-
W empik go
Baśń o dziadowym synu, co królem został. Leśna Królewna - ebook
Baśń o dziadowym synu, co królem został. Leśna Królewna - ebook
Artur Franciszek Michał Oppman, pseudonim „Or-Ot” (1867-1931) – polski poeta okresu Młodej Polski, publicysta, varsavianista, w latach 1901–1905 redaktor tygodnika „Wędrowiec”, w latach 1918–1920 redaktor „Tygodnika Ilustrowanego”. Napisał bądź opracował wiele baśni i legend. Jednymi z nich są: „Baśń o dziadowym synu, co królem został” i „Leśna Królewna”. Fragment pierwszej z nich: Stała chata uboga / Pośród puszczy głębokiej, / Dąb się nad nią rozrastał / Stary, krzepki, wysoki. / W chacie mieszkał dziad siwy, / Nie miał ręki i nogi, / Chadzał biedak po prośbie, / Oj, niemało zszedł drogi. / Dobrzy ludzie staremu / Chleb i krupy dawali, / A on szeptał paciorek / I pomału szedł dalej. / Co wieczora do chaty / Znosił sakwy nie próżne, / I spożywał z swym synkiem / Uzbieraną jałmużnę...” i fragment drugiej baśni: „Oto wam książkę przyjaciel niesie / O królewiątku, co mieszka w lesie. / Jak szła do boru, gdy rankiem wstała, / Co tam robiła, co tam widziała. / Jak krasnoludki posługiwały, / Jak leśne ptaszki koncert dawały. / Jak kruk ją uczył, profesor miły, / I jak królewnę gwiazdki uśpiły...
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7950-962-1 |
| Rozmiar pliku: | 585 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Baśń o dziadowym synu, co królem został
Stała chata uboga
Pośród puszczy głębokiej,
Dąb się nad nią rozrastał
Stary, krzepki, wysoki.
W chacie mieszkał dziad siwy,
Nie miał ręki i nogi,
Chadzał biedak po prośbie,
Oj, niemało zszedł drogi.
Dobrzy ludzie staremu
Chleb i krupy dawali,
A on szeptał paciorek
I pomału szedł dalej.
Co wieczora do chaty
Znosił sakwy nie próżne,
I spożywał z swym synkiem
Uzbieraną jałmużnę.
Bo miał synka ślicznego
Stary żebrak kaleka,
Boża nad nim czuwała
W biednej chacie opieka.
Bo choć w nędzy w pustkowiu
Mały Franek rósł zdrowo
Jasnowłosy, rumiany
Na pociechę ojcową.
Dobre było to chłopię,
Nie złośliwe, nie psotne,
W leśnej chacie dni całe
Przepędzało samotne.
Więc nie mając rodzeństwa,
Które kochałby szczerze,
Z borowemi zwierzęty
Franek zawarł przymierze.
Doskonale go znały
Leśne ptaki figlarne,
Gile z łebkiem czerwonym,
Wilgi żółte i czarne.
Makolągwy, sikorki,
Szpaki wielkie mądrale
Przybiegały do niego
I nie bały się wcale.
Sarny śliczne, łagodne
I tchórzliwe zajączki
Szły na jego wołanie
I chleb jadły mu z rączki.
On je karmił codziennie,
Czasem cukrem częstował,
Bo też wszystkie zwierzątka
Bardzo Franek miłował.
Nigdy żadnej im krzywdy
Nie uczynił, broń Boże!
I tak sobie swobodnie
Żył w ogromnym tym borze.
Długo trwało to szczęście.
Chłopak wyrósł nie lada,
Już się czytać nauczył
Z abecadła od dziada.
Różne pieśni nabożne
Nucił sobie z książeczki,
Czasem także z krakowska
Śpiewał świeckie piosneczki.
Aż się żebrak kulawy
Po raz drugi ożenił,
I odrazu się cały
Los Frankowy odmienił.
Zła macocha — niecnota
Ledwo weszła do chaty,
Rozpędziła chłopczynie
Rój przyjaciół skrzydlaty.
Pierzchły ptaki przed jędzą,
Pierzchły sarny, zające —
Tęsknił biedny sierota
Z przyjaciółmi w rozłące.
A macocha go biła,.................
Stała chata uboga
Pośród puszczy głębokiej,
Dąb się nad nią rozrastał
Stary, krzepki, wysoki.
W chacie mieszkał dziad siwy,
Nie miał ręki i nogi,
Chadzał biedak po prośbie,
Oj, niemało zszedł drogi.
Dobrzy ludzie staremu
Chleb i krupy dawali,
A on szeptał paciorek
I pomału szedł dalej.
Co wieczora do chaty
Znosił sakwy nie próżne,
I spożywał z swym synkiem
Uzbieraną jałmużnę.
Bo miał synka ślicznego
Stary żebrak kaleka,
Boża nad nim czuwała
W biednej chacie opieka.
Bo choć w nędzy w pustkowiu
Mały Franek rósł zdrowo
Jasnowłosy, rumiany
Na pociechę ojcową.
Dobre było to chłopię,
Nie złośliwe, nie psotne,
W leśnej chacie dni całe
Przepędzało samotne.
Więc nie mając rodzeństwa,
Które kochałby szczerze,
Z borowemi zwierzęty
Franek zawarł przymierze.
Doskonale go znały
Leśne ptaki figlarne,
Gile z łebkiem czerwonym,
Wilgi żółte i czarne.
Makolągwy, sikorki,
Szpaki wielkie mądrale
Przybiegały do niego
I nie bały się wcale.
Sarny śliczne, łagodne
I tchórzliwe zajączki
Szły na jego wołanie
I chleb jadły mu z rączki.
On je karmił codziennie,
Czasem cukrem częstował,
Bo też wszystkie zwierzątka
Bardzo Franek miłował.
Nigdy żadnej im krzywdy
Nie uczynił, broń Boże!
I tak sobie swobodnie
Żył w ogromnym tym borze.
Długo trwało to szczęście.
Chłopak wyrósł nie lada,
Już się czytać nauczył
Z abecadła od dziada.
Różne pieśni nabożne
Nucił sobie z książeczki,
Czasem także z krakowska
Śpiewał świeckie piosneczki.
Aż się żebrak kulawy
Po raz drugi ożenił,
I odrazu się cały
Los Frankowy odmienił.
Zła macocha — niecnota
Ledwo weszła do chaty,
Rozpędziła chłopczynie
Rój przyjaciół skrzydlaty.
Pierzchły ptaki przed jędzą,
Pierzchły sarny, zające —
Tęsknił biedny sierota
Z przyjaciółmi w rozłące.
A macocha go biła,.................
więcej..