- W empik go
Archetyp - ebook
Archetyp - ebook
Demony przeszłości zawsze wracają. I zawsze w najmniej spodziewanym momencie.
Kozak od lat pracuje w policji jako detektyw śledczy. I choć nie wszyscy za nim przepadają, a stosowane przez niego metody docierania do prawdy budzą kontrowersje, nie sposób odmówić mu jednego: każde jego śledztwo kończy się sukcesem. Nikogo więc nie dziwi, że zostaje mu przydzielona jedna z najbardziej brutalnych i tajemniczych spraw ostatnich lat: morderstwa młodych kobiet, których ciała zostają w charakterystyczny sposób okaleczone.
Sprawca wydaje się nieuchwytny – policjanci nie odnajdują żadnych śladów czy świadków mogących pomóc w śledztwie. Tymczasem ofiar przybywa, a w końcu znika również kobieta, która znaczy dla Kozaka więcej niż inne. Aby ją odnaleźć, detektyw będzie musiał zmierzyć się ze swoją przeszłością i tajemnicami, które mogą położyć kres jego karierze. Czas zdecydowanie nie jest po jego stronie…
Tej nocy, pomimo podjętych działań, nie udało się odnaleźć zaginionej. Kolejne dni również nie przyniosły żadnego przełomu. Nurkowie przeszukiwali dno rzeki. Nigdzie nie znaleziono ciała ani jakichkolwiek śladów kobiety. Po trzech dniach wstrzymano przeszukiwanie leśnego terenu. Od tego momentu Barbara Sikorska figurowała w policyjnych aktach jako osoba zaginiona.
Mateusz Smogór
Urodził się w 1984 roku. Ukończył psychologię na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Prywatnie mąż pięknej żony i ojciec dwóch wspaniałych synów. Miłośnik sportu, morsowania, turystyki górskiej, muzyki rockowej i literatury kryminalnej. Posiada uprawnienia instruktora samoobrony. Od 2010 roku pracuje z młodzieżą w placówkach opiekuńczo-wychowawczych.
„Archetyp” to jego debiut literacki.
https://www.instagram.com/mateuszsmogor_autor/
https://www.facebook.com/Mateusz-Smogór-strona-autorska-102012609401931/
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-228-0 |
Rozmiar pliku: | 897 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
14 lat temu
Wiał już jesienny wiatr. Powoli robiło się ciemno. Baśka siedziała okryta kocem na werandzie tarasu znajdującego się na tyłach bacówki i piła ciepłą herbatę z miodem. Była drobną, długowłosą brunetką o zielonych oczach. Jak co roku, wolała jechać na urlop we wrześniu, kiedy wakacyjne szaleństwo dobiega końca, a ceny stają się bardziej przystępne. Kiedyś musiała przekonywać do tego Grzegorza, ale teraz wspólnie podjęli decyzję o wyjeździe poza sezonem. Mimo że wieczory robiły się już coraz chłodniejsze, w ciągu dnia nadal dało się korzystać z pięknej pogody.
Oboje kochali góry. W poprzednie wakacje zdecydowali się nawet na zrobienie sobie niedużych tatuaży przedstawiających ukochane szczyty. Basia na prawym biodrze, a Grzegorz na łopatce. Od lat jeździli w to samo piękne miejsce, do drewnianej bacówki, z której roztaczał się niesamowity widok na Tatry, pozwalający naładować akumulatory na cały kolejny rok.
Grzegorz zamówił jedzenie i przyszedł na taras do Basi. Ich coroczną kulinarną tradycję po dotarciu do schroniska stanowił żurek z jajkiem i pierogi ruskie, które były tu po prostu genialne. Zaczęli omawiać plany na kolejny dzień. Chcieli zdobyć najwyższy szczyt w okolicy, dlatego postanowili wyruszyć tuż po śniadaniu, tak żeby zdążyć wrócić do bacówki przed zapadnięciem zmroku. Spakowali już wodę, banany, batony energetyczne i zestaw plastrów. Rano dopakują bułki i termos z ciepłą herbatą. W obie strony, zgodnie z założeniami, droga powinna im zająć niecałe osiem godzin. Baśka wstała, pocałowała Grzegorza w głowę i poszła do toalety, która znajdowała się w piwnicach bacówki.
Zapadł wieczór. Grzegorz, siedząc w ciemności, wpatrywał się w coraz lepiej widoczne, malutkie światła miasteczka oddalonego od nich o kilkanaście kilometrów. Bardzo lubił ten widok. Dzięki niemu czuł, że znajduje się daleko od tego całego zgiełku codziennego życia. Znowu zaczął rozmyślać o swojej ukochanej i ich nienarodzonej córeczce. Trzy lata temu Basia poroniła w siódmym miesiącu ciąży. Dla obojga stanowiło to niewyobrażalny ogrom cierpienia, jednakże każde z nich przeżywało ten ból w odmienny sposób, co bardzo ich od siebie oddaliło. Nie rozumieli się. Basia oczekiwała rozmowy, wsparcia, dzielenia się emocjami i wspólnego przeżywania żałoby, a Grzegorz zamknął się w sobie, nie potrafił o tym rozmawiać. Przestał cokolwiek odczuwać, jakby ktoś wyrwał mu serce. Przez kilka miesięcy, pomimo że razem mieszkali, żyli jak na osobnych planetach. Mijali się. W chwili, kiedy przeczuwali, że ich drogi życiowe rozejdą się całkowicie, znajomi podsunęli im pomysł udziału w terapii.
Psycholog pomógł im wspólnie przejść przez proces żałoby. Pomimo bardzo trudnych początków, w końcu zdali sobie sprawę, że nie chcą bez siebie żyć. Teraz, po trzech latach od tego wydarzenia, ponownie zaczynali rozmawiać o dziecku. Basia tak bardzo chciała mieć córkę. On chciałby dwójkę dzieci.
Spojrzał na zegarek. Basi nie było już od ponad piętnastu minut. Zaczął się niepokoić. Wcześniej kilkakrotnie zdarzało się jej zasłabnąć, a nawet całkowicie stracić przytomność. Zostawił zamówienie na ławie, zszedł z tarasu i okrążył bacówkę, kierując się w stronę jej głównego wejścia. Następnie, będąc już w środku, podążył schodami do piwnicy, gdzie znajdowała się kuchnia turystyczna oraz prysznice i toalety. Jak dotąd nigdzie nie znalazł swojej ukochanej. Po kolei sprawdził każdą kabinę. Nadal nic. Opuścił piwnicę i wbiegł po schodach na piętro. Pomimo iż logika jasno wskazywała, że Basi nie może być w pokoju, gdyż klucz do niego Grzegorz trzymał w kieszeni swoich spodni, do głosu zaczynały dochodzić emocje, zaburzając zdroworozsądkowe myślenie. Mężczyzna podbiegł do drzwi i szarpnął za klamkę. Zamknięte. Szybko wyjął klucz i otworzył zamek. W pokoju stały jedynie cztery drewniane łóżka i stolik z dwoma krzesłami. Na jednym z łóżek, obok zwiniętych śpiworów leżały ich plecaki. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zostawili, wychodząc godzinę temu z pokoju.
Grzegorz czuł przyspieszone bicie własnego serca, ogarniał go coraz większy niepokój. Zatrzasnął drzwi. Zbiegł na dół, opuścił budynek i obszedł go dookoła. Nadal nie znalazł żadnego śladu Basi. Nie zastanawiając się dłużej, poprosił o pomoc pracowników bacówki. Rozpoczęto przeszukiwanie budynku. Wspólnie sprawdzili każdy pokój, kuchnię, toalety i wszystkie pomieszczenia służbowe. Basi nie odnaleziono. Na miejsce został wezwany GOPR i policja. Zorganizowano grupę poszukiwawczą, do której – pomimo nagłego załamania pogody – dołączyło kilku chętnych turystów nocujących w bacówce.
Zaczęło się przeszukiwanie pobliskiego terenu. W akcji wykorzystano psa tropiącego. Zwierzę dość szybko odnalazło apaszkę, która leżała na ziemi około sto metrów od schroniska, a Grzegorz zidentyfikował jako należącą do Basi. Ponieważ mężczyzna był bliską osobą zaginionej i jego obecność mogła spowodować mylenie śladów zapachowych, zabroniono mu uczestniczenia w bezpośrednich poszukiwaniach. Ponadto musiał pozostać w schronisku, by policja mogła zebrać wszelkie istotne informacje na temat jego partnerki.
Padało coraz mocniej, dodatkowo wzmógł się silny wiatr. Przeczesując teren snopami światła, ludzie ostrożnie szli za przewodnikiem trzymającym na smyczy dużego owczarka niemieckiego, który podążał trasą poza szlakiem, w dół północnego zbocza wzniesienia. Po około sześciuset metrach doszli do rzeki, gdzie pies zgubił trop. Tej nocy, pomimo podjętych działań, nie udało się odnaleźć zaginionej. Kolejne dni również nie przyniosły żadnego przełomu. Nurkowie przeszukiwali dno rzeki. Nigdzie nie znaleziono ciała ani jakichkolwiek śladów kobiety. Po trzech dniach wstrzymano przeszukiwanie leśnego terenu. Od tego momentu Barbara Sikorska figurowała w policyjnych aktach jako osoba zaginiona.Obecnie
(…) Widzę ją. Patrzy prosto na mnie, ale mnie nie dostrzega. To będzie ona. To musi być ona. Już wybrałem. Myślę, że Tobie też by się spodobała. Jest taka podobna. Musisz uwierzyć mi na słowo. Obiecuję Ci, że zadbam o to, by jak najbardziej upodobnić ją do Twojego dzieła. Na razie niczego się nie spodziewa. Zapewne ma już plany na dzisiejszy wieczór. Nie wie jednak, że ulegną zmianie. Zabieram ją dzisiaj na randkę. Nie ma pojęcia, że połączy nas coś tak szczególnego. Kiedy odczytasz mój list, zapewne będzie już po wszystkim. (…)
***
Budzik zadzwonił o 8:30. Bolała go głowa. Wiedział, że nie powinien był wczoraj pozwalać sobie na picie takiej ilości tequili, ale narodziny bratanka nie zdarzają się przecież codziennie. Zebrał się z łóżka, umył zęby, włożył jeansy, T-shirt z logo Batmana i rozpinaną bluzę. Wyszedł z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Na pierwszy wykład był już spóźniony. Od trzech lat studiował psychologię na pobliskim uniwersytecie. W zasadzie sam do końca nie wiedział, dlaczego wybrał akurat ten kierunek. Najzwyczajniej po skończeniu liceum nie miał na siebie innych pomysłów.
Tego dnia nie poszedł jak zwykle przez dworzec, ale skierował się w stronę dzikiego przejścia na skróty, dzięki czemu mógł zaoszczędzić kilka minut. Przechodząc przez tory, zobaczył, że kilkanaście metrów od niego leży człowiek. Przeszły go ciarki. Przeraził go ten widok. W pierwszej chwili pomyślał, że ktoś został potrącony przez pociąg. Gdyby wiedział, co zobaczy za chwilę, zdecydowanie wolałby, żeby była to ofiara potrącenia.
Artur Kownacki cały się trząsł, gdy policja znalazła go siedzącego na ziemi trzy metry od ciała. Nie umiał wypowiedzieć słowa, dukał jedynie pojedyncze sylaby. Samo wezwanie policji zajęło mu ponad dziesięć minut. Początkowo nie był w stanie wyjąć telefonu i wstukać trzycyfrowego numeru, a później nie potrafił odpowiedzieć na pytania aspiranta przyjmującego zgłoszenie. Teraz dwóch rosłych policjantów, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia, podniosło go i prowadziło do radiowozu, gdyż sam nie mógł utrzymać się na nogach.
Kobietę ułożono na boku. W tej pozycji wyglądała tak, jakby położyła się na trawie i zasnęła. Nogi na wysokości kostek miała skrępowane drutem. Ręce, również związane w nadgarstkach, ułożone zostały pod głową. Drut oplatał także szyję kobiety. Włosy miała ciemne, tym samym drutem upięte w nienagannego koka. Umalowane czerwoną szminką usta otwarte były na tyle szeroko, że ukazywały zakrwawioną jamę ustną i brak kilku zębów w górnej szczęce. Kobieta została pozbawiona również gałek ocznych. Jej nagie ciało pokrywały liczne krwiaki i różnej wielkości rany. Niektóre na tyle głębokie, że można było zobaczyć szkielet. Przebite na wylot kończyny przywoływały skojarzenia z biblijnym ukrzyżowaniem.
Na miejsce zdarzenia został wezwany detektyw Rafał Kozakiewicz z komendy wojewódzkiej. Kozak, bo w ten sposób nazywali go w wydziale, posiadał tak zwany szósty zmysł. Nikt nie miał wątpliwości, że jest odpowiednią osobą do tego zadania.
– Cześć. Nawijać, chłopaki! Co macie? – zawołał Kozak, przechodząc pod odgradzającą miejsce zbrodni taśmą policyjną.
– Nie uwierzysz – odezwał się jeden z policyjnych techników – nic tu nie ma. Żadnych śladów butów, włosów. Po prostu nic.
– Masz rację. Ni chuja nie wierzę! Szukajcie dalej i dajcie znać, jak coś znajdziecie. Musiał coś zostawić!
Kozak drgnął, kiedy poczuł, jak ktoś szczypie go w pośladek i szepcze do ucha:
– Cześć.
Jeszcze zanim się odwrócił, dobrze wiedział, że to ona.
– Oszalałaś? – zapytał. – Nie widziałaś policyjnej taśmy? Nie wolno ci tu przebywać.
– Jestem przedstawicielem prasy. Wszystko mi wolno. – Uśmiechnęła się.
Młody funkcjonariusz policji skierował się w ich stronę. Przyjęty przez niego wyraz twarzy typowego służbisty jasno wskazywał, iż zmierza do nich z zamiarem usunięcia dziennikarki z odgrodzonego terenu. Kozak powstrzymał go gestem ręki.
– Ona jest ze mną – zawołał.
Funkcjonariusz skinął głową i odszedł.
– Dziękuję, detektywie – powiedziała tym swoim głębokim głosem. – Zatem co mi możesz wyjawić na temat tego incydentu? Macie już jakieś ustalenia? – Wyjęła notes i rozpoczęła swoją dziennikarską mantrę. Po jej seksownym głosie nie było już śladu.
– Wiesz, że nawet gdybym coś wiedział, a jeszcze nic kompletnie nie wiem, i tak niczego nie mógłbym ci powiedzieć – zaznaczył.
– Czyli rozumiem, że mogę napisać: „Na ten moment policja niczego kompletnie nie wie”?
– Nie, nie możesz. – Kozak położył rękę na lędźwiach Alicji i skierował ją w stronę taśmy policyjnej. – Jedź do domu. Wszystkiego dowiesz się z konferencji prasowej.
– Nie żartuj! – oburzyła się. – Pojadę do domu, jeśli ty pojedziesz ze mną. – Zbliżyła się do niego. – Już dawno nie cieszyliśmy się sobą – szepnęła.
– I już nie będziemy – skwitował, patrząc jej głęboko w oczy, jakby chciał podkreślić, że tym razem jego postanowienie jest nieodwołalne. – Wiesz dobrze, że to nie ma sensu. Nic z tego nie będzie.
– A kto powiedział, że musi coś być? – spytała. – Zresztą już nieraz to słyszałam. A ty dobrze wiesz, że nie możesz beze mnie żyć. To jest jak uzależnienie, kochany. Za każdym razem mówisz to samo, detektywie, a jednak za każdym razem wracasz.
– Nie tym razem, Alicjo. Zresztą z tego, co pamiętam, nadal jesteś mężatką – stwierdził. Widział, jak w odpowiedzi kobieta jedynie wywraca oczami. – Trzymaj się z daleka od taśmy – dodał, kiedy przeszli razem kilka metrów. – Następnym razem może już nie być taki miły. – Wskazał na młodego policjanta. – Dzwońcie, jak coś znajdziecie! Będę na komendzie! – krzyknął do techników, zostawiając Alicję, i odszedł w kierunku miejsca, gdzie zaparkował swój samochód.
***
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_