Baśnie norweskie - ebook
Baśnie norweskie - ebook
Baśń ludowa to anonimowy tekst prozatorski, opowiadający o cudownych, nadzwyczajnych wydarzeniach. Czas i miejsce akcji pozostają nieokreślone, bohaterowie swobodnie przekraczają granice między światem realnym a nadnaturalnym i najdalsze odległości potrafią pokonywać w mgnieniu oka.
Nad opowiedzeniem ""Baśni norweskich"" Dariusz Muszer pracował z przerwami od 1991 roku, wielokrotnie w tym czasie odwiedzając Norwegię w celu kwerendy. Proponowany zbiór zawiera 90 najbardziej reprezentatywnych utworów, wybranych z istniejącego kanonu baśni norweskich, całkowicie na nowo opowiedzianych i w większości dotąd nie prezentowanych polskojęzycznemu czytelnikowi. Niniejsze wydanie jest więc niespotykane na polskim rynku książkowym, przedstawia ludowe baśnie norweskie w postaci najbardziej zbliżonej do pierwotnej, bez ilustracji i w pełnej wersji.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66180-01-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Baśń ludowa to anonimowy tekst prozatorski opowiadający o cudownych, nadzwyczajnych wydarzeniach. Czas i miejsce akcji pozostają nieokreślone, bohaterowie swobodnie przekraczają granice między światem realnym a nadnaturalnym i największe odległości potrafią pokonywać w mgnieniu oka. Charakterystyczne dla baśni jest pojawianie się elementów fantastycznych, jak na przykład zwierząt mówiących i zachowujących się na podobieństwo ludzi, działań magicznych dokonywanych przez czarownice lub czarowników, obecność olbrzymów, trolli, podziemnych i karłów, duchów i zwierząt bajkowych: smoków, jednorożców, bazyliszków czy syren. Jednocześnie z socjologicznego punktu widzenia baśnie odznaczają się często realistycznymi i utopijnymi cechami i wiele nam mówią o społecznych uwarunkowaniach, o panujących królach i poddanych, o biedzie i głodzie, a także o strukturach rodzinnych.
Baśnie przekazywane były ustnie z pokolenia na pokolenie i spotyka się je we wszystkich kręgach kulturowych. Uznawane są przez UNESCO za jeden z elementów niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Kiedy powstały, tego nikt nie wie. Domniemywa się, że towarzyszą człowiekowi od bardzo, bardzo dawna, od zamierzchłych czasów.
W średniowiecznej literaturze norweskiej nie spotyka się jeszcze spisanych baśni, w niektórych tekstach znaleźć można jedynie wzmianki, że baśnie były już wtedy opowiadane. Na przykład w Sverres saga, Sverre porównywany jest do królewskiego syna, który został wypędzony z domu przez złą macochę. Tworzone były wówczas również sagi, które zdradzają pokrewieństwo z baśniami.
Ballady norweskie, utrwalane na piśmie w XIX w., z dużym prawdopodobieństwem sięgają do źródeł wieków średnich. Nieliczne z nich, mające swoje źródło w zachodnio-nordyckim obszarze, opowiadają o walkach przeciwko trollom, zdradzając jednocześnie powiązania z islandzkimi Sagami z dawnych lat (Fornaldarsögur). Ballady Steinfinn Fefinnson i Åsmund Frægdegjeva mają taką samą strukturę oraz treść jak baśnie, co można traktować jako pośrednie świadectwo tego, że we wcześniejszych czasach baśnie były już opowiadane. I tak, w Åsmund Frægdegjeva król obiecuje tytułowemu bohaterowi swoją córkę, Irmelin, jeśli ten zdoła wyrwać ją z rąk trolla i sprowadzić do domu. Åsmund udaje się z braćmi na Ormen Lange, flagowym statku króla, do zamku trolla Skomegyvri, gdzie księżniczka jest więziona. Bracia nie wchodzą z Åsmundem do zamku, idzie więc tam sam. Z łatwością odnajduje księżniczkę spacerującą po zamku i od razu zakochuje się w niej. Kiedy chcą uciec, pojawia się troll. Walczą długo, stosując zarówno siłę fizyczną, jak i klątwy oraz zaklęcia; ostatecznie Åsmund zabija trolla Skomegyvri’ego. Księżniczka jest wolna od zaklęcia, wspólnie plądrują zamek i wracają do domu z całym skarbem.
Nasza wiedza o baśniach norweskich zaczyna się tworzyć dopiero krótko przed połową XIX w. Dominujący wtedy w Norwegii – podobnie jak w wielu innych krajach europejskich – nurt narodowo-romantyczny wyznaczał poezji i szeroko rozumianej kulturze ludowej miejsce szczególne w poszukiwaniu własnej tożsamości etnicznej. Do 1814 r. Norwegia była częścią imperium duńskiego, a po kilkumiesięcznej niezależności została zmuszona przez obce mocarstwa do zawiązania unii personalnej ze Szwecją. Do pełnej niepodległości droga była jeszcze daleka.
I w takiej to kulturowo-historycznej sytuacji pojawiają się dwaj młodzi ludzie, którzy, jak mało kto, przyczynią się do odkrycia i utrwalenia w Norwegach odrębnego narodowego „ja”. Peter Christen Asbjørnsen (1812-1885) i Jørgen Moe (1813-1882), bo o nich tu mowa, nie są ani politykami, ani przywódcami ruchu wyzwoleńczego, ani też filozofami czy myślicielami, którzy za pomocą teoretycznych rozpraw przygotowują naród do przemian. Asbjørnsen i Moe sięgnęli po to, czego Norwegia – drugi, po Islandii, najsłabiej zaludniony kraj w Europie – miała od dawna w nadmiarze: po słowo, po międzyludzką opowieść. To oni, jako pierwsi, zaczęli w systematyczny sposób zbierać, spisywać, opracowywać, komentować i publikować jedno z największych dóbr, jakie posiada każdy naród: baśnie ludowe. Ich praca została później uznana w Europie za wkład o wielkim znaczeniu dla mitologii porównawczej, transgranicznej gałęzi badawczej położonej między etnologią, psychologią i antropologią.
Opowiedziane w niniejszym tomie baśnie (z wyjątkiem dwóch ostatnich), opierają się na zbiorach tych dwóch klasyków. Dlatego też warto poświęcić im parę słów.
Peter Christen Asbjørnsen urodził się wprawdzie w Christianii (obecnie Oslo), ale korzenie jego rodziny sięgają do Otty w Gudbrandsdalen, doliny niezwykle bogatej w tradycje ludowe. Ojciec jego był mistrzem szklarskim, a także pełnił funkcję inspektora wodociągów. Po ukończeniu szkoły katedralnej Asbjørnsen rozpoczął w 1833 r. studia medyczne, potem był nauczycielem domowym w Romerike. W latach 1838-1848 wydał w sześciu tomach podręcznik do przyrody dla młodzieży. Jako badacz mórz odkrył w 1853 r. rozgwiazdę na głębokości 400 metrów w fiordzie Hardanger, którą nazwał brisinga na cześć Naszyjnika Brisingów noszonego przez nordycką boginię Freję, a w 1864 r. opublikował pod pseudonimem Clemens Bonifacius popularną książkę kucharską. Studiował leśnictwo w Niemczech i został zatrudniony w 1860 r. w Trøndelag. Do emerytury, na którą przeszedł w 1876 r., kierował państwowym urzędem do spraw wydobycia torfu. W swoim życiu wiele podróżował, odwiedził m.in. Egipt, uważano go za poszukiwacza przygód i darwinistę. Przez czterdzieści lat łączył go nieformalny związek z Mathilde Andersson, biedną szwedzką tkaczką, która po przybyciu do Norwegii, była adaptowana, zdobyła majątek i zajęła się filantropią.
Z kolei Jørgen Moe przyszedł na świat w starym gospodarstwie Mo w Steinsfjerdingen Hole (Ringerike), jako syn rolnika i polityka. W 1830 r. rozpoczął studia teologiczne, które ze względu na częste choroby i inne problemy ukończył dopiero w 1839 r. Potem pracował jako nauczyciel domowy u właściciela huty żelaza w Aust-Agder, a następnie przez osiem lat nauczał w szkole wojskowej. Ożenił się z córką dyrektora, Johanne Fredrikke Sofie Sørensen i mieli wspólnie pięcioro dzieci. Po ukończeniu służby jako kapelan w Krødsherad oraz w kościołach Sigdal i Eggedal, został w 1863 r. proboszczem w Drammen. W 1871 r. przeniósł się do kościoła Vestre Aker niedaleko Christianii. W 1875 r. został mianowany biskupem w Kristiansand, pozostał na tym stanowisku do 1882 r.
Asbjørnsen i Moe spotkali się po raz pierwszy w 1926 r. w Norderhov, gdzie Asbjørnsen został wysłany na prywatne kursy maturalne, gdyż miał kłopoty w nauce. Zawarli przymierze, które uczyniło ich braćmi krwi, i zostali przyjaciółmi na całe życie. W 1837 r. postanowili opublikować baśnie. Bodźcem wyzwalającym było z pewnością ukazanie się w 1833 r. Norske Sagn Andreasa Faye, pierwszego w historii zbioru norweskiej poezji ludowej. Poza tym obaj pozostawali pod mocnym wrażeniem dokonań starszych od nich o jedno pokolenie braci Grimm, których dwa tomy Kinder- und Hausmärchen (Baśnie dla dzieci i młodzieży) ukazały się w 1812 i 1815 r.
Otrzymawszy stypendia naukowe, odbyli szereg wypraw w celu zebrania baśni, przy czym najbardziej owocny okazał się być rok 1838. Odwiedzili głównie swoje strony rodzinne we wschodniej Norwegii, ale również Telemark, południowy Agder i zachodnie prowincje. W sprawach formy postanowili zastosować zasadę braci Grimm: prosty styl językowy w dialogach i zachowanie oryginalnej formy narracji. Nie byli jednak pewni, w jakim języku dokonać przekazu: po duńsku, który nadal obowiązywał w Norwegii i którym posługiwały się warstwy uprzywilejowane oraz stan średni, czy może w lokalnych dialektach, które w owym czasie były jeszcze bardziej odmienne i zróżnicowane niż obecnie. Zdecydowali się na swoisty lingwistyczny konglomerat: zachowali tradycyjny język pisany duński, zmodyfikowali go jednak, co do szyku wyrazów w zdaniach i doboru słownictwa, tudzież dostosowali do miejscowego stylu i charakteru, dodając regionalne wykrzykniki i onomatopeje. W dużej mierze przyczynili się tym samym do popchnięcia do przodu tworzenia się nowoczesnego języka norweskiego.
Dzisiejszy bokmål rozwinął się dopiero w drugiej połowie XIX w., podobnie zresztą jak nynorsk, drugi obowiązujący w Norwegii język. O ile jednak bokmål uwalniał się ewolucyjnie od trwających przez czterysta lat obcych wpływów i dominacji języka duńskiego, to nynorsk uformowany został dość radykalnie przez językoznawcę Ivara Aasena, który stworzył syntetyczny język z elementów staronordyckich i z istniejących dialektów norweskich, głównie z zachodniej i centralnej części kraju, rezygnując z duńskich przedrostków i ostatnich sylab.
Tworzenie tekstu spełniającego literackie i estetyczne wymogi na podstawie usłyszanych, przekazanych ustnie opowieści to zadanie karkołomne, szczególnie wtedy, gdy osoba opowiadająca dysponuje wprawdzie dobrą i ciekawą opowieścią, lecz jej zasób leksykalny pozostaje ubogi. W przekazie na żywo zazwyczaj to nie razi, w zapisie jednakże stanowi dość poważną przeszkodę. Asbjørnsen i Moe uznali, że ponieważ są ostatnim ogniwem w łańcuchu narratorów, mają prawo, a nawet obowiązek poprawić zarówno styl, jak i język swoich poprzedników, dostosowując go do przyzwyczajeń, wyrobienia literackiego i potrzeb odbiorców wywodzących się z oświeconej warstwy mieszczańskiej. Ponadto każdy zapis, ze zrozumiałych względów, zubaża przekaz ustny, gdyż pozbawiony jest gestów, mimiki twarzy, zmian głosu i naśladowania różnych dźwięków przez mówiącego. Aby to zrekompensować, Asbjørnsen i Moe wprowadzili znacznie więcej fragmentów opisowych, zróżnicowanych przymiotników, wierszy aliteracyjnych i stałych zwrotów oraz przysłów, niż jest to znane z przekazów dokonywanych w tradycji ustnej.
Asbjørnsen, ze względu na swoje etnologiczne zainteresowania, trzymał się dość ściśle dokonanych na żywo lub krótko potem zapisów, i poza gruntowną redakcją wprowadzał niewiele zmian. Zdarzało mu się jednak łączyć kilka zasłyszanych opowieści w jedną całość. Przykładem na to może być Mistrz złodziejski, baśń obszerna i tak bogata w epizody, że można by nimi obdzielić kilka innych utworów. Moe z kolei starał się opierać wyłącznie na jednym źródle. Usłyszane baśnie notował za pomocą krótkich haseł, stanowiących szkielet, wokół którego później, czasami nawet po latach, narastał i konstruowany był zapis literacki. Tak stało się w przypadku Mistrzowskiej panny, niezwykle wyrafinowanej baśni, ozdobionej lekko zmienionymi powtórzeniami, sprawiającymi na czytelniku wrażenie, że ma do czynienia z żywym narratorem.
Obaj twórcy mieli bezsprzecznie swoje słabsze i mocniejsze strony, i dzięki temu bardzo dobrze się uzupełniali. O ile Asbjørnsena, przyrodnika i darwinistę, można uznać za śmielszego, dosadnego i skłonnego do podejmowania ryzyka językowego, o tyle Moe, teolog, pozostawał stylistycznie pewniejszy i bardziej wyrobiony literacko.
Norske Folkeeventyr (Norweskie baśnie ludowe) ukazały się po raz pierwszy drukiem 29 grudnia 1841 r. w formie zeszytu, bez strony tytułowej i nazwisk autorów, którzy je spisali i nadali im formę literacką. Premierowy zeszyt miał 96 stron. O ile norweskie koła literackie zachowały się początkowo z rezerwą, to zagraniczni zbieracze i interpretatorzy baśni wpadli w zachwyt. Jacob Grimm mocno chwalił tę pozycję. Do roku 1843 ukazywały się kolejne zeszyty, a w 1844 r. zaczęto publikować drugi tom baśni, z którego jednak ukazał się tylko jeden zeszyt. W 1851 r. Norske Folkeeventyr opublikowane zostały wreszcie z obszernym wstępem napisanym przez Jørgena Moe. Zbiór zawierał dodatkowo informacje o miejscu oraz okolicznościach zapisania baśni, a także lokalne warianty, co nadawało mu znamiona pracy naukowej. Asbjørnsen publikował także własną serię: Norske Huldre-Eventyr og Folkesagn I-II (1845-1848), w której punkt ciężkości położony został na ponadnaturalne zjawiska i wierzenia ludowe. Przygotował też Norske Folke-Eventyr. Ny Samling (1871) i Norske Folke-Eventyr. Ny Samling. Anden Udgave (1876), a w 1879 r. ukazał się zbiór Norske Folke- og Huldre-Eventyr i Udvalg, pierwsze wydanie baśni norweskich z ilustracjami różnych autorów pod wodzą Hansa Fredrika Gude, marynisty i pejzażysty ze szkoły düsseldorfskiej.
I tak zrodził się kanon ponumerowanych i skatalogowanych, a później jeszcze sklasyfikowanych w systemie Aarne-Thompsona baśni norweskich, z którego do dziś czerpią zarówno wydawcy krajowych i zagranicznych publikacji książkowych, e-booków, jak i administratorzy licznych portali internetowych zajmujących się publikacją baśni.
W drugiej połowie XIX w. baśnie norweskie stały się powszechną lekturą w Norwegii, a także w pozostałych krajach skandynawskich oraz w angielskim i niemieckim kręgu kulturowym. Obecnie czytane są na całym świecie, przy czym – poza wymienionymi już regionami – szczególnym zainteresowaniem i popularnością cieszą się w Wietnamie, Japonii i na Ukrainie.
Do Polski dzieła te dotarły stosunkowo późno, bo dopiero w 1975 r., a stało się to za sprawą Wydawnictwa Poznańskiego, które wydało Zamek Soria Moria: baśnie norweskie w tłumaczeniu Beaty Hłasko i Adeli Skrentni-Olsen; o dość nienorweskie opracowanie graficzne zadbał Adam Kilian. Pozycja ta została wznowiona w 1985 r. przez KAW, a następnie w latach 1986-1987 ukazała się ponownie w Poznaniu w formie trzech blisko 50-stronicowych zeszytów wydawniczych. Ostatnie wznowienie miało miejsce w 2010 r.
Tłumaczenia Beaty Hłasko i Adeli Skrentni-Olsen należą z pewnością do niezwykle wartościowych osiągnięć translatorskich, ale odbiegają niekiedy od oryginalnych wersji norweskich: są skrócone, miejscami złagodzone, i w ten sposób dostosowane do recepcji baśni przez najmłodszego odbiorcę, co z pedagogicznego punktu widzenia jest z pewnością ciekawym zabiegiem. Patrząc jednak na sprawę z pozycji kulturowo-historycznej, działania takowe należy uznać za częściowo chybione, gdyż czytelnik polskojęzyczny pozbawiony został możliwości pełniejszego zapoznania się z dobrem norweskiej kultury.
Dotychczas po polsku przedstawione zostały jedynie 33 baśnie z liczącego obecnie 155 pozycji rozszerzonego kanonu Norske Folkeeventyr. Niniejszy zbiór wypełnia zatem bezsporną lukę, gdyż prezentuje 90 baśni, całkowicie na nowo opowiedzianych i w większości dotąd nie prezentowanych czytelnikowi polskojęzycznemu. W utworach nie dokonano skrótów redakcyjnych z powodów obyczajowych i religijnych oraz nie wprowadzono zmian w celu dostosowania dawnych treści do wymogów współczesnej poprawności politycznej. Utrzymany został specyficzny, niekiedy chropowaty i nierówny styl oryginałów oraz zróżnicowanie semantyczne pierwotnych narratorów. Ze względów normatywnych uwzględniono natomiast ostatnie uwspółcześnienia gramatyczne, zaaprobowane przez Projekt Runeberg (stan z maja 2016 roku), biblioteki cyfrowej zajmującej się umieszczaniem w Internecie wolnodostępnych elektronicznych wersji dzieł nordyckiej literatury i sztuki.
+ + +
Baśnie – bajki magiczne, zwierzęce i komiczne, a także klechdy – do dziś żyją i zajmują ważne miejsce w norweskiej kulturze. Są to swobodne, pełne fantazji, ale jednocześnie mocno osadzone w skandynawskich realiach i trudnej codzienności opowieści, w których pojawiają się nadprzyrodzone elementy: trolle, huldry (żeński odpowiednik trolla), nissy (skrzaty), tussy (podziemni), dvergi (karły), Stary Erik (diabeł), Zły oraz zwierzęta potrafiące mówić i dobrze radzić bohaterom. Charakterystyczną cechą tych baśni jest to, że otwierają one oczy, lecz nie pouczają. Jak każda twórczość ludowa, są one pełne uproszczeń i schematów, a krąg występujących w nich osób jest ograniczony. Jednym z najważniejszych bohaterów pozostaje Askeladden, nazywany niekiedy Espen Askeladden, Oskeladden (nynorsk) i Tyrihans, którego porównać można do Głupiego Jasia. On to, zazwyczaj trzeci, ostatni syn w rodzinie, odtrącony przez braci, niekiedy przez ojca i matkę, przeżywa mnóstwo przygód, by na koniec cieszyć się ze zdobycia księżniczki, uznania w społeczności i bogactwa.
A skoro już o Askeladdenie mowa, to należy wspomnieć, że imię tego bohatera zostało wygładzone z estetycznego punktu widzenia nie w polskiej wersji, lecz już w norweskim oryginale. W tradycji ludowej – szczególnie w Valdres, Hallingdal, Telemarku i Vestlandet – postać ta nazywała się Askefis lub Oskefisen, co można przełożyć jako Popiołowy Bąk lub „ten, który siedzi i pierdzi w popiele”. Określenie to związane było z funkcją, jaką najmłodszy syn spełniał w dawnym społeczeństwie agrarnym: utrzymywał ogień na palenisku lub w piecu, czyli, z punktu widzenia starszego rodzeństwa, nie robił nic. W języku polskim znane jest zbliżone określenie na nieroba, dotyczy ono wykonywania powyżej wymienionej czynności fizjologicznej podczas siedzenia na stołku. W pierwszych edycjach baśni bohater nosił jeszcze imię Askepot (Popielny Garnek). Stosowny i całkowicie cenzuralny Askeladden („ten, który ładuje popiół”) pojawił się dopiero w późniejszych wydaniach.
Opowiadanie baśni nie jest wcale sprawą łatwą, szczególnie jeśli robi się to w języku, w którym baśnie te nie powstały. Wtedy bowiem takie baśnie należy wcześniej przełożyć. Nie inaczej też było z Baśniami norweskimi: najpierw zostały one przetłumaczone na język polski, a następnie w tym języku opowiedziane. W prezentowanym tomie mamy więc do czynienia ze spolszczonymi baśniami klasyki norweskiej, a tłumaczenie zostało dokonane z wykorzystaniem języka norweskiego, niemieckiego i angielskiego.
Wbrew obecnie szeroko rozpowszechnionemu poglądowi baśnie, jako twór tradycji oralnej, nie powstawały w celu prezentowania ich dzieciom, lecz były utworami tworzonymi „przez dorosłych, o dorosłych i dla dorosłych”, jak to słusznie zauważa Peter Ravn, badacz folkloru duńskiego. Dopiero rozwój kapitalistycznej kultury mieszczańskiej i tradycje religii chrześcijańskiej w Europie, a w przypadku Polski również późniejsze doświadczenie socjalizmu, doprowadziły do udziecinnienia, umoralnienia i odfolkloryzowania baśni. Konsekwencją tego było to, że jeśli ktoś w ogóle jeszcze czytał dawne baśnie ludowe, to wyłącznie specjaliści. Dzieciom przed snem czytało się baśnie skrócone, przerobione i dopasowane do potrzeb wydawnictwa lub stricte literackie, np. Andersena, które również z biegiem lat tak modyfikowano i wygładzano, że obecnie niewiele jest Andersena w jego baśniach. Dziś nawet ten zwyczaj odchodzi powoli w zapomnienie, dzieci poznają baśnie z kolorowych komiksów i filmów rysunkowych. I na takowy rozwój nie zawsze należy patrzeć negatywnie. Bo baśnie to z pewnością coś więcej niż tylko wierny zapis.
Snucie opowieści w odmiennym kręgu kulturowym polega między innymi na tym, że baśnie trzeba niekiedy nieco zmodyfikować i dostosować do świata znanego słuchaczom czy czytelnikom z danego kraju. Stąd, na przykład, w niniejszym wydaniu z norweskiego stabburu, jednej z ważniejszych budowli tradycyjnej zagrody chłopskiej, którą zna każde dziecko w Norwegii, powstał polski „spichlerz” lub „spiżarnia na podwórzu”. Stabbur to tradycyjna spiżarnia chłopska postawiona na palach i płytach kamiennych, parterowy lub jednopiętrowy budynek z drewnianych bali, zwykle ozdobiony płaskorzeźbami. W baśniach norweskich stabbur jest nieodłącznym elementem architektonicznym zarówno gospodarstwa, jak i... zamku królewskiego. To właśnie do stabburu posyła ptak Dam księcia po jedzenie dla siebie (Ptak Dam), to na schodach stabburu wiatr porywa chłopcu mąkę (O chłopcu, który poszedł do północnego wiatru i upomniał się o zwrot mąki) i król obserwuje przybywającego Askeladdena (Siedem źrebiąt), jak również to stabbury bogatych gospodarzy okradają złodzieje (Gidske).
Pod względem relacji międzyludzkich baśnie norweskie sprawiają wrażenie nieskrępowanych, odczarowanych, a nawet dość prekursorskich. Wszyscy, niezależnie od statusu społecznego i stopnia znajomości są ze sobą na ty, co nie jest wcale literackim zabiegiem formalnym, tylko odpowiada zwyczajom panującym w Norwegii. Księżniczki są wprawdzie równie piękne, jak w baśniach innych ludów, ale stosunkowo przystępne: poza wyjątkowymi wypadkami, każdy może się do nich zbliżyć, porozmawiać i o różne sprawy zapytać, nawet nędzarz w łachmanach, za którego często przebiera się Askeladden. Królowie wykonują zwyczajne czynności (zaglądają do stajni, karmią kury, idą na pastwisko), a mieszkają zazwyczaj w zamkach, które tylko na pierwszy rzut oka wydają się być ogromne i wspaniałe, bo gdy bohater znajdzie się już w środku, wielokroć można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z mniej czy bardziej przestronnie pobudowaną, dość bogatą zagrodą chłopską. Jest to zrozumiałe, gdyż zamki i pałace w norweskim krajobrazie należą do niezwykle rzadkich rarytasów.
Baśnie norweskie stoją obiema nogami twardo na ziemi, pozostają odarte z nadmiernego przepychu, wykwintnych strojów i zbędnych gestów. Na próżno szukać w nich skomplikowanych rytuałów dworskich, całonocnych wystawnych balów czy zmagań rycerskich, a religijna aktywność sprowadza się do wzywania imienia Boga w chwilach trwogi lub zdziwienia oraz do uczestnictwa w mszy, która ogranicza się zazwyczaj do kazania, wygłaszanego przez księdza obdarzonego takimi samymi przywarami jak wszyscy inni. Sakralność jest ukryta w człowieku, a nie wystawiona na widok publiczny. Nie bez znaczenia jest tutaj z pewnością fakt, że w 1537 r. luteranizm stał się za sprawą Chrystiana III Oldenburskiego religią państwową w Danii i Norwegii, a do roku 1600 ewangelicka struktura kościelna objęła cały kraj. Nie pozostało to bez wpływu również na kształt i atmosferę baśni: bohaterowie są na wskroś protestanccy w sposobie bycia i pojmowania świata, a ich postępowanie zabarwione jest obecnością starych wierzeń i dawnych bogów, którzy nadal czekają w ukryciu na swój czas.
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów w baśniach norweskich są trolle, człekokształtne stworzenia obdarzone darem mowy i umiejętnością porozumiewania się ze światem. Według nordyckiej mitologii trolle to koboldy lub demony, które mieszkają razem z olbrzymami w Utgardzie, świecie wrogim bogom i ludziom. W sadze o Olafie II Haraldssonie (Heimskringla) znajdziemy fragment opowiadający o tym, jak banita Arnljótr walczy z trollką, która napada i zabija handlarzy nocujących w górskiej chacie. Wygląd trolli nie został nigdy nigdzie dokładnie określony, przybierają zatem taką postać, jaką nadaje im fantazja ludzka. Raz są krzepkie i olbrzymie, to znowu niewiele różnią się wzrostem i siłą od człowieka. Często mają duże nosy i wielkie oczy („jak cynowe talerze”), są łatwowierne, chciwe, łakome i przekonane o swojej sile, lecz niezbyt rozgarnięte. Mogą zamieniać się w skałę i porastać lasem, mogą rozpadać się na tysiące kawałków pod wpływem promieni wschodzącego słońca, mogą mieszkać w górach, lasach, jaskiniach, w morzu, a nawet latać w powietrzu. Bywają niekiedy wielogłowe, przy czym największa liczba głów to piętnaście. Przyjmuje się, że szkodzą ludziom i zwierzętom; szczególnie chętnie zabijają i zjadają tych, w których płynie „chrześcijańska krew”. Posiadają wielkie bogactwa, nagromadzone dzięki paraniu się górnictwem i wydobywaniu srebra oraz złota, bądź też przez wymuszanie okupu na królach i z transakcji wymiennych, lecz nie z kradzieży. Z kolei bohater baśni nigdy nie opuści domostwa trolla, zanim nie zabierze tak wiele kosztowności, ile jest w stanie unieść: zabija trolla i dokonuje kradzieży, gdyż jest to dla niego jedyna droga, aby stać się majętną i dzięki temu respektowaną w społeczności osobą.
Szczególną baśnią traktującą o relacji troll – człowiek jest Złoty zamek, który wisi w powietrzu. Askeladden odnajduje zagubionego małego trolla i zaprzyjaźnia się z nim, następnie odprowadza dziecko do domu, za co od trolla-ojca otrzymuje osła, bez którego nie podołałby zadaniom, jakie go czekają.
Do świata norweskich baśni należą także opowieści z życia codziennego społeczności wiejskich, często wplecione tylko w wątek główny opowieści. Pokazują nam one w niezafałszowany sposób życie chłopskie, chaty, krajobrazy, góry, fiordy, pola, strumienie, łąki nad jeziorami czy pastwiska na halach. Jako że Norwegowie to naród żeglarzy, nie brakuje w baśniach również dalekich podróży na statkach, które często zawijają do krain, w których bohaterowie wcześniej nigdy jeszcze nie byli.
Koloryt typowo norweski widoczny jest również w bajkach o zwierzętach. Do najczęściej występujących zwierząt należą: niedźwiedź (brunatny i biały), wilk, lis, baran i zając, ale spotykamy również koguta, kurę, słonkę, głuszca, dzikie kaczki czy świnię. Endemicznie norweska jest krótka historia trzech kozłów Bruse, które chciały pójść na górską halę i porządnie sobie podjeść. Baśń ta była wielokrotnie przerabiana literacko przez autorów z całego świata, adaptowana na film, na scenę, na słuchowisko i doczekała się nawet własnego musicalu.
Wydawcy Baśni norweskich podjęli się niecodziennego na polskim rynku książkowym zadania: publikacji ludowych baśni norweskich w postaci najbardziej zbliżonej do pierwotnej, bez ilustracji i w pełnej wersji. I nie jest to z pewnością koniec eksperymentu, przygotowywane są bowiem kolejne tomy baśni, bajek, klechd, podań i gawęd z różnych regionów Norwegii.
Dariusz MuszerO Askeladdenie, który ukradł trollowi srebrne kaczki, derkę i złotą harfę
Żył sobie ongiś pewien biedny człowiek, który miał trzech synów. Kiedy umarł, dwóch starszych zapragnęło wyruszyć w świat, aby poszukać szczęścia; najmłodszego za nic nie chcieli zabrać ze sobą.
– Ty tam – rzekli – nie nadajesz się do niczego innego, tylko do grzebania w popiele!
– W takim razie muszę iść sam – stwierdził Askeladden.
Dwaj starsi bracia wędrowali i dotarli do królewskiego zamku, gdzie przyjęto ich na służbę; jednego do pomocy koniuszemu, drugiego do ogrodnika.
Askeladden również udał się w drogę i zabrał ze sobą wielką, drewnianą dzieżę, a była to jedyna rzecz, jaką rodzice pozostawili po sobie. Starsi bracia wcale nie interesowali się nią, a z kolei Askeladden, pomimo że dzieża była bardzo ciężka, nie chciał jej zostawić. Jakiś czas wędrował z dzieżą i w końcu również dotarł do zamku, gdzie poprosił o przyjęcie go na służbę. Odpowiedziano mu, że nie będzie potrzebny.
Jednakże tak długo prosił i błagał, aż dano mu przyzwolenie na przebywanie w kuchni i noszenie drewna i wody dla kucharki. Był pracowity i zręczny, tak więc długo nie trwało a zdobył poważanie wśród ludzi. Z kolei jego bracia byli leniwi, toteż często spotykały ich razy i dostawali mizerne wynagrodzenie; zazdrościli więc Askeladdenowi, gdyż widzieli, że wiedzie mu się znacznie lepiej.
Naprzeciwko królewskiego zamku, po drugiej stronie jeziora, mieszkał pewien troll, który miał siedem srebrnych kaczek, i pływały one często po wodzie, tak że z zamku można było je dokładnie widzieć. Król wiele razy mówił o tym, że chciałby mieć te srebrne kaczki, dlatego też dwaj starsi bracia tak rzekli do koniuszego:
– Nasz brat przechwala się, że gdyby tylko chciał, zdobyłby dla króla siedem srebrnych kaczek.
Można sobie wyobrazić, że długo nie trwało, a koniuszy powiedział o tym królowi. Ten z kolei zwrócił się do Askeladdena:
– Twoi bracia mówią, że mógłbyś zdobyć dla mnie srebrne kaczki, tak więc żądam, abyś to uczynił.
– Tego ani nie pomyślałem, ani też nie powiedziałem – odparł chłopak.
– A właśnie, że powiedziałeś – rzekł król. – I dlatego musisz je dla mnie zdobyć.
– No tak – rzekł chłopak – jeśli już inaczej nie można, to daj mi garniec żyta i garniec pszenicy, a wtedy spróbuję.
Otrzymał, co chciał, wsypał ziarno do dzieży, którą zabrał z domu, i powiosłował w niej przez wodę. Gdy przybył na drugą stronę, wyszedł na brzeg i przechadzał się, rozrzucając ziarno. W końcu udało mu się zwabić wszystkie kaczki do dzieży i powiosłował z nimi z powrotem tak szybko, jak tylko mógł. Był już na środku jeziora, gdy pojawił się troll i dostrzegł go.
– Hej, ty! Czy odpływasz z moimi siedmioma srebrnymi kaczkami?! – zapytał.
– Tak! – odkrzyknął chłopak.
– Będę cię częściej widywał?! – zapytał troll.
– Całkiem możliwe! – odparł chłopak.
Gdy Askeladden wrócił z siedmioma srebrnymi kaczkami do króla, stał się jeszcze bardziej lubiany na zamku, i nawet sam król powiedział, że wspaniale wszystko zrobił. Jednakże z tego powodu bracia byli jeszcze bardziej zazdrośni i źli, wpadli na pomysł, aby powiedzieć koniuszemu, że ich brat chwali się, iż gdyby tylko chciał, mógłby zdobyć dla króla derkę trolla ze złotymi i srebrnymi frędzlami. Koniuszy od razu popędził i doniósł o tym królowi. Wtedy król powiedział do chłopakowi, o czym jego bracia mówią, czyli że on chwali się, iż mógłby zdobyć dla króla derkę trolla ze srebrnymi i złotymi frędzlami – tak więc musi to uczynić, gdyż inaczej straci życie. Askeladden odparł, że ani tak nie pomyślał, ani nie powiedział. Jednakże nic to nie pomogło, tak więc poprosił o trzy dni czasu do namysłu.
Kiedy minęły trzy dni, Askeladden ponownie wsiadł do dzieży i powiosłował na drugi brzeg, gdzie wysiadł i zaczął czekać na sposobną chwilę. W końcu zauważył, że troll wywiesił derkę na dworze, aby ją przewietrzyć. Kiedy wrócił do środka góry, Askeladden złapał za derkę i powiosłował z powrotem tak szybko, jak tylko potrafił.
Był już na środku jeziora, gdy troll wyszedł z góry i spostrzegł go.
– Czy to ty zabrałeś mi moje siedem srebrnych kaczek?! – zapytał.
– Tak! – odkrzyknął chłopak.
– A teraz pewnie wziąłeś moją derkę ze srebrnymi i złotymi frędzlami?
– Tak! – odparł chłopak.
– Czy będę cię widywał częściej?
– Całkiem możliwe!
Kiedy Askeladden powrócił z derką, wszyscy na zamku zaczęli jeszcze bardziej go poważać i mianowano go osobistym służącym króla. Z tego powodu dwaj pozostali bracia zżymali się straszliwie i aby zrobić Askeladdenowi na złość, powiedzieli koniuszemu:
– A teraz brat nasz przechwala się, że mógłby z łatwością zdobyć dla króla złotą harfę, która jest w posiadaniu trolla, a ma ona taką właściwość, że każdy człowiek, nawet najbardziej smutny, staje się wesoły, gdy usłyszy dźwięki jej strun.
Koniuszy zaraz oczywiście opowiedział o wszystkim królowi, a ten rzekł do chłopaka:
– Skoro tak powiedziałeś, musisz to teraz zrobić. Jeśli ci się uda, otrzymasz księżniczkę za żonę i połowę królestwa. Nie powiedzie ci się, stracisz życie.
– Ani tak nie myślałem, ani nic takiego nie powiedziałem – rzekł chłopak. – Lecz, jak widzę, nie ma innej rady, muszę spróbować. Potrzebuję jednak sześciu dni do namysłu.
Król nie miał nic przeciwko temu, lecz gdy czas upłynął, Askeladden musiał wyruszyć. Wsadził w kieszeń gruby, duży gwóźdź, kołek z brzozowego drewna oraz ogarek świecy i powiosłował w dzieży na drugą stronę. Wyszedł na brzeg i wyczekująco przechadzał się tam i z powrotem.
Nagle pojawił się troll i spostrzegł Askeladdena.
– Czy to ty wziąłeś moje siedem srebrnych kaczek? – zapytał.
– Tak! – odparł chłopak.
– Jesteś również tym, który zabrał mi moją derkę ze złotymi i srebrnymi frędzlami? – pytał dalej troll.
– Tak! – rzekł chłopak.
I wtedy troll złapał go i zaciągnął do środka góry.
– Tak więc, moja córko – rzekł – w końcu dopadłem tego, który ukradł moje srebrne kaczki oraz moją derkę ze złotymi i srebrnymi frędzlami. Wsadź go teraz do tuczarni. Potem zabijemy go i zaprosimy naszych przyjaciół na ucztę.
Córka była gotowa to uczynić i natychmiast zawlokła chłopaka do tuczarni. Pozostał tam przez osiem dni i dostawał najlepsze jedzenie i picie, jakie tylko mógł sobie zażyczyć, i tak dużo, ile tylko chciał.
– Idźże do niego – rzekł troll do córki, gdy upłynęło osiem dni – i zatnij go w najmniejszy palec, a wtedy będziemy wiedzieli, czy jest dostatecznie tłusty.
Córka od razu poszła do tuczarni.
– Wystaw mi tutaj swój najmniejszy palec! – rzekła.
Jednakże Askeladden wystawił gruby gwóźdź i córka trolla przeciągnęła nożem po nim.
– O nie, jest jeszcze twardy jak żelazo – rzekła do ojca, gdy wróciła. – Jeszcze nie opłaca się go zarzynać.
Po kolejnych ośmiu dniach wszystko przebiegało podobnie, tyle tylko że Askeladden wystawił tym razem brzozowy kołek.
– Nieco się poprawił – rzekła córka do trolla, gdy wróciła – ale ciągle jeszcze jest za twardy do gryzienia, jak drewno.
Po następnych ośmiu dniach troll powiedział ponownie, aby córka poszła i sprawdziła, czy chłopak jest już dostatecznie utuczony.
– Wystaw mi tu zaraz swój mały palec! – rzekła, gdy znalazła się w tuczarni.
Askeladden wystawił ogarek świecy.
– No, teraz już ujdzie – powiedziała.
– Ha! Ha! – ucieszył się troll. – W takim razie ruszam w drogę, aby zaprosić gości. W tym czasie zabij go i jedną połowę upiecz, drugą zaś ugotuj.
Gdy troll poszedł, córka zaczęła ostrzyć wielki, długi nóż.
– Czy to właśnie nim masz mnie zabić? – zapytał chłopak.
– Tak – odparła córka trolla.
– Jak widzę, nie jest on jeszcze wystarczająco ostry – rzekł chłopak. – Muszę ci go porządnie naostrzyć, abyś bez wysilania się mogła pozbawić mnie życia.
I tak wręczyła mu nóż, a chłopak zabrał się do ostrzenia.
– Pozwól, że spróbuję na twoim warkoczu – rzekł. – Myślę, że nóż jest już dostatecznie ostry.
Córka trolla zezwoliła mu na to. Askeladden chwycił za warkocz, pociągnął głowę trollki w tył i podciął jej gardło.
Następnie jedną połowę ugotował, drugą zaś upiekł i postawił wszystko na stole. Potem ubrał się w szaty młodej trollki i usiadł w kącie.
Kiedy troll przybył z gośćmi do domu, poprosił córkę, aby przyszła i razem z innymi jadła.
– Nie – odparł Askeladden – nie chcę jeść, gdyż jestem taka smutna.
– Znasz przecież radę na to – rzekł troll. – Weź złotą harfę i zagraj na niej.
– Dobrze, ale gdzie ona jest? – zapytał chłopak.
– Przecież wiesz, sama używałaś jej niedawno – rzekł troll. – Wisi tam, nad drzwiami.
Nie trzeba było tego chłopakowi dwa razy powtarzać: wziął harfę i wyszedł z nią na zewnątrz góry i zaczął grać. Gdy już się rozegrał na dobre, nagle zepchnął dzieżę na wodę i zaczął z całych sił wiosłować w kierunku zamku. Po jakimś czasie troll pomyślał sobie, że córka coś długo nie wraca, wyszedł więc, aby rozejrzeć się za nią. Zamiast niej zobaczył w oddali na wodzie chłopaka w dzieży.
– Czy to ty zabrałeś moje siedem srebrnych kaczek?! – zawołał troll.
– Tak! – odparł Askeladden.
– Czy to ty zabrałeś mi także derkę ze złotymi i srebrnymi frędzlami?!
– Tak!
– I pewnie ty również zabrałeś teraz moją złotą harfę?! – wołał troll.
– Tak, to ja! – odkrzyknął chłopak.
– A czy to nie ty zostałeś właśnie przeze mnie zjedzony?!
– Nie, zjadłeś swoją własną córkę! – odparł chłopak.
Gdy troll to usłyszał, tak się zezłościł, że pękł na tysiąc kawałków. Reszta trolli, gdy usłyszała huk, tak się przestraszyła, że rozpierzchła się czym prędzej na wszystkie strony świata.
Wtedy Askeladden powiosłował z powrotem do trollowej góry i wziął mnóstwo złota i srebra; tak dużo, ile tylko zmieściło się w dzieży. Kiedy wrócił z takim ogromnym bogactwem i jeszcze do tego ze złotą harfą, otrzymał księżniczkę za żonę i połowę królestwa, tak jak król mu przyrzekł. Swoim braciom nie zrobił żadnej krzywdy, gdyż wierzył, że zawsze, gdy o nim coś opowiadali, chcieli dla niego jak najlepiej.nota biograficzna autora
Dariusz Muszer (ur. 1959) – poeta, prozaik i tłumacz. Mieszka w Hanowerze. Laureat Nagrody Związku Niemieckich Pisarzy „Das neue Buch in Niedersachsen und Bremen“ za powieść Die Freiheit riecht nach Vanille (1999). Opublikował m.in. tomy wierszy: Zatrzymane wersy (1987), Pestki i ogryzki (1989), Die Geliebten aus R. und andere Gedichte (1990), Panna Franciszka, pomylony akordeon i inne wiersze (1995), Księga zielonej kamizelki (1996), Jestem chłop (2004), Wszyscy moi nieznajomi (2004), Zapomniany strajk (2012) oraz powieści: Die Freiheit riecht nach Vanille (1999, wydanie polskie: Wolność pachnie wanilią – FORMA 2008), Der Echsenmann (2001), Niebieski (FORMA 2006), Gottes Homepage (2007, wydanie polskie: Homepage Boga – FORMA 2013), Lummick (2009) i Schädelfeld (2015, wydanie polskie: Pole Czaszek – FORMA 2017). Jego opowiadania znalazły się w antologiach FORMY: 2008 (FORMA 2008), City 1 (FORMA 2009), 2011 (FORMA 2011), 2014 (FORMA 2014), City 3 (FORMA 2016), 2017 (FORMA 2017) i City 4 (FORMA 2018). Na www FORMY prowadzi blog „123. HANNOVER Dariusza Muszera” – http://www.wforma.eu/123-hannover-dariusza-muszera.html.