Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Baśka Murmańska i Lwy Północy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Baśka Murmańska i Lwy Północy - ebook

Na dalekiej północy Rosji istnieją jedynie trzy pory roku: mokre błoto, suche błoto i zamarznięte błoto. Gdy jest sucho komary tną niemiłosiernie. Gdy błoto zamarznie, pękają drzewa i końskie chrapy. Na nieludzkiej ziemi garstka Polaków i młoda biała niedźwiedzica walczyli o niepodległą Polskę, przeciwstawiając się bolszewickiej nawale.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66955-12-7
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Mamy Niem­com broń od­dać?

– Po to my wal­czy­li, żeby te­raz z gołą ręką?

– Zdra­da to prze­cie!

– Ha­ńba!

Do uszu pod­po­rucz­ni­ka Chrząstow­skie­go do­cho­dzi­ły co­raz bar­dziej obu­rzo­ne gło­sy uła­nów. Ci­chły kie­dy nad­cho­dził, by znów wez­brać na sile, kie­dy się od­da­lał. Wie­dział, co czu­ją. Jesz­cze nie­daw­no bili bol­sze­wi­ków pod Bo­bruj­skiem, Mi­ńskiem, Ta­tar­ką. Wła­da­li po­tężną twier­dzą, któ­ra w 1812 roku była bez­sku­tecz­nie ob­le­ga­na przez woj­ska na­po­le­ońskie. A te­raz bez wal­ki mie­li od­dać broń, sztan­da­ry i ho­nor.

Dwa dni wcze­śniej na na­ra­dzie, wraz z in­ny­mi ofi­ce­ra­mi, usły­szał roz­kaz gen. Jó­ze­fa Do­wbor-Mu­śnic­kie­go, na­ka­zu­jący roz­for­mo­wa­nie I Kor­pu­su Pol­skie­go w Ro­sji. Po pod­pi­sa­niu po­ko­ju brze­skie­go mi­ędzy Ce­sar­stwem Nie­miec­kim i Au­stro-Węgra­mi a Ro­syj­ską Fe­de­ra­cyj­ną So­cja­li­stycz­ną Re­pu­bli­ką Ra­dziec­ką wła­dze nie­miec­kie po­sta­no­wi­ły do­pro­wa­dzić do li­kwi­da­cji Kor­pu­su. Po­cząt­ko­wo Do­wbor-Mu­śnic­ki, opie­ra­jąc się na au­to­ry­te­cie Rady Re­gen­cyj­nej, sta­rał się do tego nie do­pu­ścić, lecz wkrót­ce ule­gł nie­miec­kim żąda­niom. W woj­sku za­wrza­ło. W Bo­bruj­sku prze­ciw roz­ka­zo­wi zbun­to­wa­ły się od­dzia­ły le­gio­no­we ppłk. Prze­my­sła­wa Bar­thel de Wey­den­tha­la. Wda­rł się do szta­bu Kor­pu­su, aresz­to­wał Do­wbo­ra i ob­jął do­wódz­two. Mimo ogól­ne­go nie­za­do­wo­le­nia z de­cy­zji o roz­for­mo­wa­niu jed­nost­ki, bun­tow­nik nie zna­la­zł po­kla­sku wśród ofi­ce­rów szta­bo­wych i po uwol­nie­niu swe­go do­wód­cy, wy­je­chał na Ku­bań pod roz­ka­zy płk. Że­li­gow­skie­go. Dal­szy opór or­ga­ni­za­cji pi­łsud­czy­ków z Le­opol­dem Li­sem-Kulą i Mel­chio­rem Wa­ńko­wi­czem na cze­le, ogra­ni­czył się do wy­ra­ża­nia wiel­kie­go obu­rze­nia. Na nic to się zda­ło – roz­po­czął się pro­ces li­kwi­da­cji Kor­pu­su.

Zgod­nie z umo­wą za­war­tą z do­wódz­twem Ober-Ostu, żo­łnie­rze mie­li za­cho­wać wol­no­ść oso­bi­stą i ca­łko­wi­tą swo­bo­dę ru­chów. Ko­nie mia­ły zo­stać sprze­da­ne Niem­com, a dzia­ła, ka­ra­bi­ny i za­pa­sy amu­ni­cji prze­ka­za­ne Ra­dzie Re­gen­cyj­nej w War­sza­wie. Kor­pus zo­stał roz­bro­jo­ny 21 maja 1918 roku. Ostat­ni trans­port wojsk Kor­pu­su opu­ścił Bo­brujsk 8 lip­ca.

Żo­łnie­rze sta­nęli przed de­cy­zją: co da­lej?

_Mi­nęły go­dzi­ny roz­pa­czy i wście­kło­ści na wszyst­kich i wszyst­ko, a w szcze­gól­no­ści – na wi­no­waj­ców tego, co się sta­ło z Kor­pu­sem. Mi­nęły bez­sen­ne noce, tra­wio­ne na na­ra­dach z ko­le­ga­mi, co ro­bić da­lej, i chwi­le głębo­kie­go żalu nad tymi ofi­ce­ra­mi Kor­pu­su, któ­rzy strze­la­li so­bie w łeb, nie mo­gąc prze­żyć ha­ńby zło­że­nia bro­ni w ręce Niem­ców. Bo inne pu­łki pra­gnęły wal­ki z Niem­ca­mi (…). Wi­ęk­szo­ść od­dzia­łów po­tępi­ła wpraw­dzie de­cy­zję roz­bro­je­nia, jed­nak uwa­ża­ła za żo­łnier­ski obo­wi­ązek za­cho­wać do ko­ńca dys­cy­pli­nę i słu­chać prze­ło­żo­nych (…). Za żad­ną cenę nie chcie­li­śmy bo­wiem do­pusz­czać do bez­ce­lo­we­go bun­tu i re­be­lii, któ­ra po­de­rwa­ła­by do­brą sła­wę dys­cy­pli­ny uła­na spod Kre­cho­wiec._

_Na­to­miast nie zre­zy­gno­wa­li­śmy z dal­szej ak­cji_ – wspo­mi­nał Zdzi­sław Chrząstow­ski – _kon­ty­nu­owa­nej in­dy­wi­du­al­nie i par­tia­mi. Kto więc wie­rzył w ist­nie­nie de­san­tu ko­ali­cyj­ne­go na Mur­ma­niu, szy­ko­wał się do pod­ró­ży na Mur­mań. Kto wie­rzył w od­ro­dze­nie woj­ska pol­skie­go w ra­mach ro­syj­skiej ar­mii ge­ne­ra­ła Alek­sie­je­wa, tak zwa­nej Bia­łej Ar­mii Ochot­ni­czej, kie­ro­wał się nad Don lub na Kau­kaz. Kto wie­rzył w szyb­sze niż obca in­ter­wen­cja, sa­mo­rzut­ne po­wsta­nie w kra­ju, wstępo­wał do POW i wy­bie­rał się do kra­ju_1).

------------------------------------------------------------------------

1) Chrząstowski Z., _Gór­ne i dur­ne. Na Mur­mań,_ Wy­daw­nic­two LTW, Ło­mian­ki 2014, s. 194-196.

Wi­ęk­szo­ść wy­bra­ła na­tych­mia­sto­wy po­wrót nad Wi­słę. W Pol­sce ode­gra­li zna­czącą rolę w od­zy­ska­niu nie­pod­le­gło­ści, wal­cząc je­sie­nią 1918 roku pod Wil­nem i Lwo­wem. Inni ru­szy­li na wschód i pó­łnoc przez ogar­ni­ętą re­wo­lu­cyj­ną fu­rią, nie­ludz­ką zie­mię. Naj­mniej­sze gru­py podąży­ły za koło po­lar­ne. Tą dro­gą, przez por­ty Mo­rza Bia­łe­go, żo­łnie­rze mie­li na­dzie­ję do­łączyć do pol­skiej ar­mii we Fran­cji. ■NA MURMAŃ!

Żo­łnie­rze I Kor­pu­su Pol­skie­go, któ­rzy chcie­li do­stać się na Mur­mań, mie­li przed sobą po­nad 2000 ki­lo­me­trów dro­gi przez mo­rze re­wo­lu­cji. W ka­żdej wio­sce pe­łno było by­łych car­skich żo­łnie­rzy uzbro­jo­nych po zęby i żąd­nych krwi pa­nów, ofi­ce­rów, bu­rżu­jów i le­gio­nie­rów-bie­ło­po­la­ków. Na piasz­czy­stych, wiej­skich dro­gach gra­so­wa­ły uzbro­jo­ne ban­dy. Na ka­żdej sta­cji ko­le­jo­wej, przy­sta­ni rzecz­nej, w ka­żdym mia­stecz­ku, kon­tro­le pro­wa­dzi­ła Cze­re­zwy­czaj­ka. W jesz­cze gor­szej sy­tu­acji byli żo­łnie­rze ar­mii nie­miec­kiej i au­striac­kiej, któ­rzy po re­wo­lu­cji zo­sta­li zwol­nie­ni z nie­wo­li i tu­ła­li się za chle­bem po Ro­sji.

(…) _nie ma­jąc środ­ków na za­kup żyw­no­ści, zmu­sza­ni by­li­śmy uda­wać się na że­bra­nie do oko­licz­nych wsi. Cho­dzi­łem i ja wraz z J. Gaj­dzi­ca, ro­dem z Ustro­nia Śląskie­go, za chle­bem po wsiach a jako wątły wcho­dzi­łem do do­mów, pro­sząc o „mi­ło­sti­nu”. tj. ja­łmu­żnę. Otrzy­my­wa­łem ćwie­rć, a na­wet nie­raz pół bo­chen­ka chle­ba wiej­skie­go wy­pie­ku, któ­re to ka­wa­łki mój to­wa­rzysz wkła­dał do ple­ca­ka i no­sił od wsi do wsi; gdzie­nie­gdzie po­często­wa­no nas zupą. W cza­sie jed­nej z ta­kich wy­praw chle­bo­wych, w pew­nej wsi za­ata­ko­wał nas pies z ubi­tą nogą, a tedy Gaj­dzi­ca, mó­wi­ąc do mnie: „nie bój się, nie bój się”, za­sło­nił się mną przed tym uja­da­jącym i do­ska­ku­jącym do nas psem, a ten urwał mi ka­wał prze­far­bo­wa­ne­go woj­sko­we­go płasz­cza. Pies po tej ope­ra­cji od­bie­gł, a my po­szli­śmy da­lej w za­pa­da­jącym już zmro­ku_2) – wspo­mi­nał Fran­ci­szek Len­czow­ski.

------------------------------------------------------------------------

2) Lenczowski F., _U źró­deł na­szej wol­no­ści – Za­po­mnia­ny bo­ha­ter ze Stro­nia. Wspo­mnie­nia z ży­cia Fran­cisz­ka Len­czow­skie­go,_ Stry­czów 2014, s. 42.

Dla nie­go prze­pra­wa była o tyle trud­na, że był w głębi Ro­sji, sła­bo znał język i nie do ko­ńca wie­dział, w któ­rą stro­nę iść. Inne pro­ble­my mie­li żo­łnie­rze pol­skich kor­pu­sów.

– Pa­no­wie ofi­ce­ro­wie! – rot­mistrz Bro­ni­sław Ro­mer, or­ga­ni­za­tor prze­rzu­tu, zwró­cił się do zgro­ma­dzo­nych. – Ho­mel za­jęty jest przez Niem­ców. Do­trze­cie tam bez prze­szkód, ko­rzy­sta­jąc z praw­dzi­wych do­ku­men­tów. Na­dal mamy swo­bo­dę prze­jaz­du, więc ko­rzy­staj­cie z niej. W Hom­lu lub Ki­jo­wie spo­tka­cie się ofi­ce­ra­mi eta­po­wy­mi. Szcze­gó­ły prze­ka­żę ka­żdej par­tji osob­no. Jako pierw­si wy­ru­szą rot­mi­strzo­wie Ho­raw­ski i Gli­ński oraz po­rucz­nik Chrząstow­ski. Za­mel­du­je­cie się u po­rucz­ni­ka Ma­ła­gow­skie­go, któ­ry wy­pi­sze pa­nom roz­ka­zy de­le­ga­cji poza gra­ni­ce I Kor­pu­su.

Cała trój­ka kiw­nęła gło­wa­mi.

– Po­rucz­nik wyda pa­nom ta­kże po­trzeb­ne fa­łszy­we do­ku­men­ty dla ca­łej par­tji. Po­wo­dze­nia.

Niemieccy żołnierze w Homlu w 1918 roku. Fot. do­me­na pu­blicz­na.

***

Nie­wiel­kie, mak­sy­mal­nie dzie­si­ęcio­oso­bo­we gru­py, ru­szy­ły po­ci­ąga­mi do Hom­la. Nikt ich nie kon­tro­lo­wał. Nikt nie spraw­dzał, do­kąd jadą. Ofi­ce­ro­wie, pod­ofi­ce­ro­wie, żo­łnie­rze i uła­ni je­cha­li w sza­ro-zie­lo­nych mun­du­rach, z od­zna­ka­mi stop­ni wi­docz­ny­mi z da­le­ka. W po­ci­ągu sie­dzie­li nie­miec­cy i au­stro-węgier­scy żo­łnie­rze, ukra­ińscy prze­myt­ni­cy, ucho­dźcy, de­zer­te­rzy i zwy­kli ra­bu­sie. Nikt nie zwra­cał uwa­gi na Po­la­ków. Niem­cy nie pa­no­wa­li w pe­łni nad te­re­na­mi oku­po­wa­ny­mi, mimo że pa­tro­le żo­łnie­rzy w sta­lo­wych he­łmach prze­mie­rza­ły rów­ni­ny po­mi­ędzy Sożą a Dnie­prem. Zda­rza­ło się na­wet, że co ja­kiś czas taki pa­trol gi­nął bez wie­ści po­mi­ędzy bied­ny­mi wsia­mi. Ogar­ni­ęta re­wo­lu­cyj­nym sza­łem wiej­ska lud­no­ść była wro­go na­sta­wio­na do ob­cych. Ła­two było stra­cić ży­cie pod cio­sa­mi wi­deł i sie­kier. W Hom­lu z ko­lei pa­no­wał pru­ski ład i po­rządek. Oku­pan­ci go­spo­da­rzy­li jak w he­ima­cie – re­pe­ro­wa­li dro­gi, sta­wia­li nowe słu­py te­le­gra­ficz­ne, umac­nia­li brzeg Soży, uru­cho­mi­li warsz­ta­ty por­to­we. Wszyst­kie pra­ce nad­zo­ro­wa­li żo­łnie­rze. W ogar­nia­jącym Ukra­inę cha­osie Ho­mel wy­da­wał się oazą spo­ko­ju3).

------------------------------------------------------------------------

3) Najbliższa rodzina por. Chrząstowskiego wyjechała do Homla, uciekając przed toczącymi się na Żmudzi działaniami wojennymi. Porucznik odwiedził ich na krótko podczas swej drogi na Murmań.

Kil­ka ki­lo­me­trów na wschód od mia­sta prze­bie­ga­ła li­nia de­mar­ka­cyj­na. Choć rów­nie do­brze mo­żna by ją na­zwać li­nią fron­tu. Mimo ro­zej­mu co ja­kiś czas do­cho­dzi­ło do wy­mia­ny ognia po­mi­ędzy ban­da­mi by­łych car­skich żo­łnie­rzy a Niem­ca­mi. Jesz­cze da­lej na wschód pa­no­wa­ło bez­pra­wie, bez­ho­ło­wie i ogól­na anar­chia. Tam pol­skie mun­du­ry ści­ągnęły­by na ucie­ki­nie­rów śmie­rć. Nad bol­sze­wic­ką Ukra­iną nikt nie miał wła­dzy. Rządzi­ła bru­tal­na prze­moc, któ­rej ob­raz do­pe­łnia­ły wszech­ogar­nia­jące nędza i głód. Bra­ko­wa­ło zwłasz­cza chle­ba, soli i cu­kru.

_Choć więc han­del pu­blicz­ny był przez bol­sze­wi­ków ści­ga­ny i ka­ra­ny, han­del po­kąt­ny kwi­tł w naj­lep­sze. Po­nie­waż skle­py były przy­mu­so­wo za­mkni­ęte, zaj­mo­wa­li się han­dlem sprze­daw­cy ulicz­ni, przy­wo­żąc sól i cu­kier spod oku­pa­cji nie­miec­kiej i ob­no­sząc te to­wa­ry w nie­du­żych wo­rach oraz wor­kach. Od sło­wa ‘mie­szok’, czy­li wo­rek, han­dla­rzy tych na­zy­wa­li w Ro­sji ‘mie­szocz­ni­ka­mi’, co ozna­cza ‘wo­recz­karz’. Po­dob­no ty­si­ące ta­kich ‘wo­recz­ka­rzy’ krąży­ło te­raz mi­ędzy Hom­lem a Ro­sją, prze­kra­cza­jąc nie­le­gal­nie gra­ni­cę i szmu­glu­jąc sól i cu­kier_4).

------------------------------------------------------------------------

4) Chrząstowski Z., _Gór­ne i dur­ne. Na Mur­mań,_ Wy­daw­nic­two LTW, Ło­mian­ki 2014, s. 212.

– Pa­no­wie – Chrząstow­ski zwró­cił się do swo­ich uła­nów. – W znisz­czo­nych mun­du­rach, bez dys­tynk­cji, wy­gląda­my jak ban­dy „mie­szocz­ni­ków”. Ła­twiej nam będzie w tłu­mie prze­myt­ni­ków prze­kro­czyć gra­ni­cę. Dla­te­go zde­cy­do­wa­łem zmie­nić mar­szru­tę. Ru­szy­my od razu na Tułę. W Ki­jo­wie ocze­ku­ją nas roz­ka­zy i ad­re­sy na­szych pla­có­wek w Mo­skwie, Wo­łog­dzie i Ar­chan­giel­sku. Panu wach­mi­strzo­wi prze­ka­zu­ję kom­pa­ni­ję pod roz­po­rządze­nie – ski­nął w stro­nę su­mia­ste­go ka­wa­le­rzy­sty. – Sam udam się do Ki­jo­wa. Pro­szę ocze­ki­wać mnie w zna­nych pa­nom lo­ka­lach za kil­ka dni.

Po­rucz­nik po­że­gnał się z pod­wład­ny­mi i ru­szył na przy­stań. Pod­róż pa­row­cem nie była zbyt dłu­ga. Na rze­ce pa­no­wał spo­kój. Je­dy­nie pta­ki ha­ła­so­wa­ły nad sze­ro­kim roz­le­wi­skiem. Inne plu­ska­ły się w przy­brze­żnych szu­wa­rach. Wy­so­ko wi­szące lip­co­we sło­ńce przy­jem­nie grza­ło. Gdy­by nie umun­du­ro­wa­ni mężczy­źni, mo­gło­by się wy­da­wać, że to nie­dziel­na wy­ciecz­ka po jego ro­dzin­nym Nie­me­nie. Wie­czo­rem tego sa­me­go dnia po­sta­wił nogę na drew­nia­nym po­mo­ście ki­jow­skie­go por­tu rzecz­ne­go. Wy­jął z kie­sze­ni kart­kę z ad­re­sem i ru­szył pew­nym kro­kiem po Kresz­cza­ti­ku.

– Czo­łem Pa­nie bra­cie! – na dźwi­ęk tych słów Chrząstow­ski się wzdry­gnął. Ob­ró­cił gło­wę ner­wo­wo. Za ple­ca­mi stał uśmiech­ni­ęty Al­bert Pa­ce­wicz, ko­le­ga ze szkol­nej ławy. Wów­czas stu­dent Uni­wer­sy­te­tu Ki­jow­skie­go. – Co cię tu spro­wa­dza? – Pa­ce­wicz rzu­cił się, by uści­skać daw­no nie­wi­dzia­ne­go kra­ja­na.

– Czo­łem! – Chrząstow­ski od­ci­ągnął go za rękaw na bok. – Idę do Ko­men­dy Na­czel­nej POW po roz­ka­zy – po­wie­dział, ści­sza­jąc głos. – Po­tem, jak Bóg po­zwo­li, do Alian­tów na Mur­mań.

– Przez czer­wo­ną Ro­sję?! – Pa­ce­wicz o mało się nie za­chły­snął. – Coś ci po­wiem bra­cie! – wzbu­rzo­ny stu­dent wzi­ął ko­le­gę pod rękę i po­czął opo­wie­ść.

Opo­wia­dał, że kie­dy 20 li­sto­pa­da 1917 roku Ukra­ińska Cen­tral­na Rada ogło­si­ła po­wsta­nie Ukra­ińskiej Re­pu­bli­ki Lu­do­wej jako nie­za­le­żne­go bytu pa­ństwo­we­go, po­łączo­ne­go z Re­pu­bli­ką Ro­syj­ską fe­de­ra­cją, bol­sze­wi­cy roz­po­częli przy­go­to­wa­nia do jej za­jęcia przy po­mo­cy miej­sco­wych Ro­sjan oraz ro­syj­skich gar­ni­zo­nów i od­dzia­łów przy­fron­to­wych. 11 grud­nia wy­bu­chło w Ki­jo­wie in­spi­ro­wa­ne przez bol­sze­wi­ków po­wsta­nie prze­ciw­ko Cen­tral­nej Ra­dzie. Wal­ki to­czy­ły się w ca­łym mie­ście, lecz So­wie­ci dość szyb­ko zo­sta­li wy­par­ci przez Cze­cho­sło­wa­ków i Ukra­ińców. Pod ich eskor­tą re­wo­lu­cjo­ni­ści zo­sta­li za­pa­ko­wa­ni do po­ci­ągów i wy­sła­ni do Mo­skwy. Rów­no­cze­śnie ja­dący na po­moc po­wsta­niu zbol­sze­wi­zo­wa­ny 2 Kor­pus Gwar­dyj­ski pod do­wódz­twem Eu­ge­nii Bosz zo­stał roz­bro­jo­ny w Żme­ryn­ce przez I Kor­pus Ukra­iński i rów­nież ode­sła­ny do Ro­sji. Kie­dy wie­ści o klęsce po­wsta­nia do­ta­rły do Rady Ko­mi­sa­rzy Lu­do­wych, ta wy­sto­so­wa­ła do rządu ukra­ińskie­go ul­ti­ma­tum, w któ­rym żąda­ła pod­po­rząd­ko­wa­nia się woj­skom bol­sze­wic­kim. Nie cze­ka­jąc na od­po­wie­dź, w stro­nę Ki­jo­wa ru­szy­ły z Char­ko­wa, Do­niec­ka i Ode­ssy od­dzia­ły Czer­wo­nej Gwar­dii. Bol­sze­wi­cy zdo­by­li mia­sto bru­tal­nym sztur­mem. Zwy­ci­ęscy szyb­ko wpro­wa­dzi­li swo­je po­rząd­ki.

– Urządzi­li krwa­wą ła­źnię – Pa­ce­wicz trząsł się z ner­wów. – W mie­ście było wie­lu zde­mo­bi­li­zo­wa­nych ro­syj­skich i ukra­ińskich ofi­ce­rów. Bez względu na neu­tral­no­ść wy­wle­ka­li ich w bia­ły dzień z miesz­kań, sta­wia­li „pad stien­ku” i roz­strze­li­wa­li bez sądu. Tych zna­mie­nit­szych, gwar­dzi­stów, ofi­ce­rów szta­bu ge­ne­ral­ne­go, szlach­ci­ców wy­wo­żo­no do Cze­re­zwy­czaj­ki, gdzie po tor­tu­rach przy­zna­wa­li się do wszyst­kie­go i po­tem ich też „pad stien­ku”. Zda­rza­ło się, że i zwy­kłych na­uczy­cie­li, in­ten­den­tów i rach­mi­strzów za­bi­ja­li jako bu­rżui i wro­gów re­wo­lu­cji.

Pa­ce­wicz zła­pał od­dech.

– Naj­gor­szy był ko­men­dant mia­sta, nie­ja­ki Po­łu­pa­now – splu­nął z obrzy­dze­niem. – Ze swo­ją hor­dą ma­ry­na­rzy pro­wa­dził re­kwi­zy­cje, zaj­mo­wał fa­bry­ki, nie­wiel­kie warsz­ta­ty, pry­wat­ne miesz­ka­nia. Urządził so­bie za­mtuz, do któ­re­go brał cór­ki car­skich ofi­ce­rów. „_Kto mógł, prze­bie­rał się, ukry­wał i cze­kał z upra­gnie­niem na przy­by­cie Niem­ców, któ­rzy nie­ba­wem wy­pło­szy­li bol­sze­wi­ków_” i tego psu­bra­ta Po­łu­pa­no­wa. „_Po­ło­ży­li kres tym dzi­kim sce­nom, przy­wra­ca­jąc po­rządek. Ale prze­la­nej krwi nie mo­żna było wró­cić_”. Sa­mych wy­ro­ków śmier­ci w stycz­niu mo­żna było na­li­czyć na pięć ty­si­ęcy. „_A ile prócz tego, wy­mor­do­wa­no bez wy­ro­ku? Tego nikt do­kład­nie nie zli­czy_…”5).

------------------------------------------------------------------------

5) Ibidem, s. 214.

– I ty się do tego mo­tło­chu pchasz? – spoj­rzał py­ta­jąco na przy­ja­cie­la.

– Obo­wi­ązek wzy­wa! – od­po­wie­dział bu­ńczucz­nie po­rucz­nik. – I przy­go­da! – do­dał z uśmie­chem.

– Pal cię li­cho z taką przy­go­dą – szturch­nął to­wa­rzy­sza pod że­bra. Roz­ma­wia­li, idąc po­wo­li jesz­cze dłu­ższą chwi­lę. Chrząstow­ski chło­nął wszyst­kie in­for­ma­cje. O od­dzia­le pu­łkow­ni­ka Ju­liu­sza Róm­m­la, któ­ry wal­czył prze­ciw bol­sze­wi­kom. O ro­syj­skich chło­pach, któ­rych źle zro­zu­mia­na wol­no­ść do­pro­wa­dzi­ła do ze­zwie­rzęce­nia. O bier­no­ści i znie­chęce­niu bia­łych ofi­ce­rów. Opo­wie­ść nie wró­ży­ła ni­cze­go do­bre­go. Bia­łe ar­mie nie chcia­ły wal­czyć. Ofi­ce­ro­wie dba­li o par­ty­ku­lar­ne in­te­re­sy, bądź wró­ci­li do swo­ich ma­jąt­ków i cze­ka­li na roz­wój sy­tu­acji. A byłe ce­sar­stwo pło­nęło.

Przy­ja­cie­le roz­sta­li się w po­bli­żu kon­spi­ra­cyj­ne­go miesz­ka­nia, w któ­rym urzędo­wał przed­sta­wi­ciel Pol­skiej Or­ga­ni­za­cji Woj­sko­wej. Chrząstow­ski wsze­dł do ciem­nej, chłod­nej sie­ni. Spoj­rzał jesz­cze raz na kart­kę i ru­szył sze­ro­ki­mi, drew­nia­ny­mi scho­da­mi na dru­gie pi­ętro. Sta­nął przed brud­ny­mi, nie­gdyś bia­ły­mi drzwia­mi. Ob­ci­ągnął sfa­ty­go­wa­ny mun­dur i za­pu­kał.

Pierwszy dowódca Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej i pan w Kijowie – Andriej Połupanow. Fot. do­me­na pu­blicz­na.

***

Drzwi skrzyp­nęły. Uchy­li­ły się lek­ko, ale nie otwo­rzy­ły. Przez szpa­rę wy­su­nął się dłu­gi, wąski nos.

– Tak? – w gło­sie dało się sły­szeć oba­wę. Chrząstow­ski po­wie­dział wcze­śniej umó­wio­ne ha­sło. Drzwi otwo­rzy­ły się sze­rzej. Wsze­dł do brud­ne­go przed­po­ko­ju.

– Ma pan do­ku­men­ty?

– Mel­du­je się pod­po­rucz­nik Zdzi­sław Chrząstow­ski z 1 pu­łku uła­nów – wy­ci­ągnął pa­pie­ry.

– Pie­ni­ążek – przed­sta­wił się fa­łszy­wym na­zwi­skiem go­spo­darz miesz­ka­nia. – Za­pra­szam pa­nie po­rucz­ni­ku – nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od do­ku­men­tów, wska­zał ręką kie­ru­nek. Sam podążył za uła­nem. Po chwi­li obaj za­nu­rzy­li się w po­wy­cie­ra­nych fo­te­lach.

– Ru­szy pan ze swo­ją par­tią na po­brze­że Oce­anu Lo­do­wa­te­go, gdzie roz­ło­ży­ło się kil­ka alianc­kich dy­wi­zji – za­czął Pie­ni­ążek. – Same dziar­skie chło­py tam są. Do­bo­ro­we dy­wi­zje! Pan pój­dzie tam do wojsk pol­skich, żeby bić się z bol­sze­wi­ka­mi. Ra­mię w ra­mię z fran­cu­skim de­san­tem. Je­ne­rał Ma­zo­wiec­ki, na­czel­ny wódz na Mur­ma­niu, ma już trzy­dzie­ści ty­si­ęcy żo­łnie­rzy. Wraz z de­san­tem ru­szą na Mo­skwę i zro­bią po­rządek z bol­sze­wic­ką za­ra­zą.

Za­pa­lił pa­pie­ro­sa.

– Jak już upo­rząd­ku­je się śro­dek Ro­sji… – wy­pu­ścił dym – Alianc­ka ar­mia ru­szy na po­łud­nie i na Sy­be­rię, gdzie, po po­łącze­niu z ar­mia­mi Ko­łcza­ka i De­ni­ki­na, po­bi­ją reszt­ki czer­wo­nych. Tem sa­mem do­pro­wa­dzą do re­stau­ra­cji rządów Kie­re­ńskie­go lub jemu po­dob­nych.

Za­ci­ągnął się po­now­nie, pa­trząc to na Chrząstow­skie­go, to na ka­mie­ni­cę za oknem.

– Tak… _Wów­czas Ro­sja po­wró­ci do ko­ali­cji, a my po­wró­ci­my na swo­je miej­sce, już jako ar­mia pol­ska na ro­syj­skim fron­cie prze­ciw­nie­miec­kim_6) – za­ko­ńczył ty­ra­dę z uśmie­chem.

------------------------------------------------------------------------

6) Ibidem.

– Ta­aak, pa­nie po­rucz­ni­ku, je­ne­rał Ma­zo­wiec­ki po­pro­wa­dzi le­gi­jo­ny, żeby po­łączy­ły się z na­szą ar­mią nad Do­nem i na Sy­be­rii, a po­tem prze­ciw­ko Niem­com. Te­raz przej­dźmy do naj­wa­żniej­sze­go. Pro­szę za­pa­mi­ętać tra­sy i punk­ty kon­tak­to­we. Pro­szę tego ni­g­dzie nie za­pi­sy­wać – po­pa­trzył po­rucz­ni­ko­wi pro­sto w oczy.

***

Pod na­zwi­skiem Ma­zo­wiec­kie­go krył się ge­ne­rał Jó­zef Hal­ler. W maju i czerw­cu uczest­ni­czył wraz z ofi­ce­ra­mi kor­pu­sów pol­skich na wscho­dzie, Or­ga­ni­za­cji Pol­skiej Ligi Wo­jen­nej Wal­ki Czyn­nej i Pol­skiej Or­ga­ni­za­cji Woj­sko­wej oraz przed­sta­wi­cie­la­mi or­ga­ni­za­cji po­li­tycz­nych w roz­mo­wach o przy­szło­ści wojsk pol­skich na wscho­dzie. Po na­ra­dach usta­lo­no, że wi­ęk­szo­ść stron­nictw po­li­tycz­nych zga­dza się, że naj­wi­ęk­szym za­gro­że­niem dla przy­szłe­go po­wsta­nia pa­ństwa pol­skie­go sta­no­wią Niem­cy. W zwi­ąz­ku z tym po­sta­no­wio­no bez zwło­ki przy­stąpić do for­mo­wa­nia, w ka­żdym mo­żli­wym miej­scu, Woj­ska Pol­skie­go w so­ju­szu z alian­ta­mi. Po­li­ty­cy En­ten­ty li­czy­li na po­now­ne otwar­cie dru­gie­go fron­tu w opar­ciu o od­dzia­ły bia­łych i wojsk in­ter­wen­cyj­nych, stąd do­dat­ko­we kil­ka ty­si­ęcy do­brze wy­szko­lo­nych pol­skich żo­łnie­rzy było na wagę zło­ta. 8 czerw­ca Hal­ler wraz z Ży­mier­skim i Wie­nia­wą-Dłu­go­szow­skim wy­ru­szył z Ki­jo­wa do Mo­skwy, gdzie ty­dzień pó­źniej, jako Głów­ny Wódz wojsk pol­skich w Ro­sji, pod­pi­sał umo­wę z alian­ta­mi.

We­dle niej Woj­sko Pol­skie w Ro­sji mia­ło zo­stać sfor­mo­wa­ne jako część skła­do­wa Ar­mii Pol­skiej we Fran­cji. Gdy­by nie uda­ło się utwo­rzyć no­we­go fron­tu na wscho­dzie, od­dzia­ły z Ro­sji mia­ły zo­stać prze­trans­por­to­wa­ne do Fran­cji. Jako punk­ty for­mo­wa­nia pol­skich od­dzia­łów wy­zna­czo­no Mur­ma­ńsk i Ar­chan­gielsk, gdzie we­dług do­nie­sień, Bry­tyj­czy­cy i Fran­cu­zi mie­li bar­dzo licz­ne siły. Po zli­kwi­do­wa­niu za­gro­że­nia ze stro­ny bol­sze­wi­ków za­mie­rza­no od­two­rzyć front wschod­ni. Opo­wia­dał o tym Pie­ni­ążek, czy­li pod­pu­łkow­nik Ka­zi­mierz Or­lik-Łu­ko­ski, ko­men­dant punk­tu eta­po­we­go w Ki­jo­wie. Nie znał on jed­nak praw­dy o si­łach en­ten­ty na pó­łno­cy, a hur­ra­op­ty­mi­stycz­ne do­nie­sie­nia nie mia­ły żad­ne­go po­kry­cia w rze­czy­wi­sto­ści.

Pierw­sze siły alianc­kie po­ja­wi­ły się na Mur­ma­niu już w 1915 roku, kie­dy Mur­ma­ńsk i Ar­chan­gielsk sta­ły się głów­ny­mi por­ta­mi prze­ła­dun­ko­wy­mi dla trans­por­tów so­jusz­ni­czej po­mo­cy. Gdy po re­wo­lu­cji pa­ździer­ni­ko­wej i pod­pi­sa­niu po­ko­ju brze­skie­go Ro­sja prze­sta­ła być so­jusz­ni­kiem, któ­re­go mo­żna być pew­nym, za­częto szu­kać roz­wi­ąza­nia pro­ble­mu. Oka­za­ła się nim, za­wi­ąza­na na Pó­łwy­spie Kola, Rada Mur­ma­ńska, któ­ra zwró­ci­ła się do Wiel­kiej Bry­ta­nii o pro­tek­cję. Nie­spe­łna ty­dzień pó­źniej, 9 mar­ca 1918 roku, wy­sa­dzi­li oni de­sant, któ­ry za­jął Mur­ma­ńsk, Kiem, a pó­źniej li­nię ko­le­jo­wą pro­wa­dzącą na po­łud­nie. Wkrót­ce przy­by­li Ame­ry­ka­nie, Fran­cu­zi, Ka­na­dyj­czy­cy i Ser­bo­wie.

W maju 1918 roku utwo­rzo­no Pó­łnoc­no­ro­syj­ski Kor­pus Eks­pe­dy­cyj­ny, któ­ry miał za­bez­pie­czyć Mur­ma­ńsk i li­nię ko­le­jo­wą za­rów­no przed bol­sze­wi­ka­mi, jak i przed Niem­ca­mi, któ­rzy sta­cjo­no­wa­li w Fin­lan­dii. Jej głów­ną siłą ude­rze­nio­wą była gru­pa „Sy­ren”, skła­da­jąca się z kom­pa­nii pie­cho­ty, kom­pa­nii ka­ra­bi­nów ma­szy­no­wych i nie­pe­łnej kom­pa­nii sa­pe­rów. Łącz­nie 600 lu­dzi pod do­wódz­twem ge­ne­ra­ła ma­jo­ra Char­le­sa May­nar­da. Po­nad­to na pó­łnoc zo­sta­ła wy­sła­na 300-oso­bo­wa gru­pa Roy­al Ma­ri­nes, wy­po­sa­żo­na w dzia­ła mor­skie i sil­ną kom­pa­nię ka­ra­bi­nów ma­szy­no­wych. Głów­no­do­wo­dzący na pó­łno­cy, ge­ne­rał Fre­de­rick Cu­th­bert Po­ole ro­bił wszyst­ko, by te siły wzmoc­nić. Do czerw­ca uda­ło się ze­brać rap­tem 2500 żo­łnie­rzy: bry­tyj­ską pie­cho­tę mor­ską, fran­cu­skich ar­ty­le­rzy­stów i ba­ta­lion Ser­bów. Nie byli to jed­nak pierw­szo­rzęd­ni, dziar­scy chłop­cy, a głów­nie ozdro­wie­ńcy, re­kon­wa­le­scen­ci z fron­tu za­chod­nie­go. Sam May­nard zo­stał przez ko­mi­sję woj­sko­wą uzna­ny za nie­zdol­ne­go do słu­żby. W po­dob­nym sta­nie byli inni żo­łnie­rze. Na pó­łno­cy nie było do­bo­ro­wych dy­wi­zji. Wbrew temu, co mó­wił Or­lik-Łu­ko­ski, nie było też jesz­cze ani jed­ne­go Po­la­ka.

Te wątłe siły mia­ły do­pie­ro zo­stać za­si­lo­ne Po­la­ka­mi, stąd sze­ro­ki stru­mień fran­ków, jaki pły­nął z Pa­ry­ża do Rady Pol­skiej Zjed­no­cze­nia Mi­ędzy­par­tyj­ne­go w Mo­skwie. Stam­tąd spe­cjal­ni ku­rie­rzy prze­wo­zi­li pie­ni­ądze do Ki­jo­wa, gdzie Or­lik-Łu­ko­ski roz­dy­spo­no­wy­wał je po­mi­ędzy po­szcze­gól­ne par­tie, prze­ka­zu­jąc roz­ka­zy wy­jaz­du. Kie­dy Chrząstow­ski za­wi­tał do jego ki­jow­skie­go miesz­ka­nia, Hal­le­ra nie było już w Mo­skwie – wy­je­chał do Fran­cji, a do­wód­cą Woj­ska Pol­skie­go na Wscho­dzie mia­no­wał Lu­cja­na Że­li­gow­skie­go, na­da­jąc mu rów­no­cze­śnie sto­pień ge­ne­ra­ła pod­po­rucz­ni­ka. Do zwy­kłych żo­łnie­rzy te in­for­ma­cje nie do­cie­ra­ły, a ofi­ce­ro­wie zna­li wy­łącz­nie kil­ka ad­re­sów kon­tak­to­wych. Wie­dzie­li je­dy­nie, że mu­szą do­trzeć za koło pod­bie­gu­no­we. ■NA NIELUDZKIEJ ZIEMI

Gdy Chrząstow­ski wra­cał z Ki­jo­wa, par­tia rot­mi­strza Gli­ńskie­go ru­szy­ła już na wschód. Po­dob­ną dro­gą po­sze­dł rot­mistrz Ho­raw­ski. W ob­dar­tych mun­du­rach, bez dys­tynk­cji, z wor­ka­mi prze­rzu­co­ny­mi przez ple­cy nie od­ró­żnia­li się od ro­syj­skich żo­łnie­rzy wra­ca­jących do do­mów i gra­bi­ących przy­gra­nicz­ne ma­jąt­ki. Dzi­ęki temu ła­twiej było omi­nąć bol­sze­wic­kie po­ste­run­ki. Choć i tak nie były one zbyt szczel­ne.

Po­ste­ru­nek gra­nicz­ny mie­ścił się kil­ka wiorst na wschód od Hom­la, w nie­wiel­kiej cha­cie na skra­ju wsi. A wła­ści­wie obok niej. W cie­niu drze­wa stał chy­bo­tli­wy stół, pil­no­wa­ny przez kil­ku wy­rost­ków uzbro­jo­nych po zęby. Nie byli to jed­nak żo­łnie­rze. Wi­dać było u nich brak oby­cia. „_Sza­bla prze­szka­dza­ła ka­ra­bi­no­wi, ka­ra­bin za­wa­dzał o re­wol­wer_”7). Miny jed­nak mie­li dziar­skie i po­wa­żne. Byli urzęd­ni­ka­mi i od nich za­le­żał los ka­żde­go prze­cho­dzące­go na wschód. Cóż z tego, że nie po­tra­fi­li czy­tać i pi­sać – do­ku­men­ty spraw­dza­li z nie­zwy­kłą sta­ran­no­ścią.

------------------------------------------------------------------------

7) Ibidem, s. 220.

– Wi­dział pan rot­mistrz, jak ten pod­ro­stek ba­dał moje pa­pie­ry – sie­rżant Piotr Woj­cie­chow­ski, zwró­cił się do Gli­ńskie­go, kie­dy ode­szli na bez­piecz­ną już od­le­gło­ść. – Minę miał nie­złom­ną, a pasz­port czy­tał do góry no­ga­mi! – śmiał się już ca­łkiem gło­śno.

– Chy­ba u ka­żde­go tak spraw­dza­li! Z całą po­wa­gą czy­tał do sa­me­go ko­ńca. Do­brze, że wach­mi­strza Wy­rwę-Pa­włow­skie­go o nich nie za­py­tał, bo do­pie­ro by­łby rwe­tes.

Na ra­zie wszyst­ko szło do­brze. Ca­ło­ść par­tji bez­piecz­nie prze­szła przez gra­ni­cę. Przed nimi były jesz­cze dłu­gie ty­go­dnie mar­szu. O ile samo prze­jście gra­ni­cy nie na­stręcza­ło chwi­lo­wo pro­ble­mów, to pó­źniej kło­po­ty ro­sły z ka­żdą po­ko­na­ną wior­stą8). Zwłasz­cza dla tych, któ­rzy nie zna­li ro­syj­skie­go.

------------------------------------------------------------------------

8) Wiorsta – dawna rosyjska niemetryczna miara długości. Według systemu miar ustanowionego w 1835 roku wiorsta stanowiła równowartość 1,0668 km.

***

Uni­ka­jąc re­wo­lu­cyj­nych pa­tro­li, do­tar­li do Kli­ńska, gdzie na sta­cji ko­le­jo­wej spo­tka­li gru­pę rtm. Hra­ka­ły-Ho­raw­skie­go. Po krót­kiej roz­mo­wie ofi­ce­ro­wie po­sta­no­wi­li ru­szyć w dal­szą dro­gę ra­zem. Bez wi­ęk­szych pro­ble­mów do­szli do Bria­ńska9). W mie­ście mi­ja­li splądro­wa­ne cer­kwie, chra­my i klasz­to­ry. Zde­mo­lo­wa­ne skle­py i re­stau­ra­cje. Na tro­tu­arze wa­la­ły się wy­rzu­co­ne z bu­dyn­ków iko­ny, ksi­ążki, roz­bi­te lu­stra, po­ła­ma­ne krze­sła, roz­trza­ska­ne szu­fla­dy, a ta­kże reszt­ki je­dze­nia, o któ­re wal­czy­ły psy, koty i bie­do­ta. Ze­wsząd do­cho­dzi­ły od­gło­sy pi­jac­kich or­gii. W mie­ście pa­no­wa­ła anar­chia i bez­ho­ło­wie. Nie­wiel­kim grup­kom Po­la­ków bar­dzo ła­two było się prze­mknąć w pa­nu­jącym cha­osie.

------------------------------------------------------------------------

9) Gliński w swoich wspomnieniach mówi o Jarosławiu. Jest to pomyłka. Na trasie z Homla przez Klińsk do Moskwy nie leży Jarosław. Jedynym miastem odpowiadającym opisowi może być Briańsk.

Dwo­rzec Orłow­ski nie przed­sta­wiał sobą daw­nej świet­no­ści. Żó­łty bu­dy­nek był brud­ny, pe­łen śmie­ci i śmier­dział ury­ną. Podło­gi, pe­ro­ny i tory po­kry­wa­ła war­stwa łu­pin sło­necz­ni­ka. Bo o ile na chleb czy kar­pie­le nie było stać zbyt wie­lu, tak na sło­necz­nik mógł so­bie po­zwo­lić nie­mal ka­żdy. Prze­gry­za­li więc sło­necz­nik wszy­scy: ko­bie­ty, dzie­ci, star­cy, czer­wo­no­gwar­dzi­ści, a żeby nie wy­ró­żniać się z tłu­mu, ta­kże pol­scy ucie­ki­nie­rzy.

– Spójrz­cie – sie­rżant kiw­nął na Gli­ńskie­go. Ze względu na kon­spi­ra­cję daw­no już zre­zy­gno­wa­no z ofi­cjal­nych ty­tu­łów. Na słu­pie ogło­sze­nio­wym we­wnątrz bu­dyn­ku wi­siał wiel­ki pla­kat z krzy­czący­mi u góry, czer­wo­ny­mi li­te­ra­mi: „WSIEM! WSIEM! WSIEM!”.

Gli­ński za­czął czy­tać ode­zwę:

_ _

_Na ko­le­jach i dro­gach wod­nych od nie­ja­kie­go cza­su za­uwa­żyć się daje sze­reg po­dej­rza­nych oso­bi­sto­ści. Są to prze­wa­żnie mło­dzi mężczy­źni, z wy­glądu woj­sko­wi. W roz­mo­wie zdra­dza­ją ak­cent cu­dzo­ziem­ski, z celu dro­gi tłu­ma­czą się mgli­ście. Wszy­scy podąża­ją w kie­run­ku pó­łnoc­nym._

_ _

_Z wia­ry­god­nych źró­deł wia­do­mo nam, że są to le­gio­ni­ści-Po­la­cy, prze­dzie­ra­jący się na Mur­ma­ńsk, aby się po­łączyć z ban­da­mi An­glo-Fran­cu­zów i wraz z nimi za­to­pić nóż w ple­cach re­wo­lu­cji._

_ _

_Roz­ka­zu­je­my: po­dej­rza­nych ła­pać i od­sta­wiać dla uka­ra­nia do naj­bli­ższych władz. Jest to obo­wi­ąz­kiem ka­żde­go pro­le­ta­riu­sza. W ra­zie naj­mniej­sze­go przy aresz­cie opo­ru, ka­żdy ma pra­wo za­strze­lić opor­ne­go na miej­scu. Za pa­ńskie­go naj­mi­tę, jak za psa, żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści być nie może. Nie­chaj drżą przed gnie­wem Ludu._

_ _

_Niech żyje re­wo­lu­cja so­cjal­na! Niech żyje Mi­ędzy­na­ro­dów­ka! Pro­le­ta­riu­sze wszyst­kich kra­jów, łącz­cie się! Wal­ka na śmie­rć i ży­cie!_

_ _

_Głów­ny Ko­mi­tet do wal­ki z kontr­re­wo­lu­cją, sa­bo­ta­żem i spe­ku­la­cją_10).

------------------------------------------------------------------------

10) Małaczewski E., _Koń na wzgó­rzu i inne opo­wia­da­nia,_ Ło­mian­ki 2008, s. 97.

– Chy­ba mamy pro­blem. Cho­dźmy na po­ci­ąg. Trze­ba po­wia­do­mić po­zo­sta­łych.

***

Gli­ński wy­sze­dł na pe­ron mo­skiew­skie­go Dwor­ca Alek­san­drow­skie­go. Tu miał spo­tkać się z wy­słan­ni­ka­mi ma­jo­ra Czu­my. Prze­sze­dł przez bu­dy­nek. Był ostro­żny. Wi­dział już na pe­ro­nie i w holu dwor­ca osob­ni­ków w woj­sko­wych szy­ne­lach, któ­rzy no­si­li w kla­pie czy na pier­si pol­skie­go orła woj­sko­we­go. Ro­bi­li to jed­nak zbyt osten­ta­cyj­nie. Wie­dząc o roz­ka­zie WCzK, ża­den z żo­łnie­rzy nie pod­sze­dł do dziw­nych osob­ni­ków. To było zbyt przej­rzy­ste, zbyt wy­ra­zi­ste. Ja­sne było, że to bol­sze­wic­ka pu­łap­ka. Ucie­ki­nie­rzy cho­dzi­li po dwor­cu i oko­li­cach, szu­ka­jąc swo­je­go kon­tak­tu.

Po kil­ku go­dzi­nach krąże­nia za­uwa­żył dziw­nie za­cho­wu­jące­go się czło­wie­ka. Ob­dar­tus w cy­wil­nych spodniach i au­striac­kich owi­ja­czach, miał na so­bie znisz­czo­ny woj­sko­wy płaszcz i ta­kiż wo­rek. Co ja­kiś czas pod­no­sił jego kla­pę. Coś pod nią bły­ska­ło. Po­rucz­nik pod­sze­dł do nie­go wol­nym kro­kiem.

– Daj-ka pri­ku­rit – po­wie­dział, plu­jąc łu­pi­na­mi sło­necz­ni­ka.

– Na – za­gad­ni­ęty po­dał szczyp­tę ma­chor­ki.

– Da­le­ko stąd do Wierch­nich Tor­go­wych Riad?

– Nooo… – za­czął się jąkać. – Będzie z trzy, czte­ry wior­sty. Tam pria­mo. Twer­ską – od­po­wia­dał w mia­rę po­praw­nym języ­kiem ro­syj­skim, lecz ak­cent zdra­dzał, że nie był Ro­sja­ni­nem. Gli­ński, upew­niw­szy się, że ma do czy­nie­nia z pol­skim ofi­ce­rem, po­dał wcze­śniej umó­wio­ne ha­sło. Za­gad­ni­ęty od­po­wie­dział od­ze­wem.

– Do­brze was wi­dzieć – łącz­nik prze­sze­dł na pol­ski. – Nie­wie­lu się po­ja­wia. Co­raz wi­ęcej bol­sze­wic­kie ga­ze­ty pi­szą o poj­ma­nych le­gio­ne­rach. Tu­taj też na was po­lu­ją. Na nas zresz­tą też.

– Ci­ężko?

– Or­ga­ni­za­cja jest częścio­wo wy­kry­ta. Ale ma­jor jest w Mo­skwie – sko­ńczył ci­cho, po czym do­dał gło­śniej: – Nu cho­di, uka­żu do­ro­gu k tor­gu.

Wy­szli z dwor­ca ra­zem.

– Pój­dzie­my do szta­bu. Tam za­mel­du­je się pan ma­jo­ro­wi i uzy­ska ocze­ki­wa­ne in­for­ma­cje. Skręćmy tu­taj – wska­zał ręką.

***

Drzwi otwo­rzył po­staw­ny, lek­ko ły­sie­jący blon­dyn ubra­ny w sta­ry le­gio­no­wy mun­dur.

– Za­pra­szam, pa­no­wie – po­wie­dział, pa­trząc, co się dzie­je za ich ple­ca­mi. Ofi­ce­ro­wie we­szli do środ­ka. Go­spo­darz za­mknął do­kład­nie wszyst­kie zam­ki.

– Mel­du­je się rot­mistrz Wła­dy­sław Gli­ński.

– Czo­łem. Pro­szę sia­dać – Czu­ma wska­zał ge­stem głębo­ki fo­tel. – Jak dro­ga?

– Cze­re­zwy­czaj­ka po­lu­je na le­gio­ne­rów jak na zwie­rza. Ła­two nie jest, ale ma­ły­mi grup­ka­mi idzie się prze­bić.

Rot­mistrz ro­zej­rzał się. Miesz­ka­nie jak na wo­jen­ne wa­run­ki było bar­dzo szy­kow­ne. W kącie na ko­mo­dzie przy­kry­tej ob­ru­sem py­kał sa­mo­war. Na ścia­nach po­kry­tych gu­stow­ną ta­pe­tą, wi­sia­ły land­sza­fty ze sce­na­mi po­lo­wań. Pod oknem na sto­li­ku stał wa­zon z kwia­ta­mi. Z sąsied­nie­go po­miesz­cze­nia do­cho­dził za­pach pie­czo­ne­go chle­ba. Rot­mistrz nie jadł ni­cze­go tre­ści­we­go od dwóch dni. Gło­śno bur­cza­ło mu w brzu­chu.

– Wie­my, wie­my… Co chwi­la do­cho­dzą ra­por­ty – ma­jor się za­my­ślił. – Jed­nak jak na ra­zie wy­sy­łka idzie ca­łkiem spraw­nie. Kon­cen­tra­cja na­dal jest prze­wi­dzia­na na Mur­ma­niu, gdzie ge­ne­rał Hal­ler or­ga­ni­zu­je ar­mię.

– Jaką mar­szru­tę pan ra­dzi, ma­jo­rze?

Czu­ma nie zdążył od­po­wie­dzieć. Do po­ko­ju we­szła przy­stoj­na pani, nio­sąc na tacy go­rącą her­ba­tę i chleb z kon­fi­tu­ra­mi.

– Pro­szę się często­wać, pa­nie rot­mi­strzu – po­wie­dział, do­da­jąc kon­fi­tur do her­ba­ty.

– _Obec­nie dro­ga przez Wo­łog­dę jest za­mkni­ęta – kon­ty­nu­ował. – Bol­sze­wi­cy tak jej pil­nu­ją, że prze­do­stać się nie spo­sób. Pro­jek­tu­ję zmie­nić mar­szru­tę w kie­run­ku na wschód_11). Na ra­zie wol­na jest dro­ga do Ni­żne­go Now­go­ro­du. Pro­po­nu­ję, aby po­cze­kać w Mo­skwie, aż dro­ga na Wo­łog­dę będzie wol­na, albo ru­szyć na Ni­żnyj. Po za­ma­chu na von Mir­ba­cha i bun­cie ese­row­ców bol­sze­wi­cy sta­li się bar­dzo po­dejrz­li­wi12).

------------------------------------------------------------------------

11) Gliński W., _Z Bo­bruj­ska na Mur­man,_ _Żo­łnierz pol­ski na Mur­ma­nie. Jed­nod­niów­ka wy­da­na z oka­zji pierw­sze­go zjaz­du mur­ma­ńczy­ków_, War­sza­wa 1929, s. 17.

------------------------------------------------------------------------

12) 6 lipca 1918 roku lewi eserowcy przeprowadzili przeciw bolszewikom nieudany zamach stanu. Na V Zjeździe Rad 4 lipca Borys Kamkow i Maria Spirydonowa ostro krytykowali bolszewików, zarzucając im zdradę rewolucji podczas podpisywania traktatu brzeskiego, a także wystąpili przeciwko obowiązkowym kontyngentom zbożowym na wsiach. Po obradach postanowili urządzić prowokację, mającą zmusić Niemców do ponownego podjęcia działań zbrojnych. W przeprowadzonym zamachu zginął niemiecki ambasador Wilhelm von Mirbach. Niedługo później wierne eserowcom oddziały Czeka aresztowały Feliksa Dzierżyńskiego, a liderzy powstania udali się do Teatru Wielkiego na Zjazd Rad, gdzie Spiridonowa wygłosiła przemówienie potępiające bolszewików. W tym czasie Mārtiņš Lācis, zastępca Dzierżyńskiego, na rozkaz Lenina ściągnął do miasta oddziały łotewskie i polskie, które otoczyły Teatr Wielki, Łubiankę i koszary pokrowskie. Po nieudanej rewolucji lewica eserowska została zdelegalizowana i rozbita, działacze usunięci z rad, jej liderzy aresztowani przez Czeka, a następnie skazani na kary więzienia.

Gli­ński si­ęgnął po gru­bo po­sma­ro­wa­ny słod­kim dże­mem chleb.

– Pa­nie ma­jo­rze, sądzę, że… – nie sko­ńczył. Roz­le­gło się gło­śne pu­ka­nie do drzwi. „Znów nie zjem” – zdążył po­my­śleć.

***

– Pro­szę sie­dzieć – ma­jor Czu­ma za­cho­wał spo­kój. Do drzwi pod­sze­dł łącz­nik, któ­re­go Gli­ński po­znał na dwor­cu. Po­zo­sta­li ocze­ki­wa­li w na­pi­ęciu. Po­now­nie roz­le­gło się pu­ka­nie. Nie­co bar­dziej na­tar­czy­we. Ktoś po dru­giej stro­nie drzwi za­czy­nał się nie­cier­pli­wić. Łącz­nik na­ci­snął klam­kę, lek­ko uchy­la­jąc drzwi.

– Hra­ka­ło – dało się sły­szeć śpiew­ny ak­cent rot­mi­strza Hra­ka­ło-Ho­raw­skie­go. – Jaa… – za­czął po ro­syj­sku, ale nie zdążył sko­ńczyć. Gli­ński ze­rwał się na nogi.

– Wpu­śćcie pana rot­mi­strza! Toż to rot­mistrz Hra­ka­ło-Ho­raw­ski. Na­sze par­tje ra­zem idą na Mur­mań.

Drzwi otwo­rzy­ły się sze­ro­ko. Do miesz­ka­nia wsze­dł za­ro­śni­ęty ob­dar­tus. Na wi­dok za­sta­wio­ne­go sto­łu uśmiech­nął się.

– Mel­du­ję się pa­nie ma­jo­rze!

Na­stęp­ną go­dzi­nę spędzi­li na usta­la­niu ko­lej­nych eta­pów i roz­mo­wach na te­mat ak­tu­al­nych wy­da­rzeń w Ro­sji. Wędrow­cy z roz­wi­ąza­ne­go I Kor­pu­su do­wie­dzie­li się od Czu­my, że w Mo­skwie prze­by­wa znacz­na gru­pa pol­skich żo­łnie­rzy, któ­rzy sta­nęli po stro­nie czer­wo­nych. Nie zdzi­wi­ło ich to zbyt­nio – już po wy­bu­chu re­wo­lu­cji lu­to­wej wśród wie­lu żo­łnie­rzy Kor­pu­su Do­wbor-Mu­śnic­kie­go wzra­sta­ły na­stro­je re­wo­lu­cyj­ne. Bol­sze­wi­cy zy­ska­li naj­wi­ęk­szy po­słuch w 1 Pol­skim Za­pa­so­wym Pu­łku Strzel­ców for­mo­wa­nym w Bie­łgo­ro­dzie. Po­wo­ła­no Ko­mi­tet Pu­łko­wy, któ­ry od­wo­łał do­wód­cę ppłk. Win­nic­kie­go, mia­nu­jąc na jego miej­sce por. Jac­kie­wi­cza i wzy­wa­jąc do wpro­wa­dze­nia re­wo­lu­cyj­nej dys­cy­pli­ny. Po re­wo­lu­cji pa­ździer­ni­ko­wej pułk bie­łgo­rodz­ki nie­mal w ca­ło­ści zde­zer­te­ro­wał, prze­sze­dł na stro­nę bol­sze­wi­ków i jako Re­wo­lu­cyj­ny Bie­łgo­rodz­ki Pułk Strzel­ców pro­wa­dził dzia­ła­nia prze­ciw woj­skom ukra­ińskim. Wy­da­rze­nia te roz­nio­sły się sze­ro­kim echem wśród żo­łnie­rzy I Kor­pu­su Pol­skie­go i wy­wo­ła­ły obu­rze­nie. Ofi­ce­ro­wie słu­żący nie­gdyś w I Kor­pu­sie zna­li tę hi­sto­rię.

Nie wie­dzie­li na­to­miast, że po częścio­wym roz­bi­ciu pu­łku przez woj­ska Kor­ni­ło­wa na po­cząt­ku 1918 roku, prze­for­mo­wa­no go w Mo­skwie w Czer­wo­ny Pułk Re­wo­lu­cyj­nej War­sza­wy. Od wio­sny tego roku pułk brał udział w li­kwi­do­wa­niu kontr­re­wo­lu­cji i od­dzia­łów, któ­re nie sta­nęły po stro­nie bol­sze­wi­ków. Za­częli od li­kwi­da­cji i roz­bro­je­nia pol­skie­go Pu­łku Strzel­ców im. Bar­to­sza Gło­wac­kie­go, na­stęp­nie wal­czy­li prze­ciw anar­chi­stom, bia­ło­gwar­dyj­skim żo­łnie­rzom z or­ga­ni­za­cji „So­juz Za­szczi­ty Ro­di­ny i Re­wo­lu­cji”, aż w ko­ńcu prze­ciw ese­row­com. Pułk zy­skał uzna­nie Ko­mi­te­tu Wo­jen­ne­go i rów­no­cze­śnie złą sła­wę wśród bia­łych Ro­sjan i Po­la­ków. Czu­ma ostrze­gał wędrow­ców przed nad­mier­nym za­ufa­niem w sto­sun­ku do in­nych Po­la­ków. Mo­gli się oni oka­zać bol­sze­wic­ki­mi pro­wo­ka­to­ra­mi.

Żo­łnie­rze, wy­po­sa­że­ni w pie­ni­ądze od mjr. Czu­my, ku­pi­li bi­le­ty ko­le­jo­we do Ni­żne­go No­wo­gro­du. W nad­wo­łża­ńskim mie­ście nie było tak nie­bez­piecz­nie, jak w Mo­skwie. Bol­sze­wic­ka wła­dza jesz­cze nie okrze­pła. Dla­te­go eta­py dzia­ła­ły pó­ło­fi­cjal­nie. W pol­skiej pa­ra­fii uzy­ska­li kon­takt do ofi­ce­ra eta­po­we­go, któ­ry za­kwa­te­ro­wał ich w nie­daw­no roz­bi­tym… wi­ęzie­niu. Po kil­ku dniach spędzo­nych na wi­ęzien­nych pry­czach otrzy­ma­li bi­le­ty na sta­tek kur­su­jący do Ja­ro­sła­wia.

Mieszocznicy w drodze ze swoim dobytkiem. Fot. do­me­na pu­blicz­na.

***

Z dru­giej stro­ny do Mo­skwy zbli­żał się ppor. Len­czow­ski. Rów­nież wy­brał po­ci­ąg. W głębi Ro­sji cze­re­zwy­czaj­ka nie kon­tro­lo­wa­ła tak szcze­gó­ło­wo ru­chu skła­dów. Przy­naj­mniej na ra­zie. Bra­ko­wa­ło im lu­dzi, a naj­wa­żniej­sze w tam­tym cza­sie było zdła­wie­nie kontr­re­wo­lu­cji w naj­wa­żniej­szych mia­stach.

_Po­ci­ągiem tym je­cha­ło wie­lu tzw. „mie­szocz­ni­ków”, tj. prze­wa­żnie ofi­ce­rów car­skich, prze­wo­żących w wor­kach mąkę znad Donu do wy­gło­dzo­nej Mo­skwy i w cza­sie jaz­dy ro­ze­szła się po­gło­ska, iż z na­prze­ciw­ka pędzi śle­pa lo­ko­mo­ty­wa, prze­to po­wstał po­płoch w po­ci­ągu i wie­lu z pod­ró­żnych wy­ska­ki­wa­ło przez okna przy zwol­nie­niu bie­gu po­ci­ągu._

_Przy­je­chaw­szy do Mo­skwy 17 czerw­ca, uda­łem się do sie­dzi­by Ko­mi­te­tu Pol­skie­go, Za­ułek Uspian­skiej 5, lecz tam oświad­czo­no mi, abym na­tych­miast opu­ścił lo­kal ko­mi­te­tu, gdyż bol­sze­wi­cy co dru­gi dzień urządza­ją w nim re­wi­zje._

_Po­in­for­mo­wa­no mnie za­ra­zem, że am­ba­sa­da fran­cu­ska prze­nio­sła się już z Mo­skwy do Wo­łog­dy i ra­dzo­no mi udać się tam, gdyż am­ba­sa­da może wy­sta­wić mi od­po­wied­ni do­ku­ment_13).

------------------------------------------------------------------------

13) Lenczowski F., _U źró­deł na­szej wol­no­ści – Za­po­mnia­ny bo­ha­ter ze Stro­nia. Wspo­mnie­nia z ży­cia Fran­cisz­ka Len­czow­skie­go,_ Stry­czów 2014, s. 44.

Nikt z urzęd­ni­ków Ko­mi­te­tu Pol­skie­go nie po­in­for­mo­wał go, że dro­ga na Wo­łog­dę zo­sta­ła wła­ści­wie od­ci­ęta. Za kil­ka ru­bli ku­pił ru­basz­kę i czap­kę z na­usz­ni­ka­mi, z wor­kiem na ra­mie­niu, wy­pe­łnio­nym chle­bem, z brud­ny­mi ręka­mi i twa­rzą, wsia­dł do wa­go­nu pe­łne­go węgla. Ukry­ty w nim miał na­dzie­ję do­stać się do Wo­łog­dy. ■NAJKRÓTSZA DROGA

Len­czow­ski wró­cił ze swo­imi to­wa­rzy­sza­mi pod­ró­ży na dwo­rzec. Prze­ku­pi­li ko­le­ja­rza, aby otwo­rzył im prze­dział pierw­szej kla­sy. Do Zwan­ki, le­żącej pod Pio­tro­gro­dem, do­je­cha­li bez wi­ęk­szych pro­ble­mów. Na sta­cji w Zwan­ce mie­li zna­le­źć fran­cu­skie­go ofi­ce­ra. Po­cze­ka­li, aż wszy­scy pa­sa­że­ro­wie opusz­czą po­ci­ąg i wy­szli, kie­dy pe­ron się wy­lud­nił. Len­czow­ski ro­zej­rzał się.

_Spo­strze­głszy mężczy­znę, trzy­ma­jące­go w ręku ga­ze­tę, zgod­nie z in­for­ma­cją, pod­sze­dłem ostro­żnie ku nie­mu i krót­ko oświad­czy­łem mu w języ­ku fran­cu­skim, iż je­dzie­my do Fran­cji, ten wska­zał nam ręką kie­ru­nek, w któ­rym mamy iść wzdłuż to­rów ko­le­jo­wych i za­trzy­mać się za bu­dyn­kiem sta­cyj­nym. Przy­sta­nęli­śmy we wska­za­nym­miej­scu koło 3 wa­go­nów, w któ­rych mie­ści­ły się ma­ga­zy­ny fran­cu­skie; tam za­opa­trzo­no nas na dal­szą pod­róż w kon­ser­wy mi­ęsne, in­for­mu­jąc za­ra­zem o cza­sie od­jaz­du naj­bli­ższe­go po­ci­ągu w stro­nę Pe­tro­za­wodz­ka le­żące­go nad je­zio­rem One­ga. W Pe­tro­za­wodz­ku mie­li udzie­lić nam ofi­ce­ro­wie fran­cu­scy dal­szych wska­zó­wek i po­mo­cy w na­szej wędrów­ce na da­le­ką Pó­łnoc_28).

------------------------------------------------------------------------

28) Lenczowski F., op. cit., s. 48.

Po kil­ku go­dzi­nach ocze­ki­wa­nia w ukry­ciu za ma­ga­zy­na­mi bie­że­ńcy wsie­dli do po­ci­ągu, ja­dące­go na pó­łnoc­ny wschód. Dla bez­pie­cze­ństwa ka­żdy w in­nym wa­go­nie. Roz­sie­dli się po­mi­ędzy ro­bot­ni­ka­mi, chło­pa­mi i ba­ba­mi, któ­rzy je­cha­li szu­kać szczęścia i pra­cy. I by­ły­mi żo­łnie­rza­mi, któ­rzy po tru­dach woj­ny wra­ca­li do do­mów. Po­ci­ąg z sy­kiem po­wo­li ru­szył w stro­nę Per­to­za­wodz­ka.

Po kil­ku go­dzi­nach jaz­dy skład za­czął zwal­niać. Za­pisz­cza­ły ha­mul­ce. Po­ci­ąg z ci­ężkim sap­ni­ęciem za­trzy­mał się po­środ­ku ni­cze­go. Do wa­go­nu wsze­dł ko­mi­sarz bol­sze­wic­ki w sfa­ty­go­wa­nym, zie­lo­nym, ofi­cer­skim płasz­czu, po­zba­wio­nym dys­tynk­cji. U pasa miał za­wie­szo­ne dwie ka­bu­ry, kry­jące re­wol­we­ry Na­gant. Za nim we­szło dwóch żo­łnie­rzy z ka­ra­bi­na­mi. Pod­cho­dzi­li do ka­żde­go pod­ró­żne­go, py­ta­jąc o cel pod­ró­ży i żąda­jąc do­ku­men­tów. W ko­ńcu po­de­szli do Len­czow­skie­go.

– Do­kąd je­dzie­cie? – za­py­tał szorst­ko ko­mi­sarz.

– Da­le­ko – la­ko­nicz­nie od­po­wie­dział Len­czow­ski, naj­lep­szym ro­syj­skim, na jaki było go stać.

– Po­ka­żcie bu­ma­gę!

Len­czow­ski za­wa­hał się. Za­sta­na­wiał się, któ­ry _„z po­sia­da­nych do­ku­men­tów mam mu po­ka­zać, a mia­no­wi­cie, czy fran­cu­ski ‘orde de se­rvi­ce’, wy­da­ny w Wo­łog­dzie, czy też sfa­łszo­wa­ne za­świad­cze­nie na na­zwi­sko Jana Sza­blow­skie­go, wzi­ąłem dla szczęścia ro­do­we na­zwi­sko mo­jej mat­ki, aby mi to­wa­rzy­szy­ła w tej wędrów­ce, ucho­dźcy z Kielc, wy­pi­sa­ne prze­ze mnie na blan­kie­cie Pol­skiej Okręgo­wej Rady Wy­gna­ńczej w Tam­bo­wie. Po szyb­kim na­my­śle – nie tra­cące zim­nej krwi – po­ka­za­łem mu owo za­świad­cze­nie ucho­dźcze”_29).

------------------------------------------------------------------------

29) Ibidem, s. 49.

– To do­kąd je­dzie­cie? – za­py­tał jesz­cze raz ko­mi­sarz.

– Da­le­ko – po­wtó­rzył ofi­cer ze spo­ko­jem, uda­jąc obo­jęt­no­ść.

– W ja­kim celu?

– Za chle­bem.

– Uje­żdżaj – ko­mi­sarz od­dał mu pa­pie­ry i po­sze­dł da­lej, prze­py­ty­wać ko­lej­ne­go pa­sa­że­ra. Nad Len­czow­skim sta­nęli dwaj to­wa­rzy­szący ko­mi­sa­rzo­wi żo­łnie­rze. Je­den z nich spoj­rzał na nie­go.

_– Ja wiem, kto pan jest i do­kąd pan je­dzie, ale nich Bóg pana pro­wa­dzi_30).

------------------------------------------------------------------------

30) Ibidem.

Li­nię ko­le­jo­wą do Pe­tro­za­wadz­ka pa­tro­lo­wa­li pol­scy bol­sze­wi­cy z pu­łku bie­łgo­rodz­kie­go. Tym ra­zem bol­sze­wik oka­zał ła­skę swe­mu kra­ja­no­wi. Nie ka­żdy taki był.

***

W Pe­tro­za­wodz­ku za­czy­na­ła się li­nia ko­le­jo­wa łącząca Mur­ma­ńsk z za­cho­dem Ro­sji. _„Li­nią tą prze­wo­żo­no broń i amu­ni­cję, wy­sy­ła­ną z Fran­cji, dro­gą mor­ską, do Mur­ma­ńska. Tor ko­le­jo­wy na tej li­nii był w nie­któ­rych miej­scach, ze względu na po­spiech bu­do­wy, pra­wie wi­szący, gdyż na rze­kach pro­gi wspar­te były wraz z pod­kła­da­mi tyl­ko na wiel­kich gła­zach, ster­czących z ko­ry­ta rze­ki”_31).

------------------------------------------------------------------------

31) Ibidem, s. 50.

Jak się oka­za­ło, w po­ci­ągu znaj­do­wa­ło się wie­lu Po­la­ków i Fran­cu­zów. Im było bli­żej Mur­ma­ńska, tym czu­li się swo­bod­niej. Na sta­cji ko­le­jo­wej w So­ro­ce, ucie­ki­nie­rzy za­uwa­ży­li esze­lon serb­skiej ar­ty­le­rii. Wów­czas już wszel­ka bo­ja­źń mi­nęła. Żo­łnie­rze za­częli wi­wa­to­wać. Wpa­da­li so­bie w ra­mio­na. Po­zdra­wia­li so­jusz­ni­ków. „_Czu­jąc się już bez­piecz­nie ofi­ce­ro­wie fran­cu­scy na­pi­sa­li kre­dą na ze­wnętrz­nej stro­nie jed­ne­go z wa­go­nów na­sze­go po­ci­ągu ‘Mis­sion Fran­ca­ise’_32). Po trzech dniach spo­koj­niej pod­ró­ży za­je­cha­li do Mur­ma­ńska. Len­czow­ski miał na­dzie­ję, że na­tych­miast uda mu się wy­ru­szyć w dro­gę do Fran­cji. Tak się jed­nak nie sta­ło.

------------------------------------------------------------------------

32) Ibidem.

Pierw­si Po­la­cy zna­le­źli się w Mur­ma­ńsku i Koli już w dru­giej po­ło­wie czerw­ca 1918 roku, wy­ko­rzy­stu­jąc naj­krót­sze dro­gi i fakt, że ra­dziec­ka wła­dza jesz­cze nie okrze­pła. Tak, jak zro­bił to Fran­ci­szek Len­czow­ski. Ci, któ­rzy wy­bra­li dłu­ższą, acz zgod­ną z wy­tycz­ny­mi, dro­gę przez Mo­skwę, Wo­łog­dę, w wi­ęk­szo­ści byli już mar­twi albo sie­dzie­li w bol­sze­wic­kich ka­tow­niach.

_An­gli­cy ogląda­li ze zdu­mie­niem dłu­gie bro­dy i ob­dar­te łach­ma­ny, pa­trzy­li w zmęczo­ne oczy, da­wa­li kie­li­szek rumu i tro­chę kon­serw, po­ży­cza­li gil­let­ki i od­sy­ła­li do sta­cji zbor­nej wojsk pol­skich w Koli._

_Oko­ło po­ło­wy lip­ca ze­bra­ło się już w Koli i Mur­ma­ńsku bli­sko dwu­stu ofi­ce­rów i żo­łnie­rzy pol­skich, za­le­d­wie mała część tych, któ­rzy ró­żny­mi szla­ka­mi zdąża­li ku wy­brze­żu pó­łnoc­ne­mu, ale nie zdo­ła­li ujść sie­ciom cze­re­zwy­czaj­ki._

_Ubra­nym w po­rząd­ne an­giel­skie mun­du­ry, odży­wia­nym na an­giel­skiej żo­łnier­skiej kuch­ni, któ­ra po gło­dów­ce bol­sze­wic­kiej wy­da­wa­ła się szczy­tem wy­kwin­tu ga­stro­no­micz­ne­go, szyb­ko mi­jał czas na ćwi­cze­niach, (…) bra­ta­niu się z in­ne­mi od­dzia­ła­mi wojsk ko­ali­cyj­nych, wal­ce z nie­mi­ło­sier­ny­mi mo­ski­ta­mi i prze­kli­na­niu „bia­łych nocy”, nie­po­zwa­la­jących no­wi­cju­szom na po­rząd­ne wy­spa­nie się_33).

------------------------------------------------------------------------

33) Strzetelski S., _Na 492-giej wio­rście_, _Żo­łnierz pol­ski…_, op. cit., s. 37.

Z obec­nych w Mur­ma­ńsku żo­łnie­rzy na­tych­miast roz­po­częto for­mo­wa­nie pol­skie­go od­dzia­łu. Wszyst­ko dzia­ło się bar­dzo szyb­ko. _„W dniu 2 lip­ca 1918 r. bry­ga­dier J. Hal­ler za­twier­dził stop­nie ofi­cer­skie, wy­gło­sił do nas prze­mó­wie­nie z wa­go­nu ko­le­jo­we­go w Koli i na­za­jutrz od­pły­nął wraz z St. Grab­skim i kpt T. Ma­li­now­skim z Mur­ma­ńska stat­kiem do por­tu szkoc­kie­go_”34).

------------------------------------------------------------------------

34) Lenczowski F., op. cit., s. 54.

Od­dzia­łem Pol­skim w Koli do­wo­dził płk Sta­ni­sław Mach­ce­wicz, były do­wód­ca 5 Dy­wi­zji Strzel­ców II Kor­pu­su Pol­skie­go. Do po­ło­wy lip­ca ze­bra­ło się tam po­nad 60 żo­łnie­rzy i oko­ło 100 ofi­ce­rów. Z pol­skich żo­łnie­rzy utwo­rzo­no kom­pa­nię strzel­ców pod do­wódz­twem kpt. Su­łkow­skie­go oraz Le­gię Ofi­cer­ską, do­wo­dzo­ną przez kpt. Lip­skie­go. W skład Le­gii wcho­dził plu­ton ka­ra­bi­nów ma­szy­no­wych kpt. Ra­do­li­ńskie­go oraz ba­te­ria ar­ty­le­rii, do­wo­dzo­na przez por. Świ­ątec­kie­go. Pierw­si z Mur­ma­ńczy­ków już do­tar­li na miej­sce. Inni na­dal gra­li z bol­sze­wi­ka­mi w grę o ży­cie. ■
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: