Arabski książę - ebook
Arabski książę - ebook
Czy można polubić życie w złotej klatce, tak że nie chce się jej opuścić i wrócić do M-5? Czy bogactwo i rutyna są silniejsze od naturalnego pragnienia wolności?
Jak potoczą się losy kobiet z rodu Salimich - Doroty i jej dwóch córek: Marysi i Darii - oraz ich życiowych partnerów? Czy Dorota po życiowej zawierusze będzie mogła spokojnie cieszyć się szczęściem swojego stadła? Czy miłość Hamida i Marysi Binladenów okaże się wieczna? A może na ich krystalicznym związku pojawi się rysa? A Daria? Czy po latach spędzonych u boku zbrodniarza i terrorysty Jasema Alzaniego potrafi się od niego uwolnić i żyć w cywilizowanym świecie prawa?
Do głosu dochodzi też młode pokolenie - Nadia Binladen i Adaś Nowicki. Czy wzorem starszych będą mieli skłonność do popełniania głupich błędów i wpadania w tarapaty?
Jak zmienia się współczesny arabski świat? Co nowego w Arabii Saudyjskiej?
Kontynuacja porywającej sagi arabskiej, która zbliża dwa z pozoru odległe światy.
Tanya Valko to pseudonim absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była nauczycielką w Szkole Polskiej w Libii, a następnie przez prawie 20 lat - asystentką ambasadorów RP. Mieszkała w krajach arabskich, w tym w Libii i Arabii Saudyjskiej, a następnie w Indonezji. W 2018 roku - po ponad 25 latach spędzonych na obczyźnie - pozostawiła za sobą dyplomatyczne życie i wróciła do Polski. Na jak długo, czas pokaże.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8169-942-6 |
Rozmiar pliku: | 854 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przed Wami jedenasty, przedostatni tom Orientalnej sagi pt. Arabski książę. Jest to kontynuacja takich bestsellerowych tytułów z Arabskiej sagi jak Arabska żona, Arabska córka, Arabska krew i Arabska księżniczka oraz Azjatyckiej sagi, w której skład weszły dwie powieści: Okruchy raju i Miłość na Bali. Ciąg dalszy stanowiły następujące pozycje literackie Arabskiej sagi: Arabska krucjata, Arabski mąż, Arabski syn i Arabski raj.
Arabski książę to kontynuacja losów moich bohaterów – Polki Doroty oraz jej córek Marysi Miriam i Darii Darin oraz ich partnerów, kochanego przez wszystkich czytelników Hamida Binladena oraz znienawidzonego terrorysty Jasema Alzaniego. W powieści pojawią się oczywiście nowe twarze, część z nich jest znana i publiczna, jak choćby saudyjski król Abdullah czy Salman oraz obecny faktyczny władca Arabii Saudyjskiej, reformator, następca tronu Muhammad bin Salman, zaś część postaci jest fikcyjna, jak choćby tytułowy książę Anwar al-Saud.
Jak potoczą się losy kobiet z rodu Salimich? Czy Dorota po życiowej zawierusze będzie mogła cieszyć się szczęściem swojego nowego, idealnego stadła? Czy miłość Hamida i Marysi Binladenów okaże się wieczna? A może na ich krystalicznym związku pojawi się rysa? Czy pozostaną sobie wierni na wieki? Czy Daria, po latach przebywania ze zbrodniarzem dżihadystą Jasemem Alzanim, potrafi się od niego uwolnić i żyć w cywilizowanym świecie? A co z młodym pokoleniem? Nadią Binladen i Adasiem Nowickim? Czy pójdą śladem starszych i również będą mieli skłonność do popełniania głupich błędów i wpadania w tarapaty? Jak zmienia się arabski współczesny świat? Co nowego w Arabii Saudyjskiej?
Tego wszystkiego dowiecie się z akcji powieści, która toczy się zarówno na Bliskim Wschodzie – w Królestwie Arabii Saudyjskiej, gdzie dochodzi do fundamentalnych reform i zmian, jak i w bliskiej memu sercu Libii. Arabia Saudyjska to kraj, który mocno wpłynął na moje postrzeganie muzułmańskiego świata. Stanowi on kolebkę islamu i do tej pory kierował się rygorystycznym, średniowiecznym prawem szariatu. Wydawałoby się, że nigdy nic się tam nie zmieni, lecz obecnie, wbrew najczarniejszym scenariuszom, metamorfoza stała się faktem. Transformacja najbardziej ortodoksyjnego muzułmańskiego kraju szokuje nie tylko samych Saudyjczyków, ale cały świat. W pozytywnym znaczeniu. Kto by się spodziewał, że zagraniczne kobiety nie będą musiały okrywać się czarnymi płaszczami i zasłaniać włosów, że instytucja opiekuna mahrama nie będzie ich dotyczyć, a postać mutawwy, policjanta obyczajowo-religijnego, odejdzie w zapomnienie. Jednak gros tych reform dotyczy turystek niemuzułmanek – Saudyjki muszą na nie jeszcze poczekać. Pamiętam, jak za prowadzenie samochodu na ulicach saudyjskich miast w 2012 roku aktywistki zostały uwięzione, a teraz panie mogą same, bez mahrama, usiąść za kółkiem. Mówi się jednak, że te z nich, które były w więzieniach, po dziś dzień z nich nie wyszły. Mam nadzieję, że to tylko plotka. Jednak w tradycyjnych krajach arabskich często reformy są tylko fasadowe, na pokaz, żeby świat Zachodu w nie uwierzył i traktował jako równorzędnego, poważnego partnera. Oby tym razem tak nie było, choć sami Saudyjczycy nie dowierzają młodemu następcy tronu i boją się go. Ponoć swojego ojca siłą odsunął od władzy, przejął tron zamiast swojego starszego brata, a matkę, która cieszy się dużą estymą u swojego męża i kocha nad życie starszego syna, usunął z przestrzeni publicznej i nie ujawnia miejsca jej pobytu. Twierdzi, że przebywa z wizytą w Stanach Zjednoczonych, których granicy nie przekroczyła. Tak to bywa na Bliskim Wschodzie.
Do Libii wracam myślami bardzo często i ogromnie chciałabym jeszcze się tam udać. Na razie to niemożliwe. Libijczycy wierzyli, że ich kraj się ustabilizuje, że dojdzie do wyborów prezydenckich, w których wystawiono kandydaturę syna Muammara Kaddafiego, Sajfa al-Islam. Jednak od 2017 roku tamtejsza rzeczywistość jest tak przerażająca i niestabilna, że nie ma co marzyć o unormowaniu sytuacji wewnętrznej, poprawieniu stosunków z krajami ościennymi czy Zachodem.
Jak już zapewne wiecie, mam w zwyczaju dawać swoim powieściom wieloznaczne tytuły. Tak jest i tym razem. Arabski książę to nie tylko saudyjski książę z krwi i kości Anwar al-Saud. To także petrodolarowy libijski książę, jak nazywano syna pułkownika Muammara, Sajfa al-Islam Kaddafiego. Trzecim księciem jest książę artystów i śmierci, znienawidzony przez wszystkich czytelników – a także przeze mnie – Jasem Alzani. W mojej książce przedstawiam losy wielu członków rodziny królewskiej. Poznacie uroczą księżniczkę Wafę, córkę pseudoreformatora, ale przede wszystkim pokrzywdzone księżniczki, córki zmarłego króla Abdullaha, po których ślad zaginął. Pamiętajcie, że to nie reportaż ani książka historyczna i dzieje nawet znanych osób, jako autorka, mam prawo umieścić w kokonie literackiej fikcji. Nazywa się to licentia poetica1. Mam nadzieję, że zaciekawiłam wszystkich i nie oderwiecie się od powieści, którą trzymacie w ręku, aż do ostatniej kartki2.
1 Licentia poetica (łacina) – licencja poetycka, swoboda poetycka; oznacza wolność twórczą i poetycką, dopuszczającą odstępstwa od norm językowych, reguł formalnych lub wierności w opisie faktów, zwłaszcza historycznych.
2 Korzystając z sugestii moich czytelników, większość dodatkowych informacji tym razem umieściłam na końcu książki – czy to w słowniku wyrazów i zwrotów, czy w indeksie nazwisk. Informacje o regionach i miejscach, które opisuję, znajdziecie w dodatkach. Tym, którzy pierwszy raz sięgają po moją powieść, polecam Genezę postaci lub drzewo genealogiczne.PROLOG
Ranna Daria majaczy. Nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. W głowę wbija się jej huk wirników helikoptera, bowiem nikt nie pomyślał, żeby założyć jej słuchawki. Nie jest to wyciszony w środku śmigłowiec medyczny, lecz wojskowa maszyna, której nie słychać na zewnątrz. Ona jednak tego wszystkiego nie wie. Tkwi w kokonie niemocy, ograniczona własnym uszkodzonym ciałem. Początkowo od jej ramienia rozchodzi się pulsujący, okrutny ból, który z czasem słabnie, by ostatecznie rozlać się falą gorąca na lewą stronę ciała.
Kobieta ciągle ma przed oczyma dramatyczną scenę w hotelu Corynthia w Trypolisie. Jak na zwolnionym filmie widzi atak zamaskowanych osobników, wojskowych, najemników czy terrorystów, prawych ludzi czy złoczyńców, tego do końca nie wie. Ranni i zabici padali na ziemię, słychać było wrzaski i zawodzenie. Jedną z pokrzywdzonych była Libijka, Dżamila Muntasir, druga żona dżihadysty3 Jasema Alzaniego, fałszywego Muhamada Arabi Muntasira, krótkotrwałego kandydata na prezydenta nieszczęsnej Libii. Ofiarą padł też piękny chłopiec, syn pierwszej żony zwanej Darin Salimi i przeklętego zbrodniarza. Ten cudny jak z obrazka malec nagle i niespodziewanie ucichł, osłabł w matczynych ramionach, którymi nie była w stanie go osłonić przed twardą, metalową kulą. Kiedy jeden z napastników chwycił go za kark jak szczenię i rzucił na ziemię, serce matki rozpękło się na tysiące maleńkich kawałeczków. Tym agresorem, który zabrał kobiecie syna, okazał się książę Anwar al-Saud, jej niby-przyjaciel i wieloletni skryty adorator. Nieszczęsna matka teraz jego i tylko jego wini za prawdopodobną śmierć dziecka, co stało się na skutek ataku, przypadkowego zranienia i ostatecznego pozostawienia chłopca na łaskę i niełaskę, bez pomocy lekarskiej i na dokładkę w kraju ogarniętym chaosem. Kobieta zupełnie nie rozumie przyczyny porwania i wywiezienia jej w nieznanym kierunku. Po co? Na co? Dlaczego? Te pytania ciągle kołaczą się po głowie wykrwawiającej się rannej. Od tej chwili ten mężczyzna, książę Anwar al-Saud, staje się największym wrogiem i znienawidzonym prześladowcą Darii.
Oczyma wyobraźni matka widzi roześmianą, uroczą buzię Ahmeda. Po jej policzkach bezwiednie spływają łzy, które wypalają w delikatnej młodej skórze głębokie, żrące doły, wadi4, które nigdy nie zapełnią się wystarczająco, by doznała ukojenia. Nagle zapada głucha cisza. Niewyobrażalnie głęboka i bezdenna. Tak jakby został wyłączony nie tylko silnik helikoptera, ale też ten najważniejszy silnik, który ożywia ciało człowieka. Ktoś gasi światło. Mózg rannej matki otula mgła zapomnienia. Jej serce zwalnia. Zatrzymuje się. Rusza niechętnie. Znów się zatrzymuje. Już na dłużej. Potem z chrobotaniem jakby zardzewiałej maszynerii i przenikliwym bólem znów podejmuje pracę. Bezładnie. Skacze to w tę, to w tamtą stronę. Gwałtownie rzuca się na boki i zwalnia. Ostatecznie trzepocze jeszcze szybciej, jak ptak schwytany w sidła…
– Tracimy ją – rozlega się fachowa informacja, a elektrokardiograf Holtera wydaje ostrzegawczy sygnał.
– Odchodzi. Puls nitkowaty. Brak pulsu. Reanimacja krążeniowo-oddechowa.
– Adrenalina. Dawać!
– Defibrylacja elektryczna. Już!
– Nie pozwólcie jej umrzeć! – Podenerwowany, pełen bólu bas wyróżnia się wśród oziębłej wymiany zdań specjalistów. – Zapłacę każde pieniądze! Ozłocę was! Tylko ją uratujcie! Darin! Ja habibti5…
Kiedy bezgłośny helikopter Black Howk startuje z tarasu hotelu Corynthia, w apartamencie lidera libijskiej partii pojednania i przyszłego prezydenta Muhamada Arabi Muntasira pozostają tylko trupy, napastnicy, sam przywódca oraz Musa Kusa6, as wywiadu byłej Dżamahirijji7.
– I jak teraz nam zaśpiewasz, mój ty gagatku? – Starzec ze złośliwym wyrazem twarzy lustruje swojego byłego protegowanego. – Trzeba jednak było tańczyć tak, jak ci zagrałem. Trochę dłużej byś pożył.
Jasem rzuca się w kierunku sponsora, lecz łańcuchy na kostkach u nóg oraz nadgarstkach hamują jego ruchy. Pada jak kłoda na dywanową wykładzinę. Spoziera spod oka na leżące nieopodal niego dziecko. Malec delikatnie jak króliczek porusza chrapkami nosa, uchyla swoje jak malowane usteczka, które teraz powlekł fiolet, kolor śmierci. Maleńkie, cudnie wykrojone wargi pokrywa spieniona biała ślina podbarwiona żywą czerwienią krwi. Poruszają się, prawie niewidocznie, ale delikatnie drgają.
– Mam w dupie ten twój kraj mlekiem i miodem płynący! Mam gdzieś twój raj! – charczy terrorysta. – Mój syn żyje! Ratujcie go, proszę! Błagam!
Zakamuflowany libijski patriota Mohamed Zintani ściąga kominiarkę i rzuca się w kierunku chłopczyka.
– Dawać nosze. Dzwonić po ratowników. Nasz maluszek wróci jeszcze w góry do babci Blanki. Niewinne ofiary nie podobają się Allahowi – wygłasza sentencję, wyrzucając ramiona w stronę nieba.
Dziecko błyskawicznie zostaje zabrane z miejsca kaźni. Na zewnątrz słychać pojedyncze niewyraźne słowa ratowników medycznych i lekarza, próbujących zatrzymać życie uchodzące z malca.
Dwóch osiłków bierze Jasema pod pachy i stawia go do pionu. Musa Kusa podchodzi do niego i lustruje jego twarz, chcąc znaleźć w niej oznaki lęku, załamania czy przynajmniej apatii. Nie widzi jednak żadnego z tych uczuć, nie mówiąc o rozpaczy, która zalałaby w takiej chwili najtwardsze serce.
– Zgnijesz w lochach. Kara śmierci dla takiego typa to za mało. To wybawienie dla oszołomów twojego pokroju – warczy starzec, zaciskając z wściekłości zęby. – Nie pozwolimy ci zostać szahidem8. Gówno, a nie siedemdziesiąt dwie hurysy9! Czeka cię jedno wielkie bezterminowe szambo! Żaden raj, żadne radości. Będziesz jeszcze długie lata gnił w naszym libijskim pierdlu. Nigdzie cię nie oddamy. Żaden międzynarodowy trybunał. My potrafimy takim skurwysynom najlepiej wymierzyć sprawiedliwość i przypalić jaja.
– Ale co wy teraz, dziadku, zrobicie? – Jasem, ciągnięty brutalnie do wyjścia, podśmiechuje się z organizatorów puczu. – Kto pokieruje tym waszym rynsztokiem? Czekają was kolejne długie lata bezkrólewia!
– Nawet się nie spodziewasz, jakiego asa mamy w rękawie. – Musa błyskawicznie się rozchmurza. – Specjalnie wstawimy ci do celi telewizor, żebyś mógł śledzić bieżące wydarzenia.
– Kolejną wojnę domową? Bez premiera, prezydenta, rządu? Bez państwowego wojska i regularnej policji, a jedynie z bojówkami, które niedługo nie będą miały z kim wojować i kogo mordować?
– Libia została oczyszczona z większości szumowin i teraz naród wybierze już bez wahania tego, kto od samego początku był mu pisany.
– Któż to taki? – Jasem marszczy brwi, bo nikt nie przychodzi mu na myśl.
Po chwili jakieś nieoczekiwane skojarzenie, nagła reminiscencja rozbłyska w jego pamięci. Mężczyzna robi wielkie oczy ze zdumienia. Na jego twarzy maluje się cała gama uczuć: złość i nienawiść, furia i gniew, ale przede wszystkim nieopisany szok. To niemożliwe! Nie chce uwierzyć. Niesłychane, że nie zauważyłem!, powtarza sobie, kiedy ostatecznie zostaje wywleczony na zewnątrz. To nie do pomyślenia! Drzwi policyjnej furgonetki zamykają się z trzaskiem za największym międzynarodowym zbrodniarzem w ostatnim dziesięcioleciu. Wóz rusza z piskiem opon i kieruje się do niedawno odnowionego i ponownie sukcesywnie zaludnianego trypolitańskiego więzienia, byłego i przyszłego miejsca kaźni tysięcy ofiar. Do Abu Salim.
Jasem podnosi ponury wzrok na uzbrojonych strażników siedzących z nim noga w nogę. Serce zaczyna mu szybciej bić. Przez otwór jednej z kominiarek patrzą na niego czarne jak smoła oczy Abdula. Jego druha. Kompana z Rakki. Allah jest wielki.
– Allahu akbar10 – mruczy pod nosem zadowolony dżihadysta.
Karty nadal są w grze. Przychodzi czas na następne rozdanie.
3 Dżihadysta (arabski) – zwolennik dżihadu. Dżihad – pierwotnie oznaczał walkę w imię propagowania islamu, zarówno poprzez akcję zbrojną, nawracanie niewiernych, pokojowe działania, jak i wewnętrzne zmagania wyznawcy; często rozumiany tylko jako święta wojna.
4 Wadi (arabski) – koryto wyschniętej rzeki.
5 Ja habibti (arabski) – Moja kochana, moja droga (wołacz).
6 Patrz: Indeks nazwisk.
7 Dżamahirijja (arabski) – państwo ludu. Pełna oficjalna nazwa państwa do czasu obalenia rządu Kaddafiego to Wielka Arabska Libijska Dżamahirijja Ludowo-Socjalistyczna. Ustrój polityczny Libii miał charakter republikański. Było to połączenie arabskiego socjalizmu i politycznego islamu.
8 Szahid (arabski) – męczennik.
9 Hurysy (arabski) – wiecznie młode i piękne dziewice w koranicznym raju, kobiety idealne, mające po 33 lata, duchowo i cieleśnie nieskazitelne, stanowią jedną z nagród dla zbawionych wiernych. Każdy muzułmanin w ogrodzie Dżenna może mieć 72 hurysy.
10 Allahu akbar! (arabski) – Allah jest największy! Bóg jest wielki! Zwrot ten stanowi takbir – muzułmańskie wyznanie wiary; często powtarzane w codziennych sytuacjach życiowych, a przez dżihadystów i fundamentalistów uznane za okrzyk/hasło przy wszystkich niegodnych zbrodniczych czynach.OPIEKUN POKRZYWDZONYCH KOBIET
Hamid Binladen przechodzi rękawem samolotu i bezpardonowo wparowuje do środka wielkiej maszyny. Zbliża się do stewardesy, pokazuje jej legitymację i szepcze coś na ucho.
– Ze względów bezpieczeństwa wszyscy pasażerowie proszeni są o pozostanie na swoich miejscach – ogłasza pracownica Emirates. – Urząd bezpieczeństwa musi przeprowadzić kontrolę.
Najpierw słychać szum niezadowolonych głosów, a później zapada martwa cisza. Wszyscy zastanawiają się, czy w samolocie jest bomba czy terrorysta. Czy bezpieka szuka kolejnego ukrywającego się dysydenta, którego mają zamiar aresztować lub zabić? W klasie ekonomicznej zakwefiona11 kobieta nieśmiało podnosi wzrok. Jej smutne spojrzenie się rozjaśnia, kiedy widzi przystojną twarz Hamida Binladena, ubranego w strój urzędowy saudyjskich służb specjalnych – białą tobę12 oraz kuloodporną kamizelkę z przełożonym przez pierś karabinem maszynowym. Wszyscy, którzy widzą jego i dwóch podążających za nim towarzyszy, wstrzymują oddech i prawie szczękają zębami ze strachu, a tylko jedna jedyna Saudyjka drży z radości, a serce chce jej wyskoczyć z piersi. Kobieta wstaje.
– Said13 Binladen.
– Saida14 Fatima?
– Ajwa15.
– Banat16? – Pokazuje palcem na jej córki.
– Ajwa.
– Imszi17.
Niezatrzymywani przez nikogo wychodzą z samolotu. Gęsiego za mężczyzną podążają w pełni zakwefiona kobieta w średnim wieku i jej trzy córki, które zakrywają szczupłe ciała czarnymi abajami18, lecz ich włosy osłaniają tylko kolorowe hidżaby19. Ich smutne buzie i zapuchnięte od płaczu oczy świadczą o tym, że niedawno przeżyły jakąś tragedię. Najstarsza, dwudziestojednoletnia, trzyma opiekuńczo za rękę najmłodszą, zaspaną dziesięciolatkę; zmęczoną ciągnie za sobą, by dorównać kroku wysokiemu długonogiemu facetowi. Matka prawie truchta za maszerującym Binladenem, który chciałby jak najszybciej mieć tę sprawę z głowy. Bo to jeszcze nie koniec zadania, którego podjął się Saudyjczyk, mąż Miriam bint Ahmed Salimi Binladen. Znanej jako Marysia Salimi.
– Rodzina już jest? – Potwierdza u umundurowanego funkcjonariusza, kierując się do specjalnej izby przesłuchań urzędu emigracyjnego na międzynarodowym lotnisku króla Chalida w Rijadzie. – Proszę się zaopiekować kobietami. Nakarmić. Napoić. Posadzić wygodnie. – Wydaje krótkie rozkazy jak szczeknięcia, a służby lotniskowe zginają się tylko wpół, opuszczają wzrok i głowy, nie chcąc tych głów stracić w wyniku drobnej pomyłki czy banalnego potknięcia. Jeśli „cichociemni” interesują się sprawą, to oznacza, że jest ona poważna, wręcz gardłowa, i każdy przy zdrowych zmysłach chce uniknąć wpadki. Te brygady dla zwykłego człowieka przeważnie są groźne.
– Panie… – Saudyjczyk z prowincji, bliski płaczu, nie rozumie, co się dzieje. – Ja nic nie zrobiłem. Przyjechałem tylko po szwagierkę i jej córki. Ambasada saudyjska w Warszawie kazała mi to zrobić. Mój brat ponoć haniebnie umarł. Jego córka też. Cała rodzina została zhańbiona. Ach! – Robi teatralne miny, a następnie spogląda na Binladena z nieudawaną rozpaczą. – Mam polecenie zabrać kobiety i zastosować wobec nich areszt domowy do odwołania. Są czemuś winne, ale ja nie wiem czemu… – śpiewa jak na przesłuchaniu i pytluje tak szybko, że aż się zatęcha i chwyta za gardło.
– Kobiety niczemu nie są winne. I nigdzie z tobą nie pojadą. Wybij to sobie z głowy! – informuje go Hamid, opierając się dwoma rękami o stolik, za którym siedzi przesłuchiwany, i wbijając w mężczyznę rozeźlony wzrok.
– Panie! Ja jestem ich mahramem20! – Używa ostatecznego argumentu, bo liczy na to, że przejmie cały niemały majątek brata za wątpliwą opiekę nad więźniarkami.
– Już nie, ty hieno! – Funkcjonariusz podnosi głos.
– Ależ!
Hamid gwałtownie podnosi rękę z wyciągniętym palcem wskazującym, a przestraszony chłopek odsuwa się wraz z krzesłem, lądując plecami na ścianie maleńkiego pomieszczenia.
– Oto akt sądowy przyznający mi opiekę nad tymi kobietami. – Binladen ledwie na parę sekund podsuwa mu pod nos dokument obity okrągłymi czerwonymi pieczęciami, licząc, że ma do czynienia z analfabetą lub przynajmniej półanalfabetą. Nie jest to oczywiście oficjalny nakaz, bowiem na jego załatwienie potrzeba dużo czasu. – Są objęte programem ochrony świadków. – Szybko chowa papier do czarnej teczki.
– Że jak? Że co? – Kmiot nigdy nie słyszał takich trudnych słów.
– Czy zwłoki twojego brata i bratanicy zostały odesłane do domu?
– Nie…
– Czy wiesz, gdzie się znajdują?
– Nie…
– Nie zainteresowałeś się?
– Nie… A dlaczego?
– Dlatego, głupkowaty padalcu, że to twój brat. Został w skrytobójczy sposób zamordowany, a jego ciało zbezczeszczone.
– Niemożliwe! Toż to był zwykły, dobry muzułmanin. – Mężczyźnie, w głębi serca dobrodusznemu człowiekowi, żal bije z twarzy.
– I tak tego prawowiernego muzułmanina zostawiłeś? Bez pochówku? – drąży przesłuchujący.
– Bałem się. – W końcu otwarcie wyznaje. – Nie miałem możliwości cokolwiek powiedzieć. Nie dopuścili mnie do głosu. Przecie ja bym mej szwagierki i bratanic tak za bardzo nie więził, panie. – Ociera pot z czoła i łzę z policzka kraciastą, czerwono-białą chustą, która ciągle mu się zsuwa. – Ale kazali, to co zrobić? Co ma zrobić taki biedny, prosty człowiek jak ja? – Radzi się, szukając rozwiązania swojej patowej sytuacji u Hamida.
– Dobrze, już dobrze. Wiem, żeś poczciwina.
– Co mam powiedzieć ambasadzie, jak mnie zapytają o kobiety?
– Tym też się zajmę. Już nikt nigdy nie poruszy tego tematu.
– Tak, jaśnie panie. – Teraz biedak wie już na sto procent, że ma do czynienia z wielce mocarnym panem, i czuje, że za chwilę ze strachu puszczą mu zwieracze. Za chwilę zwyczajnie zsika się z przerażenia. – Ja said21… Ja ustaz22… – Na bezdechu powtarza, z uszanowaniem chyląc czoło, którym prawie dotyka już blatu.
Wieśniak trzęsącymi się rękami ściska swoją brudną chustę i ciągle nerwowo przeciera nią czoło i łysinę, dotyka rozpłomienionych policzków i drżących ust.
Hamidowi żal niczego nieświadomego chłopka. Podaje mu szklankę wody, którą ten, ledwo donosząc do ust, wypija duszkiem.
– Sprzedasz majątek brata i uczciwie, co do grosza, przekażesz na ten rachunek. – Wciska mu kartkę z numerem konta w saudyjsko-amerykańskim banku SAMBA. – Wszystko pójdzie na fundusz twoich bratanic, żeby mogły się uczyć i kiedyś szczęśliwie wyjść za mąż.
– Tak… Dziękuję łaskawemu panu. Ale co ja mam powiedzieć żonie? Ona tam czeka na swoje kumy krajanki z wystawną kolacją, prezentami… Tak się cieszyła, że wracają, bo brakuje jej towarzystwa.
– Będzie mogła je odwiedzać w Rijadzie.
– To tak daleko…
– Jak tylko jej się zachce przyjechać, to dasz znać, a ja wyślę po nią samochód.
– Dziękuję, panie. – Mężczyzna przytyka dwa palce do ust, całuje opuszki, a potem dotyka nimi czoła.
– Bądź dobrym muzułmaninem, to może nagroda spotka cię już za życia na tym świecie. – Hamid poklepuje przesłuchiwanego po plecach i czuje, jak bardzo ten się spocił. Jego cienka toba jest całkiem mokra i nadaje się do wyżęcia. – Po co czekać na raj? – dorzuca lekkim, pogodnym głosem przystojny Saudyjczyk.
Ortodoksyjny wahabita23 patrzy na rozmówcę jak na wariata lub odszczepieńca, bowiem w tym momencie zbluźnił, ale zaraz opuszcza wzrok, bo widocznie takim wszystko wolno. W końcu to władza. Teraz chłopek marzy tylko o tym, żeby jak najszybciej stąd uciec, co czyni, gdy tylko Hamid otwiera drzwi. Co chwilę obraca się jeszcze i wykonuje pokraczne ukłony z półobrotu, ale jak tylko znajduje się za zakrętem, to puszcza się biegiem, śmiesznie podciągając przeszkadzającą mu długą do ziemi męską suknię.
Po skończeniu ważnej rozmowy Hamid udaje się do saloniku VIP24, w którym siedzą już zrelaksowane i uszczęśliwione, choć nadal trochę przestraszone, kobiety i dziewczynki. Fatima i jej córki nie zasłaniają twarzy, widząc niespokrewnionego mężczyznę – w końcu długie lata żyły w normalnym kraju. W ich ukochanej Polsce. Fatima wie, że Binladen jest saudyjskim modernistą, który swojej żonie pozwolił na samodzielny wyjazd za granicę, studia, nowoczesny strój i całkowitą niezależność.
– Panie Binladen, ratujesz nam, biednym, wdowie i sierotom, życie. – Arabka w końcu chce podziękować swojemu wybawicielowi. – Niech cię Allah błogosławi. – Pochyla się, chcąc ucałować dłoń nowego protektora. – Odtąd jesteś naszym mahramem, naszym panem…
– Jestem tylko zwykłym człowiekiem, ja saida.
Zadowolony, podłechtany Hamid uśmiecha się pod nosem, dosiada do grupy, nalewa sobie wody i podbiera kawałek ulubionej szawormy, która leży na stole. Przez chwilę rozmawiają o błahych sprawach, bo żadna z deportowanych nie śmie dowiadywać się, co dalej z nimi będzie.
– Najedzone? Wypoczęte? – pyta mężczyzna, a widząc potwierdzenie malujące się na ich zadowolonych buziach, decyduje: – To ruszamy. Nowy Rijad czeka na was. Teraz będziecie mogły nawet prowadzić tutaj samochód.
– Wallahi25! – wykrzykuje zachwycona Fatima.
– Osiedle Las Palmeras jest w sam raz dla was. Zamieszkacie w niedużym, ale całkiem przytulnym i sympatycznym domku. Do mnie i mojej żony będziecie miały żabi skok. Pięć minut piechotką.
– Nowy Rijad… Nowa przyszłość… Może nie będzie tak źle? – szepcą między sobą matka i jej trzy córki, okryte abajami, lecz już niezasłaniające twarzy, bo ich nowy sponsor tak powiedział i tak będzie. Bez męża i ojca, bez ich rodowitego opiekuna oraz bez ukochanej córki i siostry muszą teraz wkroczyć w nowe życie, nowy saudyjski świat, o którym przez ostatnie dziesięć lat usiłowały zapomnieć i odsuwały go od siebie jak najdalej. Najmłodsza Maha, urodzona w Polsce, nie zna swej ojczyzny, ale patrząc teraz zakochanym wzrokiem na ich wybawiciela, przystojnego Hamida Binladena, uważa, że jej rodzina przesadzała i że tutaj też da się szczęśliwie żyć. Przy takim miłym, atrakcyjnym, a przede wszystkim wszechmocnym protektorze nic nie może być straszne.
– Panie Binladen! Właściciel mnie zlinczuje! Wyrzuci! – Filipiński menedżer osiedla Las Palmeras robi nieoczekiwane trudności. – Same mają mieszkać? Saudyjki?!
– Przecież na osiedlu rezydują również samotne cudzoziemki, lekarki i pielęgniarki, którym szpital wynajął tutaj domy. One także są bez mahrama. Co mi pan tutaj, kochany panie Ismail, opowiadasz? – Hamid zdaje sobie sprawę, że nie ma co naskakiwać na służbistę, bo jeśli sprawa pójdzie po linii oficjalnej, to przy tylu lewych papierach na pewno jej nie wygra. – Obiecuję, że na dniach doniosę notarialne pismo informujące, że jestem mahramem całej czwórki.
Saudyjczyk znowu został postawiony przed faktem dokonanym przez swoją żonę Marysię, która zadzwoniła i poinformowała go, że dosłownie za chwilę lądują w Rijadzie pokrzywdzone kobiety, którymi absolutnie musi się zająć, bo jeśli przejmie je ortodoksyjna rodzina z Qasim, znikną one jeśli nie z powierzchni ziemi, to na pewno z przestrzeni publicznej wahabickiej Arabii Saudyjskiej. I jak nie zareagować na taką prośbę? Jak nie pomóc nieszczęśniczkom?
– Saida Fatima będzie pracowała u mnie w rezydencji. – Wpada nagle na genialny pomysł, bo jego podeszły wiekiem majordomus już ledwo daje sobie radę.
– Dziękuję, panie. – Saudyjce aż oczy się śmieją, bo w życiu nie podejmowała żadnej pracy, gdyż przecież nie umie nic oprócz bycia żoną i matką. Dobrą matką.
– To niech tam zamieszkają. – Tchórzliwy Ismail znajduje korzystne dla siebie rozwiązanie.
– Żartujesz? Moja żona byłaby o nie zazdrosna. Szczególnie o te młódki. – Binladen pokazuje wzrokiem na śliczną dwudziestolatkę Sulejmę, studentkę medycyny, następnie na pyzatą, uśmiechniętą szesnastolatkę Minę, a kończy na Masze, która wodzi za nim rozanielonym wzrokiem, co tylko potwierdza jego obawy.
– Pana zołdża26 jest tak piękną hurysą, że nie musi być o nikogo zazdrosna.
Hamid zastanawia się, skąd ten kiep ma takie dobre informacje. Przypomina sobie jednak, że Marysia nie raz bywała na tym osiedlu, bo przecież od lat przewijają się przez nie Polacy pracujący i żyjący w Rijadzie.
– Wynajmę może od razu dwie wille, to będę miał jedną w rezerwie? – Zastanawia się na głos bogacz. – Tak, tak będzie najlepiej. Zapłacę za obie za rok z góry.
Azjata wybałusza tylko oczy, bo kto ma tyle pieniędzy, żeby od ręki wyłożyć prawie sto tysięcy dolarów. Oczywiście Binladen.
– Nie wiem, panie, czy mamy jeszcze jakąś… – Niby jeszcze się wzbrania, szybko kombinując, jak by coś na tej transakcji osobiście uszczknąć.
– Procent dla ciebie – otwarcie oferuje niecodzienny kontrahent.
– Procent to haracz, zabronione, nie wolno, religia… – Ściemnia tamten, ale zaraz się opamiętuje. – Bakszysz27 jest okej. Jaki? – Zmienia front, a oczy błyszczą mu chytrze.
– Wiem, że za jedną willę bierzesz pięć tysięcy dolarów, więc za dwie dostaniesz osiem.
Filipińczyk poważnieje, serce na chwilę mu staje, bo okazuje się, że wszyscy wiedzą o jego lewych dochodach i skorumpowaniu. Na czoło wychodzi mu pot i niebezpiecznie blednie, gdyż ma świadomość, że za takie przekręty łatwo jest tutaj trafić do więzienia. A kiedy doliczy się do tego sutenerstwo, handel zakazanym alkoholem i narkotykami, które z zapałem dostarcza wymagającym rezydentom i z jeszcze większym zamiłowaniem sam zażywa, to co najmniej dożywocie ma zagwarantowane. O ile ktoś się nie uweźmie i nie skrócą go o głowę.
– Jak dla pana, to może być pięć tysięcy – szepcze, bo teraz już doskonale zdaje sobie sprawę, że ten facet ma go w garści.
– Dziękuję, sadiqi28. – Hamid uśmiecha się od ucha do ucha. – Zatem nadwyżkę przekażemy biednej wdowie i sierotom. Zrobiłeś dobry uczynek, człowieku. – Chichocze. – Spełniłeś zakat29, jeden z filarów islamu. To się chwali. Mam nadzieję, że będziesz kontynuował swą dobroczynną działalność wobec nich. Liczymy na darmowy przewóz dziewczynek na uniwersytet i do szkoły, popołudniami zaś matki i córek na zakupy. Przyda się też pomoc w urządzeniu się. Najlepiej od razu dzwoń po ekipę remontową, bo przecież biedulki nie mogą wejść do takiej ruiny pełnej pająków, karaluchów i mrówek. Fisa30, fisa!
Hamid bierze pod ramię śmiertelnie przestraszonego Filipińczyka, zarządzającego majątkiem swojego saudyjskiego sponsora, i wylicza mu niekończącą się litanię próśb i potrzeb. Za nimi krok w krok idą zadowolone młode z matką, z każdym krokiem rozpinając zatrzaskę po zatrzasce swoje czarne abaje, by na koniec zrzucić znienawidzone płaszcze wzorem otaczających je cudzoziemek, które opalają się nad basenem w kostiumach bikini. Takiej Arabii Saudyjskiej kobiety z Qasim nie znały. Do tej pory nie miały o niej zielonego pojęcia. Taką Arabię są w stanie nawet pokochać.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
DRODZY CZYTELNICY
PROLOG
PAN I WŁADCA
OPIEKUN POKRZYWDZONYCH KOBIET
MAŁŻEŃSKA ZDRADA
TORTURY PSYCHICZNE
UCIECZKA DŻIHADYSTY
KSIĄŻĘCYM TARGIEM
ZŁOTA KLATKA
KSIĄŻĘCE ZABAWY
INTERNOWANY JAŚNIE PAN
ZAGRANICZNA WIĘŹNIARKA
KRÓL W NIEWOLI
DROGA NA SKRÓTY
GRUNT TO RODZINKA
KARIERA PONAD WSZYSTKO
SPOTKANIE
RATOWNICZKI MEDYCZNE
POHAŃBIONA
KSIĄŻĘCE OŚWIADCZYNY
PODRÓŻ POŚLUBNA
MŁODA GENERACJA
POSTĘP W KRÓLEWSKIM DOMU
NIEBEZPIECZNA TRADYCJA
NIE NAJMŁODSI REFORMATORZY
NOWE ŻYCIE
GALERIA OBŁUDY
POLIGAMIA
HOSPICJUM DLA KSIĘŻNICZEK
TA PIERWSZA NOC
ZDRADA
KOBIETY W KRÓLESTWIE
WENDETA – POCZĄTEK
INWIGILACJA
GORSI DEWOCI CZY KONWERTYCI?
DRUGA MIŁOŚĆ
PARAPETÓWKA U KSIĄŻĘCEJ PARY
GENEZA POSTACI SERII ARABSKA i AZJATYCKA SAGA
SŁOWNICZEK OBCYCH SŁÓW, ZWROTÓW I NAZW
INDEKS NAZWISK
WIĘZIENIE ABU SALIM
ARABIA SAUDYJSKA
LIBIA
11 Kwef (francuski – coiffe; czepek, nakrycie głowy) – zasłona na twarz noszona przez muzułmanki. Zakwefiony – szczelnie okryty materiałem.
12 Toba (thoba) (arabski) – rodzaj długiej do ziemi męskiej koszuli, z tradycyjnym kołnierzykiem lub stójką i manszetami, do pasa zapinana na guziki.
13 Said (arabski) – pan.
14 Saida (arabski) – pani.
15 Ajwa (arabski, dialekt) – tak.
16 Bint (arabski) – córka; banat – córki.
17 Imszi (arabski, dialekt) – iść; idziemy.
18 Abaja (arabski) – wierzchnie tradycyjne okrycie w krajach muzułmańskich; szeroki, luźny płaszcz noszony przez kobiety i mężczyzn.
19 Hidżab (arabski) – noszona przez kobiety muzułmańskie kwadratowa chusta, zakrywająca włosy, uszy i szyję; może być kolorowa.
20 Mahram (arabski) – męski opiekun muzułmańskich kobiet; ojciec, brat, kuzyn, dziadek, ale także szwagier.
21 Ja said (arabski) – Panie (wołacz); O panie!
22 Ja ustaz (arabski) – Profesorze; nauczycielu (wołacz); Ustaz w przenośni oznacza człowieka mądrego, wykształconego, jest wyrazem szacunku.
23 Wahabizm (arabski) – islamski ruch religijny i polityczny powstały w XVIII w. na terenie Arabii. Jest określany jako ultrakonserwatywny, surowy, fundamentalistyczny czy purytański. Głosi powrót do źródeł: pierwotnej czystości islamu, prostoty i surowości obyczajów. Nazwa wahabizm pochodzi od imienia twórcy tego ruchu, muzułmańskiego teologa Muhammada Ibn Abd al-Wahhaba. Wahabizm jest szczególnie popularny w Arabii Saudyjskiej, najbardziej konserwatywnym państwie muzułmańskim na świecie.
24 VIP (Very Important Person) (angielski) – bardzo ważna osobistość.
25 Wallahi (arabski) − Na Boga! Na Allaha!
26 Zołdża (arabski) – żona.
27 Bakszysz (arabski) – łapówka.
28 Sadiq (arabski) – przyjaciel; sadiqi – Mój przyjacielu.
29 Pięć filarów islamu. Muzułmanin ma pięć obowiązków, arkanów, zwanych pięcioma filarami islamu: wyznanie wiary – Szahada, modlitwa – Salat, jałmużna – Zakat, post – Saum, pielgrzymka do Mekki – Hadżdż.
30 Fisa (arabski) – szybko.