- W empik go
Badania krytyczno-historyczne i literackie. Tom 4 - ebook
Badania krytyczno-historyczne i literackie. Tom 4 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 391 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRZEZ
AUGUSTA BIELOWSKIEGO.
WE LWOWIE 1856. DRUKARNIA ZAKŁADU OSSOLIŃSKICH.
Prawdziwie uczony autor, dziełu, o którem mówić zamierzamy, poświęcił dwanaście lat poszukiwań, a mocno wierzy, że nie nadaremnie. – "Skutek nad moje spodziewanie wypadł pomyślnie. – Co chwila nasuwały się nowe dowody przekonywające mnie najmocniej, że owo wyobrażenie o pochodzeniu Słowian, które głównie z porównania polskich, kronik wyniosłem, było jedyne wyjaśniające prawdziwą przeszłość tych ludów słowiańskich." Autor rozbiera szeroko najdawniejsze sprawy domniemanych ojców naszych, odnosi je na cztery wieki przed Chrystusem, na południowy brzeg Dunaju, przechodzi do niemieckiej Morawii, nakoniec do Polski.
Samo dzieło ma trzy części: rozpoznanie źródeł – dzieje Lęchitów, ale nie Lechitów – pierwotne dzieje Polski, której przed X wiekiem być nie miało; albowiem Polska, jestto ułamek, przedłużenie Wielkiej Morawii: Piastowie, prostemi następcami Świętopełka Światopułka.
Lecz nie zupełnie ufajmy autorowi, kiedy mówi, że skutek poszukiwań założonych przezeń, wypadł nadspodziewanie pomyślnie.
Nasamprzód, pan B. nie wynalazł tej myśli o pochodzeniu Słowian. Gatterer, Niemiec, na końcu zeszłego wieku ogłosił, że Słowianie są dawnymi Getami, Dakami. To mniemanie podobało się nadzwyczajnie Joachimowi Lelewelowi, który rozpamiętywał nad niemr. 1818, a rozszerzył i utwierdził we swoich nowych, ogromnych badaniach, o których przedstawiliśmy nasze uwagi – a raczej powątpiewania, albowiem, nie widzieliśmy dowodów na ustanowienie historycznej pewności, a przynajmniej prawdopodobieństwa.
Byłże pan B. szczęśliwszy? Jestże wolen tych zarzutów, które czyni innym, najdumniej, a czasami niesłusznie? Nie udzieliłże za wiele rzeczywistości najfantastyczniejszym złudzeniom? Podobno. Joachim Lelewel tyle poetyczny, miarkował przecież swoje uniesienia – uśmiechał się ku czarującym majakom, ale nie śmiał iść ślepo za niemi.
Jeżeli uznał getycki początek Słowian, jeżeli się domyślał niekiedy szczęśliwie, jeżeli wyprowadzał wnioskowania dosyć podobne, jeżeli przebijał chmury rozwieszone nad początkami naszemi, nie był przecież systematyczny, nie upiera się namiętnie. Sam nie był pewny, i nikomu nie narzucał pewności. Naprzykład, rozbierając podania Mateusza, chciał je wytłómaczyć przez bliższe czasy i nazwy – wracał się do Krakowa, do Pomorza, do Danii nawet. Za Dunaj wyskoczyć nieśmiał.
Znużony, zniechęcony, podaniami często dziwnemi zapytywał samego siebie, czyli przypadkiem Mateusz żartów nie stroił. Żartów – nie – zachował co słyszał, co jemu podała na owe czasy rozległa i poważna uczoność, a niemiał przeczucia, że da powód do tylu poszukiwań, do tylu objaśnień.
Pan B. pozwala sobie nierównie więcej, aniżeli sobie Joachim Lelewel pozwolił, przez twierdzenie bezwarunkowe, że Mateusz przedstawił nasze początki wiarogodne i prawdziwe, że w nim jest nasza najdawniejsza historya. Gdy dotąd, zaledwie w szóstym wieku ukazuje się pierwszy jej brzask, a zaledwie dziesiąty wiek jest dla nas rzeczywiście historycznym, wiekiem naszego wstąpienia politycznego i duchowego do Europy, pan B. odnosi nasze dzieje na cztery wieki przed Chrystusem, za Dunaj, daleko na południe. Tu, na północy Karpat, nad brzegami Wisły, mamy być ludem dosyć nowym, – wędrowcami, osadnikami, wychodniami umykającemi przed Rzymianami.
Pan B. uprzejmie, ale surowo nagania Naruszewiczowi i Czackiemu to, że "nadużyli poważnego słowa – świadectwo, stosując je często do pisarzów o dwieście lat późniejszych."
Czacki, pod innemi względami bardzo zasłużony, pisarz łatwy i szczęśliwy, nie był krytykiem historycznym. Pan B. oddaje pochwały krytycznemu umysłowi albo uczuciu Naruszewicza, a poniewiera nim. Sam cóż czyni? Co jako niepokonane przedstawia świadectwo? Dlań Nestor, Miorsz, Mateusz, nieomylnymi świadkami początków naszej historyi, chociaż przedzieleni dziesięcioma, a nawet piętnastoma wiekami od czynów, które zapisali; chociaż pan B., przepaści siedmiowiekowej między Dekebalem a początkami Wielkiej Morawii nie ma czem zapełnić, jako tako, przerwać jednym czynem – jednem nazwiskiem. Taki skok nie ma być nadużyciem! I gdyby takich tylko sobie skoków pozwalał uczony poszukiwacz, często piękny pisarz, aczkolwiek nie zawsze jednem i tem że samem poruszany natchnieniem!
Jest jedna godna czci we świecie umysłowym Słowian powaga, prawie stanowcza, co do poszukiwań takich, jakie pan B. poczynił. – Szafarzyk, najśmielszy, a razem najspokojniejszy poszukiwacz słowiańskich starożytności. – Szafarzyk, nie lękał się wstąpić do tej otchłani naszych początków; lecz się nie posuwa o jeden krok, póki znaku mocno nie utwierdzi, po którymby siebie i innych prowadził. Lecz to nie! Szafarzyka obciąża grzech niepojednany. Nie naznacza on pierwszej ojczyzny Słowianom za Dunajem; Getów, za naszych, nie przyjmuje ojców.
Nie rozumiemy także drugiej żałoby wytoczonej przeciwko niemu, jakoby on Słowian "ze wszystkiemi ludami w Europie pobratał." Ależ nie! – Szafarzyk najstaranniej rozdziela Słowian od innych narodów Europy; a gdzie ustanawia tożsamość, albo powinowactwo, nigdy nie jest bez dowodów. Czyliż nie odwołał szlachetnie swego błędu o Sarmatach, których w swojej rozprawie o pochodzeniu Słowian, wydanej r. 1828 miał za Słowian? Byłże uważniejszym pan B. w swoich poszukiwaniach? Maż dowody na bratanie nas z Getami, Dakami, Autariotami; na przeniesienie naszej pierwotnej historyi za Dunaj na pięć wieków przed Chrystusem? Po wszechstronnem, po długiem rozważaniu odpowiadamy – nie. – Nam pan B. swego przekonania nie udzielił – przekonania, które uważamy jako uczone, a jednak najgrubsze złudzenie.
* * *
Ta część, która obejmuje rozpoznanie źródeł, mocno nam się podoba – mniej owem złudzeniem, które panu B. pozwala widzieć getycki początek Słowian nawet tam, gdzie Getów czyli Daków, przez domysł nawet najśmielszy, dostrzedz nie można.
Najpierwsze źródło, występuje kronika lęchicka, Linchitów, ludu Illirii, późniejszych Getów, Daków, Słowian. Czyli istnieje owa kronika Linchitów? – nie. – Czyli mamy dowód pewny, że istniała? – nie. – Sąż z niej ułamki – jeden wyraz przynajmniej? – nie. Miał jej użyć Dzierżwa a raczej Miorsz, jako mieć chce pan B. – O tem naczelnem źródle nie posiadamy żadnych a żadnych objaśnień, czyli była, co zawierała, i zkądby wydobyła? Na czemby oparta być miała. – Pan B. naucza, że Kriton z Pieryi, że Dion z Prusei spisali zaginione getyckie dzieje, że dzieje Daków opowiedzieli Appian i podobno Staciusz, że o tychże narodach, czynili badania Kassiodor i Jornandes.
I cóż ztąd? Pan B. twierdzi poważnie, że tych wszystkich a przynajmniej ostatnich użył mityczny, tajemniczy autor kroniki Lęchitów, z której Miorsz ułożył swoje opowiadanie.
Lecz na czemże pan B. buduje takie twierdzenie? Domyśla się, przypuszcza. Na tej przeto powadze, o której nawet mówić nie można – czyli była kiedykolwiek, z której nie mamy najdrobniejszego ułamku – pan B. opiera swoje wyobrażenie o pierwotnych siedliskach Słowian za Dunajem, na pobrzeżu adryatyckiem.
Roczniki polskie kościelne, pan B. uważa, jako inne źródło o pochodzeniu Słowian, uważa dosyć słusznie, jeśli ma chodzić o same polskie rzeczy. Lecz coby z tych roczników kościelnych wziąść można na wykazanie pochodzenia Słowian i Polaków? – nierozumiemy.
Owe roczniki kościelne, klasztorne, są oderwanemi zapiskami, których bezimienni autorowie właściwej historyi przedstawiać nie mieli zamiaru. Zakonnik naznaczał zdarzenia, ważne dla klasztoru, gdzie mieszkał, najwięcej dla dyecezyi, nigdy, dla kraju, dla państwa, dla odległych czasów. Światełka to bardzo niepewne, przecież nieocenione i najważniejsze, ale zupełnie podrzędne dla tych badań, jakim pan B. tyle czasu, tyle umiejętności i gorliwej pracy poświęcił.
Tych roczników kościelnych, a właściwie odpisów, pan B. widział około trzydzieści, których drukiem nie wiele ogłoszono, a wnieść można, że nierównie więcej czeka na szczęśliwe odkrycie. Jeden rocznik pan B. najwyżej ocenia, ten, który towarzyszy trzem dotąd znanym rękopismom kroniki Miorsza, a który zaczyna się rokiem 899 pamiętnym przez śmierć Arnolfa cesarza, zagryzionego przez myszy, na ukaranie jakiejś wielkiej zbrodni. O zagryzieniu przez myszy, pełno podań u nas i po innych krajach, ale z tych podań i z tych roczników, jakież, dla historyi światło? Rocznik przyczepiony de kroniki Miorsza ma być naj – dawniejszy; lecz pomnijmy, jest to odpis, dopełniony, przerobiony w XIV wieku, oszpecony wtrętami, a zatem powaga nadzwyczajnie podejrzana i niepewna, nietylko dla badań o pochodzenia Słowian, ale także, co do początków właściwej polskiej historyi. Nad tym rocznikiem pilniej się zastanawiał pan B., przedrukował go, albowiem upatrzył w nim przejście z Wielko-Morawii do Polski; upatrzył nawet i to, że Piastowie, że książęta i króle Polski, są następcami kniaziów Wielkiej Morawii, rozproszonej nieodżałowanie przez Niemce i przez Węgry. – Polska, to wielka Morawia przedłużona, działająca pod innem nazwaniem Polski – Morawia, przedłużenie Daków – odnowione państwo Daków. – Rocznikowi towarzyszącemu kronice Miorsza nie damy tej ważności, jaką jemu pan B. życzyłby nadać. Jest tu nawet subtelność, której nie możemy nie wytknąć. Pan B. twierdzi, ale nie dowodzi, że kronika Miorsza z XI ma pochodzić wieku, wnioskuje przeto, że i rocznik ma być równie starożytnym – a przecież wyznaje, że pierwopismo, że odpis zarażony, pofałszowany wtrętami, do XIV wieku odnieść należy.
Upraszamy, czyli taki odpis za świadectwo wiarogodne podać się godzi? Byłożby znowu stosowniej loiczniej i bezpieczniej kronikę Miorsza z XI wyprowadzić wieku, gdzie dla niej nie ma miejsca"? Pytamy, czyli pan B. na tyle niepewnych dowodach opierając swoje poszukiwania, nie nadużywa najsamowolniej poważnego wyrazu: świadectwo historyczne? Ukazuje się dalej owa sławna kronika Lęchitów i Polaków przez Miorsza, znanego dotąd pod nazwiskiem Dzierżwy. Pan B. wbrew temu, czemu wierzono powszechnie; naucza, że Miorsz żył na początku XI wieku. Cudzoziemiec, Anglosaxończyk, na dworze Ryxy, przez jej sprzyjanie, nabył znaczenia i potęgi. Chociaż duchowny, miał syna Roberta kasztelana Sieradza, a wnuk, także Robert, otrzymał biskupstwo krakowskie. Miorsz wprowadził do Polski herb Korab – przyżeglował. Ńie chcemy przedwcześnie stawiać trudności, ale jakże nie nadmienić, że nazwa Miorsz nie jest anglosaska; że cudzoziemiec kapłan łatwoby nie znalazł małżonki, że podanie, jakoby duchowni polscy XI wieku pospolicie żony brać mieli, należy pilniej rozpatrzyć – że to jest nadzwyczajnie pzesadzoneni, co mniema pan. B., jakoby u nas, kiedykolwiek przeważał słowiański obrządek.
Że herby z XI wieku mogą pochodzić, nie zaprzeczamy stanowczo, ależ mniemanie, że Miorsz kapłan obcy uzyskał natchychmiast herb, narodowość, nazywamy domysłem, przypuszczeniem. Nawet pan B. uważa, że Miorsz w swojem opowiadaniu, jako Polak nie przemawia.
Miorsz czerpał owo opowiadanie z kroniki Lęchitów, której bytu nie wykazano, i z polskich roczników, nad któremi należy długo i uczenie pracować, pierwej, aniżeli im powaga świadectwa przyznaną będzie.
Kronika Lęchitów zaczyna się… na cztery wieki przed Chrystusem, sprawami Graka, Kraka, Krakusa, a kończy się… na wojnach Trąjana przeciw Dekebalowi, po których, miało nastąpić ogromne wychodztwo, przesiedlenie getyckich ludów, początek Słowian na północy Karpat, nad Wisłą jako mieć chce pan B. miała obejmować zdarzenia spełnione na południu Dunaju, dzieje Linchitów illiro-dakich, którzy później wystąpili, jako Lechici, jako Lachowie, jako Polacy. Ma to być jeden i tenże sam lud, chociaż pan B. niezmiernej… przerwy między Illirami, Dakami, Lechitami i Polakami niczem nie zapełnia, i również niczem nie dowodzi związku, albo jakiego podobieństwa, między tymi ludami, między ich historyami rozerwanemi przez ośm, a nawet przez dwanaście wieków. Pan B. mówi: "nikt nie wątpił, że jesteśmy ich potomkami." Nasamprzód, my pierwsi, rozważywszy co pan B. na poparcie swojej teoryi przywodzi, powątpiewamy najzupełniej.
Gatterer ogólnie, Lelewel bardzo ostrożnie tylko się domyśla. Dopiero pan B. stanowczo wykłada tożsamość Linchitów, Autariotów, Getów, Daków Lechitów i Polaków Wisły, o czem dotąd, powszechnie, na – wet przeczucia nie miano. Pan B. widzi we swoim. Miorszu, czego on sam nie widział, czego on sam bynajmniej nie twierdził wcale autora, Miorsz, miał pomieszać czasy, miejsca; zdarzenia dokonane za Dunajem do Polski, do Krakowa, do Sieradza przenosi, co wszystko pan B. krytycznie rozdziela i wyjaśnia. Zaprawia i tłumaczy Miorsza, który przezież był bliższy podań i czasów, a użył, czyli użyć miał, owej tajemniczej, zatraconej dziś kroniki Linchitów adryatyckich.. Dotąd znane rękopisma kroniki Miorsza następne:
1. Szamotulskiego, pisany 1426 albo 1471.
2. Kuropatnickiego, przerwany na roku 1415.
3. Lubiński, również z XVgo wieku.
Te daty nie są bez wagi. Jestże roztropnem uwierzyć, że kronika która zaraz po 1035 spisana być miała, niema dawniejszych nad wiek XV odpisów. Podobnaż wskazać przynajmniej domysł, że kronika Miorszowa we wiekach XII, XIII i XIV istniała, że z niej, powstały odpisy XV wieku? Warszewicki wspomina Mierzwę, którego pan B. na Miorsza wykręca, jego świadectwo wysoko oceniając. Czytamy je i nieuderza nas. Warszewicki, żyjący przy końcu XVI wieku mówi ogólnie; ani wie, jakoby Miorsz czyli Mierzwa miał być najdawniejszym naszym kronikarzem.
Kronikarz, a raczej historyk, znany pod nazwiskiem Marcina Galia, wedle pana B. jest Gawłem, zakonnikiem, a nie sam był autorem tej zajmującej pracy.* Spółautorem ma być Michał Kanclez, Polak, i on Gawłowi cudzoziemcowi dostarczył tyle dokładnych wiadomości, szczegółów, odcieni, które, przez -
* Pan Bielowski twierdzi:
"Między duchowieństwem obrządku łacińskiego, jakie się Polsce już od czasów Mieczysława I zasługiwało, wystąpił nowy zakon pod koniec wieku XI. Byli to mnisi św. Gawła sprowadzeni z Prowaucyi czy Helwecyi za Władysława Hermana i szerzący się w Polsce pod Bolesławem Krzywoustym. Przypadek zjednał im nadzwyczajne wzglądy tych królów. Troszczącemu się bezpotomnością Władysła – cudzoziemca bardzo trudno mogły być dostrzezonemi. Gallus, nie ma oznaczać narodowości, to tylko imie zakonne; pan B. nachyla się ku temu mniemaniu, że