- W empik go
Astolda, xięzniczka z krwi Palemona, pierwszego xiązęcia litewskiego, czyli Nieszczęśliwe skutki namiętności. Tom 2 - ebook
Astolda, xięzniczka z krwi Palemona, pierwszego xiązęcia litewskiego, czyli Nieszczęśliwe skutki namiętności. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 321 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystko w mieszkaniu Mirosława spokoynie spoczywało. W uroczystem milczeniu toczyły się niezliczone kule nad uśpionem przyrodzeniom. Żaden powiew, żaden ruch, nie przerywał tey wspaniałey i niemey sceny. Jedna tylko Borysława prowadzona uczuciem swoiem, szła w puszczy utorowaną drogą, która do miasta prowadziła, i znalazła się na wyyściu z lasu, przy umyślnie zrobioney z dania kanapce pod wielką Jarzębiną. Było to dzieło Mirosława, który umyślnie to zrobił siedzenie dla odpocznienia gdy powracał z mieysc, które zwykł odpowiedzać dla swoich potrzeb, lub dla dania ratunku nieszczęśliwym, którzy iego pomocy potrzebowali. Albowiem rzadko który mieszkaniec w tych stronach gdy był ubogi i złożony chorobą omieszkał przywołać Mirosława, który nigdy posługi swoiey nie odmówił, a iako biegły lekarz, prawie zawsze szczęśliwy skutek wieńczył iego dobroczynność. Na teyto darninie, miłey pracy rąk iego, lubił siadać, i w tem mieyscu iak na linii demarkacyyney, która go stawiała między tłumną osadą i zgiełkiem światowym, które trzymaią człowieka w gwałtownych poruszeniach i w wiecznych mamidłach, co go ustawnie kołysaią między szczęśliwey przyszłości nadzieią i iuż działaiących zmartwieniach i tą odludną samotnością, w którey człowiek oddany zupełnie samemu sobie, przyrodzeniu i wysokiey filozofii,. w pośrzód przyiemnych i nigdy nieźmiennych scen piękney natury żyie dla siebie i dla… cnoty. Tam Mirosław rzucaiąc spokoyne oko na te dwa stany człowieka iak różniącymi się z sobą, dziękował Bogóm, że mu pozwolili kosztować lubey spokoyności po długo skołatanych latach. Borysława po świetle xiężyca uyźrzała na drzewach napisy, które wszystkie ręką Mirosława wyryte były, i tchnęły tą świętą czułością i tem prawie nadziemnem uniesieniem się, które tylko nieomylnym skutkiem bydź może sposobu życia iego: pełna straszliwey namiętności, nie czuła ona w tem mieyscu tey spókoyney słodyczy, którą Mirosław dziedziczył: usiadła na tey darninie, wzrok iey przedzierał się przez ciemną obwłokę, która zamek Palemonów pokrywała. Łzy rozognione po iey licach spływały. Nie narzekała. W niemem cierpieniu boleść iey serca ią gnębiła. Długa bardzo w tym dręczącym stanie zostawała; a gdy nakoniec łzy wylane nieco ulgi męczarniom iey przyniesły, postrzegła, że świtać poczynało. Machinalnie i bez nadziei nawet, aby to co napisze, czytane bydź mogło od przedmiotu przez nię czczonego; lecz tylko aby czułości swoiey, tym niemym źwierzaiąc się świadkóm folgę uczynić zbyt uciśnionemu sercu; wyiąwszy z głowy dużą szpilkę złotą, którą gęste kędziory swoie zaszpilała, wyryła na iarzębinie, pod którą siedziała, te słowa;
Okrutniku! Niewiasty bydz nie możesz płodem,
Lwice ciebie karmiły, iaskinię twym rodem:
Ty pewnie iesteś synem srogiego Kaukazu,
On ukształcił twe serce z kamienia i głazu;
Za towarzyszkę dal ci tygrzycę okrutną,
A na piastunkę obrał obojętność smutną:
Strzegł, byś nie uyźrzał nigdy litości bogini,
Takim cię uksztalciwszy wystał z swey iaskini.
Stanąłeś między nami do Bogów podatny,
Hardy, mężny, a iednak iak miłość nadobny;
Wszędzie gdzie okiem rzucisz tara serca zniewalasz,
Wszędzie wzniecasz niepokóy i ogień zapalasz.
Jdź do tych co okrutną duszę twą kształciły,
Tam nikogo twe wdzięki nie będą mamiły;
Między lwy i tygrysy nieś zabawy twoie,
Nie znaią tam co czułość? co łzy? co są znoie?
A mnie miłość i smutek gdy życie ukrócą,
Wczesną mi śmierć przynosząc, spokoyność powrócą.
Borysława wyrywszy te słowa, smutnie zawołała. Nieszczęśni, cóż ia tu piszę? Ach! on tylko dla mnie iest takim, iakim go w tych wierszach wyobrażam. Jnna szczęśliwsza odemnie wznieca w nim to, co ia dla niego tak mocno czuię. Jeszczeby długo tak z sobą rozina – wiała, gdyby tenten koni, który zdawał się zbliżać ku niey, nie przynaglił ią do prędkiey ucieczki, nie daiąc iey czasu zmazać na drzewie, co iuż była wy ryła.
Lecz wróćmy się na chwilę do Xiążąt, których zostawiliśmy zasmuconych z oddalenia, się Astoldy. Przyzwyczaieni od pierwszych dni dzieciństwa ustawicznie ią widzieć: i odtąd choć nawet dali sobie słowo unikać okoliczności gdzieby się sam na sam z nią znaydować mogli, iednak codziennie ią widy wali na pokoiach Paleniona, lub na innych mieyscach gdzie się dwór zgromadzał. Ten pierwszy dzień który bez niey strawili, zdawał się im nieźmierney długości. Spera znudzony zgiełkiem, zemknął tego wieczora bardzo prędko z oczu dworzan, nie mogąc nawet kosztować spoczynku. Noc trwała ieszcze: gdy kazał sobie konia podadź, i niemyśląc, nie wiedząc nawet co czyni, kierowany tylko wolą te – go zwierzęcia, iechał w milczeniu tą drogą, która prowadziła do puszczy, gdzie Mirosław wydawał swoie wyroki. Gdy się rozświecać poczęło, poznał to mieysce, i że iuż prawie w tę puszczę wjeżdżał. Nie było to w jego chęci, i miłość tylko sama zdawała się kierować cuglami konia iego: gdy stanął właśnie natem mieyscu, które w tenże sam moment przelękniona Borysława była opuściła. Przyiemność tego położenia wstrzymała Sperę. Zsiadł z konia, a oddawszy go koniusze… mu swemu, kazał mu nieco się oddalić. Ten skoro rozkaz iego wypełnił, Sperą usiadł na ławie z darna zrobioney, i tal;: iak gdyby to mieysce napełnione ieszcze ogniem, którym Borysława pałała, udzielało go wszystkim istotom, które się do niey go zbliżały. Spera bardziey niż kiedy uczuł w sobie niewypowiedziani wzruszenia. Astolda z całą swoią oślepiaiącą pięknością oczom iego się przedstawiła. Dałby w len moment życie swoie aby ią mógł widzieć. Wtem rzucił swóy wzrok na drzewo pod którem siedział, i charaktery świeżo wyryte ściągnęły iego uwagę Przeczytał po kilka razy to pismo, które miłość nieszczęśliwa, a nawet i bez nadziei, tylko dyktować mogła. Któżby w tera mieyscu podobne wyraził skargi? Astolda mu przyszła na myśl: może, rzekł do siebie, (pierwszy raz uderzony tą uwagą) zwiedziona przez pozór moiey oziębłości, rozumie, że iuż ią nie kocham ? Lecz byłżem od niey kochanym? Porcyus tylko to przez zazdrość wymyślił. Nie słyszałem potwierdzenia mniemania tego z ust samey Astoldy nigdy. O! gdybym mógł się teraz o tem przekonać. Ale nie…. Dałem rycerskie słowo… Mógłżebym stać się niegodnym szacunku Porcyusa, Hektora, a na i samey Astoldy, gdyby uwiadomiona została, że łamię przysiężoną obietnicę, widzac ią sam na sam w tey odludney pustyni. O Bogowie! zacóż tyle siły, tyle cnoty wyciągacie po istotach, któreście tak słabemi utworzyli?… Gdy te słowa sarn do siebie wymawiał: gołąb, ten właśnie, którego Spera imieniem oyca posłał przez Borysławę Astoldzie, i które o ta xiężniczka t; tak była przyswoiła, że zawsze na iey ramieniu siedział gdy się przechadzała lub przeieżdżała, i w tym razie towarzyszył iey do mieszkania Mirosławowego. Ten piękny ptaszek w tem mieyscu wolno po puszczy latał, i zawsze do swoiey pani wracał się, upedzaiąc się może w tę chwilę za iaką dziką gołębicą, która przestraszona błyszczącemi się iego piórami, uciekaiąc od niego, zbyt go daleko uprowadziła; bądź że sam przez się obłąkany, aż na to zaleciał mieysce: usiadł natem drzewie pod którem Spera siedział, a postrzegłszy człowieka, przyzwyczajony zawsze bydź głaskanym, turkać począł. Spera podniósł oczy. Co za podziwienie. Gołąb Astoldy! Bierze go, i po tysiąc razy go całuie. Szczęśliwy ptaszku! rzecze, leć teraz do twoiey pani. Oby biorąc cię w ręce swoie, znaleśdź mogła na twych piórkach rozognione moie pocałowania, i zebrać ich koralowemi ustami swoiemi! Tu puszcza ptaka, lecz on tylko na kilka kroków odlatuie, a rozwiiaiac swe różnefarbne pióra, i turkocąc, do siebie wabi Sperę. Ten się znowu do niego zbliża, on znowu odlatuie, Spera nie poznaie co czyni: siła iakaś nadprzyrodzona zdaie się uczyć tego gołębia, iak ma Sperę prowadzić drogą ma zabronioną. Miłość całe swoie czary rozpostrzenia nad umysłem Xiążęcia. Ten iuź nic nie pamiętaj to tylko wie, że Astolda w tem mieyscu oddycha; nie postrzega, nawet iak daleko iuż za – szedł. Zawsze idąc za gołębiem, który z drzewa na drzewo przeskakuiąc, coraz go daley prowadzi, aż się znalazł nakoniec w mieyscu nayodludnieyszem i razem najprzyiemnieyszem, które oczy iego mamić mogło. Wszędzie błędne i bite ścieszki, przeplątane poziomem usianym kwiatami; wszędzie drzewa wonieiące i w samym kwiecie, zapachem swoim naywiększemi i nayprzyiemnieyszemi napełniaiąc Woniami powietrz e; wszędzie odgłos wiosenny radośnych mieszkańców powietrznych. Obłąkany aż do zapomnienia wszystkiego co świat może zawierać w sobie. Spera przeięty tylko samem uczuciem naygwałtownieyszey namiętności, która kiedykolwiek tylko mogła opanować serce śmiertelney istoty, błąka się w zachwyceniu po tym nowym Edenie. Zdaleka postrzega białą szatę, którą lekki powiew porannego wiatru unosi. Gołąb w to miey – sce leci, i na dół się zbiia. Spera poznaie Astoldę, i w jednym oka mgnieniu u iey nóg się znayduie. Ten tylko, który mogł bydź w podobney okoliczności, i któryby umiał ięzyk iakiś, w którym znayduią się wyrazy nam dotąd niewiadome; ten chyba mógłby opisać, co dway kochankowie uczuli: co sobie powiedzieć mogli. Pierwszy raz dopiero znaleźli się sami, pierwszy raz mogli wzaiemnie powiedzieć sobie, że się kochaią, że się zawsze kochać będą. Krótka rozłąka. Długi gwałt który oboie sobie czynili, zamykając wewnątrz dusz swoich to, co po tysiąc razy na dzień życzyliby sobie powtarzać. Piękność nadzwyczayna Astoldy, którey miłość bardziey nad inne czasy purpurą fąrbuiac lice, i wilgocąc oko, zdawała się iey coś bozkiego w ten moment użyczać. Pora przyiemnego wiosennego poranku, mieysce odludne, śpiewanie pla – szat i wonie, wszystko w zachwycanie porywało. Pustynia Mirosława przez czary miłości w tę chwilę przemieniała się w ogrody Armidy. Spera przyciskał Astoldę do gwałtownie biiącego serca swego. Przeszłość, przyszłość, iakie skutki postępek iego teraźnieyszy mieć może, wszystko zniknęło W jego oczach. Piękna iego kochanka w lekkiem porannem odzieniu spoczywała na iego sercu; włos iey rozpuszczony, uniesiony powiewem wiatru, osłaniał mężne iego ramiona. Już sobie przytomni nie byli, iuż miłość cały swóy tryumf odnieść miała… Gdy krzyk przeraźliwy ocucił ich z obłąkania, i w czas ieszcze, do zmysłów ich powrócił. Bogowie! gdzież iestem, rzeknie Astolda, wyrywaiąc się z rąk kochanka. Spero! co się znaczy ten krzyk tak żałosny i razem tak przeraźliwy? Któż go wydal? Ach! on od niebios był wysłany. O Spero! O ty co tak gwałtowne wzniecasz we mnie uczucia! Spero! Jak daleko miłość nasza mogła nas uwieśdź. Uciekay odemnie. Niech cię nigdy w tak niebezpiecznem położeniu nie widzę. Spero!…. Spero! Umrzeć, lub bydź na wieki twoią. Tu się raz ieszcze rzuca na łono cudnego kochanka swego: ten ią gorąco przyciska do siebie, skrapia iey piękne lice łzami, powtarza iey słowa: twóy, na wieki twóy, lub śmierć. J sam… naypierwszy wydziera się od niey. Oboie uciekaią ieden od drugiego, lękaiąc się głowę odwrócić. Jedno spóyżrzenie na nowo wróciłoby ich w ręce iedno drugiego; tylko nayprędsza ucieczka uwolniała ich od niebezpieczeństwa. Jedno oka mgnienie przedzielało między niemi cnotę i występek. Jeden rzut oka ieszcze, a Spera zdradziłby przysięgę i honor.