Antychryst - ebook
Antychryst - ebook
W swojej ostatniej pracy (jeśli nie liczyć Woli mocy skompilowanej przez jego siostrę z pozostawionych przez autora zapisków), Antychryście, dokonuje Fryderyk Nietzsche radykalnego przewartościowania wszystkich wartości, odrzucić musi zatem dekadentyzm chrześcijaństwa (czy szerzej całej judeochrześcijańskiej tradycji). Nadczłowiek, ba człowiek twórczy, witalny musi wyzbyć się chrześcijańskich zasad deprecjonujących przejawy witalnej energii. Jest w tej krytyce bezlitosny, niezwykle ostry, szczególnie mierzi go chrześcijańskie kapłaństwo reprezentowane przez św. Pawła. Zwykło się w tej pracy autora Tako rzecze Zaratustra doszukiwać wątków antysemickich, łączono tę pracę nawet z duchem faszyzmu. Nic bardziej mylnego. W swej krytyce chrześcijaństwa dąży bowiem – jak pisze Z. Kuderowicz - Nietzsche do odebrania dekadencji i przeciętności roli wyznaczników wartości.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7998-804-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka ta adresowania jest do nielicznych. Być może nawet dzisiaj nie ma ani jednego właściwego czytelnika. Mogą nimi być ci, którzy rozumieją mojego Zaratustrę. Jakże mógłbym być wzięty za jednego z tych, którym już dziś rosną nowe uszy? Dopiero pojutrze należy do mnie. Niektórzy urodzą się dopiero po śmierci.
Znam doskonale warunki, których spełnienie jest niezbędne do rozumienia mnie, a których spełnienie sprawi, że zrozumienie mnie stanie się nieuniknioną koniecznością. Trzeba być nieskończenie rzetelnym w sprawach ducha, by móc wytrzymać moją powagę i moją namiętność. Trzeba być wyćwiczonym do życia na wyżynach, patrzeć z góry na żałosną paplaninę polityki i egoizmu ludów. Trzeba stać się obojętnym. Nigdy nie pytać, czy prawda jest pożyteczna i czy stanie się czyimś przeznaczeniem… Trzeba umiłować siłę do zadawania pytań, których stawiać nikt dzisiaj nie ma odwagi. Trzeba mieć odwagę do rzeczy zakazanych, przeznaczenie do labiryntu. Trzeba mieć doświadczenie nieskończonej samotności. Nowy słuch dla nowej muzyki. Nowe oczy, by widzieć to, co najbardziej odległe. Nowe sumienie, by odkrywać prawdy, które do dzisiaj przesłania kurtyna milczenia. I wolę do ekonomii wielkiego stylu: Utrzymać razem jego siłę i zachwyt… Głęboki szacunek dla siebie samego; miłość własną; nieograniczone poczucie własnej wolności.
Tak więc! Tylko ci są w sposób nieuchronny moimi czytelnikami, prawdziwymi czytelnikami: a co z resztą? Reszta jest tylko ludzkością. Trzeba być ponad ludzkością przez swoją siłę, przez wzniosłość duszy przez pogardę.
1
Spójrzmy sobie w twarz. Jesteśmy ludem hiperborejskim: wiemy wystarczająco dobrze, jak daleko żyjemy od innych cywilizacji. „Drogi do nas nie znajdziesz ani na lądzie, ani przez morze”. Wiedział o tym już przed nami Pindar. Po drugiej stronie północy, lodów i śmierci znajduje się nasze życie i nasze szczęście. Odkryliśmy szczęście, znaleźliśmy drogę, znaleźliśmy wyjście z tysiącletnich labiryntów. Czy ktoś inny dostrzegł jeszcze to wyjście? – Czy może człowiek współczesny? – Współczesny człowiek wzdycha: „Nie znam ani wyjścia, ani wejścia, jestem tym wszystkim, co nie zna ani wyjścia, ani wejścia”. Ta nowoczesność stała się przyczyną naszej choroby. Wraz z nią pojawiły się odrętwiały pokój, bojaźliwe kompromisy i cała ta cnotliwa nieczystość współczesnego Tak i Nie. Ta tolerancja i otwartość serca, która wszystko „wybacza”, ponieważ wszystko „rozumie”, stała się naszym przeklętym Sirocco. Lepiej żyć w okowach lodu niż wśród współczesnych cnót i innych wiatrów południa. Byliśmy wystarczająco dzielni, nie szczędziliśmy ani siebie, ani innych. Ale od dawna nie wiedzieliśmy, ku czemu skierować naszą waleczność. Staliśmy się apatyczni, nazywano nas fatalistami. Naszym fatum stała się pełnia, napięcie i spiętrzenie sił. Pożądając błyskawic i czynów, pozostawaliśmy z dala od szczęścia „słabeuszy” i od „zawierzenia się”… W naszym powietrzu była burza. Natura, którą jesteśmy, zaciemniła się – ponieważ nie było dla nas żadnej drogi. Formuła naszego szczęścia: tak, nie, prosta linia, cel…
2
Co jest dobrem? – Wszystko, co w człowieku potęguje poczucie siły, wolę mocy i samą moc.
Co jest złem? – Wszystko, co ma swe źródło w słabości. Czym jest szczęście? – Poczuciem, że moc rośnie, że udaje się przezwyciężyć opór. Nie zadowolenie, ale więcej mocy; nie pokój w ogólności, ale wojna; nie cnota, ale dzielność (cnota w stylu renesansowym, virtu, cnota bez obłudy obyczajowej, oderwana od moralności). Słabi i nieudacznicy powinni pożegnać się z życiem: jest to pierwsza zasada miłości bliźniego. Powinno się im w tym dopomóc.
Co jest bardziej szkodliwe niż jakikolwiek występek? – litość wobec wszystkich nieudaczników i słabych – chrześcijaństwo.
3
Problemem, który postawiłem, nie jest pytanie, jakich cech powinna pozbyć się ludzkość, stojąca na samym szczycie w hierarchii istot żywych. Pytanie brzmi raczej: jaki typ człowieka należy wyhodować, jakiego typu człowieka należy pożądać jako istoty o wartości wyższej, bardziej godnej życia i lepiej rokującej na przyszłość.
Ten typ o wyższej wartości pojawiał się na ziemi wystarczająco często. Pojawiał się jednak wskutek szczęśliwego zrządzenia losu, jako wyjątek, nigdy jako przedmiot celowego działania. Typ ten był jednak powodem największych obaw. Był niemal uosobieniem tego, co straszne. I właśnie z tego lęku przed nimi pożądano typu odwrotnego, hodowano typ odwrotny, aż wreszcie jego istnienie stało się faktem. Powstało zwierzę domowe, zwierzę stadne, chore zwierzę ludzkie – chrześcijanin.
4
Ludzkość nie stanowi przykładu nieustannego rozwoju ku lepszemu, silniejszemu i wyższemu, tak jak to jest przyjęte w powszechnej opinii. „Postęp” jest wyłącznie jedną z nowoczesnych idei, a więc ideą fałszywą. Europejczyk dzisiejszy stoi w swojej wartości dużo poniżej Europejczyka renesansu. Dalszy rozwój w żadnym wypadku nie musi oznaczać wywyższenia, wzrostu, wzmocnienia.
W innym znaczeniu, poprzez szczęśliwy zbieg okoliczności, nieustannie pojawiają się jednostki wyższego typu w najróżniejszych miejscach na ziemi, wywodzące się z rozmaitych kultur. Jest to przypadek, który w zestawieniu z resztą ludzkości należałoby określić jako nadczłowieka. Takie szczęśliwe zbiegi okoliczności były zawsze możliwe i prawdopodobnie zawsze będą się zdarzały. W niektórych przypadkach takim wyższym typem mogą zostać całe plemienia, rody i ludy.
5
Chrześcijaństwa nie należy przyozdabiać i upiększać: to ono właśnie wydało wojnę wyższemu typowi człowieka, obłożyło klątwą wszystkie jego podstawowe instynkty. Z tych instynktów chrześcijaństwo uczyniło uosobienie zła, wydestylowało z nich złego człowieka. Mocny człowiek oznacza człowieka szczególnie zepsutego i nikczemnego. Chrześcijaństwo wzięło stronę wszystkich słabych, uniżonych i nieudaczników. Z zaprzeczenia instynktów samozachowawczych silnego życia stworzyło swój ideał. Pozbawiło rozumu. Zepsuło rozum nawet najmocniejszym duchowym naturom, nazywając najwyższe wartości ich ducha grzesznymi i zwodniczymi, uznając te wartości za pokusę. Najbardziej żałosnym przykładem jest zepsucie Pascala. Wierzył on w zepsucie swojego rozumu przez grzech pierworodny, podczas gdy jego rozum został zepsuty wyłącznie chrześcijaństwem!
6
Przede mną rozegrało się bolesne, przerażające przedstawienie: odsłoniłem kurtynę ukrywającą ludzkie zepsucie. To słowo (zepsucie – tłum.) w moich ustach wolne jest przynajmniej od podejrzeń, że zawiera moralne oskarżenie człowieka. Słowa te pomyślane są, chciałbym to jeszcze raz podkreślić, jako wolne od oceny moralnej. Wolne w tak dużym stopniu, że zepsucie, o którym mowa, odczuwane jest przeze mnie najmocniej szczególnie wtedy, kiedy mówi się o „cnocie” i o „boskości”. Zepsucie rozumiem, czego się można już domyślić, jako dekadencję. Uważam, że wszystkie wartości, których ludzkość dzisiaj pożąda w stopniu najwyższym, są wartościami dekadenckimi.
Nazywam zwierzę, gatunek, indywiduum zepsutym wtedy, kiedy traci swoje instynkty, kiedy wybiera i preferuje to, co dzieje się ze szkodą dla niego. Historia „wyższych uczuć” i „ideałów ludzkości” – niewykluczone, że będę musiał ją opowiedzieć – może się stać doskonałym wytłumaczeniem, dlaczego człowiek jest tak zepsuty. Samo życie jest dla mnie instynktem do wzrostu, do trwania, do gromadzenia sił, do mocy: tam gdzie brakuje woli mocy, nadchodzi upadek. Twierdzę, że wszystkim najwyższym wartościom ludzkim brakuje tej woli mocy. Pod najświętszymi nazwami kryją się dziś wartości upadku, wartości nihilistyczne.
7
Nazywa się chrześcijaństwo religią litości. – Litość stoi w sprzeczności do afektów tonicznych, które podnoszą energię odczuwania życia. Litość działa depresyjnie; człowiek traci siły, kiedy współczuje. Poprzez współczucie zwiększa się i różnicuje utrata siły, która i tak powstaje w życiu w skutek cierpienia. Samo cierpienie poprzez współczucie staje się zaraźliwe. W pewnych warunkach można doprowadzić do całościowej utraty energii życia i samego życia, co stoi w całkowicie absurdalnym stosunku do natężenia przyczyny (przypadek śmierci Nazarejczyka). I to jest pierwszy punkt widzenia. Ale jest jeszcze inny, ważniejszy. Zakładając, że litość mierzy się wartością reakcji, jaką zwykła wywoływać, to jej zagrażający życiu charakter ukazuje się w jeszcze jaśniejszym świetle. Litość niweczy, ogólnie mówiąc, prawo rozwoju, czyli prawo selekcji. Utrzymuje przy życiu to, co dojrzało już do śmierci. Broni siebie na korzyść tych, którzy przez życie zostali wydziedziczeni i skazani. Poprzez pełnię wszelkiego typu nieudacznictwa, które utrzymuje przy życiu, nadaje samemu życiu mroczny i wątpliwy charakter. Odważono się nazwać litość cnotą (w każdej dostojnej moralności jest słabością). Więcej jeszcze, uczyniono z niej cnotę oraz podstawę i źródło wszystkich innych cnót. Zrobiono to oczywiście (czego nie można zapomnieć) z pozycji filozofii nihilistycznej, która wypisała na swych sztandarach zaprzeczenie życia. Schopenhauer miał rację, kiedy wypowiadał słowa, że poprzez litość neguje się życie, że poprzez nią życie staje się bardziej godne zaprzeczenia. Litość jest praktyką nihilizmu. Powtórzę jeszcze raz: ten depresyjny i zaraźliwy instynkt niszczy te instynkty, których celem jest utrzymanie życia i podnoszenie jego wartości. Jest multiplikatorem nędzy, sprzyja jej utrzymaniu i przez to jest głównym narzędziem wzrostu dekadencji. Litość skłania ku nicości! Nie mówi się wprawdzie „nic”, mówi się natomiast „zaświaty”, „bóg”, „prawdziwe życie”, albo nirwana, zbawienie, błogość… Ta niewinna retoryka ze sfery religijno-moralnej idiosynkrazji staje się o wiele bardziej niebezpieczna, kiedy się zrozumie, jaka tendencja kryje się za zasłoną wysublimowanych słów: tendencja wroga życiu. Schopenhauer był wrogiem życia, dlatego litość stała się w jego oczach cnotą… Arystoteles, jak wiadomo, widział w litości chorobliwy i niebezpieczny stan, który należałoby potraktować środkiem przeczyszczającym. Rozumiał on tragedię jako środek przeczyszczający. Wychodząc od instynktów życiowych, należałoby w rzeczywistości szukać środka przeciw takiemu chorobliwemu i niebezpiecznemu nabrzmieniu litością, jak to miało miejsce w wypadku Schopenhauera (i niestety również całej naszej literackiej i artystycznej dekadencji od Petersburga do Paryża, od Tołstoja do Wagnera), dokonać nakłucia aby pękło. Nie ma rzeczy bardziej niezdrowej, pośród naszej niezdrowej nowoczesności, niż chrześcijańska litość. Tu należy być lekarzem, tu należy być nieugiętym, tu należy użyć skalpela. To wszystko naszym zadaniem, jest znakiem naszej miłości bliźniego, dzięki temu jesteśmy filozofami, jesteśmy hiperborejczykami.
8
Niezbędne jest określenie, kogo odczuwamy jako naszego oponenta: – Są to teologowie i wszystko, w czym płynie teologiczna krew – cała nasza filozofia… Przeznaczenie trzeba było zobaczyć z bliska. Trzeba było je przeżyć na własnej skórze lub niemal zginąć za jego przyczyną, dopiero wtedy przestało być zabawne. (Zajmowanie się sprawami ducha w sposób nieskrępowany przez naszych panów badaczy natury i panów fizjologów jest w moich oczach taką właśnie zabawą. Ludziom tym brakuje namiętności wobec przedmiotu badań, brakuje im cierpienia z jego powodu). To zatrucie sięga wiele dalej, niż się zwykło przypuszczać. Odnalazłem charakterystyczny dla teologów instynkt pychy. Ogarnia wszystkich tych, którzy czują się „idealistami”, tych, którzy przez wzgląd na swoje wysokie pochodzenie roszczą sobie prawo, by na otaczającą ich rzeczywistość patrzeć z góry i z wyobcowaniem. Idealista, podobnie jak kapłan, ma pod ręką (i nie tylko pod ręką!) wszystkie wielkie pojęcia. Tymi wielkimi pojęciami gra z życzliwą pogardą przeciw „rozumowi”, „zmysłom”, „zaszczytom”, „wygodnemu życiu” i „nauce”. Widzi te pojęcia jako szkodliwe i zwodnicze siły niższego rzędu. Ponad nimi unosi się „duch” w czystej postaci. Tak jakby pokora, niewinność, ubóstwo, czyli jednym słowem świętość, nie wyrządziły niewymownie więcej szkody niż jakiekolwiek okropieństwa i występki. Czysty duch jest czystym kłamstwem. Tak długo, jak kapłan – ten negator, oszczerca i zawodowy truciciel życia – występować będzie jako wyższy typ człowieka, tak długo nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, czym jest prawda. Już teraz prawda została postawiona na głowie, kiedy świadomy adwokat nicości i zaprzeczenia jest jej przedstawicielem.
9
Wypowiadam wojnę teologicznemu instynktowi, którego ślady znajduję wszędzie dookoła. W kogo żyłach płynie teologiczna krew, ten z założenia patrzy na wszystkie rzeczy błędnie i nieuczciwie. Patos, wypływający z takiej postawy, nazywany jest wiarą. Trzeba raz na zawsze zamknąć oczy, aby nie cierpieć z powodu nieuleczalnego fałszu. Uczyniono z tej błędnej optyki wobec wszelkich rzeczy moralność, cnotę i świętość. Dobre sumienie powiązano z fałszywym patrzeniem. Żądano, by żadnej innej optyce nie przypisywano już wartości, skoro wcześniej swą własną nazwano „Bogiem”, „wybawieniem”, „wiecznością” i podniesiono do rangi świętości. Instynkt teologiczny odnajdywałem wszędzie. Jest najbardziej rozpowszechnioną, właściwie podziemną formą fałszu, jaka występuje na ziemi. To, co teolog odczuwa za prawdziwe, musi koniecznie być fałszem. Jest to niemal kryterium prawdy i kłamstwa. Jego najniższy instynkt samozachowawczy zabrania, by w jakimkolwiek punkcie rzeczywistość uznana została za właściwą lub aby doszła tylko do słowa. Tak dalece, jak sięga wpływ teologów, ocena wartości została postawiona na głowie, pojęcia „prawda” i „fałsz” oznaczają koniecznie swoje przeciwieństwo. To co dla życia jest najbardziej szkodliwe, zostało tutaj nazwane „prawdą”. To co życie najbardziej wywyższa, umacnia, potwierdza, usprawiedliwia i pozwala odnosić triumf, nazwano „fałszem”. Jeżeli się zdarzy, że teologowie poprzez „sumienie” książąt (lub ludów) wyciągają rękę po władzę, to nie wątpcie w to, co się naprawdę dzieje. Wola końca, nihilistyczna wola sięga po władzę.
10
Niemcy rozumieją natychmiast, gdy mówię, że filozofia jest zepsuta krwią teologiczną. Protestancki pastor zapoczątkował niemiecką filozofię. Protestantyzm natomiast jest peccatum originale (grzechem pierworodnym) filozofii. Definicja protestantyzmu: jednostronny paraliż chrześcijaństwa i rozumu. Wystarczy wypowiedzieć słowo: „Instytut Tybingeński”, by zrozumieć, czym w istocie jest niemiecka filozofia: podstępną teologią. Szwabi są najlepszymi kłamcami w Niemczech, kłamią w niewinny sposób. Skąd wzięła się ogromna radość z wystąpienia Kanta w świecie niemieckich uczonych, który w trzech czwartych składa się z synów pastorów i nauczycieli? Skąd wzięło się wśród Niemców przekonanie, które jeszcze dzisiaj znajduje swój oddźwięk, że od czasów Kanta rozpoczął się zwrot ku lepszemu? Instynkt teologiczny w niemieckim uczonym odgadł to, co teraz na powrót stało się możliwe. Zakazana droga do starego ideału stała znów otworem. Pojęcie „prawdziwy świat”, pojęcie moralności jako esencji świata (te dwie najbardziej groźne pomyłki, jakie istnieją) pojawiły się na nowo. Dzięki mądremu i wyrachowanemu sceptycyzmowi stały się one wprawdzie niemożliwe do udowodnienia, ale i niemożliwe do obalenia… Rozum i prawa rozumu nie sięgają tak daleko. Z rzeczywistości uczyniono pozorność. Całkowicie zakłamany świat, świat w Bycie, stał się rzeczywistością. Sukces Kanta jest w rzeczywistości sukcesem teologów. Kant podobnie jak Luter czy Leibniz był jeszcze jedną przeszkodą dla rzetelności w rozumowaniu; a ta w wypadku Niemiec i tak jest mocno niedoskonała.