Arabskie noce - ebook
Arabskie noce - ebook
Poślubienie Angielki Sapphiry Marshall okazało się największym błędem szejka Zahira. Żona szybko go opuściła, uszczuplając przy tym jego konto o kilka milionów funtów. Po latach Sapphira przybywa ponownie do jego kraju. Jako modelka bierze udział w sesji zdjęciowej. Zahir, gdy tylko ją zobaczył, zapragnął spędzić z nią noc poślubną, której nigdy nie mieli. Podstępem uprowadza ją do pustynnego zamku…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1291-5 |
Rozmiar pliku: | 738 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zahir Ra’if Kuarishi, dziedziczny władca królestwa Marabanu leżącego nad Zatoką Perską, zaskoczony wstał zza biurka, gdy do gabinetu wpadł jak burza jego młodszy brat Akram.
– Co się stało? – zapytał, niezadowolony, że zakłócono mu spokój.
Wysoki, szczupły i muskularny, miał sprężystą sylwetkę oficera wojska, którym w istocie był.
Niezwykle wzburzony Akram zatrzymał się gwałtownie i skłonił szybko, przypomniawszy sobie o wymogach dworskiej etykiety.
– Wasza Królewska Mość, proszę wybaczyć, że przeszkadzam…
– Mam nadzieję, że z ważnego powodu – burknął Zahir.
Na dobrodusznej twarzy Akrama odmalowało się zakłopotanie.
– Nie wiem, jak to powiedzieć…
– Usiądź i uspokój się – poradził mu Zahir. Zajął z powrotem miejsce w fotelu i zmierzył brata przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu. – Nie jestem tak groźny jak nasz zmarły ojciec.
Akram zbladł na to wspomnienie. Ojciec tyranizował rodzinę i równie despotycznie rządził krajem – jednym z najbardziej zacofanych na Bliskim Wschodzie. Pieniądze ze sprzedaży ropy naftowej wpływały wówczas wyłącznie do skarbca króla Fareeda, natomiast jego poddani cierpieli nędzę i żyli niczym w średniowieczu, pozbawieni edukacji, należytej opieki zdrowotnej i dostępu do nowoczesnej technologii. Zahir przejął rządy dopiero przed trzema laty i chociaż natychmiast zaczął wprowadzać zmiany, wiele jeszcze zostało do zrobienia.
Akram wiedział, że starszy brat trudzi się nieustannie nad poprawą losu swoich poddanych. Naszły go nagle skrupuły, że mu przeszkadza, zwłaszcza że miał poruszyć drażliwą kwestię. Zahir nigdy nie wspominał o swoim byłym małżeństwie – i trudno mu się dziwić. Zapłacił wysoką cenę za przeciwstawienie się ojcu i poślubienie kobiety pochodzącej z odmiennego kręgu kulturowego, która w dodatku okazała się niegodna takiego poświęcenia.
– No, słucham – ponaglił go zniecierpliwiony Zahir. – Za pół godziny mam ważne spotkanie.
– Chodzi o twoją byłą żonę! – wyrzucił z siebie Akram. – Jest teraz na ulicach naszej stolicy i przynosi ci wstyd!
Zahir zesztywniał i zacisnął usta.
– O czym ty mówisz?
– Sapphira kręci reklamę telewizyjną dla firmy kosmetycznej – wyjaśnił Akram oskarżycielskim tonem.
– Tutaj? W Marabanie? – spytał Zahir z gniewnym niedowierzaniem.
– Powiedział mi o tym Wakil, nasz były ochroniarz. Nie wierzył własnym oczom, kiedy ją rozpoznał. Całe szczęście, że ojciec nie oznajmił poddanym o waszym małżeństwie! Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę mu za to wdzięczny.
Zahira zdumiało, że była żona śmiała postawić stopę na jego ziemi. W przypływie gniewu i goryczy zerwał się znowu z fotela. Od rozwodu usiłował zapomnieć o tym nieudanym małżeństwie. Lecz nie było to łatwe, ponieważ Sapphira została światowej sławy modelką i widywał jej zdjęcia w niezliczonych czasopismach, a kiedyś nawet na olbrzymim bilboardzie przy londyńskim Times Square. Prawdę mówiąc, przed pięcioma laty stał się łatwym łupem dla tej przebiegłej naciągaczki, Sapphiry Marshall. Zahir wówczas w wieku dwudziestu pięciu lat wskutek twardego wychowania przez ojca nie znał jeszcze seksu ani świata Zachodu i tamtejszych kobiet. Jednak przynajmniej próbował uratować ich małżeństwo. Natomiast Sapphira nie podjęła najmniejszego wysiłku, by pomóc w rozwiązaniu ich problemów. Starał się za wszelką cenę ją zatrzymać, lecz ona nie chciała być dłużej jego żoną i w istocie nie mogła nawet znieść tego, by jej dotykał.
Zachowałem się jak głupiec, pomyślał teraz cynicznie. Szybko pojął powód dziwacznego zachowania żony. Poślubiła go tylko dla jego olbrzymiego majątku, by natychmiast się z nim rozwieść i uzyskać sowitą rekompensatę finansową. Jak się okazało, ożenił się z kobietą zimną i wyrachowaną, która nie tylko go oskubała, lecz także postawiła w kłopotliwym położeniu wobec ojca. Ona natomiast odniosła z tej sytuacji wyłącznie korzyści. Na tę myśl gniewnie zacisnął zęby. Obecnie miał już doświadczenie z kobietami i gdyby dopiero teraz poznał Sapphirę, wiedziałby, jak sobie z nią poradzić.
– Przykro mi – wymamrotał Akram, przerywając napiętą ciszę. – Pomyślałem, że powinieneś się o tym dowiedzieć.
– Rozwiodłem się z nią pięć lat temu – rzekł szorstko Zahir. – Dlaczego miałbym się przejmować tym, co robi?
– Ponieważ swoją obecnością w Marabanie sprawia kłopot. Co będzie, kiedy dziennikarze wywęszą, że to twoja była żona? Ona widocznie nie ma wstydu ani sumienia, skoro przyjechała tutaj kręcić tę idiotyczną reklamę!
– Jestem ci wdzięczny, że mnie powiadomiłeś, ale czego ode mnie oczekujesz?
– Wyrzuć z kraju ją i jej ekipę filmową! – odpowiedział bez wahania Akram.
– Bracie, wciąż jesteś młody i porywczy – rzekł sucho Zahir. – Paparazzi i tak podążą za nią wszędzie. Poza tym wyobraź sobie konsekwencje deportowania sławnej modelki. Dlaczego miałbym rozbudzać zainteresowanie światowych mediów sprawą, która na szczęście została już dawno pogrzebana?
Po wyjściu Akrama Zahir odbył kilka rozmów telefonicznych, które wprawiłyby młodszego brata w zdumienie. Wbrew swemu trzeźwemu rozsądkowi chciał wykorzystać okazję ponownego ujrzenia Sapphiry. Czy powodowały nim resztki dawnej namiętności, czy po prostu zwykła ciekawość? Przecież rozważał już znalezienie sobie drugiej żony. W każdym razie nie żywił złudzeń co do prawdziwego charakteru Sapphiry, a życie, jakie wiodła od rozwodu, świadczyło, że się nie mylił. Wiedział, że aktualnie jest związana z Cameronem McDonaldem, cenionym szkockim fotografem dzikiej przyrody. I zapewne nie ma problemów z sypianiem z nim, pomyślał z furią.
Saffy posłusznie zwróciła rozgrzaną twarz w kierunku strumienia powietrza z wentylatora, tak by jej bujne jasne włosy spłynęły kaskadą na ramiona. Na jej pięknej twarzy nie odbił się nawet cień narastającej irytacji. W pracy zawsze zachowywała pełny profesjonalizm. Wiedziała jednak, że za chwilę trzeba będzie kolejny raz nałożyć makijaż, który w tym piekielnym upale niemal natychmiast się rozpływał, a ochrona znów przerwie filmowanie, by odsunąć napierający tłum podekscytowanych widzów. Pomysł nakręcenia w Marabanie reklamy serii kosmetyków firmy Pustynny Lód okazał się fatalnym błędem. W tym zacofanym kraju brakowało udogodnień, do jakich przywykła jej ekipa filmowa.
– Saffy, zrób tę seksowną minę – polecił operator Dylan. – Co się z tobą dzieje?
Natychmiast usłuchała, gdyż za nic nie chciała, by zauważono, że coś psuje jej nastrój. Aby przybrać odpowiedni wyraz twarzy, pomyślała o podniecającej erotycznej fantazji, o której wprawdzie często marzyła, lecz niestety – skonstatowała z goryczą – nigdy nie zdołała jej urzeczywistnić. Jednak kiedy kręci się reklamę kosztującą zleceniodawców tysiące funtów, nie pora na gorzkie refleksje i przywoływanie smutnych wspomnień. Odsunęła je od siebie i skoncentrowała się na obrazie mężczyzny o kruczoczarnych włosach sięgających do szerokich ramion, którego szczupłe, muskularne nagie ciało emanuje zniewalającą pierwotną siłą. W jej wyobrażeniu, jak zawsze, spojrzał na nią wzrokiem pełnym takiego nieskrywanego pożądania, że przeniknął ją zmysłowy dreszcz.
– Tak… właśnie o to chodzi! – wykrzyknął z entuzjazmem Dylan, filmując, podczas gdy Saffy z leniwą swobodą przybierała kolejne kuszące pozy. – Przymknij nieco powieki… świetnie, kochanie, a teraz rozchyl trochę swoje cudowne wargi…
Dopiero po paru minutach Sapphira otrząsnęła się z tej ekscytującej wizji i niechętnie powróciła do teraźniejszości potwornego upału, zgiełku i napierającej ciżby. Wielkie zainteresowanie, jakie budziła, wprawiało ją w zakłopotanie. Ale Dylan był usatysfakcjonowany. Nakręcił takie zdjęcia, jakich pragnął. Rozejrzała się i zobaczyła samochód zaparkowany przy olbrzymiej piaszczystej wydmie, a obok niego sylwetkę mężczyzny w długim burnusie, trzymającego coś, co zalśniło w słońcu.
Zahir przyglądał się byłej żonie przez silną lornetkę. Siedziała na szczycie sterty plastikowych kostek udających lód i wyglądała zachwycająco. Na jej widok ogarnęło go niepokojące podniecenie. Oburzało go jednak, że Sapphira pokazuje się publicznie w Marabanie, odziana tylko w dwa skrawki błękitnego jedwabiu, bynajmniej niekryjące jej wdzięków.
Obserwował facetów z ekipy filmowej, którzy uwijali się usłużnie wokół Sapphiry, oferowali jej napoje i jedzenie oraz zajmowali się fryzurą i makijażem. Zastanawiał się ponuro, z którym z nich ona sypia. Wprawdzie żyje z Cameronem McDonaldem, ale brytyjskie tabloidy pisały, że miała też kilka romansów z innymi mężczyznami. Najwidoczniej wcale nie była wierną kochanką. Oczywiście, Sapphira i Cameron mogli pozostawać w luźnym związku, niewykluczającym innych przygód, jednak Zahir nie akceptował takich układów. On nie sypiał z każdą, nawet już po rozwodzie. Ożeniłem się z dziwką, a co najgorsze, wciąż jej pożądam, pomyślał z posępną irytacją.
Poślubienie Sapphiry było jedynym błędem, jaki popełnił w życiu, i drogo zań zapłacił. Najpierw dwunastoma miesiącami piekła, kiedy usiłował jej nie stracić, a później dosłownie milionami funtów po rozwodzie. Sapphira wykorzystała go i porzuciła, usatysfakcjonowana i znacznie bogatsza niż przed ślubem. Miał pełne prawo czuć się pokrzywdzony. Być może nadeszła pora rewanżu. Saffy, przyjeżdżając wraz z ekipą do Marabanu bez zezwolenia odpowiednich władz, wydała w jego ręce siebie i swoją świetną karierę modelki. Świadomość, że znalazła się na jego łasce, wzbudziła w Zahirze podniecającą fantazję, którą rozkoszował się skrycie od lat. Opuścił lornetkę, tłumiąc kłopotliwy głos rozsądku doradzający, by pohamował tę pierwotną zmysłową reakcję. Teraz będzie między nami inaczej, pomyślał gniewnie. Jestem już innym człowiekiem i tym razem mogę sprawić, że ona mnie zapragnie.
Ta perspektywa wydawała się kusząca. Przez całe dotychczasowe życie Zahir rzadko robił to, czego chciał, gdyż zawsze musiał brać pod uwagę potrzeby innych ludzi. Dlaczego więc nie miałby dla odmiany postawić na pierwszym miejscu własnych pragnień? Sprawdził już, że Sapphira ma za kilka godzin opuścić Maraban, i to jeszcze utwierdziło go w jego zamiarach. Podjął decyzję z taką samą zimną bezwzględnością, a zarazem z zapalczywą, niemal samobójczą determinacją, jakie niegdyś skłoniły go do poślubienia cudzoziemki bez zgody despotycznego ojca. To niepokojące porównanie przemknęło mu przez głowę, lecz odepchnął je od siebie.
Saffy weszła do przyczepy kempingowej, odczuwając ulgę i wdzięczność, że nie musi już wystawiać się na widok publiczny. Zdjęła jedwabną opaskę na włosy, kusą, rozciętą z boku spódniczkę, usunęła z pępka kolczyk ze sztucznym diamentem i włożyła białe płócienne spodnie i niebieski podkoszulek. Za parę godzin będzie w drodze do domu. Nie mogła się już doczekać, kiedy pożegna wątpliwe uroki Marabanu. To ostatnie miejsce, jakie by wybrała, jednak zamieszki społeczne w sąsiednim kraju zmusiły ekipę do zmiany lokalizacji w ostatniej chwili. Z drugiej strony to dobrze, że nie wiedziano o jej przeszłych związkach z Marabanem i Zahirem. Na szczęście epizod jej życia z czasów, zanim stała się sławna, pozostał mroczną, głęboko skrywaną tajemnicą.
A zatem pomimo wszystkiego, co Zahir niegdyś mówił o tym skorumpowanym dziedzicznym władztwie, jednak objął tron i został królem. Zresztą z gazet dowiedziała się, że obywatele Marabanu nie mieli pojęcia, co począć z proponowaną im demokracją, i zamiast tego poparli swego ukochanego bohaterskiego księcia, który niegdyś na czele armii wystąpił w obronie ludu przeciwko terrorowi swojego ojca. Wszędzie widziało się podobizny Zahira. Saffy spostrzegła jedną w hotelowym holu, z ustawionym pod nią wazonem kwiatów niczym w kapliczce. Zahir był człowiekiem honorowym, sprawiedliwym i zapewne został wspaniałym władcą, przyznała niechętnie w duchu. To naprawdę nie fair z jej strony, że czuje do niego urazę o coś, na co nie mógł nic poradzić. Ich małżeństwo było katastrofą i nawet teraz wolała o nim nie myśleć. Zahir złamał jej serce, a potem ją porzucił, gdy nie urodziła mu syna. Właściwie nie powinna go za to nienawidzić, skoro wówczas już od kilku miesięcy nalegała na rozwód. Każdy dokonuje wyborów, musi ponieść ich konsekwencje i nie zawsze kończy się to szczęśliwie.
Ale wiodę udane życie, przekonywała siebie, gdy ochroniarze torowali jej drogę przez tłum gapiów do limuzyny, która odwiezie ją na lotnisko. Czekały ją teraz trzy wspaniałe dni wolności i wypoczynku. W limuzynie z roztargnieniem musnęła palcami płatki kwiatu w przepięknym bukiecie w wazonie. Zastanowiła się przelotnie, skąd się tu wziął. W Londynie zamierzała przede wszystkim spotkać się z siostrami – jedną w ciąży, drugą desperacko pragnącą zajść w ciążę i trzecią jeszcze uczącą się w szkole. Najstarsza Kat rozważała poddanie się leczeniu bezpłodności, a jednocześnie wciąż przeżywała radości małżeństwa zawartego niedawno z rosyjskim miliarderem. Po odbyciu kłopotliwej rozmowy z tym swoim surowym, szczerym do bólu szwagrem Michaiłem Kusnirowiczem Saffy była nim trochę mniej zachwycona. Michaił chciał wiedzieć, dlaczego nie pomogła siostrze, kiedy ta wpadła w poważne długi. No, chwileczkę, pomyślała gniewnie Saffy, Kat nigdy nie wspomniała mi o swoich kłopotach finansowych, a nawet gdyby to zrobiła, nie zdobyłabym takiej sumy w tak krótkim czasie. Już na wczesnym etapie swojej kariery modelki Saffy zaangażowała się we wspieranie afrykańskiej szkoły dla dzieci chorych na AIDS i obecnie żyła wprawdzie wygodnie, lecz wcale nie w luksusie.
Bliźniaczka Saffy, Emmie, zaszła w ciążę. Saffy nie zaskoczyło, że partner jej nie wspiera. Była boleśnie świadoma tego, że siostra jest nieustępliwa i nie przebacza zranienia ani obrazy, a ojciec dziecka zapewne się tego dopuścił. Sama od dawna miała z Emmie pogmatwane, napięte relacje. W istocie zawsze na widok siostry doznawała poczucia winy. W dzieciństwie były ze sobą bardzo blisko, lecz w ciągu ostatnich trudnych dziesięciu lat więzi między nimi się zerwały i nie udało się ich ponownie nawiązać. Saffy nigdy nie przebolała długoletnich cierpień, o jakie przyprawiła siostrę swoim lekkomyślnym postępkiem. Pewnych spraw po prostu nie można przebaczyć, pomyślała ze smutkiem.
W każdym razie Michaił i Kat niewątpliwie wesprą Emmie w jej samotnym macierzyństwie i odrzuciliby ofertę pomocy ze strony jej bliźniaczki. Saffy nie pojmowała tylko, dlaczego siostra ukrywa, kto jest ojcem dziecka. Skrzywiła się na tę myśl. Sama również nie wyjawiła siostrom prawdy o przyczynach krachu swego małżeństwa, jednak miała powody – chociażby to, że zlekceważyła nalegania Kat, aby lepiej poznała Zahira, zanim wyjdzie za niego za mąż. Postąpiłam lekkomyślnie, przyznała kwaśno w duchu. Poślubienie w wieku osiemnastu lat mężczyzny, którego znała zaledwie od kilku miesięcy, było wysoce nierozważne. Niedojrzała, niedoświadczona i idealistyczna jak większość nastolatek, od początku nie radziła sobie z rolą żony w odmiennej kulturze. A Zahir coraz bardziej się od niej oddalał – także dosłownie, gdyż co jakiś czas wyjeżdżał na kilkutygodniowe manewry wojskowe, kiedy najbardziej go potrzebowała. Owszem, popełniła błędy – ale on również!
Usatysfakcjonowana tą konstatacją, wyjrzała przez okno. Pamiętała, że szosa na lotnisko wiedzie przez miasto, toteż zaskoczył ją widok pustyni, urozmaicany jedynie z rzadka głazami lub wielkimi skalnymi formacjami wulkanicznymi.
Nigdy nie pojmowała wrodzonego upodobania Zahira do przebywania na piaszczystych pustkowiach ani nie przywykła do panujących tam upałów i suszy. Dokąd, u licha, ten szofer ją wiezie? Czyżby wybrał inną trasę, by uniknąć miejskich korków? Pochyliła się do przodu i zapukała w dzielącą ich szybę, lecz chociaż pochwyciła we wstecznym lusterku jego spojrzenie, nie zareagował. Nieco zaniepokojona, zastukała mocniej i krzyknęła, żeby się zatrzymał. Co ten głupiec wyprawia? Nie chciała się spóźnić na lot do Londynu.
Jej wzrok padł przelotnie na bukiet w wazonie i dopiero teraz zauważyła dołączoną doń kopertę. Rozerwała ją i wyjęła kartkę z wydrukowanym tekstem:
Z wielką przyjemnością zapraszam Cię do spędzenia u mnie weekendu.
Przyjrzała się z irytacją tej niepodpisanej notce. Kto ją zaprasza, gdzie i po co? Czy to dlatego ten milczący szofer wiezie ją w złym kierunku? Czy jej publiczne pojawienie się w skąpym stroju przykuło uwagę jakiegoś tutejszego jurnego szejka? Może tego mężczyzny, który na wydmach obserwował ją przez lornetkę? Za kogo on ją uważa? Za dziwkę na telefon? Jej niebieskie oczy błysnęły gniewnie. Wykluczone, aby poświęciła swój jedyny wolny weekend na zabawianie kolejnego bogacza, który sądzi, że skoro ona zarabia na życie urodą twarzy i ciała, to łatwo można ją kupić! Koncern kosmetyczny Pustynny Lód chętnie wysyłał ją do towarzyszenia VIP-om, aby reprezentowała jego produkty, i chociaż zawsze stanowczo odrzucała erotyczne propozycje wszystkich tych mężczyzn, tabloidy wyrobiły jej reputację rozpustnej.
Nie ma mowy, żeby spędziła weekend z facetem, którego nawet nie zna! Poszukała w torebce komórki, zamierzając poprosić o pomoc któregoś z kolegów z ekipy, lecz jej nie znalazła. Widocznie odłożyła ją, kiedy przebierała się w przyczepie, a potem zapomniała zabrać. Na wszelki wypadek spróbowała otworzyć drzwi, ale nie zdziwiło jej, że są zamknięte. Zresztą i tak nie zaryzykowałaby wyskoczenia z jadącego samochodu.
Zmusiła się do logicznego rozważenia sytuacji. Mogłaby się uznać za porwaną, lecz to nieprawdopodobne w tym tradycjonalnym, praworządnym kraju. Ponadto żaden Arab nie przyjąłby u siebie nikogo wbrew jego woli. Wprawienie gościa w zakłopotanie było w kulturze Marabanu surowo zakazane, toteż gdy grzecznie wyjaśni, że ma wcześniejsze zobowiązania, i przeprosi za odrzucenie zaproszenia, odzyska swobodę. Tylko że spóźni się na samolot! Znowu skrzywiła się z irytacji.
Po kilku minutach samochód zatrzymał się na poboczu szosy. Kliknął zwalniany zamek drzwi. Saffy zastanowiła się nad ucieczką. Ale dokąd miałaby uciec, w dodatku w najbardziej upalnej porze dnia? Zresztą szosa była pusta, a przejechali już wiele mil bezludnej pustyni.
Gdy rozważała sytuację, po drugiej stronie drogi zatrzymał się wielki samochód z napędem na cztery koła. Jej szofer wyskoczył i otworzył dla niej drzwi, spoglądając na nią wyczekująco. Widocznie miała się przenieść do tego drugiego pojazdu. Czy powinna się na to zgodzić, czy walczyć? Tylko czym? Zerknęła za siebie na szklany wazon z kwiatami. Błyskawicznie roztrzaskała go o wbudowaną listwę i ściskając w ręku ostry odłamek szkła, dumnie wyprostowana przeszła przez szosę i wgramoliła się do terenówki. Natychmiast zatrzaśnięto za nią drzwi.
Zastanowiła się, czy grozi jej realne niebezpieczeństwo. Gdy dojadą do celu, zamierzała jasno oznajmić, że życzy sobie zostać niezwłocznie odwieziona na lotnisko. A jeśli ktoś spróbuje choćby tknąć ją palcem, ciachnie go tym odłamkiem!
Samochód ruszył, zawrócił i wjechał na kamienistą drogę wiodącą w głąb pustyni. To zaskoczyło Saffy. Zaniepokojona wyjrzała przez okno na wznoszące się wokoło piaszczyste wydmy. Pojazd podskakiwał na wybojach, a poza tym nie miał klimatyzacji, więc dokuczał jej upał. Trzymała się poręczy nad głową i rozmyślała, czy może jednak nie należało uciec, kiedy była na szosie. Droga coraz bardziej znikała pod piaskiem i silnik samochodu ryczał, gdy pokonywali trudny teren, lawirując między wydmami. W końcu, gdy Saffy czuła się już cała obolała, zaczęli wjeżdżać na strome zbocze wydmy i silnik zawył jeszcze głośniej. Kiedy dotarli na wierzchołek, znów wyjrzała przez okno i utkwiła wzrok w jedynej widocznej oznace cywilizacji – kamiennej twierdzy z wysokimi murami i wieżyczkami, przypominającej starodawny zamek krzyżowców.
O Boże, jęknęła w duchu z zamierającym sercem. Ta forteca nie obiecywała wygód pięciogwiazdkowego hotelu. Kto o zdrowych zmysłach zapraszałby ją na takie odludzie? W okolicy nie dostrzegła żadnej żywej istoty oprócz pasącego się stada kóz.
Samochód z rykiem silnika zjechał ze zbocza, a gdy zbliżył się do budowli, wielkie czarne wrota otworzyły się powoli. Za nimi zaskoczona Saffy zobaczyła dziedziniec z bujną, soczyście zieloną roślinnością – miły widok dla jej oczu znużonych oglądaniem bezkresnych piaszczystych połaci. Pojazd zatrzymał się gwałtownie. Odetchnęła głęboko na widok personelu zgromadzonego przy łukowych frontowych drzwiach. Może to jednak jest hotel, pomyślała. W każdym razie to miejsce wyglądało co najmniej nie gorzej od hotelu, w którym zatrzymała się w stolicy Marabanu.
Kiedy wysiadła, wszyscy skłonili się nisko; nikt nie patrzył wprost na nią ani się nie odezwał. Zresztą i tak nie była w nastroju do rozmów. W milczeniu podążyła korytarzem za starszym mężczyzną. Szła, stukając obcasami na wypolerowanej marmurowej posadzce, a klimatyzowane powietrze przyjemnie chłodziło jej rozgrzaną skórę. Korytarz wyglądał imponująco, lecz to, co zobaczyła potem, zaskoczyło ją i wprawiło w szczery podziw. Znalazła się w olbrzymiej sali wyłożonej lśniącymi płytami białego marmuru, ze złoconymi kolumnami i lustrami w ozdobnych ramach. Widok takiego nieoczekiwanego przepychu we wnętrzu tej starej budowli był równie zaskakujący jak śnieg na pustyni. Zamrugała oszołomiona i spojrzała w górę na sufit z freskiem przedstawiającym błękitne niebo i fruwające egzotyczne ptaki. Jej przewodnik przystanął i czekał na nią, aż ruszy dalej.
Zacisnęła usta i zeszła za nim po płytkich schodach. Przez pozłacane drzwi wkroczyła do wielkiego pokoju oświetlonego promieniami słońca. Wprawdzie ściany ozdabiały wytworne tkaniny, jednak urządzono go w orientalnym stylu. Podłogę pokrywały piękne dywany, a w centralnej części znajdowało się palenisko, na którym można było zaparzyć kawę tak jak w pustynnym namiocie. Oznaczało to, że jej potencjalny gospodarz szanuje tradycję z odległych czasów, gdy terytorium Marabanu zamieszkiwały koczownicze plemiona. Saffy schowała odłamek szkła do torebki.
– Qu’est-ce que vous desirez, madame?
Zaskoczona odwróciła się i ujrzała młodą służącą gotową na jej usługi. Przypomniała sobie, że w Marabanie język francuski jest używany powszechniej niż angielski. Przed pięcioma laty miała z tym niemałe kłopoty.
– Apportez des refraîchissements… przynieś napoje – odezwał się inny głos, mówiący płynnym francuskim, słodki niczym miód ogrzany słońcem. – A w przyszłości zwracaj się do panny Marshall po angielsku.
Saffy zadrżała i z niedowierzaniem wpatrzyła się szeroko otwartymi oczami w stojącego w drzwiach mężczyznę. Kątem oka spostrzegła, że służąca skłoniła głowę, wymamrotała coś zakłopotana i wycofała się szybko z pokoju przez inne drzwi.
– Zahir…? – wyjąkała zszokowana.