- W empik go
Babukar szedł przodem - ebook
Babukar szedł przodem - ebook
Za nimi jest czas drogi przez połowę Afryki i Morze Śródziemne, teraz są w czasie oczekiwania, zawieszenia między nadzieją, że ich prośba zostanie przyjęta i lękiem przed odrzuceniem.
Babukar, Ousman, Yaya i Robert – dwóch z nich czeka na pierwszą rozprawę przed komisją, trzeci odwołuje się do sądu cywilnego, bo jego wniosek nie został zaakceptowany, tylko Babukar uzyskał ochronę humanitarną – przez pewien czas może żyć bez strachu. Dlatego zawsze idzie przodem.
Cała czwórka postanawia pojechać w weekend pociągiem nad morze, z Perugii na plażę Falconara Marittima. Ta podróż to zapis pozornie nie znaczących wydarzeń: spotkań, obsesji, wizji, meczów piłkarskich, zmiennych relacji (rozumianych również przez pryzmat zależności między ich rodzimymi językami a urzędowym włoskim), ale też konfliktów, na przekór którym czwórka przyjaciół zawsze się odnajduje, idąc gęsiego ulicami prowincji środkowych Włoch, jakby wrócili do Afryki.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-965236-5-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
/
Babukar szedł przodem. Tuż za nim podążał Yaya, a kilka metrów dalej pozostała czwórka: Robert, Ousman i obaj Mohamedzi. Mijali znajdujące się po bokach drogi zakłady przemysłowe i pola słoneczników, potem pojawiły się ogródki i pierwsze zabudowania miasteczka. Szybko mknące południową porą samochody owiewały ich podmuchem powietrza, mieli na sobie czyste ubrania, tanie trampki, jasne dżinsy, a w dłoniach komórki. W reklamówce, którą Babukar niósł pod pachą, prześwitywały ręczniki i grzebień. Duży Mohamed niósł wyglądającą na prawie pustą czarną shopperkę Umbria Jazz, przewieszoną ukośnie przez ramię. Wszyscy szli z pochylonymi głowami, z plecakami na ramionach, Ousman i Mały Mohamed co jakiś czas wymieniali kilka słów po wolofsku. Pozostali słuchali muzyki, nie odzywając się i tylko wzrokiem wskazywali sobie, w którą stronę iść. Kiedy dotarli do końca drogi, Babukar dał znak, by się zatrzymać, i cała szóstka przystanęła przed barem na rogu placyku. Babukar przeciągnął ręką po bujnych włosach, jakby gęstej czarnej gąbce przyklejonej do czerni twarzy.
– Teraz tędy. Tam na nas czekają – powiedział, wskazując ulicę prowadzącą w głąb miejscowości.
Pięć minut później ich oczom ukazał się duży park, z drewnianym ogrodzeniem, placem zabaw dla dzieci i długimi drewnianymi stołami, schowanymi pod wysokimi zadaszeniami. Nieco dalej szpalery topoli znaczyły koryto Tybru. Pozostali już byli na miejscu, wraz z wielkimi torbami postawionymi na jednym ze stołów, i na ich widok zaczęli wymachiwać rękami.
Pierwsze, co zrobił Babukar, to podszedł do Mariam spytać, czy jej się tu podoba. Przytaknęła, nie podnosząc oczu znad ekranu komórki. Krótka niebieska sukienka odsłaniała jej zgrabne nogi w orzechowym kolorze. Babukar usiadł obok i przez chwilę nie odzywał się, próbując wymyślić, co dalej. Pozostali wymieszali się już z resztą towarzystwa, ktoś zaczął nakrywać do stołu, rozstawiając miski i garnki pełne warzyw i ryżu. Potem Babukar zapytał o Ibrahima. Ktoś ręką wskazał mu chłopaka, który przy drugim końcu stołu rozmawiał przez telefon, ale Babukar odparł, że chodzi mu o innego Ibrahima, i wtedy usłyszał, że tamten Ibrahim w ogóle się nie pojawił.
– Co ty pieprzysz? – odparł na to, wybałuszając oczy i przelotnie rzucając spojrzenie w stronę Mariam, która jednak wcale ich nie słuchała.
Ten, który mu odpowiedział, podszedł bliżej i wyjaśnił, że Ibrahim miał co innego do roboty. Babukar zaczął nerwowo krzywić usta i trochę podnosząc głos, powiedział, że przecież umawiali się inaczej, a on obiecał już pozostałym, że po obiedzie pójdą do znajomego Ibrahima na basen. Pokazał reklamówkę z ręcznikami i z przerażeniem pomyślał o reakcji Mariam, której obraz w kostiumie kąpielowym właśnie rozpływał się w powietrzu. Chłopak wzruszył ramionami, a ktoś inny powiedział, żeby się tak nie przejmował, bo czego nie da się zrobić dziś, będzie można zrobić jutro. Babukar pokręcił głową i splunął, poczuł, jak zaciska mu się żołądek, i wydało mu się, że stercząca do góry czupryna oklapła mu całkiem na czoło. Sprawdził ręką – była wciąż na swoim miejscu, zebrał się więc na odwagę, żeby pomówić z Mariam. Tym razem uniosła głowę, uśmiechnęła się i zapewniła, że nie jest zawiedziona. Dodała, że wobec tego powie też pozostałym dziewczynom, żeby nie przychodziły, co Babukara w ogóle nie obchodziło, tym bardziej że tamte i tak nigdzie nigdy nie przychodziły, ani po prostu spotkać się, ani na próby filmu. Zresztą jemu, o czym wiedzieli wszyscy, zależało tylko na Mariam. Kiedy zaraz po obiedzie zobaczył, jak nic nikomu nie mówiąc, odchodzi od stołu, aż go zmroziło, ale wtedy zauważył wiszącą na ławce torebkę i zrozumiał, że wróci. Tak właśnie robiła. Od czasu do czasu znikała, potem pojawiała się znowu i uśmiechała.
– Pomyślałem, żeby pojechać nad morze.
Zaskoczył ich. Przez kilka chwil nikt nie zareagował, potem Yaya rozdziawił usta, ukazując idealne, śnieżnobiałe uzębienie, i zaklaskał w dłonie, nie podnosząc się z ławki.
– Mega, Babukar! – powiedział i klepnął w ramię siedzącego przed nim Małego Mohameda, żeby przestał się gapić tępo jak kretyn i też okazał trochę entuzjazmu. Drugi Mohamed uśmiechnął się i podniósł oczy do nieba, a Robert rozejrzał się dookoła, badając, co na to pozostali, i zastanawiając się, jak powinien zareagować on sam. Ousman pokręcił głową, stwierdzając po wolofsku, że Babukarowi chyba odbiło.
– Wcale nie – odpowiedział tamten. – To się da zrobić. Mówię wam.
Wszyscy, z wyjątkiem dwóch Iworyjczyków, którzy niewiele rozumieli po włosku, z uwagą wsłuchali się w plan, którym Babukar chciał się zrehabilitować po wpadce z basenem.
– Pojedziemy pociągiem do Foligno. W Foligno przesiądziemy się do innego. I dojedziemy nad morze.
Duży Mohamed od razu zaprotestował, że nie mają pieniędzy na bilety, ale Babukar powiedział, że nie będą płacić.
– Wystarczy jeden – powiedział, podnosząc palec wskazujący. – Tylko jeden. Reszta się schowa.
Na twarzy Ousmana odmalował się wyraz zwątpienia, który zwęził mu oczy i sprawił, że usta wydały się jeszcze większe.
– To trudne – powiedział.
– Łatwe – odparł Babukar. – Jak przyjdzie facet z pociągu, pójdziemy do kibla. Ci bez biletu idą do kibla.
Nie przekonał ich. Przynajmniej nie wszystkich. Yaya wydawał się podekscytowany, Mały Mohamed i Robert słuchali uważnie, nie odzywając się, a Iworyjczycy cały czas coś do siebie gadali. Najbardziej sceptycznie nastawieni byli Duży Mohamed i Ousman.
– To niebezpieczne – powiedział Ousman i pośpiesznie zaczął tłumaczyć, że on nie może ryzykować, bo komisja odrzuciła jego wniosek. Babukar uspokoił go – ten jeden bilet będzie właśnie dla niego. Plan zakładał, że Ousman będzie jechał sam w wagonie najbliżej lokomotywy, a pozostali rozdzielą się i wsiądą do dalszych. Jak tylko Ousman pokaże konduktorowi swój bilet, zadzwoni do nich i powie, żeby schowali się w kiblu.
– Oj – odezwał się Duży Mohamed do Yai, szturchając go łokciem. – Babukarowi odbiło.
Drugi Mohamed roześmiał się, a z nim także Robert, choć nie za dobrze rozumiał, o czym mówią. Ousman spojrzał na Babukara i powiedział, że nie, a potem wstał i przeszedł na plac zabaw, przysiadł na karuzeli i zamyślił się. Babukar mimo wszystko wydawał się zadowolony, bo obaj Mohamedzi, Robert i Yaya – czego był pewien – pojadą z nim nad morze. Teraz zostawał jeszcze najtwardszy orzech do zgryzienia, ale pomyślał, że skoro tylu z nich jedzie, to na Mariam zrobi to wrażenie i też mu nie odmówi. O tym, żeby zaprosić ją samą, nie było nawet mowy. Było jeszcze za wcześnie. Zresztą Babukar do końca nie wiedział, czy stać go na taki romantyzm. Byłoby fajnie, ale chyba miał jeszcze za mało doświadczenia.
Gdzieś w połowie popołudnia park zaczął się zapełniać. Mężczyźni i kobiety zostawiali samochody na dużym parkingu i wchodzili do murowanego budynku stojącego nieco z tyłu za stołami. Przez otwory w oklejonej plakatami fasadzie widać było krzątających się w środku ludzi. Kiedy młodzi Afrykańczycy kończyli jeść, przy stole obok usiadła nowa grupka, złożona z kobiet o twarzach osłoniętych kwefem, chuderlawych mężczyzn i czwórki lub piątki dzieciaków.
Babukar po angielsku wyjaśniał Robertowi, że pomysł z basenem nie wypalił. Ibrahim nie przyszedł i nie odbierał telefonu, a ten jego włoski znajomy, do którego mieli się wybrać, może w ogóle nie istnieje. Więc teraz wpadł na pomysł, żeby wyskoczyć nad morze, i był przekonany, że ten pomysł jest świetny. Robert potakiwał, przygryzał górną wargę i popatrywał na innych, żeby przekonać się, czy też słuchają, czy może te tłumaczenia przeznaczone są tylko dla niego. Coś tam już rozumiał po włosku, ale bardziej skomplikowanych wyjaśnień wolał słuchać po angielsku.
Mały Mohamed przysnął na drewnianej ławce, z rękoma skrzyżowanymi na karku i bejsbolówką na brzuchu. Ousman siedział w milczeniu, z łokciami na stole i głową wspartą na dłoniach, wsłuchiwał się w swój żołądek, czekając, aż znów zacznie go boleć. Po każdym posiłku, na trochę, ból odpuszczał, ale ulga trwała nie dłużej niż godzinę lub dwie. Kiedy wcześniej przechodzili obok nich Maghrebczycy, zatrzymał wzrok na szczupłej dziewczynie w krótkich spodenkach, jedynej niezakwefionej. Miała długie, kręcone włosy i wychudłą twarz, w której uwagę przykuwały wielkie czarne oczy. Zorientowała się i też wbiła w niego wzrok, ale się nie uśmiechnęła – drobne, mięsiste usta pozostały nieruchome, dziewczyna szła niezgrabnym krokiem flaminga, jak dziecko, które właśnie urosło. Teraz siedziała ze swoim towarzystwem po drugiej stronie kamiennego grilla i Ousman już o niej nie myślał. Myślał o morzu, o tym, co zrobić.
Mariam pojawiła się z powrotem chwilę po piątej. Na jej widok Babukar nie wytrzymał i od razu ruszył w jej kierunku z rękami w kieszeniach i lekko odchyloną do tyłu grzywą. Duży Mohamed spojrzał z uśmiechem na Yaję, Robert obserwował uroczyście kroczącego Babukara, jego przysadzistą oddalającą się sylwetkę, która z każdym krokiem robiła się coraz mniejsza, a z kolei postać Mariam powiększała się, ale powoli, bo dziewczyna szła przez trawnik nieznośnie wolno. Yaya i Duży Mohamed coś między sobą poszeptali, Yaya cmoknął i skrzyżował ramiona, by z należytą uwagą prześledzić scenę. Kiedy Babukar i Mariam byli już blisko siebie, chłopak odezwał się, tymczasem ona pochyliła głowę nad komórką, którą trzymała w dłoniach. Chwilę później na twarzy Mariam otwarły się dwie muszle oczu, wielkie i w kolorze kości słoniowej, ale z daleka nikt nie był w stanie dostrzec niemal nieuchwytnego poruszenia mięśni pod kośćmi policzkowymi. Babukar rozłożył ramiona, gestykulując, dziewczyna schowała telefon do kieszeni, coś powiedziała. Rozmowa nie trwała długo. Oboje podeszli do pozostałych, Babukar przodem, Mariam zaraz za nim. Babukar wydawał się rozdrażniony.
– Babu! – odezwał się Yaya.
Ale tamten nie zaszczycił go uwagą. Mariam wzięła torebkę, pożegnała się ze wszystkimi i odeszła, kołysząc biodrami.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------