- promocja
- W empik go
Bajki niegrzecznej szajki - ebook
Bajki niegrzecznej szajki - ebook
Bajki niegrzecznej szajki to zbiór trzech opowiadań, z których pierwsze zaczyna się w dniu inwazji Marsjan na Warszawę. "Gdy Marsjanie zabiorą Mamę i Tatę" to smutna i przejmująca opowieść o dorastaniu chłopca pod okupacyjnym niebem, po którym latają przypominające mewy, stalowe ptaki Marsjan. "Koniec ściemy, my już wiemy!" to wesoła, pełna suspensu i zwrotów akcji opowieść o tym, jak czwórka dziecięcych detektywów tropi złego czarownika. "O pustej chatce na kurzej łapce" jest o tym, co się dzieje, jeśli czarownica, lokatorka baśniowej chatki na kurzej łapce z nagła wybędzie w delegację? Same problemy. Kiedy w porzuconej chatce zapanował chaos, kontrolę postanowił przejąć Miałczek, czarny, tłusty kocur i pupil wiedźmy. To zabawna opowieść o tym, czym w istocie jest magia i ile trzeba włożyć pracy by do niej dorosnąć. Pastisz baśni z niespodziewanym finałem i kpiarskimi docinkami, jakich nie szczędzą sobie bohaterowie.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 499 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bajki niegrzecznej szajki
opowiadania dla dzieci
Okładka: Maciej Nowicki
Gdy Marsjanie zabiorą mamę i tatę
Samuel nie pamiętał dobrze tego dnia, kiedy do Warszawy przylecieli Marsjanie. Gdybyście zapytali go o to dzisiaj, chciałby wam odpowiedzieć, że okupowali ją od zawsze. Był małym chłopcem, a kiedy jesteś małym chłopcem, to i mało potrzeba ci dni, by „od kiedyś” zmieniło się w „od zawsze”. Czasami starał się przypomnieć sobie ten moment i nabierał pewności, że to musiało być latem. Może nie latem tego roku ani nie poprzedniego, ale to musiał być letni dzień, kiedy stalowe ptaki Marsjan z wyciem runęły spod chmur. Samuel wyobraża sobie dzisiaj, że wyglądały jak wielkie, nurkujące z gracją mewy. Pamięta, że widział kiedyś mewy, też latem, gdy wraz z rodzicami odwiedzał rodzinę w Gdyni. Miał stamtąd nawet pocztówkę, latarnię morską z nurkującymi wokół mewami. Stąd wiedział, że marsjańskie pojazdy musiały w locie wyglądać podobnie. Tak, gdybyście więc zapytali Samuela, kiedy Marsjanie zjawili się w Warszawie, najpierw chciałby wam odpowiedzieć, że byli tu od zawsze, potem zastanowiłby się chwilę, i zmienił zdanie, że jednak przybyli w ciepły, letni dzień. A tak w ogóle, to nie wydusiłby z siebie ani słowa. Bo przecież nie mówi. Przestał właśnie, gdy przylecieli.
Tak, po chwili zastanowienia przypomina sobie to już całkiem dobrze. Szedł tego dnia do cukierni z dziadkiem Dawidem. I nagle na spokojnej ulicy zapanował rozgardiasz, ludzie zaczęli dokądś biec, potykając się i tratując ze sobą nawzajem, zawyły syreny, a spod chmur runęły na miasto stalowe zastępy marsjańskich ptaków.
-Dziadku, kto to? -zapytał Samuel wskazując paluszkiem na mknące z wyciem w kierunku dachów wielkie mewy.
- Synowie Marsa- odpowiedział mu dziadek a potem porwał wnuka w ramiona i zaczął uciekać. Uczepiony dziadka Samuel spoglądał w górę i widział jak stalowe ptaki nurkują nad ulicami a spod skrzydeł opadają im wielkie cygara. A potem te cygara uderzają o ziemię, eksplodują z hukiem, podpalają i burzą domy, podpalają i burzą cały świat. Czasami jakiś stalowy ptak przelatywał wzdłuż ulicy wypuszczając z dzioba złocistą wiązkę promieni, a kogo trafił promień, ten upadał i już się nie podnosił. Tak właśnie stało się z dziadkiem, gdy złota wiązka liznęła go po plecach. Zrobił jeszcze kilka kroków a potem runął na trotuar z wnukiem w ramionach, przykrywając Samuela własnym ciałem. Chłopiec jednak pozostał przytomny i obserwował ten straszny taniec marsjańskich mew nad warszawskim niebem. Tak znaleźli go później rodzice. Gdy mama podniosła go z bruku i przygarnęła do siebie, tak bardzo chciał jej powiedzieć, żeby przestała płakać. Tak bardzo chciał...ale nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
Marsjanie zjawili się na ulicach miasta niedługo później. To również jest w stanie przypomnieć sobie Samuel. Siedział z rodzicami w piwnicy i nasłuchiwał stalowej burzy, jaką przybysze ciskali na miasto. Huk nie kończył się całymi dniami i nocami, aż wreszcie zamilkł, tak jak tygodnie wcześniej zamilkł Samuel. Nastała cisza, ale nikt się nie śmiał, nie cieszył, nie dziękował, że pioruny przestały bić o ziemię i huczeć w oddali. Niedługo potem Samuel zobaczył pierwszego Marsjanina. Przekonał się wtedy, że byli gatunkiem lubującym się w burzy, piorunach, stalowych ptakach i nosili ich symbole na kombinezonach, albo straszyli innych czaszką umieszczoną na czapkach i czarnych hełmach. Przypominali bardzo ludzi, ale przecież ludźmi nie byli. Mamę, tatę i Samuela wypędzili z domu, i kazali im mieszkać w ciasnej klitce wraz z innymi wypędzonymi. Ludzie tak nie postępują...
O tym jak straszni mogą być Marsjanie dowiedział się przecież z książki, którą znalazł po ich przybyciu w biblioteczce taty. Był mały, nie mówił i miewał kłopoty z pamięcią ale czytać potrafił świetnie, nauczony tej sztuki bardzo wcześnie przez przywiązujących wielką wagę do książek rodziców. Właśnie tam, w niegrubym tomie wydrukowanym kilkadziesiąt lat wcześniej opisano marsjańską inwazję i jak Ziemia odpierała pochodzący z Czerwonej Planety atak. Przeczytawszy ją Samuel przestraszył się nawet bardziej niż tego dnia, kiedy stracił mowę. Oni...oni...chcą podbić cały świat – próbował krzyknąć rodzicom zdumiony i przerażony chłopiec. Ale nie mógł, bo już nie potrafił a poza tym rodzice świetnie zdawali sobie z tego sprawę. Właśnie z ich rozmów pojął, że wielkim wodzem Marsjan jest zły czarnoksiężnik nazwiskiem Chytry, który nawet zjawił się w Warszawie wkrótce po jej zdobyciu.
Samuel tego dnia był z tatą u lekarza. Ten zbadał chłopca dokładnie jak to miał w zwyczaju robić już wcześniej a potem oświadczył przyglądającemu się ojcu:
- Trzeba czekać. Jeszcze kiedyś do pana przemówi. To minie...
- Ale jak długo mamy czekać? Dzieją się teraz tak straszne rzeczy...-odpowiedział lekarzowi tato.
- Co on o tym sądzi? -zapytał pan doktor.
- Że podbili nas Marsjanie...
- Ma zupełną rację. To wszystko robią nam właśnie Marsjanie- odparł smutno ten ubrany w biały kitel mężczyzna.
Na tym wizyta się skończyła. Wracając do mieszkania Samuel usłyszał na ulicy ten głos, drapieżny, napastliwy i nieludzki głos Chytrego dobiegający z głośników. Mówiący w jakimś niezrozumiałym języku, w którym każde słowo brzmi strasznie, jak wystrzał z karabinu. Samuel przestraszył się, że Chytry rzuci na niego jakiś okropny urok. Może nawet już to zrobił. Przecież zdrowe dzieci nie milkną tak z dnia na dzień.
Następnej jesieni zamieszkał z rodzicami w getcie. Getto to było miejsce w którym Marsjanie zamknęli ludzi. Nie wszystkich. Tylko takich, których najbardziej nie lubili. Właśnie wtedy dowiedział się, że czarnoksiężnik Chytry bardzo nie lubi małego Samuela, jego taty i mamy. Przestraszył się wtedy jeszcze bardziej. Chytry śnił mu się po nocach, że przychodzi do getta wraz ze swoimi wojownikami mającymi pioruny wyszyte na kombinezonach i porywa Samuela. Albo, co jest jeszcze gorsze, zabiera mu mamę i tatę. Żeby takie rzeczy śniły się małemu chłopcu?
Getto to były mury oddzielające domy zamkniętych w nich ludzi od reszty miasta. Mury były długie na osiemnaście kilometrów i wysokie na trzy metry. Panował w getcie tłok, było ciasno, głodno i chłodno. Ale marsjańskich czcicieli piorunów na początku można było spotkać w nim rzadko, z czego zamknięci czciciele gwiazdy nawet się cieszyli. Czemu zamknięci są czcicielami gwiazdy? Samuel zrozumiał, że Marsjanie bardzo lubią, jak nosi się na ubraniu symbole. Sami lubowali się w swoich a podbitym mieszkańcom getta nakazali noszenie naszytych na ubrania gwiazd. Może to dlatego, by ktoś nie wziął nas za Marsjan, pomyślał Samuel i nawet ucieszył się że nosi symbol odróżniający go od wojowników Chytrego.
Półtora roku po zamknięciu w getcie Samuel zaczął pisać pamiętnik. Dalej nie mówił, dalej był dzieckiem, dalej mieszkał w ciasnej klitce, w której było chłodno, głodno i ponuro. Marsjanie na ulicach getta pojawiali się coraz częściej a jego schorowani i zagłodzeni mieszkańcy gdzieś znikali. W końcu przybrało to tak na sile, że rodzice zaczęli przebąkiwać o ucieczce. Właśnie wtedy Samuel zaczął spisywać w pamiętniku swoje wrażenia, przeżycia, oraz to, co zdołał dotąd ustalić na temat łupieżczej bandy Chytrego. Czasu na pisanie miał dużo. Nie mówił, toteż nie chciał się z nim bawić żaden z wyrostków, biegających stadami po ulicach getta w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Zeszyt Samuela pokrywały więc nierówne znaczki niećwiczonego pisma, którym chłopiec snuł opowieść o Marsjanach, mamie i tacie.
Jedną z tajemnic getta było to, że nikt z zamkniętych w nim, nie mógł być taki, jak przed zamknięciem. Na przykład mama, która kiedyś była chemikiem i wykładała na uniwersytecie. Chemik to taki czarodziej, znający się na wszystkich miksturach i czarach świata. Pewnie dlatego zły czarnoksiężnik Chytry nie lubił mamy. Był zazdrosny o to, że jest taka mądra. W getcie mama pracowała jako szwaczka. Szyła wielkie flagi z dziwnymi symbolami i kombinezony. Gdyby tego nie robiła, mogłaby zniknąć, jak inne mamy, które nie potrafiły szyć ani robić innych ważnych rzeczy. Tata, zanim zamknęli go w getcie był adwokatem. Adwokat to taki pan, co broni innych ludzi. Kiedy Marsjanie zajęli Warszawę nie wolno było już bronić ludzi, Marsjanie lubili jak ludzie byli bezbronni i posłuszni. Toteż tata został stolarzem. Śmiał się, że ludzie zawsze będą chcieli mieć na czym usiąść i zjeść. To znaczy tak długo, jak będą ludzie - dodawał smutno patrząc na Samuela. Tata też musiał pracować, by nie zniknąć jak inni tatusiowie, którzy wyszli z mieszkania i już nie wrócili. Samuel, przed przybyciem Marsjan był małym chłopcem. Po zamknięciu w getcie nie mógł już nim być.
- Musisz szybko dorosnąć Sami- mówiła mamusia tuląc go wieczorami w ramionach. Samuel nie mógł jej zapytać, co miała na myśli. Pomyślał jednak, że dorośnięcie nie jest takim do końca złym pomysłem. Mógłby zostać chemikiem, jak mama i adwokatem jak tatuś. Czyli czarodziejem i obrońcą ludzi w jednym a wtedy dałby popalić całej tej bandzie Chytrego.
Mijały dni, coraz więcej Marsjan pojawiało się w getcie, coraz więcej uwięzionych znikało. Rodzice nie przebąkiwali już o ucieczce, ale mówili o niej otwarcie. Właśnie z ich rozmów Samuel dowiedział się, że nie wszyscy pogodzili się z losem, jaki gotują im Marsjanie. W mieście działał ruch oporu, który walczył z najeźdźcami wszelkimi dostępnymi sposobami. Jego członkami byli i tatuś i mamusia. Mamusia dla ruchu oporu była bardzo cenna, wspierała go swoimi chemicznymi czarami. Właśnie dzięki temu rodzicom udało się zdobyć przepustkę z getta, owe magiczne „papiery”, które sprawiały, że Marsjanie wypuszczali uwięzionych na wolność. Zbliżał się dzień, w którym mieli zostać całą rodziną przeprowadzeni na drugą stronę murów. I właśnie wtedy Marsjanie zablokowali całą ulicę i zaczęli wyciągać ludzi z domów. Wszyscy mieszkańcy, tatusie, mamusie i dzieci mieli pojechać w jakimś kolejowym transporcie do nowego miejsca, które wyznaczyli im Marsjanie. Miejsca do którego wysłano już tysiące ludzi a z którego nikt jeszcze nie wrócił. Rodzice przygotowali się na taką ewentualność. Zbudowali skrytkę, za ścianką szafy, w której mogła zmieścić się jedna osoba.