- W empik go
Artykuł, do którego był powodem "Zamek Kaniowski" Goszczyńskiego - ebook
Artykuł, do którego był powodem "Zamek Kaniowski" Goszczyńskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 201 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Różne są opinie względem wartości poetyckiej utworu Goszczyńskiego. Ci nawet, których bliżej obchodzą talenta ojczyste, niejednakowo sądzą w tej mierze. Jedni, osobliwie pośród młodzieży, wielbią, rozsławiają talent autora. Drudzy chwalą szczegóły, ustępy, obrazy z natury kreślone nie przyznając celniejszych zalet układowi. Nie podobało się im, że użył kilku wyrazów mniej gustownych; tu i ówdzie niegładkość rymu ich obraża. Ach! jak to nieszykownie, jak niegustownie! Albo też: Go za szkoda, że pierwej pracy swojej doświadczeńszym, bieglejszym pisarzom nie dał do przejrzenia! Poznaliśmy na koniec, przyłożywszy starań, że mniemanie o Zamku Kaniowskim dosyć powszechne między znawcami w stolicy, nie jest tak słuszne, iżby je za nieodwołalne i pewnego sprostowania nie potrzebujące uważać godziło się.
Jakto? kiedy sama rzecz i wynalezienie, i myśl pierworodna, i ustawiczność ducha poetyckiego tak wyraźnie znamienity twórcy talent cechują; azaliż dotąd jeszcze małe w słowach i rymach usterki mają być u nas przeszkodą do sprawiedliwego, gruntownego, umiejętnego ocenienia zasług pisarza?
Azaliż dotąd jeszcze, po tylu rozprawach w materiach estetycznych, ani zgadujemy, ani pojmujemy tego, na czym istota poezji zależy?
Smutny los Marii Malczewskiego, zaledwie znany rodakom, powinien by nas przekonać nareszcie, jak rażące są przykłady niedołężności i przywar publicznego sądu w rzeczach literackich: krytyka wytknąwszy niektóre zboczenia, nieszykowności, przemilczała o zaletach w tym pięknym, wielkim dziele!
Mieliśmy człowieka, który umiał stwarzać. Tym człowiekiem był Malczewski. Niebaczni! Jakimże darem, jakim upominkiem wdzięczności, jaką częścią uwieńczyliśmy jego pracę?
Po wszystkie czasy jego Maria będzie ozdobą literatury; a jednak krytycy nasi przyszli ku temu niebaczeniu, że nie inaczej, jak” z politowaniem o tym poemacie wspominali. Teraz jeszcze wzruszają niektórzy ramionami, gdy mówią o Malczewskim i o jego powieści.
Teraz jeszcze są u nas znawcy, którzy rozumieją, jakoby poezja była twardą sztuką przez pracę wykształcić się mogącą; którzy nie chcą dać wiary temu, że przeszedł już czas, kiedy pisano wierszami na cześć kształtnych stóp kobiecych i misternie trefionych kędziorów, że lot dzisiejszej poezji jest górniejszy.
Atoli, dla umalenia przygany na takich krytyków i znawców, to położyć godzi się, że pierwej pisali i drukiem sądy swoje głosili – dzisiaj zaś tylko rozprawiają.
Jakoż w rzeczy samej, już temu trzy miesiące, jeżeli nie więcej, jak powieść Goszczyńskiego wyszła z druku, a dotąd jeszcze (rzecz dziwna i w piśmiennictwie warszawskim nie praktykowana) nie czytaliśmy ani jednego artykułu, attycką przyprawionego solą, ani jednej recenzji gazeciarskiej, podjazdowej i kusej, choć pełno w tym poemacie guseł, pełno czarów, na których jako na osełce niejeden dowcipek krytyczny mógłby się był wyostrzyć. Jak to, godziż się temu dać wiarę? Miałażby rzeczywiście i na zawsze ucichnąć owa, z wielu miar przywarna, a tym nazwiskiem źle u nas zaszczycona krytyka literackich płodów, która po gazetach, po dziennikach naszych, cokolwiek się jej podobało swawolnego, tak rozpustnie broiła. Zważmy tylko: rzecz poematu Goszczyńskiego zaczyna się od najosobliwszej na świecie przygody, od najosobliwszego zdarzenia w naturze, bo od rozmowy między puszczykami. Przedmiotem tego miłego dialogu jest wisielec na skrzypiącej szubienicy za lada wiatru powiewem! Całe to wreszcie poema zanurzone jest, że tak rzekę, w mglistym obłoku przesądów i zabobonów gawiedzi ukraińskiej; przecież nikt jeszcze nie oznajmił tak Wielkiego wykroczenia przeciwko dobremu gustowi, nikt jeszcze nie oskarżył autora przed publicznością za tak nielitościwe obrażenie delikatnej, rozpieszczonej czułości! Z tego więc pokazuje się, że rzeczywiście owa krytyka już ucichnąć na zawsze musiała, kiedy ją tak straszna rzecz i wszelkie inne zdrożności poetyckiej licencji przechodzące ze snu lenistwa nie obudzą! Nie inaczej. Ucichła, drobniejąc powoli i rozrzucając się na ułamki, które jej ulubionym były zatrudnieniem. Rzec by można do człowieka na własne błędy niebacznego, a który wszystką chęć swoje, myśl i starania kładzie w postrzeganie i oznajmowanie przed światem cudzych: Bierzma w oku swym nie widząc, chciałeś, aby z oka brata twego pręt wyrzucono.
Można by także rzec o niej toż samo, co nasz Rej z Nagłowić powiedział o tępym i bojaźliwym, opisując figurę jego, gdy co poważnego chce mówić: wierci, palce skubie, brodę muszcze, postawki stroi, szepleni, umizga się jako czapla w kobieli, a każde słówko na troje przekąsi. Na to by, w rzeczy samej, wyszła uosobiona postać ducha krytyki naszej.