- promocja
Bejrut 1982 - ebook
Bejrut 1982 - ebook
Leżący nad Morzem Śródziemnym Bejrut, stolica Libanu, to jeden z symboli konfliktów targających Bliskim Wschodem. W 1975 roku w Libanie wybuchła wojna domowa pomiędzy zwaśnionymi grupami religijnymi, etnicznymi i politycznymi.
Ważną rolę odgrywali w niej Palestyńczycy, wygnani z ziemi rodzinnej po powstaniu Izraela, a później także z Jordanii, których było aż 300 tysięcy. W konflikt wmieszały się kraje ościenne: Syria i Izrael - ten ostatni zwalczał w Libanie zbrojne organizacje palestyńskie, a wspierał chrześcijańskie milicje. Po zamachu palestyńskich terrorystów na izraelskiego ambasadora w Londynie przeprowadzonym 4 czerwca 1982 roku armia Izraela w odwecie zbombardowała bazy Organizacji Wyzwolenia Palestyny w południowym Libanie, a 6 czerwca rozpoczęła inwazję lądową. Po kilku dniach walk z oddziałami palestyńskimi i syryjskimi Izraelczycy otoczyli Bejrut. Miasto było ostrzeliwane, trwały walki uliczne, ginęli cywile. Operacja zakończyła się sukcesem Izraela, gdyż zawarty rozejm zmusił siły OWP do ewakuacji. Krwawym podsumowaniem walk okazały się wrześniowe masakry Palestyńczyków w Sabrze i Szatili dokonane przez chrześcijańską milicję pod osłoną żołnierzy izraelskich.
Te wydarzenia przejmująco opisuje Krzysztof Mroczkowski, historyk z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17529-7 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
Leżący nad Morzem Śródziemnym Bejrut jest jednym z ponurych symboli konfliktów targających Bliskim Wschodem, a pasmo wojen wstrząsających Libanem to historia zarówno wewnętrznych, jak i międzynarodowych zmagań toczonych na wspólnym polu bitwy. Z jednej bowiem strony toczyła się tam wojna domowa między różnymi wyznaniami religijnymi lub – co bardziej precyzyjne – frakcjami wyznaniowymi, z drugiej Liban wraz z jego stolicą był sceną wielopłaszczyznowego konfliktu międzynarodowego, skoncentrowanego na linii Damaszek–Tel Awiw. W szczytowym momencie owych wydarzeń mających miejsce w latach osiemdziesiątych XX wieku rywalizacja pomiędzy różnymi grupami religijnymi oraz nakładające się na nią konflikty: palestyńsko-izraelski i arabsko-izraelski połączyły się, tworząc jedną z najkrwawszych i najniebezpieczniejszych stref działań wojennych w ówczesnym świecie.
Wojna domowa w Libanie, szczególnie jej libańsko-izraelska odsłona, a także walki toczone o Bejrut, były chaotyczne, dezorientujące i niezmiernie brutalne. Miały też swoją specyfikę polityczną – skomplikowaną i wielopłaszczyznową. Rozpatrywanie tych naznaczonych krwią wzajemnych relacji muzułmańsko-chrześcijańsko-żydowskich czy też arabsko-izraelskich w Libanie nie jest łatwe, gdyż składają się na nie bardzo niejednoznaczne w ocenie czynniki społeczne, kulturowe i historyczne. Wszelako w pewnym momencie Liban stał się sceną konfrontacji militarnej i bardzo trudno było określić, kto jest atakującym, a kto broniącym się, kto katem, a kto ofiarą.
Tuż przed wybuchem wojny domowej, pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku, w Libanie powstawały różne organizacje paramilitarne, wspierające poszczególne społeczności – chrześcijańska Falanga, muzułmańskie grupy naserowskie, druzyjska Socjalistyczna Partia Postępowa, szyicki Amal i z czasem również Hezbollah (powstał w 1982 roku). Ponadto w kraju dochodziło do bratobójczych walk pomiędzy członkami tych samych społeczności w obozie zarówno chrześcijańskim, jak i muzułmańskim. Aby przedstawić całościowy obraz, należy także dodać, że w pewnym okresie w Libanie istniał zastępczy front rywalizacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na to wszystko nakładał się konflikt rozgrywający się pomiędzy Organizacją Wyzwolenia Palestyny a Izraelem. Zmagania w Libanie winny być postrzegane także z tej perspektywy: polityczno-militarnej rzeczywistości lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Co znamienne, w schyłkowym okresei zimnej wojny zmalało bowiem znaczenie immanentnego konfliktu między dwoma najważniejszymi aktorami na arenie międzynarodowej, a wyraźnie wzrosło znaczenie państw „bez znaczenia”. W tym okresie Liban był bowiem tego rodzaju podmiotem prawa międzynarodowego.
Tragiczne losy stolicy tego kraju Bejrutu zdeterminowali przede wszystkim palestyńscy uchodźcy, kórzy przybyli do Libanu z terenów Izraela w 1948 roku i z Jordanii w 1970 roku, po wydarzeniach tzw. Czarnego Września. Wskutek kolejnych wojen pomiędzy Izraelem a jego arabskimi sąsiadami (zwłaszcza wojny sześciodniowej z 1967 roku, w wyniku której praktycznie całe terytorium dawnego Brytyjskiego Mandatu Palestyny znalazło się pod kontrolą Państwa Izrael), Palestyńczycy – w dużej mierze będący nie przyczyną, lecz pretekstem tych konfliktów – zostali pozostawieni własnemu losowi. Oczywiście z czasem zaistnieli też oczywiście jako odrębny naród, dla którego idea własnego państwa stała się fundamentalnym elementem rodzącego się nacjonalizmu. Trzeba zatem było wypełnić swoistą próżnię – utworzyć reprezentację będącą głosem narodu, nawet za cenę unicestwienia innego narodu lub państwa. Miało to miejsce w specyficznych warunkach miedzynarodowych, gdyż każdy akt międzynarodowego terroryzmu, sponsorowanego bądź prowadzonego przez organizacje palestyńskie, w początkach lat siedemdziesiątych XX wieku wywołałby szybką reakcję Izraela w postaci rajdów odwetowych na obozy uchodźców palestyńskich, będące jednocześnie centrami zaopatrzeniowymi i szkoleniowymi grup terrorystycznych. Te odwetowe akcje, prowadzone przez Armię Obrony Izraela (AOI)¹, odzwiercied-lały wizję władz wojskowych i cywilnych Izraela – szybką i surową karę za ataki na własnych obywateli – lecz ich celem było również przekonanie libańskiego rządu do rozpoczęcia działań przeciw strukturom palestyńskim. Najlepiej w taki sam sposób, jak uczynił to jordański król Hussein, we wrześniu 1970 roku topiąc OWP we krwi.
Wbrew temu, co głosiła ówczesna propaganda, Palestyńczycy nie byli monolitem. Stopień rozdrobnienia organizacji palestyńskich i ich wzajemne waśnie dawały stronie izraelskiej złudną gwarancję bezpieczeństwa. Nie wolno jednak zapominać o złożoności owych przesłanek, gdyż w izraelskich raportach wywiadowczych – zresztą zgodnie z prawdą – informowano, iż w 1968 i 1969 roku Organizacja Wyzwolenia Palestyny była postrzegana przez samych Palestyńczyków nie jako licząca się siła polityczna czy zbrojna, lecz dosyć efemeryczne narzędzie propagandy i przede wszystkim jako intratne źródło dochodów dla jej przywódcy Ahmada Szukajriego. Uwadze izraelskich analityków umykał jeden drobiazg – owo przekonanie wyrażali przede wszystkm starsi Palestyńczycy, zaś nowe pokolenie, wychowane na porażkach państw arabskich w starciu z Izraelem, było zdeterminowane nie tylko do spontanicznej walki zbrojnej, lecz także propagandowej czy wreszcie politycznej.
Do tej grupy należał Jasir Arafat, który bez wątpienia odegrał w tym procesie kluczową rolę. Stojąc na czele organizacji al-Fatah, a od 1969 roku przewodząc OWP i po pewnym czasie także władzom Autonomii Palestyńskiej, pozostawał w centrum ówczesnych wydarzeń politycznych i militarnych, prowadzących do upodmiotowienia palestyńskiego nacjonalizmu, w dużej mierze wykorzystującego maoistyczne doktryny wojny ludowej. By mieć przy tym pełną jasność – nacjonalizmu traktowanego przez inne państwa arabskie jako wygodny instrument pozwalający budować własne wpływy i pozycję w regionie, łącznie z podsycaniem ruchów terrorystycznych na podstawie głoszonego przez OWP hasła „demokratycznego państwa świeckiego”. Godnym podziwu przykładem, obrazującym to nieco paradoksalne zjawisko, jest więc droga, jaką w ciągu kilkudziesięciu lat przeszli nie tylko sam Arafat, lecz także palestyński ruch narodowy, oraz sposób, w jaki zmieniły się zapatrywania Palestyńczyków na kwestię ich własnego niepodległego państwa (zarówno co do sposobów uzyskania niepodległości i budowy owego państwa, jak również jego przyszłego kształtu i charakteru).
Pamiętajmy przy tym – co też należy podkreślić z całą mocą – iż podmiot prawa międzynarodowego, jakim mogło być owo państwo palestyńskie, nie powstał nie z winy Brytyjczyków, Żydów albo Organizacji Narodów Zjednoczonych, lecz dlatego że to państwa arabskie odrzuciły rezolucję o podziale byłego terytorium mandatowego. Państwo Izrael zostało uznane przez ONZ 15 maja 1948 roku, a kraje arabskie potępiły tę decyzję i nie uznały faktu istnienia Izraela. Wielka Brytania zrzekła się mandatu nad Palestyną i wycofała z tego terytorium 1 sierpnia 1948 roku. W wyniku splotu różnych wydarzeń na przełomie 1948 i 1949 roku doszło do wojny pomiędzy Izraelem a Egiptem, Jordanią i Syrią. To właśnie te państwa arabskie wspólnie zaatakowały Państwo Izrael, które przyjęło rezolucję ONZ i które nieocekiwanie wygrało tę wojnę, zajmując 78 proc. terytorium mandatowego. Na pozostałym obszarze (Zachodni Brzeg i Strefa Gazy) mogło powstać niepodległe państwo palestyńskie. Nie doszło do tego, ponieważ terytoria te okupowały i anektowały dwa arabskie państwa: Jordania i Egipt. Co znamienne, propaganda obu tych państw najdobitniej podkreślała konieczność walki Palestyńczyków. Dlatego dla Egiptu i Jordanii było to wygodne narzędzie polityczne w grze o własne interesy, dla strony izraelskiej – wojna o niepodległość, zaś dla Palestyńczyków – katastrofa narodowa, oznaczająca wygnanie, utratę domów i ziemi oraz wieloletnią tułaczkę². Jak by tego było mało, owe tragiczne wydarzenia rozgrywały się w pewnym momencie na terytorium Libanu – państwa uważanego wcześniej za oazę względnego spokoju i stabilności w dalekim od równowagi Bliskim Wschodzie ostatniego półwiecza.
W tej historii jest znacznie więcej paradoksów. Przywódcy arabscy przez długie lata nie pozwalali na nieskrępowaną wymianę myśli na temat racji stanu, w której Palestyńczycy byli pretekstem, a nie podmiotem działań. Z wyjątkiem wspomnianej wcześniej Jordanii praktycznie nie otrzymali oni obywatelstwa żadnego z państw arabskich, w którym się znaleźli. Ponadto w wyniku cynicznych decyzji politycznych postanowiono pozostawić ich w obozach dla uchodźców, wykorzystując to jako spektakularny i chwytliwy medialnie element nacisku na społeczność międzynarodową, aby ta z kolei zmusiła Państwo Izrael do wyrażenia zgody na ich powrót do swych rodzinnych miast i wsi, opuszczonych na skutek działań wojennych. Zwyczajna, chciałoby się powiedzieć – powszednia ludzka krzywda została tym samym instrumentem politycznej propagandy i wygodnym pretekstem do realizacji własnych ambicji. Mówiąc wprost – przed 1967 rokiem, w wyniku jordańskiej i egipskiej dominacji na Zachodnim Brzegu i w Gazie, problem narodowy Palestyńczyków został przysłonięty kwestiami szeroko rozumianego panarabizmu – dobitnie może o tym świadczyć fakt, iż byli oni traktowani jako uchodźcy, a nie obywatele panarabskiej społeczności, o której tak chętnie mówiła propaganda.
Na ów polityczny układ nałożyły się działania zbrojne – w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku nasilił się palestyński terroryzm, który – co też trzeba podkreślić – był odpowiedzią na utworzenie Izraela i porażki poniesione przez państwa arabskie w wojnach z 1948 i 1967 roku. Wspomniana już wcześniej palestyńska organizacja al-Fatah początkowo działała jako ugrupowanie partyzanckie, lecz z czasem zaczęła stosować metody terrorystyczne. Równolegle w różnych krajach arabskich (w tym w Libanie) powstały również inne palestyńskie organizacje działające metodami terrorystycznymi.
Trzeba podkreślić, że część Libańczyków wyrażała zdecydowanie negatywny stosunek do nich oraz przybyłych do kraju palestyńskich grup bojowych. Może to nieco dziwić, gdyż Libańczycy jako Arabowie powinni, przynajmniej w teorii, wspierać swoich pobratymców przeciw Izraelczykom, w większości byli jednak chrześcijanami, nie widzieli więc nawet najmniejszych powodów, aby sprzyjać muzułmanom, będących dla nich zagrożeniem politycznym. Z kolei libańscy muzułmanie, zajęci rywalizacją z chrześcijanami, wykorzystywali problem uchodźców palestyńskich we własnej grze politycznej, lecz nawet w najmniejszym stopniu nie zamierzali im oddawać pierwszoplanowej roli w toczącym się konflikcie. Z kolei Palestyńczycy, niosący swe pokrzywdzenie jak sztandar, doszli do przekonania, że każdy, kto uznaje prawa Żydów do własnego państwa i nie jest ich zaprzysięgłym wrogiem, pozostaje zdrajcą islamu, heretykiem bądź odstępcą od idei panarabskiej (w zależności od poglądów politycznych). Było to jednak oczywiście uzurpowanie sobie jedynie słusznej interpretacji zapisów Koranu i zasad islamu, nadużywanie sloganów o wspólnocie arabskiej i naginanie ich do własnych celów politycznych. Dziś, z perspektywy czasu, wyraźnie to widać.
Sytuacji nie ułatwiał fakt, że w 1969 roku zawarto układ, na mocy którego wojsko libańskie nie ingerowało w sprawy obozów palestyńskich. Z biegiem czasu napięcie doprowadziło do wybuchu krwawej wojny domowej. Zupełnie jak w tragedii antycznej – były plany, ambicje, chęć zemsty, walka, niezrozumienie, nienawiść i wreszcie uczestnicy dramatu, sukcesywnie schodzący ze sceny. Obie strony, zarówno chrześcijańska, jak i muzułmańska, dopuszczały się szczególnie brutalnych mordów – stanowi to jedną z przyczyn trwającej do dziś destabilizacji społecznej i politycznej. Wydaje się, że jest to jeszcze jeden kontekst, najmniej eksponowany przez badaczy czy obserwatorów stosunków międzynarodowych – korzyści płynące z trwania konfliktu. Może to brzmieć nieco paradoksalnie, jak teoria jakiegoś ponurego spisku, ale czy słusznie?
Umiędzynarodowienie konfliktu palestyńsko-izraelskiego na terytorium libańskim powinno być przeanalizowane także z tej perspektywy. Nie wolno bowiem zapominać, iż wiele krajów uznało kwestię palestyńską za wygodny pretekst do własnych działań dyplomatycznych. Pomijając wspomniany wcześniej Egipt i Jordanię, jednym z nich był również Iran – dla Teheranu ważnym instrumentem oddziaływania na Państwo Izrael stały się nie tylko palestyńskie ugrupowania narodowowyzwoleńcze, lecz także (a może przede wszystkim) Syria, długoletni przeciwnik Izraela. Takie działania miały na celu osłabienie izraelskiego potencjału gospodarczego, zmuszonego do finansowania działań zbrojnych, oraz torpedowanie wszelkich przejawów procesu pokojowego, co sprawiło (i nadal sprawia), że doktrynerski pretekst do atakowania Izraela jest aktualny. Iran od lat otwarcie wspierał bowiem palestyńską aktywność, szczególnie działania ugrupowań islamistycznych, wymierzoną w Izrael.
Na marginesie należy wspomnieć, że wbrew obiegowym opiniom, rozpowszechnionym w mediach i wśród politologów, konflikt na Bliskim Wschodzie osiągnął wymiar starcia nie izraelsko-arabskiego czy żydowsko-chrześcijańsko-muzułmańskiego, lecz izraelsko-palestyńskiego, i taki charakter ma do dziś. Można zatem stwierdzić, że wszystkie państwa zaangażowane we wcześniejsze wojny izraelsko-arabskie traktowały kwestie palestyńskie jako bardzo dogodny pretekst. Wszelkie próby rozwiązania konfliktu musiały więc przede wszystkim przyjąć jakąś formę bilateralności. Żadna inicjatywa, nawet krajów arabskich, nie miała ani nie ma większych szans powodzenia bez dotarcia i rozwiązania istoty problemu, to zaś wymagałoby rozwiązań zero-jedynkowych, ale w tym wypadku nie ma możliwości ich zastosowania. Wszak wymagałoby to fizycznej likwidacji jednej ze stron, a na to nie pozwoli świat, od lat przyglądający się krwawym starciom i podkreślający wyłącznie zbrodniczy charakter izraelskich operacji przeciw palestyńskim uchodźcom. W tym dyskursie najgłośniej słychać jednak głos Arabów.
Od lat siedemdziesiątych XX wieku nic się w tej sprawie nie zmieniło. Wówczas wszystkie działania tych państw również miały oficjalnie na celu wsparcie Palestyńczyków, zmuszonych przez rzeczywistość polityczną, wykreowaną jakoby przez Państwo Izrael, do przebywania na terytorium Libanu. Należy jednak pamiętać, że w latach siedemdziesiątych w tym kraju pozostawało ok. 300 tys. uchodźców palestyńskich z ok. 750 tys. wszystkich, którzy uciekli z Izraela w 1948 roku. Mieszkali oni głównie w zatłoczonych obozach dla uchodźców, trudnili się nisko płatnymi zajęciami i nie mieli najmniejszych szans na integrację w libańskim społeczeństwie, w którym przewodnią rolę odgrywali chrześcijańscy maronici.
Nic więc dziwnego, że młodzi Palestyńczycy garnęli się do Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Organizacja o rocznym budżecie wynoszącym 400 mln dol. zakładała: szkoły, szpitale, fabryki, banki, radia, a przede wszystkich konsekwentnie zwiększała swój potencjał militarny. W jaskiniach na zboczu góry Hermon, na pograniczu Libanu, Syrii i Izraela, OWP przechowywała dziesiątki ton sprzętu wojskowego, a nieopodal szkoliła piętnastotysięczne siły bojowników, stosujące przeróżne metody działania – od partyzantki po terror.
Palestyńscy terroryści operujący z terytorium Libanu atakowali Izraelczyków i inne frakcje libańskie. W wyniku ich działań do 1974 roku śmierć poniosło ponad 1200 osób, w trakcie izraelskich akcji odwetowych zginęło blisko 900 Libańczyków.
W libańskich stosunkach politycznych funkcjonowało wiele podmiotów, prezentujących krańcowo różne poglądy; było to konsekwencją relacji pomiędzy lokalnymi plemionami, partiami i ugrupowaniami, milicjami, bojówkami oraz regionalnymi czynnikami zewnętrznymi – Izraelem, Syrią, Palestyńczykami – a także międzynarodowymi siłami politycznymi. To stało się tłem konfliktu. Nieprzerwana walka z Izraelem, obecność palestyńskich uchodźców i organizacji partyzanckich oraz syryjskie ingerencje skutecznie pogarszały sytuację Libanu. Khalil Gibran, jeden z najbardziej znanych libańskich poetów, stwierdził, że „należy mieć litość nad narodem podzielonym na cząstki, z których każda uważna się za naród”.
Stolica Libanu Bejrut w pewnym momencie przestała być miastem w powszechnym znaczeniu tego słowa, a stała się konglomeratem wydzielonych enklaw, rozmieszczonych wokół tzw. zielonej linii, wytyczonej w latach 1975–1976 wzdłuż autostrady wiodącej do Damaszku. W wyniku tego podziału uformowały się dwie całkowicie odseparowane od siebie dzielnice, muzułmańska zachodnia i chrześcijańska wschodnia. Ten podział był przypieczętowaniem rozłamu, rozpoczętego znacznie wcześniej. Liczba chrześcijan zamieszkujących zachodni Bejrut spadła z ok. 40–45 proc. populacji tej części miasta w 1975 roku do 10–15 proc. w następnej dekadzie. Myliłby się jednak ten, kto patrzyłby na libańskie realia jedynie z perspektywy ekonomicznej łączności z Syrią (niezależność gospodarcza Libanu pozwalała syryjskim elitom na lokowanie tam swoich interesów w duchu kapitalistycznym, mimo że Syria była państwem socjalistycznym). Należy pamiętać, iż Liban, ściśle związany gospodarczo z tzw. Zachodem, w latach siedemdziesiątych zaczął przejmować również jego problemy społeczno-gospodarcze. Kraj szybko reagował na spadek produkcji i wzrost inflacji na świecie. Gwałtowny wzrost cen artykułów pierwszej potrzeby, bezrobocie i nierówność społeczno-ekonomiczna stały się źródłem ostrych napięć społecznych, strajków oraz wystąpień ulicznych, skierowanych nie tylko przeciw pogarszającej się sytuacji ekonomicznej, lecz także przeciw władzy. A należy pamiętać, że ta była zarówno chrześcijańska, jak i prawicowa, w przeciwieństwie do lewicujących, czy wręcz komunizujących, ugrupowań muzułmańskich. Oprócz żądań ekonomicznych domagano się spełnienia postulatów o charakterze politycznym, w tym likwidacji konfesjonalizmu. Ludność Lbanu była podzielona na dwie równoważące się grupy: chrześcijan i muzułmanów, które zupełnie inaczej postrzegały rzeczywistość. Warte podkreślenia jest także to, że Liban jako jedyne państwo na Bliskim Wschodzie nie poddał się islamizacji w podobnym stopniu jak np. Jordania, gdzie tradycje bizantyńskie były równie silne. Napływ ludności palestyńskiej oraz wojna domowa przyczyniły się do uaktywnienia przeróżnych sekt bądź grup, czego konsekwencją były krwawe walki pomiędzy muzułmanami i chrześcijanami, a także pomiędzy poszczególnymi frakcjami wewnątrz społeczności. Rola wiary w obliczu wzajemnych aktów przemocy, dokonywanych przez Izraelczyków, Libańczyków i Palestyńczyków, zdaje się ugruntowywać pogląd, że trzy główne religie monoteistyczne w szczególny sposób zachęcają do stosowania siły. Opinia ta jest jednak niebezpieczną iluzją, kreowaną na potrzeby propagandy, gdyż przyczyną konfliktu między Izraelczykami a Palestyńczykami nie były spory religijne, lecz działania polityczne. Wpływ sił religijnych po obu stronach wzrósł dopiero późnej. Nieco inaczej wyglądała sprawa w samym Libanie, gdzie kwestie religijne rzeczywiście wpłynęły na wybuch konfliktu politycznego. Doświadczenia następnych lat dobitnie pokazały, iż kraj, uformowany na chwiejnej ugodzie pomiędzy żyjącymi w nim wspólnotami, funkcjonował wyłącznie dzięki utrzymywaniu delikatnego balansu. Okazało się, że był zupełnie nieodporny na działania z zewnątrz, te zaś doprowadziły do zerwania dotychczasowego konsensusu.
Na te skomplikowane zależności nie miało większego wpływu to, że choć od 1948 roku Liban był w stanie wojny z Państwem Izrael, to jednak nie brał czynnego udziału ani w wojnie sześciodniowej z 1967 roku, ani w wojnie Jom Kippur z 1973 roku. W latach 1954–1955 przywódcy Izraela, do których należeli Dawid Ben-Gurion i Mosze Dajan, byli głęboko przekonani, że można wykorzystać separatystyczne tendencje maronitów do realizacji własnych celów w Libanie. Podobnie uważał Menachem Begin, upatrujący w Libanie chrześcijańską przeciwwagę dla islamu w świecie arabskim – jego zdaniem północny sąsiad miał być tak chrześcijański, jak Izrael jest żydowski. Bez względu na realia izraelskiej sceny politycznej sytuacja wewnętrzna oraz obecność zbrojnych grup palestyńskich w Libanie stanowiły dla izraelskich rządów problem fundamentalny w kontekście bezpieczeństwa północnych rejonów państwa. Pomijając syryjskie zaangażowanie w konflikt libański i wojnę domową wśród Libańczyków, należy zdać sobie sprawę, że w tej sytuacji Izraelczycy walczyli o bezpieczeństwo swojego terytorium. Walka ta miała dla nich wymiar egzystencjalny, podczas gdy dla Palestyńczyków konfrontacja zbrojna z Żydami przybrała charakter walki wyzwoleńczej.
W latach 1973–1978 w południowym Libanie zorganizowano 1548 akcji zbrojnych z udziałem Izraela. Permanentne napięcie, zagrożenie i niepokój oraz odmienne racje i poglądy zwaśnionych stron uniemożliwiają zawarcie pokoju – nastąpił etap fizycznej i mentalnej separacji. Owego konfliktu w żadnym wypadku nie należy rozpatrywać z jakże modnej perspektywy zderzenia cywilizacji i kultur. Ostatnio coraz większego znaczenia zaczął nabierać fakt, że w krajach muzułmańskich konflikt izraelsko-palestyński postrzega się jako starcie Zachodu, którego jakąś przedziwną emanacją ma być Izrael, ze światem islamu. Zwłaszcza w kontekście Libanu rzeczywistości nie odpowiadają lansowane przez wielu badaczy z pogranicza politologii, socjologii i historii twierdzenia w stylu: „Z nimi można rozmawiać jedynie z pozycji siły”, podparte pseudonaukowymi analizami, w których – w zależności od sympatii dla którejś ze stron – przeciwnik obarczany jest irracjonalnym bagażem zarzutów. Państwo libańskie poniekąd zostało zmuszone do koncentrowania się w polityce zagranicznej na relacjach gospodarczych kosztem spraw _stricte_ politycznych.
Problem bliskowschodni to zatem nie tylko konflikt między Palestyńczykami a Izraelem. To również skomplikowana siatka historycznych zależności, religijnych separatyzmów oraz politycznych ambicji, realizowanych w większości wypadków cudzymi rękoma. Bez względu na religię miejscowa ludność z chęcią uznawała łączność ze starożytnymi Fenicjanami za mit państwotwórczy. Choć pod względem etnicznym Libańczycy byli niemal homogeniczni, to pod względem wiary sprawa przedstawiała się znacznie bardziej różnorodnie, zwłaszcza jeśli idzie o wyznawców chrześcijaństwa³. W okresie powojennym doszło do rozkwitu owego jedynego chrześcijańskiego kraju Bliskiego Wschodu. Bejrut stał się centrum handlu, nauki i duchowości. Nazywano go Paryżem Bliskiego Wschodu, a sam Liban – Szwajcarią Bliskiego Wschodu. W tym czasie w mieście funkcjonowały i rozwijały się wspólnoty chrześcijan: maronitów, greckoprawosławnych, prawosławnych Ormian i unitów, rzymskich katolików oraz protestantów, a także wspólnot muzułmańskich (zarówno szyitów, jak i sunnitów, a także alawitów, ismailitów oraz druzów). Szacuje się, że w 1956 roku 54 proc. z 1,41 mln Libańczyków stanowili chrześcijanie. Nie jest to jednak grupa jednorodna. W kraju funkcjonuje 12 różnych odłamów tej religii, z których najpoważniejsze to: maronici, melchici oraz wyznawcy Kościoła syryjskokatolickiego i ormiańskokatolickiego. Inne religie stanowią 1,3 proc. populacji. Ponadto w Libanie rozpoznano 17 sekt. Taka różnorodność oznacza nieustanne niepokoje i konflikty. Niepisane porozumienie z 1943 roku, zwane paktem narodowym, stanowiło podstawę funkcjonowania Libanu jako państwa wielowyznaniowego. Jego kluczowe punkty dotyczyły podziału władzy między poszczególnymi grupami wyznaniowymi. I tak prezydent Libanu musiał się wywodzić z chrześcijan maronitów, przewodniczący Rady Ministrów zawsze powinien być sunnitą, a przewodniczący parlamentu – szyitą.
Liban był także mikrokosmosem innego sporu – szyicko–sunnickiego, który uległ intensyfikacji w całym regionie. Na początku lat 70. do kraju przybyły terrorystyczne grupy palestyńskich bojowników wypędzonych z Jordanii. W ten sposób sztuczny wzrost liczby muzułmanów oraz ulokowanie w kraju centrów terrorystycznych dążących do sprowokowania konfliktu międzynarodowego doprowadziły do wybuchu wojny domowej. Najbardziej krwawym epizodem był konflikt, który rozpoczął się w 1975 roku i trwał przez ponad 15 lat. Libańscy szyici, sunnici i chrześcijanie przez wieki mieli do siebie pretensje, a każda grupa uważała, że jest tą wybraną, najlepszą. Sunnici byli postrzegani jako najmniej libańscy, ponieważ zawsze bliższe były im wartości sąsiednich Arabów. Podobnie rzecz się miała z libańskimi szyitami, utożsamianymi z Irańczykami i również traktowanymi jako obcy. Chrześcijanie uważali się za najbardziej libańskich. Ten konflikt można śmiało określić jako wojnę wszystkich przeciwko wszystkim, podsycaną przez siły zewnętrzne.
***
W każdej książce należy wspomnieć o udziale w niej innych osób, które swą osobowością czy pracą wpłynęły na sposób postrzegania świata przez autora. Dziękuję prof. dr. hab. Krzysztofowi Kubiakowi za to, że podzielił się ze mną częścią swej ogromnej wiedzy. Gdyby nie pomoc i rady prof. dr. hab. Pawła Graty, dr. hab. Andrzeja Bonusiaka, dr. Michala Przybylaka, Yosefa ben David Nachmiasa, nieodżałowanej pamięci gen. Giory Romma, asa izraelskiego lotnictwa i uczestnika tamtych wydarzeń, gen. Zvi Kan Tora, Zahiego Shakeda oraz Jacka Goldina, który służył mi pomocą w pozyskaniu materiałów poświęconych dziejom Armii Obrony Izraela, to opracowanie byłoby uboższe.
Dziękuję także, a może przede wszystkim, mym przyjaciołom: Markowi Szarzyńskiemu, Piotrowi Wilkowi i Bogusiowi Kozikowi, za to, że zawsze byli mi oparciem, gdy tego potrzebowałem. Słowa te dotyczą również: dr. Lucjana Faca, dr. Mariusza Konarskiego i Andrzeja Wojtasa, długoletniego redaktora naczelnego Militarnego Magazynu Specjalnego „Komandos” i mego serdecznego druha, który miał wielki wpływ na formę niniejszej publikacji.
Praca ta nie powstałaby oczywiście bez pomocy i wszechstronnego wsparcia mojej ukochanej Ani. Dziękuję także wszystkim niewymienionym z nazwiska osobom, które udzieliły mi pomocy w zebraniu materiału źródłowego, mając nadzieję, że przedstawione w niniejszej pracy zagadnienia wzbogacą dotychczasowy stan wiedzy o genezie, przebiegu i skutkach konfliktu w Libanie oraz pozwolą na zupełnie inne spojrzenie na historię tego regionu.
DR HAB. KRZYSZTOF MROCZKOWSKIZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. W polskiej historiografii pokutują anglojęzyczna kalka językowa i tłumaczenie hebrajskojęzycznej nazwy: „Cawa ha-Hagana le-Jisra’el” jako Siły Obrony Izraela (ang. Israel Defence Forces, IDF). W rzeczywistości hebrajski rzeczownik _cawa_ należy tłumaczyć nie jako „siły”, ale „armia” lub „wojska”.
2. Pomijając hasła propagandowe, rządy tych krajów musiały stawić czoło np. problemom demograficznym – przykładowo w wyniku aneksji Zachodniego Brzegu i utworzenia haszymidzkiego Królestwa Jordanii oraz napływu od 350 tys. do 500 tys. uchodźców w sytuacja ekonomiczna, polityczna, społeczna i demograficzna w tym państwie uległy diametralnej zmianie. W 1950 roku liczba ludności Jordanii była niemal trzykrotnie wyższa od liczby ludności samej Transjordanii w roku 1948. Jednocześnie terytorium kraju zwiększyło się jedynie o 5 proc.
3. Obecny kształt chrześcijaństwa w Libanie w dużej mierze wynikał z napływu do kraju ludności chrześcijańskiej (głównie maronitów), prześladowanej przez kalifa Al-Ma’muna na początku IX stulecia. Ukrywający się w niezasiedlonych wówczas górach Libanu maronici zdołali utworzyć silną strukturę, zdolną obronić swoją chrześcijańską i kulturową tożsamość w obliczu ciągłych prześladowań ze strony muzułmanów. W X wieku większość maronitów mieszkała już w Libanie. W czasach wypraw krzyżowych Kościół maronicki podjął kroki w kierunku zawarcia unii z Kościołem rzymskokatolickim. Trwając w tej wspólnocie, maronici zdołali zachować dużą autonomię i przeciwstawić się islamizacji. W 1860 roku Osmanowie wraz z druzami dokonali wielkiej masakry ludności chrześcijańskiej (zamordowano ok. 10 tys. samych tylko maronitów), która wywołała interwencję militarną Francji, Prus, Austrii i Anglii. W rezultacie sułtan musiał uznać niezależność wspólnoty chrześcijańskiej Libanu w ramach imperium osmańskiego. Maronici mieli nawet swojego „prezydenta” chrześcijanina, którego wyznaczała Turcja, a zatwierdzały rządy wspomnianych krajów. Rozpad imperium ottomańskiego w wyniku pierwszej wojny światowej stworzył szansę na prawdziwą niepodległość. Skorzystano z niej i w konsekwencji powstał Wielki Liban, w 1920 roku uznany przez Francję i Anglię. W roku 1926 przekształcono go w Republikę Libańską o ustroju parlamentarnym, a w 1946 roku Francja całkowicie usunęła się z kraju. Od tego momentu w konstytucji Libanu istnieje zapis, że prezydentem powinien być maronita.
4. Ta demograficzna zmiana nie została jednak oficjalnie przedstawiona, ponieważ ostatni spis ludności w Libanie został przeprowadzony w 1932 roku, kiedy chrześcijanie stanowili większość.