Antysemityzm po polsku - ebook
Antysemityzm po polsku - ebook
Analiza źródeł ideologicznych i historycznych przejawów antysemityzmu w Polsce w XX wieku. Autor ukazuje trwałość antysemickich uprzedzeń podkreślając, że odpowiedzialność za ich rozpowszechnianie spada na Kościół katolicki i polską prawicę narodową.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-62744-19-0 |
| Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp/
W Polsce nie ma dziś Żydów. Garść, która się została, jest tylko wspomnieniem tej wielomilionowej społeczności, jaka przed wojną żyła w Polsce. Społeczność ta została wytępiona i nie będzie już nigdy wskrzeszona.
Aleksander Hertz, 1961
1/
Polska jest krajem antysemickim. Jest również krajem katolickim. Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy Polacy to antysemici lub katolicy. Albo że jedno i drugie. Znaczy to tylko, że antysemityzm, podobnie jak katolicyzm, zrośnięty jest od wieków z naszą tradycją, obrzędowością i wychowaniem. Że bez nich mielibyśmy jako naród inną świadomość, inną kulturę polityczną, a nawet inną moralność. Że tkwią w nas głęboko jako „kwestia”, „problem”, „odniesienie historyczne”, albo „rdzeń”, „wyróżnik”, „fundament”…
To właśnie antysemityzm i katolicyzm są – obok języka – powszechnie kojarzone na świecie z wizerunkiem Polaka, zarówno tego współczesnego, jak i historycznego. Oczywiście to stereotyp. Oczywiście po części krzywdzący, jak każdy sąd operujący wielkim kwantyfikatorem. I oczywiście równie prawdziwy. Wbrew zapewnieniom najwybitniejszych reprezentantów elit intelektualnych naszego kraju, stanowisku hierarchii kościelnej, Sprawiedliwych ratujących Żydów z Zagłady, czy nawet niektórych z garstki ocalonych.
Wystarczy obejrzeć mury domów polskich miast i miasteczek, posłuchać Radio Maryja, kazania księdza, a nawet biskupa, poczytać wypowiedzi czołowych polskich polityków, iść na mecz piłkarski, demonstrację, strajk, do dowolnie wybranego punktu sprzedaży wysokonakładowej prasy, przykościelnej księgarni albo na zbezczeszczony cmentarz żydowski, podpalonej synagogi, bądź porozmawiać z nękanym anonimowymi pogróżkami pracownikiem Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów. Albo – nie ruszając się z domu – poczytać w głównych dziennikach lub posłuchać w państwowym radiu i telewizji dyskusji dotyczących np. wydanego niedawno Strachu Jana Tomasza Grossa.¹
Furda! I to niepotrzebne. Wystarczy posłuchać sąsiada, kolegów z pracy, pań w kolejce… A poza krajem nawiązać kontakty z ośrodkami polonijnymi, prasą, publikacjami…
Cóż bowiem obok sukcesów (lub ich braku) polskich sportowców jest niemal murowanym tematem integrującym towarzystwo przy rosole w Krakowie czy przy wódce na Greenponcie?² I co wzbudza większe oburzenie Polaków niż oskarżenie o antysemityzm?
10 lipca 2001 r. kupowałem na rynku obok mojego domu czereśnie. Popołudnie w stolicy. W Jedwabnem uroczystości z okazji 60-tej rocznicy pogromu dobiegają końca. Wśród sprzedających i kupujących jeden temat.
– To se Żydki święto zrobiły – ni to stwierdza, ni pyta mężczyzna w średnim wieku kupujący przede mną ziemniaki.
– Ano, ano – przytakuje kobieta pomagająca sprzedawcy pakować warzywa.
– Nie żydź pan! Doważ więcej – inny mężczyzna zwraca się do sprzedawcy, kładącego na wadze pomidory.
Sprzedawca obrusza się i z nienawiścią cedzi przez zęby:
– Żyd to śmieć! – i bez słowa podaje pomidory.
– Ano, ano – powtarza kobieta. Mężczyźni twierdząco kiwają głowami.
Nie zmyśliłem tej historii. Każdy z nas był wielokrotnie świadkiem podobnych. I to nie przed wojną, kiedy nasz kraj zamieszkiwało ponad trzy miliony obywateli polskich narodowości żydowskiej. Teraz. W kraju, w którym dokonała się największa zbrodnia nowożytnej Europy – Holocaust. W kraju, w którym podczas wojny bycie Żydem oznaczało śmierć. A po jej zakończeniu, podobnie jak i przed jej wybuchem, szykany i represje.
Bohaterowie przytoczonej historii urodzili się już po wojnie, a więc w kraju praktycznie bez Żydów, w którym istotniejsze przejawy żydowskiego życia umysłowego i kulturalnego zostały zglajchszaltowane po 1968 r. Skąd więc u nich ta nienawiść do Żydów, nie do konkretnych Żydów, ale do Żydów w ogóle i wszystkiego, co żydowskie? Skąd ta zaskakująca zgoda w przypadkowej grupie ludzi różnej płci, wieku, zapewne wykształcenia i zawodu, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie spotkają się w podobnym składzie, ba!, z których zapewne nikt już o tym incydencie nie pamiętał następnego dnia?
W Polsce nie ma dziś Żydów. Garść, która się została, jest tylko wspomnieniem tej wielomilionowej społeczności, jaka przed wojną żyła w Polsce. Społeczność ta została wytępiona i nie będzie już nigdy wskrzeszona.
Aleksander Hertz, 1961
1/
Polska jest krajem antysemickim. Jest również krajem katolickim. Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy Polacy to antysemici lub katolicy. Albo że jedno i drugie. Znaczy to tylko, że antysemityzm, podobnie jak katolicyzm, zrośnięty jest od wieków z naszą tradycją, obrzędowością i wychowaniem. Że bez nich mielibyśmy jako naród inną świadomość, inną kulturę polityczną, a nawet inną moralność. Że tkwią w nas głęboko jako „kwestia”, „problem”, „odniesienie historyczne”, albo „rdzeń”, „wyróżnik”, „fundament”…
To właśnie antysemityzm i katolicyzm są – obok języka – powszechnie kojarzone na świecie z wizerunkiem Polaka, zarówno tego współczesnego, jak i historycznego. Oczywiście to stereotyp. Oczywiście po części krzywdzący, jak każdy sąd operujący wielkim kwantyfikatorem. I oczywiście równie prawdziwy. Wbrew zapewnieniom najwybitniejszych reprezentantów elit intelektualnych naszego kraju, stanowisku hierarchii kościelnej, Sprawiedliwych ratujących Żydów z Zagłady, czy nawet niektórych z garstki ocalonych.
Wystarczy obejrzeć mury domów polskich miast i miasteczek, posłuchać Radio Maryja, kazania księdza, a nawet biskupa, poczytać wypowiedzi czołowych polskich polityków, iść na mecz piłkarski, demonstrację, strajk, do dowolnie wybranego punktu sprzedaży wysokonakładowej prasy, przykościelnej księgarni albo na zbezczeszczony cmentarz żydowski, podpalonej synagogi, bądź porozmawiać z nękanym anonimowymi pogróżkami pracownikiem Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów. Albo – nie ruszając się z domu – poczytać w głównych dziennikach lub posłuchać w państwowym radiu i telewizji dyskusji dotyczących np. wydanego niedawno Strachu Jana Tomasza Grossa.¹
Furda! I to niepotrzebne. Wystarczy posłuchać sąsiada, kolegów z pracy, pań w kolejce… A poza krajem nawiązać kontakty z ośrodkami polonijnymi, prasą, publikacjami…
Cóż bowiem obok sukcesów (lub ich braku) polskich sportowców jest niemal murowanym tematem integrującym towarzystwo przy rosole w Krakowie czy przy wódce na Greenponcie?² I co wzbudza większe oburzenie Polaków niż oskarżenie o antysemityzm?
10 lipca 2001 r. kupowałem na rynku obok mojego domu czereśnie. Popołudnie w stolicy. W Jedwabnem uroczystości z okazji 60-tej rocznicy pogromu dobiegają końca. Wśród sprzedających i kupujących jeden temat.
– To se Żydki święto zrobiły – ni to stwierdza, ni pyta mężczyzna w średnim wieku kupujący przede mną ziemniaki.
– Ano, ano – przytakuje kobieta pomagająca sprzedawcy pakować warzywa.
– Nie żydź pan! Doważ więcej – inny mężczyzna zwraca się do sprzedawcy, kładącego na wadze pomidory.
Sprzedawca obrusza się i z nienawiścią cedzi przez zęby:
– Żyd to śmieć! – i bez słowa podaje pomidory.
– Ano, ano – powtarza kobieta. Mężczyźni twierdząco kiwają głowami.
Nie zmyśliłem tej historii. Każdy z nas był wielokrotnie świadkiem podobnych. I to nie przed wojną, kiedy nasz kraj zamieszkiwało ponad trzy miliony obywateli polskich narodowości żydowskiej. Teraz. W kraju, w którym dokonała się największa zbrodnia nowożytnej Europy – Holocaust. W kraju, w którym podczas wojny bycie Żydem oznaczało śmierć. A po jej zakończeniu, podobnie jak i przed jej wybuchem, szykany i represje.
Bohaterowie przytoczonej historii urodzili się już po wojnie, a więc w kraju praktycznie bez Żydów, w którym istotniejsze przejawy żydowskiego życia umysłowego i kulturalnego zostały zglajchszaltowane po 1968 r. Skąd więc u nich ta nienawiść do Żydów, nie do konkretnych Żydów, ale do Żydów w ogóle i wszystkiego, co żydowskie? Skąd ta zaskakująca zgoda w przypadkowej grupie ludzi różnej płci, wieku, zapewne wykształcenia i zawodu, którzy najprawdopodobniej już nigdy nie spotkają się w podobnym składzie, ba!, z których zapewne nikt już o tym incydencie nie pamiętał następnego dnia?
więcej..