Baśnie japońskie. Tom 3 - ebook
Baśnie japońskie. Tom 3 - ebook
Bohaterami baśni japońskich bywają zarówno ludzie - mądrzy i głupi, poczciwi i zawistni, biedni i bogaci - jak i zwierzęta, rośliny, demony, a nawet bogowie. To bogaty świat ludowej fantazji, ale też powszechnego poczucia sprawiedliwości, gdzie okrutnika i pyszałka spotyka zasłużona kara, zaś dobre serce zawsze zostaje wynagrodzone. W trzecim tomie "Baśni japońskich" nie zabrakło takich podań, jak "Cudowny wodospad", "Jak powstały góra Fuji i jezioro Biwa" czy "Księżniczka i lisiątko", ale też wielu innych, mniej znanych opowieści.
Spis treści
Spis treści:
I. Chin-chin kobakama
II. Demon ze świątynnego dachu
III. Święte drzewo enoki
IV. Księżniczka i lisiątko
V. Kwiat złotlinu
VI. Cudowny wodospad
VII. Rozbite posągi
VIII. Stalowy sokół
IX. Zapachy i dźwięki
X. Jak powstały góra Fuji i jezioro Biwa
XI. Chełpliwy bambus
XII. Upadła kometa
XIII. Wyprawa dwóch żab
XIV. Koncert pana Mątwy
XV. Ślimak sazae i ryba tai
XVI. Zalotnicy księżniczki świetlików
XVII. Orszak pana Długonogiego
XVIII. Kwiat piwonii
XIX. Dusza samuraja
XX. Myśliwy i mnich
XXI. Drzewo, na którym wieszano pieniądze
XXII. Sen o shōjō
XXIII. Sen o złotej szkatułce
XXIV. Sen małego Gojirō
XXV. Córka samuraja
XXVI. O pewnym chłopcu i duszach przedmiotów
XXVII. Dwaj bracia
XXVIII. Lustrzane odbicia
XXIX. Kryształ Buddy
XXX. Flet
XXXI. Ryby z wrzącego strumienia
XXXII. Panna z Unai
XXXIII. O staruszce, która zgubiła pierożek
XXXIV. Karma
XXXV. Dziwna historia złotego grzebienia
XXXVI. Piękna tancerka z Edo
XXXVII. Hōraizan
XXXVIII. Szlachetny zbieracz papieru
XXXIX. Bóg Jesieni i Bóg Wiosny
XL. Latarnia nędzarki
XLI. Smutna historia O’Shichi
XLII. Bogini Benten i pięć smoków z mokradeł
XLIII. Jak wywabiono z jaskini Boginię Słońca
XLIV. Ptasi wysłannik bogów
XLV. Klejnoty pływów
XLVI. Kai Ryū-ō, czyli Smoczy Władca Podwodnego Królestwa
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62945-74-0 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W tradycyjnych japońskich pomieszczeniach podłogę pokrywają piękne, grube, miękkie maty z plecionej słomy. Ułożone są tak ściśle i dokładnie, że ledwo można wetknąć między nie ostrze noża. Raz w roku się je wymienia i bardzo dba się o to, by były zawsze czyste. Japończycy nigdy nie noszą w domu butów, a w pomieszczeniach wyłożonych matami nie używają krzeseł ani innych zachodnich mebli. Siedzą, śpią, jedzą, a nawet czasem i piszą na podłodze, dlatego musi ona być rzeczywiście nieskazitelnie czysta, a japońskie dzieci już od chwili, kiedy zaczynają mówić, uczone są, by nigdy nie psuć ani nie brudzić mat.
Dzieci w Japonii są bardzo, bardzo grzeczne. Wszyscy podróżnicy, którzy pisali dużo pochlebnych rzeczy o tym kraju, zapewniają, że japońskie maluchy są znacznie bardziej posłuszne niż ich rówieśnicy na Zachodzie, a do tego jeszcze mniej psotne. Nie niszczą i nie brudzą przedmiotów – nie psują nawet swoich zabawek! Japońska dziewczynka będzie się starać, by nigdy nie uszkodzić swojej lalki; wręcz przeciwnie – będzie o nią dbała i zachowa ją do czasu, kiedy stanie się dorosła i wyjdzie za mąż. Kiedy sama zostanie matką i urodzi córkę, da jej swoją lalkę w prezencie, a ta otoczy ją taką samą troską, jaką dawniej darzyła ją jej matka. Ona także zatrzyma lalkę do czasu, kiedy sama dorośnie, by w końcu dać ją swoim dzieciom, które będą się z nią obchodziły równie ostrożnie, co ich babka. Dlatego właśnie ja sam, który piszę te słowa, na własne oczy widziałem w Japonii ponadstuletnie lalki, które wyglądały jak nowe. Wszystko to świadczy o tym, jak grzeczne są japońskie dzieci i tłumaczy, dlaczego maty w japońskich pokojach są zawsze takie czyste – bez śladów uszkodzeń czy zabrudzeń w wyniku bezmyślnej psoty.
Zapewne spytacie mnie teraz, czy rzeczywiście wszystkie japońskie dzieci są takie grzeczne. No cóż – nie, nie wszystkie. Zdarzają się czasem, choć rzadko, naprawdę nieznośne maluchy. A co się dzieje z matami w domach, gdzie takie urwisy mieszkają? Nic złego, bo dbają o nie duszki, które karzą i straszą dzieci brudzące lub niszczące maty – a w każdym razie dawniej tak było. Nie jestem pewien, czy duchy te wciąż można w Japonii napotkać, bo pojawienie się kolei i słupów telegraficznych przestraszyło wiele z tamtejszych istot nadprzyrodzonych. A oto pewna związania z nimi historia:
Dawno, dawno temu była sobie mała dziewczynka, bardzo ładna, lecz niestety także bardzo leniwa. Jej rodzice byli zamożni i mieli licznych służących, którzy kochali ją i wykonywali za nią wszystko to, co powinna robić sama. Być może właśnie to sprawiło, że była taka leniwa i nawet kiedy wyrosła na piękną pannę, pozostała równie gnuśna, jak była w dzieciństwie. Służące ubierały ją, rozbierały i czesały jej włosy, tak by wyglądała jak najładniej – i nikt nie zwracał uwagi na jej przywary.
W końcu dziewczyna poślubiła pewnego dzielnego wojownika i przeprowadziła się do jego posiadłości, gdzie niestety nie było zbyt wielu służących. Bardzo jej to doskwierało, bo od teraz musiała sama robić wiele rzeczy, w których dawniej ją wyręczano. Musiała sama się ubierać i dbać o swoje ubrania, tak by zawsze prezentować się przed mężem ładnie i schludnie. Jednak jako że ten był wojownikiem, często zdarzało się, że przebywał dłuższy czas poza domem, biorąc udział w bitwach – a wtedy jego żona mogła do woli oddawać się bezczynności. Jej teściowie byli już leciwi, a przy tym z natury łagodni, więc nigdy nie czynili jej z tego powodu nieprzyjemności.
Pewnej nocy, kiedy mąż dziewczyny znów przebywał z dala od domu wraz ze swą armią, obudził ją dziwny dźwięk rozlegający się w jej sypialni. Zapaliła dużą papierową latarnię, by zobaczyć, co jest źródłem tego hałasu i ujrzała coś nadzwyczajnego. Cóż to było takiego?
Oto wokół jej poduszki tańczyły setki małych ludzików ubranych jak japońscy wojownicy, lecz mierzących ledwie cal wzrostu. Nosili taki sam strój, jak jej mąż w czasie uroczystych okazji – kamishimo, czyli długą szatę z kanciastymi rękawami; włosy mieli związane na czubku głowy, a za pas zatknięte dwa maciupeńkie miecze. Tańcząc, spoglądali na nią, śmiali się i śpiewali w kółko tę samą piosenkę:
Chin-chin kobakama,
Yomo fuke sōro,
Oshizumare, hime-gimi!
Ya ton ton!
co oznaczało:
„Jesteśmy chin-chin kobakama,
Już późna godzina,
Śpij, czcigodna pani!”
Słowa piosenki wydawały się grzeczne, ale dziewczyna zauważyła, że małe ludziki najwyraźniej drwią sobie z niej, strojąc do niej miny.
Próbowała złapać intruzów, ale odskakiwali tak szybko, że jej starania spełzły na niczym. Postanowiła ich więc przepędzić – nadaremno! Mali wojownicy nic sobie z jej wysiłków nie robili i wciąż śpiewali swoje „chin-chin kobakama”, szydząc z niej przy tym. Wtedy uświadomiła sobie, że to muszą być duchy, co ją tak przeraziło, iż nie odważyła się nawet krzyknąć. Ludziki tymczasem tańczyły wkoło niej aż do rana, kiedy nagle zniknęły.
Dziewczyna wstydziła się przyznać komukolwiek do swojej nocnej przygody – była w końcu żoną wojownika i nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, że się czegoś boi.
Następnej nocy ludziki pojawiły się znów, by tańczyć wkoło jej poduszki, i kolejnej tak samo. Odtąd przychodziły do niej co noc, zawsze o tej samej porze, którą dawniej nazywano godziną wołu, a przypadała ona około drugiej w nocy w naszej rachubie czasu. W końcu za sprawą nieustannego strachu, w jakim żyła, a także wielu nieprzespanych nocy, dziewczyna podupadła na zdrowiu – lecz nawet wówczas intruzi nie zostawili jej w spokoju.
Wreszcie wrócił do domu jej mąż i z przykrością dowiedział się o jej chorobie. Początkowo bała się wyjawić mu przyczynę swojego stanu, obawiając się, że ją wyśmieje. Mężczyzna był jednak tak miły dla niej i namawiał ją tak łagodnie, że w końcu wyznała mu, przez co przechodzi co noc.
Mężczyzna bynajmniej się z niej nie śmiał; wręcz przeciwnie – pozostał bardzo poważny. Wreszcie spytał:
– O której cię nawiedzają?
– Zawsze o tej samej porze: w godzinie wołu – odpowiedziała dziewczyna.
– Dobrze więc – rzekł wojownik. – Dziś ukryję się w twoim pokoju i zaczaję na nich. Nie obawiaj się niczego.
Tak jak zapowiedział, kiedy zapadła noc, schował się w szafie w sypialni swej żony, obserwując pomieszczenie przez szparę w przesuwanych drzwiach. Czekał i czekał, aż wreszcie nastała godzina wołu. Wtedy, przez szczeliny w matach, do środka wślizgnęli się mali wojownicy, którzy z miejsca zaczęli tańczyć i śpiewać:
Chin-chin kobakama,
Yomo fuke sōro,
Oshizumare, hime-gimi!
Ya ton ton!
Wyglądali tak pociesznie i tańczyli tak zabawnie, że mąż dziewczyny z trudem powstrzymywał śmiech. Zauważył jednak, że na twarzy jego młodej żony maluje się autentyczna groza; przypomniał sobie wtedy, że niemal wszystkie japońskie duchy i demony lękają się miecza, wyciągnął więc swoje ostrze i wypadł z szafy wprost na małych intruzów. Ci zaś w jednej chwili zmienili się – jak myślicie, w co? W wykałaczki!
Oto wkoło posłania dziewczyny w miejscu, gdzie wcześniej igrali maleńcy wojownicy, leżało pełno starych wykałaczek.
Okazało się, że będąc zbyt leniwą, by je wyrzucać, codziennie po ich użyciu upychała je w szczelinach pomiędzy matami. Duchy dbające o podłogę w domostwie w końcu miały tego tak dosyć, że postanowiły dać jej nauczkę.
Wojownik zrugał swoją żonę za to niedbalstwo, a ta ze wstydu nie wiedziała, co ze sobą począć. Mężczyzna wezwał zaraz służącego, który pozbierał wykałaczki i spalił je. Po tym małe ludziki już nigdy się nie pojawiły.
Istnieje też opowieść o dziewczynce, która uwielbiała jeść śliwki, ale zamiast wyrzucać pestki, chowała je pomiędzy matami. Nawyk ten długo uchodził jej na sucho, ale w końcu duszki zezłościły się na nią i postanowiły ją ukarać.
Odtąd każdej nocy w jej pokoju poczęły pojawiać się maciupeńkie kobiety, odziane w jaskrawoczerwone szaty o długich rękawach. Wyłaniały się z podłogi zawsze o tej samej porze, po czym zaczynały tańczyć, stroić miny i zakłócać sen dziewczynki.
Pewnej nocy jej matka postanowiła pełnić straż przy jej posłaniu. Kiedy zobaczyła owe zjawy, skoczyła w ich kierunku, a te w jednej chwili zmieniły się w pestki. W ten oto sposób bałaganiarstwo dziewczynki wyszło na jaw, a ona sama od tej pory stała się grzecznym dzieckiem.