- W empik go
@wszyscy, czyli jak Wszechświat się mną zabawił - ebook
@wszyscy, czyli jak Wszechświat się mną zabawił - ebook
@wszyscy, czyli jak Wszechświat się mną zabawił to książka autorstwa Karoliny Kasprzak-Dietrich skierowana do wszystkich. Zarówno do tych, którzy stawiają pierwsze kroki w rozwoju duchowym, do tych, którzy nie wierzą w potęgę podświadomości, jak i do tych, którzy chcą się tylko upewnić o jej istnieniu. Książka zawiera również wiele informacji związanych z hejtem w szkole oraz gaslightingiem – opisuje do czego mogą one doprowadzić.
Autorka postanowiła opisać swoje metafizyczne doświadczenie, dlatego że zawsze była oddanym ciężkiej pracy sceptykiem, typowym niedowiarkiem z, jak teraz twierdzi, „ograniczonym umysłem”. Poza tym nie do końca wierzyła w to, że marzenia się spełniają, i była tak skupiona na obowiązkach, że summa summarum nie miała czasu marzyć. Ich nadmiar powodował w jej głowie wielki chaos złożony z mnóstwa myśli, stąd wie, że Wszechświat miał prawo jej nie rozumieć, a przede wszystkim nie zna się na żartach.
Mówi, że mądry człowiek zrozumie, dlaczego ta publikacja została wydana i być może wyciągnie z niej naukę. Natomiast inny możliwe, że będzie próbował odnaleźć w niej siebie.
Do tych drugich kieruje jedno ze zdań składających się na tę autobiografię:
„Nie wiem do końca, dlaczego mnie to wszystko spotkało, ale myślę, że większość i tak działa się w mojej głowie”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-972660-0-1 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego w tytule użyłam słowa „Wszechświat”? Bo nie każdy wierzy w Boga, a ja – pomimo że wiarę w Boga przedkładam nad wszystko inne – opowiadam tylko swoją historię. Dlatego czasem posługuję się słowem „Bóg” lub „Absolut”, czasem „Kosmos”, a czasem właśnie „Wszechświat”. Jeśli wierzysz w Boga, to musisz też uwierzyć w szatana (celowo napisałam małą literą), inaczej Bóg nie zdoła Cię uratować. Myślę, że ta książka to udowodni, ponieważ coś, co jest nad człowiekiem, walnęło mnie swego czasu obuchem w łeb.
Summa summarum i tak wszystkie życiowe ścieżki prowadzą właśnie do Boga.Muszę wydać tę książkę albo zapomnieć o niej na wieki. Wiem jednak, że niezależnie od tego, czy zdecydowałabym się ją opublikować, czy nie, to i tak nigdy bym o niej nie zapomniała. Napisałam ją na bazie własnych doświadczeń, a nie przeczytanej literatury, dlatego taka jej treść, jednak wcześniej nie rozumiałam, dlaczego mnie to wszystko spotkało. Zresztą zakończenie świadczy o tym, że i czytelnik ma prawo wysnuć własne wnioski. Dopiero po wielu latach zadawania sobie pytania i braku zrozumienia: dlaczego ja? znalazłam odpowiedź poprzez zagłębianie się w temat podświadomości. W momencie, w którym zmieniłam swoje myślenie, zarazem zmieniło się moje życie. Dlatego ta książka została napisana ku przestrodze przed złymi myślami i pochopnie wypowiadanymi słowami. Zawarte w niej opisy są niekiedy bardzo odważne, ale wiele wydarzeń i tak musiałam przemilczeć.
Tematy poruszane w tej książce są rozbieżne, a jednak łączą się ze sobą. Uważam, że nikt inny nie podjąłby się napisania takiej publikacji, ale ja straciłam tyle, że nie mam już nic więcej do stracenia, dlatego w gruncie rzeczy nie boję się jej wydać. Poza tym podejrzewam, że jest na tym świecie więcej ludzi, którzy borykają się z podobnymi problemami czy niesłusznymi oskarżeniami, a nie mają takiej możliwości.
Napisałam tę książkę ze szczególną dedykacją dla moich dzieci, ale też dla wszystkich ofiar szeroko pojętej przemocy psychicznej i fizycznej w szkole. Swoją historię opowiem Ci po kolei, żeby była dla Ciebie jak najbardziej czytelna i zrozumiała. Nie boję się prawdy, bo w rzeczywistości tylko ona jest nam potrzebna do szczęścia. W kłamstwie nie zbudujesz niczego trwałego.
Czasem myślę, że należy się cofnąć do niewygodnej przeszłości i stanąć z nią twarzą w twarz. Jednak być może w nie tak odległej przeszłości zaczęły się moje perypetie, może w momencie kiedy chciałam spalić swój notesik z wierszami, bo uważałam, że pisanie to głupota i że trzeba pracować, żeby żyć. Miałam plan spalenia wierszy, gdyż ten notesik mi wadził, i być może właśnie to ruszyło pierwszy klocek układanego już dawno przez Wszechświat domina. Ale może wcale nie, może wszystko się zaczęło w wyniku harmideru, jaki zapanował w moim życiu i w mojej pracy. Potem był hejt (mówi o nim wiersz Białe rękawiczki w szkole, zawarty w tomiku Oczęta, skierowany do młodzieży), który obudził we mnie wszystkie niewyleczone traumy.
Moim największym błędem było to, że w wyniku masowego hejtu uwierzyłam, że to ze mną jest coś nie tak. Wszystko zaczęło się sypać: straciłam cierpliwość, potem nerwy, równowagę, a na końcu rozum. Teraz, co mogę ocenić z perspektywy lat, jestem więcej niż pewna, że to hejtujący mnie ludzie mieli ze sobą problem, a przede wszystkim mnóstwo kompleksów. Zrozumiałam to jednak zbyt późno, a to dlatego, że sama miałam problem z akceptacją samej siebie i moja równowaga psychiczna zdążyła się już mocno zachwiać. W wyniku hejtu dopuściłam się niecnego czynu, przez co moim stratom nie było końca. Na szczęście nie straciłam życia, choć myśli samobójcze towarzyszyły mi przez cały okres trwania tej nagonki, aż po dzień, w którym skończyłam pisać tę historię z piękną tajemnicą, którą pragnę się z Wami podzielić.
Nie wiem jednak, na którym dokładnie etapie swojego życia zaczęłam tracić równowagę, być może jeszcze wcześniej, ale wciągnięta w wir pracy nie miałam nawet czasu na marzenia, a co gorsza, pozwoliłam złym ludziom przekroczyć moje granice. Nie mieć czasu na marzenia, a mieć tylko pieniądze to wielka tragedia. Wszechświat nie rozumie, jak powinien Cię uszczęśliwić, skoro nawet nie masz kiedy wydać tych pieniędzy lub brak Ci do tego odwagi, bo ciągle żyjesz obawą, że kiedyś będziesz biedny(-na). Dziwne jest jednak to, że właśnie w biedzie, której potem doświadczyłam, odnalazłam siebie.
Najważniejsze, że zrozumiałam, że nikt nie musi mnie lubić i nie powinnam się tym przejmować. Musiałam pokochać samą siebie, a wtedy odeszły wszystkie moje problemy.
Książka jest o stratach, jednak gorsza od straty jest obawa – czasem to ona spędza nam sen z powiek. Obawa przed czymś to STRATA czasu, dlatego nie warto nią żyć, inaczej może przyciągnąć się pecha. Nie ma złej godziny, są tylko złe intencje.
Tak naprawdę człowiek traci już od samych narodzin. Tracimy ulubiony smoczek, śliniaczek czy pieluchę! Na szczęście wtedy zawsze są przy nas mama i tata, którzy wspierają nas w tych jakże ciężkich momentach, przytulają do serca, całują w czółko, nosek, mówią nam, że tak jest dla nas lepiej, że dzięki tym stratom nauczymy się czegoś nowego, rozwiniemy się, będziemy mądrzejsi. Każda STRATA sprawia, że dojrzewamy i stajemy się pełnowartościowi. Uczy nas, że nic nie jest nam dane raz na zawsze, że życie to ciągła ewolucja, zmiana i że trzeba być ostrożnym, ale cała sztuka polega na umiejętnym dostosowaniu się do nowych okoliczności. Potrafimy wytłumaczyć dziecku, żeby nie płakało nad zepsutą zabawką, której nie da się już naprawić, ale sami nie możemy pozbierać się do kupy, gdy stracimy jakąś swoją ulubioną rzecz.
STRATA to w pewnym sensie ZYSK. Czasem, aby coś zyskać, musisz coś stracić, a pamiętaj, że nic nigdy nie jest nam dane raz na zawsze! Życie składa się z zysków i ze strat. Straty nas kształtują i rozwijają, dzięki nim stajemy się bardziej samodzielni i silni. Pomiędzy zyskiem i startą jest stagnacja, ale nie należy w niej tkwić zbyt długo, dlatego działaj, idź po nowe. Czasem, żeby odzyskać siebie, musisz stracić wszystko do cna, nawet własną tożsamość. Sama doszłam do takiego momentu w swoim życiu, w którym zysk przestał mnie cieszyć, ponieważ byłam nieszczęśliwa ze sobą. Miałam wszystko, mogłam sobie iść do drogerii i kupić puder marki Dior, ale czułam, że moje życie jest puste. Teraz wiem, że tak naprawdę z naszego ludzkiego smutku cieszy się sam diabeł. Narzekając, również oddajesz mu hołd.
Kiedyś byłam nijaka, niecharakterna, może za dobra. Z perspektywy czasu dostrzegłam, ile popełniłam błędów, jak bardzo dawałam sobą manipulować, jak bardzo, żeby mieć klientów, czyli właśnie ten nadmiar pieniędzy, których i tak bałam się wydawać, dawałam sobą rządzić i pozwoliłam na sabotaż w mojej własnej firmie. Tworząc fałszywe „ja”, sprzedałam się dla pieniędzy, które wcale mnie nie satysfakcjonowały, ale najbardziej zależało mi na tym, żeby ludzie mnie lubili. Nie wytyczyłam granic, a to spowodowało, że z każdym rokiem stawałam się coraz słabsza. Poza tym najbardziej martwiło mnie to, co powiedzą inni i czy klienci wrócą. To był mój priorytet i zarazem największy błąd, bo nie cieszyłam się chwilą obecną, tylko wciąż żyłam obawą.
Uważam jednak, że to wszystko musiało się wydarzyć, bo STRATA to tak naprawdę potrzebna zmiana! Ja tej zmiany potrzebowałam, tylko brakowało mi odwagi, a raczej nie byłam wtedy na nią gotowa. Co mogę Ci doradzić, jeśli męczysz się w pracy czy związku (dodam niesakramentalnym)? Musisz mieć odwagę odejść, inaczej los zdecyduje za Ciebie, ale już bez Twojej kontroli, i wtedy będzie bolało. Dlaczego wspomniałam o związku niesakramentalnym? Dlatego, że jestem tradycjonalistką i wierzę, że każde małżeństwo może uratować wiara oraz modlitwa, tylko trzeba walczyć do upadłego i pokładać nadzieję w tym, że będzie dobrze. Jeśli czujesz, że w starym się nie rozwiniesz, zadecyduj sam(a), zdobądź się na odwagę i odejdź.
W moim przypadku najgorsze było to, że traciłam wszystko, co tylko możliwe, prócz nałogów (w tych akurat z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się pogrążyłam, tracąc jednocześnie poczucie własnej wartości). Tożsamości i tak już nie miałam, gdyż, o czym wspomniałam wcześniej, chcąc wszystkich udobruchać, stworzyłam fałszywe „ja”.
Doskonale pamiętam, jak będąc w jednym sklepie, powiedziałam, niby w żartach, do sprzedawcy: „Kiedy spłacę kredyt, to zacznę palić i pić”. Zaczęłam palić wcześniej, niż spłaciłam kredyt, a potem i tak wzięłam kolejny. Summa summarum ostatnie sześć lat sprawiło, że zdobyłam wiedzę, za którą jestem wdzięczna, odzyskałam siebie i w ostateczności, na szczęście dla mnie, pozbyłam się wszelkich nałogów. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na ten temat, polecam przeczytać poradnik Pachnący niepalący. Wiedza, którą zyskałam, służy mi dziś do tego, by pomimo strat nadal budować. Bywa, że ludzie są źli, ale Ty nie możesz ani o tym myśleć, ani w to wierzyć, bo też jesteś człowiekiem. Wierząc w to, staniesz się taki sam/taka sama jak oni.
Jeśli boisz się przyszłości, to pamiętaj, że z każdą kolejną minutą stajesz się właśnie tą przyszłością. Tworzysz ją właśnie teraz. Przyszłość zaczyna się TERAZ.
Działaj bez oczekiwań. Jabłoń, która owocuje, też nie wie, kto i kiedy skosztuje jej owoców i czy w ogóle zrobi to ktokolwiek i kiedykolwiek. Czasem jest też tak, że zdrowe, dobre owoce spadają w czarną glebę, dzięki czemu ją użyźniają – w tym również tkwi piękno.
Po starym zawsze przychodzi nowe. Jest ono inne, ale to nie znaczy, że gorsze od tego, co minione. Choć trudno jest znaleźć chęć do życia w momencie, kiedy się ją traci (depresja), to zawsze warto wizualizować sobie piękno i dobro, a przede wszystkim widzieć oczami wyobraźni siebie uśmiechniętego/uśmiechniętą. Niektórzy zbyt poważnie traktują złą passę i samoczynnie utykają w pustce, bojąc się nadejścia nowego, a zegar tyka. Nasze życie trwa na tyle długo, byśmy mogli przemierzyć dany nam odcinek drogi, którą powinniśmy wypełnić pięknem. Zawsze pragnij dla siebie dobra, ale nigdy kosztem drugiego człowieka. Jeśli zaczniesz kształtować siebie, nie zważając na innych, będzie to bardzo nietrwałe. Może nachodzić Cię poczucie winy, a nawet lęk, że nic dobrego Cię już nie spotka. Najważniejsze to nie ubolewać nad stratą, bo takie zachowanie prowadzi do jeszcze większych strat – niczym połączonych niewidzialnym łańcuszkiem. Bardzo często jedna STRATA jest konsekwencją innej i pociąga za sobą jeszcze trzecią i czwartą stratę – niejednokrotnie wszystkie wzajemnie na siebie wpływają. Dzieje się to tak długo, aż ockniesz się na zgliszczach własnego życia. Podczas doświadczania strat dbaj przede wszystkim o zdrowie, zarówno psychiczne, jak i fizyczne, bo to, co złe, już się wydarzyło, więc nie warto się umartwiać. Od razu postaw na zdrową rzeczywistość w nowej rzeczywistości.
Zło przyciągasz myślami. Przykład: plama na nowej bluzce. Im bardziej jej nie chciałeś(-łaś), tym szybciej się pojawiła. Dlaczego nie poplamisz starej bluzki albo pobrudzisz ją tak, że plama się spierze?! A nowa? Mimo że wielokrotnie prana ciągle ma skazę. Obawa przyciąga zło, którego się obawiasz! Pewne straty możesz odzyskać, ale czasem nie warto, stare już nie wróci, teraz jest nowe. Po większej, a nawet mniejszej stracie nic już nie będzie takie samo, bo Ty jesteś już tym „nowym”, zupełnie jakbyś zrzucił(a) stary, zrogowaciały naskórek.
Poniżej przeczytasz moje zapiski z ostatnich lat, już po tym, jak zostałam uznana za złodziejkę. W tym czasie czułam pod stopami dno, straciłam wszystko, niemalże całkowicie, nawet szacunek do siebie, ale po latach wszystko zaczęło się układać od nowa. Tylko co dalej ze mną będzie? – myślałam. Miałam wtedy bardzo zły czas, a z każdym kolejnym dniem robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Jeśli znasz mnie z mediów społecznościowych, to musisz wiedzieć, że ekran kłamie. Ja – kobieta sukcesu, zawsze pięknie i modnie ubrana, zawsze wymalowana, a tymczasem:
11.04.2022. Sprzedawca w sklepie ogrodniczym kazał mi przy wszystkich trzy razy przyłożyć kartę do terminalu, że niby pilnuje, bym go nie oszukała, że niby mam fałszywą kartę czy puste konto, że tylko udaję, że płacę – dosłownie dał mi to do zrozumienia, kiedy stałam w długiej kolejce z innymi kupującymi. Chcę tylko jak najszybciej zapłacić, wziąć towar i stamtąd uciec. Nie chodzę do sklepu, kiedy nie mam pieniędzy! Czy powinnam to wykrzyczeć całemu miastu? Plotki na mój temat trwają już cztery lata i chyba nigdy się nie skończą. Nie sadziłam, że tak bardzo zawiodę się na wszystkich: bliższych i dalszych znajomych. Wiem, że w złe rzeczy łatwiej jest uwierzyć i to Absolut chciał mi pokazać, że nie potrafiłam cieszyć się życiem, mając wszystko. Teraz uczę się nim cieszyć, nie mając nic, jednak nie przychodzi mi do głowy, by kogoś oszukać czy okraść.
22.10.2022. To jeszcze trwa. Wszędzie gdziekolwiek pójdę, dokądkolwiek wyjdę, obserwują mnie, czy nie kradnę. Najbardziej mi przykro, że ludzie w to wierzą, choć są też tacy, którzy celowo zachowują się tak, żeby mi sprawić przykrość, że niby się mnie boją. Październik to czas zakupów; muszę chodzić do sklepów, bo nie wszystko da się zamówić przez internet. Złodziejstwem zawsze się brzydziłam, więc dlaczego stale jestem o nie posądzana? Są też tacy, którzy mówią, że mam tę skłonność od dziecka, dopisali mi własną historię.
Cały październik 2022 przepłakany. Ciągle robię błędy, wciąż się gubię, sama nie wiem, czego chcę, ale jednego jestem pewna – nie chcę wrócić do pracy jako kosmetyczka, choć bardzo brakuje mi pieniędzy. Płaczę z powodu pieniędzy, których nie mam, a nie z powodu braku pracy, choć też trochę tęsknię za klientkami, nie wszystkimi, ale jednak. Już wiem, co to znaczy nie mieć na opłacenie dzieciom obiadów w szkole, a nawet na chleb, nie wspominając już o wyjeździe na basen czy do kina.
20.09.2023. Chciałam nowy samochód, a jeżdżę starym, porysowanym, piszczącym autem. Nic na to nie poradzę, w swoim zatarłam silnik. Nieprędko kupię lepszy, bo raty kredytu nas przerastają. Trochę mi z tego powodu wstyd, niektórzy nawet nie mówią mi „cześć”, odwracają głowę, jakby się bali, że moja bieda może ich zarazić. (Nowy samochód kupiłam sobie już w kolejnym roku w styczniu. Sama nie wiem, jakim cudem).
10.11.2023. Wypadek. Syn – mój ukochany pierworodny – trafił do szpitala, ale na szczęście żyje i chodzi. Pat: samochód zepsuty, więc nie mam jak dojechać do syna. Bieda, przynajmniej dobrze, że sprzedaż internetowa ruszyła, widać światełko w tunelu.
13.11.2023. Przyszedł klient i twierdzi, że zaginęła mu paczka. No tak, od pięciu lat krążą na mój temat plotki, że jestem złodziejką, toteż ludzie się mnie czepiają, szukają dziury w całym, żeby tylko jeszcze bardziej mnie ośmieszyć i utrudnić mi życie. Dwa dni temu jego żona odebrała tę paczkę. Facet przyznaje mi rację, kiedy informuję go, że mam monitoring, ale pewnie przez dobę zdążył mnie już obgadać w całej okolicy.
10.12.2023. Idą święta, większej biedy nie doświadczyłam, choć nigdy nie przyznam się publicznie do tego, że nie mam za co żyć. Biedy się nie lansuje. Żebranie jest dość uwłaczające, a wszelkie internetowe zbiórki nie są dla mnie. Do zakupu moich książek też nie chcę zanadto namawiać, wszak nie mam zamiaru z nich żyć, a tylko chcę przeżyć. (Może to było złe podejście? Przecież mamy to, czego chcemy. Możliwe, że kiedyś zmienię sposób myślenia na ten temat). Jakoś sobie z mężem poradzimy, zawsze sobie radzimy, choć mamy tylko siebie. Wiem, że kiedy ta książka pojawi się rynku, będę już miała dobre życie. (W zasadzie w styczniu 2024 roku zaczęły dziać się cuda). Tymczasem nie mam w nikim wsparcia, ale motywuję się z mężem, by brnąć do przodu, ponieważ mamy dzieci i wszystko, co robimy, robimy dla nich. Choć plotki na mój temat niczego nie ułatwiają, idę przed siebie.
17.12.2023. Pewna moja znajoma, stając w kolejce w cukierni, szeptała do ludzi, że weszła złodziejka, czyli ja, i że trzeba na mnie uważać. Płakałam przez to dwa dni. Przecież ona wie, że to nieprawda, tak samo jak inni. Dlaczego ludzie jeszcze mi to robią? Ona też raz wyszła ode mnie z gabinetu, nie zapłaciwszy mi za usługę, a na kolejnej wizycie udała głupią. Tyle razy mówiła, że trzeba być dobrym człowiekiem… Jak może tak kłamać?
24.01.2024. Jest lepiej, ale sprawa w sądzie ciągnie się już trzy lata i nie wiem, jak się zakończy. Fatalnie podpisana umowa – na tej podstawie powstało opowiadanie walentynkowe Niedojrzali, z serii Truciciel. Nie miałam tyle szczęścia co Olaf, sama wpakowałam się w problemy i sama musiałam sobie z nimi radzić. Opiszę to jeszcze w tej książce.
Jak do tego doszło? To Ty tworzysz swoje ego, każdego dnia budujesz nową rzeczywistość, która nie od razu wydaje się lepsza, ale to nie znaczy, że kiedyś taka nie będzie. I nie wiesz, czy gdyby stare wróciło, to nadal byś je chciał(a) i był(a)byś szczęśliwy(-wa). W moim przypadku było tak, że bardzo długo tęskniłam za starym, tak długo, że nawet nie zauważyłam, że obiema nogami tkwię już w nowej, o wiele lepszej rzeczywistości. Może z początku biednej, ale i tak byłam szczęśliwsza. Tęsknota za starym mnie zaślepiła, nie potrafiłam zająć się tym, co nowe, traciłam je, bo żyłam przeszłością!
Następuje taki moment w życiu każdego z nas, w którym potrzebujemy zmiany, ale jednocześnie boimy się jej, gdyż człowiek boi się wszystkiego, czego nie rozumie. Teraz już wiem, że nie muszę niczego rozumieć, ale wystarczy, że siebie szanuję, a przede wszystkim witam nowe z otwartymi ramionami, nieustannie wyrażając za nie wdzięczność. Zobacz: z BMW typu SUV przesiadłam się do starej, pordzewiałej mazdy z 98 roku i po czasie byłam wdzięczna, że w ogóle mogę jeździć samochodem, bo widziałam ludzi, którzy podczas mrozów czekali na przystanku na pociąg. Może nie mieli samochodów, a może stracili prawa jazdy, ponieważ prowadzili na „podwójnym gazie”? Ja mogłam legalnie wsiąść do auta i dojechać do pracy.
STRATA może być okazją, nauką, motorem napędowym, motywacją, bodźcem do działania, by w końcu stać się lepszą przyszłością. Nie powoduj strat, ale też nie rozpaczaj nad nimi, bo może stać się tak, że w wielkim smutku odnajdziesz w sobie talent, który z czasem przyniesie Ci same korzyści.
Tracąc równowagę, możesz stracić o wiele więcej, a nawet przyczynić się do czyichś strat przez zwykłą nieuwagę (na przykład spowodować wypadek samochodowy). Nie pytaj: „Kiedy to, co złe, się skończy?”, bo to najgłupsze pytanie na świecie. Naucz się tańczyć w deszczu, ponieważ nie wiesz, co się zacznie, kiedy tamto przeminie. Codziennie prosiłam Niebiosa, by dały mi już spokój, mówiłam, że więcej nie podołam, że bolą mnie oszczerstwa rzucane pod moim adresem, chciałam umrzeć. Wszechświat mnie nie słuchał, dolewał jeszcze oliwy do ognia, że hej. Na każdym kroku słyszałam tylko „złodziejka”, „uważaj na nią”. Takich przykrych słów doświadczyłam mnóstwo, byłam nimi bombardowana kilka razy dziennie, ale wiedziałam, że nie mogę w nie uwierzyć, bo przepadnę. Wszyscy tak o mnie mówili! Kolega z pracy męża, który sam nie jest wzorem do naśladowania, powiedział mu w bardzo ironiczny sposób, że jestem znana na całą Polskę. No, jak mnie tak skutecznie rozsławili, on i jemu podobni, to się nie dziwię, że jestem znana, wszak każdy ma gdzieś rodzinę, znajomych, a ja dodatkowo piszę książki. Czułam się jak zaklęta i tak w rzeczy samej było. Chciałam być dla wszystkich, a potem nie liczyłam się dla nikogo.
Nie pytaj dlaczego. Nie zawsze jesteś winny(-na) straty, czasem zwyczajnie musisz jej doświadczyć, by bardziej zrozumieć życie, dokonać samorozwoju, nie egzystować obok, tylko tu i teraz – mądrze. Być może ta książka to moja misja: nawet jeśli będę żałować decyzji o jej wydaniu, to myślę, że warto ostrzegać innych.
Czasem to, co Tobie wydaje się wielką stratą, dla kogoś innego może być błahostką i odwrotnie. To, co dla kogoś jest priorytetem, dla Ciebie może okazać się nic niewarte i tylko wzruszysz na to ramionami. Wraz z wiekiem zmieniają się też nasze priorytety. Kiedy jesteśmy przed czterdziestką, najbardziej boli nas utrata pracy, pieniędzy czy ulubionego przedmiotu, natomiast kiedy już dobijamy do pięćdziesiątki, najbardziej boimy się utraty zdrowia, swojego, jak i bliskich, oraz życia.
Dziś powstaje coraz więcej publikacji w stylu: „Rzuć wszystko, żyj pełnią życia i bądź szczęśliwy”, mało jest natomiast książek mówiących o tym, jak nauczyć się być szczęśliwym z tym, co się ma, nawet jeśli nie ma się zbyt wiele. Potem ludzie marzą o milionach, podejmują ryzykowne kroki, nie zawsze udane (choć porażka to też sukces), i ubolewają nad tym, co stracili. Niektórzy marzą o milionach, a czasem wystarczy nie stracić tego, co już się ma. Ja dzięki swojej historii nie tyle doceniłam to, co posiadam, ile zaczęłam to bardziej pielęgnować. Choć niektórzy pewne sytuacje z Twojego życia mogą uznać za straty, to czasem lepiej jest tkwić w tym, co znane, dbać o to i podlewać miłością, ponieważ często okazuje się, że po drugiej stronie furtki trawa jest tak samo zielona. Jednym słowem – nie warto dopuszczać do strat, ale jeśli już one nastąpią, to trzeba znaleźć na nie radę. Na wszystko jest rada i z odpowiednim podejściem we wszystkim można odnaleźć piękno.
Czasem nie widzimy jasności, która nas otacza, i wtedy musi nastać mrok. Czasem też jesteśmy nauką dla innych, a czasem to my się od innych uczymy. Ważne, abyśmy kochali siebie za to, jacy jesteśmy – bogaci, biedni, ładni czy brzydcy – i nigdy nie utracili poczucia własnej wartości i tolerancji. Codziennie rano spoglądam w niebo i mówię: „Boże, choć ciągle się uczę, to wiem, że zasługuję na wszystko, co najlepsze”. Straty mają na celu zbudować Cię od nowa. Ja siebie zrujnowałam, ale ten gruz posłużył mi do budowy nowego fundamentu, na którym powstało moje nowe życie. Ubolewaj nad stratą tylko chwileczkę, a potem wstań i zbuduj siebie w swojej lepszej wersji!
Człowiek często nie może przejść obojętnie nawet wobec najmniejszej straty, ale one są jak najbardziej potrzebne, bo tworzą okazje, a z kolei wszelakie okazje to zysk. Nie udaje się tylko tym, którzy w stracie widzą… stratę. Jeśli ktoś ujrzy w stracie okazję, ta zawsze z czasem zamieni ją w ZYSK. Oczekuj nowego, dąż do nowego, ale nie żyj za wszelką cenę potrzebą, bo to uświadomi Ci braki, a z kolei skupianie się na brakach uświadomi Ci, że jesteś nieszczęśliwy(-wa). Masz odczuwać szczęście i działać bez oczekiwań, nawet jeśli z początku nie widzisz w tym sensu. Jeśli coś sprawia Ci przyjemność, to znaczy, że ma to sens.
Niemożliwe jest też, by w życiu osiągać same korzyści, a uniknąć jakichkolwiek strat.
Oczywiście, że wielu strat unikniesz poprzez racjonalne zachowanie, więc dobrze jest nie stracić rozumu, bo Twoje życie jest za krótkie, by przegrać je z brakiem rozsądku. Jeśli jednak mleko już się rozlało, to mam dla Ciebie kilka rad.
Uważaj na emocje towarzyszące stracie, odpychaj te złe i otwórz ramiona na nowe.
Wiesz już, co straciłeś(-łaś), ale jeszcze nie wiesz, co możesz zyskać.
Spójrz w niebo, wypowiadając czystą intencję (więcej o tym poniżej).
Wyzbądź się wszelkiego zła, dobrze życz innym, używaj pięknych słów, patrz na piękne obrazy, czytaj piękne utwory (wielu takich porad udzieliłam w poradniku kosmetycznym Jak prosto wyglądać bosko).
Żyj przepełniony(-na) optymizmem – tego naprawdę można się nauczyć, musisz się jedynie zmusić, a potem to kontrolować.
Działaj! Działanie daje dużo pozytywnej energii. Niechaj samo działanie będzie celem. Działaj bez oczekiwań, oczekiwania to wielki balast i niszczą rzeczywistość.
Każdy człowiek choć raz w życiu zderzy z poważną stratą – ja to nazywam dotknięciem palca Bożego. I kiedy już dotknie Cię ten palec, to wyłącznie od Ciebie zależy, co z tym dalej zrobisz. Zawsze znajdą się ludzie, którzy mają od Ciebie gorzej, jak i tacy, którym wiedzie się od Ciebie lepiej. Nie porównuj się do innych, ale do siebie z przeszłości, i nagradzaj się za najmniejsze osiągnięcia. Nie ciesz się z czyjegoś nieszczęścia i nie zazdrość, skup się na sobie, pomagaj i podziwiaj, nie poniżaj, nie obmawiaj, nie niszcz bliźniego, bo wszyscy połączeni jesteśmy energią, która stale zatacza krąg.
Zawsze miej otwarty umysł na nowe, bądź ciekawy(-wa) jutra bez względu na to, co się dzieje w Twoim życiu i co stracisz. Ta ciekawość uchroni Cię od nieszczęścia. Stojąc w prawdzie, rośniesz w siłę. Nie kłam, Wszechświata i tak nie okłamiesz, a niektórzy ludzie nie są warci, byś strzępił sobie dla nich język.
Daj losowi szansę. Nie miej pretensji, że masz pecha, zawsze mów, że masz szczęście, a ono się do Ciebie uśmiechnie. Nasze myśli są w stanie zdziałać bardzo wiele: z nich biorą się określone słowa, potem słowa stają się czynami, a czyny naszym życiem. Jeśli własne słowa i myśli będziesz traktować jak śmieci, to zaprowadzisz w sobie bałagan, a wtedy Kosmos nie będzie potrafił Ci pomóc, bo nie będzie wiedział jak! Waż myśli, waż słowa. Od nich wszystko się zaczyna. Mam nadzieję, że ta książka jest na to najlepszym dowodem.
Najważniejsze są marzenia. Marzenia zawsze się spełniają, nie wolno o nich zapominać, nie można przestać marzyć. Czasem to dobrze, że pozostają nam tylko one. Ja przez nadmiar obowiązków nie potrafiłam nawet marzyć; niekiedy byłam tak zmęczona, że po pracy padałam na łóżko z wycieńczenia. Moje życie, choć w obfitości, było wegetacją.
Najbiedniejszy człowiek to taki, który nie ma czasu na marzenia. Marzyć nauczyłam się dopiero w wieku trzydziestu dziewięciu lat, kiedy los przeczołgał mnie przez najczarniejszą dolinę i poznałam już tę życiową tajemnicę, czyli: myśleć pozytywnie, wyrażać wdzięczność i nie bać się marzyć. Dzięki pracy mamy pieniądze, ale nie można stawiać ich na pierwszym miejscu. Pieniądze to energia, która wraca i odchodzi, musi pozostawać w ciągłym ruchu, ale nie bądźmy zbyt rozrzutni ani zbyt skąpi, bo chytry straci dwa razy. Z nadmiarem, jak i z brakiem trzeba nauczyć się żyć szczęśliwie.
Choćby wyśmiewał Cię cały świat, nigdy nie trać do siebie szacunku!
Czy chytry dwa razy traci? Na wesoło. Jestem bardzo oszczędna i nieraz zawiodłam się na swojej oszczędności. Tę cechę wynosi się z domu, kiedy doświadczamy biedy i potem się jej boimy, żyjemy obawą. Chytrość nie popłaca. Opiszę Ci jeden ze śmieszniejszych przykładów swojej chytrości (czyt. nadmiernej oszczędności). Kiedyś miałam komplet cieni – cztery rodzaje brązu i niezbyt lubiany turkus. Wiadomo, brązy zużyłam szybciej i został mi tylko odcień niebieskiego, ale tak mi go było żal wyrzucić, że postanowiłam go wykorzystać pomimo tego, że miałam już zakupione nowe brązy. Wymalowałam się więc tym cieniem na bardzo ważną imprezę i to szczegół, że wyglądałam na niej jak klaun. Na zdjęciach prezentowałam się wręcz szkaradnie, aż się rozchorowałam po ich obejrzeniu. Jaki jest tego morał? Nie warto żyć w myśl zasady: „Po co ma się zmarnować, lepiej odchorować”. Zawsze trzeba umieć wypośrodkować pomiędzy chytrością a rozrzutnością i nie żyć obawą czy lękiem, że nie będzie się miało, bo właśnie ten brak przyciągniemy. Dziś wcale się nie maluję, wolę pielęgnować swoją cerę.
Jeśli w miarę szybko nie przerobisz w sobie traumy (straty), to będziesz cierpieć, choć i cierpienie jest czasem potrzebne, byle nie trwało za długo. Zapisuj sobie na kartce wszystko to, co czujesz, a potem oceń niczym nauczyciel, czy Twoje odczucia są słuszne. Tylko z nowego czerpiesz energię, tylko nowe pcha Cię do przodu. Nasze życie to ciągłe zmiany i trzeba się im podporządkować. Czasem nie warto ratować czegoś na siłę, bo to, co wymuszone, jest nietrwałe.
Ja naprawdę wyszłam z wielkiego patu, SAMA! Nikogo przy mnie nie było i może właśnie dlatego teraz nikogo nie potrzebuję, choć strasznie jest nawet tak napisać. Z każdą straconą łzą nie mogłam pohamować lawiny strat i tylko przyciągałam kolejne. Teraz już wiem, że po stracie nie ma żadnej innej pustki poza depresją, to właśnie ona stanowi tę pustkę. Staraj się do niej nie dopuścić. Po każdej stracie przychodzi nowe. Nie skupiaj się na stratach, bo będziesz przyciągać je w nieskończoność.
Zapamiętaj! Nie ma strat, są zmiany! Zmiana jest bardziej pewna niż podatki. STRATA to ZYSK. Każda STRATA potrzebuje odbycia żałoby.
Według Elisabeth Kübler-Ross można wskazać pięć etapów radzenia sobie ze stratą, które u każdego człowieka różnią się przebiegiem i czasem trwania. W moim przypadku naliczyłam ich aż siedem, w tym wybaczenie, przede wszystkim sobie.
Jak to przebiegło u mnie, już po tym incydencie? Tak będę w tej książce określać ramy czasowe: przed incydentem i po nim.
Etap 1. Niepewność, wściekłość, bunt, złość, silne ukłucia w sercu, chęć ucieczki lub irracjonalna potrzeba cofnięcia czasu oraz przeplatające się z tym wszystkim niedowierzanie, czyli to, co jeszcze trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Myślałam, że to, co się wydarzyło, nie dzieje się naprawdę, jakby mózg zablokował się na tę informację. Ten pierwszy etap nie jest najgorszy, bo jeszcze nie traci się nadziei, wydaje się, że to wszystko jest nieprawdą, żyje się iluzją. Oszukiwałam się, ale to nie było aż tak destrukcyjne, a nawet pojawiał się stan całkiem dużej euforii, podekscytowania, czasem poczucie mgły mózgowej. Jednak kiedy doszła już do mnie informacja, że to „złe” się jednak naprawdę wydarzyło, to niepewność szybko się zmieniła w najprawdziwszy gniew.
Etap 2. Gniew i złość, ale przeplatające się ze smutkiem, z rozgoryczeniem i nadal z tym wstrętnym uciskiem w splocie słonecznym. Miałam ochotę zrzucać z półek w domu różne przedmioty, na przykład szklane, czy dokonać innego aktu sabotażu. Na tym etapie kolejne straty były niepotrzebne. W głowie dudniło mi pytanie: „Dlaczego ja?”. Straciłam nerwy, szukałam winnych: najpierw w najbliższej rodzinie, potem w znajomych, a na końcu w sobie, choć to wypierałam. Trzęsłam się jak galareta, zdarzało się, że nachodziły mnie myśli samobójcze. Na tym etapie nie ma sensu targować się z losem, rozchyl ramiona i powiedz: „Strato, witam cię!”. Źle tutaj tkwić, ja tkwiłam stanowczo zbyt długo. Gniew mnie z wolna niszczył, a nawet doprowadzał do obłędu. Im szybciej pozbędziesz się gniewu, tym lepiej dla Twojego zdrowia.
Etap 3. Negocjacje, czyli targowanie się z losem (ten poradnik ma na celu nie dopuścić do tego momentu). Cały czas miałam dziwne poczucie zawodu, choć nadal nie opuszczała mnie nadzieja, że to wszystko tylko mi się wydaje. Targowanie się z losem nie przynosi żadnych korzyści! Właśnie na tym etapie otwiera się przedsionek do próżni i od tej chwili powinno zacząć się działać, przystosowywać do zmiany, oczekiwać nowego, a nie pragnąć, by stare wróciło. Już nie ma i nie będzie – to jest jedyna prawda o stracie.
Etap 4. Co by było, gdyby…? Czyli kolejny etap radzenia sobie ze stratą. Nie pytaj, co by było, gdyby do tego nie doszło, bo jeśli tak się stało, to znaczy, że miało się tak stać, a Ty musiałeś(-łaś) to przeżyć! W moim przypadku zaraz po tym, jak wypowiedziałam „życzenie”, poczułam nad sobą gradowe chmury. Widocznie to było mi potrzebne do samorozwoju i przygotowało mnie na coś specjalnego, bo, koniec końców, wyszło z mojego własnego umysłu. Jestem silną kobieta, a to była jedyna rzecz, jaka mogła mnie zniszczyć, dlatego że nie rozumiałam, jakim cudem ja! Zapytaj, co będzie, jeśli przyjmiesz stratę i przestaniesz się umartwiać, co się wydarzy już w nowym, które każda strata za sobą niesie. Absolutnie nie pogrążaj się w depresji, która w niesprzyjających okolicznościach może zapoczątkować piaty etap radzenia sobie ze stratą i która wyniszcza i działa bardzo destrukcyjnie na cały organizm. Depresja to inaczej nienawiść do całego świata i samego siebie, a nienawiść niszczy wszystko.
Etap 5. Depresja, czyli wielka próżnia. Nie ma dla niej miejsca w Twoim życiu. Egzystencja po przeżytej depresji jest taka jak po przeżytym udarze – tak naprawdę uczysz się jej od nowa i o ile utracone siły można zregenerować, odzyskać energię, o tyle ze zdrowiem psychicznym jest już nieco gorzej. Czasem przeżyte traumy nie dają nam spokojnie żyć, a złe wspomnienia z przeszłości niszczą naszą teraźniejszość. Wyrycz się, wyżal, pozwól sobie na okazanie agresji, ale nadmiar nerwów wyładuj podczas wysiłku fizycznego. Uważaj przy tym, byś się nie wyeksploatował(a), bo stracisz równowagę. W końcu nastanie taki moment, w którym trzeba powiedzieć sobie DOŚĆ. „Już DOŚĆ umartwiania się, szkoda życia!”. To słowo niesie za sobą coś najpiękniejszego, co może Cię spotkać, bo pozwala Ci otworzyć oczy bardzo szeroko, sprzyja przyjściu nowego/nowej Ciebie i odnalezieniu pasji. W moim przypadku było to pisarstwo. Dziś wiem jedno: z depresją zmagałam się już przed incydentem i to w depresji najczęściej wypowiadamy bardzo brzydkie słowa, a one niejednokrotnie są jak klątwa, dlatego o tym piszę.
Etap 6. Powolne dochodzenie do zmiany, które zmierza ku dobremu. U mnie trwało to aż kilka lat, o wiele dłużej niż sam cios i marazm.
Etap 7. Wybaczanie. To trudny i długi proces, który rzadko kończy się powodzeniem. Pamiętaj, nosząc zadrę w sercu do końca życia, możesz je przegrać. Ja przegrałam swoje piękne lata oraz dzieciństwo moich dzieci. Mam tylko nadzieję, że Bóg im wszystko wynagrodzi. Najważniejsze, abyś potrafił(a) wybaczyć sobie, bo wtedy wybaczysz również bliźniemu. Czasem nawet jeśli bardzo coś kochamy, to właśnie dlatego, że kochamy, warto wypuścić to z rąk. Wybaczajmy sobie, że nie potrafimy wybaczyć, bo czasem z tego powodu czujemy się winni, a poczucie winy jest bardzo destrukcyjne.
Zamknij ten ponury rozdział, gdyż zapewne to nie ostatni w Twoim życiu – problemy nigdy się nie kończą. Nie patrz wstecz, tam już dawno światła zgasły, spójrz przed siebie, wizualizuj sobie tylko jasne barwy, idź w stronę słońca, zostawiając cień za sobą. Otaczaj się pięknymi kolorami, jedz kolorowe potrawy, ubieraj się kolorowo. Bardzo często patrz w błękitne niebo i głęboko wdychaj powietrze. Ja potrafiłam wyjść zimą w mróz na bosaka, bo potrzebowałam poczuć korzenie, uziemić się (więcej w rozdziale Strata więzi).
Oprócz emocji każdy z nas ma wolę i rozum. Ten, kto chowa się w cieniu, nie zostanie oświetlony przez słońce. Uwierające emocje i myśli mogą narobić w głowie bałaganu, ponieważ przez nie często tkwimy w przeszłości i nie potrafimy zrobić kroku w przód. Złe emocje i myśli ranią naszą psychikę, dlatego wszystko, co było, odpuść! Wszystko jest lekcją, każdy napotkany człowiek to lekcja, podobnie jak my sami. Nie należy się do niczego przywiązywać, a przez to niewolić.
Czasem dostajesz od życia to, czego potrzebuje Twoja dusza, a nie Twoje ego. Ono zawsze wymaga więcej przedmiotów, gadżetów, pieniędzy, lecz po pewnym czasie przestaje się to już sprawdzać. Ludzie są tym wszystkim coraz bardziej obciążeni i w dodatku obawiają się, że jeśli coś już zdobędą ciężką pracą, to mogą to stracić. Ta myśl potrafi ich wykończyć. Ja właśnie tak miałam. Jedynie przyroda jest tym, czego nie stracimy. Przyroda leczy wszelkie zranienia.
W moim przypadku wszystko zaczęło się od hejtu na kursie masażu. A może to nie był hejt, tylko prawda na mój temat? Tym, którzy powiedzą „karma”, muszę od razu zaprzeczyć. Będąc jeszcze w liceum w grupce osób, które naśmiewały się z jednego kolegi, bo był biedny i gorzej przyswajał wiedzę, odsunęłam się od nich, ponieważ nie podobało mi się zachowanie tej nowobogackiej młodzieży, choć też się do niej zaliczałam. Nie lubiłam patrzeć, jak poniża się słabszych, biedniejszych, brzydszych. Zawsze stawałam po stronie pokrzywdzonych, więc to, co mnie spotkało, to nie jest żadna karma.
Poszłam na kurs masażu, aby odreagować żałobę po samobójczej śmierci mojej cioci i to, co się działo potem. Zwyczajnie chciałam zmienić otoczenie, bo czułam, że się duszę w mojej pracy – firmie, którą budowałam latami. Coś zaczęło mnie przytłaczać, a miałam już za sobą próbę spalenia notesu z wierszami. Może atmosfera w pracy zaczęła się psuć wcześniej, a ze mną zostały tylko traumy? Odkąd zatrudniłam niewłaściwą (co później zrozumiałam) pomoc kosmetyczną w mojej ukochanej firmie, to bardzo się starałam podnosić sobie poprzeczkę, ale jej parszywy język wszystko psuł – co się wzbijałam, to byłam ciągnięta w dół. Czasem myślę, że to, co tworzyłam, nie było moje. Mimo że miałam wiele klientek, które mówiły mi, że jestem do tej pracy stworzona, coś zaczęło zgrzytać. Wiesz, zawsze bałam się, co ludzie powiedzą, a tym samym przyciągałam to, czego się obawiałam – prawo Murphy’ego.
Na przykład nigdy nie chciałam być taka jak niektórzy ludzie, których znałam, a w pewnym okresie swojego życia stałam się taka sama, a może nawet od nich gorsza.
Odkąd zatrudniłam tę dziewczynę, a miała na imię Wanessa, zresztą nie pierwszą i nie ostatnią (a to łączy się z późniejszym hejtem na kursie), plotki na mój temat zaczęły krążyć po mieście z coraz większym natężeniem. Wtedy nie miałam jeszcze wysokiego poczucia własnej wartości i mnie to martwiło. Zamknięta w czterech ścianach gabinetu, pracując często szesnaście godzina na dobę, nie miałam pojęcia, jak jestem odbierana przez otoczenie, a może jaką wyrobiłam sobie opinię, całkowicie oddając się pracy, jakbym obrastała w kokon. Obcy ludzie na kursie masażu mówili mi to między wierszami, co sprawiło, że zawalił się mój cały świat, tak jak uległy zniszczeniu moje wyobrażenia o sobie samej. Dowiedziałam się, że mi i mojemu mężowi wystaje (dosłownie) słoma z butów – tylko skąd ci ludzie o tym wiedzieli? Nie byłam osobą publiczną, żeby można było mówić o mnie takie rzeczy, poza tym jeszcze obrażano mnie na wiele innych sposobów. Muszę jednak przyznać, że ze słomą to była prawda, jeszcze dziś niekiedy wychodzi mi słoma z butów, ponieważ kiedy idę przed pracą do stajni, to czasem zwyczajnie się w nie wplącze. Buty też nie zawsze mam czyste. Może już wtedy stawałam się tematem plotek typu: „elegancka, a ze wsi”. Byłam osłabiona, miałam małe dziecko, ktoś z mojej rodziny popełnił samobójstwo, co pewnie jeszcze bardziej pogrążyło mnie w depresji. Sama prowadziłam dom, firmę i jakoś tak niepostrzeżenie wpuściłam do głowy śmieci, bo się tym przejęłam i machina zła się rozkręciła. Ostatecznie wyszło mi to na dobre, ale i tak uważam, że z hejtem w szkole trzeba walczyć bez względu na konsekwencje, bo jest destrukcyjny, a w skrajnych przypadkach prowadzi do śmierci samobójczej. Co więcej, mowę nienawiści nie tylko szerzą uczniowie, ale też niekiedy nauczyciele, co jest już zupełnie niepojęte.
Będąc na pierwszym roku (jest to ważna informacja), traktowana byłam jak zwyczajny śmieć, i w dodatku za głupi, żeby skończyć dwuletni kurs masażu. Czyli jednak gadają, że jestem głupia – myślałam, wspominając plotki zasłyszane przez wtedy sześcioletniego syna. Dosłownie tak dawano mi do zrozumienia, i to nie tylko garstka niewyżytych kursantów, ale i nauczyciele. Długo nie rozumiałam dlaczego, dopiero kiedy znalazłam się na dnie, wszystko stało się dla mnie jasne. Zobaczyłam z tego dna siebie z niedalekiej przeszłości i zdałam sobie sprawę z tego, że było mi czego zazdrościć. Dodatkowo nie potrafiłam wytyczyć granic i nie miałam swojej tarczy. Jednym słowem nie szanowałam się i nie doceniałam, co pewnie rozgniewało Niebiosa i sprawiły, bym w tym złym dla siebie czasie spotkała na swej drodze właśnie takich ludzi.
Nie pytaj, dlaczego tylko Tobie przytrafiają się przykre rzeczy, bo uwierz mi, nie jesteś jedyny(-na). Na całym świecie jest mnóstwo ludzi, którzy codziennie, kto wie czy nie w tym samym czasie, zmagają się z identycznymi problemami jak Ty, albo jeszcze gorszymi. W pewnym momencie zostałam tak obmówiona, że kiedy już to w sobie przetrawiłam, to w ogóle przestałam się martwić tym, co ktoś o mnie powie czy sobie pomyśli. Zanim jednak do tego doszłam, obraziłam wielu ludzi i z wieloma zdążyłam się zwaśnić, ale przynajmniej w tej samotności i złości nauczyłam się siebie kochać.
Im bardziej masz pod górkę, im bardziej w siebie wątpisz, tym mocniej i intensywniej działaj, bez wygórowanych oczekiwań, ale podświadomie oczekuj rezultatów, bo one zawsze nadejdą, choć na początku jest bardzo trudno. Czułam się zdezorientowana i niepewna w związku z oszczerstwami na mój temat, bo nie miałam silnego poczucia tożsamości. Pogrążając się w smutku, stałam się zarazem magnesem przyciągającym większe straty. Ile razy się słyszy: „Jakby tego było mało…” lub „Na domiar złego…”.
Pamiętaj, straty ponosi każdy człowiek, ale sztuką jest umiejętnie sobie z nimi radzić, to znaczy zupełne odpuszczać to, nad czym nie warto się smucić, i budować swoje życia od nowa, bo stare już nigdy nie wróci, a jeśli nawet, to może wcale już Ci nie służyć.
Nie zmienisz tego, kim jesteś, ale możesz wpłynąć na to, kim będziesz. Musiałam nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, bez niczyjego wsparcia, bez pieniędzy, ponad miarę wyszydzana, choć czasem ciężar smutku był nie do udźwignięcia.
Wracając do czasów, kiedy miałam wszystko. Czy można coś mieć, bać się, że się to straci, a jednak do tego dążyć? Smutna prawda jest taka, że podobnie zachowuje się większość ludzi. Sedno tkwi w samym nastawieniu, trzeba się nauczyć czerpać z pracy satysfakcję. NAUCZYĆ SIĘ, ponieważ każda praca z czasem może nam obrzydnąć. Czy zostaniesz w starym, po wprowadzeniu kilka zmian, czy też pójdziesz w nowe: z odpowiednim nastawieniem wszędzie zaznasz szczęścia. Wprowadzając zmiany w starym, też będzie Ci trudno, bo współpracownicy, klienci mogą się czuć niepocieszeni z tego powodu. Liczy się samo nastawienie! U mnie wszystko się tak poukładało, że teraz nie wyobrażam sobie powrotu do starego. W pisaniu książek odnalazłam swoją ścieżkę, a nie, jak mi się na początku wydawało, ratunek. Nie zaczęłam pisać dla pieniędzy, tylko dla terapii
Pamiętaj, że jeśli Twoje prośby płyną z głębi serca, to Wszechświat Ci pomoże! Nie myśl źle z serca, bo Wszechświat Ci pomoże.