Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Arka odkupienia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
55,00

Arka odkupienia - ebook

Pięćdziesiąt lat temu interwencja ludzi obudziła obcą, uśpioną od wieków strukturę, stworzoną dawno temu po to, by ostrzegała o pojawieniu się istot inteligentnych w tym rejonie galaktyki. Teraz nastąpi reakcja. Kiedyś Clavain uciekł, by walczyć po stronie Hybrydowców - pewnego odłamu ludzi, uczestników zbiorowej świadomości, zbudowanej na modłę ula. Czterysta lat później, w końcowej fazie brutalnej wojny międzyplanetarnej, coś wywołało panikę wśród tajnego kierownictwa Hybrydowców. Gdy zrozumiano przyczynę nowego zagrożenia, Clavain planuje ponowną ucieczkę. Szuka dawno zaginionej infernalnej broni, która może wpłynąć na bieg wydarzeń. Wraz z grupą sprzymierzeńców Clavain leci na Resurgam - kolonię archeologiczną, która przeżywa kryzys. Dla dobra ludzkości zamierza odzyskać broń. Jego rozgoryczona rywalka Skade postawiła sobie inny cel i by go zrealizować, gotowa jest zmienić nawet samą rzeczywistość.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67353-78-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Mar­twy sta­tek miał w sobie jakieś obsce­niczne piękno.

Skade oble­ciała go po spi­ral­nej pseu­do­or­bi­cie. Sil­niki kor­wety szybko bęb­niły serią impul­sów korek­cyj­nych. Za stat­kiem wiro­wały gwiazdy; słońce układu ule­gało zaćmie­niu i odsła­niało się przy każ­dej pętli spi­rali. Skade odro­binę za długo przy­glą­dała się słońcu i teraz poczuła w krtani zło­wiesz­czy ucisk – nad­cią­gała cho­roba loko­mo­cyjna.

Skade było to zupeł­nie nie­po­trzebne.

Ziry­to­wana zwi­zu­ali­zo­wała swój mózg w całej prze­zro­czy­stej, trój­wy­mia­ro­wej zło­żo­no­ści. Jakby obie­rała owoc, zdej­mo­wała war­stwy nowej kory i odrzu­cała nie­in­te­re­su­jące ją aku­rat teraz czę­ści wła­snego mózgu. Sre­brzy­sta wiązka implan­to­wa­nej sieci – geo­me­trycz­nie iden­tyczna z orga­niczną sie­cią synap­tyczną Skade – migo­tała aktyw­no­ścią neu­ro­nową, gdy pakiety infor­ma­cji bie­gły z pręd­ko­ścią kilo­me­tra na sekundę, dzie­sięć razy więk­szą od peł­za­nia bio­lo­gicz­nych sygna­łów. W isto­cie Skade nie widziała ruchu sygna­łów – to by wyma­gało przy­śpie­szo­nej per­cep­cji, co z kolei wymu­si­łoby jesz­cze szyb­szą komu­ni­ka­cję mię­dzy neu­ro­nami – ale mimo to obraz poka­zy­wał, które frag­menty zmo­dy­fi­ko­wa­nego mózgu wyka­zują najwięk­szą aktyw­ność.

Skade powięk­szyła obraz pew­nej szcze­gól­nej czę­ści mózgu zwa­nej polet­kiem ostat­nim, pra­daw­nej plą­ta­niny obwo­dów neu­ro­nal­nych, odpo­wie­dzial­nych za roz­wią­zy­wa­nie kon­flik­tów mię­dzy widze­niem a rów­no­wagą. Ucho wewnętrzne czuło stały nacisk przy­śpie­sze­nia kor­wety, ale oczy postrze­gały cyklicz­nie zmie­nia­jący się widok wiru­ją­cego za stat­kiem tła. Sta­ro­dawna część mózgu potra­fiła pogo­dzić tę sprzecz­ność tylko w taki spo­sób, że uzna­wała dozna­nia za prze­jaw halu­cy­na­cji. Wysłała więc sygnał do innej czę­ści mózgu, wyspe­cja­li­zo­wa­nej w toku ewo­lu­cji w ochro­nie ciała przed przy­swa­ja­niem sub­stan­cji tru­ją­cych. Skade wie­działa, że nie ma sensu winić mózgu za mdło­ści. Sko­ja­rze­nie halu­cy­na­cje-tru­ci­zna dosko­nale słu­żyło przez miliony lat, pozwa­la­jąc ludziom bez­piecz­nie eks­pe­ry­men­to­wać z poży­wie­niem i roz­sze­rzać dietę. Teraz jed­nak, w tym zim­nym, nie­bez­piecz­nym rejo­nie innego układu sło­necz­nego, zupeł­nie się nie spraw­dzało. Pomy­ślała, że warto usu­nąć ten mecha­nizm, spryt­nie prze­trans­for­mo­wać geo­me­trię połą­czeń. Znacz­nie łatwiej to powie­dzieć niż zro­bić. Mózg był holo­gra­ficzny i zawiły jak bez­na­dziej­nie pogma­twany pro­gram kom­pu­te­rowy. Skade wie­działa, że wyłą­cza­jąc jedną część mózgu, odpo­wie­dzialną za mdło­ści, wpływa na funk­cjo­no­wa­nie innych jego obsza­rów, korzy­sta­ją­cych z tych samych połą­czeń neu­ro­no­wych. Nie przej­mo­wała się jed­nak – już z tysiąc razy przed­tem robiła podobne rze­czy i jej per­cep­cja rzadko dozna­wała poważ­niej­szych skut­ków ubocz­nych.

Jest. Obszar-wino­wajca zapul­so­wał na różowo i wypadł z sieci. Mdło­ści ustą­piły. Skade poczuła się znacz­nie lepiej.

Pozo­stała w niej złość na samą sie­bie, na wła­sną bez­tro­skę. Dzia­ła­jąc w tere­nie, robiąc czę­ste wypady na tery­to­rium wroga, nie pozwo­li­łaby sobie na cze­ka­nie do ostat­niej chwili z tak drobną korektą neu­ro­nalną. Sta­wała się nie­dbała, a to nie­wy­ba­czalne, zwłasz­cza teraz, gdy sta­tek wró­cił, co dla Mat­czy­nego Gniazda mogło się oka­zać nawet waż­niej­sze od ostat­nich kam­pa­nii wojen­nych.

Poczuła się żwa­wiej. Znów była dawną Skade. Po pro­stu potrze­bo­wała cza­sem odku­rze­nia i wyostrze­nia.

Głos, który sły­szała, był gło­sem kobiety, cichym, zamknię­tym tylko w jej czaszce. Odpo­wie­działa sub­wo­kal­nie:

_Wiem._

_Galiany._

Skade oble­ciała go cał­ko­wi­cie i teraz miała w oko­li­cach wzro­ko­wych kory mózgo­wej trój­wy­mia­rowy obraz statku, oto­czony ejde­tycz­nymi obja­śnie­niami, prze­su­wa­ją­cymi się, gdy z kadłuba statku wycią­gano coraz wię­cej infor­ma­cji.

_Tak. Ist­niały drobne róż­nice kon­struk­cyjne mię­dzy tymi trzema, które razem wyle­ciały. Cechy, które roz­po­zna­jemy, świad­czą, że to jej sta­tek._

Obec­ność, jak się to cza­sami zda­rzało, potrze­bo­wała chwili na udzie­le­nie odpo­wie­dzi.

_Moim zda­niem przy­da­rzyło mu się wiele._

Skade pokrę­ciła głową. Pamię­tała swoją ostat­nią podróż do Chasm City.

_Widzia­łam z bli­ska skutki par­cho­wej zarazy. To wygląda ina­czej._

Głos nie przy­po­mi­nał innych gło­sów, jakie sły­szała u Hybry­dow­ców; brzmiał teraz zde­cy­do­wa­nie, pouczał, jakby znał już odpo­wiedź na zada­wane pyta­nia.

Tu i tam widziała roz­miesz­czone przy­pad­kowo sku­pi­ska czar­nych sze­ścia­nów róż­nych roz­mia­rów i o róż­nej orien­ta­cji. Spra­wiały wra­że­nie wci­śnię­tych w kadłub jak w świeżą glinę, ich ściany były czę­ściowo ukryte pod zewnętrzną war­stwą kadłuba. Ema­no­wały z nich mniej­sze sze­ściany o ele­gancko wygię­tych frak­ta­lo­wych tra­jek­to­riach.

_Według mnie gdzieś usi­ło­wali je wyciąć i zabrać, ale nie zdą­żyli usu­nąć wszyst­kich._

_Nie jestem pewna. Dopiero gdy otwo­rzymy sta­tek, będę wie­działa. Ale nie wygląda mi to obie­cu­jąco. W środku nie wykry­wam żad­nego ruchu, żad­nych wyraź­nie cie­płych miejsc. Kadłub jest za zimny, by dzia­łały jakie­kol­wiek pro­cesy pod­trzy­my­wa­nia życia, chyba że napę­dzają je sil­niki krio­aryt­me­tyczne._

Skade mil­czała przez chwilę, uru­cho­miła w gło­wie, jako pro­cesy w tle, kilka dodat­ko­wych symu­la­cji.

_Być może jest tu kilku oca­la­łych, ale więk­szość załogi to naj­wy­żej zamro­żone trupy. W naj­lep­szym wypadku może uda się wyson­do­wać kilka pamięci._

_Nawet nie wiem, czy Galiana jest na statku. Ale nawet gdyby była i gdy­by­śmy zro­bili wszystko, by przy­wró­cić ją do życia… to może nam się nie powieść._

_Czy to prze­my­ślana opi­nia Rady Noc­nej?_

_Dokład­nie jak cał­ko­wi­tej?_

Skade powstrzy­mała wybuch śmie­chu.

_Nagi­na­nie prawdy? Dla mnie to brzmi jak jawne kłam­stwo. A jak zamie­rzasz zagwa­ran­to­wać, że Cla­vain pod­trzyma waszą wer­sję?_

Odpo­wie­działa pyta­niem na pyta­nie:

_Chyba nie zamie­rzasz ukryć fak­tów rów­nież przed nim?_

Głos zmie­nił się; ktoś wyczuł, że powi­nien zabrzmieć jesz­cze bar­dziej prze­ko­nu­jąco.

_Ale kła­mać mu na temat Galiany…_

Skade przy­znała rację.

_Tak byłoby chyba naj­le­piej? Wtedy wie­dzie­li­by­śmy, że pozo­stała gdzieś tam, w kosmo­sie._

Po dzie­więć­dzie­się­ciu pię­ciu latach od wybu­chu par­cho­wej zarazy Hybry­dowcy wiele wie­dzieli na temat postę­po­wa­nia ze ska­że­niami. Nale­żeli do jed­nego z ostat­nich odła­mów ludz­ko­ści, jakiemu udało się zacho­wać cenną tech­nikę sprzed zarazy, więc bar­dzo poważ­nie trak­to­wali kwa­ran­tannę. W okre­sie pokoju naj­bez­piecz­niej i naj­ła­twiej byłoby zba­dać sta­tek na miej­scu, tam gdzie dry­fo­wał w kosmo­sie na skraju układu. Ist­niało jed­nak zbyt duże ryzyko, że zauważą to Demar­chi­ści, i inspek­cję nale­żało prze­pro­wa­dzić po kry­jomu. Dosko­nale się do tego nada­wało Mat­czyne Gniazdo – było odpo­wied­nio wypo­sa­żone do przyj­mo­wa­nia ska­żo­nych stat­ków.

Przed­tem jed­nak nale­żało zacho­wać ostroż­ność, wyma­ga­jącą spo­rej pracy w otwar­tym kosmo­sie. Naj­pierw ser­wi­tory usu­nęły sil­niki, odci­na­jąc lase­rem dźwi­gary mocu­jące je po obu stro­nach zwę­ża­ją­cego się stoż­ko­wato kadłuba świa­tło­wca. Źle pra­cu­jący sil­nik mógł znisz­czyć Mat­czyne Gniazdo; nie można było do tego dopu­ścić, więc dopóki nie zosta­nie wyja­śniona przy­czyna kata­strofy statku, Skade nie chciała ryzy­ko­wać. Rów­no­cze­śnie Skade kazała rakie­tom-cią­gni­kom przy­ho­lo­wać kawał czar­nego, nie­sub­li­mo­wa­nego lodu kome­tar­nego, potem ser­wi­tory obło­żyły nim kadłub war­stwą metro­wej gru­bo­ści. Szybko się z tym upo­rały, a przy tym ani przez chwilę nie dotknęły bez­po­śred­nio kadłuba. Począt­kowo sta­tek był ciemny – teraz stał się nie­sa­mo­wi­cie czarny.

Skade wystrze­liła w lód zaczepy, zako­twi­cza­jąc w wielu miej­scach kadłuba rakiety-cią­gniki. Ponie­waż pod­czas holo­wa­nia statku lód miał wytrzy­mać wszyst­kie naprę­że­nia, Skade musiała przy­cze­pić tysiąc cią­gni­ków, by nie dopu­ścić do prze­dziu­ra­wie­nia lodo­wej war­stwy. Gdy wszyst­kie rakiety zostały odpa­lone, powstał zachwy­ca­jący widok – tysiąc zim­no­nie­bie­skich pło­my­ków wystrze­liło z czar­nego, skrę­co­nego w spi­ralę rdze­nia dry­fu­ją­cego statku. Skade utrzy­my­wała nie­wiel­kie przy­śpie­sze­nia, bar­dzo dokład­nie wyli­czone: potrzebna była tylko jedna wspólna korekta przed koń­co­wym przy­by­ciem do Mat­czy­nego Gniazda. Odpa­le­nie sil­ni­ków korek­cyj­nych zsyn­chro­ni­zo­wała ze śle­pymi plam­kami pokry­cia sen­so­rycz­nego Demar­chi­stów. Demar­chi­ści w ogóle nie podej­rze­wali, że Hybry­dowcy wie­dzą o tych śle­pych plam­kach.

W Mat­czy­nym Gnieź­dzie kadłub został odho­lo­wany do sze­ro­kiego na pięć kilo­me­trów doku wyło­żo­nego war­stwą cera­miczną. Przy­go­to­wany spe­cjal­nie na przy­ję­cie stat­ków opa­no­wa­nych zarazą, dok mógł aku­rat pomie­ścić świa­tło­wiec z usu­nię­tymi sil­ni­kami. Cera­miczne ściany miały trzy­dzie­ści metrów gru­bo­ści, a wszyst­kie urzą­dze­nia w doku uod­por­niono przed zarazą. Gdy sta­tek zna­lazł się w środku, dok szczel­nie zamknięto wraz z wyse­lek­cjo­no­wa­nym przez Skade zespo­łem inspek­cyj­nym. Dok miał skromne moż­li­wo­ści prze­sy­ła­nia danych do pozo­sta­łej czę­ści Gniazda, więc zespół przy­uczono do dzia­ła­nia w izo­la­cji od miliona Hybry­dow­ców w Gnieź­dzie. Te wyma­ga­nia sprzy­jały selek­cji ope­ra­to­rów, któ­rzy nie zawsze byli naj­bar­dziej sta­bilni, ale Skade nie mogła narze­kać. Nale­żała do naj­rzad­szego rodzaju Hybry­dow­ców, potra­fią­cych dzia­łać w zupeł­nej samot­no­ści w głębi tery­to­rium nie­przy­ja­ciela.

Sta­tek zabez­pie­czono, komorę wypeł­niono argo­nem pod ciśnie­niem dwóch atmos­fer. Deli­katną abla­cją usu­nięto pra­wie cały lód, zosta­wia­jąc tylko cienką war­stwę, którą sta­piano przez sześć dni. Sen­sory uno­siły się nad kadłu­bem jak stado mew, węsząc, czy w argo­nie nie ma obcej mate­rii, ale poza wió­rami mate­riału kadłuba nic szcze­gól­nego nie odkryły.

Skade nie śpie­szyła się. Dzia­łała z naj­więk­szą ostroż­no­ścią, nie doty­kała statku, chyba że było to abso­lut­nie nie­zbędne. Wzdłuż statku wiro­wały pier­ścienne gra­wi­to­me­try obra­zu­jące; bada­jąc jego wewnętrzną struk­turę, uka­zy­wały roz­myty widok wnę­trza. Skade widziała to, co już znała ze szki­ców kon­struk­cyj­nych statku. Dostrze­gła jed­nak rów­nież dziwne rze­czy, któ­rych nie powinno tam być: wydłu­żone czarne kształty wkrę­ca­jące się i roz­dwa­ja­jące w środku statku. Przy­po­mi­nało to tory kul na zdję­ciach z sek­cji zwłok lub wzorce czą­ste­czek sub­a­to­mo­wych prze­cho­dzą­cych przez komorę mgłową. W miej­scu, gdzie czarne kształty docie­rały do zewnętrz­nej powłoki, Skade zawsze odkry­wała na wpół zako­pane sze­ściany.

Na statku zostało jed­nak sporo miejsc, w któ­rych ludzie mogli prze­żyć, choć wszystko wska­zy­wało na to, że żywych tam nie ma. Radar neu­tri­nowy i ska­no­wa­nie pro­mie­niami gamma ujaw­niły wię­cej ele­men­tów kon­struk­cyj­nych, jed­nak Skade na­dal nie widziała istot­nych szcze­gó­łów. Nie­chęt­nie prze­szła do następ­nego etapu badań – kon­taktu fizycz­nego. Przy­cze­piła kil­ka­dzie­siąt mło­tów uda­ro­wych w róż­nych miej­scach kadłuba oraz przy­le­piła setki mikro­fo­nów. Gdy młoty waliły w kadłub, Skade sły­szała w swoim ska­fan­drze dud­nie­nie prze­no­szone przez argon. Brzmiało to tak, jakby w odle­głej kuźni tru­dziła się armia kowali. Fale aku­styczne mknęły przez sta­tek, a mikro­fony nasłu­chi­wały echa metalu. Jeden ze star­szych pro­gra­mów neu­ro­nal­nych Skade wyła­wiał infor­ma­cję zawartą w opóź­nie­niach echa i ukła­dał tomo­gra­ficzny pro­fil gęsto­ści obiektu.

Skade zoba­czyła to w wid­mo­wych sza­ro­zie­lo­nych bar­wach. Obraz nie dostar­czył danych sprzecz­nych z tym, co Skade już wcze­śniej wie­działa, choć dał jej dokład­niej­szy wgląd w pewne obszary. By dowie­dzieć się wię­cej, musiała wejść do środka, a to nie było łatwe. Wszyst­kie śluzy zostały od wewnątrz zamknięte plom­bami ze sto­pio­nego metalu. Skade ner­wowo i sys­te­ma­tycz­nie prze­ci­nała uszczel­nie­nia lase­rem i hiper­dia­men­to­wymi wier­tłami, czu­jąc strach i roz­pacz załogi. Otwo­rzyła pierw­szą śluzę i posłała na zwiady oddział zabez­pie­czo­nych ser­wi­to­rów-kra­bów o cera­micz­nych pan­cer­zach, wypo­sa­żo­nych aku­rat w tyle inte­li­gen­cji, by wyko­nać swe zada­nie. Prze­słały widoki wnę­trza do czaszki Skade.

Widoki prze­ra­ża­jące.

Załoga była zma­sa­kro­wana. Nie­któ­rzy zostali roze­rwani na strzępy, zgnie­ceni, pozba­wieni koń­czyn, spra­so­wani, pocięci na kawałki. Inni byli spa­leni, udu­szeni, zamro­żeni. Rzeź musiała trwać dość długo. Obser­wu­jąc pobo­jo­wi­sko, Skade odtwa­rzała sobie prze­bieg wyda­rzeń: sto­czono serię bitew i bro­niono redut w róż­nych miej­scach statku, gdzie załoga wzno­siła naprędce bary­kady prze­ciw agre­so­rom. Sam sta­tek roz­pacz­li­wie pró­bo­wał ochro­nić swój ludzki ładu­nek, prze­bu­do­wu­jąc wnę­trze tak, by powstrzy­mać wroga. Pewne obszary zalał pły­nem chło­dzą­cym lub wypeł­nił powie­trzem pod dużym ciśnie­niem i tam Skade dostrze­gła zwłoki dziw­nych, nie­zgrab­nych maszyn – kon­glo­me­ra­tów tysiąca czar­nych geo­me­trycz­nych kształ­tów.

Bez trudu sfor­mu­ło­wała hipo­tezę.

Sze­ściany przy­le­piły się do statku Galiany, zaczęły się roz­mna­żać, absor­bu­jąc i prze­twa­rza­jąc jego powłokę. W tym sen­sie zacho­wy­wały się jak zaraza. Ale par­chowa zaraza była mikro­sko­pijna, gołym okiem nikt ni­gdy nie widział jej poje­dyn­czego zarod­nika. W spo­so­bie repli­ka­cji ta cho­roba miała cechy bar­dziej bru­talne i mecha­ni­styczne, nie­mal faszy­stow­skie. Zaraza przy­naj­mniej prze­sy­cała strans­for­mo­waną mate­rię czymś z jej wcze­śniej­szych cech, pro­du­ku­jąc chi­me­ryczne fan­ta­zmy maszy­nowo-cie­le­sne.

Nie, powie­działa sobie Skade, na pewno nie mamy tu do czy­nie­nia z par­chową zarazą, co w obec­nej sytu­acji byłoby pocie­chą.

Sze­ściany wgry­zły się do statku i sfor­mo­wały oddziały żoł­nie­rzy-napast­ni­ków, któ­rzy mor­do­wali, sunąc powoli od miejsc infek­cji. Sądząc po ich szcząt­kach, mieli budowę guzo­watą i asy­me­tryczną, bar­dziej przy­po­mi­nali gęste roje szer­szeni niż indy­wi­du­alne jed­nostki. Potra­fili chyba prze­ci­snąć się przez naj­mniej­szą dziurkę, a potem zre­kom­bi­no­wać po dru­giej stro­nie. Bitwa zajęła im jed­nak wiele czasu. Skade oce­niała, że mogło upły­nąć wiele dni, a nawet tygo­dni, nim cały sta­tek uległ.

Ta wizja wywo­łała u Skade dreszcz.

Dzień po wkro­cze­niu na sta­tek ser­wi­tory Skade zna­la­zły kilka pra­wie nie­na­ru­szo­nych ludz­kich kor­pu­sów, choć głowy tkwiły w czar­nych heł­mach stwo­rzo­nych z sze­ścia­nów. Obce maszyny spra­wiały wra­że­nie bez­wład­nych. Ser­wi­tory usu­nęły część heł­mów i zoba­czyły, że wypustki maszy­no­wego odro­stu się­gają w głąb cza­szek przez oczo­doły, otwory uszne i nosowe. Dal­sze bada­nia wyka­zały, że wypustki wie­lo­krot­nie się roz­dwa­jały, aż osią­gnęły skalę mikro­sko­pową. Dotarły w głąb mózgów i stwo­rzyły połą­cze­nia z pier­wot­nymi implan­tami Hybry­dow­ców.

Teraz zarówno maszyny, jak i ciała-gospo­da­rze były mar­twe.

Skade usi­ło­wała zro­zu­mieć, co się stało. Zapisy statku zostały sta­ran­nie znisz­czone. Wyda­wało się jasne, że Galiana spo­tkała istoty wro­gie, ale dla­czego nie uni­ce­stwiły statku jed­nym ata­kiem? Sze­ściany wni­kały w niego powoli, skru­pu­lat­nie, co mia­łoby sens jedy­nie wów­czas, gdyby zamie­rzały jak naj­dłu­żej zacho­wać sta­tek w sta­nie nie­na­ru­szo­nym.

Był prze­cież jesz­cze inny sta­tek – prze­cież kon­ty­nu­owały wyprawę dwa – i co się z nim stało?

_Tak, ale to nic weso­łego._

_Tylko takie wyja­śnie­nie przy­cho­dzi mi do głowy. Zało­żyły pod­słuch w ich mózgach, odczy­ty­wały ich maszy­ne­rię neu­ralną. Sze­ściany to wywia­dowcy._

Skade nie dostrze­gała tej iskierki. Ludz­kość od wie­ków poszu­ki­wała obcej jed­no­znacz­nej inte­li­gen­cji i dotych­czas zna­la­zła tylko zwod­ni­cze przy­kłady: Żon­gle­rów Wzor­ców, Całun­ni­ków, arche­olo­giczne szczątki ośmiu czy dzie­wię­ciu wymar­łych cywi­li­za­cji. Ni­gdy nie napo­tkano inte­li­gen­cji uży­wa­ją­cej maszyn, porów­ny­wal­nej z ludźmi.

Aż do tej pory.

I co zro­biła ta uma­szy­no­wiona inte­li­gen­cja? Pod­kra­dła się, prze­nik­nęła i urzą­dziła rzeź, a potem doko­nała inwa­zji cza­szek.

To nie jest naj­bar­dziej owocne bli­skie spo­tka­nie pierw­szego stop­nia, doszła do wnio­sku Skade.

_Nadzieja? Mówi­cie poważ­nie?_

_Ale zary­zy­ko­wała…_

Głos Rady Noc­nej gwał­tow­nie prze­rwał jej roz­my­śla­nia.

_Ostrze­że­nie?_

_Brzmi to tak, jak­by­ście ocze­ki­wali ich przy­by­cia._

Ale Rada Nocna na to nie odpo­wie­działa.

* * *

Galianę zna­leźli dopiero po tygo­dniu, gdyż sta­tek był prze­pastny i wnę­trze ule­gło wielu zmia­nom utrud­nia­ją­cym poszu­ki­wa­nia. Skade weszła do środka oso­bi­ście w towa­rzy­stwie zespołu. Wszy­scy mieli na ska­fan­drach próż­nio­wych cięż­kie cera­miczne zbroje, impre­gno­wane pan­ce­rze ogra­ni­cza­jące swo­bodę ruchów, chyba że uprzed­nio ruchy te sta­ran­nie prze­my­ślano. Skade sporo czasu stra­ciła na zma­ga­niu ze ska­fan­drem – kilka razy utknęła w pozy­cji, z któ­rej mogło ją wydo­stać tylko mozolne powta­rza­nie wstecz sekwen­cji ruchów. Potem napi­sała naprędce łatę pro­gra­mową dla poru­sza­ją­cego się ciała w zbroi i umie­ściła ją na gru­pie bez­czyn­nych obwo­dów neu­ro­nal­nych. Tro­chę jej to uła­twiło życie, choć miała nie­przy­jemne wra­że­nie, że jest ste­ro­wana przez swą wła­sną wid­mową kopię. Skade zapa­mię­tała, żeby póź­niej zmo­dy­fi­ko­wać skrypt, tak by pro­ce­dury ruchu mogła odczu­wać jako cał­ko­wi­cie pod­le­głe jej woli, bez względu na to, jak ilu­zo­ryczne byłoby to wra­że­nie.

Do tego czasu ser­wi­tory zro­biły wszystko, co potra­fiły. Zabez­pie­czyły znaczne obszary statku, pokry­wa­jąc szczątki obcych maszyn masą epok­sy­dową z włók­nami dia­men­to­wymi, oraz pobrały próbki DNA z więk­szo­ści ciał w zba­da­nych rejo­nach. Wyniki ana­lizy mate­riału gene­tycz­nego porów­nano z listą załogi w Gnieź­dzie zacho­waną od wylotu statku; w spi­sie pozo­stało jed­nak wiele nazwisk, do któ­rych DNA na­dal trzeba będzie dopa­so­wać.

Dla pew­nych osób Skade ni­gdy nie znaj­dzie odpo­wied­ni­ków. Gdy do domu powró­cił pierw­szy sta­tek – ten z Cla­va­inem na pokła­dzie – Mat­czyne Gniazdo dowie­działo się, że w kosmo­sie, kil­ka­dzie­siąt lat świetl­nych stąd, pod­jęto decy­zję o roz­dzie­le­niu eks­pe­dy­cji: nie­któ­rzy ludzie chcieli wra­cać, usły­szaw­szy pogło­ski o woj­nie z Demar­chi­stami; uznali rów­nież, że należy już prze­ka­zać dane, któ­rych zebrano zbyt wiele, by można je było prze­słać do domu drogą radiową.

Podział odbył się bez gory­czy. Z żalem i smut­kiem, lecz bez poczu­cia praw­dzi­wego roz­dar­cia. Po nor­mal­nym okre­sie dys­ku­sji, typo­wej u Hybry­dow­ców we wszyst­kich pro­ce­sach podej­mo­wa­nia decy­zji, uznano roz­dzie­le­nie za rzecz naj­bar­dziej logiczną w danej sytu­acji. Eks­pe­dy­cja mogła kon­ty­nu­ować misję, a rów­no­cze­śnie dotych­czas zdo­byte infor­ma­cje miały bez­piecz­nie tra­fić do domu. Skade wie­działa wpraw­dzie, kto posta­no­wił zostać w kosmo­sie, ale zupeł­nie nie wie­działa, co wyda­rzyło się póź­niej, domy­ślała się tylko na pod­sta­wie komu­ni­ka­tów wymie­nia­nych mię­dzy pozo­sta­łymi dwoma stat­kami. Tym aku­rat stat­kiem dowo­dziła Galiana, ale prze­cież Galiana nie musiała nim lecieć, więc Skade przy­go­to­wała się na ewen­tu­alne roz­cza­ro­wa­nie.

Gorzej – byłoby to roz­cza­ro­wa­nie dla całego Mat­czy­nego Gniazda. To prze­cież Galiana, ich sym­bo­liczny przy­wódca, stwo­rzyła Hybry­dow­ców czte­ry­sta lat temu, jede­na­ście lat świetl­nych stąd, w gru­pie labo­ra­to­riów pod powierzch­nią Marsa. Opu­ściła Gniazdo pra­wie dwa wieki temu. W tym cza­sie jej postać nabrała cech mitycz­nych. Gdy Galiana prze­by­wała w Gnieź­dzie, zawsze się temu sprze­ci­wiała. A teraz wró­ciła – o ile rze­czy­wi­ście leciała tym stat­kiem – gdy Skade peł­niła wachtę. I nie miało zna­cze­nia to, że praw­do­po­dob­nie nie żyła, jak pozo­stali zało­ganci. Skade wystar­czy­łoby spro­wa­dze­nie jej szcząt­ków do domu.

Zna­la­zła nie tylko szczątki.

Miej­sce spo­czynku Galiany – jeśli tak można to nazwać – znaj­do­wało się daleko od cen­tral­nej czę­ści statku. Zabez­pie­czyła się opan­ce­rzoną bary­kadą, z dala od reszty załogi. Dokładne bada­nia kry­mi­na­li­styczne wyka­zały, że łącza danych mię­dzy Galianą a pozo­stałą czę­ścią statku zostały celowo uszko­dzone od wewnątrz – kobieta usi­ło­wała się odizo­lo­wać, odci­na­jąc swój umysł od umy­słów innych Hybry­dow­ców na statku.

Czy to samo­po­świę­ce­nie, czy samo­obrona? – zasta­na­wiała się Skade.

Galiana prze­by­wała w zim­nym śnie, ozię­biona do tem­pe­ra­tury, w któ­rej ustają wszyst­kie pro­cesy meta­bo­liczne. Mimo to czarne maszyny ją dopa­dły. Przedarły się przez pan­cerną powłokę kasety snu i wtło­czone w prze­strzeń mię­dzy cia­łem Galiany a wewnętrz­nymi ścian­kami kasety, utwo­rzyły wokół kobiety ide­al­nie czarną sko­rupę niby-mumii. Nie było wąt­pli­wo­ści, że to Galiana: ska­no­wa­nie przez kokon ujaw­niło struk­turę szkie­letu ide­al­nie pasu­jącą do jej układu kost­nego; w ciele nie wykryto żad­nych uszko­dzeń czy zepsu­cia, które mogłyby powstać pod­czas lotu, a czuj­niki prze­chwy­ciły wątłe sygnały z sieci implan­tów Galiany – sygnały zbyt słabe na usta­no­wie­nie łącza mię­dzy dwoma mózgami, ale w koko­nie wyraź­nie tkwiło coś, co było zdolne do myśle­nia, i sta­rało się prze­ka­zać jakieś infor­ma­cje na zewnątrz.

Teraz bada­nia skon­cen­tro­wały się na samym koko­nie. Ana­liza che­miczna sze­ścia­nów niczego nie wyka­zała – nie były zro­bione z cze­goś „kon­kret­nego”, nie posia­dały też żad­nej ato­mo­wej struk­tury. Ściany sze­ścia­nów były płasz­czy­znami czy­stej siły, prze­zro­czy­ste dla nie­któ­rych rodza­jów pro­mie­nio­wa­nia; bryły bar­dzo zimne, a jed­nak aktywne, jak żadne inne dotych­czas spo­tkane maszyny. Poszcze­gólne sze­ściany dawały się oddzie­lić od więk­szego sku­pi­ska, ale wtedy bły­ska­wicz­nie się kur­czyły do roz­mia­rów mikro­sko­pij­nych. Ratow­nicy z zespołu Skade pró­bo­wali skon­cen­tro­wać ska­no­wa­nie na samych sze­ścia­nach, usi­ło­wali zoba­czyć, co kryje się pod ich ścia­nami, ale zawsze się spóź­niali: w miej­scu, gdzie przed chwilą znaj­do­wał się sze­ścian, wykry­wali parę mikro­gra­mów dymią­cych popio­łów. Naj­praw­do­po­dob­niej w sze­ściany wbu­do­wano mecha­nizm samo­de­struk­cji, uru­cha­miany w pew­nych sytu­acjach.

Gdy ratow­nicy usu­nęli war­stwę zarazy, prze­nie­śli Galianę do spe­cjal­nego pomiesz­cze­nia zagnież­dżo­nego w ścia­nie han­garu. Pra­co­wali w wiel­kim zim­nie, by nie pogłę­biać już ist­nie­ją­cych szkód. Cier­pli­wie, z naj­więk­szą ostroż­no­ścią, zdej­mo­wali ostat­nią war­stwę maszyn.

Teraz, gdy zmniej­szono powłokę obcej destruk­cyj­nej mate­rii, wyraź­niej ryso­wał się obraz tego, co stało się z Galianą. Czarne maszyny rze­czy­wi­ście przedarły się do jej głowy, ale inwa­zja oka­zała się łagod­niej­sza niż u pozo­sta­łych człon­ków załogi. Implanty Galiany zostały czę­ściowo roz­mon­to­wane przez agre­so­rów, by uto­ro­wać drogę maszy­nom, nie było jed­nak oznak poważ­nych uszko­dzeń pod­sta­wo­wych struk­tur mózgu. Skade doszła do wnio­sku, że sze­ściany ćwi­czyły inwa­zję cza­szek na innych zało­gan­tach i dotarł­szy do Galiany, wie­działy już, jak to robić bez zabi­ja­nia gospo­da­rza.

Skade doznała przy­pływu opty­mi­zmu. Czarne struk­tury były skon­cen­tro­wane i bez­władne. Wyko­rzy­stu­jąc odpo­wied­nie med­ma­szyny, da się – to nawet banalne – roz­mon­to­wać sze­ścian po sze­ścianie.

_Zdo­łamy przy­wró­cić Galia­nie jej poprzed­nią postać._

Rada Nocna, jak się oka­zało, słusz­nie zacho­wy­wała ostroż­ność. Zespół Skade zdej­mo­wał ostat­nią war­stwę sze­ścia­nów, zaczy­na­jąc od stóp Galiany. Z rado­ścią stwier­dzili, że skóra pod spodem nie jest w zasa­dzie uszko­dzona. Kon­ty­nu­owali pracę w górę ciała, aż do karku. Doszli do wnio­sku, że zdo­łają ją ogrzać do nor­mal­nej tem­pe­ra­tury ciała, choć może się to oka­zać trud­niej­sze od zwy­kłego oży­wie­nia z zim­nego snu. Gdy jed­nak odsło­nili twarz Galiany, prze­ko­nali się, że to nie koniec pracy.

Sze­ściany nie­spo­dzie­wa­nie się prze­su­nęły. Śli­zgały się i prze­ska­ki­wały przez sie­bie, kur­czyły gwał­tow­nie i ostat­nia część kokonu wnik­nęła w ciało Galiany jak żywa plama oleju. Czarna fala wnik­nęła w jej usta, nos, uszy i oczo­doły, roz­pły­nęła się wokół gałek ocznych.

Skade ujrzała Galianę wła­śnie taką, jaką miała nadzieję zoba­czyć: pro­mienną kró­lową wra­ca­jącą do domu; nawet jej dłu­gie czarne włosy pozo­stały nie­tknięte, teraz wpraw­dzie zamro­żone i kru­che, ale dokład­nie takie, jakie Galiana miała, wyru­sza­jąc w podróż. W jej gło­wie jed­nak usa­do­wiły się czarne maszyny, dołą­cza­jąc do wcze­śniej roz­lo­ko­wa­nych tam for­ma­cji. Ska­no­wa­nie na­dal nie stwier­dzało poważ­niej­szych naru­szeń ory­gi­nal­nej tkanki mózgo­wej, choć dal­sze ele­menty jej implan­to­wa­nego mecha­ni­zmu zostały roze­brane, by uto­ro­wać drogę inwa­zji. Czarne paso­żyty wyglą­dały jak kraby roz­cią­ga­jące cze­pliwe odnóża do roz­ma­itych obsza­rów jej mózgu.

Powoli, przez wiele dni przy­wra­cano Galia­nie tem­pe­ra­turę ciała nieco poni­żej nor­mal­nej. Rów­no­cze­śnie zespół Skade moni­to­ro­wał agre­sora, ale ten nie wyka­zy­wał zmian, nawet gdy pozo­sta­wione jesz­cze implanty Galiany zaczęły się roz­grze­wać i pod­jęły współ­pracę z tającą tkanką mózgową.

Może jed­nak zwy­cię­żymy? – myślała Skade z nadzieją.

Jak się oka­zało, pra­wie się nie myliła.

* * *

Usły­szała głos. Głos czło­wieka, kobiety, pozba­wiony barwy – lub raczej mający boski brak barwy – takie głosy miały na ogół źró­dło w jej czaszce. Nato­miast ten głos powstał w ludz­kiej krtani i roz­szedł się w powie­trzu, na kilka metrów, po czym został zde­ko­do­wany przez ludzki układ słu­chu, gro­ma­dząc po dro­dze wszel­kiego rodzaju drobne usterki. Już bar­dzo dawno nie sły­szała takich gło­sów.

– Witaj, Galiano – powie­dział głos.

_Gdzie jestem?_

Nie dostała odpo­wie­dzi.

Po kilku chwi­lach głos dodał uprzej­mie:

– Jeśli możesz, rów­nież musisz mówić. Wystar­czy, że spró­bu­jesz ufor­mo­wać dźwięki, a trał zrobi resztę: odbie­rze inten­cję prze­sła­nia sygna­łów elek­trycz­nych do krtani. Ale samo pomy­śle­nie odpo­wie­dzi nie zała­twi sprawy, gdyż nie ma bez­po­śred­nich połą­czeń mię­dzy twoim umy­słem a moim.

Wyda­wało się, że słowa napły­wają przez całą wiecz­ność. Gdy ktoś przez kilka wie­ków posłu­gi­wał się lin­kami neu­ral­nymi, język mówiony wyda­wał mu się strasz­nie powolny i liniowy, choć skład­nia i gra­ma­tyka były zna­jome.

Wyge­ne­ro­wała inten­cję mowy i usły­szała roz­brzmie­wa­jący swój wła­sny głos, wzmoc­niony.

– Dla­czego?

– Póź­niej do tego przej­dziemy.

– Gdzie jestem? Kim ty jesteś?

– Jesteś bez­pieczna i zdrowa. W domu. Znów w Mat­czy­nym Gnieź­dzie. Odzy­ska­li­śmy twój sta­tek i oży­wi­li­śmy cię. Nazy­wam się Skade.

Galiana zda­wała sobie sprawę tylko z ist­nie­nia sto­ją­cych nad nią mgli­stych postaci, ale teraz pomiesz­cze­nie poja­śniało. Leżała na ple­cach, pod pew­nym kątem do poziomu. Znaj­do­wała się w kase­cie bar­dzo podob­nej do kasety zim­nego snu, ale pozba­wio­nej pokrywy, i twarz miała wysta­wioną na wolne powie­trze. W polu widze­nia postrze­gała pewne obiekty, ale nie mogła poru­szyć żadną czę­ścią ciała, nawet oczami. Roz­ma­zana postać poja­wiła się przed nią, pochy­liła nad otwartą pasz­czą kasety.

– Skade? Nie pamię­tam cię.

– Nie możesz mnie pamię­tać. Sta­łam się Hybry­dow­cem dopiero po twoim odlo­cie.

Galia­nie cisnęły się na usta tysiące pytań wyma­ga­ją­cych odpo­wie­dzi, ale nie mogła ich wszyst­kich zadać jed­no­cze­śnie, zwłasz­cza uży­wa­jąc tego nie­zgrab­nego, prze­sta­rza­łego sys­temu łącz­no­ści. Od cze­goś jed­nak nale­żało zacząć:

– Jak długo byłam nie­obecna?

– Sto dzie­więć­dzie­siąt lat, pra­wie co do mie­siąca. Wyru­szy­łaś…

– W dwa tysiące czte­ry­sta pięt­na­stym roku – odparła szybko Galiana.

– Tak, a teraz mamy dwa tysiące sześć­set piąty.

Było wiele rze­czy, któ­rych Galiana sobie natych­miast nie przy­po­mniała, oraz wiele takich, któ­rych nie chcia­łaby pamię­tać. Zasad­ni­cze sprawy były jed­nak jasne. Dowo­dziła wyprawą trzech stat­ków z Mat­czy­nego Gniazda. Miały się zapu­ścić poza gra­nice zma­po­wa­nego przez ludz­kość kosmosu, zba­dać nie­odwie­dzone pla­nety i poszu­kać zło­żo­nych form obcego życia. Gdy do stat­ków dotarła wia­do­mość o wybu­chu wojny, jeden z nich zawró­cił do domu, a pozo­stałe dwa kon­ty­nu­owały podróż, obla­tu­jąc wiele nowych ukła­dów sło­necz­nych.

Choć usil­nie pró­bo­wała, nie mogła sobie przy­po­mnieć, co się stało z dru­gim stat­kiem, który kon­ty­nu­ował podróż. Miała tylko prze­ra­ża­jące poczu­cie straty, a w gło­wie pustkę wyma­ga­jącą wypeł­nie­nia gło­sami.

– Moja załoga?

– Przej­dziemy do tego – odparła znowu Skade.

– A Cla­vain i Felka? Dotarli w końcu? Poże­gna­li­śmy się z nimi w głę­bo­kim kosmo­sie. Mieli wra­cać do Mat­czy­nego Gniazda.

Nastą­piła okropna, prze­ra­ża­jąca prze­rwa, zanim Skade odpo­wie­działa:

– Udało im się wró­cić.

Galiana ode­tchnę­łaby, gdyby mogła ode­tchnąć. Tak zaska­ku­jące było uczu­cie ulgi. Dopiero gdy usły­szała wia­do­mość, że uko­chane osoby są bez­pieczne, zdała sobie sprawę, jak strasz­nego dozna­wała napię­cia.

Nastą­piły chwile bło­giego spo­koju i Galiana przyj­rzała się Skade. Pod wie­loma wzglę­dami kobieta przy­po­mi­nała Hybry­dowca z epoki Galiany. Miała na sobie pro­ste spodnie, jak od piżamy, i luźno prze­pa­saną czarną bluzę z jedwab­no­po­dob­nej tka­niny, pozba­wioną wszel­kich ozdób i oznak. Była asce­tycz­nie chuda i blada, wyglą­dała pra­wie na nie­do­ży­wioną. Jej woskowe, gład­kie obli­cze, nie było nie­atrak­cyjne, lecz bra­ko­wało mu linii i zmarsz­czek odda­ją­cych zwy­kły wyraz twa­rzy. Nie miała rów­nież wło­sów ani na gło­wie, ani na twa­rzy, co nada­wało jej wygląd nie­do­koń­czo­nej lalki. Te atry­buty nie pozwa­lały wyróż­nić Skade z tysięcy innych Hybry­dow­ców. Bez linku umysł-do-umy­słu, bez zwy­kłej chmury rzu­to­wa­nych fan­ta­zmów, nada­ją­cych cechy indy­wi­du­alne, trudno ich było odróż­nić.

Galiana jed­nak ni­gdy nie widziała takiego Hybry­dowca. Skade miała grze­bień – sztywny, wąski czub, który wyła­niał się z czoła dwa cen­ty­me­try nad nosem i zakrzy­wiał do tyłu pośrodku czaszki. Wąska górna powierzch­nia wyrostka była twarda i kości­sta, ale boki miały piękne, deli­katne, pio­nowe prążki, które mie­niły się wzo­rami dyfrak­cyj­nymi – jaskra­wo­nie­bie­skimi i poma­rań­czo­wymi, kaskadą tęczo­wych odcieni, zmie­nia­ją­cych się przy naj­mniej­szym ruchu głowy Skade. Galiana zauwa­żyła rów­nież falo­wa­nie roz­ma­itych barw wzdłuż grze­bie­nia, nawet wtedy, gdy ów się nie prze­chy­lał.

– Zawsze taka byłaś? – spy­tała.

Skade deli­kat­nie dotknęła grze­bie­nia.

– Nie, to jest nasza hybry­dow­ska mody­fi­ka­cja. Od two­jego wyjazdu, Galiano, wiele się zmie­niło. Naj­lepsi z nas myślą tak szybko, że aż trudno to sobie wyobra­zić.

– Naj­lepsi z was?

– Może źle się wyra­zi­łam… cho­dzi o to, że nie­któ­rzy osią­gnęli gra­nice prze­cięt­nego ludz­kiego orga­ni­zmu. Implanty w naszych gło­wach umoż­li­wiają nam myśle­nie dzie­sięć do pięt­na­stu razy szyb­sze niż nor­mal­nie, przez cały czas, ale kosz­tem zwięk­szo­nego wydzie­la­nia cie­pła. Moja krew jest pom­po­wana przez grze­bień, a potem przez układ bruzd, gdzie oddaje cie­pło. Budowa bruzd jest zop­ty­ma­li­zo­wana ze względu na mak­sy­ma­li­za­cję powierzchni. Bruzdy marsz­czą się, by zapew­nić cyr­ku­la­cję powie­trza. Efekt jest przy­jemny wizu­al­nie, tak mi mówiono, ale to zupeł­nie przy­pad­kowe. Prze­ję­li­śmy ten trik od dino­zau­rów. Nie były aż tak głu­pie, jak się uważa. – Skade znów pogła­skała swój grze­bień. – Nie ma powo­dów do nie­po­koju, Galiano. Nie wszystko się zmie­niło.

– Sły­sze­li­śmy, że wybu­chła wojna – powie­działa Galiana. – Byli­śmy pięt­na­ście lat świetl­nych stąd, gdy prze­chwy­ci­li­śmy raporty. Naj­pierw o zara­zie, a potem o woj­nie. Raporty nie brzmiały sen­sow­nie, mówiły, że wsz­czy­namy wojnę z Demar­chi­stami, naszymi sta­rymi sprzy­mie­rzeń­cami.

– To prawda – potwier­dziła Skade z lek­kim smut­kiem.

– Na Boga, dla­czego?

– Z powodu zarazy. Znisz­czyła spo­łe­czeń­stwo Demar­chi­stów, stwo­rzyła próż­nię wła­dzy wokół Yel­low­stone. Na ich prośbę wpro­wa­dzi­li­śmy się tam, by usta­no­wić zarząd tym­cza­sowy w Chasm City i jego sate­li­tar­nych wspól­no­tach. Lepiej my niż inny odłam ludz­ko­ści, tak rozu­mo­wano. Możesz sobie wyobra­zić, jakiego bała­ganu naro­bi­liby tam Ultrasi czy Pory­wa­cze? Trwało to kilka lat, ale potem Demar­chi­ści zaczęli odzy­ski­wać dawną potęgę. Nie odpo­wia­dało im to, że prze­ję­li­śmy kon­trolę nad ukła­dem, i nie zamie­rzali nego­cjo­wać poko­jo­wych warun­ków przy­wró­ce­nia swo­ich rzą­dów, więc wybu­chła wojna. Oni ją zaczęli, wszy­scy zga­dzają się co do tego.

Galiana czuła, jak mija jej rado­sny nastrój. Miała wcze­śniej nadzieję, że pogło­ski o woj­nie są prze­sa­dzone.

– Jed­nak, jak widać, zwy­cię­ży­li­śmy – powie­działa.

– Nie. W zasa­dzie nie. Rozu­miesz… wojna na­dal trwa.

– Ale to już…

– Pięć­dzie­siąt cztery lata – stwier­dziła Skade. – No tak, oczy­wi­ście były wzloty i upadki, zawie­sze­nia broni i krót­kie okresy odprę­że­nia. Ale się nie utrzy­mały. Znów odro­dziły się stare kon­flikty ide­olo­giczne, otwarły się jak świeże rany. W isto­cie oni nam ni­gdy nie ufali, a my uwa­ża­li­śmy ich za reak­cyj­nych ludy­stów, któ­rzy nie chcą zaak­cep­to­wać nowej fazy ludz­kiego roz­woju.

Po raz pierw­szy po prze­bu­dze­niu Galiana poczuła migre­nowy ucisk za gał­kami ocznymi, a wraz z nim burzę pier­wot­nych emo­cji, wyjącą z naj­star­szej czę­ści ssa­czego mózgu. To prze­ra­ża­jący strach przed pości­giem, przed zbli­ża­jącą się watahą ciem­nych dra­pież­ni­ków.

_Maszyny,_ powie­działa pamięć. _Maszyny jak wilki, które przy­szły z prze­strzeni mię­dzy­gwiezd­nej i wcze­piły się w pło­mień wyrzu­cany przez twój sta­tek._

_Nazwa­łaś je wil­kami, Galiano._

_Ich._

_Nas._

Dziwne wra­że­nie ustą­piło.

– Prze­cież przez długi czas tak dobrze ze sobą współ­pra­co­wa­li­śmy – powie­działa Galiana. – Na pewno znów znaj­dziemy płasz­czy­znę poro­zu­mie­nia. Są waż­niej­sze rze­czy od małost­ko­wej walki o to, kto zarzą­dza poje­dyn­czym ukła­dem.

Skade pokrę­ciła głową.

– Nie­stety za późno. Za dużo ludzi zgi­nęło, za wiele obiet­nic zła­mano, zbyt wiele popeł­niono okru­cieństw. Kon­flikt roz­sze­rzył się na inne układy, wszę­dzie, gdzie znaj­do­wali się Hybry­dowcy i Demar­chi­ści. – Uśmiech­nęła się, lecz był to uśmiech wymu­szony, i jej twarz natych­miast przy­brała neu­tralny wyraz, gdy tylko mię­śnie się odprę­żyły. – Sytu­acja nie jest aż tak roz­pacz­liwa, jak sobie wyobra­żasz. Szala zwy­cię­stwa prze­chyla się na naszą stronę powoli, lecz zde­cy­do­wa­nie. Cla­vain wró­cił dwa­dzie­ścia trzy lata temu i natych­miast zmie­nił bieg spraw. Przed jego przy­by­ciem bro­ni­li­śmy się, zła­pani w pułapkę dzia­ła­nia jak praw­dziwy zbio­rowy umysł. Dla­tego nasze posu­nię­cia były dla wroga bar­dzo łatwe do prze­wi­dze­nia. Cla­vain wyrwał nas z tego wię­zie­nia.

Galiana usi­ło­wała wyrzu­cić wilki ze swego umy­słu, wra­ca­jąc pamię­cią do czasu, gdy spo­tkała Cla­va­ina. Było to na Mar­sie, gdy wal­czył prze­ciw niej jako żoł­nierz Koali­cji na rzecz Czy­sto­ści Neu­ral­nej. Koali­cja sprze­ciwiała się eks­pe­ry­men­tom wspo­ma­ga­nia umy­słów i uznała, że jedy­nym akcep­to­wal­nym rezul­ta­tem jest osta­teczna ani­hi­la­cja Hybry­dow­ców.

Cla­vain postrze­gał to sze­rzej. Po pierw­sze, jako wię­zień Galiany uświa­do­mił jej, jak prze­ra­ża­jące są jej eks­pe­ry­menty dla reszty układu. Przed­tem nie zda­wała sobie z tego sprawy, dopóki Cla­vain, pod­czas dłu­gich mie­sięcy uwię­zie­nia, cier­pli­wie jej wszyst­kiego nie wyja­śnił. Potem, gdy go uwol­niono i wyne­go­cjo­wano warunki zawie­sze­nia broni, to wła­śnie Cla­vain wpro­wa­dził Demar­chi­stów jako neu­tralną trze­cią stronę. Demar­chi­ści przy­go­to­wali układ o zawie­sze­niu broni i Cla­vain dotąd nama­wiał Galianę, aż go pod­pi­sała. To mistrzow­skie posu­nię­cie sce­men­to­wało sojusz Hybry­dow­ców z Demar­chi­stami, który miał prze­trwać wieki. Koali­cja na rzecz Czy­sto­ści Neu­ral­nej nato­miast zasłu­żyła naj­wy­żej na drobną wzmiankę w histo­rii. Hybry­dowcy na­dal pro­wa­dzili doświad­cze­nia neu­ralne; tole­ro­wano je, a nawet do nich zachę­cano, pod warun­kiem, że Hybry­dowcy nie podejmą prób wchło­nię­cia innych kul­tur. Póź­niej Demar­chi­ści zaczęli wyko­rzy­sty­wać tech­niki neu­ro­nowe i sprze­da­wać je róż­nym odła­mom ludz­ko­ści.

Wszy­scy byli zado­wo­leni.

Ale w isto­cie Skade miała rację: przy­mie­rze ni­gdy nie było łatwe. W jakimś momen­cie wojna stała się nie­unik­niona, zwłasz­cza gdy poja­wił się nowy ele­ment – par­chowa zaraza.

Ale żeby to trwało aż pięć­dzie­siąt cztery lata? Cla­vain ni­gdy by cze­goś takiego nie tole­ro­wał, pomy­ślała Galiana. Wojnę uwa­żał za straszne mar­no­traw­stwo ludz­kich sił. Szu­kałby spo­so­bów osta­tecz­nego zakoń­cze­nia kon­fliktu albo przy­naj­mniej trwa­łego zawie­sze­nia broni.

Migre­nowy ucisk w gło­wie na­dal ją drę­czył, choć nieco zelżał. Miała nie­po­ko­jące wra­że­nie, że coś z wnę­trza czaszki patrzy przez jej oczy, jakby nie była ich jedy­nym użyt­kow­ni­kiem.

_Zbli­ży­li­śmy się do two­ich dwóch stat­ków nie­śpiesz­nymi susami sta­ro­daw­nych zabój­ców, któ­rzy nie mają gatun­ko­wej pamięci porażki. Czu­łaś nasze umy­sły_ – _czy­ste inte­lekty balan­su­jące na gra­nicy inte­li­gen­cji, rów­nie stare i zimne jak pył mię­dzy­gwiaz­dowy._

_Czu­łaś nasz głód._

– Ale Cla­vain… – zaczęła.

– Co Cla­vain? – spy­tała Skade.

– Zna­la­złby jakiś spo­sób zakoń­cze­nia kon­fliktu. Dla­czego tego nie zro­bił?

Skade odwró­ciła się na chwilę i jej grze­bień wyglą­dał teraz jak wąski grzbiet usta­wiony kra­wę­dzią do Galiany. Gdy się znów odwró­ciła, miała dziwną minę.

_Widzia­łaś, jak prze­ję­li­śmy twój pierw­szy sta­tek, dła­wiąc go falą docie­kli­wych czar­nych maszyn. Maszyny roz­szar­pały sta­tek na strzępy. Widzia­łaś, jak wybuchł, a eks­plo­zja wygra­we­ro­wała różo­wego łabę­dzia na two­jej siat­kówce, i czu­łaś, jak pękała sieć połą­czo­nych umy­słów, ode­bra­łaś to jak utratę tysiąca dzieci._

_Pró­bo­wa­łaś się odsu­nąć, ale wtedy było już za późno._

_Gdy dotar­li­śmy na twój sta­tek, postę­po­wa­li­śmy nieco ostroż­niej._

– To nie jest łatwe, Galiano.

– Co takiego?

– Sprawa Cla­va­ina.

– Powie­dzia­łaś, że wró­cił.

– Tak. Felka też wró­ciła. Ale z przy­kro­ścią muszę cię poin­for­mo­wać, że oboje zmarli. – Słowa napły­wały jedno po dru­gim, powoli jak odde­chy. – Jede­na­ście lat temu. Demar­chi­ści sku­tecz­nie zaata­ko­wali Gniazdo. Cla­vain i Felka zgi­nęli.

Galiana mogła zare­ago­wać tylko w jeden racjo­nalny spo­sób.

– Nie!

– Bar­dzo ci współ­czuję – powie­działa Skade. Jej grze­bień bły­snął ultra­ma­ryną. – Bar­dzo żałuję, że to się stało. Byli dla nas war­to­ścio­wymi akty­wami.

– Akty­wami?

Skade musiała odczuć wście­kłość Galiany.

– Cho­dzi mi o to, że ich kochano. Wszy­scy roz­pa­cza­li­śmy po ich stra­cie.

– Więc mi to udo­wod­nij. Otwórz swój umysł. Znieś zapory. Chcę w to wnik­nąć.

Skade stała obok kasety.

– Dla­czego, Galiano?

– Ponie­waż dopóki w to nie wniknę, nie będę pewna, czy mówisz prawdę.

– Nie kła­mię – oznaj­miła Skade łagod­nie. – Ale nie mogę pozwo­lić, by nasze umy­sły roz­ma­wiały. W two­jej gło­wie coś jest. Nie rozu­miemy, co to takiego, ale wiemy, że jest to praw­do­po­dob­nie obce i praw­do­po­dob­nie wro­gie.

– Nie wie­rzę…

Teraz ciśnie­nie za oczami stało się bar­dzo dotkliwe. Galiana miała par­szywe wra­że­nie, że odsu­nięto ją, stłam­szono, upchano w mały, nie­sku­teczny zaką­tek jej wła­snej czaszki. Coś nie­wy­obra­żal­nie złego i pier­wot­nego prze­jęło gospo­dar­stwo, przy­cup­nąw­szy za jej oczami.

Usły­szała swoją mowę:

– Masz na myśli mnie?

Skade tylko nie­znacz­nie drgnęła. Galiana podzi­wiała u niej zimną krew Hybry­dowca.

– Może. A kim ty wła­ści­wie jesteś?

– Mam tylko takie imię, jakie mi ona nadała.

– Ona? – spy­tała Skade z roz­ba­wie­niem, ale jej grze­bień migo­tał jasno­zie­lono, świad­cząc o prze­ra­że­niu, choć głos miała spo­kojny.

– Galiana – odpo­wie­działa istota. – Nim ją prze­ją­łem. Nazwała nas… mój umysł… wil­kami. Opa­no­wa­li­śmy jej sta­tek po znisz­cze­niu tam­tego dru­giego statku. Z początku nie­zbyt poj­mo­wa­li­śmy, czym oni są, ale potem otwo­rzy­li­śmy ich czaszki i wchło­nę­li­śmy ich cen­tralny układ ner­wowy. Dzięki temu wiele zro­zu­mie­li­śmy: jak myślą, jak się komu­ni­kują, co zro­bili ze swo­imi mózgami.

Galiana pró­bo­wała się poru­szyć, choć Skade już przed­tem wpro­wa­dziła ją w stan para­liżu. Usi­ło­wała krzyk­nąć, ale wilk – bo tak go nazwała – prze­jął cał­ko­witą kon­trolę nad jej gło­sem.

Przy­po­mi­nała sobie wszyst­kie wyda­rze­nia.

– Dla­czego jej nie zabi­łeś? – spy­tała Skade.

– To było zupeł­nie ina­czej – odparł wilk. – Powin­naś zapy­tać, dla­czego ona sama się nie zabiła, nim do tego doszło. Prze­cież mogłaby. Gdyby tylko pomy­ślała takie życze­nie, mogłaby znisz­czyć sta­tek wraz z całą załogą.

– Więc dla­czego tego nie zro­biła?

– Zawarła z nami ugodę, gdy wszyst­kich zabi­li­śmy i tylko ona została. Miała zanie­chać samo­bój­stwa pod warun­kiem, że pozwo­limy jej wró­cić do domu. Wie­działa, że to ozna­cza, że ja wniknę do jej czaszki i pobu­szuję w jej pamięci.

– Dla­czego wła­śnie ją wybra­li­ście?

– Była waszą kró­lową, Skade. Gdy tylko odczy­ta­li­śmy umy­sły zało­gan­tów, wie­dzie­li­śmy, że to wła­śnie jej potrze­bu­jemy naprawdę.

Skade mil­czała. Akwa­ma­ry­nowe i zie­lone prążki goniły się powol­nymi falami od czoła do karku.

– Nie zary­zy­ko­wa­łaby dopro­wa­dze­nia was tutaj.

– Prze­ciw­nie, jeśli doszła do wnio­sku, że prze­wa­żają korzy­ści zwią­zane z tym, że wcze­śniej was ostrzeże. To była ugoda. Dała nam czas na zebra­nie infor­ma­cji i nadzieję, że dowiemy się wię­cej. I dowie­dzie­li­śmy się.

Skade dotknęła pal­cem gór­nej wargi, a potem unio­sła go pio­nowo przed sobą, jakby badała kie­ru­nek wia­tru.

– Jeśli naprawdę jeste­ście wyż­szą obcą inte­li­gen­cją i wie­dzie­li­ście, gdzie jeste­śmy, już byście do nas dotarli.

– Słusz­nie, Skade. W pew­nym sen­sie masz rację. Nie wiemy dokład­nie, dokąd Galiana nas przy­wio­zła. Ja wiem, ale nie mogę tego prze­ka­zać swoim towa­rzy­szom. To jed­nak nie ma zna­cze­nia. Jeste­ście cywi­li­za­cją podróży kosmicz­nych. I choć jeste­ście podzie­leni na odłamy, to róż­nice są bez zna­cze­nia. Na pod­sta­wie tego, co upi­li­śmy z waszych pamięci, i tego, co na­dal z nich czer­piemy, potra­fimy w przy­bli­że­niu okre­ślić rejon zamiesz­ki­wa­nego przez was kosmosu. Roz­prze­strze­nia­cie się i gra­niczna powierzch­nia waszego obszaru eks­pan­sji wzra­sta geo­me­trycz­nie, więc stale zwięk­sza się praw­do­po­do­bień­stwo spo­tka­nia z nami. Już raz się to wyda­rzyło i mogło nastą­pić gdzie­kol­wiek, w innych punk­tach gra­nicz­nej sfery.

– Dla­czego mi to mówisz? – spy­tała Skade.

– Jak to po co? Żeby cię prze­stra­szyć.

Skade była jed­nak na to za sprytna.

– Nie. Musi być inny powód. Chcesz dać mi do zro­zu­mie­nia, że możesz być uży­teczny.

– Co takiego? – pomru­ki­wał z roz­ba­wie­niem.

– Mogę cię natych­miast zabić. Prze­cież ostrze­że­nie już zostało prze­ka­zane.

Gdyby Galiana mogła się poru­szyć, czy choćby mru­gnąć, wysła­łaby znak, że się na to zga­dza. Chciała umrzeć. Jaki cel mia­łoby teraz jej życie? Cla­vain odszedł. Felka ode­szła. Teraz to pewne. I pewne jest rów­nież to, że żadne sztuczki Hybry­dow­ców nie zdo­łają uwol­nić jej od tego paskudz­twa w gło­wie.

Skade miała rację. Galiana wyko­nała swoje zada­nie, speł­niła ostatni obo­wią­zek wobec Mat­czy­nego Gniazda. Gniazdo wie­działo, że wilki czy­hają i naj­praw­do­po­dob­niej zbli­żają się, czu­jąc ludzką krew.

Nie miało sensu trzy­ma­nie jej dłu­żej przy życiu. Wilk przez cały czas będzie cze­kał na oka­zję ucieczki z jej głowy, choćby Skade wyka­zała nad­zwy­czajną czuj­ność. Mat­czyne Gniazdo mogło czer­pać z tego jakąś naukę, dostać drobną wska­zówkę co do ich moty­wów czy sła­bych miejsc, ale potworne skutki takiej ucieczki prze­wa­żały ewen­tu­alne korzy­ści.

Galiana o tym wie­działa. Tak jak wilk miał dostęp do jej wspo­mnień, tak ona, za pomocą nie­znacz­nego i może spe­cjal­nie zaini­cjo­wa­nego pro­cesu wstecz­nej kon­ta­mi­na­cji, wyczuła część jego wła­snej histo­rii. Nic kon­kret­nego, nie potra­fi­łaby tego nawet zwer­ba­li­zo­wać. Wyczuła jed­nak odwieczną lita­nię chi­rur­gicz­nych ludo­bójstw, strasz­nych pro­ce­sów czysz­cze­nia etnicz­nego, prze­pro­wa­dza­nych wśród kolej­nych gatun­ków rozum­nych. Pamięci były prze­cho­wy­wane z biu­ro­kra­tyczną skru­pu­lat­no­ścią przez miliony lat czasu galak­tycz­nego, a każda nowa znisz­czona cywi­li­za­cja sta­no­wiła jedy­nie zapis księ­gowy. Galiana wyśle­dziła oka­zjo­nalne, gorącz­kowe wyma­zy­wa­nie, selek­cję zapo­cząt­ko­waną z nie­po­żą­da­nym opóź­nie­niem. Wyśle­dziła nawet rzad­kie przy­padki bru­tal­nej inge­ren­cji, gdy wcze­śniej­szych selek­cji nie prze­pro­wa­dzono zado­wa­la­jąco.

W żad­nym jed­nak miej­scu, ni­gdy, nie wyczuła więk­szej porażki.

Nagle, gwał­tow­nie, wilk ustą­pił, pozwo­lił jej prze­mó­wić.

– Skade?

– Co takiego?

– Pro­szę, zabij mnie. Zabij mnie natych­miast.PIĘĆ

Kometa nie miała nazwy. Być może kie­dyś ska­ta­lo­go­wano ją i zakla­sy­fi­ko­wano, ale nikt tego nie pamię­tał i z pew­no­ścią infor­ma­cje o niej nie znaj­do­wały się w publicz­nych bazach danych. Żad­nego nadaj­nika ni­gdy nie zako­twi­czono na jej powierzchni; żadni Pory­wa­cze ni­gdy nie wcze­pili się w nią i nie wycią­gnęli pró­bek rdze­nia. Niczym się nie wyróż­niała – po pro­stu jesz­cze jeden obiekt w ogrom­nym roju zim­nych dry­fu­ją­cych ciał. Takich ciał były miliardy; powoli, nie nie­po­ko­jone, krą­żyły po sta­bil­nych orbi­tach wokół Epsi­lon Eri­dani. Z rzadka potęż­niej­sza per­tur­ba­cja któ­re­goś z więk­szych świa­tów układu wyry­wała kil­koro człon­ków roju i wysy­łała ich ku pla­ne­tom wewnętrz­nym, na orbity ocie­ra­jące się o słońce. Jed­nakże dla prze­wa­ża­ją­cej czę­ści komet przy­szłość to tylko dal­sze okrą­ża­nie Epsi­lon Eri­dani do chwili, gdy napęcz­nieje samo słońce. Do tego czasu ciała te pozo­staną uśpione, nie­zno­śnie zimne i spo­kojne. Kometa była spora, ale nic nad­zwy­czaj­nego – ist­niał milion więk­szych od niej. Zmro­żona kula nie­mal czar­nego, zanie­czysz­czo­nego lodu; luźna beza z metanu, tlenku węgla, azotu i tlenu, z żył­kami sili­ka­tów, węglo­wo­do­rów jak sadza i kilku rodza­jów orga­nicz­nych makro­mo­le­kuł poły­sku­ją­cych fio­le­tem i szma­rag­dem. Przed kil­koma miliar­dami lat, gdy galak­tyka była młod­sza i spo­koj­niej­sza, utwo­rzyły one piękne, zała­mu­jące świa­tło pokłady kry­sta­liczne. Więk­szość powierzchni komety była jed­nak smo­li­ście czarna. Z tej odle­gło­ści Epsi­lon Eri­dani wyda­wała się tylko trwa­łym bły­skiem na nie­bie, trzy­na­ście godzin świetl­nych stąd, nie­wiele bliż­sza od jaśniej­szych gwiazd.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: