje polityczne czy ekonomiczne, należy brać pod uwagę nie tylko pragnienia ludzi żyjących obecnie, ale też los przyszłych pokoleń. Mało tego, należałoby wziąć pod uwagę również to, co dzieje się z życiem pozaludzkim. Ale obecne trendy rozwojowe każą wątpić w realizowalność takich przedsięwzięć. Niemniej – i taki jest cel tej książki – warto przynajmniej zdawać sobie sprawę z głównych zagrożeń. O tym jest ta książka.
Zaczynamy ją od krótkiej opowieści o tym, jak do tego doszło, aby następnie opowiedzieć o Wielkim Przełomie w świecie Białych w latach 1880–1950, który w połowie XX w. przeobraził się w Wielkie Przyspieszenie w skali globalnej. Doceniamy to, czego w tym okresie dokonano i w rozdziale piątym wymieniamy jeden po drugim powody, aby sądzić, że żyjemy w najlepszym z dotychczasowych ludzkich światów. Po czym przechodzimy do głównych zagrożeń, które my, ludzie, stworzyliśmy.
Tu chcemy usprawiedliwić się z używania terminu Biali. W wielu zawartych poniżej opowieściach pełni on kluczową rolę, a – choć wciąż budzi rasistowskie skojarzenia – nie ma go czym zastąpić. Mylące jest określenie Europejczyk, skoro czterdzieści procent potomków Europejczyków mieszka dziś poza Europą. Niech nas usprawiedliwi fakt, że w pracach m.in. demografów amerykańskich użycie słowa Whites jest na porządku dziennym.
I jeszcze jedno wyjaśnienie. Jakiś czas temu uczestniczyliśmy w pełnej emocji dyskusji na temat globalnego ocieplenia. Jedni uważali je za wielki problem, inni mu przeczyli, a nawet gdy przyznawali, że temperatury rosną, to twierdzili, że to nie ludzie są za to odpowiedzialni. Dla nas przebieg dyskusji był pouczający z innego względu: w jej trakcie wyszło na jaw, że prawie nikt z dyskutantów, i to znajdujących się po obu stronach barykady, nie rozumiał przyczyn wzrostu średnich temperatur. Wiedziano, że ma to jakiś związek z emisjami dwutlenku węgla, a także metanu, ale dlaczego, tego już prawie nikt nie rozumiał. Podobnie jest, można sądzić, jeśli chodzi o inne antropogeniczne procesy zmieniające stan biosfery w skali globalnej. Środowiskom politycznej prawicy (przy całej niejasności tego określenia) myślenie naukowe nader często jest obce, co łączy się z negowaniem, a w najlepszym razie lekceważeniem, opisanych w tej książce zagrożeń. Ale sprawie ochrony środowiska, a w szczególności klimatu, nie służy też irracjonalizm wielu ruchów ekologicznych (zwłaszcza spod znaku ekologii głębokiej). Ponieważ chcemy, aby nasza książka choć odrobinę podniosła poziom publicznych debat, wprowadziliśmy do tekstu szereg popularnonaukowych wyjaśnień. Z tego samego powodu zamieściliśmy w tekście sporo danych liczbowych – bo tych też w różnych publicznych wypowiedziach brakuje.
Jeśli o dane przytoczone w tej książce chodzi, to większość z nich zaczerpnęliśmy ze znakomitej, afiliowanej przy Uniwersytecie Oksfordzkim, witryny Our World in Data. Wybieraliśmy stamtąd zestawienia liczbowe, które, naszym zdaniem, zwięźle i wyraźnie przedstawiają obecną sytuację świata pod interesującymi nas względami. Korzystaliśmy też z Czerwonej Listy IUCN i innych źródeł internetowych, zawsze najwyższej jakości. Ich lista znajduje się w załączonej bibliografii. Gorąco zachęcamy do ich odwiedzania. Poza tym, że łatwo znaleźć tam mnóstwo pouczających zestawień, to są na bieżąco aktualizowane, podczas gdy książka zaczyna się starzeć od chwili przekazania jej do wydawcy.
Dwa ostatnie rozdziały zawierają refleksje nad tym, czy antropogenicznym zagrożeniom można zapobiec. A jeśli się to jak dotąd nie udaje, to dlaczego. Pisała na ten temat Ewa Bińczyk (2018), my staramy się jej diagnozę uzupełnić.CZĘŚĆ I
JAK DO TEGO DOSZŁO?
Dwa miliony lat temu pojawił się, chyba w centralnej Afryce, niezwykły gatunek zwierząt: homo erectus. Osobniki tego gatunku wzrost miały podobny do naszego i – jak sama nazwa wskazuje – chodziły na dwóch nogach. Miały niezwykle duże mózgi, o objętości około 800 cm³, a także zręczne dłonie. Jako bliscy krewni goryli i szympansów, słabo trawiły mięso, nie miały też pazurów i zębów dość silnych na to, aby zabić zwierzę, a potem je zjeść. Spędzały noce na ziemi, co czyniło ich łakomym kąskiem dla drapieżników. Znalazł się na te kłopoty sposób: osobniki homo erectus co najmniej kilkaset tysięcy lat temu zaczęły używać ognia. Drapieżniki ognia się bały, a poddane obróbce termicznej mięso oraz bulwy roślin stawały się łatwo przyswajalne. Mało tego, istoty te zaczęły wytwarzać włócznie i może jeszcze inne narzędzia łowieckie, a ostre krawędzie rozbitych kamieni pozwalały im poćwiartować upolowane zwierzę. Dzięki temu zasiedliły wielkie obszary planety: ich ślady odnajdujemy od Afryki po Daleki Wschód.
Uzależnienie przetrwania od wytwarzania narzędzi i używania ognia uruchomiło silne mechanizmy selekcyjne, promujące rozwój mózgu, a także dłoni. Co najmniej 450 tysięcy lat temu z homo erectus powstali neandertalczycy. Ich mózgi miały średnią objętość 1600 cm³ w przypadku mężczyzn i 1300 cm² w przypadku kobiet. Natomiast jakieś 200 tysięcy lat temu, w centralnej Afryce, pojawili się homo sapiens. Mieli – i nadal mają – mózgi o objętościach około 1350 cm³.
Ludzie więc, od swych przedludzkich form poczynając, byli istotami, których przetrwanie zależało od tego, co wytwarzali: od ognia, broni, szałasów lub chat, ubrań, narzędzi, naczyń itd. Nie były to umiejętności instynktowne (jakie np. sprawiają, że ptaki budują gniazda). Zostały wynalezione, po czym – w procesie socjalizacji – przekazane kolejnym pokoleniom. A kolejne pokolenia umiejętności, których je nauczono, czasem doskonaliły. Nie były to tylko umiejętności. Żyjąc, ludzie zdobywali wiedzę o świecie, a wiedza – ujęta w formy językowe – znajdowała praktyczne zastosowania, często nieprzewidywalne dla odkrywców. Odkrycia i wynalazki, a także sam proces wytwarzania, zmieniły zaś sposoby działania selekcji naturalnej. Trwającej setki tysięcy lat działalności wytwórczej zawdzięczamy nie tylko to, że przetrwaliśmy, ale że w ogóle pojawiliśmy się na tej planecie. Można by powiedzieć, że człowiekowate stworzyły same siebie – nie mając pojęcia o tym, co robią.Rozdział 1. Zarys dziejów ludzkości do XVI wieku
Wyjście z Afryki i zagłada licznych gatunków dużych zwierząt
Mniej więcej 60 tysięcy lat temu homo sapiens zaczęli wychodzić z Afryki. Zapewne na Bliskim Wschodzie doszło do kontaktów z neandertalczykami i dziś wszyscy ludzie, z wyjątkiem Murzynów, mają od 2 do 2,5% genów neandertalskich. (Sami neandertalczycy zniknęli około 35 tysięcy lat temu).
Umiejętności używania ognia, sporządzania skórzanych ubrań i wznoszenia różnego rodzaju schronień sprawiły, że ludzie – jako jedyny gatunek na Ziemi – zasiedlili stopniowo prawie wszystkie tereny, które w ogóle nadają się do zamieszkania. Co najmniej 50 tysięcy lat temu przedostali się do Australii. Podczas ostatniego zlodowacenia grupa około 250 zbieraczy i łowców przeszła z Syberii na Alaskę, a ich potomkowie dotarli aż do Ziemi Ognistej.
Ta ekspansja miała katastrofalne skutki dla dużych zwierząt. Te żyjące w Afryce ewoluowały wraz z homininami – a naciski selekcyjne sprawiły, że umiały się przed nimi chronić. Ale wielka liczba zwierząt z innych kontynentów była bezbronna wobec łowców zdolnych do przebiegłego współdziałania, wyposażonych w narzędzia, budujących pułapki, a dodatkowo wspomaganych przez psy, udomowione kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Tak czy inaczej dość szybko po pojawieniu się ludzi w Eurazji znikło 35% gatunków dużych ssaków (tych o masie od 40 kg), w Australii 88% (przetrwały tylko kangury), a w obu Amerykach prawie 80%. Mniejsze ssaki – którymi myśliwi byli mniej zainteresowani i które szybciej się mnożyły, a łatwiej było im się ukryć – spotkanie z ludźmi najczęściej przetrwały.
Wiemy już, że podobne, a ilościowo czasem większe wymierania zdarzały się wcześniej. Wtedy jednak opustoszałe nisze ekologiczne były zajmowane przez inne gatunki roślin i zwierząt. Obecność człowieka sprawiła natomiast, że – o ile można sądzić po upływie tysięcy lat – tym razem skończyło się na samym spadku bioróżnorodności.
Wśród śladów, które pozostały po naszych przodkach, znajdujemy takie, które świadczą o tym, że od najdawniejszych czasów oddawali się oni pewnym osobliwym praktykom. Skoro w ogóle przetrwali, to znaczy, że zwykle znajdowali wodę i pokarm, skutecznie bronili się przed drapieżnikami czy przed zimnem itd. Ale czasem spadały na nich nieszczęścia, wobec których byli bezbronni: choroby i nieszczęśliwe wypadki, susze i powodzie, uderzenia piorunów i pożary, a także wiele innych. Chcąc jakoś odegnać zły los, uciekali się do magii: do zaklęć recytowanych bądź śpiewanych, do amuletów i innych „świętych” przedmiotów, tańców przy świętym źródle bądź głazie i tym podobnych. Zapewne magiczną funkcję miały też pełnić malowidła, jakimi przed około 30 tysiącami lat zaczęli pokrywać skały i wnętrza jaskiń.
Neolityczna rewolucja rolnicza i jej skutki
Dwanaście tysięcy lat temu, gdy kończyła się ostatnia epoka lodowcowa, na Bliskim Wschodzie rozpoczął się proces zmian, które miały przeobrazić warunki życia ludzi – a także wielu innych organizmów – w sposób rewolucyjny: zaczęto uprawiać rolę i hodować zwierzęta. Jak do tego doszło, nikt nie wie. Badania archeologów, antropologów i przedstawicieli innych dyscyplin każą nam sądzić, że rewolucja rolna została zapoczątkowana w ciągu kilku tysięcy lat, w bodaj jedenastu różnych regionach.
Łowcy i zbieracze potrzebowali kilku kilometrów kwadratowych na osobę (co zależało od zasobności danego obszaru), by przeżyć. Żywność zdobywali z dnia na dzień, zapasów prawie nie robili, a dobytku mieli tyle, ile byli w stanie unieść. Rolnicy skazani byli na życie z zapasów, które robili podczas zbiorów i które musiały im wystarczyć nieraz na wiele miesięcy. Potrzebowali licznych narzędzi i stałych domostw, w których stopniowo gromadzili swój dobytek. Wszystko to stanowiło łakomy kąsek dla zbójników, aby więc skutecznie się bronić, rolnicy żyli w coraz większych osadach, te zaś wchodziły ze sobą w rozmaite sojusze, choć niekiedy też w konflikty. Wraz z rolnictwem pojawił się, a potem wciąż pogłębiał podział pracy. Każdy łowca i zbieracz potrafił robić to, co inni łowcy i zbieracze. W rolniczych osadach zaś ukształtowały się grupy rzemieślników, pasterzy, rolników, żołnierzy, a wreszcie pojawili się pierwsi władcy.
Żywność, którą wytwarzali rolnicy, była gorszej jakości niż ta zdobywana przez ich przodków. Stali się o kilka centymetrów niżsi od łowców i zbieraczy, ich szkielety były często zdeformowane wskutek długotrwałej pracy w nienaturalnych pozycjach. Częściej cierpieli głód wskutek niekorzystnych warunków pogodowych, inwazji szkodników czy chorób roślin i zwierząt. Sami, żyjąc w dużych osadach, częściej chorowali. Jednak, średnio rzecz biorąc, ilość żywności, którą wytwarzali, tak bardzo przewyższała tę, którą można było uzyskać, zbierając i łowiąc, że po kilku tysiącach lat niemal wszyscy ludzie uprawiali rolę i hodowali zwierzęta. Łowców i zbieraczy ubywało też dlatego, że zajmując najżyźniejsze obszary, rolnicy wypierali ich na tereny coraz bardziej jałowe.
Wcześniej czy później dostrzeżono, że z nasion zebranych z roślin, mających więcej i większych części jadalnych, wyrastają zwykle rośliny dające obfitsze plony, a potomstwo bardziej dorodnych sztuk zwierząt też jest najczęściej dorodniejsze. Zaczęto więc wybierać nasiona przeznaczone do siewu i sztuki przeznaczone do rozpłodu. Selekcja naturalna – dzięki której życie na Ziemi rozwijało się przez co najmniej trzy i pół miliarda lat – promuje organizmy zdolne do samodzielnego przetrwania w danych warunkach środowiskowych, wydania i wychowania potomstwa, zwykle zatem prowadzi do zwiększania szybkości ruchów i siły mięśni, wyostrza zmysły, a czasem sprzyja rozwojowi inteligencji. Ludzie ten mechanizm zastąpili selekcją sztuczną, którą prowadzili ze względu na własne potrzeby. Ponieważ nowe odmiany roślin i zwierząt powstają w ciągu setek i tysięcy lat, to tworząc je, starożytni rolnicy nie wiedzieli, co robią. Tego, że np. świnie pochodzą od dzików, dowiedziano się w czasach nowożytnych, gdy zaczęto organizmy żywe badać naukowo. Tak czy inaczej, hodowcy przejęli na siebie zadanie ochrony swoich zwierząt przed drapieżnikami czy zimnem, zapewnienia im wody i żywności – a zwierzęta hodowlane stawały się w coraz większym stopniu niezdolne do samodzielnego przetrwania w warunkach naturalnych. Wytworzone przez ludzi odmiany roślin, rodząc nadnaturalnie wielkie owoce czy bulwy, też nie są zdolne do przetrwania i rozmnażania się bez wsparcia rolników, usuwających będące ich naturalnymi sąsiadami tzw. chwasty, chroniących przed szkodnikami, nawadniających i użyźniających glebę itd.
Coraz większe połacie ziem porastane były więc i zamieszkiwane przez organizmy żyjące dzięki ludziom i dla ludzi, ubywało zaś tych, które żyły dzięki sobie i dla siebie. Te zmiany pozrywały na wielu obszarach istniejące od milionów lat łańcuchy pokarmowe, co doprowadziło do zniknięcia pewnych gatunków zwierząt, roślin czy grzybów, a ich miejsce zajęły inne, żerujące na uprawach i hodowlach prowadzonych przez ludzi (oczywiste przykłady to myszy, szczury i wróble). Poważne zmiany środowiskowe wywołało wypalanie lasów pod uprawy, tym bardziej, że tak pozyskiwane gleby po pewnym czasie ulegały wyjałowieniu – a wtedy wypalano kolejne lasy. Australijscy Aborygeni wywołali w ten sposób olbrzymią katastrofę, a szkód, jakie wyrządzili, nie da się już naprawić. Rolnicy zaczęli też zmieniać stosunki wodne, jedne obszary nawadniając, drugie osuszając. Te i inne zabiegi przyspieszały erozję gleb. Wprawdzie przez pierwsze tysiąclecia po narodzinach rolnictwa użytkowano rolniczo jedynie kilka procent ziem nadających się do zamieszkania, ale były to zwykle tereny przyrodniczo najbogatsze, zwłaszcza te w dolinach wielkich rzek.
Postęp techniczny dokonywał się – jak na nasze obecne standardy – bardzo powoli. Niemniej w VI tysiącleciu p.n.e. ludzie zaczęli wytapiać ołów i miedź, aby wytwarzać z nich ozdoby i narzędzia. Bardzo wcześnie nauczono się warzyć piwo, a około 4000 lat p.n.e. nad Nilem zaczęto wypiekać chleb na zakwasie. Z tego samego okresu pochodzą pierwsze sochy znalezione w Mezopotamii, a także ubrania wykonane z wełny.
Pierwsze cywilizacje
Liczbę żyjących u zarania neolitycznej rewolucji rolniczej na całej Ziemi ludzkich zbieraczy i łowców szacuje się na około 5 milionów. W miarę doskonalenia technik uprawy i hodowli, a także powiększania terenów rolniczych, populacja zaczęła rosnąć w tempie – mierzonym w skali całej planety – około 0,04% rocznie (co oznacza, że obszar zamieszkany przez 1000 ludzi po upływie stu lat zamieszkiwało 1040 osób, o ile część nie przeniosła się na nowe ziemie, których wówczas było pod dostatkiem). Taki wzrost utrzymał się, jeśli pominąć wahania wywołane chorobami, wielkimi wojnami czy zmianami klimatu – do XVII wieku.
Gdy w połowie IV tysiąclecia p.n.e. ludzi było już około 25 milionów, powstały pierwsze cywilizacje: sumeryjska w Mezopotamii, egipska nad Nilem, a kilkaset lat później znana z wykopalisk w Mohendżo Daro i Harappie cywilizacja nad Indusem. W połowie II tysiąclecia p.n.e. zaczęły kształtować się Indie i Chiny. Tak powstał pas „ziem zamieszkanych”, ciągnący się od Morza Śródziemnego po Morze Żółte, wzdłuż którego przynajmniej do czasów nowożytnych żyła olbrzymia większość ludzi. Ale cofnijmy się do połowy IV tysiąclecia p.n.e.
O sukcesach cywilizacji sumeryjskiej zdecydowało to, że u jej zarania zaczęto wytapiać brąz – stop miedzi i cyny, dużo twardszy niż metale znane wcześniej. Wtedy też, być może w trakcie wytapiania metali, uzyskano szkło z piasku i zaczęto wytwarzać z niego ozdoby i naczynia. Zbudowano pierwsze pojazdy na kołach.
Niesłychanie ważne jest po, że Sumerowie, a wkrótce potem Egipcjanie, około 3000 lat p.n.e. wynaleźli pismo. Dzięki temu, że w piaskach pustyń odnaleziono wiele tabliczek glinianych pokrytych pismem klinowym i wiele kart papirusu z naniesionymi na nich hieroglifami, a badaczom udało się te napisy rozszyfrować, wiemy cokolwiek o tym, jak ówcześni ludzie postrzegali świat i o świecie myśleli, a także jak żyli.
Nie wiemy, czy i jakie wierzenia towarzyszyły praktykom magicznym naszych przodków z okresu zbieracko-łowieckiego. Ludy rolnicze natomiast uzupełniały magię o obrazy bogów rządzących światem, potężniejszych niż ludzie. W rezultacie zaklęcia stopniowo przeobrażały się w modlitwy, a miejsce czarów zajęły ofiary: nie chodziło już o to, aby w ponadnaturalny sposób coś spowodować, ale o to, by zyskać łaskę boga, który nie dopuści, by spadło na nas nieszczęście, a może też czymś obdarzy.
Rewolucje religijna i filozoficzna, a także zalążek rewolucji naukowej
Między VII a V wiekiem p.n.e., gdy ludzi żyło już około 100 milionów, wzdłuż pasa ziem zamieszkanych miała miejsce wielka rewolucja religijna: w Indiach narodziły się hinduizm i buddyzm, a między Mezopotamią a Egiptem, może pod wpływem kontaktów z perskimi zaratusztrianami, ukształtował się judaizm. Do dziś wywodzące się z judaizmu chrześcijaństwo i islam, a także buddyzm i hinduizm, zdecydowanie dominują na scenie religijnej: zaledwie 5% ludzi uważających się za religijnych wyznaje obecnie inną religię niż któraś z tych czterech. W tym samym okresie w Chinach powstały konfucjanizm i taoizm, doktryny społeczne o pewnym zabarwieniu religijnym, które do dziś wywierają wielki wpływ na myślenie i sposób życia mieszkańców Państwa Środka.
W tym samym okresie w Grecji narodziła się filozofia. Dojrzałość zyskała w IV i III wieku p.n.e., gdy w Atenach powstały systemy filozoficzne Platona, Arystotelesa, Epikura, stoików i sceptyków.
Nieco później Grecy dali początek temu, co w naszych czasach stało się myślowym dziedzictwem całej ludzkości, przekraczającym bariery kulturowe, a zarazem otwierającym przed nami niewyobrażalne wcześniej możliwości. Te style myślowe, które odnajdujemy w korpusie hippokratejskim, wzmiankach o pracach Ojnopidesa z Chios i jego następców, zwłaszcza – już w epoce hellenistycznej – Euklidesa, Archimedesa i Apolloniosa, geografa Eratostenesa (który zmierzył obwód Ziemi), matematyka, fizyka i astronoma Hipparcha z Nikai (który ustalił odległość między Ziemią a Księżycem), a wreszcie lekarzy i anatomów Herofilosa i Erasistratosa (których dorobek parę stuleci później włączył do swych dzieł Galen), dziś zwiemy „naukowymi”. Towarzyszyli im konstruktorzy, wśród których największe uznanie zdobyli Ktesibios z Aleksandrii i Filon z Bizancjum.
Ekspansja Rzymu w połowie II wieku p.n.e. zniszczyła grecką naukę. Gdy po upływie kolejnych stuleci Cesarstwo Rzymskie zaczęło się w III wieku n.e. rozpadać, podjęto dzieło reform, w ramach których chrześcijaństwo, istniejące od połowy I wieku n.e., podniesiono do rangi religii państwowej. Wkrótce potem wielka wędrówka ludów unicestwiła zachodnią część Cesarstwa, zaś we wschodniej w 529 roku zamknięto niechrześcijańskie szkoły.
W VII wieku narodził się islam. Jego wyznawcy w ciągu zaledwie stu lat stworzyli imperium sięgające od Andaluzji (Hiszpanii) na zachodzie przez północną Afrykę i Bliski Wschód po tereny dzisiejszego Afganistanu.
Ku nowej Europie
Kontynuacja kulturowego cudu, jaki przydarzył się w starożytnej Grecji, nastąpiła w Europie. Podwaliny pod tę nową cywilizację, wznoszoną na gruzach Cesarstwa Rzymskiego i na rzymskim katolicyzmie, położył Karol Wielki, koronowany na cesarza w 800 roku. Ale trzeba było dwóch stuleci, nim jego dzieło okrzepło.
W IX i X wieku, gdy w Europie wciąż trwały wieki ciemne, islamscy uczeni przetłumaczyli na arabski filozoficzne i naukowe dzieła Greków. Sami niewiele do nich dodali, wyjąwszy medycynę, ale uzupełnili grecką matematykę o przejęty od Hindusów dziesiętny system zapisywania liczb i ważny pogląd, że zero jest liczbą. W XII wieku antyintelektualna reakcja muzułmańskich duchownych, straszliwy najazd Tatarów na Mezopotamię, a także utrata części Andaluzji na rzecz chrześcijan unicestwiły filozofię i naukę islamską.
Osobliwy zbieg okoliczności sprawił, że dzieła Arystotelesa i greckich naukowców, wraz z arabskimi do nich komentarzami, przejęli wtedy uczeni europejscy – i przetłumaczyli je na łacinę. Poziom intelektualny podniósł się w Europie tak bardzo, że około 1200 roku założono pierwsze uniwersytety. Przez następne cztery stulecia nauczano na nich sztuk wyzwolonych (tu kształcenie opierało się głównie na dziełach Arystotelesa, a także Euklidesa, Ptolemeusza i innych uczonych starożytnych), medycyny (na podstawie dział Galena, a także Awicenny i innych lekarzy świata islamu), prawa (tu za wzór służyło prawo rzymskie) i teologii (na podstawie Biblii i dzieł Ojców Kościoła). Używano więc jako podręczników głównie ksiąg powstałych jeszcze w starożytności, natomiast na średniowiecznych i renesansowych uniwersytetach nie prowadzono badań.
Za pośrednictwem świata islamu Europejczycy przejęli też szereg wynalazków chińskich, a przede wszystkim nauczyli się wytwarzać proch i papier. Wcześniej Chińczycy wyprzedzali inne cywilizacje pod względem technologicznym. W V wieku p.n.e. używano tam kół zębatych, a w rolnictwie – żelaznych pługów z odkładnicami. Nieco później wzniesiono wielkie piece do wytopu metali: Chińczycy potrafili odlewać żelazo, podczas gdy na pozostałych terenach Eurazji wyroby z tego metalu jedynie wykuwano. Prawdopodobnie w II wieku p.n.e. zaczęto w Państwie Środka wytwarzać papier. Od IV wieku Chińczycy wykonywali odwierty w celu wydobycia soli i ropy naftowej; niektóre sięgały na głębokość 250 metrów. Od VII wieku w północnych Chinach wytwarzano porcelanę, a w IX wieku wynaleziono proch. W XI wieku pojawiły się przekładnie łańcuchowe i zegary z mechanizmem wychwytowym, a także maszyny drukarskie z ruchomymi czcionkami. Natomiast nigdy nie powstały w Chinach dzieła teoretyczne, które dałoby się określić mianem naukowych. Choć chińskie statki, wyposażone w stery rufowe, docierały przed wiekami do Afryki, nie znajdziemy w Państwie Środka żadnego pisma, w którym twierdzono by, że Ziemia jest kulą, a tym bardziej takiego, które by podawało jej rozmiary. Od XIV wieku, być może wskutek straszliwych zniszczeń, jakie przyniosła inwazja Mongołów i epidemia Czarnej Śmierci, postęp techniczny w Chinach zatrzymał się. W XVI wieku władze poleciły zniszczyć największe statki i zakazały dalekich wypraw. Rozwój cywilizacyjny w tym kraju zamarł na następne cztery stulecia.
W Europie kres średniowieczu położyła Czarna Śmierć, która w połowie XIV wieku zabiła około jedną trzecią mieszkańców kontynentu. Sto lat później, gdy upadał Konstantynopol, we Włoszech zaczął się renesans. Niesłychanie ważne było wynalezienie w połowie XV wieku druku z użyciem ruchomych czcionek. Rosnące niczym grzyby po deszczu warsztaty drukarskie wyprodukowały w ciągu następnych pięćdziesięciu lat prawie dziesięć milionów książek! W coraz większej liczbie zamożnych domów powstawały księgozbiory. A jeśli się czyta, a do tego samemu pisze, to zaczyna się myśleć inaczej, niż myślało się, nie czytając i nie pisząc.