Banita - ebook
Banita - ebook
Aby ochronić Ziemię, ludzie potrafią się zjednoczyć. Ale na jak długo?
Zagrożenie ze strony obcej cywilizacji zmusza przywódców światowych mocarstw do współpracy, jednakże natura ludzka okazuje się taką samą niewiadomą, jak plany istot ze Świata Centralnego. Wzajemne animozje okazują się wielkim wyzwaniem, a czas działa na niekorzyść mieszkańców Ziemi. Co by się stało, gdyby wykorzystując najniższe instynkty, ktoś zaczął manipulować ludźmi?
Znani z „Kontrolera” bohaterowie znów muszą stawić czoła niebezpieczeństwu. Tym razem jednak ma ono inną twarz - pełną złych emocji i nienawiści twarz drugiego człowieka…
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66955-01-1 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PONIEDZIAŁEK, 25.04.1955, GODZ. 14:25 GMT (14:25 CZASU LOKALNEGO),
Kopenhaga, Holandia
_Drogi N.B._
_W momencie gdy czytasz ten list, z pewnością wiesz już, że zawarłem w nim ostatnie słowa do Ciebie. Pomimo różnic, jakie nas naukowo dzieliły, ważnym dla mnie jest, abyś pamiętał, że zawsze ceniłem Cię zarówno jako naukowca, jak i przyjaciela. Co oczywiście nie świadczy o tym, że forsowana przez Ciebie teoria mechaniki kwantowej jest prawidłowa. To jednak, który z nas miał rację, oraz czy w istocie Bóg gra w kości, rozsądzą pokolenia, które nadejdą po nas, a kto wie, czy nawet nie późniejsze._
_Tę korespondencję chciałem poświęcić innemu zagadnieniu, związanemu ze sprawą, co do której byliśmy w pełni zgodni. Koalicja Naukowa, którą udało nam się stworzyć wraz z pozostałymi jej światłymi członkami jest, jak i z pewnością będzie, czymś niezwykłym i pionierskim, a jej działania pozwolą uchronić ludzkość przed zagładą, jaką zgotował nam ślepy los._
_Nasz gatunek nie jest jednak zagrożony wyłącznie przez istoty, których przedstawiciela spotkaliśmy w 1927 roku. Nasz własny apetyt na wiedzę, chęć odkrycia nieznanego, opisania niezdefiniowanego w nieodpowiedzialnych rękach może oszczędzić wysiłku rasom obcym. Brak oglądania się na konsekwencje, zarówno te zbadane, jak i te jedynie przewidywane, rodzi ryzyko doprowadzenia do zagłady zarówno naszego, jak i potencjalnie innych światów._
_Wnioski te wyciągam nie tylko na podstawie przemyśleń, ale własnego doświadczenia, błędu, który już kosztował życie niewinnych, bezimiennych ofiar, a może kosztować znacznie więcej._
_W 1943 roku, podczas pracy dla Działu Badań i Wdrożeń Biura Uzbrojenia Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, uczestniczyłem w projekcie o kryptonimie „Rainbow”. Oparte na zdefiniowanej przez mnie wcześniej jednolitej teorii pola doświadczenie miało dowieść istnienia i pozwolić na zbadanie właściwości jednobiegunowego pola magnetycznego. Teoretyczne rozważania w tej dziedzinie były bardzo obiecujące, a ich praktyczne zastosowania w czasach wojny budziły nadzieję na uratowanie wielu istnień ludzkich. Wraz z J.N. oraz N.T. byliśmy zafascynowani możliwością ochrony okrętów przed torpedami oraz minami elektromagnetycznymi, jednak późniejsze eksperymenty pokazywały, że tak naprawdę stoimy u progu przełomu w zakresie maskowania okrętów, a może i innych obiektów wojskowych. Wstępne obliczenia pokazywały, że zwiększając potencjał pola elektromagnetycznego, będziemy w stanie w końcu dokonać cudu w dziedzinie maskowania obiektów – sprawić, aby stały się one niewidzialne zarówno dla radarów, jak i dla oka ludzkiego._
_28 października 1943 roku przeprowadziliśmy kolejną próbę, która okazała się ostatnią, ale ciążącą na moim sumieniu do dziś. Obiektem eksperymentu był okręt USS „Elbridge” wraz z podstawową załogą. Po uruchomieniu cewek obiekt zgodnie z hipotezą zniknął, jednak pozostałe obserwowane przez nas efekty były zupełnie niezrozumiałe, przynajmniej wtedy. Relacji z pierwszej ręki na ten temat możesz wysłuchać od jednego z niewielu świadków, którzy przeżyli i cieszą się zdrowiem fizycznym oraz psychicznym, marynarza okrętu_ _SS „Andrew Furnseth”, C.A. Został on przeze mnie osobiście zobowiązany do zachowania w tajemnicy tego, czego był świadkiem, jednak po mojej śmierci obietnica ta przestaje go obowiązywać. Informacje na temat eksperymentu zostały całkowicie utajnione, kopia akt znajduje się jednak w skrytce bankowej w Szwajcarii, do której dostęp możesz uzyskać wspólnie z E.S. w przypadku mojej śmierci._
_We wspomnianej skrytce odnajdziesz również wyniki moich dalszych badań nad tym groźnym fenomenem, jakiego doświadczyliśmy podczas eksperymentu. Wiedz bowiem, że widząc skutki tego doświadczenia, uznałem, że nie mogę pozostawić tej kwestii niewyjaśnioną. Niestety wnioski, do których doszedłem, są przerażające._
_Pisząc w skrócie, eksperyment, który został przeprowadzony w stoczni marynarki wojennej w mieście Filadelfia w stanie Pensylwania, stanowił tak naprawdę pierwszą, nieświadomą próbę podróży do innego, równoległego świata. Próbę nieudaną przede wszystkim z uwagi na zastosowanie zdecydowanie zbyt niskiej mocy wytworzonego pola elektromagnetycznego. Moje późniejsze obliczenia wykazały, że istnieje pewien zakres mocy, który powinien zostać określony jako zakazany, jest on bowiem zbyt niski do otwarcia przejścia, a jednocześnie wystarczająco wysoki, aby dokonać manipulacji czasoprzestrzennej, poważnie zagrażającej continuum czasowemu._
_Wiem, że tego rodzaju wyniki stanowią przełom, w szczególności jeśli chodzi o działania, które podejmujemy wspólnie z naszymi uczonymi kolegami i koleżankami w ramach zawiązanej Koalicji. Moje analizy, z którymi, jak ufam, będziesz chciał się zapoznać, pokazują jednak, że stosowanie zbyt niskich, a jednocześnie wygenerowanych na granicy naszych ówczesnych, jak i obecnych możliwości pól elektromagnetycznych stanowi zagrożenie nie tylko dla istot objętych tym polem, ale wręcz dla całego świata. Wystarczy spojrzeć na anomalie występujące w Trójkącie Bermudzkim, których natura, zarówno według opisów świadków, jak i odczytów poziomu promieniowania, jest analogiczna do tego, co zaobserwowaliśmy na USS „Elbridge”._
_Biorąc pod uwagę powyższe, apeluję do Ciebie, jak i do całej naszej Koalicji o baczną kontrolę doświadczeń prowadzonych w tym kierunku oraz o powstrzymanie się od dalszych badań o tym charakterze do momentu, gdy uzyskamy możliwość wytworzenia takiego natężenia pola elektromagnetycznego, które nie będzie zagrażać istnieniu naszego świata._
_Liczę na Ciebie._
_A.E._
_Princeton, New Jersey, 10.01.1955_
Mężczyzna odłożył list na stolik i zamyślił się. O śmierci nadawcy dowiedział się już kilka dni temu, zresztą cały naukowy świat opłakiwał odejście najświatlejszego umysłu fizyki ówczesnych czasów. Adresat listu, jak jego autor wspomniał, nie zawsze się z nim zgadzał. Jednak choć na pierwszy rzut oka bronili sprzecznych teorii – Albert Einstein był bowiem zwolennikiem porządku i prawa obowiązującego cały znany, jak i dopiero czekający na poznanie wszechświat, podczas gdy Niels Bohr dopuszczał losowość natury mechaniki kwantowej – darzyli się ogromnym szacunkiem, a wspólne przeżycie spotkania z istotą z innego świata, jakie było ich udziałem na Kongresie Solvaya w 1927 roku, połączyło ich również przyjaźnią, o której wiedziało niewiele osób.
Podniósł słuchawkę i wykręcił numer centrali. Poprosił o połączenie z Dublinem. Chwilę to trwało, jednak w końcu po drugiej stronie odezwał się głos, który rozpoznał nawet bez konieczności przedstawiania się rozmówcy.
– Erwin Schrödinger, z kim rozmawiam?
– Erwin, drogi przyjacielu, tutaj Niels. Jak się domyślam, otrzymałeś list?
Na odpowiedź holenderski fizyk musiał chwilę poczekać. Jego austriacko-irlandzki kolega najwyraźniej nie czytał jeszcze korespondencji, toteż zapewne przerzucał właśnie papiery na swoim stoliku w przedpokoju domu znajdującego się w dzielnicy Clontarf East w stolicy Irlandii.
– Otrzymałem list od Alberta, nie otwierałem go jednak – odparł po chwili Schrödinger.
– Przeczytaj go w takim razie w spokoju. Ja zdążyłem już się zapoznać z jego treścią i wygląda na to, że czeka nas wyjazd do Zurychu. Czy jeszcze w tym tygodniu będzie to możliwe?
Rozmówca po drugiej stronie kanału La Manche znów milczał przez chwilę. Zaraz jednak odpowiedział.
– Czwartek?
– Doskonale, spotkajmy się zatem o drugiej po południu na dworcu Zurych Hauptbahnhof.
– Do zobaczenia.
Bohr odłożył słuchawkę. Wstał i poszedł do holu, gdzie polecił swojemu kamerdynerowi zamówienie mu biletów na pociąg. ■Rozdział 1
WTOREK, 26.10.2027, GODZ. 15:42 GMT (23:42 CZASU LOKALNEGO),
Chengdu, Syczuan, Chińska Republika Ludowa
Wielki cyfrowy zegar umieszczony pod sklepieniem centrum kontroli transferu wskazywał kilka minut i kilkadziesiąt sekund do zera. Ostatnie ponad trzy godziny profesor Yun Gon-Chin przesiedział głównie w przylegającym do pomieszczenia gabinecie. Próbował zająć się pracą, ale napięcie związane z odbywającym się doświadczeniem skutecznie utrudniało mu skupienie się na jakimkolwiek zadaniu. Po raz pierwszy od dawna spędził czas niemal zupełnie bezproduktywnie.
Z pułkownikiem Han Yungiem, swoją asystentką Yao Xianmei oraz dwoma tuzinami techników i naukowców obserwował teraz zmieniające się cyfry na cyferblacie, od czasu do czasu rzucając wzrokiem przez panoramiczne okno, za którym widać było wielką jaskinię z oświetlonym licznymi reflektorami otworem w kształcie odwróconego ostrosłupa, znajdującym się w jej centrum. Część uczestników tego mającego się za chwilę odbyć spektaklu w powadze i skupieniu wpatrywała się w holograficzne ekrany.
Yun doskonale wiedział, że była to raczej poza, mająca za zadanie z jednej strony pokazać ich oddanie sprawie, a z drugiej zamaskować niepewność i stres. Centrum kontroli działało automatycznie, a wydarzenia, których mieli być świadkami już za niespełna kilka minut, były całkowicie zależne od poprawnego funkcjonowania systemów na statku ekspedycyjnym wysłanym w nieznane około trzech godzin i piętnastu minut temu. Dopóki nie nastąpi transfer powrotny, wszyscy znajdujący się w kompleksie byli biernymi obserwatorami. Nie posiadali żadnych możliwości monitorowania procesu ani kontaktu z wypełnionym naukowcami, technikami oraz ochroną czarnym pojazdem w kształcie dwóch ostrosłupów prawidłowych czworokątnych1), połączonych ze sobą podstawami.
------------------------------------------------------------------------
1) Ostrosłup posiadający w podstawie czworokąt foremny (czyli kwadrat), którego wszystkie ściany boczne są identyczne.
– Jakie są szanse, że gdy odliczanie się skończy, nic się nie wydarzy? – zapytał cicho pułkownik Han.
Naukowiec spojrzał na niego z ukosa.
– Dotychczas sondy wracały bez problemu. Jeśli załoga statku ekspedycyjnego nie zmieniła koordynat, a transfer powrotny został przez nią zainicjowany zgodnie z instrukcjami, powinni się pojawić zgodnie z planem.
Yun doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że odpowiedział wymijająco. Nie mógł przecież przyznać, że nie ma pojęcia. Wcześniejsze eksperymenty co prawda kończyły się sukcesem – dwukrotnie pełnym, kiedy wysłane na pokładzie sond szympansy wróciły jedynie nieco wychudzone, albo tylko połowicznym, gdy cztery inne niespodziewanie zmarły podczas transferu wychodzącego, jeśli wierzyć zamontowanym w urządzeniu kamerom. Teraz wysłali ponad dwustu trzydziestu ludzi. A ich los albo będzie znany za niecałą minutę, albo pozostanie tajemnicą zabraną przez podróżników do grobu lub gdziekolwiek trafią.
Żołnierz nie dał się jednak tak łatwo zbyć. Pracował z naukowcami już długo i pomimo braku wykształcenia uprawniającego go do tytułu wyższego niż licencjat skierowany został do tego projektu nieprzypadkowo. Yun również zdawał sobie z tego sprawę, toteż na widok zirytowanej miny oficera pośpieszył z dalszymi wyjaśnieniami.
– Nasze badania opierają się, jak pan wie, na wynikach eksperymentów prowadzonych przez profesora Korsewicza, polskiego noblisty z dziedziny fizyki. Jego doświadczenia polegały na wysyłaniu sond przy wykorzystaniu odwrotnych do stosowanych przez nas potencjałów elektromagnetycznych, wskutek których sondy te mogły pokonywać bardzo duże dystanse w bardzo krótkim czasie. Pomimo obiecujących wyników jego doświadczeń precyzyjne wyliczenie miejsc lądowania tych urządzeń nadal stanowi problem. Niewielki, co prawda, biorąc pod uwagę skalę odległości, jednak liczony w dziesiątkach, a czasem nawet setkach kilometrów.
Naukowiec zamilkł na chwilę, po czym podjął:
– Naszym celem nie była podróż na jakimkolwiek dystansie, a wykorzystanie dyletacji czasowej2), pojawiającej się podczas takiego transferu, w celu „wydłużenia” czasu biegnącego na pokładzie statku względem lokalnego, ziemskiego czasu. Niestety, nie oznacza to, że możemy ignorować problem poprawnego wyznaczenia punktu powrotu.
------------------------------------------------------------------------
2) Zjawisko różnic w pomiarze czasu dokonywanym równolegle w dwóch różnych układach odniesienia, z których jeden przemieszcza się względem drugiego.
– Co pan ma na myśli? – przerwał mu pułkownik. – Przecież jak pan powiedział, nie przenosimy się w przestrzeni. Nasz statek ma wylądować dokładnie w tym samym miejscu, z którego wystartował, czyli koordynaty powrotu pozostają niezmienione.
– Tylko względem naszej planety – odparł Yun. – Ziemia nie jest jednak bezwzględnym układem odniesienia dla naszego wszechświata. Porusza się ruchem obrotowym wokół własnej osi, ruchem obiegowym wokół Słońca, natomiast cały Układ Słoneczny wykonuje ruch obiegowy względem centrum galaktyki. Wreszcie sama galaktyka jest w ciągłym ruchu względem jakiegoś centrum naszego wszechświata. To powoduje, że miejsce, w którym znajdujemy się obecnie, jest oddalone od miejsca, w którym byliśmy trzy godziny temu, o setki tysięcy kilometrów.
Chiński naukowiec spojrzał na żołnierza. Zastanawiał się, czy pułkownik nadąża za wykładem. Zainteresowanie rysujące się w ciemnych oczach patrzących nad niego spod siwiejących brwi skłoniło go do kontynuowania wątku.
– Nasze wcześniejsze doświadczenia, jeśli chodzi o wyliczanie punktu powrotu, dawały o wiele lepsze rezultaty niż eksperymenty profesora Korsewicza. Wynikało to po części z udzielonego nam przez Partię wsparcia w postaci zdecydowanie potężniejszego sprzętu komputerowego, pozwalającego na bardziej precyzyjne wyliczenia, a po części z faktu, że nie musieliśmy w nich uwzględniać zakładanego przesunięcia w przestrzeni docelowej. Należy jednak pamiętać, że choć ruch obrotowy i obiegowy naszej planety są zmierzone i wyliczone, ruch obiegowy Układu Słonecznego oparty jest na dużych przybliżeniach. Natomiast ruch galaktyki to kwestia wyliczeń bazujących całkowicie na obserwacji przesunięć względem innych widzianych przez nas, Ziemian, obiektów. Nie wiemy, czy szybkość lub kierunek ruchu, jakie zaobserwowaliśmy w przeszłości, nie ulegną zmianie na przykład pod wpływem sił grawitacyjnych obecnych we wszechświecie. Do tego dochodzi jeszcze kwestia przesunięć w przestrzeni, do której podróżujemy, choć zgodnie z naszymi obliczeniami siły tam działające na statek są minimalne.
Han powoli pokiwał głową. Otworzył usta, aby zadać kolejne pytanie, uwięzło mu ono jednak w gardle w momencie, gdy pomieszczenie wypełniło lekkie buczenie zamykającej się na szerokim oknie przesłony. Przeniósł wzrok na zegar, wskazujący minus dwadzieścia sekund. W pomieszczeniu z głośników wydobył się przyjemny kobiecy głos odliczający czas pozostały do pojawienia się statku.
– Siedem… sześć… pięć…
Wszyscy w pomieszczeniu wstrzymali oddech.
Czekała ich historyczna chwila – powrót pierwszych przedstawicieli rodzaju ludzkiego z innej przestrzeni.
– Trzy… dwa… jeden… zero…
Oczy techników, naukowców i żołnierzy przebywających w sali kontroli transferu wpatrywały się w przyciemniony obraz za oknem. Oczekiwali podobnego jak poprzednio błysku, nie wydarzyło się jednak absolutnie nic. Zegar zaczął odliczać sekundy do przodu.
– Transfer powrotny nie nastąpił – dopiero po dłuższej chwili odezwał się główny kontroler, obwieszczając to, co wszyscy już wiedzieli.
Yun zareagował po następnych kilkunastu sekundach, jakby to, co się wydarzyło, czy też właściwie nie wydarzyło, jeszcze nie w pełni dotarło do jego świadomości. Bez słowa odwrócił się i mijając pułkownika, nadal wpatrującego się w widok za oknem, ze zrezygnowaną miną poczłapał w stronę swojego gabinetu. Kilku techników odprowadziło go wzrokiem, nikt jednak nie odważył się odezwać. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że Yun zawiódł. A takie porażki nie były akceptowane przez Partię.
***
Profesor wszedł do gabinetu, starannie zamknął drzwi i opadł na stojący w rogu pomieszczenia fotel. Dwieście trzydzieści cztery osoby zniknęły bez wieści. Eksperyment się nie powiódł. Czeka go, w najlepszym wypadku, praca dydaktyczna na podrzędnym uniwersytecie. Najgorszych scenariuszy, jak i wynikających z nich konsekwencji próbował nie rozważać.
Nie wiedział, jak długo siedział bez ruchu, gdy nagle dobiegł do niego stłumiony przez drzwi, bardziej wyczuwalny niż słyszalny huk, a podłoga lekko zadrżała. Natychmiast wyrwało go to z marazmu. Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i zobaczył w nich rozentuzjazmowanego głównego kontrolera transferu.
– Są…!
Strzał adrenaliny, jakiego profesor doznał na dźwięk tego jednego słowa, poderwał go z fotela. Ruszył w stronę drzwi, aby po chwili patrzeć przez podnoszącą się w oknie przesłonę na wnętrze jaskini. Zegar zatrzymał się na dwóch minutach i dwudziestu dwóch sekundach odliczonych od planowego transferu powrotnego.
Na lewo od stożkowatego otworu leżał, opierając się na jednej ze ścian, czarny statek ekspedycyjny. Jego powierzchnia lekko parowała.
Profesor z tryumfem spojrzał na stojącego nadal w tym samym miejscu co poprzednio pułkownika Sił Strategicznych Chińskiej Republiki Ludowej3). Han z lekkim uśmiechem powoli pokiwał głową.
------------------------------------------------------------------------
3) Utworzone w 2015 roku siły wsparcia strategicznego Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, których obszarami działania są elektronika, cyberprzestrzeń oraz przestrzeń kosmiczna.
Dopiero po chwili do Yuna zaczęły dochodzić głosy, które przebijały się przez ogólny harmider w sali.
– Statek Ekspedycyjny Chińskiej Akademii Nauk4), tu Centrum Kontroli Transferu Mingyuan, czy nas słyszycie? – mówił do mikrofonu kierownik sekcji łączności.
------------------------------------------------------------------------
4) Największa chińska państwowa instytucja naukowa, główny chiński ośrodek badawczy w zakresie nauk ścisłych i techniki.
Z głośnika jednak płynęły tylko trzaski zakłóceń.
– Profesorze Yun, brak kontaktu radiowego – zameldował technik.
– Otworzyć zdalnie ścianę i wysłać ekipę zwiadowczą – wydał polecenie naukowiec.
Technik rzucił kilka słów do interkomu.
Jedna ze ścian obiektu drgnęła, aby pochylić się i z głuchym hukiem opaść na skalną powierzchnię. W odsłoniętej strukturze, wypełnionej stalowymi przejściami i kontenerowymi pomieszczeniami, błyskały pomarańczowe światła ostrzegawcze. Były one jedynymi oznakami aktywności we wnętrzu statku.
Po chwili obok ściany, wyglądającej teraz jak trójkątna rampa, pojawiło się kilka postaci ubranych w białe kombinezony. Poruszały się powoli, dźwigając na plecach aparaty tlenowe, połączone z hełmami prążkowanymi rurami. Ostrożnie weszły na rampę i skierowały się w stronę najbliższych stalowych schodów wewnątrz obiektu.
– Weszliśmy do środka. Skanery nie wykazują anomalii atmosferycznych ani nieznanych śladów biologicznych – w głośniku rozległ się nieco stłumiony głos dowódcy grupy zwiadowczej. – Jesteśmy w śluzie numer cztery. Brak oznak życia. Idziemy w stronę mostka.
Atmosfera w pomieszczeniu kontrolnym nieco zgęstniała. Szum rozmów ucichł, wszyscy wsłuchiwali się w raporty grupy zwiadowczej z trudem poruszającej się po pochylonych korytarzach leżącego na boku statku.
– Dotarliśmy do centrum dowodzenia. Wszystkie systemy wyglądają na sprawne. Monitory diagnostyczne wykazują niewielkie uszkodzenia strukturalne, prawdopodobnie powstałe wskutek upadku.
Yun spojrzał pytająco na głównego kontrolera.
– Statek pojawił się jakieś pięć metrów nad podłożem, nieco przesunięty również względem planowanej pozycji transferu powrotnego – wyjaśnił szybko technik.
Profesor zrozumiał, że to musiało być źródłem huku, jaki usłyszał w swoim gabinecie. Wyliczenia powrotu, zarówno w zakresie lokalizacji, jak i czasu, musiały być niedokładne. Jak chwilę później zaraportował dowódca zwiadu, czas misji zatrzymał się na trzydziestu dniach, pięciu godzinach i dwudziestu dwóch minutach – tyle dokładnie statek przebywał poza Ziemią.
Profesor odnotował w pamięci, że będzie musiał sprawdzić źródło błędu. Teraz jednak nie to było najważniejsze, zwłaszcza że fakt pojawienia się obiektu w jaskini, a nie na przykład w jej wykonanych z litej skały ścianach lub w ogóle poza planetą, w przestrzeni kosmicznej, wskazywał na bardzo niewielką nieścisłość obliczeń.
– Nadal nie obserwujemy żadnych śladów życia. Przemieszczamy się w kierunku laboratorium głównego… – relacjonował dowódca grupy zwiadowczej.
Zarówno jednak laboratorium główne, jak i eksplorowane później pomieszczenia mieszkalne czy socjalne wyglądały podobnie – statek był sprawny, ale całkowicie pusty.
Dopiero w laboratorium biologicznym zwiadowcy natrafili na klatki z wystraszonymi szczurami. Było to zaskakujące. Yun przypuszczał, że wszystkie organizmy żywe zginęły, podobnie jak w poprzednich nieudanych eksperymentach.
Jeśli wydarzyłoby się to podczas transferu wychodzącego, statek wróciłby zgodnie z wytycznymi automatycznego programu w komputerze pokładowym, a ślady biologiczne w ciągu miesiąca uległyby degeneracji, która, jak pokazywały poprzednie doświadczenia, przebiegała nienaturalnie szybko. Jeśli śmierć nastąpiłaby podczas transferu powrotnego, powinni zastać dość makabryczny widok pozbawionych życia ciał rozrzuconych na całym pokładzie.
Ten jednak był pusty, jeśli nie liczyć szczurów, których obecność zaprzeczała obydwu teoriom. Gdzie w takim razie podziali się ludzie? Dwieście trzydzieścioro czworo mężczyzn i kobiet, naukowców, techników i żołnierzy?
***
Rekonesans zakończył się dwie godziny później. Nie stwierdzono śladów skażenia chemicznego ani biologicznego i Yun, po konsultacji z kilkoma innymi naukowcami, podjął decyzję o niestosowaniu kombinezonów podczas dalszych badań statku. Na pokład weszli informatycy, mający na celu analizę zapisów z komputera pokładowego.
Po następnych trzech godzinach z pojazdu ostrożnie wyniesiono dwa nietypowe urządzenia: mniej więcej półtorametrowe rury o przekroju wielokąta, zamknięte z obydwu stron. W dwóch trzecich ich długości zamontowany był wyprofilowany naramiennik, wyposażony w standardowe, wojskowe przyrządy celownicze, pozwalające na namierzanie zarówno w podczerwieni, noktowizji, jak i w świetle widzialnym. Do rur grubym kablem przyłączone były plecaki – jak się później okazało, kryjące w swoich wnętrzach wydajne akumulatory.
W komputerze w laboratorium, gdzie odkryto owe urządzenia, informatycy znaleźli dokumentację techniczną. Była to specyfikacja artefaktów wraz z instrukcją użytkowania, bez szczegółowych planów konstrukcyjnych czy dziennika badań. Urządzenia nazwane zostały „przenośnymi klatkami elektromagnetycznymi” i miały pozwalać na ograniczenie możliwości działania zamkniętych w nich przedstawicieli Świata Centralnego.
***
Yun z informatykami pracującymi nad analizą danych komputera z laboratorium, w którym znaleziono klatki, siedzieli w niewielkiej salce konferencyjnej, do której właśnie wkroczył pułkownik Han z dwoma innymi oficerami. Nie wyglądali na żołnierzy liniowych, raczej na politycznych lub logistykę.
– To jest doktor porucznik Yu Hintao i doktor porucznik Cheng Xing – przedstawił nowo przybyłych. – Proszę o przeszkolenie ich w zakresie obsługi klatek. Dostarczą je do miejsca docelowego i przeszkolą personel, który będzie z nich korzystał.
– Ale… – Yun spróbował przerwać, lecz zamilkł, widząc gromiące spojrzenie najwyższego stopniem żołnierza.
– Panie profesorze – zwrócił się do Yuna pułkownik. – W imieniu Partii oraz całego narodu gratuluję udanego eksperymentu. Bardzo żałuję, że urządzenia nie będą mogły być transportowane przez członków ekspedycji, jednak jak pan wie, muszą oni zostać poddani kwarantannie.
Yun szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w wojskowego. Nie rozumiał, co się dzieje. Przecież nikt nie wrócił…
– Pana natomiast mam przyjemność zaprosić do Pekinu, gdzie w Zhongnanhai5) zostanie pan udekorowany Orderem Sun Jat-sena6) za pański wkład w bezpieczeństwo narodowe. Śmigłowiec już czeka.
------------------------------------------------------------------------
5) Zespół budynków w Pekinie położony po zachodniej stronie Zakazanego Miasta, obecnie stanowiący rezydencję najwyższych władz państwowych ChRL.
------------------------------------------------------------------------
6) Ustanowione przez Czang Kaj-szeka w 1941 roku wysokie odznaczenie cywilne Republiki Chińskiej przyznawane za wkład w rozwój i bezpieczeństwo narodowe.
Profesor chciał coś powiedzieć, lecz towarzyszący pułkownikowi oficerowie sztywno usiedli przy podobnie zdezorientowanych co naukowiec informatykach. Han obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia, dając tym samym znak, że spotkanie zostało zakończone. ■Rozdział 2
CZWARTEK, 27.04.2028, GODZ. 16:30 GMT (16:30 CZASU LOKALNEGO),
wyspa Scalpay, północna Szkocja, Wielka Brytania
Huk fal rozbijających się o skały półwyspu Eilean Glas zagłuszył niemal całkowicie łomot wirników czarnego pasażerskiego śmigłowca Airbus Racer7), osiadającego na trawiastej murawie niedaleko latarni morskiej. Kiedyś obiekt ten stanowił muzeum, ale osiem lat temu latarnia oraz teren wokół niej zostały wykupione przez anonimowego nabywcę. Na miejscu natychmiast rozpoczęły się prace budowlane, których zakres owiany był tajemnicą, podobnie zresztą jak tożsamość inwestora, finansującego wszystko przy użyciu bitcoinów8) – waluty, która po latach prosperity, w momencie wejścia na rynek pierwszych komputerów kwantowych przeżyła dramatyczny krach, co nie tylko pozbawiło wielu jej fanów majątków, ale w kilku przypadkach doprowadziło do samobójstw. Jednak osoba, która zainwestowała w podupadające muzeum tylko po to, aby je następnie, przy niemałych protestach lokalnej społeczności, zamknąć dla ruchu turystycznego, zdawała się dysponować nieprzebranymi ilościami tej kryptowaluty.
------------------------------------------------------------------------
7) Szybki pasażerski śmigłowiec zaprezentowany przez Airbus Helicopters na paryskim Salonie Lotniczym w 2017, planowany do wprowadzenia jako funkcjonalny prototyp na przełomie lat 2020 i 2021.
------------------------------------------------------------------------
8) Wprowadzona w 2009 roku kryptowaluta, tworzona za pomocą „kopania” wymagającego wysokiej mocy obliczeniowej.
Nie wiadomo, czy przez wzgląd na tradycję, czy też wymagania prawne, po wyjechaniu buldożerów i innego ciężkiego sprzętu budowlanego latarnia i jej najbliższa okolica pozostały niemal nienaruszone. Jedynymi widocznymi zmianami był nowy, schludnie wkomponowany w teren płot, najeżony zakamuflowanym, nowoczesnym sprzętem inwigilacyjnym, oraz trawiaste lądowisko dla helikopterów. Wbudowane w skalne wzniesienie, na którym wznosiła się latarnia, potężne stalowe wrota sugerowały, że zdecydowana większość nowości znajdowała się pod ziemią.
Pozostawiono również stare kamienne domy, stojące tuż obok latarni. W drzwiach tego, który na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku zamieszkiwał pierwszy latarnik, Alexander Reid, stał wysoki, starszy mężczyzna. Ubrany był w gruby wełniany sweter i szkocki kilt9), obydwa zdecydowanie nie pierwszej świeżości. Uważny obserwator zauważyłby jednak charakterystyczny wzór tartanowej spódnicy, przynależny klanowi Gregor – jednemu z najstarszych w Szkocji, którego historia sięgała aż IX wieku.
------------------------------------------------------------------------
9) Narodowy strój szkocki – spódnica zrobiona z materiału o kraciastym wzorze. Tradycyjny męski ubiór.
Gdy łopaty głównego wirnika śmigłowca zaczęły zwalniać, mężczyzna z długą siwą brodą i posklejanymi w strąki włosami wolnym krokiem poczłapał w kierunku maszyny. Po chwili drzwi pojazdu się rozsunęły, a ze środka wysiadło dwóch mężczyzn w mundurach.
Ubrany w granatowy uniform RAF10) generał Charles Lockbee rozejrzał się po okolicy i natychmiast zlokalizował nadchodzącego gospodarza. Wskazał go dłonią drugiemu wojskowemu, niedawno awansowanemu na stopień generalski Gregory’emu Brownowi. Ten bez słowa skinął głową i obydwaj skierowali się ku nadchodzącemu Szkotowi.
------------------------------------------------------------------------
10) Royal Air Force (Królewskie Siły Powietrzne) – siły lotnicze Wielkiej Brytanii.
– Nazywam się Charles Lockbee, a to jest Gregory Brown… – przedstawił siebie i towarzysza starszy z generałów, gdy tylko zbliżyli się do mężczyzny.
Gospodarz jednak nie pozwolił mu dokończyć.
– Ile razy mam wam mówić, że nie jestem zainteresowany współpracą z wojskiem? – wypalił z silnym szkockim akcentem, łypiąc na przybyszy spod krzaczastych brwi. – Rozkręćcie z powrotem śmigiełko i wara mi stąd. To teren prywatny.
Mówiąc to, mężczyzna obrócił się na pięcie i już miał pomaszerować z powrotem do domu, gdy słowa, które powiedział Lockbee, go zatrzymały.
– Pracowaliśmy z doktorem Hemsbym…
Szkot wyprostował się i odwrócił w stronę gości. Jego twarz przybrała purpurowy kolor, oczy jeszcze bardziej się zwęziły. W szparach widać było szczery gniew.
– To możecie go posłać ode mnie do diabła. A teraz wynocha! – wycedził przez zęby.
– W pewnym sensie doktor Hemsby sam się już tam posłał – spokojnie, nie zważając na nastrój rozmówcy, odparł Lockbee. – Właśnie dlatego pana odwiedziliśmy. Potrzebujemy pańskiej pomocy w kontynuowaniu pracy, którą doktor Hemsby rozpoczął.
– Nie mam nic wspólnego z jego badaniami. Pracuję nad czymś zupełnie innym – odparł mężczyzna, ale jego twarz zdradzała rosnącą ciekawość.
Lockbee zauważył tę subtelną zmianę i postanowił kuć żelazo, póki gorące. Od samego początku zdawał sobie sprawę, że spotkanie nie będzie należało do prostych. Był nawet nieco zaskoczony, że tak szybko zyskał zainteresowanie samotnika.
– Ale miał pan, i to całkiem znaczący. Można by powiedzieć, że badania nad uniwersalnym tłumaczem to w dużym stopniu pańska zasługa. – Gdy wojskowy wypowiedział ostatnie słowa, natychmiast tego pożałował.
Skóra na twarzy pustelnika ponownie przybrała purpurową barwę. Lockbee zdał sobie sprawę, że rozmawia ze Szkotem, góralem, który nie zapomina wyrządzonych mu w przeszłości krzywd. Natura tego człowieka nie mogła zostać zmieniona ani przez odebrane przez niego wykształcenie, ani przez lata spędzone na stanowisku wykładowcy Oxfordu.
– Panie profesorze, proszę wybaczyć mojemu koledze ten lapsus – włączył się do rozmowy Brown, widząc zbliżającą się katastrofę. – Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że model prototypowy tego rozwiązania został przygotowany pod pańskim przewodnictwem. Właśnie dlatego uważamy, że jest pan jedyną osobą, która mogłaby nam pomóc.
Ogień na twarzy mężczyzny nieco przygasł. Lockbee odetchnął z ulgą, w duchu dziękując koledze za jego natychmiastową reakcję.
– Dlaczego miałbym wam pomagać? – wymamrotał uczony.
– Możemy zaproponować panu hojny grant badawczy, który po zakończeniu naszej współpracy będzie pan mógł wykorzystać według własnego uznania – ponownie przejął pałeczkę Lockbee.
Brown nie mógł zaoferować niczego materialnego. Był szefem operacji cybernetycznych MI611) i jako przedstawiciel wywiadu zagranicznego nie miał możliwości działania w Zjednoczonym Królestwie. Co innego Lockbee – on występował w imieniu kontrwywiadu, szerzej znanego jako MI512), i posiadał pełne uprawnienia do prowadzenia operacji na terenie kraju.
------------------------------------------------------------------------
11) Brytyjska służba specjalna, znana również jako SIS (ang. Secret Intelligence Service), powołana w celu prowadzenia wywiadu zagranicznego.
------------------------------------------------------------------------
12) Security Service lub MI5 – brytyjska Służba Bezpieczeństwa odpowiedzialna za ochronę kraju przed penetracją obcych służb wywiadowczych (kontrwywiad), walkę z terroryzmem, bezpieczeństwo wewnętrzne Wielkiej Brytanii oraz ochronę tajemnicy państwowej.
– Jak hojny? – Oczy starca tym razem wypełniły iskierki zainteresowania.
Dotychczas prowadzone przez niego badania finansowane były przez tajemniczego inwestora, właściciela miejsca, w którym się aktualnie znajdowali. Nieco ponad pół roku temu kontakt niespodziewanie się urwał. Profesor nadal, co prawda, miał dostęp do kont, które pozwalały na pokrywanie bieżących kosztów, zasoby tam zgromadzone jednak topniały, a obecnie dno prześwitywało już bardzo wyraźnie. Po zwolnieniu większości personelu, dalej tnąc wydatki, mógłby przetrwać jeszcze pół roku, może rok. Oferta była więc interesująca i zdecydowanie warta rozważenia, niezależnie od emocji, które nim targały.
– Będzie pan mógł finansować swoje badania przez najbliższe trzy lata – odparł szybko generał MI5.
Widać było, że wojskowego nie zaskoczyło to pytanie, jak również odpowiedź, która padła z ust Szkota:
– Pięć lat… i poziom finansowania o dwadzieścia procent wyższy niż obecny.
Lockbee uśmiechnął się w duchu. Spodziewał się żądania podwyższenia budżetu o trzydzieści lub nawet czterdzieści procent.
– Zgoda – odparł z poważną miną. – Czy będzie pan tak uprzejmy i dołączy do nas w drodze powrotnej do Londynu?
Naukowiec zawahał się przez chwilę. Ten żołnierz zbyt szybko się zgodził. Czuł, że mógł ugrać więcej. Jednak jako rodowity Szkot był oszczędny, ale nie pazerny.
– Spakuję się i możemy lecieć – odparł i nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i poczłapał w kierunku swojego domu.
Brown spojrzał na Lockbee’ego. Upewniwszy się, że naukowiec nie może go usłyszeć, postanowił wyciągnąć więcej informacji od swojego towarzysza z MI5. Na lotnisko Stornoway przybyli osobnymi samolotami, a w lecącym śmigłowcu trudno było rozmawiać, również z uwagi na pilotów, którzy niekoniecznie powinni słyszeć rozmowę dwóch wysokiej rangi oficerów wywiadu.
– Dlaczego on tak ostro zareagował na Hemsby’ego? Nie pracowali razem?
– Profesor Iain MacGregor, którego miałeś okazję poznać, był mentorem Paula. Zauważył jego talent i zachęcił do zajęcia się dziedziną, w której sam był światowej sławy autorytetem, Sztuczną Inteligencją – rozpoczął wyjaśnienia Lockbee. – Młody student po przeczytaniu o eksperymencie przeprowadzonym przez Facebooka w dwa tysiące siedemnastym roku13) wpadł na pomysł, aby wykorzystać zastosowane tam algorytmy do tłumaczenia języków, dla których nie ma danych referencyjnych. Jeśli bowiem komputer jest w stanie stworzyć język sam, to możliwe, że będzie mógł również rozszyfrować wymyślony przez kogoś innego. Podzielił się pomysłem z MacGregorem, który przyjął ideę entuzjastycznie i bardzo zaangażował się w badania. Zbudował zespół, w którym Hemsby pełnił rolę lidera. I tak sielanka by trwała, gdyby nie starcie dwóch samców alfa… Hemsby uważał, że osiągnięte wyniki to głównie jego zasługa jako pomysłodawcy, MacGregor natomiast stał na stanowisku, że to praca zespołu miała największy wpływ na przełom. Konflikt dość nieelegancko rozwiązał Hemsby, wystawiając do wiatru swojego mentora i przedstawiając badania jako własne, dzięki czemu otrzymał prestiżową Nagrodę Turinga14) i stał się cenniejszy dla uczelni w kontekście zarówno wizerunkowym, jak i finansowym… I tak oto nasz nieco siermiężny w obyciu Szkot zakończył karierę na Oxfordzie.
------------------------------------------------------------------------
13) Eksperyment opierał się na współdziałających ze sobą Sztucznych Inteligencjach, które w ramach treningu wytworzyły sztuczny język do porozumiewania się pomiędzy sobą, niemożliwy do rozszyfrowania przez ludzi.
------------------------------------------------------------------------
14) Nagroda przyznawana corocznie od 1966 roku za wybitne osiągnięcia w dziedzinie informatyki przez Association of Computing Machinery. Czasami określana jest mianem „informatycznej Nagrody Nobla”.
Brown zmarszczył czoło. Zaczął rozumieć, dlaczego tak łatwo było zwerbować do pomocy młodego informatyka. Im bardziej elastyczny kręgosłup moralny, tym plastyczniejszy umysł, który dzięki zastosowaniu odpowiednich metod można było ukształtować zgodnie z własnymi potrzebami. A sposobów na to zarówno kontrwywiad, jak i wywiad miały naprawdę wiele.
– A skąd wiedziałeś, że MacGregor połasi się na kasę? – spytał po krótkiej pauzie szef operacji cybernetycznych MI6.
– Wiem, że konta, z których MacGregor czerpie środki na swoje badania, są prawie puste. Zaczęliśmy obserwować tę inwestycję lata temu, na długo przed naszym spotkaniem z Kontrolerem czy rozpoczęciem prac nad sześcianem. Gość, który w dwa tysiące dwudziestym drugim roku nagle pojawia się znikąd i sypie kasą w kryptowalucie jak z rękawa, przy czym nikt nigdy go nie widział, jak się domyślasz, nie umknął naszej uwadze.
– I co ustaliliście?
– No właśnie problem w tym, że nic… Maskuje się wręcz idealnie. Czy raczej maskował, bo operacje na kontach ustały niecałe siedem miesięcy temu. Od tego czasu MacGregor już tylko korzysta z kasy, która kiedyś musi się skończyć. Na nasze szczęście ten moment zbliża się wielkimi krokami, a profesorek, pomimo zacięcia naukowego, również doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Brown znów się zamyślił. Historia, jakich wiele w świecie wywiadu – ktoś potrzebuje pieniędzy, a tych akurat służbom nie brakuje, można więc pomóc w zamian za przysługę.
– A dlaczego w ogóle go potrzebujemy? Hemsby nie może pociągnąć deszyfracji dalej?
– Hemsby… – Tym razem zamyślił się na chwilę Lockbee. – Pamiętasz projekt „Patriota”?
Brown przypomniał sobie program, w którym młody informatyk mimowolnie uczestniczył. I dzięki któremu udało im się skłonić tego laureata Nagrody Turinga do współpracy, niezależnie od jego własnej woli. Pamiętał również o możliwych negatywnych skutkach uczestnictwa w tym programie. Przeczuwał, co powie mu generał MI5.
Pokiwał wolno głową, uważnie przypatrując się Lockbee’emu.
– No więc próbowaliśmy wyprowadzić Hemsby’ego z transu. Niestety nie udało się, zapadł w śpiączkę. Od pół roku staramy się go wybudzić, jednak z marnym skutkiem. Lekarze nie są dobrej myśli.
Brown w duchu podziękował Lockbee’emu za to, że nie dorzucił czegoś w stylu „nie da się zrobić omletu bez zbicia kilku jaj”. Obydwaj doskonale wiedzieli, że w ich pracy bez ofiar się obejdzie. I niezależnie od tego, czy im się to podobało, czy nie, musieli się z tym pogodzić. Albo zmienić zawód…
***
Odór alkoholu bijący od niegdysiejszego autorytetu w dziedzinie Sztucznej Inteligencji dał się im we znaki dopiero w śmigłowcu. Nawet klimatyzacja, ustawiona na wyższe niż wcześniej obroty, nie zdołała go wyeliminować, może jedynie lekko zmniejszyć, zabezpieczając tym samym wnętrze pojazdu przed skutkami torsji współpasażerów. Sam winowajca niespecjalnie przejmował się wywieranym wrażeniem – natychmiast po starcie pozbył się nadmiaru zalegających w jelitach gazów, a następnie zapadł w płytki sen, pochrapując co chwilę.
Lockbee i Brown nie odezwali się do siebie ani słowem przez cały lot, choć obydwaj zastanawiali się, jak ktoś taki jak MacGregor mógł stoczyć się aż tak bardzo. I czy w tym stanie rzeczywiście wart będzie tych kilku milionów funtów, które zainwestowali w jego pomoc. Choć z drugiej strony, ktoś inny już zapłacił za jego pomoc dużo więcej. Tajemniczy inwestor nie wyrzucił go na bruk po pierwszym tygodniu, miesiącu czy nawet roku, tylko finansował przez ostatnie osiem lat. Istnieje więc szansa, że pod tą odrzucającą powłoką kryje się nadal światły umysł i zdolności, które pozwolą na odczytanie i zrozumienie całości informacji przechowywanych przez czarne sześciany pochodzące od obcej cywilizacji. ■