Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Banda z Burej. Tajemnica domu nad jeziorem - ebook

Data wydania:
23 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Banda z Burej. Tajemnica domu nad jeziorem - ebook

Nadeszła jesień i wszyscy myśleli, że w miasteczku chociaż przez chwilę będzie spokojnie. Tylko bibliotekarki, pani Frania oraz Franciszka, jak zawsze przeczuwały burzę. Burza nadeszła od strony lasu, gdzie do ogromnego domu wprowadziła się tajemnicza Dama z Łasiczką. A w zasadzie z kotem. Kim jest starsza pani, skrywająca się za chmurą perfum, eleganckimi ubraniami i ogromnymi słonecznymi okularami? Dlaczego z domu pod lasem dochodzą krzyki i jęki? A czasem głośny śmiech? I co robią ci wszyscy ludzie, którzy tam przyjeżdżają? Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim dziewczynka, która nie chce być „taka jak wszyscy”? Banda z Burej próbuje odnaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania. Przy okazji odkrywa najważniejszą z prawd. Tę, że każdy człowiek jest wyjątkowy i w życiu nie trzeba iść utartymi ścieżkami…

Pełna humoru najnowsza Banda z Burej zapewni doskonałą rozrywkę zarówno dzieciom, jak i tym, którym się wydaje, że dziećmi nigdy być nie przestali.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83296-81-4
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY,

W KTÓ­RYM ZA­STA­NA­WIAMY SIĘ, KTO PO­WI­NIEN OPO­WIE­DZIEĆ TĘ HI­STO­RIĘ, AFERA GONI AFERĘ, A NAD NA­SZYMI GŁO­WAMI LA­TAJĄ KO­LO­ROWE EMO­CJE. I NAJ­WAŻ­NIEJ­SZE: PO­JA­WIA SIĘ MAJA!

To ja, Wik­tor!

Po­wie­dział­bym, że TO ZNOWU JA! Niby ten sam, ale zu­peł­nie inny niż wtedy, gdy prze­pro­wa­dzi­łem się do na­szego mia­steczka. Zu­peł­nie inny niż wtedy, gdy oglą­da­łem dziurę, którą mój tata zro­bił ołów­kiem na ma­pie w miej­scu, gdzie będę miesz­kać. My­śla­łem, że moje ży­cie się ni­gdy nie ułoży, że już ni­gdy nie będę szczę­śliwy, ale tro­chę czasu mi­nęło i je­stem bar­dzo za­do­wo­lony! Ze wszyst­kiego! Mam przy­ja­ciół, mam swój po­kój, a na­wet mam psa! Pies jest tro­chę mój, a tro­chę Amelki, mo­jej sio­stry, ale za­wsze to pies!

Moja mama czę­sto mi mówi:

– Wik­tor, po bu­rzy za­wsze wy­cho­dzi słońce, i choć dziś je­steś smutny, kie­dyś bę­dziesz się uśmie­chał. A na­wet bę­dziesz gło­śno re­cho­tał!

O ile w tę pierw­szą część jej wie­rzę, to w tę drugą już jest mi nieco trud­niej.

Ja ni­gdy gło­śno nie re­cho­czę. Ni­gdy. Gło­śno re­cho­cze pani Fra­nia, na­sza bi­blio­te­karka, szcze­gól­nie gdy jest w to­wa­rzy­stwie swo­jego na­rze­czo­nego, Toł­stoja, ale my, to zna­czy człon­ko­wie Bandy z Bu­rej, nie re­cho­czemy.

– Oprócz pani Frani to jesz­cze żaby re­cho­czą – po­wie­dział kie­dyś Ty­mon. Żaby w tej opo­wie­ści też ode­grają istotną rolę. Ty­mon zna się na róż­nych zwie­rzę­tach, szcze­gól­nie pła­zach i ga­dach, bo on ko­cha wszyst­kie żywe stwo­rze­nia. Na­wet te naj­bar­dziej okropne. I po­trafi wy­da­wać ta­kie dźwięki jak żaba. My zaś, po­zo­stała część Bandy z Bu­rej, po pro­stu gło­śno się śmie­jemy.

Do tej pory była nas czwórka: Julka, która jest z nas naj­mniej­sza, ale jak to mówi moja mama, ona nad­ra­bia cha­rak­te­rem, Ty­mon, który ko­cha wszel­kie ro­bac­two i ni­czego się nie boi oraz Ju­rek, chyba naj­bar­dziej z nas od­ważny. Może dla­tego, że za­wsze nosi w ple­caku krem na „w ra­zie czego”. Nie spo­dzie­wa­li­śmy się na­to­miast, że ktoś jesz­cze może do nas do­łą­czyć.

A tym bar­dziej ONA.

Ale o tym opo­wiem za chwilę. Bo tę sy­tu­ację po­prze­dziły inne dra­ma­tyczne wy­da­rze­nia.

DRA­MA­TYCZNE, to zna­czy dość groźne.

***

Długo za­sta­na­wia­li­śmy się, kto po­wi­nien Wam opo­wie­dzieć tę hi­sto­rię. I długo nie mo­gli­śmy dojść do po­ro­zu­mie­nia. Na­wet na sie­bie krzy­cze­li­śmy, ale ja­kich słów uży­wa­li­śmy w tej kłótni, nie będę zdra­dzał, bo tro­chę się wsty­dzę, jed­nak mu­szę przy­znać, iż były to na­prawdę brzyd­kie słowa.

Usły­szała je bab­cia Ja­sia i spoj­rzała na nas ta­kim wzro­kiem, że wszyst­kim zro­biło się wstyd.

Jak za­pewne pa­mię­ta­cie, już wcze­śniej opo­wia­da­łem o na­szych przy­go­dach w bi­blio­tece i o tym, jak roz­gro­mi­li­śmy szajkę prze­myt­ni­ków. Moja mama mówi, że to pan Wło­dek, nasz po­li­cjant, ją roz­gro­mił, a my w tym na­wet nie ma­cza­li­śmy pal­ców.

Na­szym zda­niem tro­chę ma­cza­li­śmy te palce, a na­wet stopy, bo w piw­nicy było wil­gotno i buty nam prze­mo­kły. Ale po­dobno nie cho­dzi tu tak na­prawdę o żadną wodę, tylko o to, że się nie wtrą­ca­li­śmy. Mama za­raz do­daje, że o dziwo nie prze­szko­dzi­li­śmy na­szemu po­li­cjan­towi w ła­pa­niu rze­zi­miesz­ków, mimo iż się bar­dzo sta­ra­li­śmy. A prze­cież wcale nie chcie­li­śmy prze­szka­dzać! Na­szym zda­niem wręcz po­ma­ga­li­śmy! I gdyby nie my, ta cała za­gadka by się nie roz­wią­zała.

Wspól­nie od­kry­li­śmy też toż­sa­mość fał­szy­wych mi­ko­ła­jów i tym sa­mym zna­leź­li­śmy pani Frani na­rze­czo­nego (Marka Toł­stoja), po­zna­li­śmy też ta­jem­nicę na­szej ulu­bio­nej re­stau­ra­cji, zna­leź­li­śmy Jur­kowi ro­dzinę, mor­so­wa­li­śmy w na­szym je­zio­rze, strasz­nie za­błą­dzi­li­śmy w le­sie i zła­pa­li­śmy zło­dzieja.

Na­prawdę bar­dzo dużo się działo, od­kąd prze­pro­wa­dzi­łem się tu­taj.

Moi ro­dzice twier­dzą, że uwa­żali Dziurę (bo już wszy­scy za­częli tak na­zy­wać na­szą miej­sco­wość – od tej dziury w ma­pie) za bar­dzo spo­kojne miej­scem, gdzie czas pły­nie wolno i nic się nie dzieje, a tu­taj afera goni aferę! Tak mówi pani Fran­ciszka, na­sza druga bi­blio­te­karka, ta star­sza, ko­cha­jąca straszne opo­wie­ści i no­sząca czarne ubra­nia.

– Afera goni aferę, chłop­cze – po­wie­działa, zwra­ca­jąc się do Julki.

Ni­kogo to nie zdzi­wiło, bo przy­zwy­cza­ili­śmy się do tego, że pani Fran­ciszka do wszyst­kich mówi „chłop­cze”, na­wet do mo­jej mamy. I po­tem się tego wy­piera.

– Jedna afera więk­sza od dru­giej, chłop­cze – do­dała, pa­trząc po­ro­zu­mie­waw­czo na pa­nią Fra­nię.

Od razu oczy­wi­ście mu­sie­li­śmy to so­bie wy­obra­zić. Te go­niące się afery.

Kie­dyś do na­szej klasy do­łą­czyła dziew­czynka po­cho­dząca z Ukra­iny i przy­wio­zła ze sobą taką lalkę, w któ­rej była inna lalka i w tej in­nej na­stępna, i po­tem ko­lej­nych chyba pięć. Te lalki zo­stały zro­bione z drewna. Na­sza na­uczy­cielka po­wie­działa, że taką lalkę na­zy­wamy ma­trioszką. I w tej naj­więk­szej jest mniej­sza, po­tem jesz­cze mniej­sza i mniej­sza... I może ich być kilka!

To tak jak z afe­rami! Naj­pierw jest mała i ma cał­kiem sym­pa­tyczny wy­raz twa­rzy, a po­tem im więk­sza, tym groź­niej­sza. Ta naj­więk­sza ma kru­czo­czarne włosy, za­miast oczu cien­kie szparki i po­mię­dzy oczami taką zmarszczkę, która na­daje jej bar­dzo groźny wy­raz twa­rzy. To jest ta naj­więk­sza afera, go­niąca te mniej­sze.

***

Ale wra­ca­jąc do brzegu. Zna­czy do wła­ści­wego te­matu (mó­wię o brzegu, bo w tej ca­łej hi­sto­rii dużą rolę ode­gra też ogromny dom sto­jący nad sa­mym brze­giem je­ziora). Jak mia­łem się nie de­ner­wo­wać, kiedy Julka stwier­dziła na­gle, że to ona po­winna opo­wie­dzieć tę hi­sto­rię, bo ma pierw­szeń­stwo w opo­wie­ściach, gdyż jest ko­bietą, a ko­bie­cie się za­wsze ustę­puje.

– Masz ja­kieś stare dane – po­wie­dzia­łem wy­raź­nie nie­za­do­wo­lony.

– Jest rów­no­upraw­nie­nie – zgo­dził się ze mną Ju­rek, sma­ru­jąc się kre­mem swo­jej mamy. – Ja na przy­kład mam krem na­wil­ża­jący, który moja mama ku­piła so­bie, ale mi dała, by mnie słońce nie spa­liło, więc w ra­mach rów­nych praw, mogą się nim sma­ro­wać i ko­biety i męż...

– Słońce w paź­dzier­niku? – prych­nął Ty­mon, prze­ry­wa­jąc mu.

– Cały rok trzeba się sma­ro­wać es-pi-efem – stwier­dził pew­nym gło­sem Ju­rek. Za­brzmiało mą­drze, ale chyba nikt nie miał po­ję­cia, co Ju­rek miał na my­śli. Przez chwilę w na­szej #bu­ra­team na­stała ci­sza, a ja sta­ra­łem się za­pa­mię­tać, by za­py­tać ko­goś, co to jest ten „es-pi-ef”.

– To co z tym rów­no­upraw­nie­niem? – za­py­ta­łem po chwili.

– To, że jest rów­no­upraw­nie­nie, nie zna­czy, że ja mam od razu od­paść. – Julce drżały usta, jakby miała się za chwilę roz­pła­kać.

– Ja też będę pła­kał – oświad­czył Ju­rek.

– Ty ni­gdy nie pła­czesz. – Ty­mon po­krę­cił głową.

– Chło­paki nie pła­czą – stwier­dzi­łem.

– Ty też masz stare dane – po­wie­działa Julka. – Każdy ma prawo wy­ra­żać emo­cje i każdy ma prawo pła­kać. Na­wet Ro­naldo.

Tym mnie tro­chę prze­ko­nała, ale nic wię­cej już nie po­wie­dzia­łem. Bar­dzo chcia­łem opo­wie­dzieć tę hi­sto­rię wła­śnie z po­wodu emo­cji. Bo kiedy pierw­szy raz zo­ba­czy­łem Maję, wła­śnie te emo­cje wzięły nade mną górę. Moja mama za­wsze tak mówi. I cza­sem to jest do­bre, a cza­sem tro­chę mniej.

Wie­lo­krot­nie za­sta­na­wia­łem się, jak wy­glą­dają te emo­cje, które biorą nade mną górę. Na­wet kie­dyś pró­bo­wa­łem je na­ry­so­wać, ale chyba nie mam ta­lentu do ry­so­wa­nia.

Mo­głem na­to­miast wszystko so­bie do­sko­nale wy­obra­zić. To dziwne, że kiedy za­my­kamy oczy, mo­żemy so­bie do­kład­nie wszystko zo­bra­zo­wać, ale kiedy się­gamy po kredki, na­sze ręce nas nie słu­chają i ry­su­jemy zu­peł­nie coś in­nego niż to, co mamy na­ma­lo­wane w gło­wie...

Wy­obra­ża­łem so­bie, że te emo­cje wi­szą nade mną ni­czym taki róż­no­ko­lo­rowy duch, bez ru­chu, jakby nie było wia­tru. Do­kład­nie nad samą głową. Krzy­wią się albo uśmie­chają, albo pa­trzą na mnie ze współ­czu­ciem. Cza­sem każą mi krzy­czeć. Wtedy są sza­ro­czarne, mają wy­krzy­wioną minę i kłują mnie ta­kim dłu­gim, czar­nym i za­krzy­wio­nym szpo­nem. Jakby długo grze­bały w ziemi w ogródku u babci Jasi.

Cza­sem są nie­bie­skie jak woda, albo pra­wie prze­zro­czy­ste jak łzy. I wtedy po­wo­dują, że pła­czę.

Tro­chę skła­ma­łem Julce, że chło­paki nie pła­czą. Zda­rza mi się to, ale nie za bar­dzo lu­bię się tym chwa­lić. Może dla­tego, że nie umiem do końca tego opa­no­wać? Jak pła­czę, te nie­bie­skie gó­ru­jące nade mną emo­cje przy­tu­lają mnie i po­zwa­lają mi się nad sobą tro­chę po­uża­lać. Od razu wtedy wi­dać, że mi smutno.

Moja mama za­wsze wtedy pyta mnie, czy po­trze­buję „ojo­ja­nia”. Gdy mó­wię, że tak, przy­tula mnie i ko­ły­sze się wraz ze mną, mó­wiąc: „ojo­joj, ojo­joj”. I na­prawdę wtedy od razu robi się le­piej.

Te emo­cje, które po­wo­dują, że się tak bar­dzo śmieję (aż mnie boli brzuch i ką­ciki ust), mają ko­lor po­ma­rań­czowy i są w czarne kropki, zu­peł­nie jak naj­bar­dziej ra­do­sna su­kienka mo­jej mamy.

Emo­cje, które nade mną gó­ro­wały w mo­men­cie, gdy pierw­szy raz zo­ba­czy­łem Maję, były ró­żo­wo­czer­wone. A na brze­gach miały tro­chę błę­kitu. Do­kład­nie ta­kiego, jak te od smutku. Ni­gdy wcze­śniej nie czu­łem cze­goś po­dob­nego i by­łem tym za­sko­czony.

Wcze­śniej nie my­śla­łem na­wet, że emo­cje mogą tak bar­dzo za­pa­no­wać nad czło­wie­kiem. Prze­cież za­wsze by­łem ra­cjo­nalny. Emo­cje uno­szące się nade mną mu­sia­łem so­bie wy­obra­żać. Te­raz jed­nak po pro­stu po­czu­łem je ca­łym sobą.

– Ja chciał­bym opo­wie­dzieć tę hi­sto­rię – po­wie­dzia­łem spo­koj­nie i po ci­chu, po czym do­da­łem: – Ja po pro­stu mu­szę opo­wie­dzieć tę hi­sto­rię.

My­śla­łem, że skoro wszy­scy krzy­czą, to nikt mnie nie usły­szy, ale oka­zało się, że oni, chcąc usły­szeć, co mam do po­wie­dze­nia, zu­peł­nie za­mil­kli. Po­dobno tak wła­śnie jest, że jak wszy­scy się prze­krzy­kują, to trzeba ści­szyć głos i wtedy, ja­kimś dziw­nym tra­fem, cię słu­chają. Na­wet do­ro­śli.

– A niby dla­czego ty? – za­py­tała Julka, naj­wy­raź­niej nie­za­do­wo­lona z mo­jej pro­po­zy­cji.

Sta­nęła nade mną i pró­bo­wała wy­glą­dać groź­nie. Już na ni­kim nie ro­biło to wra­że­nia.

– Bo moje emo­cje, kiedy ją zo­ba­czy­łem pierw­szy raz, były ró­żo­wo­czer­wone – po­wie­dzia­łem po pro­stu. – A na brze­gach tro­chę błę­kitne. I ta­kie bar­dzo de­li­katne.

Julka, Ty­mon i Ju­rek spoj­rzeli po so­bie z wy­raź­nym za­kło­po­ta­niem. Chyba nie po­tra­fili zna­leźć od­po­wie­dzi.

– Z emo­cjami się nie dys­ku­tuje – po­wie­działa po chwili Julka, gło­śno wzdy­cha­jąc.

Moja mama też za­wsze mó­wiła, że z emo­cjami nie można dys­ku­to­wać, tylko trzeba je przy­tu­lić do serca i przez chwilę ich po­słu­chać.

– Ro­bimy gło­so­wa­nie? – za­py­tał Ju­rek.

Wszy­scy po­ki­wa­li­śmy gło­wami.

– Gło­so­wa­nie bez ze­bra­nia się nie li­czy – stwier­dził Ty­mon.

– Zgro­ma­dze­nia – po­pra­wiła go Julka.

Ty­mon i Julka mieli ra­cję. Trzeba było zwo­łać walne zgro­ma­dze­nie #bu­ra­team.

***

Mama Julki pra­co­wała w mar­ke­tingu, a od nie­dawna była w za­rzą­dzie du­żej mię­dzy­na­ro­do­wej firmy i wie­dzie­li­śmy, że jak ma walne zgro­ma­dze­nie, to trzeba szep­tać i nie można wcho­dzić do kuchni. Bo mama Julki miała zwy­kle te zgro­ma­dze­nia przez in­ter­net – na nie­wiel­kiej wy­spie, na któ­rej zwy­kle le­pi­li­śmy pie­rogi, sta­wiała swój lap­top i sia­dała przed nim na wy­so­kim krze­śle.

– Ta biała ściana za mną to je­dyne miej­sce, gdzie mamy po­rzą­dek. – Krę­ciła głową mama Julki, kilka razy spraw­dza­jąc, czy za jej ple­cami nie ma „cze­goś, czego by się wsty­dziła do końca ży­cia, gdyby jej szef to zo­ba­czył”.

Moim zda­niem to nie była prawda, bo u Julki w domu był po­rzą­dek. Jed­nak, gdy miało się od­być ważne ze­bra­nie, mu­siał być po­rzą­dek jesz­cze więk­szy. Mama Julki też wtedy wy­glą­dała ina­czej. Przy­naj­mniej od pasa w górę. Bo od pasa w dół miała jak za­wsze spodnie od dresu albo krót­kie spodenki. Na górę za­kła­dała białą ko­szulę i ma­lo­wała usta na czer­wono, a jej oczy po­ma­lo­wane były czarną kredką i tu­szem. Wtedy nie wy­glą­dała jak mama Julki, a jak ja­kaś pani z te­le­wi­zji. Jak już mó­wi­łem – przy­naj­mniej od pasa w górę.

Przed na­szym wal­nym ze­bra­niem Julka wy­jęła szczotkę i cze­sała włosy, a Ty­mon ro­bił po­rzą­dek na stole, na­wet wy­cie­rał ten stół ście­reczką. Oczy­wi­ście sie­dzie­li­śmy w bi­blio­tece, bo gdzie in­dziej mo­gli­by­śmy sie­dzieć, kiedy na ze­wnątrz było wy­jąt­kowo zimno, a w bi­blio­tece pa­nie Fra­nia i Fran­ciszka na­pa­liły w ko­minku.

– A co się wam stało? – Pani Fran­ciszka we­szła do na­szego po­koju. – Dla­czego ty sprzą­tasz, chłop­cze? – zwró­ciła się do Ty­mona, po czym zro­biła za­tro­skaną minę i na­tych­miast spraw­dziła jego czoło, jakby był chory.

– Mamy ze­bra­nie – po­wie­dzia­łem.

– Ze­bra­nie? – Pani Fran­ciszka pod­nio­sła jedną brew.

– Tak. Walne zgro­ma­dze­nie Bandy z Bu­rej.

Bi­blio­te­karka spoj­rzała na nas z wy­raź­nym za­nie­po­ko­je­niem.

– Ale że znowu coś kom­bi­nu­je­cie? – upew­niła się.

– Nieee – po­wie­dzie­li­śmy chó­rem i wszy­scy za­czę­li­śmy rów­no­cze­śnie krę­cić głową.

Pani Fran­ciszka spra­wiała wra­że­nie, jakby nie do końca nam wie­rzyła. A na­wet wię­cej – jakby była pewna, że za­raz coś zbro­imy.

– A gdzie Ma­jeczka? Dziś nie z wami? – pró­bo­wała do­ciec.

– Za­raz przyj­dzie – po­wie­dzia­łem. – I dla­tego mu­simy wszystko usta­lić jak naj­szyb­ciej.

– Fra­niuuu! – za­wo­łała na­gle pani Fran­ciszka. – Czy mo­gła­byś tu do nas przyjść, chłop­cze? Z dra­biną i mio­tłą! Bo pa­ję­czyna na su­fi­cie.

Nie spo­dzie­wa­łem się, że umiemy ję­czeć na za­wo­ła­nie. Mój tata po­wie­działby, że to ję­cze­nie syn­chro­niczne, czyli w tym sa­mym cza­sie.

Umie­li­śmy. Wszy­scy jęk­nę­li­śmy, gdy tylko zo­ba­czy­li­śmy ró­żową głowę pani Frani wy­ła­nia­jącą się zza drzwi.

– Ale my mamy te­raz walne zgro­ma­dze­nie i nikt nie może w tym cza­sie za­mia­tać pa­ję­czyn! – za­wo­ła­łem.

– Moja mama za­wsze sprząta przed – po­wie­działa ci­cho Julka.

Oczy­wi­ście po­dej­rze­wa­li­śmy, że te pa­ję­czyny to tylko pre­tekst, by nas pod­słu­chi­wać, więc Julka od razu za­pro­po­no­wała pani Frani, by była na­szym pro­to­ko­lan­tem.

– Proto... co? – za­py­tała pani Fra­nia nie­pew­nie.

– Musi być wy­brany prze­wod­ni­czący, pro­to­ko­lant, czyli ten, co za­pi­suje.

– A to ja nie chcę. – Młoda bi­blio­te­karka ener­gicz­nie za­ma­chała mio­tłą nad na­szymi gło­wami.

– Ja mogę pi­sać – zgo­dzi­łem się. Julka po­dała mi ze­szyt i dłu­go­pis. Wiel­kimi li­te­rami na­pi­sa­łem:

WALNE (WAŻNE) ZGRO­MA­DZE­NIE #BU­RA­TEAM

Oczy­wi­ście już dawno wszy­scy wie­dzie­li­śmy, że słowo „walne” nie po­cho­dzi od bi­cia się ani od wa­le­nia głową w mur, tylko od waż­no­ści.

Walne – ważne.

My­ślimy, że kie­dyś w daw­nych, ta­kich PRE­HI­STO­RYCZ­NYCH cza­sach, ktoś, pi­sząc WAŻNE po pro­stu się po­my­lił i za­miast „ż” na­pi­sał „l”. Być może było też tak, że ten, kto pierw­szy raz pi­sał o tym zgro­ma­dze­niu, nie wie­dział, że WAŻNE pi­sze się przez „z” z kropką i na­ba­zgrał to brzydko, ce­lowo pro­wa­dza­jąc ludz­kość w błąd.

I my, ta ludz­kość wpro­wa­dzona w błąd, mu­simy ten błąd po­wta­rzać na wieki wie­ków.

Cho­ciaż mu­siało się to wy­da­rzyć już po tym, jak wy­na­le­ziono pi­smo, bo nie wiem, jak pi­smem ob­raz­ko­wym na skale na­pi­sać „ważne”, i to z błę­dem.

– Słu­chaj­cie, a czy to na­sze ze­bra­nie bę­dzie ważne? – za­py­ta­łem, prze­ry­wa­jąc swoje roz­my­śla­nia.

– A dla­czego ma nie być ważne? – za­py­tała Julka.

– Bo... bo nie ma wszyst­kich człon­ków Bandy z Bu­rej – po­wie­dzia­łem nie­śmiało.

– No tak – zgo­dził się Ju­rek.

Ty­mon wyj­rzał przez okno.

– Maja już idzie! – za­wo­łał.

– No to bę­dziemy w kom­ple­cie. – Julka sie uśmiech­nęła, rów­no­cze­śnie ma­lu­jąc so­bie usta czymś, co nie miało żad­nego ko­loru, ale błysz­czało się.

I wtedy wła­śnie do bi­blio­teki we­szła Maja.

A moje emo­cje znowu były czer­wone. I na­wet nie miały już tak dużo nie­bie­skiego, tylko po­ma­rań­czowe, ale bez kro­pek.

– Do­brze, że je­steś – po­wie­dzia­łem. – Bez cie­bie nie mo­gli­śmy za­cząć wal­nego zgro­ma­dze­nia.

Maja spoj­rzała na mnie py­ta­jąco.

– Mu­simy usta­lić, kto bę­dzie opo­wia­dał tę hi­sto­rię.

– A nie ty? – zdzi­wiła się Maja.

Zro­biło mi się cie­pło na sercu.

– Gło­sujmy!

***

WALNE (WAŻNE) ZGRO­MA­DZE­NIE #BU­RA­TEAM

Pro­to­kół zgro­ma­dze­nia #bu­ra­team

_W grud­niu, po po­łu­dniu, w bi­blio­tece od­było się zgro­ma­dze­nie człon­ków #BU­RA­TEAM_

PO­RZĄ­DEK OB­RAD:

_1. Zro­bi­li­śmy po­rzą­dek, pani Fra­nia na­wet mio­tłą od­ku­rzyła pa­ję­czyny z su­fitu, a pani Fran­ciszka wtrą­ciła się i po­wie­działa, że w po­rządku ob­rad nie cho­dzi o to, by było po­sprzą­tane, tylko o ko­lej­ność. Do­ro­śli to lu­bią so­bie wszystko utrud­niać! Zu­peł­nie nie wia­domo, dla­czego ko­lej­ność na­zy­wają po­rząd­kiem. Ale fak­tem jest, że mama Julki przed ze­bra­niami też robi po­rzą­dek, przy­naj­mniej po tej stro­nie kuchni, którą wi­dać przez ka­merę._

_1. Spraw­dze­nie obec­no­ści (wszy­scy obecni)._

_2. Gło­so­wa­nie, TAJNE, w spra­wie tego, kto ma opo­wie­dzieć TĘ HI­STO­RIĘ._

_4. Ko­niec ob­rad._

_5. Jak bę­dzie go­dzina 15:00, od­bę­dzie się her­batka z pa­nią Fran­ciszką (mimo iż te­raz rzą­dzi król Ka­rol, a nie kró­lowa, to pani Fran­ciszka wciąż pod­trzy­muje tę her­ba­cianą tra­dy­cję)._

_6. Ofi­cjalne li­cze­nie gło­sów. Ogło­sze­nie za­in­te­re­so­wa­nym wy­ni­ków gło­so­wa­nia (pani Fra­nia wszyst­kich po­in­for­muje, jak tylko odłoży mio­tłę i po­li­czy głosy, mimo iż z mio­tłą wy­gląda groź­niej i do­stoj­niej)._

_7. Py­ta­nie do­dat­kowe: Co to jest „es-pi-ef”? Pani Fra­nia mówi, że to krem, któ­rym trzeba się sma­ro­wać, kiedy się wy­cho­dzi na dwór. W ra­zie czego._

_No wła­śnie. W ra­zie czego?_

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: