- W empik go
Barberyna - ebook
Barberyna - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 180 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena I
Droga przed gospodą. W głębi zamek gotycki, położony wśród gór. Rosemberg, oberżysta.
ROSEMBERG
Jak to! nie ma dla mnie kwatery! nie ma miejsca dla moich koni! szopa! nędzna szopa!
OBERŻYSTA.
Jest mi niezmiernie przykro, proszę pana,
ROSEMBERG.
Do kogo ty mówisz, hę?
OBERŻYSTA.
Daruj mi, mój młody, piękny panie. Gdyby to zależało od mej woli, cały mój biedny dom byłby na Wasze usługi! – ale wiadomo panu, że ta gospoda leży przy drodze do
Alby Królewskiej, dostojnej siedziby naszych monarchów, gdzie od niepamiętnych czasów koronuje się ich i grzebie.
ROSEMBERG.
Wiem o tym, skoro tam jadę!
OBERŻYSTA.
Miłosierne nieba! może na wojnę?
ROSEMBERG.
Zwróć się z tymi pytaniami do moich giermków i postaraj się, aby mi wprzód dano najlepszy pokój w twojej nędznej budzie.
OBERŻYSTA.
Och! Wasza Dostojność, niepodobieństwo!
Mamy na pierwszym piętrze czterech morawskich baronów, na drugim pewną damę z Siedmiogrodu;' na trzecim zaś, w małym pokoiku, czeski hrabia wraz z żoną, cacy kobietką.
ROSEMBERG.
Wyrzuć ich.
OBERŻYSTA.
Och, drogi, łaskawy panie! nie zechce pan sprawić ruiny biedakowi. Od czasu jak mamy wojnę z Turkami, gdyby pan wiedział, co za figury przejeżdżają tędy!
ROSEMBERG.
Ech! cóż mi wszyscy?… powiedz im, że się nazywam Astolf von Rosemberg.
OBERŻYSTA.
Być może , Wasza Dostojność, ale to nie racja, aby „.
ROSEMBERG.
Zuchwały jesteś, widzę. Skoro podniosę szpicrózgę…
OBERŻYSTA.
Nie jest godne szlachcica znęcać się nad poczciwymi ludźmi.
ROSEMBERG grożąc.
Ha, mędrkujesz?… Nauczę cię…
Scena II
Ci sami. Nadbiega służba. Władysław wychodzi z gospody.
WŁADYSŁAW w progu.
Co to, panowie? Co się stało?
OBERŻYSTA.
Biorę pana na świadka, panie rycerzu. Ten młody pan szuka ze mną zwady dlatego, że gospoda jest pełna.
ROSEMBERG.
Szukam z tobą zwady, ciuro! Zwady… z człowiekiem twego kroju?
OBERŻYSTA.
Człowiek, proszę pana, jakiego bądź kroju, ma zawsze jeden krój grzbietu, i skoro mu ktoś skroi…
WŁADYSŁAW podchodząc, do oberżysty.
Nie gniewaj się, nie lękaj się; jakoś to ułożę,
(Do Rosemberga).
Panie, przyjmcie moje pozdrowienie. Jedziecie na dwór króla Węgier?
(Oberżysta i służba oddalają się).
ROSEMBERG.
Tak, mości rycerzu; to mój pierwszy występ i bardzo mi pilno.
WŁADYSŁAW.
I skarżysz się, widzę, że droga jest tak przepełniona.
ROSEMBERG.
Oczywiście, to niezbyt miłe.
WŁADYSŁAW.
W istocie, ten drobny porachunek z niewiernymi ściąga na dwór mnóstwo ludzi. Mało jest zuchów, którzy by nie chcieli wtrącić swojego słówka; i mnie samego zaświerzbiała ręka. Dlatego tak trudno się docisnąć.
ROSEMBERG.
Och, Boże, nie miałem zamiaru długo bawić w tym kurniku. Ale ton tego hultaja podrażnił mnie.
WŁADYSŁAW.
Jeżeli tak, mości…
ROSEMBERG.
Rosemberg.
WŁADYSŁAW.
Mości Rosemberg, mienią mnie rycerzem Władysławem. Nie mnie przystoi głosić własną chwałę, ale o ile choć trochę znasz kroniki naszej armii, i moje imię powinno ci być znane. Twoje nie jest mi obce. Spotykałem Rosembergów w Badenie.
(Rosemberg kłania się).
Jeżeli tedy jesteś tylko przejazdem…
ROSEMBERG.
Tak, tylko na śniadanie, aby dać wytchnąć koniom.
WŁADYSŁAW.
Byłem przy stole i zajadałem doskonałego fogosza z balatońskiego jeziora, kiedy twój podniesiony głos uderzył moje uszy. Jeśli sąsiedztwo moich żołnierzy oraz towarzystwo starego kapitana nie odstraszają cię, ofiaruję ci z całego serca miejsce przy naszym stole,
ROSEMBERG.
Przyjmuję z ochotą i uważam to sobie za zaszczyt.
WŁADYSŁAW.
Chciej tedy wejść, proszę. Smaczna i gorącą misa jest jak ładna kobieta; nie lubi czekać,
ROSEMBERG.
Rozumiem. Tam do licha! Gdy mowa o ładnej kobiecie…
(Ulryk i Barberyna wchodzą drugimi drzwiami).
Zdaje mi się, że właśnie…
WŁADYSŁAW.
Niezły masz gust, młodzieńcze.
ROSEMBERG.
No, ślepy nie jestem. Czy pan ją zna?
WŁADYSŁAW.
Czy znam? Oczywiście. Żona pewnego czeskiego szlachcica. Chodź, opowiem ci to przy stole.
(Wychodzą).
Scena III
Ulryk, Barberyna wsparta na jego ramieniu.
BARBERYNA.
Trzeba więc rozstać się tutaj!
ULRYK.
Nie na długo: wrócę niebawem.
BARBERYNA.
Pozwolić ci odjechać i osiąść w tym starym zamku, gdzie pędzę życie tak samotne!
ULRYK.
Jadę do twego wuja, droga. Skąd dziś ten smutek?
BARBERYNA.
Ciebie o to trzeba spytać! Wrócisz niebawem?
Jeśli tak, nie będę już smutna. Ale i ty nie jesteś weselszy.
ULRYK.
Kiedy niebo przesłoni się tak dżdżem i mgłami, nie umiem sobie dać rady.
BARBERYNA.
Drogi mój panie, proszę cię o jednę łaskę.
ULRYK.
Co za zima… Co za zima się zapowiada… Co za drogi… Co za czas! Natura kurczy się ze drżeniem, jak gdyby wszystko, co żyje, miało umrzeć,
BARBERYNA.
Proszę najpierw, byś mnie wysłuchał, a następnie, byś mi wyświadczył łaskę.