Balet, który niszczy - ebook
Balet, który niszczy - ebook
Przemoc, wyzwiska i nadużycia seksualne zdają się być zaprzeczeniem idei baletu, jego perfekcji, delikatności i niewinności. Monia Sławecka w rozmowach z wychowankami polskich szkół baletowych pokazuje historie ludzi, obdartych z pasji, radości z tańca i poczucia własnej wartości. Jakie sekrety skrywają ściany polskich szkół baletowych?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-504-0 |
Rozmiar pliku: | 16 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------
1 Renata Kim, „Spójrz na siebie, ty gruba krowo. Jak ty wyglądasz?”. Przemoc i strach w szkole baletowej, www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/balet-przemoc-i-strach-w-szkole-baletowej/06mgz8d .
Świat baletu zawsze wydawał mi się niedostępny, perfekcyjny i noszący ślady pewnego rodzaju obsesji. Nigdy jednak nie sądziłam, że jest to środowisko, które można nazwać patologicznym. Szkoły dla wybrańców, zlokalizowane w pięknych, historycznych budynkach; uczennice do bólu doskonałe, eteryczne – wpędzające zwyczajnie wyglądające kobiety w kompleksy. Patrząc na ich ruchy, chód oraz taniec, który sprawia wrażenie, że płyną w powietrzu – ma się poczucie obcowania z czymś metafizycznym. Widok tak niecodzienny, że można tylko usiąść i podziwiać tę piękną formę ekspresji ludzkiego ciała.
Napisałam do Natalii. Chciałam ją poznać, żeby zaproponować szerszą publikację w formie książki. Na spotkaniu okazało się, że artykuł poruszył wiele osób, które postanowiły opowiedzieć o swoich ciężkich przeżyciach związanych z okresem edukacji w szkole baletowej. Odezwali się mężczyźni i kobiety z całej Polski.
Skontaktowałyśmy się z nimi. Kiedy przyszedł czas pierwszych rozmów, zaczęli namawiać również swoje koleżanki i swoich kolegów do spotkania ze mną. Dzięki temu udało mi się zebrać kilkanaście historii uczniów, absolwentów i pracowników szkół baletowych w Polsce.
Czułam się zaskoczona i jednocześnie ogromnie wyróżniona zaufaniem, jakim mnie obdarzono. Moi rozmówcy wpuścili mnie do swojego życia, zaprosili do świata swoich traum, lęków, cierpienia. Dziękuję im za wielką odwagę i determinację. Jestem z nich bardzo dumna, bo musieli zmierzyć się ze złymi wspomnieniami; przypomnieć sobie to, czego nie chcieli już nigdy przywoływać w świadomości. Uruchamiali na nowo to, co wyparli, często też przepracowali. Nie sądziłam, że w trakcie pracy nad tą publikacją – nie chcę się skarżyć, ale przypłaciłam ją trudnymi emocjami – w wieku 32 lat znów ogarnie mnie głęboka refleksja dotycząca drugiego człowieka. Jak bardzo zmienia nas władza i jak dalece jesteśmy w stanie ją wykorzystać? Przeżycie dojmujące, ale również odświeżające, z którego zaczynam czerpać nowe wnioski.
Chciałabym, aby ta książka była formą manifestu moich rozmówców, swoistą prośbą o zwrócenie uwagi na to, co się dzieje w tak hermetycznym środowisku, jakim są szkoły baletowe w Polsce.
Ludzie, którzy mieli marzenia, którzy pracowali ponad siły, byli łamani psychicznie i obrażani. Zdarzały się przypadki molestowania i stosowania przemocy fizycznej. Zwróćmy uwagę na problem, który jest realny. Mamy XXI wiek, żyjemy w centralnej Europie, a pozwalamy, by uczniom tych szkół codziennie działa się krzywda.
Nie wyrażam na to zgody.Balet kojarzy się z widowiskiem teatralnym zorganizowanym na szeroką skalę, zaliczanym do kultury wysokiej. Do jego elementów składowych należą ruch, muzyka, scenografia oraz temat przewodni.
Elitarność baletu ma swoje korzenie w historii. We Francji balet pojawił się za sprawą Katarzyny Medycejskiej. Król tak się zachwycił estetycznym i eleganckim tańcem, że od razu postanowił, że będzie on wykonywany na jego dworze. Stąd wywodzi się balet dworski, tańczony dla arystokracji i przez nią bez wyjątków. Arystokraci eksponowali swoje ciała, napinając mięśnie do maksimum. Ciężkie kostiumy, biżuteria oraz peruki sprawiały, że w charakterystyczny sposób układali ramiona, głowy i ręce. Z czasem jednak siłą rzeczy taniec dotarł również do przedstawicieli warstw rzemieślniczych, gdyż jak się okazało, tylko nieliczni wysoko urodzeni potrafili wykonywać skomplikowane figury. Sztuka ta zaczęła się więc szybko rozprzestrzeniać. Po dziś dzień pokutuje jednak przekonanie, że balet jest przeznaczony dla osób o specyficznym postrzeganiu świata i poczuciu estetyki.
W XVI wieku do Polski balet sprowadziła królowa Bona, która zaprosiła na Wawel zespoły włoskich tancerzy. Balet szybko stał się ulubioną rozrywką polskiej arystokracji. Jednak dopiero w drugiej połowie XVIII wieku utworzono pierwsze dworskie grupy baletowe, których mecenasami byli najpotężniejsi magnaci ówczesnej Polski.
Balet uszlachetnia zarówno wykonawcę, jak i odbiorcę. Z tego powodu jest uważany za sztukę zarezerwowaną wyłącznie dla elitarnego grona. Fakt ten dzieli i hierarchizuje ludzi od lat.
Ta forma tańca wymaga nienagannej sylwetki, formuje mięśnie i figurę tak, że ciało jest wyprostowane, a głowa wysoko uniesiona. W oczach osób, które nie są związane z tym środowiskiem, tancerz baletowy, idący pewnym, sprężystym krokiem, patrzący z góry, może wyglądać na zadufanego, samolubnego i próżnego człowieka.
Z biegiem lat balet na stałe zagościł w Polsce, co zaowocowało otwarciem publicznych szkół baletowych w kilku miastach naszego kraju.
Tancerze rozpoczynają edukację, gdy są jeszcze dziećmi. Zaczynają od techniki tańca scenicznego zwanego tańcem klasycznym. Taniec klasyczny kształtuje w przyszłych tancerzach dyscyplinę ruchową i harmonię; wydobywa esencję piękna. Cykl nauki trwa dziewięć lat – szkoła podstawowa rozpoczyna się w IV klasie i kończy wraz z ostatnią klasą liceum. Egzamin, zwany rekrutacją, odbywa się w szkolnych salach baletowych pod okiem komisji, w skład której wchodzą niektórzy nauczyciele tańca i dyrekcja. Sprawdzane są predyspozycje fizyczne dziecka do tańca klasycznego, między innymi elastyczność ciała, rozwartość bioder, muzykalność, poczucie rytmu (na tym etapie dzieci muszą umieć zatańczyć jedynie polkę). Oprócz zajęć artystycznych uczniowie kontynuują naukę ogólną. Ponadto uczą się nie tylko tańca klasycznego, ale również tańców współczesnych, historycznych, historii tańca i muzyki czy akrobatyki. Uczniowie bardzo często biorą udział w spektaklach i konkursach (ogólnopolskich oraz międzynarodowych). Ukończenie szkoły następuje po uzyskaniu pozytywnego wyniku egzaminu maturalnego oraz tanecznego (otrzymuje się dyplom zawodowego tancerza). Absolwenci polskich szkół baletowych nierzadko są doceniani poza granicami kraju, występując na scenach całego świata.Jak balet jest postrzegany w Polsce?
Zasadniczo balet kojarzy się z zajęciem elitarnym, a tancerze sprawiają wrażenie wyniosłych i niedostępnych. Środowisko baletowe uważa się za wybrańców, a taniec klasyczny za jedyny słuszny zawodowy rodzaj tańca. Ja nie czuję się związana z takim myśleniem, po prostu kocham taniec we wszystkich jego odsłonach: balet klasyczny, taniec towarzyski, jazz, modern, pole dance oraz różne miksy tych wariantów. Żeby osiągnąć wysoki poziom w danej technice, trzeba się szkolić nie rok czy dwa, ale wiele lat. W moim odczuciu balet jest najtrudniejszą formą tańca, wymagającą wielu lat poświęceń i ćwiczeń. Kształtuje charakter i osobowość.
Kiedy zaczyna się edukacja dzieci? Czy to muszą być maluszki?
Niekoniecznie, bo nawet w wieku 14 lat mamy jeszcze plastyczne ciało i plastyczną „głowę”. Przyjmuje się, że edukacja baletowa trwa od czterech do dziewięciu lat. A rozwój emocjonalny dokonuje się do 19. roku życia. W Polsce system kształcenia baletowego wygląda następująco: jeżeli dostaje się do nauki dziewięcioletnie dziecko i ma ono predyspozycje fizyczne, poddaje się je pełnemu, dziewięcioletniemu procesowi nauczania. Jeżeli jest bardzo zdolne, można skrócić ten proces. Bo trzymanie dziecka za długo w typowym trybie szkoły baletowej – gdy jest ono bardzo inteligentne ruchowo, dojrzałe emocjonalnie i artystycznie – może je zniszczyć. W Paryżu jedna z dziewczynek trafiła na scenę po pięciu latach. Ja dostałam się do profesjonalnego zespołu w Hamburgu w wieku 16 lat.
Co takiego dzieje się w szkołach baletowych, że jest tyle tragicznych historii, samobójstw?
W tym archaicznym systemie szkolnictwa nie patrzy się na dzieci jak na cudowną, młodą plastelinę, z której można ulepić prawdziwe dzieło sztuki. Bezduszna machina jest nastawiona na niszczenie indywidualności i tępienie niesubordynacji. Nie wzbogaca się dzieci o wiedzę psychologiczną i anatomiczną, nie patrzy na uszczerbki na zdrowiu. Terroryzuje się je psychicznie, zastrasza.
Na przykład?
Straszenie panią dyrektor, jeśli dziecko nie zrobi jakiegoś ćwiczenia należycie. Kiedy uczeń pyta, dlaczego ma w jakiś forsowny sposób wykonać pozycję lub ćwiczenie, nauczyciel wydziera się: „Rób tak, bo ja tak mówię! Inaczej pójdę do pani dyrektor!”. To jest ostateczny argument dla dziecka, które zrobi wtedy wszystko. Tancerze żyją w permanentnym stresie.
Jacy byli twoi wykładowcy?
Krzykliwi i obcesowi. Ja byłam typową fanatyczką baletową, wkręconą w taniec na maksa. Nawet na przerwach potrafiłam chodzić na lekcje innych klas. Tam widziałam szturchanie, popychanie, klapsy w różne części ciała, które były nieodpowiednio ustawione. Pani A stosowała metodę kar fizycznych. To przedziwne, ale najczęściej upadlała przy wszystkich swoją córkę. Inna, jak na przykład pani B, mówiła: „Spójrz, jakie masz grube uda, krowo”.
Czy nauczycielki miały wzorcowe sylwetki?
Nie, ale wymagały tego od dzieci. Wiele dziewczynek obwiązywało się folią śniadaniową, by redukować tkankę tłuszczową – takie sugestie słyszało się od nauczycieli baletu. Stale powtarzano im, że wyglądają jak pączki lub grube krowy. A były to dzieci w powszechnym rozumieniu szczupłe, bardzo szczupłe, chude lub wręcz niezdrowo wyglądające.
Dlaczego wymóg ekstremalnej szczupłości jest warunkiem koniecznym?
Ogólnie mówiąc, chodzi o estetykę lekkości, eteryczności. Mamy być na scenie jak zjawy, a nie ludzie. Wiadomo, że kiedy tancerki są podnoszone w tańcu przez partnerów, nie mogą być ciężkie, bo to nie wygląda zgrabnie. Można by taką zdrową szczupłość utrzymać zbilansowaną dietą oraz odpowiednimi, codziennymi ćwiczeniami cardio, które nie są stosowane w balecie. Nie ma u nas tej świadomości. Nauczycielki baletu, które same są korpulentne, żeby nie powiedzieć otyłe, nie mają wiedzy z zakresu zdrowego odżywiania. Radzą dzieciom, co mogą, a raczej czego nie mogą robić, bez konsultacji ze specjalistą – w obecnych czasach takie praktyki powinny być zakazane.
Czy kiedykolwiek mówiło się oficjalnie dzieciom o wymogach, jeżeli chodzi o wagę, figurę? Są jakieś normy?
Otóż nie, to jest temat tabu. Słyszy się po prostu: „Jesteś za gruba”. Mówiono to nawet osobom, które przechodziły etap dojrzewania i związane z tym wahania hormonalne. Należałoby powiedzieć nastolatkom, że muszą zwrócić uwagę na węglowodany, ustalić dietę ze specjalistą. W czasie, gdy chodziłam do szkoły baletowej, w Polsce nie było mowy jeszcze o nurcie fitness, który już w latach 70. XX wieku był propagowany w Stanach Zjednoczonych. Tam jest duża świadomość ludzkiej anatomii. Do Hamburga trafiłam jako dziewczynka bardzo chuda. Od razu wysłano mnie do fizjoterapeuty, tłumaczono zagrożenia związane z bulimią i anoreksją. Natomiast w mojej szkole w Polsce promowano tylko skrajnie chude tancerki, jak na przykład Natalia Lesz. Ona była dla mnie wzorem, chciałam być tak samo dobra, a nawet lepsza. Skoro Natalia ważyła 27 kilogramów (wiem to z opowieści innych koleżanek), to ja chciałam ważyć jeszcze mniej, bo w mojej opinii byłabym wtedy najlepsza.
Czy nauczycielki baletu nie reagują, gdy kolejne dziecko płacze z powodu ich wyzwisk?
One tego niestety w ogóle nie widzą. Same były karmione przemocą, więc później to z satysfakcją oddają. Powinny przejść terapię. Najchudsze dziewczyny były dla mnie bóstwami… Kiedy Natalia odeszła ze szkoły – chodziły słuchy, że trafiła do szpitala – było to dla nas zarówno straszne, jak i piękne. Piękne, bo ktoś tak się poświęcił baletowi. W takiej sytuacji dyrekcja powinna wezwać rodzinę danej uczennicy i poinformować ją, że dziecko nie może kontynuować nauki w szkole, dopóki nie zacznie zdrowo się odżywiać, nie nabierze odpowiedniej masy. To by było normalne. Normalne… (Płacz). Byłabym normalną, szczęśliwą dziewczynką, jaką byłam przed szkołą baletową. Ludzie zawsze mówili, że jestem żywym dzieckiem i mam piękne oczy. Zniszczyły to pani C i wszystkie inne. Ani razu nie usłyszałam: „Dzieciaczku, porozmawiajmy”. Moi rodzice nie mieli świadomości, czym jest szkoła baletowa. Myśleli, że promuje się tam holistycznych artystów.
Tak mi przykro, że cię to spotkało…
Byłam chyba najchudszym dzieckiem w historii szkoły. Ważyłam 25,7 kilograma przy wzroście 162 centymetry… Byłam wtedy z siebie bardzo dumna. Po tym, jak na wstępie usłyszałam od nauczycieli, że jestem za bardzo zaokrąglona w bioderkach – co zmieniło moje postrzeganie siebie na całe życie – postanowiłam udowodnić, że będę najchudsza, a dzięki temu najlepsza. Kiedy to nastąpiło, zaczęłam być stawiana za wzór, promowana wśród innych uczniów.
25 kilogramów?
25,7 kilograma w wieku 14 lat. To powinno być w dokumentacji medycznej szkoły. Jeżeli nie ma, to oznacza, że ten fakt jest zatajany. W pewnym momencie zaczęłam być chorobliwie chuda. Wtedy wzięto mnie na wagę i usłyszałam pełne nienawiści: „Zobacz, jaka jesteś obrzydliwie chuda!”. Wtedy już byłam obrzydliwa. Znowu było coś ze mną nie tak – najpierw za gruba, później za chuda.
Nie jadłaś?
Wyrzucałam jedzenie, nie jadłam. W końcu przestraszyłam się omdleń, zasłabnięć. Wtedy zaczęłam jeść wszystko to, co kaloryczne. Jadłam, chociaż jedzenie budziło we mnie wyłącznie wstręt. Ale obawa, że nie będę mogła tańczyć, sprawiała, że się zmuszałam. Nie zapomnę lęku, który towarzyszył mi na każdym kroku – jeśli zjem za dużo, będę krową. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby zdrowo wyglądać. Więc jadłam dla pozorów jedzenia, a potem wymiotowałam. Rodzice byli nieświadomi zagrożenia, niczego nie komentowali.
No właśnie, rodzice. Gdzie wtedy byli? Nie widzieli chudego dziecka?
To szkoła powinna była ich edukować, wysłać nas wszystkich na terapię. Podstawą działań szkoły powinno być zapobieganie anoreksji czy bulimii wśród młodych ludzi. Rodzice często są bezbronni, nie dysponują odpowiednimi narzędziami, by zrozumieć takie choroby i im zapobiec. Są przekonani, że oddają dziecko w bezpieczne miejsce, w którym grono nauczycielskie ponosi odpowiedzialność za to, co się dzieje z dziećmi w każdej minucie ich pobytu za murami szkoły. A jaka jest rzeczywistość? Ignorancja, zaniedbanie, krzyki, wyzwiska. Wszelkie formy przemocy psychicznej.
Czy obecnie pomimo większej świadomości dietetycznej w szkole baletowej nadal obowiązują podobne standardy?
Z tego, co wiem od osób, które tam chodziły w ostatnich latach, nic się w tej kwestii nie zmienia. Miałam styczność z dziećmi skrajnie wychudzonymi, które nadal chodziły na ciężkie, wyczerpujące zajęcia. Szkoły baletowe świadomie czynią zło. Zdają sobie sprawę z zagrożenia, ale nic z tym nie robią. To jest według mnie najgorsza forma zła.
Jak wygląda rekrutacja do szkoły baletowej?
Egzamin jest archaiczny. Na Zachodzie obowiązują inne standardy naboru. W Polsce sprawdza się elastyczność, słuch muzyczny, skoczność. Nie patrzy się dzieciom w oczy, nie podchodzi do nich indywidualnie, nie rozmawia o tym, dlaczego chcą uczęszczać do szkoły o takim profilu. Traktuje się je jak mięso. Na wstępie nie tłumaczy się im, dlaczego sprawdzamy zgięcie nóg czy słuch. Egzamin przebiega w atmosferze stresu, która po dostaniu się egzaminowanego do szkoły staje się wszechobecna.
Surowość?
Panuje stereotyp, że dyscyplinę można osiągnąć tylko surowością, srogością i odpowiednio modulowanym, chłodnym głosem… Dlaczego nie miłością? Czułością? Czy nie można powiedzieć dziecku, że robi coś przeciętnie, ale wkrótce zrobi lepiej, a później jeszcze lepiej?
Ja miałam nieludzki egzamin (zresztą pierwszego nie zdałam) – wpuszczono mnie w majteczkach do sali. Jedno dziecko po drugim bez rozgrzewki jest zginane, potem trzeba przejść test na słuch, m.in. klaskać do rytmu. Taki dziewięciolatek niczego nie rozumie. Wszystko jest takie przedmiotowe – szturchanie i popychanie. Pamiętam to jako bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Od sprawdzenia ciała powinien być zresztą lekarz. Ze mną była na roku koleżanka, która nosiła okulary z powodu zeza i miała skoliozę. Wciąż słyszała uwagi, jaka jest krzywa, jak krzywo stoi. Tak mówiła do niej pani D. Tak się teraz zastanawiam – dlaczego najpierw przyjęli krzywą dziewczynkę, a potem ją piętnowali? To świadczy o tym, że są złymi pedagogami. Do tej pory słyszę od rodziców dzieci, które uczęszczają lub uczęszczały do szkoły baletowej przy Moliera, że w obecności ucznia nauczyciele mówią, że ma nieodpowiednie proporcje. To czemu nie wydalą takiego dziecka ze szkoły? To jest chore.
Jak wytłumaczysz przyjęcie dziewczynki ze skoliozą?
Nie mam pojęcia. Może mały nabór. Teraz w ogóle jest coraz mniej chętnych. Ja pamiętam setki kandydatów w kolejce na egzamin. Teraz przychodzi maksimum setka co roku. Zresztą kto chce pójść do ciemnogrodu? To archaiczny byt. Połączenie szkoły ogólnokształcącej z baletem to twór, który istnieje jeszcze tylko u nas, w Rosji i we Francji, ale tam jest całkiem inny poziom. W imię czego dziecko ma mieć dwie lekcje polskiego, potem szybką lekcję baletu bez rozgrzewki. I – załóżmy – spóźnia się na nią, bo pani od polskiego przedłużyła zajęcia. Następnie jest scysja między nauczycielami, kto ma więcej racji. Potem dziecko biegnie zziajane na lekcję francuskiego. Prowadzę w Warszawie prywatne zajęcia z baletu, na które uczęszczają byli uczniowie państwowej szkoły baletowej. Skarżą się, że nadal tak jest. Za granicą najlepsze szkoły są prywatne, popołudniowe, kształcące po normalnych lekcjach jeszcze w „zawodzie” tancerza. Dzieci przychodzą o szesnastej, po obiedzie, i tańczą. W Hamburgu z kolei miałam na odwrót – w dzień profesjonalna szkoła tańca, po południu liceum przy konsulacie. To był bardzo dobry schemat, miałam dwa różne środowiska. To ważne, bo dzieci w normalnych szkołach mają możliwość obcowania z rówieśnikami, którzy mają różne pasje. Taka higiena psychiczna. A nie rywalizacja przechodząca z systemu zawodowego na ogólnokształcący. W Polsce lepsi tancerze są faworyzowani przez nauczycieli kształcenia ogólnego. To jest chore!
Miałaś załamania nerwowe?
Tak. Najpierw byłam za gruba, potem za chuda. Kiedy zemdlałam na prestiżowym konkursie Prix de Lausanne, ważyłam 29 kilogramów. Nie pozwolono mi zatańczyć w finale. Załamałam się wtedy, mój układ nerwowy nie wytrzymał stresu. Widząc swój numer na tablicy wśród finalistów – sześciu chłopców, pięciu dziewczynek – poczułam, że to koniec. A wmawiano mi w Warszawie, że dostanę się tylko cudem, że nie mam szans. Presja była ogromna. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Wezwano od razu dietetyka, psychologa i zadzwoniono do rodziców. Wtedy naprawdę się przestraszyłam i po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać nad tym, co ja robię ze swoim życiem.
Bywali normalni pedagodzy?
Tak, pani Danusia. Jedyna życzliwa. I tę panią zwolnili po dwóch latach. Tylko ona mi pomagała, mówiła rodzicom o szczupłości, była genialna. Była też pani Hanna, co prawda, dyscyplinująca, ale w kreatywny sposób. Uczyła wszystkiego – bardzo rzetelnie tłumaczyła. Z uśmiechem na twarzy wykonywaliśmy jej polecenia. Pozostali terroryzowali uczniów. Wciąż słyszałam teksty rzucane w kierunku innych: „Nigdy nie będziesz solistką”, „A co ty myślisz, że jesteś taka dobra?”. Sto procent przemocy psychicznej wobec dzieci. Dziś nie mogę uwierzyć w swoją dumę z tego, że byłam taka chuda i promowana. Byłam cięta i harda, zawsze miałam czerwony pasek na świadectwie i najwyższą średnią. Byłam najlepsza ze wszystkich przedmiotów – polski uwielbiałam, po angielsku mówiłam od drugiego roku życia, francuski też mi wchodził. Z fizyki i matematyki nie czułam się taka mocna, ale miałam oczywiście same piątki. Biologia, anatomia – w małym palcu. Byłam ambitna.
Jak zmienia się ciało baletnicy, które na co dzień jest narażone na wykańczające treningi i restrykcyjną dietę?
Baletnice są zniszczone, mają ziemistą cerę, zmarszczki, matowe włosy, kołatanie serca. Ciało bez tkanki tłuszczowej, niedotlenione, przez co cały czas narażone na kontuzje… Mnie to nie dotknęło, bo dość szybko uciekłam za granicę, gdzie wpojono mi balans fizyczny. Sama teraz uczę zdrowego podejścia do baletu – promuję szczupłość, ładnie wyrzeźbione mięśnie, ale nie chudość. Ludzie chcą patrzeć nie na wychudzone i anemiczne, ale charyzmatyczne i energiczne tancerki. Wiesz, ile dziewcząt miało po szkole chorobę Hashimoto? Ile zaburzenia miesiączki, problemy hormonalne? Niektóre trafiały prosto do szpitala.
A ty miałaś uszczerbki na zdrowiu w dorosłości?
Dostałam pierwszą miesiączkę bardzo późno, mając 19,5 roku. Tak bardzo byłam zniszczona. Tak się sama nienawidziłam. Zawsze wszystko, co robiłam, było niewystarczające… Sprawy hormonalne ciągną się do dzisiaj, nie wspominając o terapii, na której lekarz zdiagnozował u mnie objawy charakterystyczne dla ofiar przemocy. Pozostała we mnie także nienawiść do zdrowej tkanki tłuszczowej.
Chciałabyś się teraz skonfrontować ze swoimi oprawcami?
Wolałabym zebrać ludzi, którzy przeżyli to, co ja. Bo przemoc psychiczna nie podlega przedawnieniu. I skonfrontować nauczycieli z nami wszystkimi. Bo mój pojedynczy głos można potraktować jako pretensje biednej Natalki, której się poprzestawiało w głowie. Ale grupie już nie można odmówić sprawiedliwości – jest trudniej. Nie noszę w sobie żalu. Przeciwnie – ja im wszystkim za to dziękuję. Nie miałabym bez tych przeżyć tylu przemyśleń. Nie miałabym swojej placówki. Ani odwagi, by o tym wszystkim mówić. A tymczasem promuję akcję pod hasztagiem #przemocwszkolebaletowej. Przeżyłam w szkole baletowej przy Moliera pięć lat, które mocno na mnie wpłynęły i jednocześnie ukształtowały jako bardzo silną kobietę.
To nie jest moja prywatna wendeta. To jest misja, by żadnemu dziecku nie przytrafiło się to, co spotkało mnie. By żadna dziewczynka nie głodziła się tak, że dostaje okres dopiero w wieku 19 lat. By rodzice wiedzieli, co się dzieje za murami szkoły. A słyszę o potwornych historiach, na przykład o samobójstwie dziewczynki z powodu napiętnowania w szkole baletowej. Jedna z pań pedagogów potwierdziła, że dyrektorka krzyczała na Maję kilka dni przed tragedią. Czekam na pozwy sądowe za naruszenie dobrego imienia placówki. Ale dla mnie „dobre imię szkoły baletowej” to oksymoron. Wiem, że mam rację. Moja historia to protest. Nie przestraszę się nikogo. Biorę to na klatę.
Czy balet kojarzy ci się wyłącznie z bólem psychicznym i fizycznym?
Nie, to nie jest tak. Jeżeli dziecku się wytłumaczy, że wybrało taką estetykę, z którą nieuchronnie wiąże się deformacja ciała, i to jest jego świadomy wybór, to co innego. Pointy2 rzeźbią ciało i psychikę. Można odpowiednimi ćwiczeniami niwelować deformacje charakterystyczne dla danej dyscypliny sportu. Ja kocham swoje stopy, widzę w nich historię. Tłumaczę dzieciom, jak wkładać pointy.
------------------------------------------------------------------------
2 Twarde baletki używane w balecie, przeznaczone do tańca klasycznego.
Jakie są dzieci w szkołach baletowych?
Na początku są radosne, bo nieświadome tresury. Dopiero później wsiąkają w pasmo udręk. Szybko przywykają, myślą, że tak przecież musi być, skoro pani każe. Potem następuje syndrom sztokholmski, zaczynasz uzależniać się od swojego kata. Jeśli nie rozumiesz, że jesteś terroryzowana, to wchodzisz w metody działań oprawcy coraz głębiej. Trudno wyjść z takiego schematu, jeszcze trudniej zdać sobie później sprawę, w czym się żyło, i podjąć decyzję o leczeniu. Balet to przyspieszony kurs dojrzałości…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej