Baśka Murmańska i Lwy Północy - ebook
Baśka Murmańska i Lwy Północy - ebook
Na dalekiej północy Rosji istnieją jedynie trzy pory roku: mokre błoto, suche błoto i zamarznięte błoto. Gdy jest sucho komary tną niemiłosiernie. Gdy błoto zamarznie, pękają drzewa i końskie chrapy. Na nieludzkiej ziemi garstka Polaków i młoda biała niedźwiedzica walczyli o niepodległą Polskę, przeciwstawiając się bolszewickiej nawale.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66955-12-7 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Po to my walczyli, żeby teraz z gołą ręką?
– Zdrada to przecie!
– Hańba!
Do uszu podporucznika Chrząstowskiego dochodziły coraz bardziej oburzone głosy ułanów. Cichły kiedy nadchodził, by znów wezbrać na sile, kiedy się oddalał. Wiedział, co czują. Jeszcze niedawno bili bolszewików pod Bobrujskiem, Mińskiem, Tatarką. Władali potężną twierdzą, która w 1812 roku była bezskutecznie oblegana przez wojska napoleońskie. A teraz bez walki mieli oddać broń, sztandary i honor.
Dwa dni wcześniej na naradzie, wraz z innymi oficerami, usłyszał rozkaz gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego, nakazujący rozformowanie I Korpusu Polskiego w Rosji. Po podpisaniu pokoju brzeskiego między Cesarstwem Niemieckim i Austro-Węgrami a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Radziecką władze niemieckie postanowiły doprowadzić do likwidacji Korpusu. Początkowo Dowbor-Muśnicki, opierając się na autorytecie Rady Regencyjnej, starał się do tego nie dopuścić, lecz wkrótce uległ niemieckim żądaniom. W wojsku zawrzało. W Bobrujsku przeciw rozkazowi zbuntowały się oddziały legionowe ppłk. Przemysława Barthel de Weydenthala. Wdarł się do sztabu Korpusu, aresztował Dowbora i objął dowództwo. Mimo ogólnego niezadowolenia z decyzji o rozformowaniu jednostki, buntownik nie znalazł poklasku wśród oficerów sztabowych i po uwolnieniu swego dowódcy, wyjechał na Kubań pod rozkazy płk. Żeligowskiego. Dalszy opór organizacji piłsudczyków z Leopoldem Lisem-Kulą i Melchiorem Wańkowiczem na czele, ograniczył się do wyrażania wielkiego oburzenia. Na nic to się zdało – rozpoczął się proces likwidacji Korpusu.
Zgodnie z umową zawartą z dowództwem Ober-Ostu, żołnierze mieli zachować wolność osobistą i całkowitą swobodę ruchów. Konie miały zostać sprzedane Niemcom, a działa, karabiny i zapasy amunicji przekazane Radzie Regencyjnej w Warszawie. Korpus został rozbrojony 21 maja 1918 roku. Ostatni transport wojsk Korpusu opuścił Bobrujsk 8 lipca.
Żołnierze stanęli przed decyzją: co dalej?
_Minęły godziny rozpaczy i wściekłości na wszystkich i wszystko, a w szczególności – na winowajców tego, co się stało z Korpusem. Minęły bezsenne noce, trawione na naradach z kolegami, co robić dalej, i chwile głębokiego żalu nad tymi oficerami Korpusu, którzy strzelali sobie w łeb, nie mogąc przeżyć hańby złożenia broni w ręce Niemców. Bo inne pułki pragnęły walki z Niemcami (…). Większość oddziałów potępiła wprawdzie decyzję rozbrojenia, jednak uważała za żołnierski obowiązek zachować do końca dyscyplinę i słuchać przełożonych (…). Za żadną cenę nie chcieliśmy bowiem dopuszczać do bezcelowego buntu i rebelii, która poderwałaby dobrą sławę dyscypliny ułana spod Krechowiec._
_Natomiast nie zrezygnowaliśmy z dalszej akcji_ – wspominał Zdzisław Chrząstowski – _kontynuowanej indywidualnie i partiami. Kto więc wierzył w istnienie desantu koalicyjnego na Murmaniu, szykował się do podróży na Murmań. Kto wierzył w odrodzenie wojska polskiego w ramach rosyjskiej armii generała Aleksiejewa, tak zwanej Białej Armii Ochotniczej, kierował się nad Don lub na Kaukaz. Kto wierzył w szybsze niż obca interwencja, samorzutne powstanie w kraju, wstępował do POW i wybierał się do kraju_1).
------------------------------------------------------------------------
1) Chrząstowski Z., _Górne i durne. Na Murmań,_ Wydawnictwo LTW, Łomianki 2014, s. 194-196.
Większość wybrała natychmiastowy powrót nad Wisłę. W Polsce odegrali znaczącą rolę w odzyskaniu niepodległości, walcząc jesienią 1918 roku pod Wilnem i Lwowem. Inni ruszyli na wschód i północ przez ogarniętą rewolucyjną furią, nieludzką ziemię. Najmniejsze grupy podążyły za koło polarne. Tą drogą, przez porty Morza Białego, żołnierze mieli nadzieję dołączyć do polskiej armii we Francji. ■NA MURMAŃ!
Żołnierze I Korpusu Polskiego, którzy chcieli dostać się na Murmań, mieli przed sobą ponad 2000 kilometrów drogi przez morze rewolucji. W każdej wiosce pełno było byłych carskich żołnierzy uzbrojonych po zęby i żądnych krwi panów, oficerów, burżujów i legionierów-biełopolaków. Na piaszczystych, wiejskich drogach grasowały uzbrojone bandy. Na każdej stacji kolejowej, przystani rzecznej, w każdym miasteczku, kontrole prowadziła Czerezwyczajka. W jeszcze gorszej sytuacji byli żołnierze armii niemieckiej i austriackiej, którzy po rewolucji zostali zwolnieni z niewoli i tułali się za chlebem po Rosji.
(…) _nie mając środków na zakup żywności, zmuszani byliśmy udawać się na żebranie do okolicznych wsi. Chodziłem i ja wraz z J. Gajdzica, rodem z Ustronia Śląskiego, za chlebem po wsiach a jako wątły wchodziłem do domów, prosząc o „miłostinu”. tj. jałmużnę. Otrzymywałem ćwierć, a nawet nieraz pół bochenka chleba wiejskiego wypieku, które to kawałki mój towarzysz wkładał do plecaka i nosił od wsi do wsi; gdzieniegdzie poczęstowano nas zupą. W czasie jednej z takich wypraw chlebowych, w pewnej wsi zaatakował nas pies z ubitą nogą, a tedy Gajdzica, mówiąc do mnie: „nie bój się, nie bój się”, zasłonił się mną przed tym ujadającym i doskakującym do nas psem, a ten urwał mi kawał przefarbowanego wojskowego płaszcza. Pies po tej operacji odbiegł, a my poszliśmy dalej w zapadającym już zmroku_2) – wspominał Franciszek Lenczowski.
------------------------------------------------------------------------
2) Lenczowski F., _U źródeł naszej wolności – Zapomniany bohater ze Stronia. Wspomnienia z życia Franciszka Lenczowskiego,_ Stryczów 2014, s. 42.
Dla niego przeprawa była o tyle trudna, że był w głębi Rosji, słabo znał język i nie do końca wiedział, w którą stronę iść. Inne problemy mieli żołnierze polskich korpusów.
– Panowie oficerowie! – rotmistrz Bronisław Romer, organizator przerzutu, zwrócił się do zgromadzonych. – Homel zajęty jest przez Niemców. Dotrzecie tam bez przeszkód, korzystając z prawdziwych dokumentów. Nadal mamy swobodę przejazdu, więc korzystajcie z niej. W Homlu lub Kijowie spotkacie się oficerami etapowymi. Szczegóły przekażę każdej partji osobno. Jako pierwsi wyruszą rotmistrzowie Horawski i Gliński oraz porucznik Chrząstowski. Zameldujecie się u porucznika Małagowskiego, który wypisze panom rozkazy delegacji poza granice I Korpusu.
Cała trójka kiwnęła głowami.
– Porucznik wyda panom także potrzebne fałszywe dokumenty dla całej partji. Powodzenia.
Niemieccy żołnierze w Homlu w 1918 roku. Fot. domena publiczna.
***
Niewielkie, maksymalnie dziesięcioosobowe grupy, ruszyły pociągami do Homla. Nikt ich nie kontrolował. Nikt nie sprawdzał, dokąd jadą. Oficerowie, podoficerowie, żołnierze i ułani jechali w szaro-zielonych mundurach, z odznakami stopni widocznymi z daleka. W pociągu siedzieli niemieccy i austro-węgierscy żołnierze, ukraińscy przemytnicy, uchodźcy, dezerterzy i zwykli rabusie. Nikt nie zwracał uwagi na Polaków. Niemcy nie panowali w pełni nad terenami okupowanymi, mimo że patrole żołnierzy w stalowych hełmach przemierzały równiny pomiędzy Sożą a Dnieprem. Zdarzało się nawet, że co jakiś czas taki patrol ginął bez wieści pomiędzy biednymi wsiami. Ogarnięta rewolucyjnym szałem wiejska ludność była wrogo nastawiona do obcych. Łatwo było stracić życie pod ciosami wideł i siekier. W Homlu z kolei panował pruski ład i porządek. Okupanci gospodarzyli jak w heimacie – reperowali drogi, stawiali nowe słupy telegraficzne, umacniali brzeg Soży, uruchomili warsztaty portowe. Wszystkie prace nadzorowali żołnierze. W ogarniającym Ukrainę chaosie Homel wydawał się oazą spokoju3).
------------------------------------------------------------------------
3) Najbliższa rodzina por. Chrząstowskiego wyjechała do Homla, uciekając przed toczącymi się na Żmudzi działaniami wojennymi. Porucznik odwiedził ich na krótko podczas swej drogi na Murmań.
Kilka kilometrów na wschód od miasta przebiegała linia demarkacyjna. Choć równie dobrze można by ją nazwać linią frontu. Mimo rozejmu co jakiś czas dochodziło do wymiany ognia pomiędzy bandami byłych carskich żołnierzy a Niemcami. Jeszcze dalej na wschód panowało bezprawie, bezhołowie i ogólna anarchia. Tam polskie mundury ściągnęłyby na uciekinierów śmierć. Nad bolszewicką Ukrainą nikt nie miał władzy. Rządziła brutalna przemoc, której obraz dopełniały wszechogarniające nędza i głód. Brakowało zwłaszcza chleba, soli i cukru.
_Choć więc handel publiczny był przez bolszewików ścigany i karany, handel pokątny kwitł w najlepsze. Ponieważ sklepy były przymusowo zamknięte, zajmowali się handlem sprzedawcy uliczni, przywożąc sól i cukier spod okupacji niemieckiej i obnosząc te towary w niedużych worach oraz workach. Od słowa ‘mieszok’, czyli worek, handlarzy tych nazywali w Rosji ‘mieszocznikami’, co oznacza ‘woreczkarz’. Podobno tysiące takich ‘woreczkarzy’ krążyło teraz między Homlem a Rosją, przekraczając nielegalnie granicę i szmuglując sól i cukier_4).
------------------------------------------------------------------------
4) Chrząstowski Z., _Górne i durne. Na Murmań,_ Wydawnictwo LTW, Łomianki 2014, s. 212.
– Panowie – Chrząstowski zwrócił się do swoich ułanów. – W zniszczonych mundurach, bez dystynkcji, wyglądamy jak bandy „mieszoczników”. Łatwiej nam będzie w tłumie przemytników przekroczyć granicę. Dlatego zdecydowałem zmienić marszrutę. Ruszymy od razu na Tułę. W Kijowie oczekują nas rozkazy i adresy naszych placówek w Moskwie, Wołogdzie i Archangielsku. Panu wachmistrzowi przekazuję kompaniję pod rozporządzenie – skinął w stronę sumiastego kawalerzysty. – Sam udam się do Kijowa. Proszę oczekiwać mnie w znanych panom lokalach za kilka dni.
Porucznik pożegnał się z podwładnymi i ruszył na przystań. Podróż parowcem nie była zbyt długa. Na rzece panował spokój. Jedynie ptaki hałasowały nad szerokim rozlewiskiem. Inne pluskały się w przybrzeżnych szuwarach. Wysoko wiszące lipcowe słońce przyjemnie grzało. Gdyby nie umundurowani mężczyźni, mogłoby się wydawać, że to niedzielna wycieczka po jego rodzinnym Niemenie. Wieczorem tego samego dnia postawił nogę na drewnianym pomoście kijowskiego portu rzecznego. Wyjął z kieszeni kartkę z adresem i ruszył pewnym krokiem po Kreszczatiku.
– Czołem Panie bracie! – na dźwięk tych słów Chrząstowski się wzdrygnął. Obrócił głowę nerwowo. Za plecami stał uśmiechnięty Albert Pacewicz, kolega ze szkolnej ławy. Wówczas student Uniwersytetu Kijowskiego. – Co cię tu sprowadza? – Pacewicz rzucił się, by uściskać dawno niewidzianego krajana.
– Czołem! – Chrząstowski odciągnął go za rękaw na bok. – Idę do Komendy Naczelnej POW po rozkazy – powiedział, ściszając głos. – Potem, jak Bóg pozwoli, do Aliantów na Murmań.
– Przez czerwoną Rosję?! – Pacewicz o mało się nie zachłysnął. – Coś ci powiem bracie! – wzburzony student wziął kolegę pod rękę i począł opowieść.
Opowiadał, że kiedy 20 listopada 1917 roku Ukraińska Centralna Rada ogłosiła powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej jako niezależnego bytu państwowego, połączonego z Republiką Rosyjską federacją, bolszewicy rozpoczęli przygotowania do jej zajęcia przy pomocy miejscowych Rosjan oraz rosyjskich garnizonów i oddziałów przyfrontowych. 11 grudnia wybuchło w Kijowie inspirowane przez bolszewików powstanie przeciwko Centralnej Radzie. Walki toczyły się w całym mieście, lecz Sowieci dość szybko zostali wyparci przez Czechosłowaków i Ukraińców. Pod ich eskortą rewolucjoniści zostali zapakowani do pociągów i wysłani do Moskwy. Równocześnie jadący na pomoc powstaniu zbolszewizowany 2 Korpus Gwardyjski pod dowództwem Eugenii Bosz został rozbrojony w Żmerynce przez I Korpus Ukraiński i również odesłany do Rosji. Kiedy wieści o klęsce powstania dotarły do Rady Komisarzy Ludowych, ta wystosowała do rządu ukraińskiego ultimatum, w którym żądała podporządkowania się wojskom bolszewickim. Nie czekając na odpowiedź, w stronę Kijowa ruszyły z Charkowa, Doniecka i Odessy oddziały Czerwonej Gwardii. Bolszewicy zdobyli miasto brutalnym szturmem. Zwycięscy szybko wprowadzili swoje porządki.
– Urządzili krwawą łaźnię – Pacewicz trząsł się z nerwów. – W mieście było wielu zdemobilizowanych rosyjskich i ukraińskich oficerów. Bez względu na neutralność wywlekali ich w biały dzień z mieszkań, stawiali „pad stienku” i rozstrzeliwali bez sądu. Tych znamienitszych, gwardzistów, oficerów sztabu generalnego, szlachciców wywożono do Czerezwyczajki, gdzie po torturach przyznawali się do wszystkiego i potem ich też „pad stienku”. Zdarzało się, że i zwykłych nauczycieli, intendentów i rachmistrzów zabijali jako burżui i wrogów rewolucji.
Pacewicz złapał oddech.
– Najgorszy był komendant miasta, niejaki Połupanow – splunął z obrzydzeniem. – Ze swoją hordą marynarzy prowadził rekwizycje, zajmował fabryki, niewielkie warsztaty, prywatne mieszkania. Urządził sobie zamtuz, do którego brał córki carskich oficerów. „_Kto mógł, przebierał się, ukrywał i czekał z upragnieniem na przybycie Niemców, którzy niebawem wypłoszyli bolszewików_” i tego psubrata Połupanowa. „_Położyli kres tym dzikim scenom, przywracając porządek. Ale przelanej krwi nie można było wrócić_”. Samych wyroków śmierci w styczniu można było naliczyć na pięć tysięcy. „_A ile prócz tego, wymordowano bez wyroku? Tego nikt dokładnie nie zliczy_…”5).
------------------------------------------------------------------------
5) Ibidem, s. 214.
– I ty się do tego motłochu pchasz? – spojrzał pytająco na przyjaciela.
– Obowiązek wzywa! – odpowiedział buńczucznie porucznik. – I przygoda! – dodał z uśmiechem.
– Pal cię licho z taką przygodą – szturchnął towarzysza pod żebra. Rozmawiali, idąc powoli jeszcze dłuższą chwilę. Chrząstowski chłonął wszystkie informacje. O oddziale pułkownika Juliusza Rómmla, który walczył przeciw bolszewikom. O rosyjskich chłopach, których źle zrozumiana wolność doprowadziła do zezwierzęcenia. O bierności i zniechęceniu białych oficerów. Opowieść nie wróżyła niczego dobrego. Białe armie nie chciały walczyć. Oficerowie dbali o partykularne interesy, bądź wrócili do swoich majątków i czekali na rozwój sytuacji. A byłe cesarstwo płonęło.
Przyjaciele rozstali się w pobliżu konspiracyjnego mieszkania, w którym urzędował przedstawiciel Polskiej Organizacji Wojskowej. Chrząstowski wszedł do ciemnej, chłodnej sieni. Spojrzał jeszcze raz na kartkę i ruszył szerokimi, drewnianymi schodami na drugie piętro. Stanął przed brudnymi, niegdyś białymi drzwiami. Obciągnął sfatygowany mundur i zapukał.
Pierwszy dowódca Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej i pan w Kijowie – Andriej Połupanow. Fot. domena publiczna.
***
Drzwi skrzypnęły. Uchyliły się lekko, ale nie otworzyły. Przez szparę wysunął się długi, wąski nos.
– Tak? – w głosie dało się słyszeć obawę. Chrząstowski powiedział wcześniej umówione hasło. Drzwi otworzyły się szerzej. Wszedł do brudnego przedpokoju.
– Ma pan dokumenty?
– Melduje się podporucznik Zdzisław Chrząstowski z 1 pułku ułanów – wyciągnął papiery.
– Pieniążek – przedstawił się fałszywym nazwiskiem gospodarz mieszkania. – Zapraszam panie poruczniku – nie odrywając wzroku od dokumentów, wskazał ręką kierunek. Sam podążył za ułanem. Po chwili obaj zanurzyli się w powycieranych fotelach.
– Ruszy pan ze swoją partią na pobrzeże Oceanu Lodowatego, gdzie rozłożyło się kilka alianckich dywizji – zaczął Pieniążek. – Same dziarskie chłopy tam są. Doborowe dywizje! Pan pójdzie tam do wojsk polskich, żeby bić się z bolszewikami. Ramię w ramię z francuskim desantem. Jenerał Mazowiecki, naczelny wódz na Murmaniu, ma już trzydzieści tysięcy żołnierzy. Wraz z desantem ruszą na Moskwę i zrobią porządek z bolszewicką zarazą.
Zapalił papierosa.
– Jak już uporządkuje się środek Rosji… – wypuścił dym – Aliancka armia ruszy na południe i na Syberię, gdzie, po połączeniu z armiami Kołczaka i Denikina, pobiją resztki czerwonych. Tem samem doprowadzą do restauracji rządów Kiereńskiego lub jemu podobnych.
Zaciągnął się ponownie, patrząc to na Chrząstowskiego, to na kamienicę za oknem.
– Tak… _Wówczas Rosja powróci do koalicji, a my powrócimy na swoje miejsce, już jako armia polska na rosyjskim froncie przeciwniemieckim_6) – zakończył tyradę z uśmiechem.
------------------------------------------------------------------------
6) Ibidem.
– Taaak, panie poruczniku, jenerał Mazowiecki poprowadzi legijony, żeby połączyły się z naszą armią nad Donem i na Syberii, a potem przeciwko Niemcom. Teraz przejdźmy do najważniejszego. Proszę zapamiętać trasy i punkty kontaktowe. Proszę tego nigdzie nie zapisywać – popatrzył porucznikowi prosto w oczy.
***
Pod nazwiskiem Mazowieckiego krył się generał Józef Haller. W maju i czerwcu uczestniczył wraz z oficerami korpusów polskich na wschodzie, Organizacji Polskiej Ligi Wojennej Walki Czynnej i Polskiej Organizacji Wojskowej oraz przedstawicielami organizacji politycznych w rozmowach o przyszłości wojsk polskich na wschodzie. Po naradach ustalono, że większość stronnictw politycznych zgadza się, że największym zagrożeniem dla przyszłego powstania państwa polskiego stanowią Niemcy. W związku z tym postanowiono bez zwłoki przystąpić do formowania, w każdym możliwym miejscu, Wojska Polskiego w sojuszu z aliantami. Politycy Ententy liczyli na ponowne otwarcie drugiego frontu w oparciu o oddziały białych i wojsk interwencyjnych, stąd dodatkowe kilka tysięcy dobrze wyszkolonych polskich żołnierzy było na wagę złota. 8 czerwca Haller wraz z Żymierskim i Wieniawą-Długoszowskim wyruszył z Kijowa do Moskwy, gdzie tydzień później, jako Główny Wódz wojsk polskich w Rosji, podpisał umowę z aliantami.
Wedle niej Wojsko Polskie w Rosji miało zostać sformowane jako część składowa Armii Polskiej we Francji. Gdyby nie udało się utworzyć nowego frontu na wschodzie, oddziały z Rosji miały zostać przetransportowane do Francji. Jako punkty formowania polskich oddziałów wyznaczono Murmańsk i Archangielsk, gdzie według doniesień, Brytyjczycy i Francuzi mieli bardzo liczne siły. Po zlikwidowaniu zagrożenia ze strony bolszewików zamierzano odtworzyć front wschodni. Opowiadał o tym Pieniążek, czyli podpułkownik Kazimierz Orlik-Łukoski, komendant punktu etapowego w Kijowie. Nie znał on jednak prawdy o siłach ententy na północy, a hurraoptymistyczne doniesienia nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Pierwsze siły alianckie pojawiły się na Murmaniu już w 1915 roku, kiedy Murmańsk i Archangielsk stały się głównymi portami przeładunkowymi dla transportów sojuszniczej pomocy. Gdy po rewolucji październikowej i podpisaniu pokoju brzeskiego Rosja przestała być sojusznikiem, którego można być pewnym, zaczęto szukać rozwiązania problemu. Okazała się nim, zawiązana na Półwyspie Kola, Rada Murmańska, która zwróciła się do Wielkiej Brytanii o protekcję. Niespełna tydzień później, 9 marca 1918 roku, wysadzili oni desant, który zajął Murmańsk, Kiem, a później linię kolejową prowadzącą na południe. Wkrótce przybyli Amerykanie, Francuzi, Kanadyjczycy i Serbowie.
W maju 1918 roku utworzono Północnorosyjski Korpus Ekspedycyjny, który miał zabezpieczyć Murmańsk i linię kolejową zarówno przed bolszewikami, jak i przed Niemcami, którzy stacjonowali w Finlandii. Jej główną siłą uderzeniową była grupa „Syren”, składająca się z kompanii piechoty, kompanii karabinów maszynowych i niepełnej kompanii saperów. Łącznie 600 ludzi pod dowództwem generała majora Charlesa Maynarda. Ponadto na północ została wysłana 300-osobowa grupa Royal Marines, wyposażona w działa morskie i silną kompanię karabinów maszynowych. Głównodowodzący na północy, generał Frederick Cuthbert Poole robił wszystko, by te siły wzmocnić. Do czerwca udało się zebrać raptem 2500 żołnierzy: brytyjską piechotę morską, francuskich artylerzystów i batalion Serbów. Nie byli to jednak pierwszorzędni, dziarscy chłopcy, a głównie ozdrowieńcy, rekonwalescenci z frontu zachodniego. Sam Maynard został przez komisję wojskową uznany za niezdolnego do służby. W podobnym stanie byli inni żołnierze. Na północy nie było doborowych dywizji. Wbrew temu, co mówił Orlik-Łukoski, nie było też jeszcze ani jednego Polaka.
Te wątłe siły miały dopiero zostać zasilone Polakami, stąd szeroki strumień franków, jaki płynął z Paryża do Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego w Moskwie. Stamtąd specjalni kurierzy przewozili pieniądze do Kijowa, gdzie Orlik-Łukoski rozdysponowywał je pomiędzy poszczególne partie, przekazując rozkazy wyjazdu. Kiedy Chrząstowski zawitał do jego kijowskiego mieszkania, Hallera nie było już w Moskwie – wyjechał do Francji, a dowódcą Wojska Polskiego na Wschodzie mianował Lucjana Żeligowskiego, nadając mu równocześnie stopień generała podporucznika. Do zwykłych żołnierzy te informacje nie docierały, a oficerowie znali wyłącznie kilka adresów kontaktowych. Wiedzieli jedynie, że muszą dotrzeć za koło podbiegunowe. ■NA NIELUDZKIEJ ZIEMI
Gdy Chrząstowski wracał z Kijowa, partia rotmistrza Glińskiego ruszyła już na wschód. Podobną drogą poszedł rotmistrz Horawski. W obdartych mundurach, bez dystynkcji, z workami przerzuconymi przez plecy nie odróżniali się od rosyjskich żołnierzy wracających do domów i grabiących przygraniczne majątki. Dzięki temu łatwiej było ominąć bolszewickie posterunki. Choć i tak nie były one zbyt szczelne.
Posterunek graniczny mieścił się kilka wiorst na wschód od Homla, w niewielkiej chacie na skraju wsi. A właściwie obok niej. W cieniu drzewa stał chybotliwy stół, pilnowany przez kilku wyrostków uzbrojonych po zęby. Nie byli to jednak żołnierze. Widać było u nich brak obycia. „_Szabla przeszkadzała karabinowi, karabin zawadzał o rewolwer_”7). Miny jednak mieli dziarskie i poważne. Byli urzędnikami i od nich zależał los każdego przechodzącego na wschód. Cóż z tego, że nie potrafili czytać i pisać – dokumenty sprawdzali z niezwykłą starannością.
------------------------------------------------------------------------
7) Ibidem, s. 220.
– Widział pan rotmistrz, jak ten podrostek badał moje papiery – sierżant Piotr Wojciechowski, zwrócił się do Glińskiego, kiedy odeszli na bezpieczną już odległość. – Minę miał niezłomną, a paszport czytał do góry nogami! – śmiał się już całkiem głośno.
– Chyba u każdego tak sprawdzali! Z całą powagą czytał do samego końca. Dobrze, że wachmistrza Wyrwę-Pawłowskiego o nich nie zapytał, bo dopiero byłby rwetes.
Na razie wszystko szło dobrze. Całość partji bezpiecznie przeszła przez granicę. Przed nimi były jeszcze długie tygodnie marszu. O ile samo przejście granicy nie nastręczało chwilowo problemów, to później kłopoty rosły z każdą pokonaną wiorstą8). Zwłaszcza dla tych, którzy nie znali rosyjskiego.
------------------------------------------------------------------------
8) Wiorsta – dawna rosyjska niemetryczna miara długości. Według systemu miar ustanowionego w 1835 roku wiorsta stanowiła równowartość 1,0668 km.
***
Unikając rewolucyjnych patroli, dotarli do Klińska, gdzie na stacji kolejowej spotkali grupę rtm. Hrakały-Horawskiego. Po krótkiej rozmowie oficerowie postanowili ruszyć w dalszą drogę razem. Bez większych problemów doszli do Briańska9). W mieście mijali splądrowane cerkwie, chramy i klasztory. Zdemolowane sklepy i restauracje. Na trotuarze walały się wyrzucone z budynków ikony, książki, rozbite lustra, połamane krzesła, roztrzaskane szuflady, a także resztki jedzenia, o które walczyły psy, koty i biedota. Zewsząd dochodziły odgłosy pijackich orgii. W mieście panowała anarchia i bezhołowie. Niewielkim grupkom Polaków bardzo łatwo było się przemknąć w panującym chaosie.
------------------------------------------------------------------------
9) Gliński w swoich wspomnieniach mówi o Jarosławiu. Jest to pomyłka. Na trasie z Homla przez Klińsk do Moskwy nie leży Jarosław. Jedynym miastem odpowiadającym opisowi może być Briańsk.
Dworzec Orłowski nie przedstawiał sobą dawnej świetności. Żółty budynek był brudny, pełen śmieci i śmierdział uryną. Podłogi, perony i tory pokrywała warstwa łupin słonecznika. Bo o ile na chleb czy karpiele nie było stać zbyt wielu, tak na słonecznik mógł sobie pozwolić niemal każdy. Przegryzali więc słonecznik wszyscy: kobiety, dzieci, starcy, czerwonogwardziści, a żeby nie wyróżniać się z tłumu, także polscy uciekinierzy.
– Spójrzcie – sierżant kiwnął na Glińskiego. Ze względu na konspirację dawno już zrezygnowano z oficjalnych tytułów. Na słupie ogłoszeniowym wewnątrz budynku wisiał wielki plakat z krzyczącymi u góry, czerwonymi literami: „WSIEM! WSIEM! WSIEM!”.
Gliński zaczął czytać odezwę:
_ _
_Na kolejach i drogach wodnych od niejakiego czasu zauważyć się daje szereg podejrzanych osobistości. Są to przeważnie młodzi mężczyźni, z wyglądu wojskowi. W rozmowie zdradzają akcent cudzoziemski, z celu drogi tłumaczą się mgliście. Wszyscy podążają w kierunku północnym._
_ _
_Z wiarygodnych źródeł wiadomo nam, że są to legioniści-Polacy, przedzierający się na Murmańsk, aby się połączyć z bandami Anglo-Francuzów i wraz z nimi zatopić nóż w plecach rewolucji._
_ _
_Rozkazujemy: podejrzanych łapać i odstawiać dla ukarania do najbliższych władz. Jest to obowiązkiem każdego proletariusza. W razie najmniejszego przy areszcie oporu, każdy ma prawo zastrzelić opornego na miejscu. Za pańskiego najmitę, jak za psa, żadnej odpowiedzialności być nie może. Niechaj drżą przed gniewem Ludu._
_ _
_Niech żyje rewolucja socjalna! Niech żyje Międzynarodówka! Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! Walka na śmierć i życie!_
_ _
_Główny Komitet do walki z kontrrewolucją, sabotażem i spekulacją_10).
------------------------------------------------------------------------
10) Małaczewski E., _Koń na wzgórzu i inne opowiadania,_ Łomianki 2008, s. 97.
– Chyba mamy problem. Chodźmy na pociąg. Trzeba powiadomić pozostałych.
***
Gliński wyszedł na peron moskiewskiego Dworca Aleksandrowskiego. Tu miał spotkać się z wysłannikami majora Czumy. Przeszedł przez budynek. Był ostrożny. Widział już na peronie i w holu dworca osobników w wojskowych szynelach, którzy nosili w klapie czy na piersi polskiego orła wojskowego. Robili to jednak zbyt ostentacyjnie. Wiedząc o rozkazie WCzK, żaden z żołnierzy nie podszedł do dziwnych osobników. To było zbyt przejrzyste, zbyt wyraziste. Jasne było, że to bolszewicka pułapka. Uciekinierzy chodzili po dworcu i okolicach, szukając swojego kontaktu.
Po kilku godzinach krążenia zauważył dziwnie zachowującego się człowieka. Obdartus w cywilnych spodniach i austriackich owijaczach, miał na sobie zniszczony wojskowy płaszcz i takiż worek. Co jakiś czas podnosił jego klapę. Coś pod nią błyskało. Porucznik podszedł do niego wolnym krokiem.
– Daj-ka prikurit – powiedział, plując łupinami słonecznika.
– Na – zagadnięty podał szczyptę machorki.
– Daleko stąd do Wierchnich Torgowych Riad?
– Nooo… – zaczął się jąkać. – Będzie z trzy, cztery wiorsty. Tam priamo. Twerską – odpowiadał w miarę poprawnym językiem rosyjskim, lecz akcent zdradzał, że nie był Rosjaninem. Gliński, upewniwszy się, że ma do czynienia z polskim oficerem, podał wcześniej umówione hasło. Zagadnięty odpowiedział odzewem.
– Dobrze was widzieć – łącznik przeszedł na polski. – Niewielu się pojawia. Coraz więcej bolszewickie gazety piszą o pojmanych legionerach. Tutaj też na was polują. Na nas zresztą też.
– Ciężko?
– Organizacja jest częściowo wykryta. Ale major jest w Moskwie – skończył cicho, po czym dodał głośniej: – Nu chodi, ukażu dorogu k torgu.
Wyszli z dworca razem.
– Pójdziemy do sztabu. Tam zamelduje się pan majorowi i uzyska oczekiwane informacje. Skręćmy tutaj – wskazał ręką.
***
Drzwi otworzył postawny, lekko łysiejący blondyn ubrany w stary legionowy mundur.
– Zapraszam, panowie – powiedział, patrząc, co się dzieje za ich plecami. Oficerowie weszli do środka. Gospodarz zamknął dokładnie wszystkie zamki.
– Melduje się rotmistrz Władysław Gliński.
– Czołem. Proszę siadać – Czuma wskazał gestem głęboki fotel. – Jak droga?
– Czerezwyczajka poluje na legionerów jak na zwierza. Łatwo nie jest, ale małymi grupkami idzie się przebić.
Rotmistrz rozejrzał się. Mieszkanie jak na wojenne warunki było bardzo szykowne. W kącie na komodzie przykrytej obrusem pykał samowar. Na ścianach pokrytych gustowną tapetą, wisiały landszafty ze scenami polowań. Pod oknem na stoliku stał wazon z kwiatami. Z sąsiedniego pomieszczenia dochodził zapach pieczonego chleba. Rotmistrz nie jadł niczego treściwego od dwóch dni. Głośno burczało mu w brzuchu.
– Wiemy, wiemy… Co chwila dochodzą raporty – major się zamyślił. – Jednak jak na razie wysyłka idzie całkiem sprawnie. Koncentracja nadal jest przewidziana na Murmaniu, gdzie generał Haller organizuje armię.
– Jaką marszrutę pan radzi, majorze?
Czuma nie zdążył odpowiedzieć. Do pokoju weszła przystojna pani, niosąc na tacy gorącą herbatę i chleb z konfiturami.
– Proszę się częstować, panie rotmistrzu – powiedział, dodając konfitur do herbaty.
– _Obecnie droga przez Wołogdę jest zamknięta – kontynuował. – Bolszewicy tak jej pilnują, że przedostać się nie sposób. Projektuję zmienić marszrutę w kierunku na wschód_11). Na razie wolna jest droga do Niżnego Nowgorodu. Proponuję, aby poczekać w Moskwie, aż droga na Wołogdę będzie wolna, albo ruszyć na Niżnyj. Po zamachu na von Mirbacha i buncie eserowców bolszewicy stali się bardzo podejrzliwi12).
------------------------------------------------------------------------
11) Gliński W., _Z Bobrujska na Murman,_ _Żołnierz polski na Murmanie. Jednodniówka wydana z okazji pierwszego zjazdu murmańczyków_, Warszawa 1929, s. 17.
------------------------------------------------------------------------
12) 6 lipca 1918 roku lewi eserowcy przeprowadzili przeciw bolszewikom nieudany zamach stanu. Na V Zjeździe Rad 4 lipca Borys Kamkow i Maria Spirydonowa ostro krytykowali bolszewików, zarzucając im zdradę rewolucji podczas podpisywania traktatu brzeskiego, a także wystąpili przeciwko obowiązkowym kontyngentom zbożowym na wsiach. Po obradach postanowili urządzić prowokację, mającą zmusić Niemców do ponownego podjęcia działań zbrojnych. W przeprowadzonym zamachu zginął niemiecki ambasador Wilhelm von Mirbach. Niedługo później wierne eserowcom oddziały Czeka aresztowały Feliksa Dzierżyńskiego, a liderzy powstania udali się do Teatru Wielkiego na Zjazd Rad, gdzie Spiridonowa wygłosiła przemówienie potępiające bolszewików. W tym czasie Mārtiņš Lācis, zastępca Dzierżyńskiego, na rozkaz Lenina ściągnął do miasta oddziały łotewskie i polskie, które otoczyły Teatr Wielki, Łubiankę i koszary pokrowskie. Po nieudanej rewolucji lewica eserowska została zdelegalizowana i rozbita, działacze usunięci z rad, jej liderzy aresztowani przez Czeka, a następnie skazani na kary więzienia.
Gliński sięgnął po grubo posmarowany słodkim dżemem chleb.
– Panie majorze, sądzę, że… – nie skończył. Rozległo się głośne pukanie do drzwi. „Znów nie zjem” – zdążył pomyśleć.
***
– Proszę siedzieć – major Czuma zachował spokój. Do drzwi podszedł łącznik, którego Gliński poznał na dworcu. Pozostali oczekiwali w napięciu. Ponownie rozległo się pukanie. Nieco bardziej natarczywe. Ktoś po drugiej stronie drzwi zaczynał się niecierpliwić. Łącznik nacisnął klamkę, lekko uchylając drzwi.
– Hrakało – dało się słyszeć śpiewny akcent rotmistrza Hrakało-Horawskiego. – Jaa… – zaczął po rosyjsku, ale nie zdążył skończyć. Gliński zerwał się na nogi.
– Wpuśćcie pana rotmistrza! Toż to rotmistrz Hrakało-Horawski. Nasze partje razem idą na Murmań.
Drzwi otworzyły się szeroko. Do mieszkania wszedł zarośnięty obdartus. Na widok zastawionego stołu uśmiechnął się.
– Melduję się panie majorze!
Następną godzinę spędzili na ustalaniu kolejnych etapów i rozmowach na temat aktualnych wydarzeń w Rosji. Wędrowcy z rozwiązanego I Korpusu dowiedzieli się od Czumy, że w Moskwie przebywa znaczna grupa polskich żołnierzy, którzy stanęli po stronie czerwonych. Nie zdziwiło ich to zbytnio – już po wybuchu rewolucji lutowej wśród wielu żołnierzy Korpusu Dowbor-Muśnickiego wzrastały nastroje rewolucyjne. Bolszewicy zyskali największy posłuch w 1 Polskim Zapasowym Pułku Strzelców formowanym w Biełgorodzie. Powołano Komitet Pułkowy, który odwołał dowódcę ppłk. Winnickiego, mianując na jego miejsce por. Jackiewicza i wzywając do wprowadzenia rewolucyjnej dyscypliny. Po rewolucji październikowej pułk biełgorodzki niemal w całości zdezerterował, przeszedł na stronę bolszewików i jako Rewolucyjny Biełgorodzki Pułk Strzelców prowadził działania przeciw wojskom ukraińskim. Wydarzenia te rozniosły się szerokim echem wśród żołnierzy I Korpusu Polskiego i wywołały oburzenie. Oficerowie służący niegdyś w I Korpusie znali tę historię.
Nie wiedzieli natomiast, że po częściowym rozbiciu pułku przez wojska Korniłowa na początku 1918 roku, przeformowano go w Moskwie w Czerwony Pułk Rewolucyjnej Warszawy. Od wiosny tego roku pułk brał udział w likwidowaniu kontrrewolucji i oddziałów, które nie stanęły po stronie bolszewików. Zaczęli od likwidacji i rozbrojenia polskiego Pułku Strzelców im. Bartosza Głowackiego, następnie walczyli przeciw anarchistom, białogwardyjskim żołnierzom z organizacji „Sojuz Zaszczity Rodiny i Rewolucji”, aż w końcu przeciw eserowcom. Pułk zyskał uznanie Komitetu Wojennego i równocześnie złą sławę wśród białych Rosjan i Polaków. Czuma ostrzegał wędrowców przed nadmiernym zaufaniem w stosunku do innych Polaków. Mogli się oni okazać bolszewickimi prowokatorami.
Żołnierze, wyposażeni w pieniądze od mjr. Czumy, kupili bilety kolejowe do Niżnego Nowogrodu. W nadwołżańskim mieście nie było tak niebezpiecznie, jak w Moskwie. Bolszewicka władza jeszcze nie okrzepła. Dlatego etapy działały półoficjalnie. W polskiej parafii uzyskali kontakt do oficera etapowego, który zakwaterował ich w niedawno rozbitym… więzieniu. Po kilku dniach spędzonych na więziennych pryczach otrzymali bilety na statek kursujący do Jarosławia.
Mieszocznicy w drodze ze swoim dobytkiem. Fot. domena publiczna.
***
Z drugiej strony do Moskwy zbliżał się ppor. Lenczowski. Również wybrał pociąg. W głębi Rosji czerezwyczajka nie kontrolowała tak szczegółowo ruchu składów. Przynajmniej na razie. Brakowało im ludzi, a najważniejsze w tamtym czasie było zdławienie kontrrewolucji w najważniejszych miastach.
_Pociągiem tym jechało wielu tzw. „mieszoczników”, tj. przeważnie oficerów carskich, przewożących w workach mąkę znad Donu do wygłodzonej Moskwy i w czasie jazdy rozeszła się pogłoska, iż z naprzeciwka pędzi ślepa lokomotywa, przeto powstał popłoch w pociągu i wielu z podróżnych wyskakiwało przez okna przy zwolnieniu biegu pociągu._
_Przyjechawszy do Moskwy 17 czerwca, udałem się do siedziby Komitetu Polskiego, Zaułek Uspianskiej 5, lecz tam oświadczono mi, abym natychmiast opuścił lokal komitetu, gdyż bolszewicy co drugi dzień urządzają w nim rewizje._
_Poinformowano mnie zarazem, że ambasada francuska przeniosła się już z Moskwy do Wołogdy i radzono mi udać się tam, gdyż ambasada może wystawić mi odpowiedni dokument_13).
------------------------------------------------------------------------
13) Lenczowski F., _U źródeł naszej wolności – Zapomniany bohater ze Stronia. Wspomnienia z życia Franciszka Lenczowskiego,_ Stryczów 2014, s. 44.
Nikt z urzędników Komitetu Polskiego nie poinformował go, że droga na Wołogdę została właściwie odcięta. Za kilka rubli kupił rubaszkę i czapkę z nausznikami, z workiem na ramieniu, wypełnionym chlebem, z brudnymi rękami i twarzą, wsiadł do wagonu pełnego węgla. Ukryty w nim miał nadzieję dostać się do Wołogdy. ■NAJKRÓTSZA DROGA
Lenczowski wrócił ze swoimi towarzyszami podróży na dworzec. Przekupili kolejarza, aby otworzył im przedział pierwszej klasy. Do Zwanki, leżącej pod Piotrogrodem, dojechali bez większych problemów. Na stacji w Zwance mieli znaleźć francuskiego oficera. Poczekali, aż wszyscy pasażerowie opuszczą pociąg i wyszli, kiedy peron się wyludnił. Lenczowski rozejrzał się.
_Spostrzegłszy mężczyznę, trzymającego w ręku gazetę, zgodnie z informacją, podszedłem ostrożnie ku niemu i krótko oświadczyłem mu w języku francuskim, iż jedziemy do Francji, ten wskazał nam ręką kierunek, w którym mamy iść wzdłuż torów kolejowych i zatrzymać się za budynkiem stacyjnym. Przystanęliśmy we wskazanymmiejscu koło 3 wagonów, w których mieściły się magazyny francuskie; tam zaopatrzono nas na dalszą podróż w konserwy mięsne, informując zarazem o czasie odjazdu najbliższego pociągu w stronę Petrozawodzka leżącego nad jeziorem Onega. W Petrozawodzku mieli udzielić nam oficerowie francuscy dalszych wskazówek i pomocy w naszej wędrówce na daleką Północ_28).
------------------------------------------------------------------------
28) Lenczowski F., op. cit., s. 48.
Po kilku godzinach oczekiwania w ukryciu za magazynami bieżeńcy wsiedli do pociągu, jadącego na północny wschód. Dla bezpieczeństwa każdy w innym wagonie. Rozsiedli się pomiędzy robotnikami, chłopami i babami, którzy jechali szukać szczęścia i pracy. I byłymi żołnierzami, którzy po trudach wojny wracali do domów. Pociąg z sykiem powoli ruszył w stronę Pertozawodzka.
Po kilku godzinach jazdy skład zaczął zwalniać. Zapiszczały hamulce. Pociąg z ciężkim sapnięciem zatrzymał się pośrodku niczego. Do wagonu wszedł komisarz bolszewicki w sfatygowanym, zielonym, oficerskim płaszczu, pozbawionym dystynkcji. U pasa miał zawieszone dwie kabury, kryjące rewolwery Nagant. Za nim weszło dwóch żołnierzy z karabinami. Podchodzili do każdego podróżnego, pytając o cel podróży i żądając dokumentów. W końcu podeszli do Lenczowskiego.
– Dokąd jedziecie? – zapytał szorstko komisarz.
– Daleko – lakonicznie odpowiedział Lenczowski, najlepszym rosyjskim, na jaki było go stać.
– Pokażcie bumagę!
Lenczowski zawahał się. Zastanawiał się, który _„z posiadanych dokumentów mam mu pokazać, a mianowicie, czy francuski ‘orde de service’, wydany w Wołogdzie, czy też sfałszowane zaświadczenie na nazwisko Jana Szablowskiego, wziąłem dla szczęścia rodowe nazwisko mojej matki, aby mi towarzyszyła w tej wędrówce, uchodźcy z Kielc, wypisane przeze mnie na blankiecie Polskiej Okręgowej Rady Wygnańczej w Tambowie. Po szybkim namyśle – nie tracące zimnej krwi – pokazałem mu owo zaświadczenie uchodźcze”_29).
------------------------------------------------------------------------
29) Ibidem, s. 49.
– To dokąd jedziecie? – zapytał jeszcze raz komisarz.
– Daleko – powtórzył oficer ze spokojem, udając obojętność.
– W jakim celu?
– Za chlebem.
– Ujeżdżaj – komisarz oddał mu papiery i poszedł dalej, przepytywać kolejnego pasażera. Nad Lenczowskim stanęli dwaj towarzyszący komisarzowi żołnierze. Jeden z nich spojrzał na niego.
_– Ja wiem, kto pan jest i dokąd pan jedzie, ale nich Bóg pana prowadzi_30).
------------------------------------------------------------------------
30) Ibidem.
Linię kolejową do Petrozawadzka patrolowali polscy bolszewicy z pułku biełgorodzkiego. Tym razem bolszewik okazał łaskę swemu krajanowi. Nie każdy taki był.
***
W Petrozawodzku zaczynała się linia kolejowa łącząca Murmańsk z zachodem Rosji. _„Linią tą przewożono broń i amunicję, wysyłaną z Francji, drogą morską, do Murmańska. Tor kolejowy na tej linii był w niektórych miejscach, ze względu na pospiech budowy, prawie wiszący, gdyż na rzekach progi wsparte były wraz z podkładami tylko na wielkich głazach, sterczących z koryta rzeki”_31).
------------------------------------------------------------------------
31) Ibidem, s. 50.
Jak się okazało, w pociągu znajdowało się wielu Polaków i Francuzów. Im było bliżej Murmańska, tym czuli się swobodniej. Na stacji kolejowej w Soroce, uciekinierzy zauważyli eszelon serbskiej artylerii. Wówczas już wszelka bojaźń minęła. Żołnierze zaczęli wiwatować. Wpadali sobie w ramiona. Pozdrawiali sojuszników. „_Czując się już bezpiecznie oficerowie francuscy napisali kredą na zewnętrznej stronie jednego z wagonów naszego pociągu ‘Mission Francaise’_32). Po trzech dniach spokojniej podróży zajechali do Murmańska. Lenczowski miał nadzieję, że natychmiast uda mu się wyruszyć w drogę do Francji. Tak się jednak nie stało.
------------------------------------------------------------------------
32) Ibidem.
Pierwsi Polacy znaleźli się w Murmańsku i Koli już w drugiej połowie czerwca 1918 roku, wykorzystując najkrótsze drogi i fakt, że radziecka władza jeszcze nie okrzepła. Tak, jak zrobił to Franciszek Lenczowski. Ci, którzy wybrali dłuższą, acz zgodną z wytycznymi, drogę przez Moskwę, Wołogdę, w większości byli już martwi albo siedzieli w bolszewickich katowniach.
_Anglicy oglądali ze zdumieniem długie brody i obdarte łachmany, patrzyli w zmęczone oczy, dawali kieliszek rumu i trochę konserw, pożyczali gilletki i odsyłali do stacji zbornej wojsk polskich w Koli._
_Około połowy lipca zebrało się już w Koli i Murmańsku blisko dwustu oficerów i żołnierzy polskich, zaledwie mała część tych, którzy różnymi szlakami zdążali ku wybrzeżu północnemu, ale nie zdołali ujść sieciom czerezwyczajki._
_Ubranym w porządne angielskie mundury, odżywianym na angielskiej żołnierskiej kuchni, która po głodówce bolszewickiej wydawała się szczytem wykwintu gastronomicznego, szybko mijał czas na ćwiczeniach, (…) brataniu się z innemi oddziałami wojsk koalicyjnych, walce z niemiłosiernymi moskitami i przeklinaniu „białych nocy”, niepozwalających nowicjuszom na porządne wyspanie się_33).
------------------------------------------------------------------------
33) Strzetelski S., _Na 492-giej wiorście_, _Żołnierz polski…_, op. cit., s. 37.
Z obecnych w Murmańsku żołnierzy natychmiast rozpoczęto formowanie polskiego oddziału. Wszystko działo się bardzo szybko. _„W dniu 2 lipca 1918 r. brygadier J. Haller zatwierdził stopnie oficerskie, wygłosił do nas przemówienie z wagonu kolejowego w Koli i nazajutrz odpłynął wraz z St. Grabskim i kpt T. Malinowskim z Murmańska statkiem do portu szkockiego_”34).
------------------------------------------------------------------------
34) Lenczowski F., op. cit., s. 54.
Oddziałem Polskim w Koli dowodził płk Stanisław Machcewicz, były dowódca 5 Dywizji Strzelców II Korpusu Polskiego. Do połowy lipca zebrało się tam ponad 60 żołnierzy i około 100 oficerów. Z polskich żołnierzy utworzono kompanię strzelców pod dowództwem kpt. Sułkowskiego oraz Legię Oficerską, dowodzoną przez kpt. Lipskiego. W skład Legii wchodził pluton karabinów maszynowych kpt. Radolińskiego oraz bateria artylerii, dowodzona przez por. Świąteckiego. Pierwsi z Murmańczyków już dotarli na miejsce. Inni nadal grali z bolszewikami w grę o życie. ■