Antykomunistycznego podziemia portret zbiorowy 1945-1956 - ebook
Antykomunistycznego podziemia portret zbiorowy 1945-1956 - ebook
„Żołnierze Wyklęci”, czyli bojownicy antykomunistycznego podziemia z lat 40. i 50. XX wieku, w ostatnich latach stali się bohaterami zbiorowej wyobraźni Polaków. Po dziesięcioleciach piętnowania lub przemilczania ich walka doczekała się uznania i upamiętnienia. Jest też wyraźnie mitologizowana. Dr hab. Mariusz Mazur, historyk z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, proponuje nowe spojrzenie na powojenną partyzantkę - od strony mentalności jej uczestników.
Docieka, jak i dlaczego tak, a nie inaczej, myśleli i działali ludzie konspirujący po wojnie. Tworzy ich portret zbiorowy i odpowiada na ważne pytania: skąd się wzięli w podziemiu, jakie mieli pochodzenie i wykształcenie, do jakich wartości się odwoływali, czy byli religijni, czy odczuwali strach lub dumę, wreszcie o czym marzyli, jak wyobrażali sobie niepodległą Polskę i swoje w niej miejsce.
Autor nie unika też problemów kontrowersyjnych, takich jak przejawy demoralizacji partyzantów, bandytyzmu czy alkoholizmu, skłonności do agresji i przemocy. Publikacja jest nowatorska, łącząc historię i psychologię społeczną, a zarazem jest napisana w sposób przystępny dla czytelnika. Jak twierdzi w recenzji wydawniczej znany historyk Marcin Zaremba: „Mariusz Mazur nie oskarża, raczej stara się zrozumieć, dostarczając materiał w sprawie. Jest to „historia rozumiejąca”: motywy, postawy, zachowania, a nie oskarżająca czy – druga skrajność – apologetyczna. Spodziewamy się, że książka wywoła zainteresowanie i dyskusję w środowisku historycznym i mediach.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15983-9 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Polskie powojenne podziemie niepodległościowe, czyli tzw. druga konspiracja, doczekało się bardzo bogatej literatury, w której zostało już wyjaśnionych wiele istotnych kwestii.
Znamy jego rozmiary — choć wartości często są zawyżane — rozpoznajemy struktury, poznaliśmy nazwiska dowódców i uczestników, rodzaje aktywności, cele działania, uzbrojenie. Dużo napisano także o poszczególnych osobach czy przeprowadzanych akcjach zbrojnych, znacznie mniej miejsca poświęcono życiu codziennemu w ówczesnej konspiracji. Właściwie nieobecnymi tematami są mentalność samych partyzantów oraz psychologiczne aspekty ich postaw i zachowań. Więcej obecnie wiemy o mentalności chłopów i rycerzy średniowiecznych czy włoskiego młynarza z XVI w. niż o ludziach sprzed kilkudziesięciu lat, z których ostatni jeszcze żyją. Jest to o tyle zaskakujące, że zachowane i opublikowane dzienniki oraz wspomnienia konspiratorów dają pewien obraz, którego (re)konstrukcji — przy pomocy odpowiednio dobranych narzędzi warsztatowych — można się podjąć równie łatwo, jak ustalania faktów podstawowych.
Słowa „Wilczy bez mała tryb życia…” stanowiące motto książki to cytat pochodzący ze wspomnień Olgierda Christy — żołnierza Związku Walki Zbrojnej/Armii Krajowej walczącego na Wileńszczyźnie, żołnierza „ludowego” Wojska Polskiego w 1945 r., następnie partyzanta i dowódcy szwadronu V Brygady Wileńskiej AK, więźnia stalinowskiego zmuszonego do donoszenia, wreszcie działacza kombatanckiego upamiętniającego powojenne antykomunistyczne podziemie niepodległościowe. Nawiązanie do figury wilka nie pojawiło się tutaj jednak z powodu, dla którego jest ona tak popularna w powszechnym odbiorze pop-historycznym. Jej symboliczność nie wynika tu bowiem z romantycznej, samotnej i rycerskiej walki, osnutej na dążeniach do niezależności, wolności i siły, albo — precyzyjniej — nie tylko z nich. Co więcej, niejednostronność wyłania się również z wiersza Zbigniewa Herberta pt. Wilk (z którego zaczerpnięto metaforę wilka), gdy tylko wyjdziemy poza gubiącą sens ochlo-ludyczną pospolitość. Widać w nim także zaszczucie, brutalność, życie na krawędzi, dniem dzisiejszym, ponieważ bezwzględna i nieprzewidywalna natura, przed którą nie da się uciec, wymusza dostosowanie się do jej reguł; odczuwa się leśną zwyczajność przemieszczającej się lub odpoczywającej watahy walczącej czasami wyłącznie o życie. Piękno i brzydotę, sukcesy i porażki, radość i strach, godność i zdziczenie, taktykę i bezładną ucieczkę, romantyczne, ciepłe noce i ohydną padlinę, działanie dla wspólnego dobra i walkę o przywództwo w stadzie, czyli właśnie — wilczy bez mała tryb życia.
Przyjęte cezury czasowe konwencjonalnie dotyczą okresu od roku 1944 do połowy lat 50. XX w. Pierwsza data wynika z końca okupacji niemieckiej na kolejnych terenach i (1) początku przejmowania władzy przez komunistów, a szczególnie (2) ich stosunku do podziemia, które to czynniki stały się jedynymi powodami powstania konspiracji antykomunistycznej. Połowa lat 50. jest umowna i raczej symboliczna; giną ostatni partyzanci, przemiany roku 1956 kończą czas ukrywania się pozostałych osób, a te pojedyncze, które się nie ujawniły, ani nie przejawiały szerszej działalności, ani nie pozostawiły po sobie źródeł wnoszących cokolwiek do podjętej tu tematyki. Obecnie zalicza się je do konspiracji ze względów emocjonalnych, by oddać im hołd. Oczywiście niektóre przywołane w książce wątki wychodzą poza wskazane daty.
Historia mentalności jest w dużym stopniu niewymierna. Nie ma możliwości ustalenia, ile osób np. wierzyło w sprawdzalność marzeń sennych albo jaki był poziom stresu i kogo konkretnie dotyczył w najwyższym stopniu. Dotąd nikt nie opracował i nie zmierzył wpływu edukacji szkolnej na poziom patriotyzmu u młodego człowieka, który skończył w okresie międzywojennym cztery klasy szkoły powszechnej. Apriorycznie przyjmuje się, że był on wysoki, ale z żadnej książki nie dowiemy się, na jakich wyliczeniach oparto takie stwierdzenia. Łatwo napisać, że partyzant, międzywojenny żołnierz zawodowy, był patriotą, ale jak odróżnić zachowanie motywowane patriotyzmem (czyli stosunkiem do ojczyzny) od lojalności wobec dowódcy (wynikającej z cech charakteru czy relacji personalnych) bądź bezwzględnego respektowania wydawanych rozkazów (warunkowanego podporządkowaniem się normom wojskowym)? Dotychczasowe całkowite pomijanie wyników eksperymentów psychologicznych, np. dotyczących konformizmu zachowań w zderzeniu z autorytetem grupy, zwierzchnika bądź konstruktu kulturowego (badania Solomona Asha, Stanley’a Milgrama czy Philipa Zimbardo), nie pozwalało na postawienie takich pytań. Czy można przeciwstawiać sobie Jana Rodowicza „Anodę”, który we wrześniu 1945 r. wyszedł z konspiracji i podjął studia, i Andrzeja Kiszkę „Dęba” walczącego, a potem ukrywającego się do 1961 r.? Na podstawie jakich metod i parametrów wyważyć oraz orzec, który z nich był bardziej oddany ojczyźnie? Jak oszacować skalę nadziei bądź poczucia opuszczenia przez wszystkich sojuszników czy odczuwania beznadziejności położenia, w jakim znaleźli się „leśni”? Wreszcie jak oni sami percypowali wówczas taką sytuację?
W wyjaśnianiu podjętej tu problematyki naturalne wydaje się odwołanie do osiągnięć antropologii historycznej badającej kultury, których obcość może być wynikiem odmienności kulturowej albo odległej perspektywy czasowej. Wobec tego można zadać pytanie: czy stan świadomości ludzi żyjących w tak dramatycznych okolicznościach, podlegających specyficznej socjalizacji czasów wojny, narażonych na zagrożenia nieznane w doświadczanej przez nas współczesności nie jest właśnie swoistą kulturą obcą i — co za tym idzie — czy nie tworzy pewnej bariery uniemożliwiającej jej zrozumienie? Potęguje to nasze dylematy eksplanacyjne i zwodzi tych, którzy — przekonani, że przecież czas nie jest aż tak odległy, a ostatni bohaterowie opowieści jeszcze żyją bądź odeszli niedawno — nie są w stanie zrozumieć piętrzących się przed nimi trudności i wydają osądy bez przyjęcia jakiegokolwiek współczynnika humanistycznego. Skalę problemu zwiększa pozostawanie takich zagadnień poza polem badawczym właściwym (czyli wyuczonym/wytrenowanym, a co za tym idzie — wyobrażalnym) dla historyków klasycznych. Jak zauważa Wojciech Wrzosek, naukowcy prowadzący „badania nad mentalité przedkładają zbiorowe nad indywidualne; procesy kulturowe nad twórczość elit; psychologiczne, emocjonalne nad intelektualne; automatyzmy, nawyki, stereotypy nad racjonalne, przemyślane konstrukcje intelektualne”. Do tego dochodzi zupełnie nieobecna w literaturze przedmiotu refleksja nad ewentualnymi (!) psychologicznymi przyczynami takich, a nie innych sposobów myślenia i działania. To świetny wstęp do studiów nad oglądem świata zbiorowości, jaką jest powojenne podziemie.
Ważkim powodem lekceważenia badań nad mentalnością i codziennością jest przekonanie, że jest to tematyka nieistotna. Takie podejście prowadzi do wyeliminowania wątków dotyczących sposobów myślenia, seksualności czy wyżywienia, które — zdaniem takich historyków — wychodzą poza właściwą domenę badawczą, nie są zagadnieniami godnymi uwagi i nie mieszczą się w istocie czasu przeszłego. Co więcej, podjęcie takiej problematyki winno być zakazane (wszak każda historia kobiet to ponoć gender), ponieważ kwestie te nie mają w życiu człowieka żadnego znaczenia, nie ma ich, czyli „nie działy się” (!). Inną istotną przyczyną jest również brak umiejętności prowadzenia tego typu badań, do podjęcia których konieczna jest lektura wykraczająca poza źródła archiwalne i literaturę tematu oraz poszukiwanie nowych rozwiązań warsztatowych. W wielu przypadkach klasyczna historiografia nie dopuszcza takiego „frywolnego eklektyzmu”. Z tego powodu z zadowoleniem należy przyjąć pojawiające się z rzadka przypadki sięgania do opracowań wychodzących poza ten sprawdzony, dziewiętnastowieczny model. Co prawda, historycy tacy napomykają jedynie o wątkach uznawanych przez nich za poboczne, ale wstydzą się przy tym powołać na publikacje, z których skorzystali, albo udają, że wszystko wymyślili sami, uważając, że to tematyka tak banalna, iż ujmą byłoby przyznanie się do źródeł inspiracji. Istotny jest jednak fakt, że w ogóle zaczęli sięgać do takich studiów.
Z wymienionych powyżej powodów badania nad mentalnością rozumiem jako refleksję nad wyobrażeniami, sposobami myślenia i czynnikami, które mogły na nie wpływać, nad schematami poznawczymi i potencjalnymi (!) determinantami, których z drugiej strony nie powinno się jednak dogmatyzować. Istotne tu będą modele zachowań w specyficznej, powojennej sytuacji, pytania, jak ówcześni ludzi postrzegali świat, jak go rozumieli, w jaki sposób próbowali w nim koegzystować, co nimi sterowało, co myśleli o przedstawicielach grupy własnej, a co o wrogach. Dopełnieniem takiego obrazu są wyjaśnienia dotyczące mechanizmów psychologicznych i kulturowych warunkujących poglądy, postawy i zachowania. Ważnym parametrem jest duży stopień dynamiczności sytuacji fluktuującej w relatywnie krótkim czasie, pomiędzy rokiem 1944 a np. rokiem 1948 czy 1956.
Pomimo wysiłku wielu historyków i osób parających się historią w sferze popularnonaukowej pamięć zbiorowa nadal jest wewnętrznie spolaryzowana. Ze względu na rolę, jaką powojenne podziemie niepodległościowe pełni w polityce historycznej ostatniej dekady, oraz zdarzające się bezpardonowe, pozanaukowe ataki na punkty widzenia odmienne od oficjalnego, tekst miejscami będzie obfitował w liczne cytaty ze źródeł. Zdaję sobie sprawę, że części historyków zapisy z przeszłości nie przeszkadzają w kreowaniu mitów służących polityce tożsamościowej, a lekceważenie rzetelności naukowej usprawiedliwiane jest wartościami wyższego rzędu, w tym jednak wypadku historiografia jako nauka jest bezsilna. Zinfantylizowaną Heglowską maksymę „Jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów” uznać należy w takich przypadkach za wybór aksjologiczny i dyskutowanie z nim na poziomie norm warsztatu naukowego czy upominanie się o zachowanie uczciwości i zwyczajną arystotelesowską prawdę moim zdaniem mija się z celem. Można jedynie dawać świadectwo. Analiza dotychczasowej literatury dowodzi bowiem, że w tym wypadku najczęściej stosowanym zabiegiem manipulacyjnym jest przemilczanie treści niepasujących do założonego wzorca, drugim — radykalne spłycenie tematyki. W ostatnim czasie pojawiła się też trzecia metoda — nierespektowanie zasad logiki. Z punktu widzenia doraźnych interesów i przy dużej dozie życzliwości podejście takie można uznać za pragmatyczne, długofalowo nie ma ono żadnego uzasadnienia i jest wręcz kompromitujące w kontekście etosu naukowca, którego jak dotąd formalnie nie zanegowano.
Tego typu postępowanie nie musi być jednak celowe. Może ono wynikać z trzech dopełniających się błędów, które są często popełniane nawet przez dobrych historyków. Pierwszym jest naiwny realizm — przekonanie, że postrzegamy wydarzenia i obiekty „takimi, jakie są”, więc inni, jeśli tylko są rozsądni, powinni widzieć świat w identyczny sposób. Drugi to błąd konfirmacji — wierzymy w to, co jest zgodne z naszymi przekonaniami, i odwrotnie, a informacje niezgodne z nimi uważamy za głupie i nieprawdziwe, mechanicznie je odrzucając. Taki sposób myślenia wynika z naturalnej potrzeby redukcji dysonansu poznawczego. Pewnym wyjściem z sytuacji byłoby tutaj odwołanie do Popperowskiej metody falsyfikacji, w której należy zastanawiać się nad antytezą własnych poglądów i powszechnie obowiązujących rozwiązań, co jednak nie jest zbyt popularne. Trzecim błędem jest dychotomiczne postrzeganie świata, co w tym wypadku sprowadza się do przedstawiania postaci albo jako absolutnie złych, albo nieskazitelnie dobrych poprzez umieszczenie ich po konkretnych stronach ówczesnego konfliktu. Z takiego podejścia wynikają zaskakujące wyrazy zdziwienia w odniesieniu do zbrodniarzy nazistowskich, którzy po aktach masowych mordów spędzali czas na łonie rodziny, kochali swoje dzieci czy słuchali muzyki klasycznej. Tymczasem, jak słusznie podkreśla np. Harald Welzer, osobowość człowieka nie jest binarna. Osoby dobre mogą czasami postępować źle i odwrotnie, ponieważ poza pewnym marginesem ludzie nie są całkowicie jednostronni. Warto zatem o tym aspekcie pamiętać, prowadząc badania naukowe.
Na szczęście niewielu zawodowych historyków stara się potwierdzać założone apriorycznie fakty, nie zważając na empiryczną podstawę źródłową. To raczej domena polityków, publicystów i pop-historii w dramatyczny sposób fałszujących przekazy o dziejach, ponieważ niepodlegających żadnym ograniczeniom warsztatowym, a często używających przeszłości w bieżącej walce o rząd dusz i przypodobanie się gustom publiczności. W ten sposób powstaje narracja rodem z Czterech pancernych…, tyle że w romantycznym wydaniu heroiczno-tragicznego mitu. Mimo wszystko w ostatnich latach pojawia się też coraz więcej książek naukowych, które nie ukrywają różnych odcieni przeszłości podziemia.
Trzeba zaznaczyć, że nawet pozytywne cechy mentalności i zachowania konspiratorów traktowane są dość często w sposób mechaniczny. Wydawałoby się przecież czymś oczywistym, że monokauzalność jest najbardziej infantylnym błędem, jaki można popełnić w nauce. W jego rezultacie hasło „uczciwy, religijny patriota z patriotycznego domu” wystarczy niektórym do wyjaśnienia fenomenu ludzi, którzy całymi latami podejmowali ogromny wysiłek, walczyli, cierpieli i ginęli. W takich opisach to prostaczkowie, którzy w dzieciństwie ukochali Polskę i Boga, dlatego chcieli umrzeć pro aris et focis („za ołtarze i ogniska domowe”). Nie mieli więc własnych przemyśleń, a jedynie reagowali odruchowo i książkowo (jak to w historii faktograficznej) na to, co działo się wokół nich. Ich świat miał być — w takim ujęciu — racjonalny i logiczny, zdarzeniowy i przyczynowo-skutkowy, mechaniczny i bezalternatywny. Skonstruowani w ten sposób bohaterowie przeszłości zostali sprowadzeni do odczłowieczonych nośników zdarzeń, głównie o charakterze militarnym. W przeciwieństwie do tego modelu postrzegania świat jest jednak wysoce irracjonalny i alogiczny, a do zaistnienia wydarzenia prowadzą okoliczności i procesy myślowe oparte o stany emocjonalne będące efektem rozlicznych wpływów przeróżnych, często rozbieżnych bodźców. W dodatku człowiek nie jest wspomnianym nośnikiem zdarzeń!
W niniejszej książce zostanie on pokazany z nieco innej strony — jako istota myśląca i zastanawiająca się nad światem i własnym w nim miejscem oraz podlegająca znanym i częściowo wyjaśnialnym mechanizmom psychologicznym warunkowanym zarówno czynnikami osobowościowymi, jak i sytuacyjnymi. Zostanie przywołane bogactwo przemyśleń, form aktywności i zachowań wywołujących rozmaite konsekwencje, nawet błahe, o niewielkim znaczeniu, ale w swej masie świadczące o rozległym panoptikum możliwych motywacji. Każdy wyimek nawiązuje do nieco innego elementu świadomości, innej postawy, innej emocji. Wszystkie, najdrobniejsze nawet gesty, pojedyncze epizody, incydentalne lub powtarzalne uczynki, sekwencje zdarzeń, najprostsze (ale i złożone) interakcje tworzyły wielowymiarową sieć zależności zaistniałych w przestrzeni psychologiczno-społeczno-kulturowej. Poprzez swoją różnorodność razem budują pełniejszy — choć nadal mocno ograniczony i umowny — układ składający się na skomplikowany świat znaczeń, umysłowości, nawyków, stereotypów, stanów emocjonalnych, postaw, a tym samym na ekologię człowieka. Oczywiście składniki te czasami wzajemnie się wykluczają, generując niezrozumiałą na pierwszy rzut oka niekoherentność poglądów oraz zachowań, która jest jednak wynikiem tysięcy różnych losów i dziesiątków tysięcy sytuacji zależnych od szerokiego katalogu zmiennych.
Bogactwa stanów emocjonalnych nie można w pełni oddać żadną interpretacją bądź opisem bez utraty przynajmniej części ekspresji wyrażonej przez autorów, którzy zresztą sami gubią w swych narracjach wiele z własnych wcześniejszych doznań i wrażeń. Przywoływanie bezpośrednich relacji źródłowych ma na celu pozostawienie relatywnie pierwotnego, czyli dosłownego przekazu bez ingerencji narzucających rebądź nadinterpretację badacza. Jak opisać niezwerbalizowaną wprost świadomość zawartą w warstwie domyślnej tekstu? Jak omówić sposób myślenia kogoś, kto — przykładowo — ma podjąć natychmiastową, poważną decyzję: czy zastrzelić niewinnego człowieka, czy zostać zdekonspirowanym? Jak wyjaśnić motywacje w sytuacjach wręcz banalnych typu: zarekwirować lub — mówiąc wprost — wymusić żywność od biednego chłopa na przednówku czy narazić oddział na głodowanie? Jak historyk może odpowiedzieć na pytanie, co dzieje się w umyśle człowieka, który od postrzału sprzed kilku lat powoli traci wzrok, wychodzi z kryjówki w kwietniu 1952 r., i udaje się na najbliższy posterunek Milicji Obywatelskiej , po czym na drugi dzień jego dotychczasowe schronienie zostaje otoczone przez siły bezpieczeństwa, co doprowadza do samobójstwa znajdującego się tam jego dowódcy? Czy chodziło tutaj o ratowanie wzroku, czyli w tym wypadku — życia? Ale też — jak naprawdę wyglądało jego wyjście z ukrycia i co bezpośrednio go do tego skłoniło? Bardzo dosadnie wyraził się Arturo Pérez-Reverte, hiszpański pisarz i dziennikarz specjalizujący się w reportażu wojennym, który ironizował, nazywając „durniem” każdego, kto „przyjeżdża na dwa dni do Sarajewa , żeby opracować racjonalną teorię na temat krwi i gówna, a po powrocie pisze o tym trzysta pięćdziesiąt stron i potem bierze udział w konferencjach wyjaśniających wszystko, wespół z innymi dupkami, którzy nigdy nie słyszeli krzyku gwałconej kobiety, ani żadne dziecko nie umarło im na rękach i jeszcze przez pięć dni trzeba było nosić na koszuli ślady jego krwi, bo nie było wody, żeby ją uprać”. Z tego powodu, czytając rozważania historyków, trzeba mieć świadomość ich ograniczeń. Z całą jednak stanowczością należy podkreślić, że nie może to skłaniać do porzucenia tematu badawczego stanowiącego problematykę podjętą w niniejszej książce. Nie ukrywam przy tym, że w takich wypadkach odwoływanie się do obfitego cytowania zapisów źródłowych i pozostawienie interpretacji czytelnikowi ułatwia prezentację takich zagadnień. Podobny problem dotyczy także zdarzeń wielowątkowych, których enumeratywny opis wyglądałby dość banalnie, a zachowanie odwrotne, czyli głęboka selekcja zawartych tam informacji, zubożyłaby rozumienie całości sytuacji, pozbawiając ją urealniającej fabuły.
W pracy wykorzystano przede wszystkim dwa rodzaje źródeł: zachowane pojedyncze dzienniki i znacznie liczniej reprezentowane wspomnienia. Trzy podstawowe dzienniki zostały napisane przez Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, Edmunda E. Taraszkiewicza „Żelaznego” i litewskiego partyzanta Lionginasa Baliukevičiusa „Dzukasa”. Dodatkowo dołączono zapiski lekarza z Zamojszczyzny Zygmunta Klukowskiego, który wprawdzie nie brał udziału w konspiracji powojennej, jednak walory wyjaśniające jego piśmiennictwa przesądzają o istotnej wartości źródłowej. Z punktu widzenia obranej problematyki w większości albo zupełnie nieprzydatne okazały się inne dzienniki i zapiski konspiracyjne. W tym miejscu warto wspomnieć o przyczynach sporządzania wszystkich pamiętników (dzienników). Edmund E. Taraszkiewicz w następujący sposób wyjaśniał we wrześniu 1945 r. przyświecający mu cel spisywania notatek: „Bojówka moja wykonała kilkanaście brawurowych i zwycięskich akcji dywersanckich i koniecznosamoobr, z których kilka chcę utrwalić na papierze, by nasza bojówka teraz konspiracyjna miała kiedyś po ogólnym zwycięstwie naszej organizacji malutką cząstkę na chlubnej karcie z walk partyzancko-niepodległościowych”. Cel wskazany przez Autora nie pozostawał zapewne bez wpływu na selekcję, interpretację i sposób przedstawienia treści. Świadczy o tym zresztą inna jego wypowiedź: „Być może, że w niedługim już czasie bojówka nasza nie będzie sprawować swego, tak ofiarnego i poświęcającego się urzędu, nastaną, tzn. zostaną postawieni drudzy, nowi, którzy operując na terenach gm hańskiej będą się dziwować, że cała prawie ludność będzie przychylnie nastawiona do naszej konspiracji, nie wiedząc o tym, że ktoś przed nimi musiał położyć olbrzymi wysiłek i pokonywać ogromne niebezpieczeństwa, by ludność tę wyrwać z silnych uścisków polipa żydowsko-komunistycznej propagandy”. Z myślą o przyszłości powstawały też zdjęcia, których wartość jako źródła historycznego jest nie do przecenienia, choć nadal pozostają one zupełnie niewykorzystane w ramach historii wizualnej, a historiografia zadowala się jedynie wydawaniem albumów pozbawionych pogłębionych analiz.
Wykorzystując spisane wspomnienia, mam świadomość reguł, które rządzą procesami pamięci i zapamiętywania oraz przywoływania przeszłości po upływie kilkudziesięciu lat dla rozmaitych celów, w dodatku w różnych warunkach społecznych i politycznych. Od dawna znane jest zjawisko idealizacji własnego życia wynikające z potrzeby akceptacji i postrzegania siebie jako kogoś lepszego. W przypadku byłych antykomunistycznych konspiratorów niebagatelną rolę mogła stanowić chęć odreagowania prawie pięćdziesięciu lat pozbawienia głosu i jednostronnej, radykalnie negatywnej narracji oficjalnej, oskarżającej ich o bandytyzm i wszelkiego rodzaju przestępstwa. Z drugiej strony niemal wszyscy autorzy wspomnień spędzili za swoją działalność co najmniej kilka lat w więzieniach, a przebywając tam, z pewnością wielokrotnie wracali pamięcią do czasów podziemia i mogli przepracować tamte doświadczenia na prywatny użytek. Pewnym zaskoczeniem jest jednak relatywna otwartość ich wypowiedzi, w których zdolni byli do podzielenia się z czytelnikiem wspomnieniami czasem niezbyt pochlebnymi zarówno dla nich samych, ich kolegów, jak i dla formacji antykomunistycznych. Jest to tym bardziej godne podziwu, że wystarczająco mocno krytykowano ich przez kilkadziesiąt lat powojennej Polski. Tylko dwie relacje spośród dziesiątek, z jakimi się zapoznałem, można określić jako „narracje kombatanckie” będące wzorcowym materiałem edukacyjnym na szkolne akademie. Dowody na to, że szczerość w opowiadaniu o działalności w podziemiu sprawiała byłym partyzantom dużą trudność, można odnaleźć w formułach metatekstowych poprzedzających opowieści o niechlubnych czynach. Jeśli bowiem decydowali się już ujawnić takie informacje, dodawali zazwyczaj, że „może lepiej byłoby tego nie mówić”, albo odwoływali się do konieczności mówienia prawdy oraz różnego rodzaju mechanizmów retorycznych: „No trzeba to powiedzieć”, „Nie ma co ukrywać”, „Ale to była wojna…” itd. W większości wspomnienia spisywane były od lat 60. do 90. XX w. i być może z tego powodu nie zostały skażone wymogami budowy polityki tożsamościowej i dbania o „kręgosłup moralny narodu”. Dzięki temu zawierają dane, które są konsekwentnie pomijane przez część współczesnych historyków. Można się jedynie domyślać, jak wielu faktów pozostających w pamięci autorów wspomnień nigdy już nie poznamy, ponieważ mimo wszystko woleli oni nie ujawniać najbardziej wstydliwych czy kontrowersyjnych zdarzeń i emocji. W tym kontekście należy przypomnieć chociażby radykalnie nieprzychylne opinie części środowiska akowskiego oraz zaangażowanych czytelników wygłaszane po ukazaniu się książki Stefana Dąmbskiego pt. Egzekutor. Praca ta została w niniejszym opracowaniu wielokrotnie wykorzystana ze względu na zawarte tam wątki. Równie cenne okazały się wspomnienia Lucjana Grabowskiego „Wybickiego”/„Lota” z białostockiego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego oraz Mariana Pawełczaka „Morwy” z oddziałów „Zapory” ze Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość .
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Przypisy
1 O. Christa, U Szczerbca i Łupaszki, Warszawa 2000, s. 232.
2 Na temat metafor odnoszących się do animalizacji przeciwnika i polowania patrz: Ch. Ingrao, Czarni myśliwi. Brygada Dirlewangera, przeł. W. Gilewski, Wołowiec 2011; tam też została zawarta szersza literatura tematu.
3 Na temat warunków panujących w powojennej Europie patrz: K. Lowe, Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej, przeł. M.P. Jabłoński, Poznań 2014.
4 Spotykamy za to kuriozalne wypowiedzi, w których autorzy mylą oczekiwane wzorce osobowe z realnymi postawami.
5 W. Wrzosek, Historia — kultura — metafora. Powstanie nieklasycznej historiografii, Wrocław 2010, s. 146.
6 Ryszard Terlecki, polityk, funkcjonariusz partyjny i historyk Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1 marca 2019 r. określił w mediach społecznościowych krytyków odwagi członków podziemia powojennego raczej niespotykanym w nauce mianem — „szmaciarstwo”. Z jego wypowiedzi wynika, że wolność ma miejsce wtedy, gdy podziela się jego prosty sposób myślenia. Jeśli natomiast ktoś nie zgadza się z jego poglądem, „chce wykoślawić naszą historię”. Badacze historii PRL z pewnością pamiętają, kiedy zetknęli się z tego typu wizją świata i komu była ona przynależna. Na marginesie tylko należy dodać, że zawodowy historyk, który odwołuje się do pojęcia „wierna pamięć”, czyniąc to na przekór obecnej wiedzy i istniejącej literaturze naukowej, wystawia świadectwo własnej kompetencji i niezrozumienia mechanizmów rządzących pamięcią.
7 Wśród milcząco stosowanych racjonalizacji nie odnajdziemy przyznawania się wprost do wypełniania oficjalnych zleceń mecenasów i decydentów politycznych, co byłoby kompromitujące; raczej poszukuje się tutaj odwołań do działania dla dobra Ojczyzny i budowania tożsamości zbiorowej. Dzięki takiemu podejściu nieetyczność naukowa zyskuje nie tylko usprawiedliwienie, ale staje się oznaką patriotyzmu, czyli powodem do dumy. Posługiwanie się, jak przywołany we wcześniejszym przypisie Terlecki, wyzwiskami i nieukrywaną pogardą na szczęście w świecie nauki nadal jest dość wyjątkowe.
8 C. Tavris, E. Aronson, Błądzą wszyscy (ale nie ja), przeł. A. Nowak, Sopot–Warszawa 2008, s. 25, 46–47.
9 H. Welzer, Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów, przeł. M. Kurkowska, Warszawa 2010, s. 22–23.
10 W tym kontekście warto przypomnieć słowa działacza politycznego i konspiratora Adama Uziembły: „Bo polityk — wszystko jedno z jakiego stronnictwa — przestaje badać. On szuka uzasadnienia dla własnych dogmatów. Nauka, studia, praca umysłowa — to nie jest dla niego droga do odkryć, ale mozolne wyszukiwanie kamyczków do podmurowania zasad, którym służy, programu partii, do której należy. To nastawienie z góry skazuje na komentatorstwo, przekreślając to, co stanowi podstawę każdej pracy prawdziwie naukowej czy artystycznej: bezinteresowność, szukanie prawdy”. A. Uziembło, Podziemie, „Kultura” (Paryż) 1950, styczeń, s. 20. Por. Ibidem, s. 21.
11 Zdumiała mnie kiedyś wypowiedź historyka-amatora zajmującego się podziemiem niepodległościowym, który publicznie stwierdził, że nie jest zawodowym historykiem, dlatego nie obowiązują go reguły warsztatu naukowego i może wybierać te dane, które pasują do jego koncepcji. Taka szczerość i otwartość wypowiedzi świadczy o uzmysławianiu sobie własnych manipulacji i racjonalizowaniu ich „niezawodowym” podejściem.
12 Por. W. Brenda, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe w powiecie kolneńskim (Komenda Powiatu „Łużyca”, „Łuków”), Podziemie niepodległościowe w województwie białostockim w latach 1944–1956, red. T. Danilecki, Warszawa 2004, s. 122.
13 A. Pérez-Reverte, Terytorium Komanczów, przeł. J. Karasek, Warszawa 2008, s. 104.
14 Z. Broński „Uskok”, Pamiętnik (wrzesień 1939 — maj 1949), oprac. S. Poleszak, Lublin–Warszawa 2015; E.E. Taraszkiewicz „Żelazny”, Trzy pamiętniki, oprac. A.T. Filipek, B. Janocińska, Warszawa–Lublin 2008; L. Baliukevičius, Dziennik partyzanta „Dzukasa” 23 czerwca 1948 — 6 czerwca 1949, przeł. O. Vaičiulyte-Romančuk, oprac. P. Niwiński, Warszawa 2012.
15 Z. Klukowski, Zamojszczyzna, t. 2: 1944–1959, Warszawa 2007.
16 Np. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej Kraków 06/1, t. 14, Odpis dziennika znalezionego w polowej torbie „Ognia” dnia 21 II 1947 r., , k. 4–21 (?); AIPN Kr 06/1, t. 25, Odpis dziennika „Ognia”, , k. 1–28. W archiwach znajdują się również fałszywki udające zapiski członków podziemia.
17 E.E. Taraszkiewicz „Żelazny”, op. cit., s. 29.
18 Ibidem, s. 40.
19 Jedna z nich dotyczy wspomnień Antoniego Szackiego „Bohuna”, dowódcy Brygady Świętokrzyskiej. Stopień mityzacji tej narracji wynika zapewne z próby obrony własnego dobrego imienia nie tylko w kontekście treści propagandowych głoszonych w PRL, ale także przed negatywnym odbiorem przez część emigracji na Zachodzie (A. Bohun Dąbrowski , Byłem dowódcą Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Pamiętnik dowódcy, świadectwa żołnierzy, dokumenty, Londyn 2001). Co prawda istnieją środowiska, które włączają Brygadę Świętokrzyską do grona „żołnierzy wyklętych”, ale trudno ją uznać za powojenne podziemie antykomunistyczne, ponieważ nie przebywała pod sowiecką okupacją. Z powyższych względów sama książka nie mogła posłużyć jako źródło do badania mentalności członków podziemia, ale jest znakomitym materiałem do pracy nad powojenną mentalnością Antoniego Szackiego i typowymi dla niego mechanizmami obronnymi mającymi oczyścić go i jego formację ze stawianych im zarzutów.
20 W zasadzie jedyny zbiór wspomnień, w którym byli partyzanci przedstawiają wyidealizowany (choć również nieakademijny) obraz podziemia bez jakichkolwiek wątków negatywnych, spotykamy w książce Kazimierza Garbacza „Orlika” (Byli chłopcy, byli. Relacje ludzi „Ognia”, Nowy Targ 2009). Wydaje się, że taka forma wynika ze specyficznego podejścia samego autora pragnącego stworzyć jednoznacznie pozytywny obraz oddziału, w którego działanie sam był zaangażowany, a także z kontrowersji pojawiających się wokół postaci „Ogniowców” i ich dowódcy oraz z dość późnego procesu zbierania wypowiedzi.
21 Pozwolę sobie tutaj na postawienie ryzykownej, choć prawdopodobnej hipotezy. Fakt, że kreowana obecnie mitologizacja podziemia powojennego nie nastąpiła w latach 90., bezpośrednio po upadku systemu komunistycznego, umożliwił powstanie wówczas wielu zbiorów relacji, które nie są skażone dążeniem do dzisiejszego ideału i ich wymowy nie determinuje syndrom heroizacji. Nietrudno odgadnąć, że spisywanie wspomnień pod presją jasno zdefiniowanego mitu utrudniałoby zachowanie rzetelności i przeciwstawianie się mu.
22 (Warszawa 2010). Dotąd mimo fali oburzenia na książkę, jaka przetoczyła się głównie w mediach, nikt nie podważył naukowo jej wartości.
23 L. Grabowski „Wybicki”, „Lot”, Pamiętniki Historyczne, t. 4, Ciechanowiec 2010; M. Pawełczak, Wspomnienia „Morwy”, żołnierza CC majora „Zapory”, Lublin 2011.