- promocja
- W empik go
Baśniobór. Tajemnice smoczego azylu - ebook
Baśniobór. Tajemnice smoczego azylu - ebook
Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej nie ustaje w poszukiwaniu talizmanów. Kendra, pragnąca ze wszystkich sił powstrzymać Stowarzyszenie, dowiaduje się, gdzie jest klucz do skarbca, w którym ukryto jeden z nich. Aby go zdobyć, Rycerze Świtu muszą narazić się na śmiertelne niebezpieczeństwo - przekroczyć próg smoczej świątyni. Misja się nie powiedzie, jeśli nikt nie zdobędzie się na kradzież świętego przedmiotu, zazdrośnie strzeżonego przez centaury. Chwileczkę, ale czy ktoś widział Setha?
Pozbawieni telewizora i internetu Kendra i Seth odkrywają świat wyobraźni, fantazji, przyjaźni i lojalności. [...] Fantastyczna podróż do rezerwatu magii, gdzie przetrwały nie tylko wróżki czy trolle, ale również pewne wartości, które poza granicami Baśnioboru przestały funkcjonować.
www.pasjaksiazek.pl
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7747-478-5 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kendra Sorenson szybkim ruchem potarła główką zapałki o szorstką draskę na boku prostokątnego pudełka. Osłoniła dłonią płomień i zbliżyła go do osmalonego knota krótkiej świecy. Kiedy zajął się ogniem, strząsnęła zapałkę. W powietrzu zawirowała cienka smużka dymu.
Siedząc przy biurku w swojej sypialni, dziewczynka przyglądała się resztkom zapałki i rozmyślała o tym, jak prędko płomień strawił drewno. Jedna trzecia była teraz krucha, zwęglona i nie do poznania. Kendra przypomniała sobie zarazę w Baśnioborze, która błyskawicznie przemieniła wielu mieszkańców magicznego lasu z istot światłości w stworzenia mroku. Jej samej wraz z rodziną i przyjaciółmi udało się odwrócić działanie plagi, zanim rezerwat uległ zniszczeniu, ale kosztowało to życie najady Leny.
Dziewczynka otrząsnęła się z zamyślenia, odłożyła na bok spaloną zapałkę, a potem wsunęła trzy kluczyki do zamkniętego dziennika, otworzyła go i zaczęła pospiesznie kartkować. Została jej już tylko ta jedna umitkowa świeca – Kendra nie chciała zmarnować wyjątkowego światła, które umożliwiało odczytanie słów na kartach księgi.
Dziennik sekretów przywiozła do domu z Baśnioboru. Niegdyś należał do Pattona Burgessa, dawnego opiekuna rezerwatu, którego niespodziewanie poznała zeszłego lata, kiedy przeniósł się w czasie. Notatki sporządzał w tajnym języku wróżek za pomocą umitkowego wosku, co dodatkowo utrudniało ich odczytanie. Litery pojawiały się tylko w świetle umitkowej świecy, a Kendra potrafiła je rozszyfrować wyłącznie dzięki swej wróżkokrewności.
Zdolność czytania i mówienia we wróżkowych językach to zaledwie jeden z talentów, które pozyskała, gdy setki ogromnych wróżek obsypały ją pocałunkami. Poza tym widziała w ciemności, a na jej umysł nie działały niektóre magiczne sztuczki, dzięki czemu była odporna na iluzję ukrywającą większość zaczarowanych stworzeń przed ludzkim wzrokiem. Co więcej, wróżki były zobowiązane do wykonywania wszystkich jej poleceń.
Kendra obejrzała się za siebie i przez moment nasłuchiwała. W domu panowała cisza. Ostatnio codziennie po południu jej rodzice uprawiali jogging w centrum rekreacyjnym, licząc, że przed Nowym Rokiem wejdzie im to w krew. Dziewczynka wątpiła, żeby wytrwali w tym postanowieniu dłużej niż kilka tygodni, ale tymczasem mogła w spokoju studiować dziennik. Rodzice Kendry byli ślepi na magiczny świat, który odkryła wraz z bratem. Dlatego kiedy nakryli ją na czytaniu przy świecy dziwnego tomu pełnego niezrozumiałych symboli, pomyśleli, że zadała się z jakąś dziwaczną sektą. Nie dali sobie wyjaśnić, że dziennik zawiera tajemnice zapisane przez dawnego opiekuna Baśnioboru. W obawie, że zabiorą jej księgę, Kendra skłamała, że zwróciła ją do biblioteki. Od tej pory czytała tylko wtedy, kiedy była pewna, że przez dłuższy czas nikt jej nie przeszkodzi.
Ponieważ ze względu na rodziców nie miała zbyt dużo okazji do czytania, a poza tym zapas umitkowych świeczek był ograniczony, nie zdążyła jeszcze przeczytać dziennika od deski do deski, chociaż cały przejrzała. Ton zapisków był jej znajomy – w Baśnioborze zapoznała się już z wieloma notatkami z mniej tajnych pamiętników Pattona. Wertując Dziennik sekretów, znalazła dokładny opis przemiany Efiry w upiorną zjawę, w którym autor nie omijał nawet najbardziej ponurych szczegółów. Pisał również o swoich najgłębszych obawach związanych z Leną. Kendra dowiedziała się także o istnieniu przejścia do groty pod starą rezydencją, o najrozmaitszych kryjówkach z bronią i kosztownościami rozmieszczonych w różnych punktach Baśnioboru oraz o sadzawce pod niewielkim wodospadem, gdzie nieustraszony poszukiwacz skarbów może złapać leprechauna. Natrafiła jeszcze na informacje dotyczące tajnej komnaty na końcu Korytarza Lęku w baśnioborskim lochu, łącznie z hasłami i procedurami niezbędnymi, żeby tam wejść. Czytała o zagranicznych wyprawach Pattona do Indii, na Syberię i Madagaskar. Chłonęła wiadomości o innych rezerwatach w przeróżnych zakątkach świata. Poznawała teorie o potencjalnych złoczyńcach i zagrożeniach, w tym o wielu spiskach Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej.
Tego dnia, gdy umitkowa świeca już się wypalała, otworzyła dziennik na swoim ulubionym fragmencie i zaczęła czytać znajome pismo Pattona:
Wróciwszy zaledwie kilka godzin temu z osobliwej wyprawy, nie jestem zdolny powstrzymać się od przelania myśli na papier. Do tej pory rzadko myślałem o adresacie poufnych wiadomości zawartych w tym tomie. Ilekroć rozważałem tę kwestię, uznawałem, że sporządzam notatki dla siebie. Teraz jednak wiem, że moje słowa dotrą do określonej osoby – do Kendry Sorenson.
Kendro, ta świadomość zarazem ekscytuje mnie i niepokoi. Przed Tobą wielkie wyzwania. Moja wiedza może Ci pomóc. Niestety, częstokroć te same informacje pchną Cię ku niewyobrażalnym zagrożeniom. W duchu toczę zażarte dysputy, usiłując ustalić, co zapewni Ci przewagę nad wrogami, a co jedynie pogorszy Twoją sytuację. To, co wiem, może nieraz wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
Twoi wrogowie w szeregach Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej nie cofną się przed niczym, żeby zdobyć pięć artefaktów, które wspólnie użyte otworzą Zzyzx, wielkie więzienie demonów. Kiedy Cię opuszczałem, wiedzieliśmy, że w ich ręce wpadł tylko jeden, a Twój utalentowany dziadek zatrzymał drugi. Dysponuję informacjami na temat dwóch kolejnych, a Ty przy odrobinie wysiłku zapewne mogłabyś odkryć jeszcze więcej. Waham się jednak przed ujawnieniem swojej wiedzy. Jeśli Ty albo ktoś inny spróbujecie zdobyć lub ochronić te artefakty, być może niechcący zaprowadzicie naszych wrogów wprost do nich. Lub też podczas próby ich odzyskania spotka Was krzywda. Z kolei jeżeli Sfinks wytrwale poszukuje artefaktów, jestem skłonny sądzić, że w końcu je znajdzie. Aby do tego nie dopuścić, w pewnych okolicznościach moja wiedza będzie Wam potrzebna.
Dlatego też, Kendro, postanowiłem zaufać Twojej ocenie. Nie zamieszczę konkretów w dzienniku, któż bowiem – nawet prawy – odmówiłby sobie skorzystania z tak dogodnego dostępu? W tajemnej komnacie na końcu Korytarza Lęku schowam natomiast dalsze wskazówki dotyczące miejsca ukrycia dwóch artefaktów. Szukaj tych informacji, tylko jeśli uznasz to za nieodzowne. W innym przypadku nikomu nie wspominaj nawet o ich istnieniu. Bądź dyskretna, cierpliwa i odważna. Mam nadzieję, że nie sięgniesz po tę wiedzę do końca życia. W przeciwnym razie w niniejszym dzienniku znajdziesz szczegóły dotyczące tajemnej komnaty. Udaj się tam, a potem za pomocą lustra odczytaj wiadomość na suficie.
Kendro, żałuję, że nie mogę osobiście służyć Ci pomocą. Twoi bliscy są silni i zdolni. Zaufaj odpowiednim osobom, i podejmuj mądre decyzje. No i trzymaj w ryzach swojego brata. Cieszę się, że mam tak wspaniałą krewną.
Kendra postukała palcami w biurko i zdmuchnęła świeczkę. Zostało jeszcze dość wosku, aby ponownie ją zapalić, ale ogień nie utrzyma się już długo. Pewnie w Baśnioborze dziadek miał teraz więcej umitkowych świeczek, ale ze zdobyciem ich byłby duży kłopot. Dziewczynka odchyliła się na krześle, skubiąc dolną wargę. Z powodu natłoku zajęć w szkole i wolontariatu w świetlicy brakowało jej czasu, żeby dokładnie przemyśleć tę sprawę.
Jak dotąd nikomu nie powiedziała o wiadomości od Pattona. Zawierzył jej osądowi, więc nie było jej spieszno, by zawieść jego zaufanie. Miał rację – gdy tylko informacja o położeniu artefaktów wyjdzie na jaw, ktoś będzie chciał je zdobyć. Nie pomylił się również co do tego, że Sfinks wypatrywał szansy wykorzystania każdej takiej próby. O ile wiedza o ukrytych artefaktach nie okaże się niezbędna, Kendra postanowiła po nią nie sięgać.
Przez całą jesień pozostawała w kontakcie z dziadkami. Przez telefon nie rozmawiali otwarcie o sekretach, ale znaleźli sposób, żeby przekazywać sobie niezbędne informacje bez wdawania się w szczegóły. Odkąd potwierdziło się, że Sfinks jest przywódcą Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej, pozornie ustała aktywność tej grupy. Wszyscy jednak wiedzieli, że Sfinks gdzieś się czai, patrzy i knuje, wyczekując sprzyjającego momentu do ataku.
Kendry i Setha stale pilnowało dwóch członków zgromadzenia Rycerzy Świtu. W razie potrzeby przemycali wiadomości. Jak dotąd nie wydarzyło się nic niepokojącego. Chociaż osoby wyznaczone do obserwacji rodzeństwa ciągle się zmieniały, zawsze co najmniej jednym z opiekunów był sprawdzony przyjaciel, taki jak Warren, Tanu lub Coulter. Przez ostatnie cztery dni pilnował ich Warren w towarzystwie ponoć godnej zaufania dziewczyny o imieniu Elise.
Kendra westchnęła. Po tych wszystkich oszustwach, z jakimi miała do czynienia przez ostatnie lata, nie była pewna, czy kiedykolwiek jeszcze komuś całkowicie zawierzy. Może to również dlatego zachowała dla siebie wiadomość od Pattona.
Za jej plecami coś cicho zaszeleściło. Odwróciwszy się, zobaczyła złożoną kartkę, którą ktoś wsunął pod drzwiami. Podniosła papier, rozłożyła, a następnie przejrzała listę wydrukowaną na komputerze. Im dłużej czytała, tym bardziej mrużyła oczy. Wymaszerowała z pokoju, przemierzyła korytarz i zatrzymała się przed otwartymi drzwiami do pokoju Setha.
– Naprawdę liczysz na to, że na Gwiazdkę dostaniesz lotnię? – zapytała młodszego brata.
Chłopiec podniósł wzrok znad biurka, gdzie ozdabiał jaszczurkami pracę domową z matematyki.
– Jeśli nie poproszę, to na pewno nie.
Kendra wskazała kartkę z listą.
– Kto jeszcze to dostał?
– Oczywiście mama i tata. Poza tym puściłem ją mailem do wszystkich krewnych, nawet tych dalszych, których odnalazłem w internecie. No i na wszelki wypadek jeden egzemplarz wysłałem pocztą do Świętego Mikołaja.
Kendra weszła do pokoju i stanęła obok brata. Pomachała kartką w jego kierunku.
– Nigdy dotąd nie prosiłeś o tak idiotyczne rzeczy. Zestaw kijów golfowych na zamówienie? Jacuzzi? Motocykl?
Seth wyrwał jej listę z ręki.
– Wymieniasz najdroższe prezenty. Jeżeli nie stać cię na fotel masujący, to możesz mi przynajmniej dać latawiec, grę komputerową albo film. Na mojej liście są pomysły na każdą kieszeń.
Kendra skrzyżowała ręce na piersiach.
– Coś knujesz.
Seth patrzył na nią szeroko otwartymi oczami z lekko oburzoną miną, jaką zazwyczaj przybierał, kiedy coś ukrywał.
– Ograniczanie liczby prezentów to jedno. Ale żeby nie pozwalać mi nawet o nie prosić? Kto ty jesteś? Grinch?
– Zwykle zachowywałeś się rozsądnie: wymieniałeś tylko parę rzeczy, na których naprawdę ci zależało. I to prawie zawsze działa. Nigdy nie domagałeś się czegoś droższego niż rower albo konsola do gier. Twoja lista życzeń była realistyczna. Skąd ta zmiana?
– Pani profesor za dużo myśli – westchnął Seth, oddając siostrze kartkę. – Po prostu uznałem, że nie zaszkodzi, jeżeli w tym roku będę celował nieco wyżej.
– Po co wysłałeś listę do krewnych tak dalekich, że nawet cię nie znają?
– Może któryś z nich jest samotnym milionerem? Kto wie? Coś mi mówi, że to będzie mój szczęśliwy rok.
Kendra przyjrzała się bratu. Od wakacji nie wyglądał już jak dziecko. Szybko rósł, miał długie ręce i tyczkowate nogi, twarz stała się bardziej pociągła i podbródek wyraźniej się zarysował. Jesienią brakowało im czasu dla siebie. Seth miał swoich kolegów, a Kendra aklimatyzowała się w liceum. Teraz do przerwy świątecznej zostało już tylko parę dni.
– Nie zrób nic głupiego – ostrzegła dziewczynka.
– Dzięki za błyskotliwą poradę – odparł Seth. – Mogę cię zacytować w moim pamiętniku?
– Prowadzisz dziennik?
– Będę musiał zacząć, jeśli nie przestaniesz mnie zarzucać takimi perłami mądrości.
– Mam doskonały pomysł na pierwszy wpis – stwierdziła Kendra, piorunując brata wzrokiem. – „Drogi pamiętniku, dziś kupiłem sobie wypasione prezenty świąteczne za złoto, które ukradłem z Baśnioboru. Udawałem, że to podarunki od bogatych krewnych, ale nikt nie dał się nabrać, więc Rycerze Świtu zamknęli mnie w brudnym lochu”.
Seth bezgłośnie otwierał i zamykał usta, rozpoczynając kolejne potencjalne riposty, a potem natychmiast z nich rezygnując. W końcu odchrząknął i wybąkał:
– Nie potrafisz tego udowodnić.
– W jaki sposób przemyciłeś złoto?! – zawołała Kendra. – Myślałam, że dziadek skonfiskował skarb, który razem z satyrami ukradliście nypsikom.
– Nie wierzę własnym uszom – nie ustępował Seth. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Na pewno wykorzystałeś kilka różnych kryjówek, a dziadek nie wszystkie odnalazł. Ale jak wymieniasz złoto i klejnoty na pieniądze? W lombardzie?
– To nonsens – upierał się chłopiec. – Najwyraźniej to ty masz przestępcze myśli.
– Teraz się pilnujesz, ale przed minutą cię przejrzałam. To złoto nie należało do Nowela i Dorena, nie mieli prawa ci go dać! Jak po tym wszystkim, co się stało latem, mogłeś wyjść z domu ze skradzionym złotem w kieszeniach? Nie masz wstydu?
Seth westchnął zrezygnowany.
– Dziadkowie i tak nie robili z niego użytku.
– Oczywiście, bo są opiekunami Baśnioboru. Chronią stworzenia i przedmioty, które się tam kryją. Równie dobrze mógłbyś okraść muzeum.
– Tak jak ty, kiedy wzięłaś sobie laskę deszczu z Zaginionej Góry? A Warren zatrzymał miecz, który tam znalazł?
Kendra się zarumieniła.
– Z formalnego punktu widzenia Malowana Góra nie jest częścią rezerwatu Zaginionej Góry. Poza tym ja nie opyliłam laski, żeby sobie kupić ślizgacz! A Warren nie wymienił miecza na skuter śnieżny! Zatrzymaliśmy te przedmioty po to, żeby je chronić, a nie sprzedać za ułamek ich wartości!
– Wyluzuj, wciąż mam całe złoto.
– Może powinieneś mi je oddać na przechowanie.
– Nic z tego – parsknął Seth. Obrzucił siostrę nieprzyjaznym spojrzeniem. – Ale oddam skarb dziadkowi przy następnej wizycie.
Kendra się odprężyła.
– To mogę zaakceptować.
– Nie mam wyboru, skoro żyję pod jednym dachem z największą pleciugą świata. A gdybym cię przekupił? Wtedy się zamkniesz? Kupiłbym ci superowskie prezenty.
– Nie interesuje mnie lotnia.
– To może być cokolwiek – zasugerował Seth. – Ciuchy, biżuteria, kucyk. Dowolne dziewczyńskie bzdety!
– W tym roku życzę sobie przede wszystkim tego, żeby mój młodszy brat stał się odrobinę uczciwszy, bo wtedy nie musiałabym go niańczyć.
– Za część tego złota byłoby mnie stać na wynajęcie zbirów, którzy cię porwą i wypuszczą dopiero po świętach – zamyślił się chłopiec.
– Powodzenia.
Kendra zmięła listę, po czym rzuciła ją w stronę kosza przy biurku. Nierówna kulka papieru odbiła się od krawędzi i wylądowała na podłodze.
Seth pochylił się na krześle, podniósł zgnieciony papier i wrzucił go do śmieci.
– Niezła celność – skomentował.
– Niezła lista.
Kendra wyszła na korytarz i wróciła do swojego pokoju. Wciąż unosiła się tam woń dymu, więc otworzyła okno, by wpuścić chłodne powietrze. Pomachała rękami, starając się rozwiać swąd, potem zamknęła okno i położyła się na łóżku.
Nawet z dala od Baśnioboru, we własnym domu, pod stałą obserwacją niewidocznych opiekunów, Seth potrafił sprawiać kłopoty! Czasami miała ochotę podzielić się z bratem treścią wiadomości od Pattona. Obecnie tylko z nim mogła rozmawiać o takich sprawach. Nie śmiała jednak udostępnić mu informacji z Dziennika sekretów, gdyż była przekonana, że Seth znajdzie sposób, aby niewłaściwie wykorzystać tę wiedzę.
Jej dyskrecja w kwestii dziennika doprowadziła do spięć między rodzeństwem. Kiedy dyskutowali na ten temat, chłopiec poznawał po ogólnikowych odpowiedziach siostry, że coś przed nim ukrywa. Ponieważ sam nie potrafił odczytać tajemnego pisma, a ona nie chciała podzielić się z nim wiedzą, był bezsilny.
Kendra przewróciła się na brzuch, wsunęła dłoń pod materac i wyciągnęła stamtąd pięć kopert spiętych gumką. Nie musiała czytać listów od Gavina – wszystkie znała na pamięć. Lubiła jednak trzymać je w ręku.
Obiecał, że spróbuje przyjechać jako jeden z ich opiekunów, lecz do tej pory się nie pojawił. Jako poskramiacz smoków dysponował niezwykłymi zdolnościami, które niedawno okazały się potrzebne w odległych częściach świata. Przynajmniej wysyłał listy, które dostarczali Kendrze opiekunowie. W szczegółach opisywał kontakty ze smokami. Wycinał guzy skórne z oślizgłego ciała długiego, smukłego gada. Badał rzadki okaz smoczycy, która żyje w morzu i dezorientuje zdobycz, wypuszczając gęste chmury atramentu. Uratował zespół ekspertów od magicznych roślin przed małym, lecz groźnym smokiem potrafiącym pleść sieci jak pająk.
Chociaż opowieści o gadach były ciekawe, Kendra musiała przyznać, że najbardziej lubiła te fragmenty listów, w których Gavin pisał, że za nią tęskni lub że nie może się doczekać, gdy znów ją zobaczy. W swych odpowiedziach dawała mu do zrozumienia, że i ona bardzo na to czeka, a jednocześnie miała nadzieję, że nie uzna jej za zbyt nachalną. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie Gavina. Czyżby w jej wspomnieniach robił się coraz przystojniejszy?
Zadowolona, że przez chwilę mogła potrzymać listy, wsunęła je z powrotem pod materac. Robiła, co mogła, żeby Seth nie zauważył tej korespondencji. I tak uwielbiał dokuczać siostrze, że zadurzyła się w Gavinie. Tylko tego brakowało, żeby znalazł dowody, które w gruncie rzeczy potwierdzały jego domysły!
Na dole rozległ się warkot otwieranych wrót garażu. Wrócili rodzice. Kendra zeskoczyła z łóżka, złapała z biurka dziennik oraz świecę, schowała je na górnej półce w szafie, a potem zasłoniła złożonymi swetrami. Rozpięła plecak, po czym położyła na blacie zeszyt i podręczniki, choć już dawno odrobiła lekcje.
Głęboko odetchnęła. Musiała wytrzymać jeszcze tylko dwa dni szkoły, a później zacznie się przerwa świąteczna. Wtedy się odpręży i pomyśli o dręczących ją problemach. Wyszła z pokoju i ruszyła w stronę schodów, starając się przybrać odpowiednio beztroską minę na powitanie rodziców.Rozdział II Żądlikula
Skrzypiący, przybrudzony śnieg okrywał teren wokół liceum imienia prezydenta Wilsona. Kendra zeszła po schodkach na chodnik. Po obu stronach ulicy piętrzyły się nierówne, zakrzepłe hałdy. Choć droga zdawała się wolna, dziewczynka stąpała ostrożnie z obawy przed łatami lodu. Mglista powłoka jasnoszarych chmur nadawała mroźnemu dniu monotonny odcień.
Leniwie kołysząc plecakiem, Kendra zerknęła tam, gdzie zwykle kręcili się jej ochroniarze. Zauważyła Elise, która opierała się o samochód zaparkowany po drugiej stronie ulicy i rozwiązywała krzyżówkę. Nie nawiązywała kontaktu wzrokowego, ale dziewczynka wiedziała, że ukradkiem ją obserwuje. Już chyba przekroczyła trzydziestkę, była chuda, średniego wzrostu, a jej równa grzywka wydawała się obcięta pod linijkę. Kendra zastanawiała się, czy według Warrena Elise jest ładna.
Skręcając w lewo na chodnik biegnący wzdłuż jezdni, wciąż lustrowała wzrokiem otoczenie. Zwykle dostrzegała Warrena, ale tym razem nie wysilała się, żeby go znaleźć, bo pewnie pilnował Setha.
Dotarła do przejścia dla pieszych i pospiesznie przecięła ulicę, a potem minęła bibliotekę i skierowała się do olbrzymiego centrum rekreacyjnego. Kanciasta budowla z cegły mieściła basen, siłownię, boisko do koszykówki, trzy korty do squasha, szatnie oraz przestronną świetlicę. Kendra pomagała tam jako wolontariuszka codziennie do siedemnastej. Praca była łatwa i dziewczynka miewała nawet wolne chwile, żeby odrobić lekcje.
Zajęcia w najbliższej podstawówce kończyły się wcześniej niż w liceum, więc gdy weszła do świetlicy, dzieciaki już kolorowały obrazki, budowały coś z klocków, kłóciły się o zabawki i biegały w kółko.
– Dzień dobry pani – kilkoro powitało ją przy drzwiach.
Żadne nie zwracało się tu do niej po imieniu.
Rex Tanner stał po przeciwległej stronie sali. Instruował małego piegowatego chłopca, jak karmić rybkę w akwarium. Rex, śniady mężczyzna w średnim wieku pochodzący z Brooklynu, prowadził świetlicę, dbając o swobodną atmosferę. Miał naturalne, przyjacielskie podejście do dzieci. Nic go nie denerwowało.
Kiedy chłopiec skończył karmić rybę, Rex zauważył Kendrę. Pomachał do niej na znak, by podeszła bliżej, i uśmiechnął się szerzej niż zwykle. Miał kręcone włosy, bujne wąsy i lekko barwione okulary, przez co zawsze wyglądał tak, jakby nosił tandetne przebranie. Zbliżywszy się, dziewczynka poczuła, że jak zwykle nie żałował wody kolońskiej.
– Cześć, Rex – powiedziała.
– Miło cię widzieć, Kendro, miło cię widzieć. – Bez względu na to, czy rozmawiał z dziećmi, czy z dorosłymi, Tanner zazwyczaj wysławiał się tak, jakby prowadził przedstawienie dla maluchów. Klasnął i zatarł ręce. – Dziś będziemy poznawać pięć zmysłów. Wymyśliłem bardzo fajne ćwiczenie. Chodź, powiesz mi, co o tym myślisz.
Kendra ruszyła za Reksem do blatu na tyłach sali. Stało tam w rzędzie pięć sześciennych pudełek z kartonu. W bocznej ściance każdego z nich wycięto otwór.
– Mam pomacać to, co znajduje się w środku? – zapytała.
– Bingo! Spróbuj zgadnąć, co tam jest. Zacznij od lewej strony.
Kendra wsunęła dłoń do pierwszego pudełka. Jej palce zsuwały się po niewielkich tłustych kulkach.
– Oślizgłe gałki oczne?
– Obrane winogrona – wyjaśnił Rex. – Sprawdź następne.
Dziewczynka włożyła rękę do kolejnego otworu.
– Jelita?
– Kluski.
Trzecie pudełko mieściło różnej wielkości gumki do wycierania, co zgadła poprawnie. Czwarte z początku wydawało się puste, ale potem namacała tam coś przypominającego ziemniaka. Właśnie otwierała usta, żeby to powiedzieć, gdy poczuła ostry ból w kciuku. Krzyknęła i cofnęła dłoń.
– Co to było?! – zawołała.
– Nic ci nie jest? – spytał Rex.
– Niech zgadnę: kaktus?
Kendra possała opuszkę kciuka. Wyczuła smak krwi.
– Blisko. Owoc opuncji. Jadalny. Dałbym głowę, że usunąłem wszystkie kolce!
Dziewczynka pomachała dłonią.
– Jeden przeoczyłeś.
Rex zamrugał oczami, patrząc gdzieś w dal.
– Przyniosę ci plaster.
Kendra zerknęła na palec.
– Nie trzeba, to tylko drobne ukłucie.
– Może lepiej ograniczymy ćwiczenie do czterech pudełek – postanowił Rex.
– Chyba tak. Co jest w ostatnim? Zardzewiałe żyletki?
– Wilgotne gąbki.
– Wycierałeś nimi potłuczone szkło?
Rex zachichotał.
– Powinny być bezpieczne. – Potem podniósł pudełko z owocem opuncji. – Schowam to w swoim gabinecie.
– Dobry pomysł – powiedziała Kendra.
Gdy odszedł z pudełkiem, zbliżyła się Ronda. Otyła matka trójki dzieci pracowała w świetlicy na pół etatu, zwykle popołudniami.
– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Rex kazał mi pomacać owoc opuncji. Nieźle się ukłułam. Ale nic mi nie jest.
Ronda pokręciła głową.
– Jak na takiego miłego faceta czasami zachowuje się jak bałwan.
– To nic groźnego. Całe szczęście, że nie trafiło na pięciolatka.
Reszta popołudnia minęła spokojnie. Kendra nie miała pilnej pracy domowej, więc mogła się odprężyć i bawić z dziećmi. Poprowadziła grę w komórki do wynajęcia i parę rund zgadywanek. Rex przeczytał bajkę, maluchy śpiewały piosenki, a Ronda akompaniowała im na ukulele. Ćwiczenie z dotykaniem przedmiotów w pudełkach również świetnie się udało. Wkrótce zegar nad umywalką wskazywał 16.55 i Kendra zaczęła zbierać swoje rzeczy.
Właśnie zakładała plecak, gdy podszedł do niej Rex.
– Kendro, mamy problem.
Obróciła się, gorączkowo rozglądając się po sali w poszukiwaniu rozbitego sprzętu albo zranionego dziecka.
– O co chodzi?
– Dzwoni rozzłoszczony rodzic – wyjaśnił Rex. – Pozwolisz na chwilę do mojego gabinetu?
– Jasne – odrzekła, zastanawiając się, co mogło sprowokować ten telefon.
Czy w ostatnich dniach niesprawiedliwie potraktowała któreś z dzieci? Nie przypominała sobie żadnych incydentów. Zmieszana udała się za Reksem do gabinetu. Zamknął drzwi i zaciągnął rolety. Słuchawka telefonu leżała na biurku. Wskazał na aparat.
– Kto dzwoni? – zapytała Kendra scenicznym szeptem.
Rex skinął głową ku najdalszemu krańcowi pokoju.
– Najpierw rzuć okiem za segregator.
Marszcząc czoło, ruszyła w stronę wysokiej metalowej szafy na dokumenty. Zanim dotarła na miejsce, wyszła zza niej jakaś dziewczynka. Dziewczynka wyglądająca dokładnie jak Kendra. Tego samego wzrostu, z takimi samymi włosami oraz taką samą twarzą. Mogłaby to być jej bliźniaczka albo efekt jakiejś lustrzanej sztuczki. Kopia Kendry przekrzywiła głowę, uśmiechnęła się i pomachała.
Kendra zamarła, usiłując zrozumieć to przedziwne zjawisko. W ostatnich latach widziała wiele niemożliwych rzeczy, ale niczego równie zaskakującego.
Wykorzystując moment oszołomienia, Rex zaatakował od tyłu. Objął ją ramieniem wokół klatki piersiowej i mocno przyciągnął. Twarz oraz nos dziewczynki przykrył szmatą o ostrym zapachu. Wiła się i rzucała, ale od oparów prędko zakręciło jej się w głowie. Pokój zaczął się kołysać, a Kendrze nagle zrobiło się wszystko jedno. Otumaniona osunęła się na Reksa i straciła przytomność.
* * *
Kendra stopniowo dochodziła do siebie. Najpierw usłyszała odległy gwar dzieci i rodziców. Gdy leniwie spróbowała się rozciągnąć, okazało się, że ma spętane ręce i nogi. Wracała jej przytomność; przypomniała sobie o kopii samej siebie, a także o niezrozumiałym ataku Reksa. Chciała krzyknąć, ale przekonała się, że usta zakneblowano jej kawałkiem zwiniętego materiału.
Dopiero wtedy otworzyła oczy. Leżała na ziemi za biurkiem Reksa, przywiązana do długiego fragmentu sklejki. W głowie czuła pulsujący ból. Usiłowała się szarpać, ale więzy trzymały mocno, a deska skutecznie ją unieruchamiała. Spanikowana Kendra oddychała przez nos i nasłuchiwała. Głosy dzieci i rodziców cichły, aż wreszcie całkiem umilkły.
Po głowie kołatały jej się bezładne myśli. Czy mogłaby wezwać wróżki na pomoc? Od miesięcy żadnej nie widziała. Czy w obecnej sytuacji wróżkokrewność zapewniała jej przewagę? Nie miała żadnego pomysłu. Przydałby się paracetamol, naprawdę pękała jej głowa. Może Warren ją uratuje. Albo Elise. Żałowała, że nie pilnował jej Gavin. Gdzie on teraz jest? Ostatni list przyszedł z Norwegii. Dlaczego wepchnęli jej do ust tyle materiału? Wypalała się jedna z jarzeniówek pod sufitem. Czy Ronda zauważy brak Kendry i zacznie jej szukać? Nie, właśnie dlatego potrzebny był sobowtór. Warren oraz Elise też pewnie dadzą się nabrać. Skąd wziął się intruz? Czy Rex jest członkiem Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej? Jeśli tak, to chyba jakimś agentem śpiochem – przecież pracował w świetlicy od lat.
Otworzyły się drzwi do gabinetu. Na moment w Kendrze obudziła się rozpaczliwa nadzieja, potem stanął nad nią Rex.
– Tylko ty i ja, mała – powiedział miłym tonem i kucnął.
Kendra wydawała nieartykułowane dźwięki, wpatrując się w niego błagalnie.
– Nie podoba ci się knebel, co?
Pokręciła głową.
– Będziesz trzymać gębę na kłódkę? Bo jak nie, to możesz mi wierzyć, że natychmiast znowu cię uśpię. – Rex otworzył szufladę biurka, skąd wyjął niewielką butelkę oraz szmatkę. Odkorkował naczynie, zwilżył materiał, po czym odłożył na bok. – Tylko krzyknij, a pożałujesz. Jeżeli myślisz, że teraz boli cię głowa, to poczekaj do następnej dawki. Rozumiemy się?
Kendra pokiwała głową. Patrzyła na niego szeroko otwartymi, wilgotnymi oczami.
Rex zerwał jej z ust taśmę i wyciągnął przesiąknięty śliną materiał. Dziewczynka oblizała wargi. Miała zupełnie suchy język.
– Rex, dlaczego?
Uśmiechnął się, mrużąc oczy za lekko barwionymi szkłami.
– Rex nigdy by ci tego nie zrobił, mała. Jeszcze nie skapowałaś? Nie jestem Rex.
– Jesteś zmiennokształtną istotą?
– Ciepło.
– Było was dwóch – zgadła Kendra. – Tak jak mnie.
Rex usiadł na krześle przy biurku.
– Chcesz poznać całą prawdę? W rzeczywistości pochodzę z drzewa. Pierwotnie byłem owocem. Żądlikulą. Nie powinniśmy już istnieć, ale oto jestem.
– Nie rozumiem.
W kącikach jego ust zagościł niewyraźny uśmiech.
– Kiedy włożyłaś rękę do pudełka, ukłuła cię żądlikula. Trzeba się z nimi obchodzić ostrożnie. Zmieniają się w pierwszą żywą istotę, jaką zranią.
– Mój klon wcześniej był owocem opuncji?
– Jesteśmy niesamowite. Metamorfoza następuje mniej więcej po półtorej godziny. Podczas transformacji nadal czerpiemy materię i składniki pokarmowe z drzewa, z którego nas zerwano. Następnie ta niezwykła więź ustaje, żyjemy przez trzy czy cztery dni, a potem puf! Umieramy.
Dziewczynka wpatrywała się w Reksa, rozmyślając nad konsekwencjami tego, co usłyszała.
– Więc Kendra-żądlikula będzie mnie udawać.
– Jest imponującym duplikatem. Dysponuje nawet większością twoich wspomnień. Świetnie się sprawdzi w tej roli. Twoi opiekunowie wcale się nie połapią.
Kendra zmarszczyła brwi.
– Skoro ma moją osobowość, to dlaczego mi nie pomaga?
Rex złożył dłonie w piramidkę i postukał o siebie czubkami palców.
– Nie osobowość, ale wspomnienia. W każdym razie większość. Jak każda żądlikula posiada własną świadomość. Podobnie jak ja. To, że mam dostęp do pamięci Reksa, nie oznacza, że on mną rządzi. My, żądlikule, podporządkowujemy się poleceniom, które otrzymamy po transformacji. Wykonuję określone zadanie. Rex był skomplikowany. Ja nie. Stworzono mnie, żebym cię porwał. Gdy Ronda prowadziła zajęcia muzyczne, ja wydawałem instrukcje twojemu duplikatowi.
– Dlaczego nie sprzeciwisz się rozkazom i mnie nie uwolnisz? Ludzie, którzy cię stworzyli, są źli! Chyba nie chcesz pomagać złoczyńcom?
Rex zachichotał i uśmiechnął się szeroko.
– Niepotrzebnie strzępisz sobie język, Kendro. My, żądlikule, odznaczamy się ślepą lojalnością. Nasza świadomość działa inaczej niż twoja. Robimy to, do czego nas zaprogramowano. Chociaż Rex ciepło o tobie myśli, ja postrzegam cię wyłącznie jako wroga. Niefart. Będę żyć jeszcze przez dzień, może dwa. Muszę wypełnić misję.
– Co ze mną zrobisz? – szepnęła Kendra.
– Dostarczę cię mojemu stwórcy.
– Kto cię stworzył?
Rex uniósł brwi.
– Zobaczysz.
– Czy wybieramy się daleko stąd?
Wzruszył ramionami.
– Czy stoi za tym Sfinks?
– Powinienem znać to imię?
Kendra zacisnęła usta.
– Jakie polecenia ma druga żądlikula?
– Przede wszystkim ma udawać ciebie. Tylko pomyśl, jak łatwo będzie się z tobą wymknąć, jeśli opiekunowie uwierzą, że śpisz w najlepsze w swoim łóżeczku.
– A jej inne zadania?
Rex pokiwał głową i pochylił się naprzód.
– Uprzedzili mnie, że będziesz zadawała masę pytań i spróbujesz mnie przekonać, żebym ci pomógł. Kazali, żebym ci wytłumaczył, co się stało. Podobno to cię uspokoi. Nie mówili więcej, niż muszę wiedzieć, a ja przekazałem ci wszystko, co mogłem.
– Kto cię zaprogramował?
– Skończyliśmy rozmowę.
– Rex, nie rób tego. Znasz mnie, nie chcesz zrobić mi krzywdy. Rex, oni mnie zabiją. Zrobią krzywdę moim bliskim. Proszę, nie ulegaj im, to sprawa życia i śmierci. Oni chcą zniszczyć świat.
Uśmiechnął się tak, jakby słyszał słowa urocze i żałosne zarazem.
– Dość pogaduszek. Jestem nieźle zorientowany. Żyję w tej skórze już od ponad doby. Nie można mi namieszać w głowie ani do niczego mnie namówić. Posłuchajmy muzyki. Lubię muzykę. Nigdy dotąd nie miałem uszu. Nie krzycz i nie kombinuj. Tylko pogorszysz sprawę.
Rex włączył radio na biurku i podkręcił głośność. Kendra zrozumiała, że gdyby ośmieliła się awanturować, dźwięki klasycznego rocka zagłuszyłyby hałas. Brzęk gitar i krzyk wokalisty sprawiały, że nie potrafiła się skupić.
Czy ktokolwiek przejrzy ten podstęp? Czy Warren przyjdzie jej na ratunek? Albo Elise? Albo Seth? Jak mogliby się zorientować, że ktoś zajął jej miejsce? Przecież jej samej ani przez chwilę nie przyszło do głowy, że Rex to tylko podróbka, dopóki sam się nie ujawnił. Skoro fałszywa Kendra znała jej wspomnienia, to jaką wiedzą mogła się podzielić z wrogami? Co mogła ukraść? Kogo mogła skrzywdzić?
Rex wciąż siedział obok niej, cierpliwie ją obserwował, a od czasu do czasu grał na wyimaginowanej perkusji. Wyglądało na to, że nawet na moment nie traci czujności. Kendra nie widziała żadnej szansy na ratunek. To perfekcyjna, niespodziewana pułapka. Na pewno stał za nią Sfinks. Czy Rex ją do niego zabierze? Kiedy? Zamknęła oczy, starała się nie słyszeć muzyki i rozpaczliwie usiłowała wymyślić jakiś plan.