Aż zabraknie nam gwiazd - ebook
Aż zabraknie nam gwiazd - ebook
Szalona impreza, butelka wódki i pijany youtuber śpiący na siedzeniu przypadkowego samochodu. Co się stanie, gdy taka kombinacja doprowadzi do zderzenia dwóch gwiazd?
Popularny i przyzwyczajony do luksusu Liam nie czerpie już takiej radości z prowadzenia kanału na YouTube jak dawniej. Jego udawany związek ze znajomą youtuberką zakończył się katastrofą: zakochał się w dziewczynie, która woli się umawiać z jego najlepszym przyjacielem.
Maia nie może uwolnić się od koszmarów, które śnią jej się od czasu wypadku. Ciężko pracuje, by utrzymać siebie i bezrobotną, nadużywającą alkoholu matkę. Codziennie odwiedza w szpitalu pewną gwiazdę, której światło powoli gaśnie…
Pozwól, aby historia tych dwojga złamała ci serce… i posklejała je na nowo.
Ponad 700 000 czytelników na hiszpańskim Wattpadzie!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67931-01-4 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, co się dzieje, gdy umiera gwiazda?
Gwiazdy zamieniają wodór w tlen, żeby mogły świecić. Później, kiedy wodór się kończy, a w jądrze zostaje sam hel, gwiazda staje się chłodniejsza i jaśniejsza. Następuje eksplozja. To zjawisko jest znane jako „supernowa”; gwiazda umiera, a z jej pozostałości powstaje błyszcząca gwiazda neutronowa.
Ze wszystkich znanych nam gwiazd najdalszą jest Deneb. Znajduje się około trzech tysięcy lat świetlnych od naszej planety, więc dzisiejszej nocy, gdy zobaczymy, jak lśni nad naszymi głowami, będziemy patrzeć na światło, które rozpoczęło swoją podróż w czasach Imperium Rzymskiego. Na tej samej zasadzie światło, które emituje teraz, będzie widoczne dopiero za trzy tysiące lat, o ile wtedy będziemy jeszcze istnieć jako ludzie.
To oznacza, że jeśli w tej chwili Deneb by wybuchła, nawet nie zdalibyśmy sobie z tego sprawy. Dla nas wciąż błyszczałaby tak samo jak zawsze.
Siedem miesięcy temu w mojej galaktyce zgasła gwiazda. Miała na imię Deneb i była moją starszą siostrą.
Inny fakt naukowy jest taki, że czasami po śmierci gwiazdy nie tworzy się gwiazda neutronowa, tylko czarna dziura.1. GWIAZDOZBIÓR ANDROMEDY
1
Gwiazdozbiór Andromedy
Maia
W moim pokoju stoi jeszcze puste łóżko.
Zostały także gwiazdy przyklejone do sufitu. Mój ulubiony gwiazdozbiór, Andromeda, znajduje się tuż nad moim łóżkiem. Pamiętam legendę o Andromedzie, ponieważ siostra opowiadała mi ją każdej nocy, ale teraz staram się o tym nie myśleć.
Jest dokładnie 9.58 rano i za dwie minuty zadzwoni budzik. Tej nocy prawie nie spałam. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, które wcisnęły się między zasłony, i od tamtej pory wpatruję się w sufit w ciszy, błądząc gdzieś myślami. Nie przestaję się zastanawiać, dlaczego nie zdjęłam tych gwiazd. Minęło już siedem miesięcy od tamtego dnia, dziewiątego sierpnia, kiedy obiecałam sobie, że to zrobię.
Ale gwiazdy wciąż tu są.
Dowiedziałam się dopiero z telewizyjnych wiadomości. Wypadek z udziałem wielu pojazdów, osiem osób zabitych, kilkanaście rannych. Nigdy nie byłam dobra z matematyki, ale wiedziałam, że mama i Deneb powinny już przejechać ten odcinek autostrady, kiedy doszło do wypadku. Albo, co najwyżej, obie są wśród rannych. Nie dopuszczałam do siebie alternatywy.
Dalej trzymałam się najkorzystniejszych możliwości, nawet wtedy, gdy dostałam telefon ze szpitala.
Wzdycham i wyciągam rękę, żeby wyłączyć budzik. Potem wstaję z łóżka i wlokę się do łazienki. Ponieważ przed pójściem spać nie zmyłam makijażu, wokół oczu mam czarne obwódki od tuszu, przez co wyglądam jak szop pracz. Myję twarz i zbieram włosy w kucyk. Moje mięśnie są zmęczone i brakuje mi sił, by normalnie się poruszać.
Zasłonka do wanny leży na podłodze, bo mama zerwała ją tydzień temu i jeszcze nie byłam w stanie zawiesić jej ponownie. Nie ma już pasty do zębów, więc przed pracą będę musiała wyskoczyć do supermarketu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz otwierałam lodówkę, ale liczę, że mamy chociaż coś na śniadanie, bo nie uśmiecha mi się jechać na drugi koniec miasta z pustym żołądkiem.
Wracam do pokoju, żeby się ubrać i pościelić łóżko. Wczoraj zostawiłam na biurku otwarty notatnik, ale wolę nie wiedzieć, co napisałam. Byłam taka zmęczona, że wszystkie moje wspomnienia są niewyraźne. Rzucam ostatnie spojrzenie na gwiazdy na suficie i na łóżko, na którym spała Deneb, i przed wyjściem robię głęboki wdech. Chciałam odwlec ten moment najdłużej, jak się da, ale nie mogę wiecznie siedzieć w zamknięciu.
Witajcie w cudownym życiu Mai Allen.
Chociaż zegar wskazuje już dziesiątą rano, dom jest pogrążony w całkowitej ciemności, ponieważ ktoś zaciągnął wszystkie zasłony. Ostrożnie zamykam za sobą drzwi i włączam światło na korytarzu. Słyszę delikatny szmer telewizora, a na ścianie w salonie widzę niebieskie błyski. Wygląda to jak sceneria horroru, ale w pokoju dziennym nie czeka na mnie żaden ogromny morski potwór, jak w legendzie o Andromedzie, tylko moja matka.
Po wejściu do środka od razu otwieram okno i odsłaniam zasłony. Za moimi plecami mama wydaje z siebie jęk. Kiedy na nią patrzę, w gardle czuję ucisk, który prawie nie pozwala mi oddychać. Śpi na sofie w rozmemłanym ubraniu i z potarganymi włosami. Na podłodze walają się torebki po frytkach i puszki po piwie. Ten widok sprawia, że przewraca mi się w żołądku, a poczucie winy wciska się głęboko do trzewi.
Wczoraj pracowałam do późna. W piątkowe wieczory w barze są tłumy, więc do domu wróciłam dopiero o trzeciej nad ranem. Kiedy weszłam, mama była jeszcze trzeźwa. Próbowałam ją nakłonić, żeby położyła się do łóżka, ale zapewniła, że ma wszystko pod kontrolą. Oczywiście wiedziałam, że kłamie, bo ona nigdy nie ma niczego „pod kontrolą”, ale byłam zbyt zmęczona, żeby się kłócić.
Powinnam była bardziej nalegać.
– Mamo – szepczę, potrząsając nią delikatnie. Wydaje jęk i zaciska powieki. – Chodź, zaprowadzę cię do łóżka.
Nie otwierając oczu, przytakuje i pozwala sobie pomóc. Tak strasznie śmierdzi alkoholem, że aż pieką mnie oczy. Wkładam ramię pod jej kark i z trudem udaje mi się posadzić ją na sofie. Potem zbieram w sobie wszystkie siły, żeby ją podnieść. Całe szczęście, że jest chętna do współpracy. Zarzucam sobie jej rękę na ramiona i powoli ciągnę ją w stronę korytarza. Teraz jest to dla mnie łatwiejsze niż jeszcze kilka miesięcy temu. Boli mnie myśl, że to może przejść w nawyk.
– Nie powinnaś spać na sofie. – Ganię ją po cichu, widząc, jak trudno jej iść. Na pewno mocno bolą ją plecy.
– Zasiedziałam się – odpowiada i przeżuwa ślinę, jakby zaschło jej w ustach. Kiedy przechodzimy obok mojego pokoju, patrzy na zamknięte drzwi. – Twoja siostra jest w środku? Chcę, żeby poszła do… supermarketu, tak. Nie ma już piwa.
Czuję ukłucie w klatce piersiowej. Jest gorzej, niż sądziłam. Mimo że bardzo się staram, by łzy nie napłynęły mi do oczu, nie daję rady ich powstrzymać. Mrugam, żeby je ukryć, i oddycham z ulgą, kiedy wreszcie wchodzimy do jej sypialni.
Mama opada na łóżko wyczerpana, udaje mi się zdjąć jej buty, a potem przykrywam ją kocem, by nie zmarzła. Na chwilę wychodzę do kuchni po szklankę wody i tabletkę i obie rzeczy zostawiam na szafce nocnej.
– Weź to po przebudzeniu – mówię jej.
Chcę już odejść, ale łapie mnie za rękę. Kiedy się odzywa, oczy ma już prawie zamknięte, a jej głos jest szeptem.
– Dziękuję, Deneb.
Przełykam ślinę.
– Odpoczywaj, mamo.
Wychodzę z pokoju i zamykam za sobą drzwi. W klatce piersiowej wciąż czuję bolesny ucisk, ale nie mam już łez.
Myślę, że część mamy umarła w dniu wypadku. Ta druga część wciąż tu jest i użala się nad sobą. Wcześniej pracowała jako kucharka w barze szybkiej obsługi, ale ją zwolnili, a teraz chce, bym uwierzyła, że szuka pracy, podczas gdy obie wiemy, że tak nie jest. Całe dnie spędza w domu, żyjąc między sofą a łóżkiem. Czasem, kiedy siadamy razem do kolacji, opowiada mi o chłopaku, który doprowadził do wypadku.
Miał dopiero szesnaście lat. Wybrał się ze znajomymi na imprezę. Pił. Sądził, że jest na tyle trzeźwy, by usiąść za kółkiem, i wyjechał na drogę. Jego lekkomyślność wpędziła do grobu jego i jego znajomych. Chciałabym powiedzieć, że mi przykro, bo miał przed sobą całe życie, ale nie czuję niczego. Ten chłopak zniszczył moją rodzinę.
Kiedy to się stało, moja siostra miała tylko dwadzieścia dwa lata. Ona też miała jeszcze wszystko przed sobą.
Gdy zabieram się do sprzątania salonu, trzęsą mi się ręce. Biorę worek na śmieci i wrzucam do niego wszystkie puszki po piwie i resztki przekąsek. Wyłączam telewizor. Potem wracam do kuchni i energicznie myję ręce, jakbym mogła usunąć ze skóry wspomnienia z tego poranka i w ten sposób wyrzucić je z głowy, ale nie jest to możliwe.
Jak głosi legenda, Kasjopeja, królowa Etiopii, była tak piękna i próżna, że uważała się za lepszą od morskich nimf. Wściekły bóg Neptun posłał do jej kraju potwora. Jedynym sposobem na złagodzenie jego gniewu było oddanie potworowi księżniczki Andromedy. Dziewczynę przywiązano do skały na plaży i zmuszono do poddania się karze, na którą nie zasłużyła. Kiedy Andromeda sądziła, że zbliża się jej koniec, usłyszała głośny szum wiatru. Perseusz, półbóg, przybył na swoim skrzydlatym koniu, by ją uratować.
Przypuszczam, że mama i ja przypominamy Andromedę i Kasjopeję, tyle że ona uległa potworowi i tylko ja mogę utrzymać ją na powierzchni. W prawdziwym świecie nie istnieją półbogowie. Nie ma też nikogo, kto przybędzie ci na ratunek.
Przed wyjściem biorę telefon, klucze i trochę pieniędzy, szybko rzucam okiem na zawartość lodówki. Nie miałam ochoty wybierać się do supermarketu, ale zmieniłam zdanie. Potrzebuję wyjść stąd jak najszybciej. Pospiesznie schodzę po schodach z portyku i patrzę w niebo, które zapełniło się chmurami.
Kiedy próbuję otworzyć samochód, uświadamiam sobie, że w nocy zapomniałam go zamknąć, i przeklinam pod nosem. Mieszkamy w małym miasteczku i znamy wszystkich sąsiadów, ale nie lubię grzeszyć pewnością siebie. Wsiadam i uruchamiam silnik. Kiedy patrzę w lusterko wsteczne, żeby ruszyć, zaczynam krzyczeć tak głośno, że mój głos niesie się po całej okolicy.
W moim samochodzie śpi jakiś chłopak.2. POZNAJĄC LIAMA HARPERA
2
Poznając Liama Harpera
Liam
Wzdycham i mocno ściskam kierownicę. Zaparkowałem przed domem dwadzieścia minut temu i dziwne, że jeszcze nikt nie przyszedł, by mnie stąd wyciągnąć. Muzyka gra tak głośno, że słyszę ją nawet w aucie. Nie muszę się martwić o to, czy hałas przeszkadza sąsiadom. Znając mamę, na pewno zaprosiła całe osiedle.
Rozświetla się ekran telefonu leżącego na siedzeniu pasażera. Adam od rana przysyła mi wiadomości. Nawet ich nie przeczytałem. Tak naprawdę przez cały dzień nie korzystałem z telefonu. Rano go wyciszyłem, uprzedzając nieuchronną lawinę powiadomień, która miała nadejść. Jestem pewien, że tysiące osób wspomniało o mnie na Twitterze i Instagramie.
Liam Harper obchodzi urodziny i jego obserwujący wysyłają mu życzenia ze wszystkich stron świata.
A ja nie czuję nic.
Dziewiętnaście lat to nic wyjątkowego. Kiedy miałem szesnaście, marzyłem, żeby być pełnoletni, bo sądziłem, że stanę się „dorosły” i że moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Będę miał więcej swobody, będę się umawiał z dziewczynami, chodził do dyskotek i będę mógł pić alkohol i palić papierosy zawsze, kiedy najdzie mnie na to ochota. Rzecz w tym, że teraz, kiedy już to wszystko robię, moje życie jest tak samo żałosne jak wcześniej. Albo nawet jeszcze bardziej.
W końcu postanawiam odblokować telefon po raz pierwszy tego dnia. Dzięki zrzutom ekranu, które przysłał mi Adam, przekonuję się, że faktycznie, moje nazwisko rządzi na Twitterze. Są setki tweetów z życzeniami. Nie pamiętam, ile ich dostałem w zeszłym roku, ale liczby musiały gwałtownie spaść, bo Adam opatrzył zdjęcie komentarzem pełnym wyrzutu:
„Byłoby ich więcej, gdybyś nie zniknął na cały dzień”.
Nie cierpię tego, że on zawsze ma rację.
Adam wszedł do naszego życia, kiedy mama zatrudniła w swojej firmie nowego dyrektora do spraw komunikacji. Jest projektantką mody i jej marka jest już znana w Anglii i za granicą. Kiedy człowiek znajduje się w centrum zainteresowania, musi dbać o swój wizerunek. Adam miał jej tylko doradzać, a ostatecznie się z nią ożenił.
Teraz jest moim ojczymem. Wciąż pełni także funkcję naszego „agenta”, a od kiedy wyrobiłem sobie nazwisko na YouTubie, nie ma sposobu, żeby zostawił mnie w spokoju. Gdyby to ode mnie zależało, zachowałbym swoją tożsamość w tajemnicy. Chciałbym być zwyczajnym chłopakiem, który wrzuca do internetu różne głupoty, ale raczej nie mogłem na to liczyć. Mama zobaczyła we mnie szansę na poszerzenie grona swoich klientów i od kilku lat wszyscy moi obserwujący wiedzą, że jestem jej synem. Pojawiła się nawet w paru moich filmikach.
Każda plama na moim wizerunku wpłynęłaby negatywnie na jej wizerunek. Właśnie dlatego Adam ciągle mi przypomina, jak mam się zachowywać i czego nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno mi robić. Ma taką obsesję, że aż dziwne, że tak długo zwlekał z wyrzuceniem mi, że moje profile w mediach społecznościowych są martwe od wielu godzin.
Szczerze mówiąc, uśmiechanie się do kamery to ostatnie, na co mam teraz ochotę. Wiem jednak, że nie mam innego wyjścia, więc przeglądam się w lusterku wstecznym i mierzwię dłonią burzę loków. Potem włączam oświetlenie wewnętrzne, biorę telefon i zaczynam nagrywać.
Zajmuje mi to tylko trzydzieści sekund. Jestem już tak przyzwyczajony, że wychodzi dobrze za pierwszym razem. Witam się, dziękuję za wszystkie życzenia i żegnam się z czarującym uśmiechem. Nagranie publikuję na moich stories na Instagramie, a potem wchodzę na Twittera i lajkuję kilka tweetów od moich obserwujących. Wszystkie wydają się jednakowe, więc nie zawracam sobie głowy czytaniem do końca choćby jednego. Jeśli ktoś by się o tym dowiedział, pomyślałby, że jestem dupkiem. No cóż. Miałby rację. Jestem dupkiem i co z tego? Tak wygląda życie w realu. Żadna z tych osób nie zna mnie naprawdę. Po co mieć miliony obserwujących w internecie, skoro jak przychodzi co do czego, czuję się kompletnie samotny?
Jeszcze raz przeglądam się w lusterku, poprawiam kołnierzyk bluzy, zmuszam się do jednego z moich najlepszych uśmiechów i wysiadam z samochodu. Mieszkamy na prywatnym osiedlu w Londynie, mury otaczające posesję są wysokie na ponad dwa metry. Wciąż się zastanawiam, do czego służą, bo nie przeszkodziły w tym, żeby tego wieczoru mój dom zapełnił się obcymi.
Nietrudno jest mi przemknąć niezauważonym. Idę szybko między ludźmi, nie patrząc na nikogo, i wzdycham z ulgą, gdy w tłumie dostrzegam znajomą twarz. To atletycznie zbudowana kobieta, której ramiona są trzy razy szersze od moich. Odpowiada za bezpieczeństwo na wszystkich imprezach mamy. Ponieważ jest ubrana w uniform, bardzo wątpię, by przyszła bawić się na przyjęciu.
– Spóźniłeś się – rzuca z poważną miną, kiedy podchodzę.
Posyłam jej zarozumiały uśmiech.
– Czekanie jest najlepsze.
W środku muzyka gra głośniej. Gdybym to ja organizował tę imprezę, załatwiłbym ekipę oświetleniową, żeby stworzyć lepszy klimat. Mama wolała włączyć żyrandole zwisające z sufitu i nadać przyjęciu bardziej wyrafinowany charakter, co wyraźnie pokazuje, jakie są jej prawdziwe intencje. Moje urodziny to tylko kolejna okazja, żeby zaprosić partnerów biznesowych i influencerów, z którymi mogłaby współpracować w przyszłości.
Zastanawiam się, czy nasi goście też uznają, że impreza jest nudna jak flaki z olejem. Nie dziwi mnie widok telefonów w górze. Zazwyczaj spotkanie z innymi osobistościami znanymi z internetu jest równoznaczne z nagrywaniem nawet najmniejszych szczegółów, żeby potem wrzucić je do sieci. Rozpoznaję twarze kilku znanych youtuberów, do których Adam pewnie poradziłby mi podejść, ale nie jestem w nastroju. Mój salon jest pełen ludzi, a nie widzę żadnego z moich kumpli.
Żadna z tych osób nie przyszła do mnie.
Dawniej wcale bym się tym nie przejął. Liam sprzed roku wszedłby tu, robiąc z siebie błazna, i w mig przekonałby do siebie wszystkich obecnych. Potem wybrałby się z kumplami do dyskoteki, a następnego poranka obudziłby się skacowany w łóżku jakiejś poznanej w nocy dziewczyny. Wróciłby do domu, żeby stanąć przed kamerą i gadać jakieś bzdury, a później cały proces powtarzałby się od początku. Dzień po dniu, dzień po dniu i tak dalej. Aż to wszystko straciłoby sens.
W tym roku moje dziewiętnaste urodziny zbiegły się w czasie ze zgromadzeniem dwunastu milionów subskrybentów na YouTubie. Adam zaproponował, byśmy uczcili to w wielkim stylu, ale stanowczo odmówiłem. Chciałem tylko, żeby przez kilka dni wszyscy zostawili mnie w spokoju, a zamiast tego dostaję tę imprezę.
Chociaż podchodzi do mnie kilku znajomych, nawet się nie zatrzymuję, tylko idę prosto na tylne patio. Wita mnie zimny podmuch, na niebie nie widać ani jednej gwiazdy. Biorę haust świeżego powietrza, jakbym dusił się w środku.
– Teraz raczyłeś się zjawić? – Ktoś wzdycha za moimi plecami. – Palant. Tyle osób całuje ci dupę, że nie zamierzam składać ci życzeń.
Po raz pierwszy tego wieczoru na moich ustach pojawia się szczery uśmiech.
Evan jest moim najlepszym przyjacielem od niepamiętnych czasów. Jesteśmy jak bracia. Był przy mnie, kiedy otworzyłem swój kanał na YouTubie, pojawił się w wielu moich filmikach, a potem postanowił otworzyć własny. Niedawno dobił do siedmiu milionów subskrybentów. Może i jego kanał nie rósł tak szybko jak mój, ale tworzy naprawdę wartościowe treści i jest dumny ze swoich osiągnięć. No i znacznie lepiej ode mnie radzi sobie z tą całą „popularnością”. Z każdym dniem nabieram coraz większej pewności, że jest do tego stworzony.
Odwracam się do niego i pozwalam, by uścisnął mnie tak, że niemal trzeszczą mi kości. Potem odpycham go ze śmiechem i w żartach wymieniamy parę ciosów.
– No i? Jak się czujesz jako dziewiętnastolatek? – pyta, po czym mierzy mnie wzrokiem z góry na dół. – Jestem rozczarowany, stary. Wyglądasz na takiego samego dupka co wczoraj.
– Czułbym się lepiej, gdybyśmy mieli alkohol.
– No jasne, że mamy alkohol. – Łapie mnie za ramię i ciągnie. Kiedy zauważa, że nie przestaję rozglądać się dookoła, dodaje z grymasem: – Wiesz, że bardzo szanuję twoją matkę, ale jej przyjaciele mnie przerażają. Widziałem dziewczynę ubraną jak papuga.
– One się przynajmniej myją.
– Stary, przestań się już czepiać.
Znowu się uśmiecham. Kilka miesięcy temu Evan wymyślił sobie, że przez tydzień nie będzie brał prysznica, a potem nagrał filmik w takim stanie i wrzucił go do internetu. Oczywiście jego obserwującym niezbyt spodobał się ten pomysł.
– A skoro o mojej matce mowa, wiesz, gdzie ona jest? Nie da się jej znaleźć w tym tłumie.
Przyjaciel kręci głową.
– Nie, ale wcześniej widziałem Adama, jak rozmawiał z Michelle.
– No tak – odpowiadam i nagle się spinam. Evan zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, więc szybko zauważa zmianę mojego nastroju.
– Spróbuj myśleć o czymś innym, okej? Tylko dziś. – Zachęca, uderzając mnie ramieniem. – Baw się, stary. Nie co dzień kończy się dziewiętnaście lat.
Przytakuję roztargniony i pozwalam, żeby poprowadził mnie w stronę basenu. Evan nie przestaje się uśmiechać do gości. Porusza się swobodnie, bo w takich sytuacjach czuje się jak ryba w wodzie. Cieszy się też większą wolnością niż ja. Odkąd przeprowadził się do Londynu na studia, jest panem swojego życia i sam podejmuje decyzje. Naukę łączy z YouTube’em, bo to go uszczęśliwia. A przede wszystkim nikt nie kwestionuje każdej rzeczy, jaką postanawia opublikować, choćby była najbardziej absurdalna.
Pod tym względem się różnimy. Po pierwsze dlatego, że Adam tak mnie ciśnie, że nie mogę nawet odetchnąć. I także dlatego, że w głębi duszy spodziewałem się, że mama się wścieknie, kiedy jej powiem, że chcę rzucić naukę. Ale nie zrobiła tego. Przeciwnie – nawet mnie do tego zachęcała.
Idziemy w stronę sof przy basenie, gdzie zwykle zalegają moi kumple. Zazwyczaj jest nas czterech, ale kiedy tam docieramy, widzimy tylko Maxa. Zrywa się na równe nogi i podchodzi do nas z uśmiechem. Fajnie, że się zjawił, choć tak naprawdę nie łączą nas zbyt bliskie relacje. Ale przynajmniej wiem, że przyszedł tu dla mnie.
– Starzejesz się, co? – mówi na powitanie.
– Dziewiętnaście lat, stary – odpowiada Evan, klepiąc mnie po plecach. – A wydaje się, jakby zaledwie wczoraj wsadzał sobie ołówki do nosa.
Przewracam oczami, a Max uśmiecha się szyderczo.
– Wszystkiego najlepszego, Liam – mówi. – Przytuliłbym cię, ale nie przy ludziach.
Evan kiwa głową z poważną miną.
– Musimy dbać o naszą reputację.
– Walcie się.
Obaj wybuchają śmiechem. Udaję, że się złoszczę, ale tak naprawdę nie mogę powstrzymać uśmiechu. Akurat wtedy, gdy zaczynam odzyskiwać nadzieję na ten wieczór, odwracam się i zauważam ją w tłumie.
Oto kolejny powód, dla którego nie chciałem tu przychodzić.
Michelle i ja poznaliśmy się w zeszłym roku na pewnym evencie. Ona prowadziła relację na żywo na Instagramie, a Evanowi i mnie strzelił do głowy cudowny pomysł, by wydurniać się za jej plecami. Jej obserwujący oszaleli, kiedy poprosiła, bym do niej dołączył i powiedział coś sensownego. Rozeszły się plotki, że ze sobą flirtujemy, i Adam dostrzegł w tym szansę.
Michelle wyrobiła sobie markę w mediach społecznościowych za sprawą cierpliwości i ciężkiej pracy. Chce być projektantką, tak jak moja mama, i na razie zajmuje się w internecie poradami w kwestiach mody. Liczby nie kłamią, jest dobra w tym, co robi. Pewnego popołudnia Adam zaprosił ją do domu i zaproponował nam układ, na który nigdy nie powinienem był się zgodzić.
Żadnych uczuć, żadnego zaangażowania. Prywatnie mieliśmy być przyjaciółmi, ale publicznie mieliśmy udawać parę i zyskać rozpoznawalność dzięki popularności tego drugiego. Nasz plan miał wszystko, by się powieść. Mieliśmy zrewolucjonizować media społecznościowe.
Ale się w niej zakochałem.
A Michelle zaczęła się spotykać z jednym z moich najlepszych kumpli.
Kiedy widzę, że idzie w moją stronę w sukience według jednego z najnowszych projektów mamy, czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Każdy zwróciłby uwagę na to, jak sukienka dopasowuje się do jej cudownych kształtów, ale ja nie odrywam wzroku od jej oczu. Staje przede mną z uśmiechem.
– Wszystko mi jedno, ile masz lat, zawsze będziesz knypkiem. Wiesz o tym, prawda? – pyta w żartach.
Zakrawa na ironię, że mówi do mnie w taki sposób, biorąc pod uwagę, że jestem od niej wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów. Ale nie wspominam o tym.
– Jesteś tylko o rok starsza, a już uważasz się za dojrzalszą.
– O dojrzałości porozmawiamy wtedy, gdy przestaniesz walić pięściami w ścianę jak jakiś troglodyta.
Powstrzymuję uśmiech.
– Wiesz, że tego nie robię.
– Wszyscy to robicie.
Spodziewa się, że zaprzeczę, ale chociaż nie ma racji, postanawiam odpuścić.
– Przepraszam, co powiedziałaś? – pytam ironicznie, podnosząc rękę do ucha. – Życzysz mi wszystkiego najlepszego? Och, dzięki, Michelle, jesteś bardzo miła.
Popycha mnie ze śmiechem.
– Nie potrzebujesz więcej życzeń.
Wzruszam ramionami.
– Życzeń nigdy za wiele.
Przez kilka chwil patrzymy na siebie w milczeniu, aż w końcu ona się uśmiecha i wyjmuje z torebki telefon. Odwracam wzrok, nagle czuję zakłopotanie. Dobrze wiem, co się zaraz wydarzy.
– Instagram? – sugeruje Michelle. Udaję, że mnie to nie rusza, i zachowuję się jak gdyby nigdy nic.
– Tylko żebym ładnie wyszedł.
Oczywiście. Michelle jest prawdziwą ekspertką. Staje obok mnie, kładzie moją rękę na swoich ramionach i daje mi buziaka w policzek, by zrobić zdjęcie. Uśmiecham się, nie patrząc w kamerę, żeby wyglądało naturalniej. Kiedy już jest gotowe, odsuwa się, nie odrywając wzroku do telefonu.
– Przystojniak – mówi żartobliwym tonem. Pisze coś, a potem pokazuje mi fotkę. – Jest okej?
Staram się, żeby moja mina nie zdradziła huraganu emocji, które miażdżą moją klatkę piersiową. Po prostu przytakuję i usiłuję nie przywiązywać wagi do tego, co napisała u góry, bo wiem, że tak naprawdę wcale tak nie czuje.
„Szczęśliwej dziewiętnastki, skarbie. Kocham cię”.
Wtedy zjawia się Max i obejmuje ją od tyłu. Michelle się wzdryga i nerwowo rozgląda dookoła, czy przypadkiem ktoś na nas nie patrzy. Jestem ciekaw, jak on się z tym wszystkim czuje. To nie może być nic przyjemnego, kiedy twoja dziewczyna udaje, że spotyka się z jednym z twoich kumpli. Muszą trzymać swój związek w tajemnicy, bo gdyby to wyszło na jaw, zrobiłby się wielki skandal. „Tylko u nas: Liam Harper zdradzony przez swoją dziewczynę i przez najlepszego przyjaciela!”
Oni idą razem do domu, a ja siadam z Evanem, który świetnie mnie zna i od razu podaje mi drinka. Wypijam jednym haustem i krzywię się, gdy alkohol przelatuje mi przez gardło. Potem rozglądam się i uświadamiam sobie, że oszukuję samego siebie. Nie mogę już dłużej.
To wszystko, moje życie, to przesada. Impreza, moja matka, Adam, Michelle, Max, dwanaście milionów subskrybujących, którzy oczekują, że codziennie będę wrzucał filmiki, zdjęcie, na którym Michelle kłamie, pisząc, że mnie kocha, tysiące tweetów z życzeniami, których i tak jest za mało, to, że brak mi pomysłów, a przede wszystkim świadomość tego, że w niczym nie przypominam już chłopaka, który rok temu uśmiechał się do kamery.
Spełniłem wszystkie swoje marzenia.
I jestem cholernie nieszczęśliwy.
To, co wcześniej było moją pasją, zamieniło się w koszmar.
Evan jest jedyną osobą, z którą się żegnam przed wyjściem z ogrodu. Idę do kuchni i biorę butelkę wódki. Po chwili flaszka leży na tylnym siedzeniu auta, a ja po prostu jadę przed siebie. Wybiorę się do jakiegoś hotelu. Albo gdziekolwiek. Byle tylko z dala od świata. Evan ma rację: powinienem o wszystkim zapomnieć i dobrze się bawić, przynajmniej tego wieczoru.
Życie Liama Harpera może zaczekać do jutra.
Ostatecznie nie co dzień kończy się dziewiętnaście lat.3. INTRUZ
3
Intruz
Maia
No to świetnie. Może on nie żyje.
Przyklejam nos do szyby i staram się coś dojrzeć. Wysiadłam z samochodu tak szybko, że nie przyjrzałam się intruzowi. Tak się wystraszyłam, że teraz serce wali mi jak młot i mam przyspieszony oddech. Próbuję się uspokoić, bo w miarę możliwości muszę działać rozsądnie.
Nie chcę się chwalić, ale mam mocne płuca, więc mój krzyk musiał był słyszalny w całej okolicy. Dlatego dziwię się, że koleś nawet nie drgnął. Przychodzą mi do głowy tylko dwie możliwości: albo nie żyje, albo jest nieprzytomny, i szczerze mówiąc, nie wiem, która z nich jest gorsza. Martwe ciało znalezione w samochodzie w sobotni poranek to jak scena wyjęta prosto z horroru, zgoda, ale co, jeśli się obudzi i okaże się niebezpieczny?
Szyby są matowe i widzę tylko samą postać. Wygląda normalnie, nie jest ani zbyt krępy, ani wyjątkowo chudy, na pewno dość wysoki, bo jest oparty o przeciwległe okno, a jego długie nogi zajmują całe siedzenie. Nie rusza się ani o milimetr i możliwe, że nie oddycha. Wcześniej myślałam o tym, by zadzwonić na policję, ale mieszkam w małej miejscowości i nie wiem, ile zająłby im przyjazd. Szkoda, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Okolica jest pusta. Przypuszczam, że sąsiedzi dalej śpią. Kto to wie.
Przełykam ślinę i wizualizuję sobie to, co zamierzam zrobić.
Starając się nie hałasować, otwieram drzwi samochodu. Chłopak porusza się we śnie. Wstrzymuję oddech. Na szczęście od razu zaczyna chrapać, jak gdyby nigdy nic. Jestem tak przyzwyczajona do tego zapachu, że wyczuwam go dopiero po dłuższej chwili. On nie jest nieprzytomny, a tym bardziej martwy. Po całych nocach serwowania drinków woń wódki rozpoznam wszędzie.
Koleś jest pijany jak bela.
Nachylam się, by przyjrzeć mu się dokładniej, i przełykam ślinę. Cholera. Na pewno jesteśmy w podobnym wieku. W sierpniu skończyłam osiemnaście lat, a ten chłopak jest co najwyżej rok albo dwa lata ode mnie starszy. Każdy by zauważył, jaki jest przystojny. Na głowie ma pełno ciemnych, dzikich loków, które opadają mu na czoło, przez co nie mogę zobaczyć oczu; ma prosty nos i ostre rysy.
Masa emocji zagnieżdża się w moim brzuchu. Szybko odwracam wzrok. Dobra, powinnam skupić się na tym, co ważne.
Jak, do cholery, ten koleś znalazł się w moim samochodzie?
Oraz, co jest jeszcze pilniejsze: jak mam go stąd wyciągnąć?
Ten chłopak o wzroście metr osiemdziesiąt, który nie przestaje chrapać w moim samochodzie, kompletnie pokrzyżował mi plany. Powinnam już być w supermarkecie. Patrzę na niego, przygryzając wargę, i zastanawiam się, czy mam go obudzić, czy nie. Ma na sobie dżinsy, które idealnie leżą na biodrach, i bluzę z kapturem. Ale to, że podoba mi się jego styl ubierania (i że jest przystojny), wcale nie oznacza, że jest nieszkodliwy.
Przysuwam się, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Wtedy znajduję odpowiedź na wszystkie moje pytania, mam ją tuż przed moimi oczami: jego telefon.
Zasnął, trzymając go w dłoni. Jego ręka jest ułożona w taki sposób, że telefon leży na zagłówku. Najlogiczniej byłoby wyjąć go od strony bagażnika, ale zamek zaczął szwankować w zeszłym tygodniu, więc nie chcę ryzykować. Zaciskam usta. To fatalny pomysł, ale nie mam innego wyjścia. Tak czy inaczej, chyba ma twardy sen. Przy odrobinie szczęścia nie obudzi się.
Dam radę.
Nie zastanawiam się dłużej i wsadzam nogę do środka. Nabieram powietrza i odpycham się, aż znajduję się na siedzeniu. Umieszczam kolano między jego rozłożonymi nogami i nakazuję sercu, by się uspokoiło, bo zaraz wyrwie mi się z piersi, a jednocześnie wyciągam się, jak tylko mogę, żeby dosięgnąć telefonu. Kiedy muskam go opuszkami palców, zdaje mi się, że słyszę chór śpiewający _Hallelujah_.
Nagle Pan Pijany porusza się we śnie, a jego ręka opada pod własnym ciężarem i ląduje obok mojego kolana. Podskakuję tak, że uderzam głową o sufit samochodu. Choć zrobiłam sobie krzywdę, ledwo czuję ból, bo w tej chwili nie myślę jasno. Jestem uwięziona między jego kończynami i wpadam w panikę. Muszę się stąd wydostać. Natychmiast. Cofam się niezdarnie, opierając rękę gdzie popadnie, bez zastanowienia. Kiedy wreszcie mam nogi na ziemi, zamykam drzwi z hukiem.
Czuję, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Cholera, cholera, cholera.
Wszystko przez głupi telefon.
Daję sobie kilka chwil na złapanie oddechu, a potem włączam urządzenie. Trzęsą mi się ręce. Wyskakuje powiadomienie, bo ma prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń, ale nie będę mogła sprawdzić, kto dzwonił, dopóki nie wstukam hasła. Muszę znaleźć kontakt pod nazwą „mama” albo „tata”, żeby zadzwonić i zapytać, kto to w ogóle jest i dlaczego znalazł się w moim samochodzie.
Próbuję kilku absurdalnych kombinacji, jak poczwórne zero albo „jeden, dwa, trzy, cztery”. Wszystkie są niepoprawne i w końcu blokuję kartę. Klnę. Czekam niecierpliwie, aż minie dwadzieścia pięć sekund, kiedy nagle ekran staje się czarny.
Próbuję włączyć ponownie, ale to na nic. Bateria rozładowana. Ekstra.
Gdyby nie wyglądał na drogi, rzuciłabym tym złomem o ścianę.
Zaciskam powieki i próbuję zachować spokój. Znowu przytrzymuję przycisk zasilania, modląc się, żeby zadziałał. Akurat wtedy słyszę stukanie w szybę i ze strachu telefon o mało nie wylatuje mi z rąk. Odwracam się z sercem w gardle.
Już nie śpi.
Panika miażdży mi płuca. Cofam się kilka kroków, nie spuszczając wzroku z auta. Znowu stuka w szybę, coraz bardziej ponaglająco, ale ja się nie ruszam – jedynie przełykam ślinę. Podczas gdy on może mnie dokładnie widzieć, ja z trudem dostrzegam jego twarz. Próbuje otworzyć drzwi, ale nie udaje mu się to, a ja zaczynam przeklinać samą siebie. Nie pamiętam, żebym go zamykała.
Najpierw w moim samochodzie był śpiący chłopak, a teraz jest uwięziony.
Sytuacja robi się coraz gorsza.
On powoli opuszcza szybę.
– Wypuścisz mnie?
Wzdrygam się, słysząc jego głos.
Jest głęboki i szorstki. Czuję, że żołądek wywraca mi się na drugą stronę, ale dochodzę do wniosku, że to przez tę całą absurdalną sytuację. Jego duże niebieskie oczy patrzą na mnie z niecierpliwością. Choć otwieram usta, nie mam pojęcia, co powiedzieć, i tylko potrząsam głową. On wzdycha. Dosłownie chwilę potem odpycha się rękami, żeby wyjść przez okno.
O. Mój. Boże.
Cofam się tak szybko, na ile pozwalają mi nogi. To zwinny chłopak, ale jest jeszcze pod wpływem alkoholu. Kiedy stawia stopy na ziemi, zatacza się i chwyta się samochodu, żeby się nie przewrócić. Zgina się wpół i kładzie sobie dłonie na skroniach. Boli go głowa. Innymi słowy: ma kaca.
– Kim jesteś? – wypalam bez zastanowienia.
Nie wiem, jakim cudem wydusiłam te słowa. Nie chcę, by wiedział, że mnie onieśmiela, więc zakładam ręce na piersi i marszczę czoło, czekając na odpowiedź. Pan Pijany patrzy na mnie z grymasem.
– Co?
Zaczynam się coraz bardziej niecierpliwić.
– Zapomniałeś, jak się nazywasz?
– My się znamy? – pyta, prostując się z trudem.
Rzeczywiście, jest ode mnie wyższy o jakieś dziesięć centymetrów. Brodę nadal trzymam wysoko, aby pokazać pewność siebie. Nie przestaję tupać nogą, ale przy odrobinie szczęścia może tego nie zauważy.
– Spałeś w moim samochodzie – przypominam mu, wskazując głową pojazd. – Tak więc to ja zadaję tu pytania.
Tak mocno marszczy czoło, że cała jego twarz się ściąga. Patrzy na auto, a potem na mnie i powtarza tę sekwencję kilka razy.
– W twoim samochodzie? – dziwi się. Przytakuję, jakby to było oczywiste, a on łapie się za głowę. – Szlag, co ja, do cholery, robiłem w nocy?
Postanawiam opuścić nieco gardę. Wydaje się tak zdezorientowany, że trudno mi uznać go za zagrożenie. Obserwuję go w milczeniu, aż opuszcza ręce i pyta:
– Byłaś ze mną?
– Nie, nawet nie wiem, kim jesteś.
Przytakuje, nie zwracając na mnie większej uwagi.
– Możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy?
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? On nie jest stąd. Znam wszystkich mieszkańców tego zadupia. Gdyby mieszkał tu ktoś choćby w najmniejszym stopniu do niego podobny, przypomniałabym sobie.
– Milnrow. – Nie reaguje, więc dodaję: – Anglia.
– Raczej trudno byłoby mi wyjechać z kraju.
Wkurzam się, bo to był sarkazm. Przewracam oczami i usiłuję zachować dystans. On tymczasem przeszukuje kieszenie. Klnie pod nosem.
– Zgubiłem telefon.
– Tutaj jest.
Ignoruję jego spojrzenie, w którym widać mieszankę dezorientacji i wyrzutu, i podaję mu go. Jego palce przypadkowo muskają moje, co sprawia, że natychmiast się odsuwam. Na szczęście jest zbyt skoncentrowany na włączeniu telefonu, by to zauważyć. Szybko się przekonuje, że jest rozładowany, i prycha wkurzony.
Powinnam mu powiedzieć, że ma ze dwadzieścia nieodebranych połączeń, ale nie chcę, by wiedział, że węszyłam.
– Szlag. – Podnosi wzrok. – Nie masz przypadkiem ładowarki?
Uciekam wzrokiem, bo nie czuję się swobodnie, patrząc mu w oczy. Ale tylko pogarszam sytuację, bo nagle zerkam na jego szerokie ramiona, a kiedy moje spojrzenie wędruje dalej w dół i napotyka pasek w dżinsach, które niebezpiecznie przylegają do jego bioder, czuję, że mam sucho w ustach.
Wzdrygam się i pospiesznie myślę o czymś innym. Mój głos staje się jeszcze bardziej oschły, o ile to w ogóle możliwe.
– Nawet nie wiem, kim jesteś. Masz mi wyjaśnić, co, do cholery, robiłeś w moim samochodzie.
Obserwuje mnie w milczeniu przez kilka długich sekund i obawiam się, że zauważył, jak lustrowałam go od stóp do głów. Ale tylko potrząsa głową.
– Niczego nie pamiętam. – Nagle na jego twarzy pojawia się zdziwienie i chłopak marszczy czoło. – Chwila, co powiedziałaś?
– Zapytałam, co robiłeś w moim samochodzie.
– Nie, wcześniej.
– Chcę wiedzieć, kim jesteś.
Teraz wygląda na jeszcze bardziej zaskoczonego.
– Nie wiesz, kim jestem? – pyta, przyswajając tę wiadomość ze zdumieniem, a potem kręci głową, jakby nie dopuszczał takiej możliwości. – Słuchaj, jeśli udajesz, że mnie nie znasz, żeby mnie nie przestraszyć, to lepiej, żebyś wiedziała, że…
Zauważa zmianę w moim wyrazie twarzy i nie kończy zdania. Patrzę na niego z niedowierzaniem. O co mu chodzi?
– Udaję? – powtarzam. Wydaje mi się to tak surrealistyczne, że trudno mi w to uwierzyć. Moglibyśmy dalej tak dyskutować, ale po co? Wysiadł już z mojego samochodu. Już nic więcej od niego nie potrzebuję. – Wiesz co? Nieważne. Tylko tracę przez ciebie czas.
Rozmawiamy zaledwie kilka minut, a już jestem w złym humorze. Oczywiście traci na atrakcyjności, gdy tylko otworzy usta. Postanawiam, że to absurdalne zdarzenie musi się tu zakończyć, i omijam go, idąc do drzwi od strony kierowcy.
Kiedy łapie mnie za ramię, serce zaczyna mi walić jak młot.
– Czekaj – prosi, ciągnąc mnie, abym się odwróciła. – Potrzebuję pomocy, okej? Nie wiem, gdzie jestem ani jak się tu dostałem. Mam rozładowany telefon i…
– To nie mój problem.
Szarpię ramieniem, żeby mnie puścił. Na dziś już mi wystarczy. On jednak nie zamierza się poddać. Otwieram drzwi samochodu, a on zamyka je ponownie.
– Potrzebuję tylko ładowarki. Wykonam jeden telefon i spadam.
Mam złe przeczucia. Musi wyczuwać, że znowu odmówię, bo podnosi ręce i dodaje:
– Jestem niegroźny. Możesz mnie przeszukać, jeśli chcesz.
Tak jak myślałam, to dupek.
– Wypróbuj ten numer na moich sąsiadach. Na pewno będziesz miał więcej szczęścia.
Im szybciej odjadę, tym szybciej dotrę do supermarketu, a potem będę mogła znowu zamknąć się w swoim pokoju. Otwieram drzwi, ale on znowu je zamyka. Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Odwracam się do niego, powstrzymując chęć rozwalenia mu głowy o szybę. On jednak nic sobie z tego nie robi. Podaje mi rękę.
– Jestem Liam. – Milknie. – Harper.
Nie wiem, czy oczekuje, że zareaguję w jakiś szczególny sposób, ale zakładam ręce na piersi i tylko patrzę na jego wyciągniętą dłoń.
– Proszę – dodaje ciszej.
Czuję ukłucie litości. To jasne, że ani myśli się poddawać, i chociaż działa mi na nerwy, skończymy to wcześniej, jeśli przestaniemy przerzucać się słowami. Przytakuję i podejmuję decyzję, choć wiem, że będę jej żałować.
– Dziesięć minut. – W końcu ustępuję. – I ani minuty więcej.
Kiedy na niego spoglądam, widzę, że na jego twarzy coś się zmieniło. Nie wiem, kim on jest, ale zastanawiam się, czy istnieją gwiazdozbiory inspirowane takim uśmiechem jak ten jego.