- W empik go
Antyczna sztuka wojenna. Tom III. Cesarstwo Rzymskie i Germanie - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Antyczna sztuka wojenna. Tom III. Cesarstwo Rzymskie i Germanie - ebook
Kolejna część czterotomowej historii sztuki wojennej. W tym tomie opisane zostały wojny, jakie toczyło Cesarstwo Rzymskie z Germanami. Sporo miejsca poświecono także charakterystyce obu armii.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65855-77-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRZEDMOWA DO WYDANIA TRZECIEGO
Niniejsze, trzecie wydanie różni się od drugiego, które ukazało się w roku 1909, jedynie pewnymi pomniejszymi dodatkami i poprawkami, takimi jak na przykład instytucje militarne Wizygotów. Ogólny zamysł pozostał niezmieniony. Nie tylko nie znalazłem podstaw do modyfikacji treści jeśli chodzi o szczegóły, które usiłowali podważyć krytycy, lecz przeciwnie, udało mi się je poprzeć nowymi argumentami. Odnosi się to na przykład do mojej koncepcji germańskiego szyku klina oraz ulokowania fortu Aliso na wzgórzu, gdzie obecnie stoi katedra Paderborn.
W międzyczasie (1920) ukazał się czwarty i ostatni tom niniejszej pracy, który traktuje o okresie sięgającym Napoleona i Clausewitza. Obecnie, wobec twierdzeń austriackiego krytyka, że najbardziej podstawowymi kwestiami jakie ustaliłem są: redukcja liczebności ogromnych armii oraz wyjaśnienie różnicy między strategią obliczoną na zniszczenie, a tą na wyczerpanie przeciwnika, można by dojść do wniosku, iż najważniejszymi tomami są pierwszy i czwarty. W moim odczuciu to właśnie drugi jest najważniejszy. Tom niniejszy w sposób najbardziej dogłębny dotyka wszystkich czterech odziedziczonych koncepcji na temat historii świata, poprzez wyeliminowanie legendarnych poglądów na temat upadku świata antycznego, Wędrówek Ludów oraz ich wpływu, zwłaszcza na ustalenie sojuszu między Konstantynem i Kościołem Chrześcijańskim, jako postulatu w zmienionym systemie oraz instytucjach wojskowych, a także na wyklarowanie się instytucji feudalnych oraz rycerstwa. Podstawą całości jest dwubiegunowość pomiędzy walczącymi indywidualnie wojownikami, a jednostkami taktycznymi w systemie wojskowym, których rozwój stanowi treść tomu trzeciego.
Grunewald, 29 czerwca 1921 r.
Hans DelbruckROZDZIAŁ I WCZESNA LUDNOŚĆ GERMANII
W celu zrozumienia instytucji wojskowych oraz dokonań Germanów musimy wpierw zapoznać się ze strukturą społeczno-polityczną tych ludów.
Germanie, podobnie jak Galowie nie byli zjednoczeni pod względem politycznym. Dzielili się na plemiona, z których każde zajmowało obszar ok. 5000 km². Ze względu na niebezpieczeństwo wrogich najazdów tereny pograniczne pozostawały niezamieszkane, tak więc można było w ciągu jednego dnia dotrzeć od najdalszych, zamieszkanych osad, do centralnego miejsca zgromadzeń.
Ponieważ bardzo znaczna część ziemi pokryta była lasami i bagnami, zaś mieszkańcy uprawiali jedynie niewielki obszar, żywiąc się głównie mlekiem, serem i mięsem, średnie zaludnienie nie mogło wynosić więcej niż 4 lub 5 osób na km². Plemię liczyło zatem normalnie jakieś 25 000 dusz, przy czym większe z nich mogły osiągać liczebność 35 lub 40 tys. To daje od 6 do 10 tys. mężczyzn, czyli liczbę, która nawet przy tej górnej granicy, po odliczeniu 1000 lub 2000 nieobecnych, mogła słuchać przemawiającego, a tym samym tworzyć obradujące zgromadzenie. Najwyższą władzę sprawowało to ogólne zgromadzenie plemienne.
Plemiona składały się z klanów lub też „secin”¹. Nazywano je klanami, bowiem nie były tworzone arbitralnie, lecz utrzymywały je razem naturalne więzy rodzinne. Nie istniały miasta, do których mogłaby się udać część młodszego pokolenia, by tam stworzyć nowe społeczności. Każda osoba pozostawała w tej grupie, w której się urodziła. O klanach mówi się również jako o secinach, bowiem liczyły w przybliżeniu 100 domostw lub wojowników², która to liczba w praktyce mogła oczywiście zostać znacznie przekroczona, gdyż Germanie używali słowa „secina” w sensie okrągłej, znacznej liczby, czyli w znaczeniu ogólnym. Rozróżnienie liczebne współistniało z patriarchalnym, bowiem faktyczne powiązania rodzinne między członkami klanu były bardzo luźne. Klany nie mogły powstać w ten sposób, że pierwotnie żyjąca blisko siebie pewna liczba par przekształciła się z biegiem stuleci w klan. Raczej działo się to w ten sposób, że klany, które stały się zbyt duże by wyżywić się w jednym miejscu rozdzielały się. Tym samym pewna liczba, mniej więcej 100, stanowiła element konstytuujący grupę oraz była podstawą jej utworzenia. Klan oraz secina są tożsame znaczeniowo.
Klan czy też secina, którego liczebność można tym samym przyjąć na poziomie od 400 do 1000 osób, być może czasami nawet 2000, zajmował obszar mniej więcej 50 km lub ewentualnie kilkakrotnie większy okręg i zamieszkiwał jedną osadę. Germanie nie budowali chat jedna przy drugiej, tak że stykały się ścianami, lecz tam gdzie jakieś szczególne miejsce, las czy strumień, przypadły do gustu danemu człowiekowi. Niemniej nie należy tego rozumieć w sensie pojedynczych farm, jakie dziś znajdujemy w wielu częściach Westfalii, lecz po prostu jako pozbawioną dbałości o zwartość, luźną osadę. Uprawa ziemi, która była obowiązkiem głównie kobiet i tych z mężczyzn, którzy byli niezdatni do polowania i walki, stała na bardzo niskim poziomie. Aby móc uprawiać świeżą, żyzną glebę, dość często zmieniano lokalizację osady w ramach okręgu. Nawet w późniejszym okresie prawo niemieckie nie postrzegało domu jako prawdziwego majątku, lecz bardziej jako część dóbr ruchomych. Jak widzieliśmy na każdy kilometr przypadało średnio 4 lub 5 osób, a więc wiosce liczącej 750 dusz odpowiadał obszar około 150 km²³. Tym samym nie było możliwe użytkowanie większych ilości ziemi uprawnej w inny sposób niż poprzez okresowe przemieszczanie się. Mimo że nie byli nomadami, Germanie mieli dość luźne poczucie przywiązania do ziemi.
Członkowie klanu, którzy zamieszkiwali tę samą osadę, tworzyli jednocześnie w czasie wojny pojedynczy oddział. Stąd nawet dzisiaj w Norwegii oddział wojskowy nazywa się thorp, zaś w Szwajcarii słowo Dorf używa się dla oznaczenia grupy, zaś dorfen znaczy „zwoływać zgromadzenie”. W zasadzie nasze niemieckie słowo Truppe (oddział) jest tego samego pochodzenia i przeszczepione przez Franków na grunt łaciński, a następnie z powrotem do naszego języka, zachowało brzmienie słów używanych przez naszych przodków w czasach, których nie sięga żaden tekst pisany. Grupa zamieszkująca osadę i grupa wyruszająca razem na wojnę jako oddział były ze sobą tożsame. Z tego też powodu od tego samego słowa pochodzi nazwa miejsca zamieszkiwania, czyli wioska (Dorf) i miejsca pochodzenia żołnierzy, oddział (Truppe)⁴.
Tak więc dawna germańska wspólnota była wioską, gdy rozpatrujemy ją na gruncie osadnictwa, okręgiem, jeśli mówimy o obszarze przez nią zajmowanym, seciną gdy mówimy o jej rozmiarach oraz klanem, gdy chcemy ją ująć wśród wzajemnych zależności. Ziemia nie była własnością prywatną, lecz była wspólną własnością tej zwartej społeczności. Tworzyła, zgodnie z wyrażeniem używanym w późniejszym okresie komunę.
Rzymianie nie mieli słów, które oddawałyby całość tego fenomenu i musieli opisać go używając omówień. Rzymski gens, słowo które było najbliższe pod względem zakresu znaczeniowego, stało się niemal pustą formą i w łacinie nie miało żadnego prawdziwego znaczenia. Tak więc Cezar nazwał germańskie klany „gentes cognationesque hominum, qui una colerunt” (rodziny i rody, które żyją razem), tym samym oddając fakt, że między mieszkańcami tych osad istniały prawdziwe związki krwi. Tacyt pisze iż „familiae et propinquitates” (domownicy i krewni) stawali w polu ramię w ramię, zaś „wspólnoty” (universi) były posiadaczami ziemi uprawnej. Paweł Diakon również miał poczucie, że stanu rzeczy wśród Germanów nie da się wyrazić słowem łacińskim, zaś w swojej księdze napisanej po łacinie zachował germańskie słowo fara, „rodzina” (mające ten sam źródłosłów co pario i peperi), a jednocześnie dodał trzy jego tłumaczenia: generationes, lineas i prosapias⁵. Podobny problem był ze słowem oznaczającym wioskę. Rzymskie vicus było niewielkie, ale zbudowane w sposób zwarty, jak miasto. Aby oddać rzeczywistość mniej zwartej zabudowy i rozproszonych osad Germanów Tacyt użył wyrażenia „vici pagique” (osada i obszary wiejskie).
Na czele każdej wspólnoty stał obieralny urzędnik, którego zwano albo Altermann (starszy), albo hunno, dokładnie tak jak wspólnotę nazywano zarówno klanem, jak i seciną. Ulfiasz⁶ nazywa w Ewangelii centuriona „Hundafaths”. U Anglosasów widzimy słowo Ealdorman, w Norwegii Herredskönige lub Hersen. W Niemczech słowo hunno na wielu obszarach zachowało swoje znaczenie w ciągu Wieków Średnich jako nazwa sędziego wioski w nazwach Hunne, Hun i Hundt, a nawet dzisiaj istnieje w Siebenbürgen w formie Hon.
Starsi, czy też hunni byli rządcami i przywódcami społeczności w czasie pokoju, zaś dowódcami w czasie wojny. Niemniej żyli razem wśród ludu. Społecznie byli to normalni obywatele, tak jak wszyscy pozostali. Nie posiadali dostatecznego autorytetu by pokojowo rozstrzygnąć poważne spory lub osądzić przestępstwa. Nie piastowali dostatecznie wysokiej funkcji, ani też nie mieli wystarczająco szerokiej perspektywy by być w stanie uzyskać przewodnictwo lub przywództwo polityczne. W każdym z plemion wyróżniały się spośród prostego ludu jedna lub kilka rodzin szlacheckich, które cieszyły się specjalnym statusem i wywodziły swoich przodków od bóstw. Spośród nich zgromadzenie ogólne wybierało kilku „książąt” czy też „wybitnych mężów” (principes), którzy podróżowali przez okręgi (per pagos vicosque; przez osady i obszary wiejskie) sprawując sądy, rozmawiali z przedstawicielami krajów ościennych, rozprawiali o sprawach publicznych, być może w porozumieniu z hunni, tak by przeforsować swoje propozycje na zgromadzeniu ogólnym. Jeden z nich w czasie wojny sprawował naczelne dowództwo jako książę.
To co w oczach Germanów przedstawiało wielką wartość pozostawało w rękach rodów książęcych w rezultacie podziału łupów, danin, podarunków, jeńców wojennych, którzy dla nich pracowali oraz odpowiednich małżeństw⁷. To bogactwo pozwalało im utrzymać świtę złożoną z wolnych mężczyzn, najdzielniejszych wojów, którzy poprzysięgali wierność swemu panu, nawet w obliczu śmierci. Jako jego towarzysze żyli w jego otoczeniu zapewniając reprezentacyjność w okresie pokoju i ochronę w czasie wojny (in pace decus, in bello praesidium). Gdziekolwiek pojawił się książę, mężowie z jego świty zapewniali autorytet i siłę wykonania jego słowu.
Z pewnością nie istniało jakieś jednoznaczne prawo, mówiące że jedynie potomek jednej z rodzin szlacheckich może zostać obrany księciem. W praktyce jednak rody te były stały się tak wyraźnie oddzielone od mas, że zwykłemu człowiekowi nie było łatwo przeniknąć do tego elitarnego kręgu. Dlaczego zgromadzenie miałoby obrać księciem człowieka z ludu, który nie był bardziej znaczącym niż każdy inny? Mimo to możliwe, że nie było rzadkim przypadkiem by hunni, których ród piastował ten urząd przez kilka pokoleń, a przez to zyskał spory prestiż, a nawet bogactwo, został włączony do klasy książąt. W zasadzie prawdopodobnie to właśnie w ten sposób kształtowały się rody szlacheckie. Naturalna przewaga jaką cieszyli się w czasie wyborów urzędników synowie wybitnych ojców stopniowo przekształcała się w zwyczaj obierania w miejsce zmarłego jego syna, zakładając posiadanie przezeń kwalifikacji do pełnienia stanowiska ojca. Z kolei przewaga jaką dawał urząd wynosiła rodzinę tak wysoko ponad ludowe masy, że coraz trudniej było innym z nią konkurować. Jeśli obecnie dostrzegamy raczej słabe strony tego psychologiczno-społecznego procesu w życiu publicznym, to dzieje się tak dlatego, że inne siły mocno działają przeciwko takiemu naturalnemu rozwojowi prestiżowej klasy. Nie ma wątpliwości, że wśród dawnych Germanów dziedziczny status rozwinął się w oparciu o wybieranych urzędników. Na terenach podbitej Brytanii przedstawiciele starych rodów książęcych stawali się królami oraz erlami, członkami rady. W okresie o jakim tu mówimy zależności te dopiero się kształtowały. Bez wątpienia klasa książąt wybiła się już ponad masy, lecz hunni nadal należeli do ludu i na kontynencie nigdy nie osiągnęli statusu osobnej klasy społecznej.
Zgromadzenie germańskich książąt i hunni zostało, jak się wydaje, określone przez Rzymian jako odpowiednik Senatu. Synowie najwybitniejszych rodów byli podnoszeni do godności książęcej, gdy byli jeszcze w dość młodym wieku i dopuszczano ich do dyskusji w ramach senatu. W innych przypadkach świta księcia była szkołą dla tych młodzieńców, których interesowało coś bardziej niezwykłego niż codzienne życie wolnego człowieka.
Rządy książąt przekształcały się w monarchię zawsze, gdy w społeczności był tylko jeden książę, lub też jeden z nich wyeliminował lub zdominował pozostałych. Podstawy i duch systemu sam w sobie nie uległ z tego powodu zmianie, bowiem najwyższa, ostateczna władza sądownicza pozostawała, jak uprzednio w rękach zgromadzenia ogólnego wojowników. Różnica między księstwem a królestwem była tak nikła, że Rzymianie w jednym przypadku użyli tytułu króla, gdy chodziło nie o jednego, lecz o dwóch książąt⁸. Pozycja króla, podobnie jak książęca nie przechodziła dziedzicznie z jednego beneficjenta na kolejnego, lecz najbardziej uzdolnieni mężczyźni byli oceniani, a następnie głosowanie i wola ludu wynosiły ich do tej pozycji. W wyniku tego procesu fizycznie lub mentalnie niezdatny następca dziedziczny mógł i na pewno zostałby pominięty przy wyborach na stanowisko. Jeśli zatem królestwo i księstwo na pierwszy rzut oka różniły się jedynie co do ilości osób, to naturalnie widać było ogromną różnicę między społecznościami, gdzie przywództwo i kierownictwo znajdowało się w rękach jednej osoby, a tymi gdzie sprawowało je kilku ludzi. Możliwość utworzenia się opozycji, ważenia różnych planów na zgromadzeniu ogólnym i składanie różnorodnych propozycji była, ze wszystkich praktycznych punktów widzenia, całkowicie wyeliminowana w przypadku królestwa. Władza zwierzchnia zgromadzenia ogólnego stopniowo zmieniała się i wreszcie jego rola sprowadzała się do aklamacji. Niemniej aklamacja ta była warunkiem koniecznym, nawet dla planów króla. Nawet w obecności króla Germanie zachowali dumę i ducha sporu, które są właściwe dla ludzi wolnych. Tacyt pisze (13. 54) „Byli królami w takim stopniu, do jakiego Germanie pozwalali im się rządzić” („in quantum Germani regnantur”).
Związek okręgu z całym krajem był raczej luźny. Mogło się zdarzyć, że przenosząc osadę nieco dalej okręg taki stopniowo oddzieliłby się od kraju, do którego dotychczas należał. Uczęszczanie w zgromadzeniach ogólnych stałoby się trudniejsze i coraz rzadsze. Obie grupy zatraciłyby poczucie wspólnoty interesów. Pod tym względem okręg był związany z resztą kraju jedynie poprzez rodzaj przymierza i z czasem, gdy klan się powiększał, tworzył swój własny kraj. Rodzina, która uprzednio pełniła funkcje hunno stawała się rodziną książęcą. W innych przypadkach działo się tak, że okręgi przydzielone różnym książętom jako obszary administracyjne były przez nich jednoczone i tym samym stawały się królestwami pod ich władzą, jednocześnie odrywając się od kraju macierzystego. Nie jest to rzecz dowiedziona bezpośrednio, ale odzwierciedla ten stan rzeczy niepewność terminologii w źródłach jakimi dysponujemy. Cheruskowie i Chattowie, którzy pojawiają się jako plemiona w sensie narodów (civitates) zajmowały tak znaczny obszar, że w zasadzie możemy je postrzegać jako przymierze państw. W przypadku nazw wielu plemion można mieć wątpliwości, czy nie są one po prostu nazwami okręgów. Z kolei nazwa „Gau” (pagus; okręg) mogła często być używana nie w odniesieniu do seciny, lecz do obszaru rządzonego przez księcia, który tworzyło kilka secin. Najbardziej trwały związek tworzyła sama secina, czyli klan, który żył razem, na poły w komunie i trudno go było rozwiązać czy to w wyniku wewnętrznych, czy zewnętrznych czynników.
DYGRESJE
Moją koncepcję na temat społeczno-politycznej organizacji ludów germańskich, która faktycznie znacząco różni się od poglądów ogólnie przyjętych, po raz pierwszy opisałem i gruntownie uzasadniłem w 81 tomie Preussische Jahrbücher 3 (1895). Niech mi wolno będzie przedstawić najważniejsze elementy mojej argumentacji.
Decydującym punktem jest utożsamienie klanu z seciną.
W mojej opinii fakt, że secina jest jednocześnie okręgiem zostało już w satysfakcjonujący sposób zaprezentowane przez Waitza. Bardziej współcześni naukowcy, tacy jak Sybel, Sickel, Erhardt, Brunner, Schröder, przyjęli zamiast tego poglądu inny, zgodnie z którym okręg jest obszarem wystawiającym co najmniej 2000 wojowników. Nie jest to jednakże koncepcja uzasadniona. Słowo pagus, stanowiące sedno tej kwestii, jest zgodnie z jego rzymskim sensem dość powszechnie stosowane na oznaczenie obszaru ziemi, części kraju lub regionu, o nieokreślonym rozmiarze. Cezar pisze, że Helweci zajmowali cztery pagi. Jasnym jest, że owe pagi nie były secinami, lecz również musiały być znacznie liczniejsze niż tysiąc. Musimy założyć, że Helweci, którzy stawali się zbyt liczni, by rządzić się w oparciu o pojedyncze zgromadzenie ogólne, podzielili się na cztery wspólnoty połączone więzami lojalności. Ponieważ te cztery wspólnoty nadal działały jak jedna w sprawach zewnętrznych, Rzymianie mówili o nich jako o pagi ludu zwanego Helwetami. W naszym konkretnym przypadku tego rodzaju pagi można z miejsca odrzucić, podobnie jak pagi Wieków Średnich, które miały nieco wspólnych cech z dawnymi plemionami.
Największym bytem jaki można by utożsamiać z germańskim pagi z najwcześniejszego okresu jest tysiąc. Moglibyśmy rozważać tę właśnie możliwość, póki nie mielibyśmy jednoznacznego poglądu na temat poziomu zaludnienia i liczby członków germańskiego plemienia. Jeśli jednak prawdą jest, że przy uwarunkowaniach kulturalnych i agrarnych, jakie panowały w starożytnej Germanii na kilometrze kwadratowym, średnio rzecz biorąc, nie mogło żyć więcej niż 4 lub 5 osób, to jesteśmy zmuszeni zarzucić koncepcję tysiąca. Możemy niewątpliwie wyobrażać sobie, że plemię, mające trzech czy czterech książąt, przydzieliłoby każdemu z nich na potrzeby sprawowania władzy sądowniczej region liczący jakieś 1200 do 2000 wojowników i możliwe jest, że czasami taki region również nazywano pagus⁹. Jeśli jednak wpierw uzyskaliśmy jasny wgląd w naturę seciny i wyglądu zajmowanej przezeń osady, to nie pozostają żadne wątpliwości, iż Rzymianie mówiąc o pagi mieli na myśli głównie owe setki. Ponieważ Sasi używali słowa Go w tym właśnie sensie do późnych Wieków Średnich, to możemy w uzasadniony sposób używać tego słowa w technicznym sensie na oznaczenie seciny, nawet w najwcześniejszym okresie, a jednocześnie nie przecząc, że jest możliwość iż Germanie mogli używać go również w sensie bardziej ogólnym, tak jak by obecnie mówimy „Bezirk” (okręg).
Mamy tu zatem do czynienia z seciną. Ostatnia hipoteza Brunnera, którą zaakceptował również Richard Schröder, mówi że secina była oddziałem, częścią armii pod dowództwem wodza, która z pewnością nie zawsze liczyła dokładnie 100 wojowników, bowiem całe klany podobno trzymały się razem, niemniej dostosowywano ją do takiej liczebności raz na jakiś czas ze względów wojskowych.
Następujące rozumowanie przeczy się tej hipotezie. Jednoznacznie ustalono, że Germanie ruszali do boju pogrupowani według klanów. Nie było sensu by sztucznie łączyć klany w setki (zakładając, że były one mniejsze niż ta liczba). Miasto-państwo takie jak Rzym musiało arbitralnie organizować swoich wojowników w „centurie” celem utrzymania porządku, bowiem nie istniały żadne użyteczne jednostki naturalne. Jednakże klany, które w ostatecznym rozrachunku nie mogły być takie znów małe, a jeśli te były zbyt nieliczne, to w każdym razie osady, dawały Germanom tak doskonałe jednostki podziału armii, iż trudno byłoby zrozumieć dlaczego stałą i ogólną zasadą, dotyczącą wszystkich plemion i trwającą przez stulecia, byłoby sztuczne i przesadnie wymyślne dzielenie wojów na setki, ani też w jaki sposób by się wykształciła i była utrzymywana.
Jest to tym bardziej nieprawdopodobne, że widzimy iż właśnie przywódca tej grupy, hunno, był człowiekiem, z którym spotykamy się stale i wciąż jako z kimś, kto najwyraźniej był dowódcą niższego szczebla, zaś jego pozycja pochodziła z najdawniejszych czasów. Jak mógł się wykształcić taki stan rzeczy, jeśli stałby on na czele zwykłego oddziału, którego skład stale się zmieniał, jeśli sama secina nie byłaby niezwykle stałym tworem i jeśli prawdziwie wspólnotowe życie nie obejmowałoby całej jednostki, lecz twory jeszcze mniejsze, czyli rody?
Wreszcie argument absolutnie decydujący: pomysł, że kilka klanów tworzyło secinę jest niepodobieństwem, bowiem klan był o wiele na to za duży. Kasjusz Dion (71. 11) podaje, iż Germanie podpisali pokój z Markiem Aureliuszem częściowo według klanów, częściowo według plemion. Klany te nie mogły być niewielkimi grupami dziesięciu lub dwudziestu pojedynczych rodzin. Podobny problem pojawia się gdy czytamy przekaz Pawła Diakona (2. 9) przytoczony powyżej. Jeśli mamy wyobrażać sobie same klany jako jednostki złożone ze 100 wojowników, a często z kilku setek, to znów naturalnie z tego wynika, iż secina nie mogła być jednostką składającą się na klan i że klan oraz secina były ze sobą tożsame. Właśnie dzięki tej koncepcji i tylko w oparciu o nią, możemy wyjaśnić szeroko rozpowszechnioną i stałą pozycję hunno wśród plemion germańskich, czyli przywódcy klanu, starszego.
Wychodząc od uwarunkowań ekonomicznych dochodzimy do tych samych rezultatów. Jasnym jest, że to klan zajmował wspólnie określony obszar ziemi i wydzielał poszczególnym członkom określone działki, co jednak nie prowadziło do własności prywatnej. Nawet zostawiając na boku świadectwa podane przez Kasjusza Diona i Pawła Diakona oczywiste jest, że nie byłoby możliwe zamieszkiwanie pojedynczej osady przez kilka klanów. To by czyniło je nie tylko zbędną jednostką pośrednią między poszczególnymi rodami a wioską, lecz również niemożliwą do zaakceptowania. Dość późno we wczesnych dokumentach, jakimi dysponujemy, znajdujemy słowo genealogiae w odniesieniu do wiosek¹⁰. W staroniemieckim¹¹ tribus tłumaczy się jako chuni, zaś contribules jako chunilinga (krewni, członkowie rodziny)¹². Wśród Anglosasów słowo maegd (równoważnik gens) ma dokładnie znaczenie territorium, provincia, patria. Zatem klan i wioska były ze sobą tożsame, co nie wyklucza możliwości, że najwyraźniej od czasu do czasu kilka osad było położonych w pewnym oddaleniu od siebie. Ze względów praktycznych nawet to miało miejsce rzadko, bowiem z punktu widzenia wzajemnego wsparcia osiedla takie nie mogły być zbyt małe. W każdym razie na gruncie politycznym istniała tylko jedna jednostka administracyjna, czyli ta, która postrzegała siebie jako pana obszaru i dzieliła go między poszczególne osoby.
Ta jednostka, osada, musiała posiadać naczelnika na potrzeby kierownictwa ekonomicznego, wodza, który był znaczącą, posiadającą autorytet osobistością, ponieważ publiczne pola, pastwiska, lasy, wypasanie i ochrona zwierząt, zasiew i zbiory, ochrona przed pożarami oraz wzajemna pomoc stale wymagały jego uwagi. Nie tylko nie ma nigdzie dowodu, by istniało stanowisko poniżej hunno, lecz jest wręcz w pełni jasne iż przywódca wioski, która jednocześnie była klanem, był daleko zbyt znaczącą osobistością by mieć bezpośrednio nad sobą hunno, który jeszcze wówczas nie zajmował zbyt wysokiego szczebla na drabinie społecznej. Patriarcha klanu oraz wódz wioski z konieczności ograniczyliby pozycję hunno. Obie pozycje znajdowałyby się zbyt blisko siebie by starczyło dla nich przestrzeni i jasnym jest, że to hunno byłby na słabszej. Podział taki jest zatem niemożliwy. Przywódca wojskowy, który od czasu do czasu rozciągnąłby władzę nad kilkoma wioskami lub klanami jest możliwy do wyobrażenia, lecz hunno, będący w ciągu stuleci powszechnym wśród Germanów fenomenem, który stale się pojawia, nie był kimś o charakterze przejściowym, lecz musiał pozostawać w stałym związku z trwałym bytem. Tym samym nie mógł istnieć jako dodatek do wodza wioski i patriarchy klanu, który był przywódcą jednostki ekonomicznej, lecz był z nimi identyczny. Tożsamość tych stanowisk prowadzi nas do charakteru tworów zbiorowych: klan jest wioską, zaś wioska jest seciną.
ROZKŁAD ZALUDNIENIA W GERMANII
Obecnie nie mamy wątpliwości, że liczby podane przez Rzymian jeśli chodzi o ludy Germanii, które do niedawna były bezrefleksyjnie powtarzane, są bezwartościowe. Jak niezwykle trudne jest, odkładając na bok wszelkie tendencyjne wyolbrzymienia, obliczenie liczby ludności plemion, przekonaliśmy się na podstawie relacji z tych krajów, które dopiero teraz znalazły się w sferze świadomości cywilizowanego świata.
Na obszarze Urundi Stanley oszacował zagęszczenie ludności na poziomie 75 osób na km². Później Baumann obliczył je na 7 osób. W przypadku Ugandy Reclus czuł się uprawniony by stwierdzić zaludnienie na 230 dusz na milę kwadratową (ok./90 na km²), czyli znacznie gęściej niż we Francji. Ratzel zredukował je z 230 na 31, zaś Jannasch stwierdził w pewnym momencie, że mimo szczerych wysiłków nie ma możliwości by dojść do jakichkolwiek wiarygodnych wyliczeń jeśli chodzi o zaludnienie obszarów Afryki. Jeśli mimo to Vierkandt szacuje zagęszczenie ludności zachodnich obszarów Afryki Centralnej na od 0,85 do 6,5 osoby na km², zaś średnio przy obszarze 5 010 000 km² zaludnienie 4,74 km², to jest on w stanie tego dokonać tylko przy pomocy bardzo licznych i wzajemnie potwierdzających się liczb i aktualnych, wiarygodnych obrachunków¹³. Jak to możliwe byśmy doszli do nawet z grubsza wiarygodnych wyliczeń jeśli chodzi o starożytną Germanię, co do której nie dysponujemy nawet pojedynczym, wiarygodnym rachunkiem, który można by zinterpretować stojąc na pewnych podstawach?
Takie wyliczenia są jednak możliwe, bowiem obecnie dysponujemy czymś, czego świadomość nie istniała jeszcze pokolenie wcześniej, czyli miary produkcji żywności wszystkich krajów, znajdujących się na różnych poziomach rozwoju kulturalnego. Miary te dają nam bardzo solidne punkty odniesienia w przypadku wielu miejsc, nawet jeśli nie wszystkich. Nie pozostawiają one wątpliwości, że Germanie, którzy jeszcze nie tworzyli miast, w nikłym stopniu uprawiali ziemię i żywili się głównie mlekiem, serem, mięsem oraz owocami myślistwa i rybactwa, w kraju pokrytym w większości lasami i mokradłami musieli być bardzo mocno rozproszeni.
F. Mor. Arndt w Zeitschrift für Geschichtliche Wissenschaft Schmidta, 3, 244 w jednym miejscu obliczył zaludnienie Germanii na 37 do 46 osób na milę kwadratową (14 do 18 na km²), niemniej w oparciu o założenie, że rzymskie przekazy na temat ograniczonego rozwoju germańskiej kultury agrarnej są nieprawdziwe. Obecnie naukowcy zgadzają się co do tego, że opisy germańskiego rolnictwa u Cezara i Tacyta oddają stan rzeczywisty, a wraz z tą podstawą, przy pełnym szacunku dla zdrowej, naturalnej spostrzegawczości doświadczonego autora, o którym tu mówimy, upada również wynikająca stąd konkluzja o znacznym zaludnieniu i o wielkiej liczbie ludności, o której Rzymianie tak uwielbiali pisać. Na podstawie porównań z liczbami podanymi przez Belocha dla Galii obliczyłem, w podanym wcześniej artykule w Preussische Jahrbücher, zaludnienie na poziomie 4 do 5 osób na km². Od tamtej pory zachwiały się nieco podstawy, na których opierałem te liczby, o tyle, że w międzyczasie zarzuciłem moją wiarę w liczby, jakie Cezar podaje w przypadku Helwetów, a które z kolei były punktem wyjścia dla Belocha. Niemniej jednak same wyliczenia możemy utrzymać.
Liczby będące punktami odniesienia, które da się użyć do uzyskania nasamprzód przybliżonej podstawy, możemy obecnie znaleźć w Schmollera wśród znakomicie zebranych danych w Grundriss der Allgemeinen Volkswirtschaftslehre, 1, 158 i kolejne, zwłaszcza str. 183. Schmoller uzyskuje liczby dla Germanii w czasach narodzin Chrystusa na poziomie 5 do 6 osób na km². W innym miejscu w jego pracy (s. 169) wyraża przekonanie iż moje wyliczenia, czyli 25 000 dusz na plemię (4-5 na km²) wydają mu się raczej za wysokie, niż za niskie. Nie ma tu tak naprawdę sprzeczności, bowiem tutaj ostatecznie możemy mówić o bardzo ogólnych wyliczeniach. Bez względu na to, czy było to 4 czy 6 osób na km², liczba Germanów między Renem a Łabą oscylowała na poziomie nie większym niż milion. Możemy jeszcze bardziej zawęzić te obrachunki za pomocą danych dotyczących zasięgu i składu poszczególnych plemion.
Znamy geografię północno-zachodniej Germanii dostatecznie dokładnie by stwierdzić, że rejon między Renem, Morzem Północnym, Łabą i linią poprowadzoną od Menu w pobliżu Hanau do miejsca, gdzie Soława wpada do Łaby, zamieszkiwało 23 germańskie plemiona: dwa Fryzów, Kanninefatowie, Batawowie, Chamawiowie, Ampsiwariowie, Angriwariowie, Tubantowie, dwa Chauków, Uzypetowie, Tenkterowie, dwa Brukterów, Marsowie, Chasuariowie, Dulgubinerowie, Lombardowie, Cheruskowie, Chattowie, Chattuariowie, Innerionowie, Intwergowie i Kalukunowie¹⁴. Cały region miał około 128 000 km², a więc średnio każde z plemion zajmowało obszar około 5560 km². Władza zwierzchnia w każdym z tych plemion należała do zgromadzenia ogólnego ludzi czy też wojowników. Tak było również w Atenach i Rzymie, lecz w tych rozwiniętych państwach ludność w wieku produkcyjnym odgrywała jedynie pomniejszą rolę na zgromadzeniach ludowych. Możemy zakładać, że w przypadku Germanów bardzo często praktycznie wszyscy wojownicy byli rzeczywiście obecni. Z tego też powodu ich kraje nie zajmowały wielkich obszarów, gdyż jeśli dystans do co bardziej odległych osad do punktu centralnego był dłuższy niż jeden dzień marszu, to nie byłoby możliwości utrzymać faktycznej powszechności takich zgromadzeń i tak jak obszar mniej więcej 5600 km² dokładnie odpowiada powyższej koncepcji, tak również zgromadzenie co najwyżej od 6 do 8 tys. mężczyzn daje się prowadzić przy jako takim porządku. Jeśli takie było maksimum, to średnia nie mogła przekraczać 5000, a to prowadzi nas do populacji ok. 25 000 ludzi na plemię, czyli 4 do 5 na km². Przede wszystkim należy zaznaczyć, że jest to maksimum, górna granica. Niemniej znaczące obniżenie tej liczby nie jest możliwe z innej przyczyny, bardziej wojskowej. Militarne dokonania Germanów w walkach z Cesarstwem Rzymskim i jego zaprawionymi w bojach legionami były tak znaczne, że byłyby nie do pomyślenia bez pewnej masy wojowników. Wobec tych osiągnięć nawet liczba 5000 wojów na plemię wydaje się tak niewielka, że nikt nie będzie skłonny obniżać jej jeszcze bardziej.
Niniejsze, trzecie wydanie różni się od drugiego, które ukazało się w roku 1909, jedynie pewnymi pomniejszymi dodatkami i poprawkami, takimi jak na przykład instytucje militarne Wizygotów. Ogólny zamysł pozostał niezmieniony. Nie tylko nie znalazłem podstaw do modyfikacji treści jeśli chodzi o szczegóły, które usiłowali podważyć krytycy, lecz przeciwnie, udało mi się je poprzeć nowymi argumentami. Odnosi się to na przykład do mojej koncepcji germańskiego szyku klina oraz ulokowania fortu Aliso na wzgórzu, gdzie obecnie stoi katedra Paderborn.
W międzyczasie (1920) ukazał się czwarty i ostatni tom niniejszej pracy, który traktuje o okresie sięgającym Napoleona i Clausewitza. Obecnie, wobec twierdzeń austriackiego krytyka, że najbardziej podstawowymi kwestiami jakie ustaliłem są: redukcja liczebności ogromnych armii oraz wyjaśnienie różnicy między strategią obliczoną na zniszczenie, a tą na wyczerpanie przeciwnika, można by dojść do wniosku, iż najważniejszymi tomami są pierwszy i czwarty. W moim odczuciu to właśnie drugi jest najważniejszy. Tom niniejszy w sposób najbardziej dogłębny dotyka wszystkich czterech odziedziczonych koncepcji na temat historii świata, poprzez wyeliminowanie legendarnych poglądów na temat upadku świata antycznego, Wędrówek Ludów oraz ich wpływu, zwłaszcza na ustalenie sojuszu między Konstantynem i Kościołem Chrześcijańskim, jako postulatu w zmienionym systemie oraz instytucjach wojskowych, a także na wyklarowanie się instytucji feudalnych oraz rycerstwa. Podstawą całości jest dwubiegunowość pomiędzy walczącymi indywidualnie wojownikami, a jednostkami taktycznymi w systemie wojskowym, których rozwój stanowi treść tomu trzeciego.
Grunewald, 29 czerwca 1921 r.
Hans DelbruckROZDZIAŁ I WCZESNA LUDNOŚĆ GERMANII
W celu zrozumienia instytucji wojskowych oraz dokonań Germanów musimy wpierw zapoznać się ze strukturą społeczno-polityczną tych ludów.
Germanie, podobnie jak Galowie nie byli zjednoczeni pod względem politycznym. Dzielili się na plemiona, z których każde zajmowało obszar ok. 5000 km². Ze względu na niebezpieczeństwo wrogich najazdów tereny pograniczne pozostawały niezamieszkane, tak więc można było w ciągu jednego dnia dotrzeć od najdalszych, zamieszkanych osad, do centralnego miejsca zgromadzeń.
Ponieważ bardzo znaczna część ziemi pokryta była lasami i bagnami, zaś mieszkańcy uprawiali jedynie niewielki obszar, żywiąc się głównie mlekiem, serem i mięsem, średnie zaludnienie nie mogło wynosić więcej niż 4 lub 5 osób na km². Plemię liczyło zatem normalnie jakieś 25 000 dusz, przy czym większe z nich mogły osiągać liczebność 35 lub 40 tys. To daje od 6 do 10 tys. mężczyzn, czyli liczbę, która nawet przy tej górnej granicy, po odliczeniu 1000 lub 2000 nieobecnych, mogła słuchać przemawiającego, a tym samym tworzyć obradujące zgromadzenie. Najwyższą władzę sprawowało to ogólne zgromadzenie plemienne.
Plemiona składały się z klanów lub też „secin”¹. Nazywano je klanami, bowiem nie były tworzone arbitralnie, lecz utrzymywały je razem naturalne więzy rodzinne. Nie istniały miasta, do których mogłaby się udać część młodszego pokolenia, by tam stworzyć nowe społeczności. Każda osoba pozostawała w tej grupie, w której się urodziła. O klanach mówi się również jako o secinach, bowiem liczyły w przybliżeniu 100 domostw lub wojowników², która to liczba w praktyce mogła oczywiście zostać znacznie przekroczona, gdyż Germanie używali słowa „secina” w sensie okrągłej, znacznej liczby, czyli w znaczeniu ogólnym. Rozróżnienie liczebne współistniało z patriarchalnym, bowiem faktyczne powiązania rodzinne między członkami klanu były bardzo luźne. Klany nie mogły powstać w ten sposób, że pierwotnie żyjąca blisko siebie pewna liczba par przekształciła się z biegiem stuleci w klan. Raczej działo się to w ten sposób, że klany, które stały się zbyt duże by wyżywić się w jednym miejscu rozdzielały się. Tym samym pewna liczba, mniej więcej 100, stanowiła element konstytuujący grupę oraz była podstawą jej utworzenia. Klan oraz secina są tożsame znaczeniowo.
Klan czy też secina, którego liczebność można tym samym przyjąć na poziomie od 400 do 1000 osób, być może czasami nawet 2000, zajmował obszar mniej więcej 50 km lub ewentualnie kilkakrotnie większy okręg i zamieszkiwał jedną osadę. Germanie nie budowali chat jedna przy drugiej, tak że stykały się ścianami, lecz tam gdzie jakieś szczególne miejsce, las czy strumień, przypadły do gustu danemu człowiekowi. Niemniej nie należy tego rozumieć w sensie pojedynczych farm, jakie dziś znajdujemy w wielu częściach Westfalii, lecz po prostu jako pozbawioną dbałości o zwartość, luźną osadę. Uprawa ziemi, która była obowiązkiem głównie kobiet i tych z mężczyzn, którzy byli niezdatni do polowania i walki, stała na bardzo niskim poziomie. Aby móc uprawiać świeżą, żyzną glebę, dość często zmieniano lokalizację osady w ramach okręgu. Nawet w późniejszym okresie prawo niemieckie nie postrzegało domu jako prawdziwego majątku, lecz bardziej jako część dóbr ruchomych. Jak widzieliśmy na każdy kilometr przypadało średnio 4 lub 5 osób, a więc wiosce liczącej 750 dusz odpowiadał obszar około 150 km²³. Tym samym nie było możliwe użytkowanie większych ilości ziemi uprawnej w inny sposób niż poprzez okresowe przemieszczanie się. Mimo że nie byli nomadami, Germanie mieli dość luźne poczucie przywiązania do ziemi.
Członkowie klanu, którzy zamieszkiwali tę samą osadę, tworzyli jednocześnie w czasie wojny pojedynczy oddział. Stąd nawet dzisiaj w Norwegii oddział wojskowy nazywa się thorp, zaś w Szwajcarii słowo Dorf używa się dla oznaczenia grupy, zaś dorfen znaczy „zwoływać zgromadzenie”. W zasadzie nasze niemieckie słowo Truppe (oddział) jest tego samego pochodzenia i przeszczepione przez Franków na grunt łaciński, a następnie z powrotem do naszego języka, zachowało brzmienie słów używanych przez naszych przodków w czasach, których nie sięga żaden tekst pisany. Grupa zamieszkująca osadę i grupa wyruszająca razem na wojnę jako oddział były ze sobą tożsame. Z tego też powodu od tego samego słowa pochodzi nazwa miejsca zamieszkiwania, czyli wioska (Dorf) i miejsca pochodzenia żołnierzy, oddział (Truppe)⁴.
Tak więc dawna germańska wspólnota była wioską, gdy rozpatrujemy ją na gruncie osadnictwa, okręgiem, jeśli mówimy o obszarze przez nią zajmowanym, seciną gdy mówimy o jej rozmiarach oraz klanem, gdy chcemy ją ująć wśród wzajemnych zależności. Ziemia nie była własnością prywatną, lecz była wspólną własnością tej zwartej społeczności. Tworzyła, zgodnie z wyrażeniem używanym w późniejszym okresie komunę.
Rzymianie nie mieli słów, które oddawałyby całość tego fenomenu i musieli opisać go używając omówień. Rzymski gens, słowo które było najbliższe pod względem zakresu znaczeniowego, stało się niemal pustą formą i w łacinie nie miało żadnego prawdziwego znaczenia. Tak więc Cezar nazwał germańskie klany „gentes cognationesque hominum, qui una colerunt” (rodziny i rody, które żyją razem), tym samym oddając fakt, że między mieszkańcami tych osad istniały prawdziwe związki krwi. Tacyt pisze iż „familiae et propinquitates” (domownicy i krewni) stawali w polu ramię w ramię, zaś „wspólnoty” (universi) były posiadaczami ziemi uprawnej. Paweł Diakon również miał poczucie, że stanu rzeczy wśród Germanów nie da się wyrazić słowem łacińskim, zaś w swojej księdze napisanej po łacinie zachował germańskie słowo fara, „rodzina” (mające ten sam źródłosłów co pario i peperi), a jednocześnie dodał trzy jego tłumaczenia: generationes, lineas i prosapias⁵. Podobny problem był ze słowem oznaczającym wioskę. Rzymskie vicus było niewielkie, ale zbudowane w sposób zwarty, jak miasto. Aby oddać rzeczywistość mniej zwartej zabudowy i rozproszonych osad Germanów Tacyt użył wyrażenia „vici pagique” (osada i obszary wiejskie).
Na czele każdej wspólnoty stał obieralny urzędnik, którego zwano albo Altermann (starszy), albo hunno, dokładnie tak jak wspólnotę nazywano zarówno klanem, jak i seciną. Ulfiasz⁶ nazywa w Ewangelii centuriona „Hundafaths”. U Anglosasów widzimy słowo Ealdorman, w Norwegii Herredskönige lub Hersen. W Niemczech słowo hunno na wielu obszarach zachowało swoje znaczenie w ciągu Wieków Średnich jako nazwa sędziego wioski w nazwach Hunne, Hun i Hundt, a nawet dzisiaj istnieje w Siebenbürgen w formie Hon.
Starsi, czy też hunni byli rządcami i przywódcami społeczności w czasie pokoju, zaś dowódcami w czasie wojny. Niemniej żyli razem wśród ludu. Społecznie byli to normalni obywatele, tak jak wszyscy pozostali. Nie posiadali dostatecznego autorytetu by pokojowo rozstrzygnąć poważne spory lub osądzić przestępstwa. Nie piastowali dostatecznie wysokiej funkcji, ani też nie mieli wystarczająco szerokiej perspektywy by być w stanie uzyskać przewodnictwo lub przywództwo polityczne. W każdym z plemion wyróżniały się spośród prostego ludu jedna lub kilka rodzin szlacheckich, które cieszyły się specjalnym statusem i wywodziły swoich przodków od bóstw. Spośród nich zgromadzenie ogólne wybierało kilku „książąt” czy też „wybitnych mężów” (principes), którzy podróżowali przez okręgi (per pagos vicosque; przez osady i obszary wiejskie) sprawując sądy, rozmawiali z przedstawicielami krajów ościennych, rozprawiali o sprawach publicznych, być może w porozumieniu z hunni, tak by przeforsować swoje propozycje na zgromadzeniu ogólnym. Jeden z nich w czasie wojny sprawował naczelne dowództwo jako książę.
To co w oczach Germanów przedstawiało wielką wartość pozostawało w rękach rodów książęcych w rezultacie podziału łupów, danin, podarunków, jeńców wojennych, którzy dla nich pracowali oraz odpowiednich małżeństw⁷. To bogactwo pozwalało im utrzymać świtę złożoną z wolnych mężczyzn, najdzielniejszych wojów, którzy poprzysięgali wierność swemu panu, nawet w obliczu śmierci. Jako jego towarzysze żyli w jego otoczeniu zapewniając reprezentacyjność w okresie pokoju i ochronę w czasie wojny (in pace decus, in bello praesidium). Gdziekolwiek pojawił się książę, mężowie z jego świty zapewniali autorytet i siłę wykonania jego słowu.
Z pewnością nie istniało jakieś jednoznaczne prawo, mówiące że jedynie potomek jednej z rodzin szlacheckich może zostać obrany księciem. W praktyce jednak rody te były stały się tak wyraźnie oddzielone od mas, że zwykłemu człowiekowi nie było łatwo przeniknąć do tego elitarnego kręgu. Dlaczego zgromadzenie miałoby obrać księciem człowieka z ludu, który nie był bardziej znaczącym niż każdy inny? Mimo to możliwe, że nie było rzadkim przypadkiem by hunni, których ród piastował ten urząd przez kilka pokoleń, a przez to zyskał spory prestiż, a nawet bogactwo, został włączony do klasy książąt. W zasadzie prawdopodobnie to właśnie w ten sposób kształtowały się rody szlacheckie. Naturalna przewaga jaką cieszyli się w czasie wyborów urzędników synowie wybitnych ojców stopniowo przekształcała się w zwyczaj obierania w miejsce zmarłego jego syna, zakładając posiadanie przezeń kwalifikacji do pełnienia stanowiska ojca. Z kolei przewaga jaką dawał urząd wynosiła rodzinę tak wysoko ponad ludowe masy, że coraz trudniej było innym z nią konkurować. Jeśli obecnie dostrzegamy raczej słabe strony tego psychologiczno-społecznego procesu w życiu publicznym, to dzieje się tak dlatego, że inne siły mocno działają przeciwko takiemu naturalnemu rozwojowi prestiżowej klasy. Nie ma wątpliwości, że wśród dawnych Germanów dziedziczny status rozwinął się w oparciu o wybieranych urzędników. Na terenach podbitej Brytanii przedstawiciele starych rodów książęcych stawali się królami oraz erlami, członkami rady. W okresie o jakim tu mówimy zależności te dopiero się kształtowały. Bez wątpienia klasa książąt wybiła się już ponad masy, lecz hunni nadal należeli do ludu i na kontynencie nigdy nie osiągnęli statusu osobnej klasy społecznej.
Zgromadzenie germańskich książąt i hunni zostało, jak się wydaje, określone przez Rzymian jako odpowiednik Senatu. Synowie najwybitniejszych rodów byli podnoszeni do godności książęcej, gdy byli jeszcze w dość młodym wieku i dopuszczano ich do dyskusji w ramach senatu. W innych przypadkach świta księcia była szkołą dla tych młodzieńców, których interesowało coś bardziej niezwykłego niż codzienne życie wolnego człowieka.
Rządy książąt przekształcały się w monarchię zawsze, gdy w społeczności był tylko jeden książę, lub też jeden z nich wyeliminował lub zdominował pozostałych. Podstawy i duch systemu sam w sobie nie uległ z tego powodu zmianie, bowiem najwyższa, ostateczna władza sądownicza pozostawała, jak uprzednio w rękach zgromadzenia ogólnego wojowników. Różnica między księstwem a królestwem była tak nikła, że Rzymianie w jednym przypadku użyli tytułu króla, gdy chodziło nie o jednego, lecz o dwóch książąt⁸. Pozycja króla, podobnie jak książęca nie przechodziła dziedzicznie z jednego beneficjenta na kolejnego, lecz najbardziej uzdolnieni mężczyźni byli oceniani, a następnie głosowanie i wola ludu wynosiły ich do tej pozycji. W wyniku tego procesu fizycznie lub mentalnie niezdatny następca dziedziczny mógł i na pewno zostałby pominięty przy wyborach na stanowisko. Jeśli zatem królestwo i księstwo na pierwszy rzut oka różniły się jedynie co do ilości osób, to naturalnie widać było ogromną różnicę między społecznościami, gdzie przywództwo i kierownictwo znajdowało się w rękach jednej osoby, a tymi gdzie sprawowało je kilku ludzi. Możliwość utworzenia się opozycji, ważenia różnych planów na zgromadzeniu ogólnym i składanie różnorodnych propozycji była, ze wszystkich praktycznych punktów widzenia, całkowicie wyeliminowana w przypadku królestwa. Władza zwierzchnia zgromadzenia ogólnego stopniowo zmieniała się i wreszcie jego rola sprowadzała się do aklamacji. Niemniej aklamacja ta była warunkiem koniecznym, nawet dla planów króla. Nawet w obecności króla Germanie zachowali dumę i ducha sporu, które są właściwe dla ludzi wolnych. Tacyt pisze (13. 54) „Byli królami w takim stopniu, do jakiego Germanie pozwalali im się rządzić” („in quantum Germani regnantur”).
Związek okręgu z całym krajem był raczej luźny. Mogło się zdarzyć, że przenosząc osadę nieco dalej okręg taki stopniowo oddzieliłby się od kraju, do którego dotychczas należał. Uczęszczanie w zgromadzeniach ogólnych stałoby się trudniejsze i coraz rzadsze. Obie grupy zatraciłyby poczucie wspólnoty interesów. Pod tym względem okręg był związany z resztą kraju jedynie poprzez rodzaj przymierza i z czasem, gdy klan się powiększał, tworzył swój własny kraj. Rodzina, która uprzednio pełniła funkcje hunno stawała się rodziną książęcą. W innych przypadkach działo się tak, że okręgi przydzielone różnym książętom jako obszary administracyjne były przez nich jednoczone i tym samym stawały się królestwami pod ich władzą, jednocześnie odrywając się od kraju macierzystego. Nie jest to rzecz dowiedziona bezpośrednio, ale odzwierciedla ten stan rzeczy niepewność terminologii w źródłach jakimi dysponujemy. Cheruskowie i Chattowie, którzy pojawiają się jako plemiona w sensie narodów (civitates) zajmowały tak znaczny obszar, że w zasadzie możemy je postrzegać jako przymierze państw. W przypadku nazw wielu plemion można mieć wątpliwości, czy nie są one po prostu nazwami okręgów. Z kolei nazwa „Gau” (pagus; okręg) mogła często być używana nie w odniesieniu do seciny, lecz do obszaru rządzonego przez księcia, który tworzyło kilka secin. Najbardziej trwały związek tworzyła sama secina, czyli klan, który żył razem, na poły w komunie i trudno go było rozwiązać czy to w wyniku wewnętrznych, czy zewnętrznych czynników.
DYGRESJE
Moją koncepcję na temat społeczno-politycznej organizacji ludów germańskich, która faktycznie znacząco różni się od poglądów ogólnie przyjętych, po raz pierwszy opisałem i gruntownie uzasadniłem w 81 tomie Preussische Jahrbücher 3 (1895). Niech mi wolno będzie przedstawić najważniejsze elementy mojej argumentacji.
Decydującym punktem jest utożsamienie klanu z seciną.
W mojej opinii fakt, że secina jest jednocześnie okręgiem zostało już w satysfakcjonujący sposób zaprezentowane przez Waitza. Bardziej współcześni naukowcy, tacy jak Sybel, Sickel, Erhardt, Brunner, Schröder, przyjęli zamiast tego poglądu inny, zgodnie z którym okręg jest obszarem wystawiającym co najmniej 2000 wojowników. Nie jest to jednakże koncepcja uzasadniona. Słowo pagus, stanowiące sedno tej kwestii, jest zgodnie z jego rzymskim sensem dość powszechnie stosowane na oznaczenie obszaru ziemi, części kraju lub regionu, o nieokreślonym rozmiarze. Cezar pisze, że Helweci zajmowali cztery pagi. Jasnym jest, że owe pagi nie były secinami, lecz również musiały być znacznie liczniejsze niż tysiąc. Musimy założyć, że Helweci, którzy stawali się zbyt liczni, by rządzić się w oparciu o pojedyncze zgromadzenie ogólne, podzielili się na cztery wspólnoty połączone więzami lojalności. Ponieważ te cztery wspólnoty nadal działały jak jedna w sprawach zewnętrznych, Rzymianie mówili o nich jako o pagi ludu zwanego Helwetami. W naszym konkretnym przypadku tego rodzaju pagi można z miejsca odrzucić, podobnie jak pagi Wieków Średnich, które miały nieco wspólnych cech z dawnymi plemionami.
Największym bytem jaki można by utożsamiać z germańskim pagi z najwcześniejszego okresu jest tysiąc. Moglibyśmy rozważać tę właśnie możliwość, póki nie mielibyśmy jednoznacznego poglądu na temat poziomu zaludnienia i liczby członków germańskiego plemienia. Jeśli jednak prawdą jest, że przy uwarunkowaniach kulturalnych i agrarnych, jakie panowały w starożytnej Germanii na kilometrze kwadratowym, średnio rzecz biorąc, nie mogło żyć więcej niż 4 lub 5 osób, to jesteśmy zmuszeni zarzucić koncepcję tysiąca. Możemy niewątpliwie wyobrażać sobie, że plemię, mające trzech czy czterech książąt, przydzieliłoby każdemu z nich na potrzeby sprawowania władzy sądowniczej region liczący jakieś 1200 do 2000 wojowników i możliwe jest, że czasami taki region również nazywano pagus⁹. Jeśli jednak wpierw uzyskaliśmy jasny wgląd w naturę seciny i wyglądu zajmowanej przezeń osady, to nie pozostają żadne wątpliwości, iż Rzymianie mówiąc o pagi mieli na myśli głównie owe setki. Ponieważ Sasi używali słowa Go w tym właśnie sensie do późnych Wieków Średnich, to możemy w uzasadniony sposób używać tego słowa w technicznym sensie na oznaczenie seciny, nawet w najwcześniejszym okresie, a jednocześnie nie przecząc, że jest możliwość iż Germanie mogli używać go również w sensie bardziej ogólnym, tak jak by obecnie mówimy „Bezirk” (okręg).
Mamy tu zatem do czynienia z seciną. Ostatnia hipoteza Brunnera, którą zaakceptował również Richard Schröder, mówi że secina była oddziałem, częścią armii pod dowództwem wodza, która z pewnością nie zawsze liczyła dokładnie 100 wojowników, bowiem całe klany podobno trzymały się razem, niemniej dostosowywano ją do takiej liczebności raz na jakiś czas ze względów wojskowych.
Następujące rozumowanie przeczy się tej hipotezie. Jednoznacznie ustalono, że Germanie ruszali do boju pogrupowani według klanów. Nie było sensu by sztucznie łączyć klany w setki (zakładając, że były one mniejsze niż ta liczba). Miasto-państwo takie jak Rzym musiało arbitralnie organizować swoich wojowników w „centurie” celem utrzymania porządku, bowiem nie istniały żadne użyteczne jednostki naturalne. Jednakże klany, które w ostatecznym rozrachunku nie mogły być takie znów małe, a jeśli te były zbyt nieliczne, to w każdym razie osady, dawały Germanom tak doskonałe jednostki podziału armii, iż trudno byłoby zrozumieć dlaczego stałą i ogólną zasadą, dotyczącą wszystkich plemion i trwającą przez stulecia, byłoby sztuczne i przesadnie wymyślne dzielenie wojów na setki, ani też w jaki sposób by się wykształciła i była utrzymywana.
Jest to tym bardziej nieprawdopodobne, że widzimy iż właśnie przywódca tej grupy, hunno, był człowiekiem, z którym spotykamy się stale i wciąż jako z kimś, kto najwyraźniej był dowódcą niższego szczebla, zaś jego pozycja pochodziła z najdawniejszych czasów. Jak mógł się wykształcić taki stan rzeczy, jeśli stałby on na czele zwykłego oddziału, którego skład stale się zmieniał, jeśli sama secina nie byłaby niezwykle stałym tworem i jeśli prawdziwie wspólnotowe życie nie obejmowałoby całej jednostki, lecz twory jeszcze mniejsze, czyli rody?
Wreszcie argument absolutnie decydujący: pomysł, że kilka klanów tworzyło secinę jest niepodobieństwem, bowiem klan był o wiele na to za duży. Kasjusz Dion (71. 11) podaje, iż Germanie podpisali pokój z Markiem Aureliuszem częściowo według klanów, częściowo według plemion. Klany te nie mogły być niewielkimi grupami dziesięciu lub dwudziestu pojedynczych rodzin. Podobny problem pojawia się gdy czytamy przekaz Pawła Diakona (2. 9) przytoczony powyżej. Jeśli mamy wyobrażać sobie same klany jako jednostki złożone ze 100 wojowników, a często z kilku setek, to znów naturalnie z tego wynika, iż secina nie mogła być jednostką składającą się na klan i że klan oraz secina były ze sobą tożsame. Właśnie dzięki tej koncepcji i tylko w oparciu o nią, możemy wyjaśnić szeroko rozpowszechnioną i stałą pozycję hunno wśród plemion germańskich, czyli przywódcy klanu, starszego.
Wychodząc od uwarunkowań ekonomicznych dochodzimy do tych samych rezultatów. Jasnym jest, że to klan zajmował wspólnie określony obszar ziemi i wydzielał poszczególnym członkom określone działki, co jednak nie prowadziło do własności prywatnej. Nawet zostawiając na boku świadectwa podane przez Kasjusza Diona i Pawła Diakona oczywiste jest, że nie byłoby możliwe zamieszkiwanie pojedynczej osady przez kilka klanów. To by czyniło je nie tylko zbędną jednostką pośrednią między poszczególnymi rodami a wioską, lecz również niemożliwą do zaakceptowania. Dość późno we wczesnych dokumentach, jakimi dysponujemy, znajdujemy słowo genealogiae w odniesieniu do wiosek¹⁰. W staroniemieckim¹¹ tribus tłumaczy się jako chuni, zaś contribules jako chunilinga (krewni, członkowie rodziny)¹². Wśród Anglosasów słowo maegd (równoważnik gens) ma dokładnie znaczenie territorium, provincia, patria. Zatem klan i wioska były ze sobą tożsame, co nie wyklucza możliwości, że najwyraźniej od czasu do czasu kilka osad było położonych w pewnym oddaleniu od siebie. Ze względów praktycznych nawet to miało miejsce rzadko, bowiem z punktu widzenia wzajemnego wsparcia osiedla takie nie mogły być zbyt małe. W każdym razie na gruncie politycznym istniała tylko jedna jednostka administracyjna, czyli ta, która postrzegała siebie jako pana obszaru i dzieliła go między poszczególne osoby.
Ta jednostka, osada, musiała posiadać naczelnika na potrzeby kierownictwa ekonomicznego, wodza, który był znaczącą, posiadającą autorytet osobistością, ponieważ publiczne pola, pastwiska, lasy, wypasanie i ochrona zwierząt, zasiew i zbiory, ochrona przed pożarami oraz wzajemna pomoc stale wymagały jego uwagi. Nie tylko nie ma nigdzie dowodu, by istniało stanowisko poniżej hunno, lecz jest wręcz w pełni jasne iż przywódca wioski, która jednocześnie była klanem, był daleko zbyt znaczącą osobistością by mieć bezpośrednio nad sobą hunno, który jeszcze wówczas nie zajmował zbyt wysokiego szczebla na drabinie społecznej. Patriarcha klanu oraz wódz wioski z konieczności ograniczyliby pozycję hunno. Obie pozycje znajdowałyby się zbyt blisko siebie by starczyło dla nich przestrzeni i jasnym jest, że to hunno byłby na słabszej. Podział taki jest zatem niemożliwy. Przywódca wojskowy, który od czasu do czasu rozciągnąłby władzę nad kilkoma wioskami lub klanami jest możliwy do wyobrażenia, lecz hunno, będący w ciągu stuleci powszechnym wśród Germanów fenomenem, który stale się pojawia, nie był kimś o charakterze przejściowym, lecz musiał pozostawać w stałym związku z trwałym bytem. Tym samym nie mógł istnieć jako dodatek do wodza wioski i patriarchy klanu, który był przywódcą jednostki ekonomicznej, lecz był z nimi identyczny. Tożsamość tych stanowisk prowadzi nas do charakteru tworów zbiorowych: klan jest wioską, zaś wioska jest seciną.
ROZKŁAD ZALUDNIENIA W GERMANII
Obecnie nie mamy wątpliwości, że liczby podane przez Rzymian jeśli chodzi o ludy Germanii, które do niedawna były bezrefleksyjnie powtarzane, są bezwartościowe. Jak niezwykle trudne jest, odkładając na bok wszelkie tendencyjne wyolbrzymienia, obliczenie liczby ludności plemion, przekonaliśmy się na podstawie relacji z tych krajów, które dopiero teraz znalazły się w sferze świadomości cywilizowanego świata.
Na obszarze Urundi Stanley oszacował zagęszczenie ludności na poziomie 75 osób na km². Później Baumann obliczył je na 7 osób. W przypadku Ugandy Reclus czuł się uprawniony by stwierdzić zaludnienie na 230 dusz na milę kwadratową (ok./90 na km²), czyli znacznie gęściej niż we Francji. Ratzel zredukował je z 230 na 31, zaś Jannasch stwierdził w pewnym momencie, że mimo szczerych wysiłków nie ma możliwości by dojść do jakichkolwiek wiarygodnych wyliczeń jeśli chodzi o zaludnienie obszarów Afryki. Jeśli mimo to Vierkandt szacuje zagęszczenie ludności zachodnich obszarów Afryki Centralnej na od 0,85 do 6,5 osoby na km², zaś średnio przy obszarze 5 010 000 km² zaludnienie 4,74 km², to jest on w stanie tego dokonać tylko przy pomocy bardzo licznych i wzajemnie potwierdzających się liczb i aktualnych, wiarygodnych obrachunków¹³. Jak to możliwe byśmy doszli do nawet z grubsza wiarygodnych wyliczeń jeśli chodzi o starożytną Germanię, co do której nie dysponujemy nawet pojedynczym, wiarygodnym rachunkiem, który można by zinterpretować stojąc na pewnych podstawach?
Takie wyliczenia są jednak możliwe, bowiem obecnie dysponujemy czymś, czego świadomość nie istniała jeszcze pokolenie wcześniej, czyli miary produkcji żywności wszystkich krajów, znajdujących się na różnych poziomach rozwoju kulturalnego. Miary te dają nam bardzo solidne punkty odniesienia w przypadku wielu miejsc, nawet jeśli nie wszystkich. Nie pozostawiają one wątpliwości, że Germanie, którzy jeszcze nie tworzyli miast, w nikłym stopniu uprawiali ziemię i żywili się głównie mlekiem, serem, mięsem oraz owocami myślistwa i rybactwa, w kraju pokrytym w większości lasami i mokradłami musieli być bardzo mocno rozproszeni.
F. Mor. Arndt w Zeitschrift für Geschichtliche Wissenschaft Schmidta, 3, 244 w jednym miejscu obliczył zaludnienie Germanii na 37 do 46 osób na milę kwadratową (14 do 18 na km²), niemniej w oparciu o założenie, że rzymskie przekazy na temat ograniczonego rozwoju germańskiej kultury agrarnej są nieprawdziwe. Obecnie naukowcy zgadzają się co do tego, że opisy germańskiego rolnictwa u Cezara i Tacyta oddają stan rzeczywisty, a wraz z tą podstawą, przy pełnym szacunku dla zdrowej, naturalnej spostrzegawczości doświadczonego autora, o którym tu mówimy, upada również wynikająca stąd konkluzja o znacznym zaludnieniu i o wielkiej liczbie ludności, o której Rzymianie tak uwielbiali pisać. Na podstawie porównań z liczbami podanymi przez Belocha dla Galii obliczyłem, w podanym wcześniej artykule w Preussische Jahrbücher, zaludnienie na poziomie 4 do 5 osób na km². Od tamtej pory zachwiały się nieco podstawy, na których opierałem te liczby, o tyle, że w międzyczasie zarzuciłem moją wiarę w liczby, jakie Cezar podaje w przypadku Helwetów, a które z kolei były punktem wyjścia dla Belocha. Niemniej jednak same wyliczenia możemy utrzymać.
Liczby będące punktami odniesienia, które da się użyć do uzyskania nasamprzód przybliżonej podstawy, możemy obecnie znaleźć w Schmollera wśród znakomicie zebranych danych w Grundriss der Allgemeinen Volkswirtschaftslehre, 1, 158 i kolejne, zwłaszcza str. 183. Schmoller uzyskuje liczby dla Germanii w czasach narodzin Chrystusa na poziomie 5 do 6 osób na km². W innym miejscu w jego pracy (s. 169) wyraża przekonanie iż moje wyliczenia, czyli 25 000 dusz na plemię (4-5 na km²) wydają mu się raczej za wysokie, niż za niskie. Nie ma tu tak naprawdę sprzeczności, bowiem tutaj ostatecznie możemy mówić o bardzo ogólnych wyliczeniach. Bez względu na to, czy było to 4 czy 6 osób na km², liczba Germanów między Renem a Łabą oscylowała na poziomie nie większym niż milion. Możemy jeszcze bardziej zawęzić te obrachunki za pomocą danych dotyczących zasięgu i składu poszczególnych plemion.
Znamy geografię północno-zachodniej Germanii dostatecznie dokładnie by stwierdzić, że rejon między Renem, Morzem Północnym, Łabą i linią poprowadzoną od Menu w pobliżu Hanau do miejsca, gdzie Soława wpada do Łaby, zamieszkiwało 23 germańskie plemiona: dwa Fryzów, Kanninefatowie, Batawowie, Chamawiowie, Ampsiwariowie, Angriwariowie, Tubantowie, dwa Chauków, Uzypetowie, Tenkterowie, dwa Brukterów, Marsowie, Chasuariowie, Dulgubinerowie, Lombardowie, Cheruskowie, Chattowie, Chattuariowie, Innerionowie, Intwergowie i Kalukunowie¹⁴. Cały region miał około 128 000 km², a więc średnio każde z plemion zajmowało obszar około 5560 km². Władza zwierzchnia w każdym z tych plemion należała do zgromadzenia ogólnego ludzi czy też wojowników. Tak było również w Atenach i Rzymie, lecz w tych rozwiniętych państwach ludność w wieku produkcyjnym odgrywała jedynie pomniejszą rolę na zgromadzeniach ludowych. Możemy zakładać, że w przypadku Germanów bardzo często praktycznie wszyscy wojownicy byli rzeczywiście obecni. Z tego też powodu ich kraje nie zajmowały wielkich obszarów, gdyż jeśli dystans do co bardziej odległych osad do punktu centralnego był dłuższy niż jeden dzień marszu, to nie byłoby możliwości utrzymać faktycznej powszechności takich zgromadzeń i tak jak obszar mniej więcej 5600 km² dokładnie odpowiada powyższej koncepcji, tak również zgromadzenie co najwyżej od 6 do 8 tys. mężczyzn daje się prowadzić przy jako takim porządku. Jeśli takie było maksimum, to średnia nie mogła przekraczać 5000, a to prowadzi nas do populacji ok. 25 000 ludzi na plemię, czyli 4 do 5 na km². Przede wszystkim należy zaznaczyć, że jest to maksimum, górna granica. Niemniej znaczące obniżenie tej liczby nie jest możliwe z innej przyczyny, bardziej wojskowej. Militarne dokonania Germanów w walkach z Cesarstwem Rzymskim i jego zaprawionymi w bojach legionami były tak znaczne, że byłyby nie do pomyślenia bez pewnej masy wojowników. Wobec tych osiągnięć nawet liczba 5000 wojów na plemię wydaje się tak niewielka, że nikt nie będzie skłonny obniżać jej jeszcze bardziej.
więcej..