Benjamin Franklin - ebook
Benjamin Franklin - ebook
Wciągająca biografia jednego z najwybitniejszych polityków i najbardziej wszechstronnych myślicieli w historii
Benjamin Franklin był nie tylko jednym z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, lecz również prawdziwym człowiekiem renesansu, który pod wieloma względami wyprzedził swój czas. Był genialnym naukowcem, wynalazcą, przedsiębiorcą, dyplomatą, pisarzem, strategiem i jednym z najwybitniejszych myślicieli politycznych w historii.
Osobowość tego skutecznego polityka i ciekawego świata twórcy inspiruje dzisiaj tak samo, jak dwa wieki temu. Jego historia uczy, jak prowadzić życie praktyczne, a jednocześnie uduchowione, jak osiągnąć osobisty sukces i służyć społeczeństwu.
Walter Isaacson, autor bestsellerowych biografii Leonarda da Vinci i Steve’a Jobsa, kreśli fascynujący portret Benjamina Franklina – myśliciela i polityka, który stworzył podwaliny tożsamości narodowej Amerykanów i został wzorem dla przyszłych pokoleń.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8202-050-2 |
Rozmiar pliku: | 8,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jego przybycie do Filadelfii stanowi jedną z najsłynniejszych scen literatury autobiograficznej: wyczerpany, siedemnastoletni uciekinier z domu, bezczelny, choć udający pokornego, schodzi z pokładu statku i idąc Market Street, kupuje trzy słodkie bułeczki. Ale chwila. Jest tu dużo więcej. Zajrzyjmy głębiej – i oto widzimy go jako sześćdziesięciopięcioletniego, pełnego ironii obserwatora, siedzącego w domu na angielskiej prowincji i opisującego tę scenę jako część fikcyjnego listu do syna, syna z nieprawego łoża, który został królewskim gubernatorem z arystokratycznymi pretensjami; któremu trzeba było przypomnieć jego niskie pochodzenie.
Uważne spojrzenie na ten rękopis odsłania jeszcze jedną warstwę. W zdaniu o jego wędrówce pielgrzyma po Market Street umieszczony został na marginesie dopisek, w którym dodaje, że przechodził wtedy koło domu swojej przyszłej żony Deborah Read, i że „ona stała przy drzwiach, spojrzała na mnie i pomyślałem sobie, że stanowię – jak z pewnością wówczas stanowiłem – cokolwiek dziwaczny widok”. I oto mamy, w krótkim urywku, wielowarstwowy charakter znany tak dobrze jego autorowi nazwiskiem Benjamin Franklin. Młody człowiek, widziany oczyma starszej wersji siebie, a następnie poprzez umieszczone dalej wspomnienia jego żony. Wszystko to zwieńcza zmyślne podsumowanie starego człowieka – „jak z pewnością wówczas stanowiłem” – w którym jego skromność ledwie skrywa odczuwaną przezeń dumę ze zrobienia tak niezwykłej kariery w świecie1.
Benjamin Franklin jest jednym z ojców założycieli, który puszcza do nas oko. Kolegom George’a Washingtona trudno było sobie wyobrazić choćby dotknięcie surowego generała w ramię, my dzisiaj wyobrażamy to sobie z jeszcze większym trudem. Jefferson i Adams wzbudzają równy respekt. Jednakże Ben Franklin, ten ambitny mieszczański przedsiębiorca, zdaje się być istotą z krwi i kości, nie zaś z marmuru. Mówi się o nim zdrobniale. Spogląda na nas z kart historii z oczyma skrzącymi się zza, będących wówczas nowinką, okularów. Mówi do nas poprzez swoje listy, imienne i anonimowe, jak i przez swą autobiografię, nie wzniosłymi słowami, ale gawędziarsko i z ironią niekiedy wręcz niepokojąco współczesną. Widzimy jego odbicie w naszych czasach.
W ciągu swego osiemdziesięcioczteroletniego życia był najlepszym amerykańskim naukowcem, wynalazcą, dyplomatą, pisarzem, strategiem biznesowym, był także jednym z najbardziej praktycznych, choć nie najwybitniejszych myślicieli politycznych. Przy użyciu latawca udowodnił, że pioruny były wyładowaniami elektrycznymi, i wynalazł pręt, by je poskromić. Wynalazł dwuogniskowe okulary i piec bezdymny, nakreślił mapy Golfstromu i teoretyzował o zaraźliwym charakterze przeziębienia. Zapoczątkował szereg instytucji pożytku publicznego, takich jak bibliotekę z wypożyczalnią, collage, ochotniczą straż pożarną, towarzystwo ubezpieczeniowe i sposoby prowadzenia skutecznych zbiórek publicznych. Pomógł stworzyć specyficznie amerykański przyziemny humor i filozoficzny pragmatyzm. W polityce zagranicznej stworzył podejście, w którym idealizm przeplatał się z realizmem opartym na równowadze mocarstw. W polityce zaś zaproponował przełomowe plany zjednoczenia kolonii i stworzenia rządu o charakterze federalnym.
Jednakże najbardziej interesującą rzeczą przez Franklina stworzoną i tworzoną nieustannie na nowo był on sam. Ten pierwszy wielki publicysta Ameryki w życiu i w swym pisarstwie świadomie starał się kreować nowy amerykański archetyp. Jednocześnie umiejętnie kształtował swój wizerunek, prezentował go publicznie i szlifował go z myślą o potomnych.
Po części była to kwestia wizerunkowa. Jako młody filadelfijski drukarz woził ulicami bele papieru, by sprawić wrażenie pracowitego. Jako stary dyplomata we Francji nosił futrzaną czapę, by udawać mędrca z głuszy. Pomiędzy stworzył sobie obraz prostego, lecz aspirującego rzemieślnika, pieczołowicie pielęgnującego cnoty – wytrwałość, skromność, uczciwość – dobrego sklepikarza i pożytecznego członka swej społeczności.
Jednakże kreowany przez niego wizerunek był zakorzeniony w rzeczywistości. Urodzony i wychowany jako członek klasy pracującej, Franklin przez większość życia lepiej czuł się wśród rzemieślników i myślicieli niż wśród ówczesnych elit, alergicznie też traktował całą pompę i przywileje dziedzicznej arystokracji. Przez całe życie pisał o sobie: „B. Franklin, drukarz”.
Z takiej postawy wyłania się zapewne najważniejsza wizja Franklina: amerykańska tożsamość narodowa oparta na cnotach i wartościach klasy średniej. Instynktownie lepiej od innych ojców założycieli czuł się z demokracją, brakowało mu też snobstwa, z jakim późniejsi krytycy traktowali jego kupieckie wartości. Wierzył w mądrość zwykłego człowieka i uważał, że nowy kraj będzie czerpał swoją siłę z tych, których nazywał „ludźmi średnimi”. Poprzez swoje porady samodoskonalenia służące kultywowaniu osobistych cnót oraz swoje projekty użyteczności publicznej pomógł stworzyć i uwznioślić nową klasę panującą zwykłych obywateli.
Skomplikowane relacje pomiędzy różnymi cechami charakteru Franklina – jego pomysłowość i bezrefleksyjna mądrość, jego protestancka etyka pozbawiona dogmatyzmu, zasady, których twardo się trzymał i te, co do których dopuszczał kompromisy – oznaczają, że każde nowe spojrzenie na niego odzwierciedla i odbija zmieniające się wartości narodu. Franklin był demonizowany w epokach bardziej romantycznych i kanonizowany w czasach bardziej przyziemnych. Każda epoka ocenia go na nowo, i czyniąc to, zdradza nam pewne wnioski o niej samej.
Franklin szczególnie wybrzmiewa w Ameryce XXI wieku. Ten skuteczny wydawca, doskonały społecznik i ciekawy świata twórca czułby się jak ryba w wodzie w czasach rewolucji informacyjnej, a jego nieokiełznane dążenie do przynależności do bogacącej się merytokracji czyniło go, jak ujął to publicysta David Brooks, „naszym yuppie założycielem”. Możemy łatwo wyobrazić sobie pójście z nim po pracy na piwo, pokazanie mu obsługi najnowszego elektronicznego gadżetu czy omawianie najświeższych politycznych skandali czy projektów. Śmiałby się z najnowszych dowcipów o księdzu czy rabinie, czy o babie u lekarza. Podziwialibyśmy zarówno jego szczerość, jak i jego przenikliwą autoironię. Odnosilibyśmy się także do sposobu, w jaki starał się równoważyć – niekiedy z trudem – dążenie do zdobycia reputacji, majątku, ziemskich cnót i duchowych wartości2.
Niektórzy spośród tych, którzy dostrzegają w dzisiejszym świecie odbicie Franklina, martwią się o płytkość dusz i duchową obojętność, jakie zdają się przenikać kulturę materializmu. Mówią, że uczy nas, jak prowadzić praktyczne i zamożne życie, lecz nie jak żyć wzniośle. Inni widzą to samo odbicie i podziwiają mieszczańskie wartości i demokratyczne przekonania, które mają być obecnie atakowane przez elity, radykałów, reakcjonistów i innych wrogów burżuazji. Uważają Franklina za posiadacza wzorcowych cech charakteru i cnót publicznych, których tak często ich zdaniem brakuje we współczesnej Ameryce.
Wiele tego podziwu ma swoje uzasadnienie, podobnie jak niektóre z obaw. Jednakże nauki płynące z życia Franklina są bardziej skomplikowane od tych, jakie najczęściej wywodzą jego krytycy i jego apologeci. Obie strony nazbyt często mylą go z aspirującym pielgrzymem, jakiego przedstawił w swojej autobiografii. Mylą jego wpadające w ucho maksymy moralne z podstawowymi prawdami, jakie motywowały jego działania.
Jego moralność opierała się na szczerym przekonaniu do prowadzenia cnotliwego życia, służenia ukochanemu krajowi i nadziei na osiągnięcie zbawienia poprzez dobre uczynki. To prowadziło go do utworzenia związku pomiędzy cnotami prywatnymi a cnotami publicznymi oraz do podejrzewania, w oparciu o skąpe obserwowalne dowody na temat woli Boga, że te ziemskie cnoty były powiązane z tymi niebieskimi. Jak napisał w motcie założonej przez siebie biblioteki: „Uczynki dla dobra publicznego są dobrymi uczynkami w niebie”. W porównaniu do jemu współczesnych, takich jak Jonathan Edwards, który uważał, że ludzie są grzesznikami na łasce rozgniewanego Boga, i że zbawienie może przyjść wyłącznie poprzez łaskę, pogląd ten mógł wydawać się oznaką samozadowolenia. Pod pewnymi względami nią był, był jednak także szczery.
Cokolwiek uważamy, warto ponownie zająć się Franklinem, gdyż czyniąc to, mierzymy się z fundamentalną kwestią: jak prowadzić życie użyteczne, cnotliwe, wartościowe, moralne i uduchowione. A ponadto z pytaniem, która z tych cech ma największe znaczenie. Zagadnienia te są istotne zarówno dla epoki zadowolenia z siebie, jak i dla epoki rewolucji.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki