- W empik go
Bądź swoim własnym coachem - ebook
Bądź swoim własnym coachem - ebook
Coaching to pojęcie, które w ciągu ostatnich lat stało się niezwykle popularne. Czy jednak wiemy, co tak naprawdę oznacza? Niektórzy sądzą, że to tylko chwytliwe hasło, w rzeczywistości jednak chodzi o coś znacznie głębszego. W książce Bądź swoim własnym coachem istotne są pytania. To za ich pomocą możemy poznać siebie, a przede wszystkim odzyskać dostęp do swoich emocji, potrzeb i zmysłów. Wielu z nas skrywa się pod pancerzem ukształtowanym w dzieciństwie, który pozornie chroni przed otaczającą rzeczywistością, w praktyce jednak stanowi blokadę i przyczynia się do wielu problemów psychofizycznych. Eliza Zielińska przedstawia szereg dysfunkcyjnych schematów z dzieciństwa i podsuwa pytania, które pomagają w uświadomieniu sobie mechanizmów naszych codziennych działań i wyborów. Szczere odpowiedzi mogą być początkiem prawdziwej, głębokiej zmiany.
Eliza Zielińska
Psycholog. Coach rozwoju osobistego i biznesowego. Od ponad piętnastu lat jako dyrektor zarządzająca kieruje zespołem przez co łączy psychologię z biznesem. Prowadzi również procesy coachingowe i mentoringowe. Połączenie wiedzy psychologicznej, coachingowej i biznesowej traktuje jako cenną wartość oraz praktyczne narzędzie, pozwalające na wsparcie drugiego człowieka w jego indywidualnym procesie rozwoju. W praktyce zawodowej, jak i w życiu codziennym, bazuje na podejściu integralnym. To holistyczne spojrzenie uwzględniające zależność pomiędzy świadomością, umysłem, ciałem, emocjami, energią, duchowością oraz szerokim kontekstem środowiska, w którym funkcjonuje człowiek.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-582-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przechodzący z pokolenia na pokolenie mechanizm dezintegracji, rozproszony w obszarze nieświadomości, ukryty za fasadą konstruktów, pozorów, schematów, zatacza coraz szersze kręgi jako ten utajony, rozmyty, nierozpoznany. Stojący za nim szeroko pojęty brak – świadomości, akceptacji, bliskości, poczucia bezpieczeństwa, znajomości siebie, spójności, wewnętrznej motywacji, odpowiedzialności, a w końcu samorealizacji i spełnienia – jest jego osiowym mechanizmem. Tym, co organizuje, napędza i podtrzymuje jego destrukcyjny charakter. Jest tym, co powoduje zapętlanie się wokół własnej dysfunkcji i tkwienie w impasie – w zamkniętym cyklu poczucia bezradności, dezorientacji i zagubienia.
– Chciałbym stać się bardziej autentyczny i pewny siebie – powiedział mój klient, w trakcie jednej z sesji coachingowej.
– Co powoduje, że tak się nie czujesz? – zapytałam.
– Nie wiem – odpowiedział mój klient.
– A znasz siebie?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, właściwie to siebie nie znam – stwierdził po chwili namysłu.
– Czym jest dla ciebie autentyczność? – zapytałam.
– No właśnie, w sumie to nie wiem, muszę pomyśleć.
Nie można stać się kimś, kim się już jest. Nie można nabrać właściwości, które jako te pierwotne, organiczne składowe wpisane są w naturę człowieka. Nie można zatem nabyć autentyczności. Nie można też być pewnym siebie, jeśli się siebie nie zna. Tego wszystkiego nie da się pozyskać. Osobiste właściwości nie przynależą bowiem do kategorii zewnętrznych atrybutów, nie można się też tego nauczyć – nie można nauczyć się bycia sobą. Jeżeli mowa tu o nauce, to bardziej w kategoriach rozwijania kompetencji umożliwiających oduczanie się tego wszystkiego, co zaciska emocje i blokuje czucie i co w procesie społecznego warunkowania spowodowało oddalenie się od autentycznego siebie. Potrzebna jest do tego świadomość siebie jako całości, tak by odzyskać spójne, realne poczucie siebie, by się wewnętrznie zintegrować, by do siebie powrócić.Impuls
Impuls do napisania tej książki poczułam po jednej z sesji coachingowych. Mój klient zmagał się z przewlekłym zapaleniem skóry. Ten trzydziestoletni mężczyzna przez wiele lat przedzierał się przez kręty labirynt bezradności – lekarze zalecali mu różne metody leczenia, maści, tabletki, antybiotyki. Mój klient stosował się do wszystkich tych zaleceń, dolegliwości jednak nie ustępowały. W trakcie jego pierwszej sesji coachingowej zaczęliśmy rozmawiać o emocjach.
„Co ma psychologia do problemów ze skórą?” – zapytał mnie wówczas.
Na to pytanie można udzielić krótkiej odpowiedzi – psychologia ma bardzo wiele wspólnego, nie tylko ze skórą, ale z mózgiem, sercem, jelitami, kręgosłupem, z całym organizmem, z ogólną kondycją i psychofizycznym dobrostanem człowieka. Tyle że psychologia to zaledwie nazwa dyscypliny – pojęcie. Pod tym pojęciem kryje się zaś realna zawartość, a jest nią świadomość, uważność, zdolność regulowania emocji, bycie w kontakcie ze sobą, bycie w kontakcie z drugim człowiekiem.
Książka ta jest rozwinięciem odpowiedzi na to pytanie, a także na wiele innych kwestii, poruszanych często w trakcie sesji przez klientów, którzy szukają sposobów uwalniania przewlekłych napięć psychiki i ciała na rzecz swobody bycia, pewności siebie i zdecydowania. Bazując na moim osobistym doświadczeniu, jak i na obserwacji procesu moich klientów, mogę podzielić się refleksją, że odpowiedzi na nie wyłaniają się w sposób naturalny z chwilą poszerzenia perspektywy, kiedy złożone procesy, zjawiska i bodźce, zaczynają łączyć się w całość. Zaczyna się to wraz z odzyskaniem dostępu do rozumienia i czucia siebie, które jest podstawą możliwości sprawnego odnajdywania się w sobie i rzeczywistości.Książka
Książka ta jest efektem integracji mojej pasji i praktyki, skupiającej się wokół świadomości jako potencjału, który jako rozpoznany, objęty uważnością i zaangażowaniem, staje się najbardziej naturalnym, osobistym narzędziem pozwalającym na skuteczne kierowanie sobą w holistycznym, wielowymiarowym zakresie. Intencją towarzysząca mi w pisaniu tej książki jest chęć zwrócenia uwagi na to „narzędzie”, które nie jest zewnętrznym środkiem, a osobistą właściwością człowieka poprzez którą możliwe jest uruchomienie wewnętrznego procesu – przebudzenia umysłu i ciała i dotarcie do głębi istoty, równowagi, siły, spokoju, do intuicyjnej prawdy i mądrości, do organicznej lekkości czuciowego rozpoznania. Do prawdy, która nie jest konceptem, a bezpośrednim doświadczaniem siebie, swoich emocji, ciała, energii, tego co nas wypełnia i tego co nas otacza.
Treści te bazują zarówno na moich osobistych doświadczeniach z procesu poznawania siebie, jak i zawodowych – z pracy z klientami, w ramach prowadzonych przeze mnie sesji i warsztatów poświęconych rozwojowi osobistemu. Dzielę się tu moimi spostrzeżeniami w zakresie sprawstwa, obejmującego świadome zarządzanie swoją uwagą, energią, ciałem i oddechem. To wszystko składa się na codzienną praktykę uważności, pozwalającą na dobrą orientację w sobie i rzeczywistości. Na rozpoznawanie tego, co nam służy, a co ogranicza, i na sięganie po to, co dla każdego z nas najlepsze – co pozostaje w zgodzie z naszymi autentycznymi potrzebami i wartościami, co rezonuje z naszym wnętrzem.
Zwracam uwagę na bliskie mi integralne podejście, stanowiące dla mnie modus bycia, percepcji, doświadczania, łączenia zasobów, zagadnień i zjawisk. Podkreślam rolę świadomości i postrzegania człowieka w jego całościowym wymiarze. Uwzględniam kwestię wpływu środowiska na szeroko pojęty dobrostan psychofizyczny. Zwracam uwagę na proces regulacji emocji w kontekście zdrowia – przez które rozumiem całościową kondycję człowieka. Z doświadczenia wiem, jak ważne jest to zagadnienie. Ta kwestia – choć kluczowa dla możliwości sprawnego funkcjonowania organizmu – w dalszym ciągu przez wiele osób pozostaje nieuświadomiona.
Przybliżam warsztat mojej pracy, oparty o praktykę i wiedzę przepuszczoną przez mój osobisty wgląd, refleksje, uważność i czucie. Dzielę się doświadczeniami z prowadzonych przeze mnie sesji coachingowych, które w moim odczuciu mogą okazać się przydatne dla procesowania zmiany nawykowych sposobów myślenia i działania, przechodzenia z dysfunkcyjnych wzorców w elastyczny i jak najbardziej spójny poziom zachowania i bycia, zgodny z autentyczną, osobistą dynamiką człowieka.
Książka ta nie jest zbiorem rad – instrukcje, oparte na gotowych rozwiązaniach, na ogół nie mają uniwersalnego zastosowania, często zabierają też miejsce autentycznemu doświadczaniu, które jest podstawą możliwości zaistnienia wewnętrznej przemiany.
W książce tej, tak jak w procesie coachingowym, zapraszam do doświadczania siebie poprzez własny, uważny wgląd, autorefleksję, doznanie, świadomość, czucie. Kierując się zarówno własnym doświadczeniem, jak i doświadczeniem z pracy z klientami, mogę powiedzieć, że jest to skuteczny sposób powrotu do pełnego komfortu bycia.
Terminu „coaching“ używam w odniesieniu do szerokiego spektrum zjawiska, jakim jest poznawanie samego siebie. Zatem nie do wąskiej definicji pojęcia, w której coaching często jest zamykany, lecz do procesu, jakim jest poszerzanie dostępu do świadomości, celem swobodnego doświadczania siebie i rzeczywistości.Wielowymiarowość
Człowiek w jego złożonym wymiarze – ciała, emocji, umysłu, duchowości, fascynuje mnie od dawna. Do tego energia – jej złożona struktura, która wypełnia, otacza i scala każdy z tych obszarów, jednocześnie poza nie wykraczając. Świadomość jako baza, a zarazem najpotężniejsze, naturalne narzędzie, pozwalające na integrację wszystkich tych warstw, będące podstawą orientacji w sobie i rzeczywistości. Jaźń, potencjał, cała nieuchwytna warstwa, wymykająca się pracom badawczym, której nie sposób zamknąć na poziomie konceptu, a którą można objąć jedynie własnym doświadczeniem i związanym z nim czuciem. Daje to nam tak ogromne możliwości. Jedną z nich jest osobisty wgląd, będący podstawą samopoznania, pozwalającego na kalibrowanie siebie i ukierunkowywanie swojego potencjału tak, by móc realizować się w możliwie najpełniejszym wymiarze. Wychodzący płynnie poza intelektualny poziom umysłu – w głąb ciała, staje się bazą dla poczucia spójności, pewności siebie, dobrego osadzenia w sobie. Namacalnej, konkretnej świadomości siebie pozwalającej na inteligentne czerpanie z soczystej energii emocji, wibracji ciała, jego dynamiki i elastyczności. To z kolei jest wyznacznikiem jakości naszego bycia – wewnętrznej relacji i więzi, jaką ze sobą tworzymy, a także możliwości synchronizacji z tym, czego doświadczamy jako to, co zewnętrzne.
Z jednej strony jesteśmy tak indywidualni ze swoim niepowtarzalnym DNA, z drugiej zaś tak bardzo do siebie podobni w zakresie swoich potrzeb i emocji, w strukturze fizycznej materii, jak i w eterycznej esencji naszego bycia. Zatem pozostajemy ze sobą połączeni, co pozwala na głębokie wzajemne zrozumienie, empatię, współodczuwanie, elektromagnetyczną wymianę myśli, ale też uchwycenie pewnych wspólnych nam mechanizmów. Zrozumienie ich umożliwia przebudzenie się z głębokiej nieświadomości, z tkwienia w iluzji. Pozwala na wyjście z ograniczających wzorców nawykowego sposobu myślenia i działania, systemowych kodów i ideologii, a co za tym idzie – na odzyskanie odpowiedzialności i sprawstwa, niezbędnych do samodzielnego myślenia i nadawania pożądanego kierunku swoim działaniom.Niewykorzystany potencjał wolności
Przypominam sobie moment, kiedy jako dziecko, w przedszkolu, wychodziłam na wycieczkę wraz z grupą moich małych rówieśników. Pani przedszkolanka ustawiła nas w ściśle ustalonym porządku, starając się okiełznać tę niepohamowaną, wszechobecną, wymykającą się wszelkiej kontroli energię. Doskonale pamiętam, kiedy patrząc na idących ulicą dorosłych, pomyślałam o tym, jak musi być im dobrze, że są tacy duzi, idą po swojemu, mogą robić to, co chcą – zamiast stać posłusznie w szeregu – i że też bym już tak chciała. Teraz, kiedy o tym myślę, widzę, jak bardzo dzieci są blisko ze swoją naturą. W jak krystaliczny sposób emanują sobą. Całe są prawdą. Stopniowo, najczęściej, zatraca się tę autentyczność, a wolność, która mogłaby się wydawać właściwością naturalnie wpisaną w dojrzałość, staje się często jedynie konceptem, który obchodzi się dookoła.
Wiek nie decyduje o byciu autonomiczną jednostką. Metryka nie stanowi o dojrzałości. Wpływa na to świadomość siebie, a wraz z nią zaufanie do samego siebie, zdolność samodzielnego myślenia i stanowienia o sobie. Pod tym z kolei jest umiejętność wewnętrznej regulacji emocji, zdolność rozpoznawania mechanizmów oraz wielopokoleniowych programów, które nami sterują, pociągając za lejce naszej nieświadomości.
Co dzieje się zatem, że to naturalne bycie sobą, swoim rozwijającym się potencjałem, kiedy jesteśmy w stanie obecności na poziomie wszystkich swoich zmysłów, zostaje z czasem zepchnięte tak głęboko? Znika nam z pola widzenia, z obszaru czucia. Dlaczego rezygnujemy z siebie? Co powoduje, że dajemy się wciągnąć w wir nieswojego rytmu, czyjegoś kroku, sztywnych przekonań i obcych wzorców, realizując bardziej wyobrażenie o sobie niż realnego siebie? Dlaczego tak trudno jest nam się zatrzymać i wrócić do autentycznego siebie? Wzrastać swobodnie w swojej sile, mocy, dynamice i potencjale. Co powoduje, że uciekamy od siebie, od swojej natury – tak naprawdę wcale jej nie znając? Jak to się dzieje, że nie tworzymy wewnętrznej, stabilnej relacji i więzi z samym sobą, że manipulujemy swoimi uczuciami, wykonując na sobie emocjonalne wolty? Co powstrzymuje nas od bycia autonomiczną jednostką, która ucieleśnia swoje wizje, pasje, wartości i marzenia, a nie tylko przygląda się im z pozornie bezpiecznej odległości deklaratywnego poziomu? Co sprawia, że unikamy bycia pełnowymiarową jednostką, ze swoją wrażliwością, świadomą cielesnością, pulsującą żywo emocjami, wibrującą energią, z wolą samostanowienia i decydowania o sobie?Psychologia od środka
Zainteresowanie człowiekiem, jego energią, motywacją, możliwościami i potencjałem stanowiło dla mnie naturalny napęd do zgłębiania wiedzy i rozwoju w tym zakresie. Idąc tym torem, jako pierwszy kierunek studiów wybrałam psychologię. Był to czas inspiracji, badań, teorii, poszerzania perspektywy widzenia rzeczywistości. To był jednak dopiero początek mojego prawdziwego wejścia w obszar związany z funkcjonowaniem człowieka, a co najważniejsze – pogłębionej pracy nad poznawaniem siebie i realnym, konkretnym obejmowaniem tego, czym jest siła emocji i świadomości.
Nauka potrafi być niezwykle zajmująca, pogłębiona jednak o osobisty wgląd realizowany na bazie czucia, daje możliwość pełnego doświadczania siebie, a na tej bazie innych ludzi i rzeczywistości. To z kolei otwiera dostęp do realnych możliwości w zakresie jakości i komfortu bycia ze sobą i z innymi. Pozwala na wyznaczanie własnych standardów i życie zgodnie z nimi. Poszerzyłam zatem perspektywę. Z zewnętrznej warstwy psychologicznych badań i teorii przeszłam do wnętrza – do rozumienia, poszerzania wglądu, obejmowania i czucia od środka.
To, co interesowało mnie najbardziej, to integracja zjawisk. Połączenie konkretu z całym obszarem miękkiej, wręcz nieuchwytnej materii. Praktyczne podejście do zagadnienia ludzkiej energii jako funkcjonalnego zasobu. Uchwycenie świadomości, emocji i motywacji w ich praktycznym wymiarze sprawstwa. Połączenie żeńskiej energii z pierwiastkiem męskim, nie w dychotomii i polaryzacji, lecz w naturalnym przenikaniu się, wzajemności, równowadze, inspiracji. To pozwala na łączenie potencjałów, uruchamianie twórczych procesów, wychodzenie poza schemat, a przez to wdrażanie skutecznych rozwiązań. W tym jest scalanie delikatności z siłą. Wrażliwości ze zdecydowaniem. Emocji z cielesnością. Elastyczności ze stabilnym byciem i z lekkością wysokiej wibracji energii. To wchodzenie w całość, w pełnię doświadczania.
Łączenie psychologii z biznesem – miękkich, czuciowych kompetencji z obszarem zarządzania – zaczęłam realizować, kierując zespołem osób w firmie zajmującej się nieruchomościami. Pracując, uzupełniłam wykształcenie o zarządzanie nieruchomościami, a po kilku latach zdecydowałam się na studia z coachingu. Zaczęłam pracować z klientami w zakresie rozwoju osobistego, który realizuję jako wsparcie drugiego człowieka w jego procesie poznawania siebie, swoich emocji, potencjału, możliwości. Następnie poszerzyłam zakres pracy o rozwój biznesowy, realizowany jako wsparcie mentoringowe osób zarządzających organizacjami. To prężnie rozwijający się obszar, z którego chętnie korzystają osoby otwarte na sięganie poza tradycyjny model korporacyjnego zarządzania na rzecz partnerskiego współtworzenia zespołu i budowania spójnej marki wypełnionej realną, konkretną i autentyczną jakością.
Każda z dyscyplin i specjalizacji, o których piszę, jest nośnikiem informacji, bodźców, wiedzy, danych, lecz połączone ze sobą uzupełniają się, multiplikując płynące z nich korzyści i możliwe zastosowania.
Znajome jest mi zaskoczenie osób, pytających o to, co łączy nieruchomości i psychologię. Na pierwszy rzut oka to jak konfrontacja żelbetowych konstrukcji z delikatnością tkanki ludzkiej. To jednak tylko fasadowe rozumienie pozornie odległych od siebie dyscyplin, które w rzeczywistości wiąże wspólny fundament. Za każdym budynkiem stoi człowiek, grupa realnych osób, każdą z nich cechuje indywidualna osobowość, styl funkcjonowania i doświadczenie. Prowadzenie takiego zespołu to rozwijanie wspólnej przestrzeni, to otwartość, dbanie o przejrzystość komunikacji, bycie w stanie uważności, umiejętność wychodzenia poza „własną” perspektywę w szerokie widzenie, a także w intuicję, w czucie. W przypadku coachingowego podejścia to bardziej uważne nawigowanie niż zarządzanie. To nadawanie kierunku, wspólne tworzenie strategii i wypełnianie jej pełnym, obecnym, jakościowym działaniem. To dostrzeganie indywidualnej natury człowieka przy jednoczesnym włączaniu go do zespołu. Dzięki temu możliwe jest wzajemne przeplatanie się oraz integrowanie w pełnię potencjału zespołu, przy jednoczesnym uszanowaniu unikalnego charakteru i kompetencji każdej z osób. To takie bycie z grupą, by wspólnie tworzyć jak najbardziej naturalne środowisko, zachowujące elastyczność, optymalny poziom energii i wewnętrzną motywację. Tak jak w przypadku każdego organizmu, który do sprawnego funkcjonowania potrzebuje równowagi. To zatem łączenie efektywności z przyjemnością. Balans pomiędzy czuciem, myśleniem, kreacją, strategią i działaniem. To rozbrajanie kompulsji pośpiechu i zastępowanie jej esencją jakościowej aktywności.
Kilkunastoletnie doświadczenie w zakresie zarządzania utwierdziło mnie w przekonaniu, że aby móc skutecznie kierować zespołem, podejmować decyzje, pracować z klientami w ramach warsztatów i procesów coachingowych, trzeba zacząć od siebie i w pierwszej kolejności sprawnie zarządzać sobą. Ta zasada jest dla mnie bazą, punktem wyjścia do tego, by naprawdę spotkać się z drugim człowiekiem, by z nim być, by razem tworzyć, kreować. Dotyczy to każdej relacji, prywatnej czy biznesowej.Rozwój wewnętrzny
Rozwój wewnętrzny to w moim odczuciu wyjątkowy proces poszerzania zdolności wglądu w siebie, poznawania tego, jak niezwykłym narzędziem jest świadomość, jak bardzo ułatwia codzienne funkcjonowanie. To rozwijanie osobistego potencjału, który z początkowej formy ściśniętego zalążka stopniowo, poprzez zaangażowanie i troskliwą dyscyplinę, nabiera mocy i sprężystości. I tak z coraz większą lekkością, wspieraną uważnym wglądem, rozciąga się, wybrzmiewając swobodnie w coraz pełniejszym wymiarze swej autentycznej jakości. Rozwój wewnętrzny to proces wewnętrznej integracji. To osadzanie się w poczuciu bycia całością. To scalanie swojej mocy, potencjału i korzystanie z zasobów, które mamy do dyspozycji. To przeobrażanie się bezbronnego dziecka w dorosłego, który potrafi zaopiekować się sobą i stać się dla siebie bezpieczną bazą. To wychodzenie z rozproszonego obszaru nieświadomości w klarowność, jasność i zdecydowanie. To odzyskiwanie zdolności orientacji w sobie i rzeczywistości.
Rozwój wewnętrzny kojarzy mi się z przestrzenią, z drogą. Nie mam tu na myśli ścieżki przybierającej formy równej, uporządkowanej, horyzontalnej linii, odmierzonej w perfekcyjny sposób kreskowymi podziałkami, a szeroki, nieograniczony wręcz obszar – bezkresny wymiar doświadczania. Tak odbierany przeze mnie rozwój nie jest zatem odcinkiem, przebiegającym z punktu A do punktu B, a bardziej wnoszącą się spiralnie energetyczną wibracją przeplatających się wzajemnie emocji, myśli, przeżyć, wrażeń, składających się na określoną historię i tożsamość człowieka – doświadczaną w świadomości jako proces. Jest to zatem cykl rozwoju i wzrostu, będący połączeniem okrężnego i liniowego ruchu. Ten spiralny piruet nieustającego procesu ewolucji, scalania, integracji, przejawia się również jako pogłębianie wglądu w siebie, następnie wychodzenie na zewnątrz i znowu zaglądania w siebie, i tak naprzemiennie, co staje się w efekcie wzajemnie przenikającym się kolistym ruchem uważności. Wpisany w to okrężny tor, doświadczany też jako cykliczny, sprawiać może wrażenie zataczania koła i ponownego odrabiania określonych lekcji. Wszystko po to – w moim odczuciu – by móc dopełnić wgląd, poszerzyć pojemność emocjonalnej i poznawczej percepcji, uwolnić blokady i ograniczenia i wznieść się na kolejny poziom doświadczania, z coraz wyższym stanem świadomości, a dzięki temu z coraz większą swobodą i lekkością. To wszystko dzieje się we wspólnej przestrzeni. W przestrzeni świadomości i doświadczania, stanowiącej Jednię. Wpisana w to energia, ukryta pod różnymi pojęciami, formami i funkcjami, w tym energia mechaniczna, której suma kinetycznej i potencjalnej składa się na wewnętrzną energię ciała, a także elektryczna, termiczna, słoneczna, jak również ta subtelna, eteryczna – duchowa, łączy się, wzajemnie na siebie wpływając i tworząc wspólne pole energetycznej przestrzeni.
Rozwój wewnętrzny to przede wszystkim odzyskiwanie dostępu do świadomości i poznawanie siebie poprzez czucie i związaną z nim wewnętrzną prawdę. To przechodzenie ze stanu iluzji i zaprzeczeń w trzeźwą, przejrzystą percepcję. To realne widzenie siebie i innych. Pozwala to na odzyskiwanie zdolności w zakresie samoregulacji, samodzielności myślenia i działania. Jest w tym odpowiedzialność, którą rozumiem jako własny wybór wynikający z gotowości – organicznego wręcz rezonowania z wewnętrzną motywacją – nie zaś następstwo presji, społecznie narzuconego garnituru powinności, bazującego bardziej na pozorach czy metryce. Jest tu miejsce na elastyczność myślenia, na swobodne stawianie granic, gdzie naturalny jest fakt, że mają je również inni. Jest tu szacunek i akceptacja zarówno dla samego siebie, jak i dla drugiego człowieka – nie jako rezultat, zawężonych do sztuki _savoir-vivre_, wyuczonych instrukcji, reguł i zasad, lecz jako naturalnej, spójnie zintegrowanej właściwości bycia.
Rozwój wewnętrzny to także satysfakcja płynąca z procesu docierania do swoich możliwości, potencjału i doświadczania autentycznego siebie. Są tu uwolnione emocje, wypełnione pulsującą energią, będące naturalnym napędem człowieka – organicznym paliwem dla wewnętrznej inspiracji, motywacji, ciekawości, pasji, chęci, konsekwencji działania, pragnienia odważnej realizacji siebie i swoich planów. To wymierne korzyści z odzyskiwania ostrości widzenia, z czucia ciała, rozpoznawania wrażeń i sygnałów w zakresie kondycji organizmu i jego potrzeb. To kalibrowanie siebie przez optymalne zarządzanie swoją energią i możliwość ukierunkowywania jej w sprawstwo i spójne działanie.
To w końcu łatwość podejmowania decyzji w oparciu o wewnętrzną prawdę, która jest nienegocjowalna.Sprawdź, co nosisz w swoim plecaku
Rozwój osobisty to także przyglądanie się temu, co ze sobą nosimy, co dźwigamy na plecach i barkach. Co zapętla nasze myśli i obciąża głowę. Co kurczowo zaciskamy w dłoniach. Co zalega w nas na poziomie psychosomatycznym. Często są to lęki, wraz z nimi ograniczające przekonania, pod nimi zaś zablokowane emocje, do których zamknęliśmy dostęp na poziomie umysłu i ciała, i które regularnie omijamy, zahaczając się o to, co zewnętrzne. Co powoduje trudność dotarcia do głębi siebie, do swojego wnętrza, na poziom czucia.
Zauważenie i uważne rozpakowanie tego, skądinąd często bardzo ciężkiego plecaka, pozwala na przyjrzenie się jego zawartości i na ponowny kontakt z emocjami. Daje to możliwość zatrzymania się, wejścia w zablokowane doświadczenia, przeżycia ich, a następnie stopniowego rozmrożenia emocji i uwolnienia zdolności pełnego odczuwania. To, co zalegało w postaci mentalnych i fizycznych złogów – jako napięta, skurczona, zbita struktura tkanki organizmu – ma szansę na rozluźnienie, rozpuszczenie się i przywrócenie naturalnego obiegu energii w ciele. Od tego momentu – udrożnienia jej swobodnego przepływu – stopniowo zmienia się cała struktura: energetyczna, emocjonalna, psychiczna, fizyczna i duchowa. Odzyskujemy elastyczność na poziomie emocji i ciała, naturalną dynamikę, energię, witalność, lekkość, swobodę myślenia, działania i czucia. Jest to punkt, od którego zaczyna się poznawanie autentycznego siebie. Jest to widoczne na każdym poziomie. W sposobie bycia, wyrażania siebie, w gestach, w spojrzeniu, wyglądzie, w postawie ciała. Pojawia się świeżość, sprężystość, spójność, naturalny blask, wewnętrzna przestrzeń, którą zaczynamy wypełniać zadowoleniem, akceptacją, harmonią, naturalną pewnością siebie – miłością. Następuje uwolnienie od całego bagażu ograniczeń. Odzyskujemy siebie, stajemy się swoim własnym punktem odniesienia. To pozwala na bycie ze sobą w zgodzie, na stabilne kierowanie sobą i swoim życiem.
Rozwój wewnętrzny to zatem w dużej mierze zrzucanie z siebie nieużytecznych warstw. To rozbrajanie sztywnej struktury, która zasłania prawdziwą naturę, ograniczając realne możliwości, zasoby i perspektywę. Jest to zatem proces uwalniania się spod całego systemu warunkowania, idei, założeń, konceptów, przekonań. To bardziej proces oduczania się niż uczenia nowego. Tak naprawdę pozostajemy bowiem kompletni w zakresie istoty naszego bycia, tego, kim jesteśmy – naszego potencjału, energii, świadomości. To, co jest potrzebne, to niestawianie oporu i nieutrudnianie ich swobodnego rozwoju, a jeżeli z jakichś przyczyn został on ograniczony – dotarcie do źródła blokad, tak by móc je skutecznie uwolnić.
Rozwój wewnętrzny jest więc powrotem do pełnego komfortu bycia. To proces, który zaczyna się od wewnątrz i wpływa na to, co zewnętrzne. To wychodzenie z zawężonej percepcji umysłu, z poziomu głowy, ze ściśniętych struktur ciała, ze skurczonych emocji – z niewyrażonego siebie, w pełną, otwartą przestrzeń doświadczania.Kiedy jest dobry moment na pracę ze sobą
Często jesteśmy tak bardzo zapętleni w nawykowym sposobie myślenia i funkcjonowania, że nie dostrzegamy w sobie dysfunkcyjnych mechanizmów. Będąc w stałym pędzie, w stanie zajętości i zabiegania, możemy czuć, że dosłownie brakuje nam oddechu. Wieczorem padamy zmęczeni, a myśl o jakiejkolwiek pracy ze sobą niejednokrotnie wzmaga stan rozdrażnienia. Przychodzi jednak moment, w którym uświadamiany sobie, że utknęliśmy, że nie jesteśmy sobą, że żyjemy kosztem siebie z zaciągniętym do granic możliwości hamulcem – wbrew sobie i swojej naturze. Czujemy się zmęczeni, wręcz wypaleni, bez energii, nad czym nie mamy żadnej kontroli. Niejednokrotnie bliskie osoby zwracają nam uwagę na nasze zachowanie, namawiając do zmiany. Dotykamy progu emocjonalnej wytrzymałości. Następuje przesilenie.
Impas, utknięcie w stanie bezradności, wycofanie lub też kompulsywne branie na siebie coraz większej liczby obowiązków, poczucie zatracenia i tonięcia pod ich ciężarem, emocjonalny chaos, brak satysfakcjonujących relacji, to podłoże, na którym często pojawia się impuls, poczucie, refleksja, w końcu decyzja, że warto coś ze sobą zrobić. Każdy moment na zmianę jest dobry, o ile jesteśmy na nią gotowi, o ile ze stanu wewnętrznego oporu, wchodzimy w akceptację tego, że teraz zajmujemy się sobą. Wówczas można rozpocząć świadomy proces rozwoju, poznawania siebie.Odzyskiwanie dostępu do potencjału świadomości
Doświadczanie zmiany, jako procesu przebudzenia i odzyskiwania dostępu do potencjału świadomości, przypomina mi pękanie grubej warstwy lodu – zbitego bloku, który stopniowo zmienia swoją konsystencję. Ujęłabym to jako przebijanie się przez twarde powierzchnie mentalnych i cielesnych struktur, a potem dotykanie kolejnych powłok, które napotyka się jeszcze głębiej, które odpadają wraz z przechodzeniem z oporu w czucie. W końcu to wpuszczanie do środka powietrza – rześkiego strumienia nowego wglądu – światła, które opierając się na pełnym, głębokim oddechu, zmienia temperaturę wnętrza, rozmraża złogi zalegających przekonań, sztywnych schematów, zablokowanych emocji. Uwalnia to ogromne pokłady ulokowanej w nich energii. To wręcz fizyczne doświadczanie pękającej powierzchni, kruszących się miliardów mikrocząsteczek, transformujących starą warstwę i odsłaniających to, co jest pod spodem – stan bycia, materię i niematerię, fizyczną i eteryczną formę, która stopniowo zaczyna przybierać coraz bardziej przejrzystą i lekką strukturę wibrujących molekuł. To rozmrażanie i uwalnianie umysłu, emocji i ciała. Następnie ich integracja, wewnętrzne scalanie. To powrót do autentycznego siebie. Do swojej natury, źródła, świadomości, esencji bycia, siły, mocy, spokoju, lekkości, równowagi, energii i potencjału. Do centrum siebie. To odzyskiwanie poczucia wewnętrznego połączenia, to rezonowanie z rzeczywistością i bycie sobą w pełnym wymiarze.Integracja
Zdolność integracji to w moim odczuciu jedna z kluczowych kwestii, jeżeli chodzi o poszerzanie dostępu do potencjału świadomości. Kompetencja ta odnosi się do sposobu bycia, widzenia, czucia, pozwalającego na wychodzenie poza przyjętą, utrwaloną, „własną” perspektywę. Tak rozumiana przeze mnie integracja pozwala na czerpanie z potencjału świadomości – świadomość zaś pozwala na integrację. Integracja i świadomość są zatem ściśle ze sobą powiązane, będąc podstawowym narzędziem percepcji, które umożliwia doświadczanie w rozwiniętej, dojrzałej – jak najpełniejszej formie bycia. Im wyższy poziom świadomości, tym bardziej poczucie integralności zjawisk staje się naturalne, wręcz organiczne.
Zdolność integracji pozwala na wychodzenie poza fragmentaryczne postrzeganie i doświadczanie samego siebie, innych osób i rzeczywistości. To świadomość oparta nie na przekonaniu, wierze, teorii czy instrukcji, lecz na realnym czuciu tego, że poszczególne poziomy zarówno w nas samych, jak i na zewnątrz, współgrają ze sobą, będąc ze sobą połączone. My natomiast, jako integralna część rzeczywistości, środowiska, wszechświata, jesteśmy połączeni z innymi, z naszym otoczeniem, naturą, oddziałując na siebie na zasadzie wzajemności – poprzez świadomość, którą jesteśmy.
Zdolność łączenia zjawisk w ramach ich szerszego kontekstu pozwala na sprawne poruszanie się po ich różnorodności – emocjach, wrażeniach, pozornie sprzecznych bodźcach, które scalone od środka stają się całością. To wartość pozwalająca na naturalne dopełnianie tak często odczuwanej luki, brakującego elementu – sensu, znaczenia. Pozwala to na sięganie głębiej, szerzej, wyżej, poza siebie. Umożliwia postrzeganie na bazia czucia, prowadzonego ze środka siebie do perspektywy z lotu ptaka.
Poprzez proces integracji możliwa jest transformacja sztywnych struktur myślenia i działania w elastyczne, dynamiczne i plastyczne formy bycia i funkcjonowania, prowadząc do swobodnego rozumienia, czucia i doświadczania. Odczuwam to jako jednoczesne zmiękczanie i scalanie. To przyjęcie, że emocje oraz ich fizjologia mają wpływ na nasze ciało, na całą konstrukcję psychiczną, emocjonalną, fizyczną i energetyczną człowieka. To świadomość tego, że zdrowie to stan harmonii zarówno na poziomie psychofizycznym, jak i duchowym, choroba zaś to nie jakiś obcy, który zjawia się nagle z zewnątrz, a wewnętrzny stan zaburzenia równowagi organizmu. Organizm to z kolei zintegrowany z nami, nie zaś odrębny, fragment naszego ciała. To także dostrzeganie wzajemności w zakresie wymiany energii, jaka zachodzi między nami i naszym otoczeniem. To uważność na siebie i na drugiego człowieka. To branie odpowiedzialności za fakt, iż to, w jaki sposób myślimy o sobie, wpływa na to, jak się ze sobą czujemy, a także na sposób, w jaki odbierają i traktują nas inni. To świadomość zachodzących reakcji na poziomie naszego umysłu i ciała. W przypadku permanentnego bólu głowy to wzięcie pod uwagę faktu, że być może to efekt długotrwałego stresu, którego nie odreagowaliśmy, który szuka swojego ujścia, ujawniając się na poziomie somatycznym. Stres z kolei to nie zewnętrzna właściwość rzeczywistości, a nasza specyficzna reakcja na określony bodziec lub też nawykowy sposób interpretacji tego, czego doświadczamy, wywołujący w nas stan wzmożonego pobudzenia.
Świadomość integralności zjawisk to zauważanie tego, że nie żyjemy w oderwaniu od środowiska. To przyjęcie odpowiedzialności za to, w jaki sposób się odżywiamy czy dbamy o kondycję fizyczną, w jakim otoczeniu przebywamy, z kim spędzamy czas, jak się czujemy z tymi osobami i jak one z nami. To świadomość, że dbanie o środowisko, od strony czysto pragmatycznej, leży po prostu w naszym interesie, bo w nim funkcjonujemy i nim oddychamy. W szerszym ujęciu to organiczny, naturalny stan współgrania z otoczeniem, bez którego nie jest możliwe życie. Niezależnie, czy tym środowiskiem jest nasze wnętrze, organizm, czy to, co zewnętrzne – natura, relacje, obszar prywatny czy zawodowy. Wszędzie tam następuje zjawisko sprzężenia zwrotnego, opierające się na wzajemności, przepływie, komunikacji, wymianie tlenu, bodźców, uwagi, informacji, emocji, uczuć, dóbr materialnych, usług i zasobów energetycznych.
Integralność to także akceptowanie zjawiska ciągłości procesów, doświadczania. To świadomość tego, że w warstwie tożsamościowej jesteśmy kontynuacją siebie z dzieciństwa, że doświadczenia z wczesnego okresu naszego życia mają wpływ na to, jacy jesteśmy jako dorośli. Te doświadczenia przekładają się na naszą percepcję, nawyki, na tok myślenia. Na nasze reakcje, postawę, zachowanie, przekonania, sposób zarządzania emocjami, styl tworzenia relacji i więzi. To świadomość, że doświadczenia odkładają się także w strukturze naszego ciała w postaci różnorodnych napięć, stanowiąc emocjonalny ich zapis, że warunkują również rozwój naszego mózgu, wpływając na jego strukturę biochemiczną, neuronalną i hormonalną. To także wzięcie pod uwagę, że istnieje w nas obszar nieświadomości, w którym ukryte są tłumione emocje i przeżycia. To również świadomość tego, że jako dorośli, mamy możliwość wzięcia odpowiedzialności za siebie. Przyjrzenia się temu, co nam służy, a co szkodzi i tym samym wyjścia z dysfunkcji poprzez zmianę nawykowego sposobu myślenia i działania. Integracja to także niestawianie oporu na poziomie myślenia, czucia, przepływu energii, regulacji emocji i komunikacji, tak by móc być swobodnym w strukturze umysłu, w postawie ciała. Zgodnie z naszą naturą.
Wszystko to pozwala na realne widzenie siebie, a zatem całościowe wzięcie odpowiedzialności za siebie, za swoją kondycję psychofizyczną, za dynamikę, poziom energii, wygląd, podejmowane decyzje, samopoczucie i zachowanie. Za komfort bycia.
Zdolność integracji może być także źródłem wielu korzyści i funkcjonalnych rozwiązań, jakościowej, konkretnej esencji, z czego korzystam na co dzień. W moim odczuciu nie ma niemożliwych połączeń. Każdą dyscyplinę i działalność można ze sobą spajać, potrzebna jest jednak baza, a jest nią świadomość, która pozwala czuć, doświadczać i scalać. W przypadku pracy coachingowej daje to możliwość łączenia pozornie odrębnych narzędzi, perspektyw i technik, nowoczesnych metod z naturalnymi. Jeżeli chodzi zaś o pracę w zakresie skuteczności funkcjonowania organizacji biznesowych – integralne, holistyczne podejście umożliwia przekraczanie schematycznych rozwiązań, tak by umożliwić wybrzmienie spójnej, autentycznej jakości, unikalnego potencjału, co pozwala na efektywny rozwój zarówno poszczególnych jednostek, jak i organizacji jako całości.
Zintegrowane podejście umożliwia kreowanie własnego stylu pracy poprzez osobisty wgląd, doświadczenie, subtelności czucia, intuicję z wykorzystaniem interdyscyplinarnego podejścia. W tym między innymi takich dyscyplin jak: psychologia, socjologia, neurobiologia, kognitywistyka, sport, ekonomia czy fizyka kwantowa. Integracja pozwala na łączenie perspektyw, na poruszanie się po holistycznej, wielowymiarowej matrycy – energetycznej, biologicznej, psychospołecznej i transpersonalnej. Wychodząc jednak poza warstwę pojęć – to możliwość prowadzenia wglądu ze środka siebie – prosto z wnętrza po metapoziom, widzenia zarówno pojedynczej, indywidualnej jednostki, jak i doświadczania połączenia z innymi, z uwzględnieniem szerokiego kontekstu środowiska. To integracja praktycznego podejścia, materii, funkcjonalności z subtelnym wymiarem energetycznej tkanki bycia. To rozpuszczanie sztywności paradygmatów, przekonań, teorii, binarnej struktury kodów w dynamicznym, realnym, praktycznym doświadczaniu codziennego życia.Fragmentaryczność w zakresie widzenia
Pozostawanie w ujęciu fragmentarycznym to widzenie wąskiego odcinka siebie, innych ludzi oraz otaczającej nas rzeczywistości. Wiąże się to z redukcyjną, zawężoną percepcją i niedostrzeganiem złożoności bodźców wieloaspektowej przestrzeni doświadczania. Jest to charakterystyczne dla poszczególnych etapów rozwoju dziecka i stanowi naturalną drogę jego ewolucji.
Dziecko średnio do siódmego roku życia widzi siebie jako fragment. Towarzyszy temu silny egocentryzm i centracja, co wiąże się z niezdolnością do przyjmowania innej perspektywy poza własną, a także niemożnością objęcia uwagą więcej niż jednego aspektu w danej chwili. Zgodnie z postrzeganiem dziecka cały świat toczy się wokół niego, ono pozostaje zaś w jego ścisłym centrum. Wraz z rozwojem dziecko coraz bardziej zauważa swoje otoczenie, poszerza swoją percepcję. Uczy się wzajemności i współgrania z rzeczywistością. Wzrastając w atmosferze otwartości, uważności, akceptacji, emocjonalnej dostępności opiekunów, naturalnie wyznaczanych granic, bycia odpowiedzialnym za swoje zadania, ma ono możliwość swobodnego rozwoju. Poznaje siebie poprzez emocje i doświadczanie, poszerza świadomość siebie, zaczyna sięgać, rozpoznawać, inicjować działania, uczy się sprawstwa i odpowiedzialności. Osoba taka stopniowo staje się autonomiczną, świadomą siebie, zintegrowaną jednostką. Eksploruje świat, doświadczając go w naturalny sposób jako otwartą, bezpieczną przestrzeń. Rozwija swoją indywidualną naturę. Tworzy spójną tożsamość. Płynnie wchodzi w dojrzałość.
Jest też druga możliwość. Jeżeli swobodny rozwój dziecka, jego sposób wyrażania siebie – uczuć, wrażliwości, potrzeb, cielesności – jest blokowany, jego naturalny proces wchodzenia w dorosłość zostaje zachwiany. Dotyczy to każdej formy zaniedbania i nadużycia, w których ograniczana jest przestrzeń dziecka. Odnosi się to do wszelkich form przemocowych zachowań opiekuna – fizycznego i emocjonalnego przekraczania granic, niedostępności rodzica, niereagowania i niezaspakajania potrzeby kontaktu, bliskości, a także toksycznego zawstydzania, karania milczeniem, przekazywania sprzecznych komunikatów, ale też nadopiekuńczości i nadkontroli. Dotyczy to również parentyfikacji, w której dochodzi do odwrócenia ról w rodzinie. Wówczas to dziecko wchodzi w rolę dorosłego, troszczy się o potrzeby opiekunów, o ich dobrostan emocjonalny, niejednokrotnie także fizyczny, kosztem swojego dzieciństwa, realizacji siebie i własnych potrzeb, co ma negatywny czy wręcz destrukcyjny wpływ na jego rozwój i dorosłe życie. Dotyczy to też z pozoru bardziej subtelnych postaw, wpisujących się w bierno-agresywne formy zachowań przemocowych, takich jak wkraczanie w przestrzeń dziecka, mówienie za niego w jego obecności, wyręczanie go w jego codziennych czynnościach, co stanowi ukryty komunikat o braku zaufania do dziecka – do jego możliwości, zdolności, czy zaradności. Takie zachowanie osadza dziecko w poczuciu bezradności, niskiej samooceny oraz braku wiary w siebie i swoją sprawczość. W takim przypadku dorastający człowiek pozostaje w klinczu. Znajduje się w pozycji rozkroku pomiędzy dzieckiem a dorosłym. Nie jest ani jednym, ani drugim. Jego emocje i potrzeby, które nie wybrzmiały w okresie dziecięcym pozostają z nim ze statusem niezaspokojonych. Ma to wpływ na jego ciało, emocje, psychikę. Jest on zatem metrykalnie dorosłym człowiekiem z uwięzionym w sobie dzieckiem. Jest Dorosłym Dzieckiem. Jego sposób regulacji emocji, przeżywania ich i doświadczania siebie i rzeczywistości zatrzymany zostaje na etapie dziecięcym. Jednocześnie emocje, mimo że zablokowane i tłumione, pozostają w nim stale aktywne. Z tym dysfunkcyjnym mechanizmem człowiek taki wzrasta i o niego potyka się w dorosłości. Funkcjonująca w ten sposób osoba wchodzi w dorosłość z głębokim deficytem poczucia bezpieczeństwa, spójności i godności. Na ogół jest to przykryte garniturem obronnych postaw – bycie dzieckiem z przywilejami dorosłego nie jest jednak możliwe.
Człowiek taki ma niedopełniony okres dzieciństwa – okres rozumiany nie jako odcinek czasu, ale jako proces rozwoju, w który wpisana jest również inicjacja, poprzez którą opiekun w sposób uważny i nieinwazyjny towarzyszy dziecku, prowadząc go ku samodzielności, ku dojrzałości, ku możliwie najpełniejszemu rozkwitowi jego indywidualności. Jest to proces wybrzmiewania dziecięcego „ja” i przechodzenia poprzez okres adolescencji w coraz bardziej świadome, zintegrowane „ja”. Dzieciństwo, młodość, dorosłość nie są bowiem oddzielnymi kategoriami. Te następujące po sobie etapy, nakładające się na siebie cykle, realizowane na bazie złożonych procesów transformacji, stanowią kontynuację i składają się na całość doświadczania. Wówczas nie ma „momentu” przekroczenia progu dojrzałości, a rozciągnięty w czasie proces rozwijania dojrzałości w sobie. Ta dojrzałość kształtuje się wraz z daną jednostką, rozwija się w niej i poprzez nią, jako osobista wewnętrzna, ucieleśniona właściwość.
Jest to proces niezwykle chłonny, podczas którego dziecko poznaje siebie poprzez relację z opiekunami, poprzez realizowane przez nich wartości, uczucia, reakcje, zachowanie. Obserwuje i naśladuje swych opiekunów, przyswaja wzorzec męskości i kobiecości – matki i ojca, ich wzajemnej relacji, ich wzorców funkcjonowania i postrzegania rzeczywistości. Dziecko w ten sposób oswaja się ze sobą, rozwija swój potencjał, swoją osobistą przestrzeń. Jest to baza dla swobodnego rozwoju – rozwoju, który jest procesem indywiduacji realizowanym przy czułym wsparciu dorosłego. Ta baza stanowi jednocześnie wzorzec, który rozciąga się na kolejne obszary, na kolejne aspekty. Ten wzorzec przekłada się na sposób postrzegania samego siebie, innych ludzi, rzeczywistości, na tworzenie relacji i odnajdywanie się w partnerstwie. Jeżeli ten proces zostaje zaburzony – Dorosłe Dziecko pozostaje uwięzione w niedomkniętym cyklu, trwając w tym niedopełnionym doświadczeniu.
Osoba taka nie ma rozwiniętych kompetencji emocjonalnych. Zablokowany i zniekształcony zostaje również jej system poznawczy, jako że te dwa obszary są od siebie ściśle zależne. Percepcja samego siebie, innych osób, rzeczywistości ulega zniekształceniu. Człowiek w takim przypadku nie widzi siebie takim, jakim jest, ale takim, jakim wydaje mu się, że widzą go inni. Odwrócona jest tu zatem perspektywa i kierunek postrzegania. Osoba taka żyje uwięziona w swoim umyśle, ponieważ do emocji i czucia nie ma dostępu. Jej umysł natomiast uzależniony jest od widzenia rzeczy przez filtr narzucony przez innych – przez opiekunów, przez klimat domu i szkoły, często z oczekiwaniami bycia grzecznym, niewyrażającym siebie, podporządkowanym, uległym i posłusznym. Kimś niewidocznym, niewychodzącym poza schemat, niesprawiającym problemów. Skurczonym w sobie, w emocjach, które nie miały przestrzeni na to, by wybrzmieć. Człowiek taki zamknięty jest we własnych, ograniczonych ramach fragmentarycznego obrazu siebie i rzeczywistości. Wierzy on w obrazek, który tworzy w umyśle, nie wychodząc poza jego struktury, nie sprawdzając, co jest dalej. Nie eksplorując, nie doświadczając siebie i rzeczywistości. Osoba taka może nieustannie analizować, sprawdzać, badać stale poruszając się po obrzeżach, nie dostając się do środka siebie, nie przedostając się dalej i głębiej.
Fragmentacja jest odłączeniem, oddzieleniem, rozproszeniem, wyobcowaniem. Towarzyszy temu najczęściej wysoki poziom uogólnionego lęku, brak poczucia bezpieczeństwa, to z kolei powoduje przyjmowanie strategii obronnej w odniesieniu do samego siebie, do innych osób, do rzeczywistości. Postawa taka jest odwrotnością wszelkich form otwartego funkcjonowania, ufności, zmian, swobodnego doświadczania. Człowiek, pozostający w defensywie, zamyka się, zapada się w sobie. Widoczne jest to zarówno na poziomie emocji, w sposobie myślenia, wyrażania siebie, jak i w postaci napiętych struktur ciała.
Bycie elastycznym to właściwość psychodynamiczna. Tu obecna jest potężna dawka życia, ruchu, przepływu energii, emocji, czucia. Pozostawanie w okowach sztywnych struktur, zarówno umysłu, jak i ciała, pozostaje na drugim krańcu kontinuum swobodnego doświadczania. Prowadzi to do stagnacji, opierania się na nieweryfikowanych konceptach, hasłach, ideach, teoriach, przekonaniach i chowania się za pancerzem zamrożonego umysłu i ciała.Opieranie się na czynnikach zewnętrznych
Im wyższy poziom wewnętrznego rozedrgania, dezintegracji i lęku, tym bardziej człowiek skupia się na czynnikach zewnętrznych, stając się od nich zależnym. Człowiek, który nie jest wewnętrznie scalony, który nie czuje ze sobą więzi, pozbawia się też dostępu do swoich osobistych zasobów. Nie jest on wówczas zakotwiczony w sobie, nie jest zakorzeniony w swoim wnętrzu. W takim przypadku dochodzi do zatarcia granic pomiędzy nierozpoznanym, niewyodrębnionym „ja” danej osoby a drugim człowiekiem. Osoba przejawiająca tendencje symbiotyczne ma trudności ze świadomym objęciem i określeniem samego siebie. Reguluje się głównie poprzez relację z drugim człowiekiem, przez czynniki zewnętrze.
Człowiek tak uwarunkowany nie czuje siebie, swoich własnych wartości, osobistego, emocjonalnego wypełnienia. Nie znając siebie, nie potrafiąc tym samym wyznaczać swoich granic, nie jest dla siebie oparciem. Wewnętrzna pustka, niepewność i zagubienie pozostają obszarem podatnym na zewnętrzne treści, poglądy, przekonania, ideologie, wszelkiego rodzaju manipulacje. Człowiek w takim przypadku zdaje się na to, co zewnętrzne. W ten sposób określa swoją tożsamość, opiera się na zewnętrznych ramach przynależności do innych osób, grup, wspólnot, systemów, instytucji czy autorytetów. Osadza się na fasadzie swojej wyobrażeniowej tożsamości, wokół określonej kreacji siebie, stanowiącej zastępczy konstrukt dla nierozpoznanego „ja“. Często wykorzystywanymi w tym celu narzędziami są teorie, założenia, dogmaty czy sztywne zasady, na których można się podeprzeć, nie zaś osobista percepcja, czucie i autentyczny wgląd, do którego nie ma się dostępu. Przekonania, koncepty pozostają niezmienne, przewidywalne, nie wymagają zatem samodzielnego myślenia i bycia dobrze zorientowanym w sobie. Zwalniają z osobistego zaangażowania, z odpowiedzialności i sprawstwa. Elastyczne formy, odpowiadające dynamice życia, stają się natomiast obce, niekomfortowe, wymykają się bowiem pewności, jaką dają sztywne ramy kontroli. Towarzyszy temu silna tendencja do konceptualnej interpretacji rzeczywistości. Do zamykania jej w uproszczonych, powszechnie przyjętych schematach, stereotypach, które nakładają na indywidualny, złożony wymiar danego zjawiska określoną kategorię, pewną stałą, stanowiącą gotową reprezentację poznawczą. Swoją drogą mózg człowieka ma tendencję do generalizacji i upraszczania odbieranych z otoczenia informacji tak, by móc sprawnie organizować się w pełnej bodźców przestrzeni. Im wyższa jednak świadomość człowieka, tym wyższy poziom uwrażliwienia uważności, a to pozwala wyjść poza ten redukcjonistyczny mechanizm na rzecz coraz większej otwartości percepcyjnej, przejawiającej się w zdolności do szerokiego, głębokiego, wieloaspektowego postrzegania i czucia, zarówno samego siebie, jak i rzeczywistości.
Człowiek, który jest zewnątrzsterowny, niejednokrotnie pada ofiarą bycia sterowanym przez różnego rodzaju systemy i ideologie. Z jednej strony może on odczuwać ulgę, wynikającą z faktu zdjęcia z niego ogromnego ciężaru dyskomfortu, wewnętrznego chaosu, lęku przed samodzielnością i samostanowieniem. Zostaje on bowiem uporządkowany przez to, co zewnętrzne – przez zależnościową relację z drugim człowiekiem, z grupą, organizacją czy ideą. To daje mu schronienie, nadaje ramy i sens istnienia, z drugiej jednak strony, człowiek taki oddaje innym zarządzanie sobą, swoim stanem świadomości, wewnętrzną prawdą, decyzjami. Jest zatem jednostką ubezwłasnowolnioną, najczęściej pozostaje on jednak w głębokiej nieświadomości, co do takiego stanu swojego bycia. Brak osobistej wolności zostaje bowiem szczelnie opakowany w fałszywą tożsamość.
Drugim charakterystycznym stylem zachowania osób niezdolnych do samoregulacji i autentycznego wglądu w siebie jest alienacja. Ta obronna postawa wynika między innymi z nieuświadomionego lęku przed byciem zagarniętym, pochłoniętym przez symbiotyczne relacje i zależności. Wiąże się to z poczuciem zagrożenia utraty kontroli nad osobistymi strukturami, których się nie czuje, którym nie można tym samym wyznaczyć bezpiecznych granic. Zarówno symbiotyczna zależność, jak i alienacja to dwie strony tego samego dysfunkcyjnego mechanizmu. Osoba zamknięta w takim wzorcu nie czuje swojego centrum, swojej wewnętrznej jakości. Człowiek taki często patrzy na świat oczami dziecka, choć jego metryka wskazuje na coś innego. Inni oczekują od niego dojrzałego zachowania, czemu nie jest on w stanie sprostać. Osoba taka nie ma bowiem dostępu do wewnętrznych zasobów, do poczucia spójności, do emocji pozwalających na bycie autonomiczną jednostką. Pozostaje zatem w silnym wewnętrznym konflikcie.
Dorośli z uwięzionym w sobie dzieckiem często nie potrafią określić tego, co czują. Nie są w stanie rozpoznać i nazwać swoich emocji, mają trudności z podejmowaniem decyzji, nie potrafią wziąć odpowiedzialności za siebie, za bliskość, za relacje z samym sobą, za relację z innymi. Emocjonalny chaos, towarzyszące temu poczucie bezsilności, nieadekwatności, dezorientacji i zagubienia, skutkuje nieustającą ucieczką – od samego siebie, od innych, od rzeczywistości. Emocjonalna alienacja i strategia unikania, staje się wówczas nawykowym stylem zachowania. To potęguje wewnętrzną dezintegrację, poczucie bezradności, wstydu i winy. Brak konstruktywnych narzędzi do kierowania sobą powoduje umacnianie się ograniczających, dysfunkcyjnych mechanizmów, w tym dalsze wypieranie emocji, które choć wyparte są stale aktywne. Pozostają one ściśnięte, nierozwinięte, nierozpoznane, przez co pogłębiają dyskomfort. Koło się zamyka. Żeby z niego wyjść potrzebne jest najpierw zauważenie i zrozumienie nieuświadomionego wzorca, który kieruje zachowaniem człowieka. To z kolei pozwala na rozpoczęcie procesu wewnętrznej integracji, na poziome umysłu, emocji, ciała i energii.