Aru Shah i Złote Miasto - ebook
Aru Shah i Złote Miasto - ebook
Aru Shah wypowiedziała życzenie przy Drzewie Życzeń – ale nie pamięta jego treści. Przy czym ma prawie całkowitą pewność, że nie życzyła sobie kolejnej siostry… Kara twierdzi, że też jest córką Śpiącego. To także jedyna osoba, która może pomóc Aru w ucieczce z kryjówki Śpiącego i powrocie do domu, więc nasza bohaterka nie ma wyjścia: musi zaufać Karze.
Aru dręczą też wątpliwości, czy powinna nadal walczyć po stronie dewów w wojnie z asurami. Bogowie do tej pory nie wykazywali się zbytnią szczerością wobec niej i jej przyjaciół. Jak Kubera, władca złotego miasta Lanka, który obiecał drużynie Ziemniaków dwie potężne bronie, ale pod warunkiem że siostry przejdą pomyślnie ciężkie próby. Jeśli im się nie uda, nie będą miały szans w walce z armią Śpiącego, która ma niebawem ruszyć na Lankę, a później na cały Innoświat.
Aru niepokoi najbardziej jedno: dlaczego zawiedli ją wszyscy dorośli, których kochała i którym ufała. Czy zdoła się z tym pogodzić, zanim będzie musiała stanąć do najtrudniejszej walki w swoim życiu?
Czwarty tom serii o Pandawach zapiera dech w piersi magią i jest pełen niesamowitych stworzeń, podstępnych bogóworaz przezabawnych dialogów. Kto go przeczyta, nie będzie mógł się doczekać ostatniej części tej serii!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66173-92-7 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Muszę się Wam do czegoś przyznać. To, co trzymacie teraz w rękach (uszach/pazurach itd.), jest ni mniej, ni więcej jak dziką, żarłocznie głodną… opowieścią. „Co za bzdura! – powiecie. – To po prostu zwykła historia i nic poza tym!”
No cóż…
Na Waszym miejscu sprawdziłabym jutro, czy Wasza książka leży tam, gdzie ją wczoraj zostawiliście. W końcu opowieści są żywe. I dość wrażliwe. Nie ma czegoś takiego jak „zwykła historia” i dlatego chciałam Wam powiedzieć o czymś jeszcze.
Jak wiele innych opowieści, które napisałam w przeszłości, uważam i tę za coś żywego i sądzę, że powinniście wiedzieć, że wyrasta ona z prawdziwej, praktykowanej przez wyznawców religii – z hinduizmu. Jedną z najpiękniejszych rzeczy w mitologii indyjskiej jest to, że głęboko wiąże się ona ze świętością. Jako praktykująca wyznawczyni hinduizmu chciałam – dając się porwać wyobraźni – zadbać o to, żeby moje pomysły w tej książce nie stały w sprzeczności z niczym świętym. Dlatego większość bóstw pojawiających się na tych stronach miała większe znaczenie w okresie wedyjskim, który zaczął się około 1500 lat przed naszą erą. Wielu uczonych uważa wedyzm za poprzednika tego, co można nazwać klasycznym hinduizmem. Bóstwa takie jak Durga-Maa, Wisznu, Brahma i Śiwa nie pojawią się w tym cyklu książek.
Ta historia nie ma być wprowadzeniem do hinduizmu czy mitologii hinduskiej, która jest cudownie różnorodna. Mam jednak nadzieję, że zobaczycie w niej to, czym chciałam ją uczynić: jest wąskim, barwnym witrażem otwierającym widok na jeszcze bardziej kolorowy ocean opowieści i tradycji. Gawędziarze zwykli mówić o tym, co kochają, a jedną z rzeczy, które najbardziej kochałam, kiedy dorastałam, było słuchanie, jak Ba opowiada mi o bogach, bohaterach i demonach. Cały ten cykl książek o Aru jest więc dla mnie długim listem miłosnym.
Mam nadzieję, że moja opowieść pobudzi Waszą ciekawość i wyobraźnię, a jeśli szczęście jest po mojej stronie, to wkradnie się do Waszych serc i zamieszka w nich na dłużej.
Serdecznie Was pozdrawiam.
RoshaniROZDZIAŁ 1 TO JA, TWOJA NIEZNANA KREWNA!
Aru Shah poczuła się tak, jakby strzelił w nią piorun. Naprawdę. A dzięki pewnemu okropnemu eksperymentowi dobrze znała to uczucie. Kiedyś strasznie się nudziła i wpadło jej do głowy, żeby sprawdzić, jak to jest, kiedy człowieka trafi piorun. Postanowiła w tym celu użyć wadźry – swojego podręcznego pioruna, który mógł też przybierać kształt piłeczki pingpongowej.
– Kobieto, na serio?! – zawołała wtedy Brynne.
– Nie mogę na to patrzeć – oświadczyła Mini. – Przecież możesz…
– Przecież nie umrę! – Aru przewróciła oczami. – Jestem półboginią!
– Ale to nie znaczy, że Indra cię ochroni. – Mini skrzyżowała ramiona.
Aru podrzuciła do góry piłeczkę pingpongową („Wierzcie mi, nic złego się nie stanie”), a potem odbiła ją czołem jeszcze wyżej.
Sześć godzin później obudziła się z potwornym bólem głowy, nerwowym tikiem w lewej powiece i włosami w poważnym stadium naelektryzowania.
Przez cały tydzień wydawało się jej, jakby ktoś jej mózgiem grał w piłkę. Chociaż może czuła się tak dlatego, że Mini bez przerwy zadawała jej pytania z geografii, żeby sprawdzić jej „stan neurologiczny”.
Aru postanowiła, że nie będzie się tak czuła nigdy więcej.
I co? I właśnie siedziała przykuta do ściany w jaskini Śpiącego z wrażeniem, jakby przed chwilą porażono ją prądem. Nie odrywała wzroku od dziewczyny o imieniu Kara, która przykucnęła przed nią na ziemi.
– Jestem jego córką – powiedziała Kara.
Aru zamrugała – szumiało jej w głowie.
– Jesteś… Jesteś córką Śpiącego?!
Kara skinęła głową. Kiedy przed chwilą powiedziała te słowa, w jej głosie brzmiała duma; podniosła wysoko głowę i patrzyła na Aru z góry, wyniośle. Teraz jednak przez jej twarz przemknęło coś na kształt smutku i braku pewności.
– Ale ty też jesteś jego córką… Czy to znaczy… Czy to znaczy, że jesteśmy siostrami?
„Siostrami” – pomyślała Aru. Uważała Brynne i Mini za siostry, choć nie łączyło ich przecież pokrewieństwo. Ale Kara? Tu sprawy miały się inaczej. Przez chwilę zastanawiała się, czy może Kara jest jeszcze jednym zreinkarnowanym bratem Pandawą, ale przecież było to niemożliwe. Jak wiadomo, było tylko pięciu Pandawów i wakaty w drużynie zapełniły się, kiedy dołączyły do nich bliźniaczki: Sheela i Nikita.
„Czy naprawdę jesteśmy spokrewnione?” – zastanawiała się Shah.
Kara zdawała się mniej więcej w wieku Aru… Czy to oznaczało, że są nieidentycznymi bliźniaczkami? Aru uważnie studiowała twarz dziewczyny, szukając w niej czegoś podobnego do swoich rysów, ale niczego takiego nie dostrzegała. Kara miała szerokie usta, duże brązowozłote oczy, proste czekoladowe włosy sięgające ramion, wydatne kości policzkowe i ciemną, lśniącą skórę. Choćby Aru czesała włosy przez sto lat, nigdy by nie wyglądały na tak gładkie. A jej skóra osiągnęła taki blask może z raz – kiedy Aru stanęła pod lampą i bardzo szybko się pod nią obracała.
Zwykle nie pozwalała, żeby coś takiego psuło jej humor, ale w podobnych sytuacjach rodziła się w niej dotkliwa świadomość, że w niczym nie przypomina swoich wytwornych, pięknych rodziców.
A tymczasem Kara… owszem, wyglądała tak jak oni. Ale jeśli Kara była jej siostrą, to dlaczego Aru nie widziała jej w Sadzawce Przeszłości?
– Wiem, co myślisz – oświadczyła Kara.
– Wątpię – mruknęła Aru, jednak Kara nie zwróciła na to uwagi.
– Martwił się, że będziesz próbowała uciec, więc zmienił mój pokój tak, żeby wyglądał jak jakiś okropny loch – wyjaśniła Kara. – Ale w rzeczywistości wcale nie jest taki straszny.
Kara postukała w kamień obok siebie błyszczącym pierścionkiem z białego złota, który zdobił jej palec. W tej samej chwili ściany drgnęły i cała jaskinia przemieniła się we wspaniałą bibliotekę z półkami wykutymi w skale. Pod sklepieniem zaczarowana kula roztaczała iluzję ciepłego światła słonecznego, a wszędzie w ścianach znajdowały się nisze wypełnione po brzegi poduszkami, lalkami i innymi zabawkami. We wnęce w tylnej ścianie widać było półuchylone drzwi, przez które Aru dostrzegła porządnie posłane łóżko nakryte jasnożółtym kocem. Na poduszce siedział pluszowy królik.
Aru na widok ogromnego ekranu w ścianie naprzeciw, na którym zastygł napis: netflix, kompletnie zapomniała, że nadal jest przykuta do skały.
Dziewczyna wpatrywała się w ekran w osłupieniu. Skąd złoczyńcy biorą podziemne kryjówki z internetem? Na sekundę przed jej oczami pojawiła się osobliwa scena, w której demoniczny agent nieruchomości poklepywał dumnie skalną ścianę: „Wyposażenie obejmuje bagno z krokodylami i Wi-Fi w cenie!”.
– Na pewno jesteś przyzwyczajona do dużo fajniejszych rzeczy w ludzkim świecie – powiedziała szybko Kara. – Ale tata starał się, jak mógł.
Tata.
Aru poczuła ostre ukłucie w sercu; zalały ją wspomnienia z poprzedniego dnia. Nazwała Śpiącego tatą jeden jedyny raz – kiedy sądziła, że ona i jej siostry nie mają szans w walce z jego armią. Miała nadzieję, że kiedy tak do niego powie, zaboli go to tak samo jak ją.
Wciąż słyszała brzęk zderzających się ostrzy i bitewne krzyki, kiedy walczyli w magicznym gaju Aranjani, bogini lasu i obrończyni Kalpawrikszy, drzewa spełniającego życzenia.
Aru pamiętała, jak zarzuciła Śpiącemu ręce na szyję, jakby chciała się do niego przytulić. Ale nie był to serdeczny uścisk – miało mu to przypomnieć o osobie, jaką mógł być, o wszystkich wspomnieniach poświęconych przez niego w szaleńczym poszukiwaniu drzewa, które – jak sądził – było w stanie zmienić jego przeznaczenie.
Aru przypomniała sobie nawet, że udało jej się znaleźć Drzewo Życzeń…
Ale nie miała pojęcia, czy wypowiedziała życzenie. Kiedy natężyła pamięć, jej mózg ukazał jej tylko wizję śniegu.
Co nie miało sensu.
Potrząsnęła głową. Pomartwi się tym później. W tej chwili powinna się dowiedzieć, co się stało z Brynne, Mini, Sheelą i Nikitą, Rudym i Aidenem. Czy byli bezpieczni? Udało im się uciec? A może Śpiący ich też porwał?
– Co ja tu robię? – zapytała na głos Aru.
– Chce, żebyś była bezpieczna – odparła Kara i zaraz dodała nerwowym tonem: – Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale wiem o tobie masę rzeczy. Tata powiedział, że twoja mama nie pozwalała mu się z tobą zobaczyć.
Twoja mama. Aha, czyli Aru i Kara nie były bliźniaczkami. Czyli Śpiący zdradził Krittikę? Aru zrobiło się niedobrze. Czy właśnie odkryła prawdziwy powód, dla którego jej mama uwięziła go w lampie?
– Sprowadził cię tutaj, żebyśmy mogli być rodziną – ciągnęła Kara.
Rodziną. Aru aż się wzdrygnęła. Gdyby jej tata naprawdę chciał, żeby byli rodziną, nie zostałby potworem. W tej samej chwili jednak podstępny głos w jej głowie zaszeptał: „Ale widziałaś, że zmuszono go do oddania swoich wspomnień, Aru Shah. Wiesz, że być może nie mógł nic na to poradzić, że stał się tym, kim jest…”.
– A gdzie on jest? – spytała Aru. – I gdzie są wszyscy?
– Przyniósł tylko ciebie – odparła szybko Kara. – I od razu odszedł. Ale… zanim to zrobił, opracował plan. Jego armia zamierza ruszyć na Lankę przed końcem tygodnia.
Na Lankę? Aru znała tę nazwę. Było to miasto złota, w którym panował Kubera, bóg bogactwa i skarbów. Słowa „ruszyć na Lankę” wzbudziły w dziewczynie falę paniki. Atak? Tak szybko? Dewowie nie będą się tego spodziewali. Musiała ostrzec Innoświat. I swoje siostry. Swoje prawdziwe siostry.
Aru spojrzała na swoją rękę i odkryła, że łańcuch przykuwający ją do ściany jest tylko iluzją – w rzeczywistości na nadgarstku miała zawiązaną cienką wstążkę. Szarpnęła rękę i wstążka się zerwała. Z jej drugiego nadgarstka zwisała z plecionej bransoletki szklana kulka z wadźrą w postaci piłeczki. Aru rzuciła mocno kulką o grunt – szkło rozbiło się na drobne kawałki.
Wadźra odbiła się do góry, a kiedy Aru ją złapała, delikatny, rozkoszny prąd popłynął wzdłuż jej ramion i jej naelektryzowane włosy zaczęły się unosić. Wstała gwałtownie, omiatając uważnym wzrokiem pokój.
– Nie możesz odejść! – W głosie Kary brzmiała panika.
– Zaraz zobaczymy – warknęła Aru i cisnęła wadźrą w półki z książkami.
Elektryczność zamigotała na całej trzydziestometrowej ścianie z półkami. W powietrzu rozległ się grom i kilka książek zajęło się ogniem. Ściana jak stała, tak stała.
– Jest zaimpregnowana zaczarowaną gumą – wyjaśniła Kara. – Mogłabyś spalić tu wszystko, ale i tak nie zdołasz się stąd wydostać. Tylko ja… Tylko ja mogłabym ci w tym pomóc.
Aru odwróciła się gwałtownie. Sądziła, że Kara patrzy na nią wyniośle, ale nie – na jej twarzy malowała się niepewna mina, jakby Kara nie miała dużej praktyki w rozmowie z innymi ludźmi. Obróciła na wskazującym palcu pierścionek.
– Jeśli… Jeśli chcesz być wolna – wykrztusiła, podnosząc sztywno głowę – to… to musisz mi coś obiecać.
– Co takiego?
Kara przełknęła mocno ślinę.
– Chcę, żebyś zabrała mnie ze sobą.ROZDZIAŁ 2 LOL, NIE
Aru popatrzyła w szoku na dziewczynę.
– Mam cię zabrać ze sobą? Eeee… nie?! Po pierwsze: nie znam cię…
– Ale… jestem twoją siostrą! – zawołała Kara. – Wiem, że wychowałaś się sama i że jesteś wcieleniem Pandawy, i że…
– Słuchaj. Po pierwsze: nigdy wcześniej się nie widziałyśmy! Lepiej niż ciebie znam moją skrzynkę na listy. Po drugie: prawie na pewno nas mu wydasz. Słyszałam, jak o nim mówisz, i nie wygląda to tak, jakby cię tutaj więził! – Aru wskazała gniewnie na zabawki i książki.
– Tyle że… To wszystko nie tak! – zaprotestowała Kara. – Mieszkam tu dopiero od dwóch lat!
Aru zmarszczyła brwi.
– A wcześniej?
– Żyłam w takim… złym miejscu – szepnęła Kara. Na jej twarzy odmalowała się niepewność. – Wiem tylko, że ludzie, którzy powinni byli traktować mnie jak swoją córkę, wcale tak nie robili. Tata powiedział mi, że więziono go przez dwanaście lat, bo inaczej znalazłby mnie wcześniej i sam by mnie wychowywał.
– Nie pamiętasz, gdzie byłaś? – zdziwiła się Aru.
Po cichu zastanawiała się nad wiekiem Kary. Jeśli dziewczyna ma czternaście lat, to znaczy, że ją i Aru urodziły dwie różne matki w tym samym roku. Było to możliwe, a oprócz tego naprawdę paskudne, skoro miały jednego ojca. Jednak nie wydawało się jej prawdopodobne. Shah widziała wspomnienia Śpiącego. Kochał Krittikę. Pragnął nade wszystko wrócić do domu, do niej… i do Aru. To wszystko nie miało najmniejszego sensu.
– Tata mówił, że nie chce, bym dalej cierpiała, więc wymazał moje wspomnienia z tamtego życia. Chciał, żebym zaznała trochę szczęścia… I przez pewien czas tak było. – Kara odetchnęła głęboko. – Jednak potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nigdy nie pozwala mi stąd wychodzić. I nigdy go też nie było w domu. Zaczęłam trochę węszyć i odkryłam, gdzie trzyma swoje wspomnienia. To taka świecąca biblioteka ukryta w jaskini, wygląda zupełnie inaczej niż to miejsce. Im więcej ich widziałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że mnie okłamuje. A kiedy sprowadził tutaj ciebie, zrozumiałam to naprawdę. Ilekroć mówił, że musi się dokądś udać w podróż, w rzeczywistości w tajemnicy gromadził armię i…
– Próbował dosłownie zakończyć czas? – dopowiedziała Aru. – I ukraść nektar nieśmiertelności? A, i jeszcze mnie zabić?
– Przepraszam – szepnęła Kara. W jej oczach błyszczały łzy. – Założę się, że wymyślił nawet to, że przebywał w więzieniu…
– O, to akurat prawda – przerwała cicho Shah. – To wiem na pewno.
Popatrzyła uważnie na Karę. Dziewczyna raczej nie chciała jej oszukać… Aru nie wyczuwała w niej ani jednej podstępnej nuty. Tylko… samotność. Nagle zdała sobie sprawę, że Karze współczuje, i to jeszcze bardziej ją zirytowało.
– Skąd wiesz? – spytała Kara.
Aru odetchnęła głęboko.
– Bo to ja go wypuściłam. Był uwięziony w lampie.
Shah spodziewała się, że Kara coś krzyknie albo spojrzy na nią złym okiem. Ale zamiast tego skinęła tylko głową.
– Dziękuję ci za to.
Dziękuję? Nikt do tej pory nie okazał Aru wdzięczności za uwolnienie Śpiącego. Było to coś, co wzbudzało w niej ogromne poczucie winy. A przecież to również dzięki temu Brynne i Mini stały się jej najlepszymi przyjaciółkami i siostrami, a Nikita i Sheela młodszymi siostrzyczkami – nawet nie wiedziała, że bardzo chciałaby takie mieć. To okropne wydarzenie sprowadziło w jej życie magię i Innoświat, a teraz jeszcze Aru odkryła, że dzięki niemu Kara mogła opuścić jakieś toksyczne miejsce i dostać lepszy dom.
Mama Aru zawsze powtarzała: „Wszystko zdarza się z jakiegoś powodu”, ale na myśl o tym dziewczyna odczuwała jeszcze większy zamęt. Bo czemu miała służyć przemiana Śpiącego w potwora? Albo zdrada Bu? Nie powinna jednak zawracać sobie tym teraz głowy. W tej chwili musiała się skupić na powrocie do domu, żeby ostrzec wszystkich przed rosnącymi siłami Śpiącego.
– Czemu w ogóle chcesz ze mną iść? – spytała ostrożnie Aru. – Jesteś jego… jego córką. Będzie chciał cię odzyskać, a potem znajdzie też nas.
– Nie zdoła mnie odnaleźć – odparła Kara. Odwróciła się, podniosła długie włosy i odsłoniła na karku białe kółko wielkości monety. – Żeby mnie chronić, dał mi zaklęcie, które działa jak bariera obronna i nadajnik. Dzięki niemu nie mogą mnie wyśledzić ani bogowie, ani demony. Nawet tata nie może mnie wytropić, kiedy je na sobie mam. Ale gdy jest blisko, kontaktuje się ze mną i mogę go wezwać, jeśli chcę. Pewnie mu się wydaje, że nie przyszłoby mi do głowy stąd uciekać… Bo przecież nigdy do tej pory nie miałam w ogóle ochoty wychodzić na zewnątrz.
Aru rozejrzała się po wielkiej bibliotece, w której świeciło udawane słońce i nie było drzwi wyjściowych.
– No ale co, przebywasz tutaj cały czas, w dzień i w nocy? – zdziwiła się.
Kara wzruszyła ramionami i pokazała na ekran na ścianie.
– Codziennie rano dzwonią do mnie nauczyciele i przerabiamy lekcje… A kiedy tata mnie odwiedza, chodzimy po jaskiniach. – Kara uśmiechnęła się. – Czasem tworzy iluzję lasu i wymyśla dla mnie jakąś grę terenową. Fajnie jest… Tylko że wiesz, nic się nie dzieje.
Jej życie wyglądało na jeszcze samotniejsze, niż się Aru wcześniej wydawało. Cały czas w zamknięciu, bez możliwości wyjścia na zewnątrz? O nie, dzięki.
– Słuchaj, przykro mi, ale muszę iść i nie mogę cię ze sobą zabrać – rzekła Aru. – To za duże ryzyko…
– Zaczekaj! – Kara złapała ją za rękę. – A jeśli… A jeśli ci zdradzę, że zostawienie mnie tutaj to jeszcze większe ryzyko?
– Niby dlaczego?
– Tata nazywa mnie swoją „tajną bronią” – powiedziała szybko Kara. – I ostatnio cały czas powtarza, że zbliża się wreszcie odpowiedni czas… Boję się, Aru. Nie wiem, o co w tym chodzi.
– Tajna broń? – Aru zrobiła nerwowy krok w tył.
– Nie mam pojęcia, o czym on mówi – westchnęła Kara. – I nic nie umiem robić. Serio. To znaczy uczył mnie walczyć, ale ja właściwie nie mam żadnych szczególnych mocy.
Uwagę Aru przykuło słowo „właściwie”, bo oznaczało, że Kara prawdopodobnie jednak ma jakąś moc. Ale jaką?
– Odkąd się tu pojawiłaś, dotarłam do jego kolejnych wspomnień. Widziałam bitwy, które prowadził… te wszystkie zniszczone miasta… przerażonych ludzi… – mówiła cicho Kara. – Nie zamierzam brać w tym udziału; czyni złe rzeczy, ale jest moim tatą i nie chcę mu zrobić nic złego. Po prostu pragnę go powstrzymać. Tylko że… nie wiem, co innego mogę zrobić.
Po policzkach Kary spływały łzy. Aru poczuła ostre ukłucie w sercu. Rozumiała, co przeżywa Kara – ten zawrót głowy, okropne uczucie, że się nie trafiło na ostatni stopień schodów, kiedy człowiek czeka na zetknięcie się stopy z podłożem, a zamiast tego… ląduje znów na samym dole.
Aru czuła się tak wtedy, kiedy uświadomiła sobie, ile rzeczy ukrywała przed nią mama. Czuła się tak, kiedy się dowiedziała, że jej nauczyciele, Hanuman i Urwaśi, przyczynili się do uwięzienia Śpiącego w lampie przez jej mamę. Czuła się tak też, kiedy Bu – najważniejszy mentor Aru, osoba, która (jak jej się wydawało) najbardziej wierzyła w Pandawów – wydała ich Śpiącemu. I wciąż miała wrażenie, jakby leciała w dół i jakby jej stopy już nigdy nie miały dotknąć gruntu.
– Musisz mnie ze sobą zabrać. – Kara otarła łzy dłonią zaciśniętą w pięść. – Wiem, czego on szuka, Aru. I powiem ci, co to jest, jeśli pozwolisz mi pójść ze sobą.
Stanowczość, która odmalowała się na jej twarzy, sprawiła, że wyglądała teraz trochę jak Brynne tuż przed rzuceniem się do walki. Na ręce Kary pierścionek z białego złota zalśnił jak promyk słońca. Wadźra odpowiedziała iskierkami.
Aru dałaby wszystko, żeby się dowiedzieć, czego chce Śpiący, ale zachowała obojętny wyraz twarzy. „W chwili, w której ktoś się dowiaduje, czego chcecie, staje się to jego bronią” – uczył Hanuman.
Aru zmierzyła Karę obojętnym wzrokiem.
– A skąd mam wiedzieć, że w pewnym momencie nie rzucisz się na mnie jak berserk?
– Berserk? – powtórzyła Kara. Jej oczy zabłysły. Na chwilę Aru zobaczyła w niej inną Karę, pewnie taką, jaką była, kiedy się nie denerwowała i nie bała. Dziewczynę ciekawą świata… Trochę jak Mini. – A wiedziałaś, że to słowo pochodzi z legend skandynawskich? – mówiła z entuzjazmem Kara. – Berserkerzy byli wojownikami, którzy odziewali się w skóry niedźwiedzi i tuż przed ruszeniem do walki wpadali w taki dziwny szał! Słowo „berserk” pochodzi od ber, co znaczy „niedźwiedź”, i serk, czyli „koszula”! Fajne, co?
Aru powiedziała sobie w duchu: „O tak, niesamowite”. Ale głośno rzekła:
– Jak niby ma mnie to przekonać?
– Nie wiem – przyznała Kara. – Nie masz powodu, żeby mi ufać. Ale… tylko ja ci mogę pomóc stąd uciec, Aru Shah. To co, zaryzykujesz?
Aru zmarszczyła brwi.
– Jeśli ci to pomoże, to nie mam żadnego ciucha z niedźwiedziej skóry – dodała Kara.
Aru zwalczyła uśmiech. Jakaś jej cząstka zupełnie poddała się instynktownemu poczuciu, że można zaufać Karze. W tej dziewczynie tkwiło coś takiego, co naprawdę przypominało Shah o jej siostrach.
„A jeśli kłamie? – szepnął inny głos w głowie Aru. – Nie byłaby pierwszą osobą, która cię zdradzi…”
Co, jeśli jednak nie kłamie? Co, jeśli zostawiając tu Karę, Aru narazi Innoświat na jeszcze większe niebezpieczeństwo? Nie, nie mogła ryzykować. Jeśli Kara spróbuje jakichś brudnych gierek, będzie się musiała zmierzyć z Brynne, Mini, Aidenem, Nikitą, Sheelą i samą Aru. Poza tym jak inaczej Aru ucieknie z jaskini?
Odetchnęła głęboko.
– No dobra, w porządku. Możesz ze mną iść. A teraz zrób coś, żebyśmy się stąd wydostały.ROZDZIAŁ 3 WIDZĘ CIĘ, KIEDY OCZY ZAMYKAM, SŁYSZĘ CIĘ, KIEDY CISZA TRWA
Kara przesunęła palcem wzdłuż jednej z niezliczonych półek z książkami. Aru przyjrzała się tytułom na grzbietach – niektóre znała, inne nic jej nie mówiły. Stała tam cała kolekcja baśni braci Grimm; trzy półki były zapchane komiksami Amar Chitra Katha opartymi na mitologii i historii Półwyspu Indyjskiego – Aru je uwielbiała. Zaraz potem jej wzrok zatrzymał się na nieznanej jej powieści pod tytułem Sal i Gabi rozwalają Wszechświat.
– Czy to jedna z tych bibliotek, w których wyciąga się z regału książkę, by otworzyć ukryte przejście? – spytała Aru, nieco zazdrośnie. Jeśli kiedykolwiek będzie miała okazję urządzić własną kryjówkę złoczyńcy, zdecydowanie znajdzie się tam tajne przejście otwierane za pomocą książki.
– Zobaczymy… – odparła Kara.
– Jak to „zobaczymy”?
– No bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. W teorii portal otwiera się tylko dla taty, ale ostatnio obserwowałam, jak to robi… I powinno to dla nas też zadziałać, jeśli tylko znajdę właściwą książkę. Zawsze dotykał tej samej, ale stale ją przede mną zasłaniał i myślę, że odkłada ją za każdym razem w inne miejsce. Kiedy ją wyciąga, otwierają się drzwi i przechodzi przez nie w dowolnie wybrane miejsce – wyjaśniła Kara. – Tata naprawdę jest dumny z tego portalu. Nawet dewowie nie wiedzą o tym przejściu.
– Nie wiesz, która to książka?! W takim razie być może utkniemy tu na zawsze! Ale… Chwila, gdzie dokładnie jesteśmy?
– Nie wiem – przyznała Kara. – Nigdy mi tego nie powiedział. Od czasu do czasu zabiera mnie ze sobą do zwykłego świata, ale zazwyczaj wybiera jakieś miejsca z dala od cywilizacji. Tylko raz, kilka miesięcy temu, zabrał mnie z okazji moich urodzin do cukierni w Paryżu. Jak tam było ślicznie! I zjadłam tam niesamowite różowe ciastko, o smaku różanym. – Kara uśmiechnęła się do wspomnienia. – Tata najbardziej lubi pistacjowe.
Tata najbardziej lubi pistacjowe.
Dla Aru te słowa były jak chlaśnięcie nożem. O Śpiącym wiedziała tylko tyle, ile zawierały wspomnienia, których się pozbył. Nie znała go wcale – nie wiedziała, jaką lubił muzykę ani jakie czytał książki. Powiedział Karze, że Aru jest jego córką, ale on sam nigdy nie był tatą Aru. Jakim w ogóle ojcem by się okazał? Czy też zabierałby ją na takie wycieczki? Czy byłby takim tatą, który zawsze podsuwa swojemu dziecku lody, nawet jeśli nabroiło?
Shah miała ochotę poprosić Karę, żeby jej coś jeszcze opowiedziała, jednak w ostatniej chwili zagryzła wargi. Bo czy to coś zmieni? Współczuła Śpiącemu, ale przecież nadal był jej wrogiem. Wyobrażanie sobie, kim mógł zostać w innej sytuacji, nie miało sensu – i sprawiało jej ból. Poza tym jeśli Kara mówiła prawdę, to zdradził mamę Aru, więc pewnie nawet gdyby nie zrobił tych wszystkich złych rzeczy, wcale nie okazałby się taki wspaniały.
– Przepraszam – odezwała się Kara. – Nie chciałam ci zrobić przykrości.
Aru aż drgnęła.
– Wiem, że widzisz go… inaczej – dodała ostrożnie Kara. – No i przecież sama nie znam go tak dobrze, jak myślałam. Ale…
– Nie ma sprawy – przerwała Aru zachrypniętym głosem. – Powiedz, co mam robić.
Kara wskazała pięć półek na tej samej wysokości.
– Może przejrzysz te książki? Pokój się zacznie zmieniać, kiedy wyjmiesz właściwą.
– Tak – mruknęła Aru. – Może znajdę podręcznik, jak zostać kłamcą i oszustem.
Kara udała, że nie słyszy. Przeszukiwały półki w milczeniu. Wyjmowały książki jedną po drugiej i odkładały je na rosnący stos na podłodze. Aru nie miała problemu z ciszą, ale roznosiła ją ciekawość. W końcu nie wytrzymała.
– No to… co jeszcze o mnie wiesz? – spytała.
– Och, eee… – Kara zarumieniła się. – Nie jakoś strasznie dużo. No, to znaczy… Nie, to nieprawda. Kiedy tata cię tu sprowadził, pokazał mi swoje wspomnienia o tobie… i też trochę tego, czego się o tobie dowiedział jego wywiad.
Aru otworzyła szeroko usta.
– Szpiegował mnie?!
– Tak… – Kara skrzywiła się z zakłopotaniem. – Ale nie po to, żeby ci zrobić coś złego! Powiedział, że po prostu chciał widzieć, jak dorastasz. Zobaczyłam, jak wygląda z zewnątrz muzeum, w którym mieszkasz. Tak w ogóle to podoba mi się to czerwone drzewo, które przed nim rośnie. Widziałam też twoją szkołę – macie dziwną maskotkę – i wiem, że naprawdę lubisz żelki. Widziałam cię też z innymi Pandawami i wszyscy wyglądają na bardzo sympatycznych; mam nadzieję, że mnie polubią, i…
– Kara?
– Eee, tak?
– To brzmi jak stalking.
– Wiem – przyznała Kara i jeszcze mocniej się zarumieniła. – Pewnie nie powinnam tego mówić, kiedy poznam twoich znajomych?
Aru wzdrygnęła się, próbując sobie wyobrazić, co może powiedzieć, kiedy pojawi się przed resztą drużyny z Karą u boku. „CZEŚĆ, KOCHANI, JESTEM W DOMU! A TAK W OGÓLE TO POZNAJCIE CÓRKĘ NASZEGO WROGA!” Hmm. Będzie musiała trochę popracować nad tą przemową.
– No, zdecydowanie nie – oznajmiła na głos.
Kara skinęła głową.
– Przepraszam. Po prostu strasznie się cieszyłam, że mam w ogóle jakieś rodzeństwo, naprawdę.
Aru nie miała pojęcia, jak zareagować na te słowa. Całe życie marzyła o tym, żeby mieć siostrę, a potem, kiedy w jej życiu pojawiły się Mini i Brynne, to pragnienie większej rodziny przygasło. Czasem jednak Aru miała ochotę poczuć, że łączą ją z kimś inne więzy, takie jak Nikitę i Sheelę, z kimś, kto miałby pokój naprzeciwko jej własnego i kto tak jak ona umiałby odczytywać nastrój mamy.
Myśląc o tym, machinalnie wyjęła kolejną książkę z półki. Podłoga pod jej stopami drgnęła; Aru zachwiała się, a wadźra zaiskrzyła się elektrycznością. Dywan zafalował jak skóra rozwścieczonego drapieżnika.
– Znalazłaś tę książkę! – zawołała z podnieceniem Kara. – Patrz!
Regał przed nimi się zatrząsł i smuga światła przecięła go z góry na dół, jakby ktoś użył na nim lasera. Z głośnym skrzypnięciem połowy regału rozchyliły się na boki.
– Co to za książka? – zaciekawiła się Kara.
Shah spojrzała na okładkę: Maurice Sendak Tam, gdzie żyją dzikie stwory. Mama czytała jej tę książkę, gdy Aru była mała. Egzemplarz wyglądał na stary – właściwie wyglądał jak jej własna książka, ale przecież to było niemożliwe…
Kiedy Aru otwarła okładkę z pożółkłą, podartą obwolutą, zobaczyła na wyklejce dedykację:
Dla mojej Arundhati.
W szpitalnym sklepiku mieli tylko tę książkę, ale myślę, że idealnie się nadaje dla mojej małej córeczki, która z pewnością będzie dzikim stworem.
Kocham Cię.
Tata
Aru poczuła ucisk w gardle.
Litery były trochę rozmazane i zabarwiły wyklejkę po drugiej stronie, jakby autor dedykacji zaraz po jej napisaniu zamknął książkę, zanim atrament zdążył wyschnąć. Pewnie mu się śpieszyło.
„Żeby do mnie wrócić? – pomyślała Aru. – Czy żeby wrócić do swojej drugiej córki… Kary?”
Ile dni spędził z Aru, zanim jej mama zamknęła go w lampie? Miał tę książkę przy sobie, kiedy szukał Drzewa Życzeń?
Lekkie drżenie wstrząsnęło pokojem. Z półek posypały się książki, uderzając ze stukiem o podłogę. Na Aru padł chłodny cień.
– Oho – pisnęła Kara. – Mamy mały problem.
Zaalarmowana Aru zamknęła książkę. Wpatrzyła się w przejście, które powoli się powiększało. Miało może z trzydzieści centymetrów szerokości. Na razie nie było mowy, żeby zdołały się przecisnąć przez ten otwór, ale na szczęście z każdą sekundą droga do wolności robiła się szersza.
– Jak mały? – spytała nerwowo.
– Ekhem… Chyba zapomniałam wspomnieć o tym, co mówił tata: że tego miejsca broni coś, co uważa za najbardziej niebezpieczną rzecz na świecie…
Oczami wyobraźni Aru zobaczyła syczące krokodyle, głodne rekiny i rozwścieczone pawiany.
– Czyli książki – dokończyła Kara.
– Książki?! – powtórzyła Aru, niemal prychając śmiechem. – Ale…
ŁUP.
Kątem oka Aru zauważyła coś, co przypominało ciężki, wielobarwny ogon bijący o podłogę. Ogona nie pokrywały jednak łuski – składał się z dziesiątków wściekłych książek o zjeżonych grzbietach, jakby były żywymi istotami. Słysząc stukot spadających z półek kolejnych tomów, Aru odwróciła się i ujrzała, jak książki pełzną szybko po podłodze i łączą się ze sobą. Kilka słowników utworzyło łapę ze szponami, a kolekcja starych map zwinęła się w jęzor. Książki kucharskie ustawiły się w rzędzie, jedna za drugą, jak kręgi kręgosłupa. Ogon, sklejony z baśni, przypełznął do reszty ruchomego księgozbioru i przykleił się do niego. Książki zaszeleściły i zwinęły się w wielką kulę z mackami. W końcu kula rozwinęła się i przed dziewczętami ukazał się ogromny stwór, wyglądający jak skrzyżowanie dinozaura i smoka.
– Eee, cześć? – wyjąkała Aru, cofając się powoli aż pod jeden z regałów. – Jak się nazywasz? Thesaurus rex? Ha! Łapiesz dowcip? Wiesz, zawsze myślałam, że Thesaurus rex byłby naprawdę miłym, wygadanym dinozaurem… Bo chyba przynajmniej jesteś miły?
Stwór zaryczał, a z jego pyska poleciały kropelki tuszu drukarskiego i kleju. Aru zrobiła szybki unik.
– No dobra, nieważne – stwierdziła i pstryknęła palcami.
Wadźra zmieniła się w błyszczącą włócznię.
– Patrz, potwór! Łap go! – wrzasnęła Aru i cisnęła włócznią.
Wadźra poleciała w kierunku dinozaura. W powietrze wzbiły się iskierki. Spadły na książki, natychmiast wzbudzając minipożary. Stwór znów zaryczał i zaczął się wić, drapiąc się łapami.
– Przestań! – zawołała Kara. – Zniszczysz książki!
– Albo one, albo my! – odkrzyknęła Aru.
Rzuciła okiem do tyłu. Wyjście miało już prawie metr szerokości.
– Idziemy! – zawołała.
– Ale… – Kara zawahała się i utkwiła wzrok w leżącej niedaleko książce w twardej oprawie.
Była cienka i miała niebieską obwolutę. Jako jedna z nielicznych książek nie dołączyła do bestii. Aru podniosła rękę i wadźra, która nadal odbijała się od ścian, żeby odwrócić uwagę stwora, wróciła szybko do jej dłoni.
– Chcesz iść ze mną czy nie? – spytała ostro Aru, stawiając nogę w przejściu.
Kara zacisnęła usta, a potem szybko podniosła książkę z podłogi.
– Tak! – oświadczyła.
Dziewczyny pobiegły na złamanie karku w ciemność. Po obu stronach korytarza ciągnęły się lustra i wyglądało to tak, jakby biegły we wszystkich kierunkach naraz. Kilkadziesiąt metrów przed nimi stały drzwi obramowane światłem.
– Tam! – zawołała Kara. – Kiedy je otworzysz, po prostu powiedz, gdzie chcesz się dostać, a wtedy…
ŁUP!
Aru odwróciła się i ujrzała, że potwór z książek wepchnął pysk i łapę przez wejście do korytarza. Sapnął na ich widok, a z jego nozdrzy wypłynęła chmura tuszu, przykleiła się do luster i rozpełzła się po nich jak pajęczyna. Potwór uderzył łapą w ścianę – lustra po kolei popękały i rozsypały się jak rząd domina. Światło wokół drzwi na końcu korytarza zaczęło przygasać.
– Próbuje nam odciąć drogę ucieczki! – zawołała Kara.
Był tylko jeden sposób, żeby nie dopuścić do zamknięcia się portalu. Aru podniosła wadźrę i zamierzyła się na potwora…
Kara złapała ją za ramię.
– Nie! Nie możemy uszkodzić książek!
– Ale przecież musimy coś zrobić – jęknęła Aru.
Kara odetchnęła głęboko, a potem puknęła w pierścionek. Rozbłysło białe światło i pierścionek zmienił się w trójząb o długim trzonie – wyglądał, jakby go wykuto z promienia słońca. Od jego blasku w korytarzu zrobiło się jasno, a oczy Kary zabłysły złotem.
– Moje światło nie poraża prądem, tak jak ta twoja włócznia – powiedziała Kara.
Aru wpatrzyła się w trójząb.
– Co to takiego…
Kara zamierzyła się i cisnęła trójząb w książkowego stwora. Trójząb poleciał naprzód, zostawiając za sobą świetlistą smugę. Trzy zęby wbiły się w wyciągniętą łapę potwora. Bestia zawyła, tusz prysnął na wszystkie strony. Aru stała przez chwilę jak wryta, ale zaraz Kara złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.
– Chodź! – wrzasnęła. – Słonko zaraz mnie dogoni!
– Słonko? – powtórzyła niepewnie Aru.
– Tak nazwałam trójząb! – wysapała Kara.
Aru kręciło się w głowie. Trójząb sprawiał wrażenie czegoś, czym powinien się posługiwać raczej jakiś bóg… Jak więc trafił w ręce Kary?
Portal znajdował się tuż-tuż. Aru skoczyła naprzód i pchnęła mocno drzwi. Poczuła pod palcami chłodną powierzchnię. Brakowało jej tchu, ale raczej dlatego że całą ją wypełniła nadzieja. „Dom” – pomyślała. Zaraz będzie w domu!
I właśnie wtedy kostek Aru dotknęło coś gorącego. Popatrzyła w dół – wokół jej nóg owinęła się czarna macka z tuszu. Zanim zdążyła ją strząsnąć, macka szarpnęła jej nogi i dziewczyna upadła, uderzając podbródkiem o usłaną kawałkami luster podłogę. Macka ciągnęła ją korytarzem w kierunku biblioteki.
Aru zaszamotała się i sięgnęła po wadźrę, żeby przeciąć mackę, ale ta sunęła z nią bardzo szybko i iskry z wadźry podpalały tusz z potwora, przez co w korytarzu robiło się coraz duszniej od dymu i płomieni.
„Czyżby to tak miało się skończyć? – pomyślała Aru z rozpaczą, próbując wyszarpnąć nogę. – Na przypalonej pieczeni z Aru?”
Odwróciła się na brzuch, próbując wypatrzyć Karę, ale dym w powietrzu i iskry odbijające się od kawałków luster wszystko zasłaniały. Aru ścisnęło się serce. Czyżby Kara ją zostawiła? A jeśli to wszystko było tylko podstępem i Kara po prostu chciała sama stąd uciec?
Coś śmignęło obok niej ze świstem.
Aru podniosła głowę w samą porę, żeby zobaczyć, jak trójząb przecina mackę z tuszu.
– Szybko, Aru! – wrzasnęła Kara.
Shah wygramoliła się, stając na nogi. Wyciągnęła płasko dłoń i wadźra w mgnieniu oka przybrała kształt deskorolki. Aru wskoczyła na nią i poleciała korytarzem na tryskającej iskrami wadźrze. Wokół syczał płonący tusz. Żar płomieni przypalał jej plecy. Kara stojąca przed portalem gwizdnęła i trójząb wrócił do jej ręki, zmieniając się w pierścionek w chwili, gdy zacisnęła na nim palce.
Drzwi znów znajdowały się tuż-tuż.
Aru zeskoczyła z wadźry, a ta natychmiast przekształciła się w piłeczkę pingpongową i wsunęła się do jej kieszeni. Dziewczyna pchnęła drzwi jedną ręką, a drugą chwyciła Karę za nadgarstek. Za nimi płomienie podniosły się wysoko w górę. Dym parzył Aru w nos, więc zacisnęła powieki i skupiła wyobraźnię na miejscu, w którym pragnęła za wszelką cenę się znaleźć.
„Dom”.
Aru odmalowała sobie w głowie elewację Muzeum Starożytnej Sztuki i Kultury Indyjskiej, w którym razem z mamą mieszkała przez ostatnie czternaście lat. Ujrzała japoński klon, czerwony jak zachód słońca, i łuszczącą się farbę na drzwiach wejściowych. Prawie czuła zapach miedzianych posągów, drewnianych skrzyń i perfumy neroli mamy.
Za drzwiami czekała jednak tylko ciemność. Gdy runęły w pustkę, Aru ścisnęło w żołądku…
– AAA! – krzyczała Kara.
Aru rozchyliła powieki – trawnik przed muzeum rósł jej w oczach z każdą sekundą. Gorączkowo sięgnęła po wadźrę i przemieniła ją w deskorolkę w ostatniej chwili – dzięki niej nie rozbiły się na ziemi, ale wylądowały na niej, lekko się potykając.
Kara wyprostowała się z gracją. Rozejrzała się wokół, oczy błyszczały jej z ciekawości. Zrobiła krok do przodu i nagle na jej twarzy pojawił się dziwny grymas…
– Kara? – Aru ruszyła w jej kierunku.
Powieki Kary zatrzepotały, zamknęły się i dziewczyna osunęła się na trawę.
W tej samej chwili drzwi muzeum otworzyły się i buchnął z nich podmuch powietrza, uderzając Aru prosto w pierś. Poleciała do tyłu.
– Au! – Jej głowa stuknęła o ziemię.
Odpowiedział jej krzyk:
– A MASZ, PRZYBŁĘDO!
– Brynne! Ile razy to przerabialiśmy? Najpierw patrz, a dopiero potem atakuj!
– O rany… O Boże… To Aru!
W czaszce Shah zadudniły echem kroki. Otworzyła oczy i błędnym wzrokiem wpatrzyła się w Mini.
– Nic ci nie jest! – Mini wybuchnęła płaczem. – A my się tak martwiliśmy!
– Shah! – zawołała Brynne.
Obie rzuciły się na nią i mocno ją przytuliły. Aru miała wrażenie, że serce wręcz puchnie jej z radości. Uścisk Mini był miły i ciepły, ale od naporu ramion Brynne zaczynały jej trzeszczeć żebra.
– Powietrza… Pomocy! – wykrztusiła Aru.
Dziewczyny puściły ją i Brynne szarpnięciem pomogła jej wstać. Aru rozejrzała się nieco zdziwiona. Kiedy opuszczała Atlantę, była wczesna wiosna i poranny chłód sprawiał, że musiała zakładać sweter. Ale teraz powietrze tchnęło ciepłem… niemal parnym ciepłem. Z góry atakowało żarem słońce.
– Shah – odezwał się znajomy, ciepły głos. – Nic ci nie jest! Cały czas o tobie myślałem. To znaczy… wiesz, myślałem, czy nic ci nie jest i tak dalej.
Aru podniosła wzrok na Aidena Acharyę, który wpatrywał się w nią z radością. Jak zwykle na jego prawym ramieniu wisiał Cienistogrzywy, jego aparat fotograficzny. Miał na sobie luźną czarną koszulkę i dżinsy. Choć był dzień, w jego oczach lśniło coś takiego, co kojarzyło się Aru z odległymi gwiazdami. Przez sekundę wydawało się jej, że Aiden zaraz ją obejmie. Dziewczyna zrobiła krok naprzód.
Ale ręce Aidena opadły w dół.
Aru cofnęła się nieco.
To, co omal się zdarzyło, przygasło i rozpłynęło się w nicość, kiedy Aiden odkaszlnął i wskazał na Karę leżącą jak długa na trawie.
– Kto to?
Aru zaczerpnęła powietrza i spojrzała na przyjaciół.
– No więc… jak się okazuje… nie jestem jedyną córką Śpiącego.