- W empik go
Bajki i opowiadania dla dzieci - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
22 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz
laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony,
jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania
czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla
oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym
laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym
programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe
Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny
program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią
niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy
każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Bajki i opowiadania dla dzieci - ebook
Opowiadania dla dzieci, które radzą już sobie same z czytaniem, zaczęły szkołę, ale jeszcze nie zapomniały o bajkach. Sposób na sen, Smogobaja, Azorek, Wyspa i Bajki, to pięć tekstów, które z humorem próbują przypomnieć, że czasem najważniejsza jest wyobraźnia.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hania nie była senna, choć była już pora na spanie. Mama usiadła przy jej łóżku – mamusiu, opowiedz mi bajeczkę!
Mama była zakłopotana, nie mogła sobie żadnej przypomnieć. Zawołała tatę.
Tata, zmęczony po pracy, usiadł i zaraz zasnął. Hania nie usłyszała bajki, tylko chrapanie taty.
Mama podeszła do półeczki z książkami, ale nie mogła znaleźć żadnej bajki, nie wiedzieć czemu zniknęły, były tam tylko kryminały. Wzięła jeden do ręki i zajrzała do środka, ale nic z tego nie nadawało się do przeczytania dziecku. Każda historia pełna była policjantów i złodziei. Genialnych detektywów i super-przestępców. Ale nie na taką historię czekała Hania.
Co się stało? Czy ktoś wszystko dziś pozamieniał!? – dziwiła się mama Hani i nawet nie wiedziała, jak była bliska prawdy. Bowiem ich dom odwiedził Chochlik Psotnik i w taki sposób się zabawił. Pozamieniał książki i ludzkie odczucia, jednych uczynnił sennymi, innych zanadto rozbudził. Teraz w kąciku sobie siedział i śmiał się ze swoich psot cichutko. Wyglądał jak zwariowany krasnoludek w pstrokatej czapeczce.
Jedyną radą na takie czary było uśpienie Hani jakąś bajką, której niestety nikt teraz nie umiał opowiedzieć. I mama Hani, po chwili pełnej wytężonego myślenia, napięcia i skupienia, zasnęła znużona na drugim krześle, zaraz obok taty.
Wtedy zjawiła się Książkowa Wróżka, która postanowiła temu zaradzić. Przegoniła Chochlika Psotnika, kazała mu wracać do domu, pod krzakiem róży w ogrodzie. Jednak czar zdjąć mogła jedynie opowiadając bajki tak długo, aż któraś zmęczy dziewczynkę i ta uśnie. Hania uśmiechnęła się do dziwnej staruszki, która podeszła do jej łóżka.
Była to siwowłosa, korpulentna dama w bufiastej, ciemnej sukni zdobionej koronkami, z koronkowym kołnierzem i mankietami. Z wyglądu przypominała Wiktorię, królową Anglii z epoki wiktoriańskiej. Ale Hania tego nie wiedziała, bo nie uczyła się jeszcze w szkole. Wróżka usiadła na brzegu łóżka i wzięła Hanię za rękę:
- Opowiem Ci bajkę o biedroneczce, która pewnego razu postanowiła polecieć do nieba, ponieważ spotykani przez nią ludzie często o to prosili. Leciała bardzo długo, aż zmęczyły jej się skrzydełka i pomyślała, że to jest dalej niż myślała i musi wrócić i przeprosić ludzi, ale nie jest na siłach, aby to zrobić i chyba zaraz spadnie.
I wtedy złapał ją mały ptaszek, aż się przelękła, że już po niej, zje ją na obiad, ale ptaszek zrozumiał, czego chciała dokonać i postanowił jej pomóc i poleciał z nią tak wysoko, jak tylko był w stanie, trzymając ją delikatnie w swoim dziobie, ale także i on nie dotarł do samego nieba. Zmęczyły mu się skrzydła i postanowił, że musi wrócić, a wtedy ujęła ich oboje ostrożnie chmurka na niebie i poniosła ich jeszcze wyżej, niż mogliby zapragnąć, aż zrobiło im się bardzo ciepło od słonka, które tak wysoko było bliskie i ogromne, i chmurka zrozumiała, że wyżej już unieść ich nie może. A słonko spytało: czemu zawędrowaliście tak wysoko?
I biedronka, ptaszek, oraz chmurka powiedziały o pragnieniu dotarcia do nieba.
Słonko zaśmiało się tylko i powiedziało do nich wesoło: - ależ kochani, niebo jest wszędzie, cały czas jesteście na nim! Niebo jest nad całym światem, otacza całą ziemię, a poza nim jest kosmos i inne planety, które też mają swoje nieba. Wystarczy tylko podnieść głowę i zobaczyć jego piękno. Wtedy zobaczycie niebo i będziecie w niebie. A teraz wracajcie na ziemię!
I poprowadziło ich na dół bezpiecznie swoimi słonecznymi promieniami.
I wróżka spojrzała na Hanię, ale Hania wcale nie zrobiła się senna, jedynie oczy miała bardziej błyszczące, więc delikatnie dotknęła jej czoła swoją pomarszczoną dłonią w koronkowej rękawiczce:
- Moje dziecko, czy ty nie masz aby gorączki?
Ale Hania zaprzeczyła i poprosiła:
- Babciu, proszę, opowiadaj dalej. Chcę usłyszeć jeszcze jakąś bajkę.
Wróżka zmarszczyła brwi i nasunęła na nos okulary, bo zrozumiała, że ten wieczór to prawdziwe wyzwanie, nie będzie to łatwa sprawa ułożyć to dziecko do spania.
- W dalekim kraju, gdzie egzotyczne lasy i poplątane dżungle broniły przed obcymi różnych złotych skarbów, pojawił się podróżnik, który chciał odkryć coś tajemniczego. Chciał znaleźć jakiś zaginiony skarb lub dokonać odkrycia, dzięki któremu stałby się sławny na cały świat. Budowano by mu później pomniki, nazywano jego imieniem ulice i szkoły. Po to właśnie zagłębił się w dżungli i ryzykował życie.
Przebijał się przez chaszcze wielką, ostrą maczetą, wycinał sobie drogę i bronił przed wężami i miał cichą nadzieję, że jeśli wpadnie na niego jakiś zagubiony jaguar, to także mu tym wielkim nożem zagrozi, przestraszy go i przepłoszy.
Na razie jednak spotykał głównie małpy, jak małe kapucynki, skore do różnych figli. Porwały mu korkowy hełm, odsłaniając spoconą łysą głowę i zaraz jakiś komar ukąsił go w sam jej czubek. Krzyknął i pobiegł przed siebie, bo akurat napotkał na nieco odsłoniętą przestrzeń, przebiegł pomiędzy drzewami, na których siedziały kolorowe papugi Ary wołające do niego: nie tędy, ależ nie tędy, profesorze!, zaplątał się w liany, a także, jak spostrzegł po chwili w zwisający razem z nimi ogon olbrzymiego pytona – dziesięciometrowego głodnego węża. Ale i podróżnik był głodny. Powiedział sobie: albo on, albo ja. Wygra ten, kto ma większy apetyt!
Było coś z tej desperacji w jego oczach, co zahipnotyzowało węża, ustał w podduszaniu, zamarł przerażony i wreszcie schował się w gąszczu zostawiając w spokoju podróżnika.
A podróżnik uświadomił sobie, że ryzykuje zbyt wiele, nie jest stworzony do takich niebezpieczeństw, wyciągnął kanapkę i zajadając ze smakiem pomyślał, że pora wracać.
Wszędzie jest bowiem dobrze, ale w domu najlepiej, wędrując po świecie i przekraczając granice, powinno się wiedzieć, że jest pewna granica, której nie trzeba przekraczać. Poza tym zrozumiał, że przecież jeśli coś nawet osiągnie, to nikt nie nazwie jego imieniem ulicy, bowiem nazywa się Bambosz. Profesor Bambosz. Kto chciałby, aby ulica nosiła nazwę Bambosza?
I wtedy w jego piersi zabłysło serce, bo dzięki myśleniu o ojczyźnie, do której zapragnął wrócić stało się, ze szczęścia, szczerozłote. Tak, jak łysina profesora. A przynajmniej jej czubek.
A Hania spytała:
- Czy jest jakaś bajka, która dzieje się na księżycu?
Wróżka westchnęła i poprawiła sobie koronkowy kołnierz. Na ścianie ścienny zegar zakołysał wahadłem i poruszył wąsami wskazówek.
- Żył sobie na Księżycu księżycowy stworek, choć wątpiono w jego istnienie, to przecież on sam wiedział najlepiej kim jest i gdzie żyje. Jest przecież księżycowym stworkiem i żyje sobie na Księżycu!
Widział ze swojego Księżyca Ziemię i w niej się zakochał. Kochał jej błękitne oceany i zielone kontynenty. Kochał jej obroty zdające mu się tak piękne, jakby tańczyła w kosmosie. Kręciła piruety. Marzył, że kiedyś uda mu się na niej zamieszkać, a przynajmniej polecieć na nią na wycieczkę.
Niestety nie wiedział, jak ma tego dokonać. Nie miał kosmicznego statku, sam, jeśli nawet podskoczył, to daleko w ten sposób nie zaleciał. Nie spędzało mu to snu z powiek, nie był jakoś specjalnie z tego powodu nieszczęśliwy, jednak odrobinę było mu nieswojo. Jakby coś utracił. Coś, co miał zarazem na wyciągnięcie ręki.
Czasem z Ziemi na Księżyc przyleciał jakiś wehikuł. Ale najczęściej już tutaj zostawał i na Ziemię nie wracał. Trochę pojeździł po powierzchni i zamierał. Jakby się popsuł, lub wyczerpał. Później stworek mu się z zaciekawieniem przyglądał, podziwiał postęp techniki, osiągnięcia ludzkości. Ale na tym kończyły się kontakty z Ziemią.
Czasem sobie marzył, że gdy przylecą tu ziemscy kosmonauci, będzie udawał rzadki kamień, aby wzięli go ze sobą w celu dokładnych, naukowych badań. Niestety zawsze się mijał z takimi ekspedycjami. Ludzie lądowali zwykle nie w tej części Księżyca, na której akurat stworek się znajdował. Kiedy wreszcie tam dotarł nikogo już dawno nie było. Pozostawała tylko wbita w grunt chorągiewka, kosz pełen śmieci i ślady na księżycowej glebie.
Księżycowy stworek lubił o sobie myśleć, że nie ma bardziej od niego samotnego stworka nie tylko na Księżycu, ale też i na Ziemi. Aż pewnego razu tuż obok niego wylądowała rakieta i członkowie ekspedycji zachwyceni stworkiem wzięli go ze sobą. Później, na Ziemi, pokazano go w telewizji i wystawiano go w kilku muzeach. Zrobiono mu wiele fotografii, pisano o nim artykuły, a nawet jedną książkę. Dano mu w prezencie roślinkę, którą mógłby hodować na srebrnym globie i kiedy zatęsknił za domem pozwolono mu wrócić, odwieziono go z powrotem na Księżyc.
I kiedy wrócił, jego miłość do Ziemi jeszcze urosła, niczym roślinka, którą sobie teraz hodował. Zrozumiał też jednak, że teraz ma dwa domy, które kocha i przepełniony miłością czuł, że miłości nigdy nie jest za wiele. Jego miejsce jest na Księżycu, ale nigdy nie zapomni o Ziemi.
- Trochę smutna ta bajeczka – powiedziała Hania. – Stworek musiał dokonać wyboru, nie mógł być jednocześnie w dwóch kochanych przez siebie miejscach. Musiał wybrać, co bardziej kocha. Ja często mam problem z wyborem. Na przykład ciastek w cukierni.
- Tak czasem bywa w życiu – przytaknęła Wróżka. – Ale to nie znaczy, że stworek musiał zrezygnować z którejś miłości. Po prostu nie każda miłość jest do końca spełniona. Możemy jednak kochać całym sercem cały świat, a nawet wiele światów, tyle światów ile tylko zechcemy. Nie możemy jednak być wszędzie i mieć wszystkiego. Nie możemy się rozdzielić na kawałki. Czasem musimy dokonać wyboru, czasem życie wybiera za nas. Nam pozostaje tylko kochać to, co mamy, a czasem także i to, czego mieć nie możemy. Miłość to bardzo cenny dar. I bardzo ludzki. Choć i nieobcy światu zwierząt. Miłość ma więc w sobie wiele magii, która spaja istnienie wszystkiego.
- To może opowiedz mi bajkę o zakochanej królewnie…
Wróżka chrząknęła, jakby sprawdzała swój głos, czy ma jeszcze dość mocy, aby coś opowiedzieć, noc się zrobiła głęboka, a zapowiadało się na to, że jeszcze trochę tu posiedzi i poopowiada bajek. I zaczęła tak:
- Dawno temu, w odległym królestwie żył sobie rycerz, który chciał pomóc jakiejś królewnie. Szukał przygody, a tak naprawdę miłości, bo na świecie każdy jej potrzebuje, jak jakiegoś lekarstwa. Przypadek sprawił, że królewna królestwa, w którym żył, pilnie potrzebowała pomocy. Po dróżkach i traktach chodził królewski dobosz i tarabaniąc w bęben wywrzaskiwał królewskie ogłoszenie. Otóż królewna potrzebowała pomocy w sprawie smoka gnieżdżącego się w jaskini pod królewskim zamkiem. Rycerz nie posiadał się z radości, choć oczywiście nie wypadało mu się cieszyć, kiedy królewna miała kłopoty. Ale to, że królewna miała kłopoty, było oczywistym źródłem szczęścia rycerza, bo uszczęśliwiała go możliwość niesienia pomocy królewnie. Ubrał zatem swą najlepszą zbroję, przygotował odpowiednią kopię, na którą chciał nadziać smoka i miecz, którym chciał mu obciąć głowę lub ewentualnie wiele głów, jeśli byłby to smok wielogłowy. Na swoją głowę ubrał z kolei wspaniały hełm-przyłbicę, zwieńczony u góry wielobarwnym pękiem pawich piór, przez co prezentował się szczególnie elegancko. Przeglądając się w zwierciadle z brązu uznał, że jest bardzo przystojnym rycerzem i na miejscu królewny wziąłby z nim ślub natychmiast, a na dodatek oddałby mu pół królestwa. Miał jednak daleko do zamku i musiało jeszcze trochę czasu minąć, nim królewna miała go zobaczyć.
Mama była zakłopotana, nie mogła sobie żadnej przypomnieć. Zawołała tatę.
Tata, zmęczony po pracy, usiadł i zaraz zasnął. Hania nie usłyszała bajki, tylko chrapanie taty.
Mama podeszła do półeczki z książkami, ale nie mogła znaleźć żadnej bajki, nie wiedzieć czemu zniknęły, były tam tylko kryminały. Wzięła jeden do ręki i zajrzała do środka, ale nic z tego nie nadawało się do przeczytania dziecku. Każda historia pełna była policjantów i złodziei. Genialnych detektywów i super-przestępców. Ale nie na taką historię czekała Hania.
Co się stało? Czy ktoś wszystko dziś pozamieniał!? – dziwiła się mama Hani i nawet nie wiedziała, jak była bliska prawdy. Bowiem ich dom odwiedził Chochlik Psotnik i w taki sposób się zabawił. Pozamieniał książki i ludzkie odczucia, jednych uczynnił sennymi, innych zanadto rozbudził. Teraz w kąciku sobie siedział i śmiał się ze swoich psot cichutko. Wyglądał jak zwariowany krasnoludek w pstrokatej czapeczce.
Jedyną radą na takie czary było uśpienie Hani jakąś bajką, której niestety nikt teraz nie umiał opowiedzieć. I mama Hani, po chwili pełnej wytężonego myślenia, napięcia i skupienia, zasnęła znużona na drugim krześle, zaraz obok taty.
Wtedy zjawiła się Książkowa Wróżka, która postanowiła temu zaradzić. Przegoniła Chochlika Psotnika, kazała mu wracać do domu, pod krzakiem róży w ogrodzie. Jednak czar zdjąć mogła jedynie opowiadając bajki tak długo, aż któraś zmęczy dziewczynkę i ta uśnie. Hania uśmiechnęła się do dziwnej staruszki, która podeszła do jej łóżka.
Była to siwowłosa, korpulentna dama w bufiastej, ciemnej sukni zdobionej koronkami, z koronkowym kołnierzem i mankietami. Z wyglądu przypominała Wiktorię, królową Anglii z epoki wiktoriańskiej. Ale Hania tego nie wiedziała, bo nie uczyła się jeszcze w szkole. Wróżka usiadła na brzegu łóżka i wzięła Hanię za rękę:
- Opowiem Ci bajkę o biedroneczce, która pewnego razu postanowiła polecieć do nieba, ponieważ spotykani przez nią ludzie często o to prosili. Leciała bardzo długo, aż zmęczyły jej się skrzydełka i pomyślała, że to jest dalej niż myślała i musi wrócić i przeprosić ludzi, ale nie jest na siłach, aby to zrobić i chyba zaraz spadnie.
I wtedy złapał ją mały ptaszek, aż się przelękła, że już po niej, zje ją na obiad, ale ptaszek zrozumiał, czego chciała dokonać i postanowił jej pomóc i poleciał z nią tak wysoko, jak tylko był w stanie, trzymając ją delikatnie w swoim dziobie, ale także i on nie dotarł do samego nieba. Zmęczyły mu się skrzydła i postanowił, że musi wrócić, a wtedy ujęła ich oboje ostrożnie chmurka na niebie i poniosła ich jeszcze wyżej, niż mogliby zapragnąć, aż zrobiło im się bardzo ciepło od słonka, które tak wysoko było bliskie i ogromne, i chmurka zrozumiała, że wyżej już unieść ich nie może. A słonko spytało: czemu zawędrowaliście tak wysoko?
I biedronka, ptaszek, oraz chmurka powiedziały o pragnieniu dotarcia do nieba.
Słonko zaśmiało się tylko i powiedziało do nich wesoło: - ależ kochani, niebo jest wszędzie, cały czas jesteście na nim! Niebo jest nad całym światem, otacza całą ziemię, a poza nim jest kosmos i inne planety, które też mają swoje nieba. Wystarczy tylko podnieść głowę i zobaczyć jego piękno. Wtedy zobaczycie niebo i będziecie w niebie. A teraz wracajcie na ziemię!
I poprowadziło ich na dół bezpiecznie swoimi słonecznymi promieniami.
I wróżka spojrzała na Hanię, ale Hania wcale nie zrobiła się senna, jedynie oczy miała bardziej błyszczące, więc delikatnie dotknęła jej czoła swoją pomarszczoną dłonią w koronkowej rękawiczce:
- Moje dziecko, czy ty nie masz aby gorączki?
Ale Hania zaprzeczyła i poprosiła:
- Babciu, proszę, opowiadaj dalej. Chcę usłyszeć jeszcze jakąś bajkę.
Wróżka zmarszczyła brwi i nasunęła na nos okulary, bo zrozumiała, że ten wieczór to prawdziwe wyzwanie, nie będzie to łatwa sprawa ułożyć to dziecko do spania.
- W dalekim kraju, gdzie egzotyczne lasy i poplątane dżungle broniły przed obcymi różnych złotych skarbów, pojawił się podróżnik, który chciał odkryć coś tajemniczego. Chciał znaleźć jakiś zaginiony skarb lub dokonać odkrycia, dzięki któremu stałby się sławny na cały świat. Budowano by mu później pomniki, nazywano jego imieniem ulice i szkoły. Po to właśnie zagłębił się w dżungli i ryzykował życie.
Przebijał się przez chaszcze wielką, ostrą maczetą, wycinał sobie drogę i bronił przed wężami i miał cichą nadzieję, że jeśli wpadnie na niego jakiś zagubiony jaguar, to także mu tym wielkim nożem zagrozi, przestraszy go i przepłoszy.
Na razie jednak spotykał głównie małpy, jak małe kapucynki, skore do różnych figli. Porwały mu korkowy hełm, odsłaniając spoconą łysą głowę i zaraz jakiś komar ukąsił go w sam jej czubek. Krzyknął i pobiegł przed siebie, bo akurat napotkał na nieco odsłoniętą przestrzeń, przebiegł pomiędzy drzewami, na których siedziały kolorowe papugi Ary wołające do niego: nie tędy, ależ nie tędy, profesorze!, zaplątał się w liany, a także, jak spostrzegł po chwili w zwisający razem z nimi ogon olbrzymiego pytona – dziesięciometrowego głodnego węża. Ale i podróżnik był głodny. Powiedział sobie: albo on, albo ja. Wygra ten, kto ma większy apetyt!
Było coś z tej desperacji w jego oczach, co zahipnotyzowało węża, ustał w podduszaniu, zamarł przerażony i wreszcie schował się w gąszczu zostawiając w spokoju podróżnika.
A podróżnik uświadomił sobie, że ryzykuje zbyt wiele, nie jest stworzony do takich niebezpieczeństw, wyciągnął kanapkę i zajadając ze smakiem pomyślał, że pora wracać.
Wszędzie jest bowiem dobrze, ale w domu najlepiej, wędrując po świecie i przekraczając granice, powinno się wiedzieć, że jest pewna granica, której nie trzeba przekraczać. Poza tym zrozumiał, że przecież jeśli coś nawet osiągnie, to nikt nie nazwie jego imieniem ulicy, bowiem nazywa się Bambosz. Profesor Bambosz. Kto chciałby, aby ulica nosiła nazwę Bambosza?
I wtedy w jego piersi zabłysło serce, bo dzięki myśleniu o ojczyźnie, do której zapragnął wrócić stało się, ze szczęścia, szczerozłote. Tak, jak łysina profesora. A przynajmniej jej czubek.
A Hania spytała:
- Czy jest jakaś bajka, która dzieje się na księżycu?
Wróżka westchnęła i poprawiła sobie koronkowy kołnierz. Na ścianie ścienny zegar zakołysał wahadłem i poruszył wąsami wskazówek.
- Żył sobie na Księżycu księżycowy stworek, choć wątpiono w jego istnienie, to przecież on sam wiedział najlepiej kim jest i gdzie żyje. Jest przecież księżycowym stworkiem i żyje sobie na Księżycu!
Widział ze swojego Księżyca Ziemię i w niej się zakochał. Kochał jej błękitne oceany i zielone kontynenty. Kochał jej obroty zdające mu się tak piękne, jakby tańczyła w kosmosie. Kręciła piruety. Marzył, że kiedyś uda mu się na niej zamieszkać, a przynajmniej polecieć na nią na wycieczkę.
Niestety nie wiedział, jak ma tego dokonać. Nie miał kosmicznego statku, sam, jeśli nawet podskoczył, to daleko w ten sposób nie zaleciał. Nie spędzało mu to snu z powiek, nie był jakoś specjalnie z tego powodu nieszczęśliwy, jednak odrobinę było mu nieswojo. Jakby coś utracił. Coś, co miał zarazem na wyciągnięcie ręki.
Czasem z Ziemi na Księżyc przyleciał jakiś wehikuł. Ale najczęściej już tutaj zostawał i na Ziemię nie wracał. Trochę pojeździł po powierzchni i zamierał. Jakby się popsuł, lub wyczerpał. Później stworek mu się z zaciekawieniem przyglądał, podziwiał postęp techniki, osiągnięcia ludzkości. Ale na tym kończyły się kontakty z Ziemią.
Czasem sobie marzył, że gdy przylecą tu ziemscy kosmonauci, będzie udawał rzadki kamień, aby wzięli go ze sobą w celu dokładnych, naukowych badań. Niestety zawsze się mijał z takimi ekspedycjami. Ludzie lądowali zwykle nie w tej części Księżyca, na której akurat stworek się znajdował. Kiedy wreszcie tam dotarł nikogo już dawno nie było. Pozostawała tylko wbita w grunt chorągiewka, kosz pełen śmieci i ślady na księżycowej glebie.
Księżycowy stworek lubił o sobie myśleć, że nie ma bardziej od niego samotnego stworka nie tylko na Księżycu, ale też i na Ziemi. Aż pewnego razu tuż obok niego wylądowała rakieta i członkowie ekspedycji zachwyceni stworkiem wzięli go ze sobą. Później, na Ziemi, pokazano go w telewizji i wystawiano go w kilku muzeach. Zrobiono mu wiele fotografii, pisano o nim artykuły, a nawet jedną książkę. Dano mu w prezencie roślinkę, którą mógłby hodować na srebrnym globie i kiedy zatęsknił za domem pozwolono mu wrócić, odwieziono go z powrotem na Księżyc.
I kiedy wrócił, jego miłość do Ziemi jeszcze urosła, niczym roślinka, którą sobie teraz hodował. Zrozumiał też jednak, że teraz ma dwa domy, które kocha i przepełniony miłością czuł, że miłości nigdy nie jest za wiele. Jego miejsce jest na Księżycu, ale nigdy nie zapomni o Ziemi.
- Trochę smutna ta bajeczka – powiedziała Hania. – Stworek musiał dokonać wyboru, nie mógł być jednocześnie w dwóch kochanych przez siebie miejscach. Musiał wybrać, co bardziej kocha. Ja często mam problem z wyborem. Na przykład ciastek w cukierni.
- Tak czasem bywa w życiu – przytaknęła Wróżka. – Ale to nie znaczy, że stworek musiał zrezygnować z którejś miłości. Po prostu nie każda miłość jest do końca spełniona. Możemy jednak kochać całym sercem cały świat, a nawet wiele światów, tyle światów ile tylko zechcemy. Nie możemy jednak być wszędzie i mieć wszystkiego. Nie możemy się rozdzielić na kawałki. Czasem musimy dokonać wyboru, czasem życie wybiera za nas. Nam pozostaje tylko kochać to, co mamy, a czasem także i to, czego mieć nie możemy. Miłość to bardzo cenny dar. I bardzo ludzki. Choć i nieobcy światu zwierząt. Miłość ma więc w sobie wiele magii, która spaja istnienie wszystkiego.
- To może opowiedz mi bajkę o zakochanej królewnie…
Wróżka chrząknęła, jakby sprawdzała swój głos, czy ma jeszcze dość mocy, aby coś opowiedzieć, noc się zrobiła głęboka, a zapowiadało się na to, że jeszcze trochę tu posiedzi i poopowiada bajek. I zaczęła tak:
- Dawno temu, w odległym królestwie żył sobie rycerz, który chciał pomóc jakiejś królewnie. Szukał przygody, a tak naprawdę miłości, bo na świecie każdy jej potrzebuje, jak jakiegoś lekarstwa. Przypadek sprawił, że królewna królestwa, w którym żył, pilnie potrzebowała pomocy. Po dróżkach i traktach chodził królewski dobosz i tarabaniąc w bęben wywrzaskiwał królewskie ogłoszenie. Otóż królewna potrzebowała pomocy w sprawie smoka gnieżdżącego się w jaskini pod królewskim zamkiem. Rycerz nie posiadał się z radości, choć oczywiście nie wypadało mu się cieszyć, kiedy królewna miała kłopoty. Ale to, że królewna miała kłopoty, było oczywistym źródłem szczęścia rycerza, bo uszczęśliwiała go możliwość niesienia pomocy królewnie. Ubrał zatem swą najlepszą zbroję, przygotował odpowiednią kopię, na którą chciał nadziać smoka i miecz, którym chciał mu obciąć głowę lub ewentualnie wiele głów, jeśli byłby to smok wielogłowy. Na swoją głowę ubrał z kolei wspaniały hełm-przyłbicę, zwieńczony u góry wielobarwnym pękiem pawich piór, przez co prezentował się szczególnie elegancko. Przeglądając się w zwierciadle z brązu uznał, że jest bardzo przystojnym rycerzem i na miejscu królewny wziąłby z nim ślub natychmiast, a na dodatek oddałby mu pół królestwa. Miał jednak daleko do zamku i musiało jeszcze trochę czasu minąć, nim królewna miała go zobaczyć.
więcej..