Bacewicz - ebook
Bacewicz - ebook
Grażyna Bacewicz przez wiele lat była wiceprezesem Związku Kompozytorów Polskich, jurorką najważniejszych międzynarodowych konkursów muzycznych, jednocześnie zaś była silną i wrażliwą kobieta, wyjątkowo rodzinną, obdarzoną szczególnym urokiem osobistym, niezwykłą energią i wielkim potencjałem twórczym. Światowa sława stała się jej udziałem, kompozycje były nagradzane, niemal od razu prezentowane przez najlepszych wykonawców i wydawane. Entuzjastyczne recenzje pisali krytycy, wśród nich Stefan Kisielewski, który dostrzegał w jej grze „żarliwą drapieżność”, a Koncert na orkiestrę smyczkową określił jako „«krwisty kawał» zdrowej i smacznej muzyki”. Opowieść biograficzną, opartą w dużej mierze na listach i innych dokumentach rodzinnych, otrzymujemy niejako „z pierwszej ręki” – od wnuczki artystki.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-224-5199-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Życie Grażyny Bacewicz zaczęło się w Łodzi, tu przyszła na świat jako trzecie dziecko mieszanego, polsko-litewskiego małżeństwa – Marii Modlińskiej i Vincasa Bacevičiusa. Kiedy i gdzie poznali się rodzice Grażyny, dowiadujemy się z prywatnego dziennika Marii, który prowadziła w latach pięćdziesiątych XX wieku. Gdy we wrześniu 1953 roku odbyła pierwszą od 1945 roku podróż do ukochanej Łodzi, widok znajomych miejsc obudził wspomnienia: „Po śniadaniu spacer po Łodzi, gdzie poznałam i bardzo pokochałam mojego Męża w roku 1898, zaręczyliśmy się 19 maja 1901 i do naszego ślubu w dniu 28 czerwca 1903 pracowaliśmy oboje, mąż mój na polu pedagogicznym, a ja w banku i składzie aptecznym w buchalterii. Byliśmy bardzo szczęśliwi” _._
Nie wiemy, w jakich okolicznościach Maria poznała Vincasa. Obydwoje byli owładnięci pasją do muzyki, zatem niewykluczone, że spotkali się na koncercie organizowanym przez jednego z łódzkich fabrykantów. Prawdopodobnie podczas pięciu lat znajomości często bywali na koncertach. Może chodzili do Łódzkiego Towarzystwa Muzycznego, którego prezesem był wówczas Henryk Grohman? Nieco później mogli słuchać recitalu fortepianowego Aleksandra Michałowskiego, co wydaje się prawdopodobne, zważywszy na fakt, że matka Marii w młodości uczyła się gry na fortepianie właśnie u niego. Warto przypomnieć, że w tamtym okresie łódzcy melomani mogli słuchać recitali znakomitych pianistów, między innymi Józefa Śliwińskiego czy Maurycego Rosenthala.
Pierwsze spotkanie Marii i Vincasa możemy sobie tylko wyobrazić. Widzimy ich w sali koncertowej. Ona elegancko ubrana, drobna blondynka, emanowała żywą energią. Kiedy w drzwiach spostrzegła postawnego Litwina z modnie przystrzyżonym wąsem, burzą jasnych włosów, ubranego w nie nowy, lecz starannie skrojony garnitur, zerkała na niego ciekawie. On, zamiast słuchać muzyki, patrzył w jej stronę tak długo, że speszona opuściła wzrok. Po koncercie Vincas podszedł do Marii, ukłonił się.
– Czy jest pani pianistką? – zapytał.
Maria podniosła głowę i uśmiechnęła się.
– Niestety nie, choć oczywiście nieźle gram na fortepianie. Pracuję w banku. A pan?
– Uczę muzyki, trochę gram na skrzypcach. Uważam, że muzyka pozwala dzieciom harmonijnie się rozwijać, nie potrafiłbym żyć bez muzyki! – zapewnił żarliwie.
– Wie pan, moja matka, Natalia Zdzitowiecka, była uczennicą Noskowskiego i Michałowskiego, grała artystycznie na fortepianie najtrudniejsze utwory _prima vista_. Dawała koncerty na cele dobroczynne. Ojciec także grał i miał nawet zapędy kompozytorskie. W domu nieustannie muzykowaliśmy na fisharmonii i fortepianach.
– Co pani powie! Czy interesuje panią teoria muzyki?
– Szalenie – zapewniła Maria i pozwoliła, by delikatnie ujął jej ramię. Wyszli na ulicę.
– Jestem pewny, że wspaniale gra pani na fortepianie… – Vincas nieporadnie podjął rozmowę.
– Wszystkie dzieci w domu pobierały lekcje u pani Wieczorkowskiej, świetnie mam to w pamięci, z podstawionymi puficzkami, żeby za krótkie nóżki nie fajtały – zaśmiała się Maria.
Vincas chrząknął zmieszany. Zrozumiał, że ta piękna kobieta pochodzi z wysokich sfer, on zaś urodził się co prawda w inteligenckiej rodzinie włościańskiej, ale na litewskiej wsi.
– Mieszka pani w Łodzi? – spytał, by zmienić temat.
– Zatrzymałam się u rodziny, razem z siostrą Anielą. Spotkała nas wielka strata, nasi rodzice odeszli zupełnie nagle, a przecież byli młodzi…
– Bardzo współczuję, musi być pani ciężko, pani… – westchnął Vincas i uścisnął mocniej jej ramię.
– Mam na imię Maria, Maria Modlińska – przedstawiła się z uśmiechem, obejmując ciepłymi palcami jego dłoń. – Dobrze zna pan miasto? – spytała.
– Właśnie przyjechałem. Będę się starał o posadę w szkole Aleksandra Zimmera. Dokształcam się w teorii muzyki i śpiewie, ale chciałbym uczyć też przedmiotów ogólnokształcących i teoretycznych, to podniesie moją pozycję na rynku pracy.
– Koniecznie musi pan coś dla mnie zaśpiewać!
– To byłby dla mnie wielki zaszczyt. Mogę panią jeszcze zobaczyć?
– Ależ oczywiście! Może coś razem zagramy? Uwielbiam muzykę, bardzo mi jej brakuje, od chwili gdy odeszła moja kochana mateczka… Cisza w domu szalenie mnie przygnębia.
Vincas ukłonił się nisko, jakby była królową.
Maria pożegnała go pod domem swojej babki. Szybko wbiegła po schodach, żeby opowiedzieć siostrze o przystojnym Litwinie, zafascynowana bijącą od niego niespotykaną siłą wewnętrzną.IDEALISTKA MARIA
Maria Modlińska opisała szczegółowo wiele faktów dotyczących pochodzenia swej rodziny w liście do dorosłego już syna Vytautasa, na jego prośbę. Przyszła na świat w Warszawie 8 kwietnia 1871 roku jako jedno z pięciorga dzieci inżyniera Stanisława Modlińskiego i Natalii z domu Zdzitowieckiej. Ojciec Marii był spokrewniony z hrabiowskim rodem Dąmbskich, którzy posiadali wiele majątków w centralnej Polsce, między innymi w Opoczyńskiem, Łowickiem i Kieleckiem. Brat Stanisława – Józef Modliński – miał majątki w Jasieńcu i Brakach w Łowickiem, gdzie Maria przypuszczalnie nieraz spędzała wakacje. Szlacheckim herbem Modlińskich była Tępa Podkowa – złota podkowa w błękitnym polu, z krzyżem pośrodku, ustawiona barkiem do góry, a na hełmie, w koronie, widniało orle skrzydło. Stanisław pełnił odpowiedzialną funkcję jednego ze „starszych inżynierów miasta Warszawy”.
Rodzina matki pochodziła z osiedla Zdzitów nad Horyniem w województwie brzeskim. Babka Marii była córką nadwornego lekarza króla Stanisława Augusta, a jej wuj Władysław Zdzitowiecki „po powstaniu styczniowym wyemigrował do Francji jako emisariusz rodziny książąt Czartoryskich i Radziwiłłów, częste pobyty w Rzymie pozwoliły mu dojść do godności szambelana na dworze papieża Leona XIII wraz z orderami Kawalera Grobu św. Grzegorza, komandora i tytułem hrabiowskim” .
Maria otrzymała dobre wykształcenie. Za młodu uczęszczała do warszawskiego Instytutu Maryjnego dla Dziewcząt Szlachetnie Urodzonych, a po nagłej i przedwczesnej śmierci rodziców ukończyła kursy administracyjno-ekonomiczne i dostała posadę w filii Banku Petersburskiego w Warszawie. Przez jakiś czas pracowała na placu Trzech Krzyży, vis-à-vis kościoła św. Aleksandra, ale ze względu na to, że jej babka od strony ojca mieszkała w Łodzi, a w Warszawie były z młodszą siostrą Anielą zupełnie same, znalazła pracę w łódzkim oddziale firmy Ludwik Spiess i Syn. Jako idealistka nie przywiązywała wagi do pochodzenia, ale do wewnętrznej wartości człowieka. Liczyła się wykonywana praca, to wpoiła jej matka, koncertująca pianistka. Jakkolwiek wyglądało pierwsze spotkanie z Vincasem, wzajemne uczucia okazały się niezwykle silne, skoro Maria zdecydowała się popełnić mezalians, w rozumieniu ówczesnych społecznych standardów. Powiedziała „tak” swojemu kochanemu „Vincukowi”, jak nazywała męża wiele lat później w pisanym aż do śmierci notatniku.
Maria, podobnie jak Vincas, miała usposobienie silne i niezależne. Być może strata rodziców oraz konieczność przeprowadzenia się do innego miasta sprawiły, że znalazła w sobie dość stanowczości, by nie zważając na braki materialne, pójść za głosem serca i poślubić skromnego nauczyciela muzyki z litewskich stron. Tym samym zrezygnowała z wygód dawnego świata i z energią rzuciła się w wir nowego życia. Świat, jej zdaniem, pędził ku nowoczesności, a umysł zaprzątały wyzwania pozytywistyczne. Pod koniec życia pisała o tym w liście do syna Vytautasa: „Ciężko pracowaliśmy z mężem bez żadnej pomocy, bardzo wczesny dzień do późna był dla nas stale za krótki, tyle było zawsze roboty. Dzisiaj gdy myślą cofnę się ponad pół wieku do lat moich dziecięcych, kiedy w domu rodzicielskim było służby niemal więcej (bony, lokaje, kucharz etc.) do pomocy, niźli osób domowych, a obecnie patrzę, jak wszyscy w rodzinie, każdy w swoim zawodzie, od świtu do nocy pracują i gospodarstwo domowe nawet duże prowadzi się bez żadnej pomocy, wokół wir pracy, ten szalony postęp techniczny i w każdej dziedzinie to tempo pracy, wszystko dawne wydaje mi się jakimś nierealnym, dziwacznym, śmiesznym snem i nie zawróciłabym do owych czasów. Ja, stara, a kocham pracę i chcę być do samej śmierci zawsze czynna i być świadkiem tego szalonego postępu w świecie” .UPARTY VINCAS
Trzeba przypomnieć, że Vincas Bacevičius dotarł do Łodzi na przełomie 1898 i 1899 roku, ale zanim to nastąpiło, przebył długą, trwającą sześć lat drogę, podczas której coraz bardziej oddalał się od rodzinnych stron, od litewskiej wioski Muraszkowizna (od 1918 roku Ardzijauskai) – niewielkiej osady schowanej wśród bujnych lasów w powiecie mariampolskim. Wieś należała do parafii w Wysokiej Rudzie (Višako Ruda) i w tamtym czasie mieszkały w niej 22 osoby. Vincas, syn Piotra i Anny z domu Aliszewskiej, przyszedł na świat 16 maja 1875 roku. Kiedy skończył 18 lat, był niezależnie myślącym człowiekiem, upartym, choć bardzo uprzejmym, który ponad wszystko kochał muzykę. W 1893 roku w seminarium nauczycielskim w Wejwerach (Veiveriai) zdał egzamin na patent nauczycielski, a potem rozglądał się za posadą. Okazało się, że znalezienie pracy nie było łatwe, zwłaszcza dla Vincasa, który wyznawał idee narodowego odrodzenia Litwy i jako „nieprawomyślny element wywrotowy”, jak większość kadry pedagogicznej, został objęty przez carskie władze szkolne zakazem nauczania na Litwie. Cóż zatem mógł zrobić? Powędrował w głąb Polski. Pracował w rozmaitych wiejskich szkołach, nieuchronnie zbliżając się do Łodzi. Uczył kolejno w Restarzewie (powiat łaski), Szarlejce (powiat częstochowski), Stobiecku Szlacheckim (powiat noworadomski), Leonowie (powiat piotrkowski), Czyżeninie (powiat łódzki), aż w końcu dotarł do Łodzi. Tutaj poznał Marię Modlińską, a pewnego mroźnego dnia, 15 stycznia 1899 roku, stanął na progu prywatnej łódzkiej szkoły muzycznej. Otrzepał ze śniegu znoszony płaszcz, wziął głęboki oddech i skierował się prosto do gabinetu dyrektora, Aleksandra Zimmera. Po dłuższej rozmowie, w której zaprezentował bezkompromisową postawę, wynosząc muzykę ponad wszelkie inne sztuki, oraz po zademonstrowaniu muzycznych umiejętności – a dobrze grał na skrzypcach, gdyż w Wejwerach był członkiem szkolnej orkiestry – został zatrudniony. Vincas przepracował tam kilka miesięcy, być może do końca roku szkolnego, i potem nieco łatwiej mógł znaleźć wymarzoną posadę w innej prywatnej szkole muzycznej. Na szczęście zapotrzebowanie na zawodowych nauczycieli muzyki rosło, gdyż w szkołach zaczęto uczyć nie tylko śpiewu, ale i gry na różnych instrumentach. Tworzono także orkiestry, a mieszkańcy Łodzi stawali się wytrawnymi melomanami.
W latach 1900–1901 Vincas uczył w szkole Józefa Majera, od 1901–1906 w szkole Kazimierza Hessena _vel_ Goetzena. Wówczas (w 1903 roku) poślubił Marię Modlińską, a więc miał na utrzymaniu rodzinę.
Po przyjeździe do Łodzi Vincas nadal rozwijał swoje umiejętności zawodowe. W każdej wolnej chwili uczył się muzyki. Grał już nie tylko na skrzypcach, ale i na fortepianie, a także śpiewał. W 1899 roku zaczął studiować w szkole muzycznej braci Hanickich. Po trzech latach, w 1902 roku, szkoła została zlikwidowana, jednak ambitny i uparty Vincas nadal pobierał u swoich dawnych pedagogów prywatne lekcje. Na kurs zasad teorii muzyki chodził do Alojzego Dworzaczka, a u Antoniny Korwin-Kossakowskiej doskonalił śpiew solowy. Szkoła braci Hanickich po zamknięciu w 1902 roku stopniowo, za sprawą jej ówczesnych absolwentów, przekształciła się w dwie szkoły, które zapewniały otrzymanie tak zwanych patentów nauczycielskich w zakresie muzyki. Później jedna z nich zmieniła się w szkołę Heleny Kijeńskiej, co nastąpiło w roku 1911. Właśnie w tej szkole będą uczyły się muzyki przyszłe dzieci Vincasa i Marii.