Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej historii ziem polskich - ebook
Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej historii ziem polskich - ebook
Brakujący rozdział naszej historii
Najdawniejsze dzieje ziem polskich wciąż rozbudzają dyskusje wśród historyków i archeologów. Niemcy mają starożytnych Germanów i Arminiusza, który pokonał Rzymian w Lesie Teutoburskim. Francuzi, szukając swoich korzeni, wskazują na dzielnych Galów. Historia Anglii zaczyna się nie od bitwy pod Hastings, ale od podań o Brytach i królowej Boudice.
Jak daleko w przeszłość możemy sięgnąć, by odtworzyć dzieje ziem, na których dzisiaj żyjemy?
Jakie plemiona zamieszkiwały dziki obszar między Odrą a Bugiem, zanim na tych terenach pojawiło się chrześcijaństwo?
Skąd Rzymianie czerpali informacje o terenach leżących na południowy wschód od limesów imperium?
Z kim prowadzili wojny i zawierali przymierza Lugiowie?
Czy Krak był tylko bohaterem stworzonym przez wyobraźnię mistrza Wincentego i ile ukrytej prawdy jest w legendzie o wawelskim smoku?
Wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi. Mimo to Michael Morys-Twarowski podejmuje się trudu ułożenia niezwykłej mozaiki. Sięga do rzymskich źródeł i ustaleń archeologów, by dopisać brakujący rozdział polskiej historii.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8924-6 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest hańbą, że ten dumny naród zwany Polakami posiada, jak to się wyraża Paweł Jasienica w swej Myśli o dawnej Polsce – „historię bez pierwszego rozdziału”, ponieważ nikomu tego „pierwszego rozdziału” nie chce się napisać¹.
Słowa są wciąż aktualne, bo akademickim badaczom nadal się nie chce – a nawet jeżeli mają chęci, zatracają się w produkcji tekstów, by uzyskać doktorat, habilitację, profesurę, przynieść uczelni punkty za publikacje czy rozliczyć grant.
Nie szukając daleko: przed kilku laty w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki lekką ręką przyznano ponad milion złotych na pięciotomową The Past Societies, traktującą o ziemiach polskich od pojawienia się człowieka do roku 1000. Książkę wydano w 2018 roku w nakładzie stu egzemplarzy, z czego do sprzedaży trafiło ledwie sześćdziesiąt, a wersja elektroniczna jest dostępna tylko na urządzenia Apple’a. A że nikt tego nie przeczyta? Tym mogą przejmować się tylko naiwni (żeby oddać sprawiedliwość: niektórzy autorzy udostępnili on-line napisane przez siebie rozdziały). Oczywiście, jest rozdzieranie szat, że na humanistykę przeznacza się za mało pieniędzy².
Pomijając rzeczone wydawnictwo, o ziemiach polskich w czasach „przedmieszkowych” powstało kilka tysięcy publikacji naukowych. Zwykle dotyczą kwestii szczegółowych. Są potrzebne, to niezbędny materiał do zbudowania większej opowieści. Jednak akademiccy badacze – by użyć niewyszukanego porównania – skupiają się na wypalaniu cegieł, nieraz kiepskiej jakości, ale nie ma komu zbudować domu. A potem lamentują, że na temat historii Polski przed 966 rokiem sprzedają się książki, w których brakuje już tylko smoków i kosmitów.
Z „pierwszym rozdziałem” problem jest taki, że im bardziej w przeszłość, tym bardziej historia daje się wyprzedzić archeologii, językoznawstwu i genetyce. Na początku idzie z przodu, później jednak słabnie, wlecze się z tyłu, by wreszcie oświadczyć:
– Nie dam rady. Idźcie beze mnie.
Pytanie, jak daleko Klio, muza historii, może się doczołgać? Okazuje się, że o tysiąc lat. Patrząc tylko przez pryzmat chronologii, brakuje nam nie tyle „pierwszego rozdziału”, ile „pierwszej połowy”. Źródeł jest niewiele, głównie są to ochłapy ze stołu Rzymian, Bizantyńczyków czy Franków. Na domiar złego zdarza się, że po krytycznej analizie – by posłużyć się słowami znanego mediewisty Gerarda Labudy – z okruchów historii pozostaje w ręku tylko pył³.
W takich warunkach stworzenie z tego spójnej opowieści stanowi spore wyzwanie. A przecież, jak twierdził Aleksander Dumas, „do godności historyka, tego króla przeszłości, przywiązane są przeróżne przywileje. Najwspanialszym z nich jest ten, że, przebiegając swoje państwo, potrzebuje dotknąć tylko piórem ruin i trupów, aby odbudować pałace i wskrzesić ludzi”. Tymczasem okazuje się, że pałaców nie ma, a po imieniu zawołać można trzydzieści siedem osób, które na przestrzeni tysiąca lat stąpały po terenach dzisiejszej Polski. Jednak nie jest to powód, by rezygnować z „pierwszego rozdziału”.
Wojownicy ze Śląska i Wielkopolski kontra Cezar
Kiedy Cezar podbijał Galię, zza Renu na czele silnej armii przybył germański wódz Ariowist. Początkowo pozostawał w sojuszu z Rzymianami, a ci tytułowali go „królem i przyjacielem” (rex et amicus). Później ich drogi się rozeszły, bo Ariowist chciał zatrzymać dla siebie północną Galię.
Pod komendą germańskiego wodza najprawdopodobniej walczyli też wojownicy z terenów dzisiejszej Polski. „W okresie opisywanych wojen obserwujemy gwałtowne załamanie się osadnictwa na terenie Śląska i w po-łudniowo-zachodniej Wielkopolsce” – zauważa archeolog Andrzej Kokowski, wiążąc je z akcesem mieszkańców tych ziem do wojsk Ariowista.
Jednak na zachodzie zamiast łupów i sławy znaleźli śmierć. W 58 roku przed Chrystusem u podnóża Wogezów armia Cezara rozbiła ludzi Ariowista. Większość z nich wyrżnęła, a tylko nielicznym udało się przeprawić na wschodnią stronę Renu. Sześć lat później Rzymianie podbili już całą Galię. No, może z wyjątkiem pewnej małej wioski⁴.
¹ Cyt. za: Maciej Gaździcki, Powieściowy mediewalizm Józefa Ignacego Kraszewskiego w kontekście wybranych przykładów z krytyki literackiej, beletrystyki historycznej i kinematografii, „Littera/Historica” 7, 2018, s. 20. Nienackiemu chodzi o frazę Jasienicy: „Zdarzają się książki pozbawione ostatniego rozdziału. Trudno jednak wyobrazić sobie taką, której brakuje pierwszego”.
² Słusznie krytykuje niedostępność publikacji sfinansowanej za publiczne pieniądze Michał Pawleta (Towards a new synthesis of the prehistory of Polish lands. Some remarks on “The Past Societies. Polish lands from the first evidence of human presence to the early Middle Ages”, „Sprawozdania Archeologiczne” 70, 2018, s. 368–370). Książka doczekała się później kilku dodruków.
³ Gerard Labuda, Źródła, sagi i legendy do najdawniejszych dziejów Polski, Warszawa 1960, s. 9.
⁴ Cezar, Wojna galijska, I, 52 (= Gajusz Juliusz Cezar, Wojna galijska, tłum. Eugeniusz Konik, Wrocław–Warszawa 2004); Andrzej Kokowski, Starożytna Polska. Od trzeciego stulecia przed narodzeniem Chrystusa do schyłku starożytności, Warszawa 2005, s. 103–106.W filmie Desperado 2. Pewnego razu w Meksyku Johnny Depp gra agenta CIA, który jedzie do Meksyku zorganizować zamach stanu. Podobnie zaczyna się historia ziem polskich, z tą różnicą, że agent był rzymski i zorganizował zamach stanu w państwie rządzonym przez Wielkiego Kruka.
Działo się to w 770 roku od założenia Rzymu, czyli – według dzisiejszej rachuby – w 17 roku po Chrystusie.
Pozornie w Rzymie wszystko było idealne. 26 maja tłumy wyległy na ulice, by oglądać triumfalny pochód Germanika, adoptowanego syna cesarza Tyberiusza. Prowadzono jeńców z ludów Cherusków, Chattów, Angrywariów i innych germańskich plemion zamieszkujących tereny aż po rzekę Łabę. Wozy uginały się od łupów. Pokazywano obrazy z namalowanymi potyczkami. Wyjątkowa wrzawa rozległa się na widok samego wodza. Rzymski lud, często kapryśny, dziwnie upodobał sobie Germanika, a teraz oglądał swojego pupila w blasku chwały, jak jechał w rydwanie razem z pięciorgiem dzieci⁵.
Z daleka nie można było tego dostrzec, ale Germanik nie miał wyrazu twarzy triumfatora. Zabobonny jak wszyscy starożytni, uważał ślepe uwielbienie rzymskiego ludu za zły omen. Zazwyczaj ci tak kochani przez masy umierali młodo. Przede wszystkim miał świadomość, że triumf jest przedwczesny. Chciał zostać na froncie jeszcze rok, ale Tyberiusz nalegał. Cesarz twierdził, że nie musi już walczyć, że wystarczy germańskie plemiona na siebie napuścić. Najważniejszy argument padł jednak na końcu:
– Gdyby jeszcze trzeba było wojnę prowadzić, zostaw pole do sławy swojemu bratu Druzusowi⁶.
Druzus był rodzonym synem Tyberiusza. Pod wieloma względami stanowił przeciwieństwo Germanika: porywczy, rozwiązły, mało przezorny, miłośnik walk gladiatorów. Jak to piękne ujął rzymski historyk Tacyt, „nadmiernie cieszył się widokiem małowartościowej, co prawda, krwi”. Jednak jako dowódca potrafił być surowy i – nie da się tego określić inaczej – wziąć za mordy niesubordynowanych legionistów⁷.
Niedługo po triumfie przybranego brata dostał swoją szansę.
Mimo sukcesów Germanika imperium rzymskie nie było bezpieczne. Niewiele ponad dwieście tysięcy kroków dzieliło Italię od królestwa Marboda, którego imię w języku celtyckim znaczyło Wielki Kruk.
Marbod pochodził z plemienia Markomanów. W dzieciństwie trafił do Rzymu – trochę w charakterze zakładnika, trochę w charakterze inwestycji na przyszłość. W Wiecznym Mieście często wychowywano zagranicznych książąt, by wyrośli na lojalnych sojuszników. Przykładowo, w tym samym czasie w Rzymie kształcili się synowie króla Heroda Wielkiego⁸.
Tyle że Marbod był zdolniejszy i ambitniejszy od reszty. Inni uczyli się, jak służyć imperium, on chciał stworzyć swoje własne. Wróciwszy do Markomanów, przekonał swoich krajanów, by poszli za nim na wschód. Przemierzywszy około pięciuset kilometrów, dotarli do terenów zamieszkałych przez plemię Bojów, których przepędzili. Dziś geografowie nazywają te ziemie Kotliną Czeską⁹.
Nie był to marsz w stylu „chodźmy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja”. Ziemie Bojów od południa były osłonięte Lasem Hercyńskim, pasmem gór pokrytych lasami, najpewniejszą tarczą przeciwko Rzymianom. Kiedy Marbod osadził tam swój lud, zaczął brać inne pod panowanie. Czasami drogą układów, czasami drogą wojny. Pewnie stosował rzymskie metody, więc nie obyło się bez krzyżowania, obcinania rąk, sprzedawania jeńców w niewolę i brania zakładników. Władztwo Marboda rosło, wzbudzając coraz większy niepokój nad Tybrem. Rzymianie zareagowali jak na prawdziwe imperium przystało – w 6 roku po Chrystusie zorganizowali wyprawę wojenną. W operację zaangażowano dwanaście legionów. Inaczej mówiąc, sto dwadzieścia tysięcy żołnierzy, czyli połowę rzymskiej armii. Jednak Marbod nie musiał stawiać im czoła, bo w międzyczasie wybuchło powstanie w dwóch prowincjach imperium, gdzie finalnie skierowano legionistów¹⁰.
W 17 roku cesarz Tyberiusz mianował Druzusa prokonsulem z szerokimi uprawnieniami w prowincji Ilirii. Jej granicę na północy stanowiła rzeka Dunaj, za którą zaczynały się tereny rządzone przez Wielkiego Kruka. Organizowanie kolejnej wyprawy wiązałoby się z ogromnymi wydatkami, więc spróbowano zniszczyć wroga metodą niskobudżetową. Druzus w myśl rzymskiej zasady divide et impera, „dziel i rządź”, miał rozwalić imperium Marboda od środka. Wymagało to montowania sojuszy i siania niezgody w odległych krajach¹¹.
Druzus nigdy nie był przezorny, więc wyobrażam sobie, że jeszcze przed wyjazdem z Rzymu do Ilirii, wracając z nocnej pijatyki w towarzystwie którejś ze swoich kochanek, każe się zanieść w lektyce na Via Lata, przy której znajdował się portyk Wipsanii. Na marmurowych płytach wykuto tam czy wymalowano mapę świata z Rzymem w centrum.
Pijany Druzus świeci pochodnią i wskazuje na mapie, gdzie będzie musiał wysłać swoich ludzi, by wzniecić pożar, mający pochłonąć imperium Marboda. Na tym fragmencie nie ma nazw ludów, ale jest za to wyraźnie zaznaczona rzeka.
Vistla¹².
***
Trudno oczekiwać, by zachowała się szczegółowa relacja o akcji rzymskiego wywiadu inspirowanej przez Druzusa. Nie wiemy praktycznie nic. Ile osób brało udział w operacji? Kto udzielił im wsparcia? Czy były jakieś pościgi? Bijatyki? Cokolwiek? Klio, muza historii, rozkłada bezradnie ręce.
Można za to domyślać się, jaką drogę przebył rzymski agent. Jego ostatnim postojem w cesarstwie był pewnie obóz Lentia (dzisiejszy Linz). Przekroczywszy rzekę Dunaj, znalazł się już na terenach należących do Marboda. Stamtąd szlak wiódł do stolicy Wielkiego Kruka, którą Rzymianie zwali Marobudon¹³.
Marobudon zamieszkiwały różne nacje. W oczy rzucali się Markomanowie. Zaliczali się, jak wiele innych germańskich plemion, do Swebów, a wszyscy Swebowie zaczesywali włosy na bok i podwiązywali w węzeł (tak jak w niemieckim serialu Barbarzyńcy, wyprodukowanym przez Netfliksa). Dosłownie wszyscy, nawet starcy, którym brakowało materiału, próbowali splatać resztki siwych włosów na czubku głowy. Fryzura ta czasami pojawiała się wśród sąsiednich ludów, ale tylko jako przelotna młodzieżowa moda. Jeżeli jednak nosili ją wszyscy mężczyźni w zasięgu wzroku, to znaczyło, że jesteś wśród Swebów¹⁴.
Dzięki temu łatwo było rozpoznać obcokrajowców i niewolników. Wśród wolnych przybyszy z zagranicy prawdopodobnie najliczniejszą grupę stanowili Rzymianie. Część była tu przelotnie w celach handlowych, ale niektórzy kupcy i rzemieślnicy zostawali na stałe, by prowadzić kramy i warsztaty¹⁵.
Generalnie w Marobudon można było poczuć się trochę jak nad Tybrem, bo żołnierze Marboda byli uzbrojeni podobnie jak legioniści: we włócznie, tarcze i rzymskie miecze. Być może agent zobaczył samego władcę – silnego mężczyznę zbliżającego się do pięćdziesiątki, będącego zadziwiającym połączeniem dzikości i nieprzeciętnej inteligencji. Prawdopodobnie nawiązał też kontakt z kilkoma dostojnikami, wzbudzając lub podsycając ich niechęć do króla¹⁶.
Później musiał odnaleźć człowieka, który miał zasiąść na tronie w miejsce Marboda. Nazywał się Katualda. Przemawiały za nim pochodzenie, młodość i szczera nienawiść, jaką żywił wobec Wielkiego Kruka. Katualda jednak ukrywał się przed królem. Myślę, że agentowi zajęło trochę czasu pozyskanie informacji, gdzie dokładnie przebywał¹⁷.
A gdy się dowiedział, wyruszył może w najdłuższą podróż w życiu. Opuścił Marobudon, skierował się na północ, przekroczył nieprzerwane pasmo górskie i znalazł się na ziemiach, które Rzymianie znali tylko z opowieści¹⁸.
***
Rzymski wywiad miał pewne informacje na temat północnej części imperium Marboda. Agent Druzusa wyruszył tam pod koniec 17 albo na początku 18 roku. Dokładnie w tym samym czasie antyczny pisarz Strabon redagował siódmą księgę swojej monumentalnej Geografii, gdzie wyliczał tamtejsze ludy znajdujące się pod władzą Wielkiego Kruka. Opierał się na relacjach kupców lub zwiadowców¹⁹.
Inaczej mówiąc, agent Druzusa, zapytany o mieszkańców krain leżących za nieprzerwanym pasmem górskim na północ od Marobudon, wyliczyłby dokładnie te same, które zanotował Strabon. Byli to Lugiowie, wielkie plemię, oraz Zumowie, Butonowie, Mugilonowie i Sibinowie²⁰.
Są to – by powtórzyć za filologiem klasycznym Gościwitem Malinowskim – „najstarsze nazwy osobowe z ziem polskich, jakie doszły do naszych czasów”²¹.
***
Problemem pozostaje rozmieszczenie ich na mapie. Lugiowie zajmowali prawdopodobnie Dolny Śląsk, Wielkopolskę, północne Mazowsze i zachodnią Małopolskę – ale niekoniecznie cały ten obszar²².
Sibinowie siedzieli u ujścia Odry²³.
Zumowie i Mugilonowie to – jak mawiają badacze – hapax legomena, czyli nazwy pojawiające się w źródłach jeden jedyny raz. Można ich umieścić wszędzie, gdzie nie mieszkali pozostali, lecz dotychczas żadna próba nie była specjalnie udana²⁴.
Jeśli chodzi o Butonów, to gdyby rzymski agent zapytał o taki lud, usłyszałby w odpowiedzi:
– Panie, jacy Butonowie? Gutonowie!
I właśnie wśród Gutonów ukrył się Katualda²⁵.
***
Gutonowie, czyli Goci, mieszkali na północnych obrzeżach imperium Marboda, przypuszczalnie na Pomorzu²⁶.
Domyślam się, że agent Druzusa odnalazł Katualdę, wspomógł go rzymskim złotem i zapewnił o sojusznikach czekających tylko na sygnał, by obalić Wielkiego Kruka. Poruszył w ten sposób pierwszy element domina. A później już poszło. Katualda na czele silnego oddziału wyruszył z kraju Gotów na południe. Przekupił królewskich dostojników, wpadł do Marobudon i zdobył fortecę, gdzie Marbod przechowywał łupy zgromadzone w ciągu trzech dekad²⁷.
Król uciekł w porę, chociaż sam zapewne użyłby słowa „ewakuował się”. Przeprawił się przez Dunaj. Napisał do cesarza Tyberiusza dumny list, jak równy do równego. Cesarz nie skorzystał z okazji, by upokorzyć Wielkiego Kruka – wręcz przeciwnie. Często w polityce bywa tak, że liderzy wrogich obozów darzą się szacunkiem, niezależnie od swoich bulterierów, zagryzających się ku uciesze pospólstwa zwanego dziś wyborcami. Tyberiusz udzielił schronienia Marbodowi, w senacie opisał go jako jednego z najgroźniejszych przeciwników rzymskiego imperium, a później internował w Rawennie.
Cesarz od czasu do czasu straszył Swebów, że wypuści Wielkiego Kruka ze złotej klatki, ale ten wcale nie miał zamiaru jej opuszczać. Po trzech dekadach władania wieloma ziemiami i ludami polubił spokojne życie. W Italii spędził osiemnaście lat. Zmarł w 36 roku²⁸.
Był to pierwszy znany władca, którego państwo sięgało terenów dzisiejszej Polski.
Materialnym śladem po jego upadku może być zbiór ponad stu czterdziestu ośmiu srebrnych monet (denarów), odnalezionych w Połańcu, które – wedle hipotezy historyka i archeologa Jerzego Kolendy – zrabowano ze skarbca Marboda²⁹.
***
Pozbycie się Marboda stanowiło duży sukces Druzusa. Imperium rozciągające się od Dunaju do Bałtyku rozlatywało się, a rzymski wywiad dbał, by barbarzyńcy pozostali skłóceni. Rządy Katualdy nie trwały długo.
Możliwość zdobycia skarbów zgromadzonych przez Wielkiego Kruka skusiła Wibiliusza, wodza plemienia Hermundurów, mieszkającego u źródeł Łaby. Hermundurowie podobnie jak Markomanowie zaliczali się do Swebów (i zawiązywali włosy na bok), co nie przeszkodziło im najechać pobratymczy lud³⁰.
Katualda salwował się ucieczką do Rzymian, a ci osadzili go w słonecznym Forum Iulium, dzisiaj noszącym nazwę Fréjus (południowa Francja). Oglądając Lazurowe Wybrzeże, pewnie nieraz wspominał czas spędzony nad Bałtykiem, skąd wyruszył po władzę, którą cieszył się tak krótko³¹.
I Marbodowi, i Katualdzie towarzyszyło spore grono zwolenników. Rzymianie jednak obawiali się, że emigranci będą sprawiać problemy, dlatego deportowano ich za Dunaj. Zostali skierowani na ziemie między rzekami Marus i Kuzus, czyli mniej więcej na tereny dzisiejszej Słowacji. Ich władcą z rzymskiego nadania został Wanniusz ze swebskiego plemienia Kwadów³².
W ten sposób imperium Marboda przeszło do historii. Nad Tybrem doceniono sukces Druzusa. 28 kwietnia 772 roku od założenia Rzymu, inaczej mówiąc, w 20 roku po Chrystusie, odbył owację, czyli mały triumf (właściwy triumf przysługiwał w przypadku wojen oficjalnie wypowiedzianych). Oprócz tego wystawiono mu posąg obok świątyni Marsa Mściciela. Dziś posągu już nie ma, ze świątyni zostały ruiny, ale spacerując w Wiecznym Mieście po Forum Augusta, warto pamiętać, że w tym miejscu lud rzymski celebrował upadek króla, który władał polskimi ziemiami³³.
Rzymianie nad Bałtykiem
W 5 roku po Chrystusie na rozkaz cesarza Oktawiana Augusta rzymska flota ruszyła z ujścia Renu na wschód. Była to ekspedycja na tyle doniosła, że została wspomniana w oficjalnej autobiografii imperatora – będąc precyzyjnym, nie tyle wspomniana, ile wyryta na ścianie świątyni w Ankyrze (dzisiejsza Ankara). Trasę, jaką przybyli Rzymianie, zrekonstruował wybitny historyk Henryk Łowmiański. W kierunku Bałtyku płynęli wzdłuż szwedzkich wybrzeży, stamtąd skierowali się przypuszczalnie w stronę ujścia Wisły, a wracali na zachód wzdłuż wybrzeży duńskich. Tak więc wizja rzymskiej floty docierającej do północnej Polski to tylko hipoteza, ale dobrze uargumentowana i jakże pociągająca³⁴.
⁵ Triumf Germanika: Tacyt, Roczniki, II, 41. Popularność Germanika: Swetoniusz, Kaligula, III–IV.
⁶ Obawy Germanika w związku z uwielbieniem ludu: Tacyt, Roczniki, II, 41. Argument Tyberiusza: tamże, II, 27.
⁷ Cechy Druzusa: tamże, I, 29, 76; III, 8; IV, 3; Swetoniusz, Tyberiusz, LII.
⁸ Dwieście tysięcy kroków od Italii: Wellejusz Paterkulus, Historia rzymska, II, 109. Znaczenie imienia Marbod: Wojciech Sowa, Krak – „zabójca Smoka”?, Limen expectationis. Księga ku czci śp. ks. prof. dr. hab. Zdzisława Klisia, red. Jacek Urban, Andrzej Witko, Kraków 2012, s. 343. Marbod w Rzymie: Kokowski, Starożytna Polska, s. 107; Marek Olędzki, Maroboduus Romanorum una hostis et amicus, „In Gremium. Studia nad Historią, Kulturą i Polityką” 12, 2018, s. 39. Synowie Heroda Wielkiego: Jerzy Ciecieląg, Polityczne dziedzictwo Heroda Wielkiego. Palestyna w epoce rzymsko-herodiańskiej, Kraków 2002, s. 87.
⁹ Wellejusz Paterkulus, Historia rzymska, II, 108; Tacyt, Germania, XLII (tam informacja o przepędzeniu Bojów przez Markomanów); Kokowski, Starożytna Polska, s. 108 (tam dystans: „bez mała” pięćset kilometrów).
¹⁰ Wellejusz Paterkulus, Historia rzymska, II, 108–110; Kokowski, Starożytna Polska, s. 110–111 (tam uwaga o połowie armii imperium rzymskiego); Marek Olędzki, Inferiores barbari: Markomanowie i Kwadowie. Krótki zarys dziejów, Barbari Svperiores et Inferiores. Archeologia Barbarzyńców 2014. Procesy integracji środkowoeuropejskiego Barbaricum. Polska – Czechy – Słowacja = Barbari Svperiores et Inferiores. Archaeology of the Barbarians 2014. Integration proces of the Central European Barbaricum. Poland – Bohemia – Moravia – Slovakia, ed. Lubomira Tyszler, Eduard Droberjar, Łódź–Wieluń 2015, s. 75; Olędzki, Maroboduus, s. 40, 42.
¹¹ Druzus wysłany do Ilirii: Tacyt, Roczniki, II, 44. Iliria w I wieku była podzielona na Dalmację i Panonię (akurat w tym kontekście to kwestia bez znaczenia), w każdym razie północną granicę stanowił Dunaj: Danijel Dzino, The division of Illyricum in Tiberian era: long term significance, Tiberius in Illyricum. Contributions to the History of the Danubian Provinces under Tiberius’ Reign (14–37 AD), ed. Péter Kovács, Budapest–Debrecen 2017, s. 42.
¹² Samuel Ball Platner, A Topographical Dictionary of Ancient Rome, uzupełnił Thomas Ashby, London 1929, hasła: „Campus Agrippae”, „Porticus Vipsania”, „Via Lata” (książka dostępna on-line: https://penelope.uchicago.edu/Thayer/E/Gazetteer/Places/Europe/Italy/Lazio/Roma/Rome/_Texts/PLATOP*/home.html); J.J. Tierney, The Map of Agrippa, „Proceedings of the Royal Irish Academy: Archaeology, Culture, History, Literature” 63, 1962–1964, s. 151–166, zwł. 152 (tam opis wyglądu mapy); Henryk Łowmiański, Początki Polski, t. 1, War-szawa 1963, s. 149–152; Harry B. Evans, Water Distribution in Ancient Rome: The Evidence of Frontinus, Ann Arbor 1997, s. 60; Kokowski, Sta-rożytna Polska, s. 136 (autor używa określenia: „mapa zawisła”).
¹³ Znaczenie szlaku z Lentii na początku I wieku: Szymon Modzelewski, Noryckie zagłębie metalurgii żelaza, Warszawa 2015, rozprawa doktorska, https://depotuw.ceon.pl/bitstream/handle/item/1461/Szymon%20Modzelewski%20Noryckie%20zag%C5%82%C4%99bie%20metalurgii%20%C5%BCelaza.pdf?sequence=1 , s. 372. Stolica Marboda: Eduard Droberjar, Poznámky k dějinám a archeologii Marobudovy říše, „Archeologie ve středních Čechách” 12, 2008, s. 587.
¹⁴ Fryzura Swebów: Tacyt, Germania, XXXVIII.
¹⁵ Droberjar, Poznámky k dějinám a archeologii Marobudovy říše, s. 590 (prawdopodobnie kupcy obok rzemieślników); Modzelewski, Noryckie zagłębie metalurgii żelaza, s. 376 (przypuszcza się, że w centrum Marboda znajdowało się osiedle rzymskich kupców z magazynami i kramami).
¹⁶ Marbod „otoczył się strażą”: Wellejusz Paterkulus, Historia rzymska, II, 108. Uzbrojenie żołnierzy Marboda: Droberjar, Poznámky k dějinám a archeologii Marobudovy říše, s. 588. Wygląd i charakter Marboda: Wellejusz Paterkulus, Historia rzymska, II, 108. Data urodzenia Marboda (przypuszczalnie ok. 35 p.n.e.): Kokowski, Starożytna Polska, s. 107.
¹⁷ Tacyt, Roczniki, II, 62. Przypuszczam, że Katualda ukrywał się w miejscu nieznanym Marbodowi. Co do zasady, idę tropem, jaki wyznaczył Kokowski, Starożytna Polska, s. 133 („Wiedzieli , gdzie należy szukać mściwego Katualdę, aby zmobilizować go do wystąpienia przeciwko Marbodowi”).
¹⁸ „Nieprzerwane pasmo górskie”: Tacyt, Germania, XLIII.
¹⁹ Data redakcji księgi i źródła informacji Strabona: Gościwit Malinowski, Cztery plemiona „śląskie” Zoumoi, Boutones, Mougilones, Sibinoi w Geografii Strabona (VII 1,3), Tradycje kultury antycznej na Śląsku, red. Joanna Rostropowicz, Opole 1997, s. 26–27.
²⁰ Strabon, Geografia, VII, 1, 3; Jerzy Strzelczyk, Strabo, Słownik starożytności słowiańskich, t. 7, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1982, s. 427; Jerzy Strzelczyk, Wandalowie i ich afrykańskie państwo, Warszawa 1992, s. 24; Malinowski, Cztery plemiona „śląskie”, s. 25.
²¹ Malinowski, Cztery plemiona „śląskie”, s. 41.
²² Tam znajdowały się większe skupiska osad zaliczanych do (archeologicznej) kultury przeworskiej: Kokowski, Starożytna Polska, s. 153. Nie można stawiać bezwzględnego znaku równości między ziemiami Lugiów i terenami kultury przeworskiej, ale co do zasady taka zbieżność niewątpliwie zachodziła: Wojciech Nowakowski, Problem obecności Słowian w dorzeczach Odry i Wisły w okresie wpływów rzymskich i w okresie wędrówek ludów w świetle antycznych źródeł pisanych i znalezisk archeologicznych, „Гістарычна-Археалагічны Зборнік” 26, 2011, s. 197; Magdalena Olszta-Bloch, Helveconae = ‛Eλουαίωνες. Z badań nad interpretacją przekazów antycznych, „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Archeologia” 30, 2006, s. 21; Olędzki, Marobo-duus, s. 40.
²³ Olędzki, Maroboduus, s. 41.
²⁴ Malinowski, Cztery plemiona „śląskie”, s. 23–41 (autor błędnie zakłada, że państwo Marboda nie mogło sięgać do Bałtyku); Olędzki, Maroboduus, s. 41–42 (tam błędne założenie, że Lugiowie obejmowali całość archeologicznej kultury przeworskiej).
²⁵ Butonowie jako inna wersja określenia Gutonowie: Jerzy Strzelczyk, Goci – rzeczywistość i legenda, Warszawa 1984, s. 41 („Nazwę nieznanych nikomu poza Strabonem Butonów wielu uczonych zwykło poprawiać na Gutonów, czyli Gotów”); Jerzy Kolendo, Komentarz do tekstu Roczników Tacyta, P. Cornelius Tacitus, Germania / Publiusz Korneliusz Tacyt, Germania, tłum. Tomasz Płóciennik, wstęp i komentarz Jerzy Kolendo, Poznań 2008, s. 200–201; tenże, Ziemie u południowo-wschodnich wybrzeży Bałtyku w źródłach antycznych, „Pruthenia” 4, 2009, s. 19; Olędzki, Maroboduus, s. 41. Katualda wśród Gotów: Tacyt, Roczniki, II, 62.
²⁶ Kolendo, Komentarz do tekstu Roczników Tacyta, s. 201 („Naturalnie zależność Gotów od Maroboduusa musiała być dość luźna, chociażby ze względu na odległość między Kotliną Czeską, zajmowaną
przez Markomanów, a Pomorzem, gdzie lokalizuje się Gotów”); Strzelczyk, Goci, s. 30–46 (omówienie różnych hipotez); Olędzki, Maroboduus, s. 41 („w omawianym okresie zasiedlali dolne Powiśle, w tym też najprawdopodobniej obszar Ziemi Chełmińskiej”).
²⁷ Tacyt, Roczniki, II, 62.
²⁸ Tamże, II, 63. Co do daty zgonu, Katualda zdobył tron w 18 roku po Chrystusie, co jednoznacznie wynika z przekazu Tacyta (Roczniki, II, 62). Doliczając osiemnaście lat, wychodzi 36 rok jako data zgonu Marboda.
²⁹ Jerzy Kolendo, O skarbie monet rzymskich z Połańca, tegoż, Świat antyczny i barbarzyńcy. Teksty, zabytki, refleksja nad przeszłością, t. 2, Warszawa 1998, s. 124–125.
³⁰ Tacyt, Roczniki, II, 63; tenże, Germania, XLI (tam przynależność Hermundurów do Swebów); Olędzki, Inferiores barbari, s. 76.
³¹ Tacyt, Roczniki, II, 63.
³² Tamże, II, 63; Lynn F. Pitts, Rome and the German “Kings” on the Danube, Expanding Empires. Cultural Interaction and Exchange in World Societies from Ancient to Early Modern Times, eds. Wendy F. Kasinec, Michael A. Polushin, Wilmington, Del. 2002, s. 76; Olędzki, Inferiores barbari, s. 76.
³³ Tacyt, Roczniki, II, 64; III, 11; Kolendo, Komentarz do tekstu Roczników Tacyta, s. 202.
³⁴ Czyny boskiego Augusta, XXVI; Wellejusz Paterkulus, Historia rzymska, II, 106; Pliniusz, Historia naturalna, II, 67; Łowmiański, Początki Polski, t. 1, s. 140–142, 154, 157–158.Przez kolejne trzy dekady nikogo w Wiecznym Mieście nie interesowały ludy mieszkające na terenach dzisiejszej Polski. Granicą imperium pozostawał Dunaj, a za rzeką rządził król Wanniusz z ludu Kwadów, lojalny wobec Rzymu. Handel kwitł, łańcuch dostaw bursztynu i niewolników był zapewniony. Szlaki kupieckie uległy pewnym korektom z uwagi na to, że centrum królestwa Wanniusza znajdowało się na wschód od centrum dawnego królestwa Marboda³⁵.
Władztwo Wanniusza mogło zahaczyć o południe Polski. Wiadomo, że zawarł sojusz z Jazygami, ludem sarmackich koczowników, którzy zasiedlili obszar zwany później Wielką Niziną Węgierską. Kombinacja piechoty Kwadów i jazdy Jazygów stanowiła gwarancję militarnych sukcesów, a ich ofiarą padł celtycki lud Kotynów³⁶.
Kotynowie zamieszkiwali, używając współczesnych pojęć, północną Słowację, północno-wschodnie Morawy, a także tereny dzisiejszej Polski – Śląsk Cieszyński, Żywiecczyznę i Sądecczyznę oraz okolice Krakowa, prawy brzeg Wisły. Jak na Celtów przystało, znali się świetnie na obróbce żelaza. Mniej więcej między 30 a 40 rokiem po Chrystusie ich ziemie najechała armia Kwadów i Jazygów. Drewniane grody Kotynów spalono, a o dramacie zabitych, okaleczonych i zgwałconych nikt się nie dowie. Ci, którzy przeżyli, musieli odtąd płacić trybut Kwadom i Jazygom³⁷.
Wanniusz przeszedł drogę, chyba jak większość rządzących, od młodego gniewnego do starego sytego. Dzięki cłom i rabunkom zgromadził olbrzymie skarby, które kusiły wielu. Można powiedzieć, że rewolty u barbarzyńców odbywały się w cyklu trzydziestoletnim, bo – podobnie jak Marbod – Wanniusz panował trzy dekady.
W 803 roku od założenia Rzymu, czyli w 50 roku po Chrystusie, przeciwko Wanniuszowi wystąpili jego siostrzeńcy Wangion i Sydon oraz stary Wibiliusz, król swebskiego ludu Hermundurów, ten sam, który niegdyś pokonał Katualdę³⁸.
Przezorny władca Kwadów zwrócił się o pomoc do cesarza rzymskiego Klaudiusza. Otrzymał mniej więcej taką odpowiedź:
– Rzym nie będzie się wtrącał, ale w razie czego udzielimy ci schronienia.
Szpiedzy musieli donieść Klaudiuszowi, że nad królestwo Wanniusza nadciąga straszliwa burza, bo cesarz napisał do Sekstusa Palpelliusza Histra, legata Panonii, aby ustawił legion i wojska pomocnicze nad Dunajem. W razie czego mieli pomóc Wanniuszowi przeprawić się na drugi brzeg. Liczono, że demonstracja siły zatrzyma ludy z północy, które rozochocone sukcesami mogłyby wtargnąć w granice Cesarstwa Rzymskiego³⁹.
Obawy były słuszne, bo do stronników Wangiona i Sydona oraz Hermundurów dołączyło „niezliczone mnóstwo” Lugiów, czyli mieszkańców dzisiejszej Polski. Niebawem oblegli fort, w którym skrył się Wanniusz. Sojusznicy tego ostatniego, sarmaccy Jazygowie, wierni koczowniczej naturze, nie chcieli dać się zamknąć. Woleli snuć się po okolicznych polach, gdzie zaskoczyły ich połączone wojska Hermundurów i Lugiów⁴⁰.
Po klęsce Jazygów Wanniusz wiedział, że nie wytrzyma długo oblężenia. Wyprowadził swoich ludzi i spróbował sił w otwartej bitwie. Pokonany, ranny w pierś, musiał uchodzić nad Dunaj, gdzie czekała na niego rzymska flota. Bezpiecznie dotarł na drugi brzeg, kończąc w ten sposób trzydziestoletnie rządy⁴¹.
Niebawem dołączyli do niego wierni stronnicy, którym Rzymianie nadali ziemie w Panonii. Z kolei Wangion i Sydon podzielili się królestwem wuja. Chyba od razu wysłali poselstwo do Rzymian, tłumacząc, że wojna jest ich wewnętrzną sprawą i ani myślą przekraczać Dunaju. Podkreślali, że chcieliby współpracować z rzymskim imperium na dotychczasowych zasadach⁴².
Dla Rzymian – jak to w mądrze prowadzonej polityce międzynarodowej bywa – personalia były kwestią drugorzędną. Życzyli sobie mieć na północ od Dunaju lojalnych władców, a Wangion i Sydon spełniali ten warunek⁴³.
Z kolei Lugiowie nie zaryzykowali forsowania granic Cesarstwa Rzymskiego, gdzie czekali legioniści pod wodzą Sekstusa Palpelliusza Histra. Obłowieni łupami ze skarbca Wanniusza wrócili do swoich północnych siedzib.
***
Historia upadku Wanniusza doczekała się swojego miejsca w Quo vadis Henryka Sienkiewicza. W pierwszym rozdziale książki Marek Winicjusz opowiada ją swojemu wujowi Petroniuszowi.
Wanniusz wezwał na pomoc Jazygów, jego zaś mili siostrzeńcy Ligów, którzy, zasłyszawszy o bogactwach Wanniusza i zwabieni nadzieją łupów, przybyli w takiej liczbie, iż sam cezar Klaudiusz począł obawiać się o spokój granicy. Klaudiusz nie chciał mieszać się w wojny barbarzyńców, napisał jednak do Ateliusza Histera, który dowodził legią naddunajską, by zwracał pilne oko na przebieg wojny i nie pozwolił zamącić naszego pokoju. Hister zażądał wówczas od Ligów, by przyrzekli, iż nie przekroczą granicy, na co nie tylko zgodzili się, ale dali zakładników, między którymi znajdowała się żona i córka ich wodza… Wiadomo ci, że barbarzyńcy wyciągają na wojny z żonami i dziećmi… Otóż moja Ligia jest córką owego wodza.
Praktycznie wszystko się zgadza, nie licząc trzech szczegółów. Po pierwsze, Sekstus Palpelliusz Hister w powieści nazywa się Ateliusz Hister. W czasach Sienkiewicza badacze nie byli zgodni co do jego imienia (sprawę rozstrzygnęła dopiero odnaleziona później inskrypcja). Po drugie, Ligowie to wariant nazwy Lugiów (najstarsze zapisy po łacinie to Lugii i Lygii). Po trzecie, w powieści Hister zażądał od Lugiów zakładników, wśród których znalazła się córka ich wodza⁴⁴.
To już autorski pomysł pisarza, potrzebny mu do zawiązania fabuły. Sienkiewicz bardzo świadomie wybrał bohaterce przynależność etniczną. W 1895 roku w trakcie pracy nad powieścią pisał do profesora Kazimierza Morawskiego, filologa klasycznego, pochodzącego z Wielkopolski:
Moich Lugiów wziąłem dlatego, że mieszkali między Odrą a Wisłą. Miło mi myśleć, że Lygia była Polką – i jeżeli nie Litwinką, to przynajmniej Wielkopolanką. To także jest poczciwy gatunek⁴⁵.
***
Wangion i Sydon pozostawali lojalni wobec Rzymu, a z terenów dzisiejszej Polski do imperium i w drugą stronę wciąż płynęły towary. Wydaje się, że Kwadowie spełniali rolę pośredników, a Rzymianie nie zapuszczali się tak daleko na północ, skoro wyjątkowym wydarzeniem była zorganizowana przez Julianusa (zarządzającego igrzyskami gladiatorskimi cesarza Nerona) wyprawa nad Bałtyk po bursztyn. Między 59 a 62 rokiem wysłał tam pewnego ekwitę (przedstawiciela stanu średniego), który wyruszył z położonego nad Dunajem obozu w Carnuntum, przebył około dziewięciuset kilometrów w jedną stronę i wrócił z gigantycznym transportem jantaru. Zorganizowane później igrzyska śmiało można nazwać bursztynowymi, skoro „nawet siatka służąca do powstrzymywania zwierząt i osłaniania podium miała w każdym węzełku bursztyn”⁴⁶.
Pierwszy kucharz z ziem polskich
W Narbonne we Francji odnaleziono kamienny nagrobek pochodzący z I lub II wieku po Chrystusie. Z zachowanego napisu wynika, że wystawił go Manius Egnatius Lugius, kucharz. Rzymianie identyfikowali się za pomocą imienia, nazwiska i przydomku (cognomen), oznaczającego linię rodu. Historyk i archeolog Jerzy Kolendo przekonująco wykazał, że cognomen Lugius pochodzi od Lugiów.
Oznacza to, że Lugius albo jego przodek (rodzice? matka?) był wyzwoleńcem z ludu Lugiów, który został sprzedany w niewolę Rzymianom, być może za pośrednictwem Markomanów lub Kwadów. Inaczej mówiąc, jest prawdopodobnie pierwszym znanym z imienia człowiekiem pochodzącym z terenów dzisiejszej Polski. Ze wspomnianego nagrobka wiadomo, że jego towarzyszką życia była wyzwolenica Elpis⁴⁷.
Kamienny nagrobek, na którym wyryto imię Maniusa Egnatiusa Lugiusa (fot. Fausto Braganti / Wikimedia Commons / CC-BY-SA-4.0.)
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
³⁵ Tacyt, Roczniki, XII, 29; Kolendo, Komentarz do tekstu Roczników Tacyta, s. 203–204; Olędzki, Inferiores barbari, s. 76. O futrze i niewolnikach na podstawie: Kokowski, Starożytna Polska, s. 228. Przesunięcie szlaku: Jerzy Wielowiejski, Znaczenie szlaku bursztynowego dla kulturowego rozwoju dorzecza górnej Odry we wczesnym okresie wpływów rzymskich, „Przegląd Archeologiczny” 31, 1983, s. 175.
³⁶ Sojusz z Jazygami: Tacyt, Roczniki, XII, 29. Współdziałanie z Jazygami w podboju Kotynów przyjmuję, opierając się na wzmiance Tacyta (Germania, XLIII), że Kotynowie płacili trybut Kwadom i Sarmatom.
³⁷ Kotynów zgodnie utożsamia się z archeologiczną kulturą puchowską. Jej zasięg: Anna Lasota, Szymon Pawlikowski, Osadnictwo kultury puchowskiej w rejonie podkrakowskim na przykładzie osady w Wieliczce, stan. XI, Archeologia Barbarzyńców 2008. Powiązania i kontakty w świecie barbarzyńskim, red. Maciej Karwowski, Eduard Droberjar, Rzeszów 2009, s. 363, 372; Zofia Jagosz-Zarzycka, Celtowie w Cieszynie. Stanowisko kultury puchowskiej na Górze Zamkowej, „Cieszyńskie Studia Muzealne / Těšínský muzejní sborník” 4, 2010, s. 36. Celtowie i żelazo: Kolendo, Komentarz do tekstu Germanii Tacyta, s. 158. Data podboju przez Wanniusza: Olędzki, Inferiores barbari, s. 76.
³⁸ Tacyt, Roczniki, XII, 29.
³⁹ Tamże, XII, 29; Kolendo, Komentarz do tekstu Roczników Tacyta, s. 204.
⁴⁰ Tacyt, Roczniki, XII, 29–30.
⁴¹ Tamże, XII, 30.
⁴² Tamże.
⁴³ Tamże.
⁴⁴ Hister: Kolendo, Komentarz do tekstu Roczników Tacyta, s. 204, 205. Łacińskie nazwy Lugiów: Tadeusz Lehr-Spławiński, Lugiowie, Słownik starożytności słowiańskich, t. 3, 1967, s. 103.
⁴⁵ Cyt. za: Marceli Kosman, Na tropach bohaterów „Quo vadis”, Warszawa 1998, s. 155.
⁴⁶ O dacie: Jerzy Kolendo, Wyprawa po bursztyn bałtycki za Nerona, tegoż, Świat antyczny i barbarzyńcy. Teksty, zabytki, refleksja nad przeszłością, t. 1, Warszawa 1998, s. 167 (Pliniusz, przebywający w Rzymie od 59 roku, prawdopodobnie był naocznym świadkiem „igrzysk bursztynowych”); Aleksander Krawczuk, Polska za Nerona, Warszawa 2002 (najprawdopodobniej nie później niż w 62 roku). Wyprawa: Kolendo, Wyprawa po bursztyn, s. 167–190; Kokowski, Starożytna Polska, s. 138–139; Kolendo, Ziemie u południowo-wschodnich wybrzeży Bałtyku; Marek F. Jagodziński, Przynależność kulturowa rejonu ujścia Wisły od I do IX wieku w świetle źródeł archeologicznych i historycznych, „Pruthenia” 8, 2013, s. 99–100.
⁴⁷ Corpus Inscriptionum Latinarum, t. 12, wyd. Otto Hirschfeld, Berlin 1888, nr 4468 (podawany w niektórych publikacjach numer 4466 to literówka); Jerzy Kolendo, Lugius – człowiek z plemienia Lugiów w inskrypcji z Narbo (CIL XII 4466), tegoż, Świat antyczny i barbarzyńcy. Teksty, zabytki, refleksja nad przeszłością, t. 1, Warszawa 1998, s. 213–220 (literówka w tytule, w przypisie jest dobrze); tenże, Eksport niewolników pochodzących z Europy barbarzyńskiej na teren cesarstwa rzymskiego, „Światowit” 2 (43) / Fasc. B, 2000, s. 118; Kokowski, Starożytna Polska, s. 152–153. Datacja nagrobku: Pierre-Henri Billy, Les noms de lieux gallo-romains dans leur environnement, Names and Their Environment, eds. Carole Hough, Daria Izdebska, t. 1, Glasgow 2016, s. 96.