Beresteczko 1651 - ebook
Beresteczko 1651 - ebook
Jedna z największych bitew lądowych XVII-wiecznej Europy, rozegrała się w dniach 28 czerwca-10 lipca 1651 roku pod Beresteczkiem na Wołyniu, w trakcie powstania Chmielnickiego, między wojskami polskimi pod dowództwem Jana Kazimierza, a siłami tatarsko-kozackimi. Bitwa zakończyła się zwycięstwem strony polskiej, które było zasługą dowodzącego wojskami polskimi Jana Kazimierza, który w trzecim dniu bitwy zastosował skuteczną taktykę szachownicową. Polegała ona na ustawieniu oddziałów piechoty na przemian z jazdą. W decydującej fazie bitwy ważne okazało się też wykorzystanie przez piechotę, znajdującą się w centrum ugrupowania polskiego, siły ognia muszkietów i artylerii.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-12532-2 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zawarta w 1649 r. ugoda zborowska stanowiła próbę pokojowego rozstrzygnięcia konfliktu polsko-kozackiego (a może raczej polsko-ukraińskiego?). Dzięki kompromisowi zborowskiemu obie strony uzyskały możliwość powolnego przekształcenia Rzeczypospolitej Obojga Narodów w Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Byłoby to rozwiązanie niewątpliwie optymalne, niestety, jak wkrótce się okazało, w praktyce nierealne.
Przekreślenie kompromisu zborowskiego oznaczało, że na Ukrainie musi dojść do kolejnej konfrontacji zbrojnej między wojskiem zaporoskim a Rzecząpospolitą. Bohdan Chmielnicki, utalentowany i charyzmatyczny przywódca powstańców kozackich, przygotowując się do niej, zadbał o wystarczająco silnych sprzymierzeńców. Do grona ich należała Turcja, która posłużyła się „problemem ukraińskim” do rozbicia zarysowującej się coraz wyraźniej koalicji antytureckiej, i jej lennicy, Tatarzy, książę Siedmiogrodu Jerzy II Rakoczy i car moskiewski Aleksy Michajłowicz. Nie zdecydował się on wprawdzie – mimo nacisków Chmielnickiego – na bezpośrednią interwencję zbrojną w tej fazie konfliktu, ale był do niej przygotowany. Czekał jedynie na zwycięstwo Kozaków, aby następnie „wziąć ich pod opiekę”, a wraz z nimi Ukrainę. Do wojny z Rzecząpospolitą przygotowywali się także Szwedzi zachęcani do tego nie tylko przez Chmielnickiego, ale również przez Tatarów.
Ziemiom polskim groziła ponadto rewolta zbuntowanych chłopów pańszczyźnianych, do których Chmielnicki wysłał aż dwa tysiące specjalnych agentów, i wreszcie najazd zbuntowanych najemników cesarsko-habsburskich, „bezrobotnych” po zakończeniu wojny trzydziestoletniej. Nie ma więc żadnej przesady w stwierdzeniu Albrychta Radziwiłła kanclerza wielkiego litewskiego: „Nadszedł więc pamiętny dzień, w którym los religii katolickiej, Rzeczypospolitej, króla i, żeby prawdę powiedzieć, całego chrześcijaństwa zawisł od beresteckich pól”. W razie przegranej Polsce bowiem już wówczas groził rozbiór, do którego przygotowywali się: Chmielnicki, Turcja, Siedmiogród, Moskwa i Szwedzi.
Na polach beresteckich starły się ogromne, jak na ówczesne warunki, armie; była to więc nie tylko największa bitwa w zmaganiach polsko-kozackich, ale również największa bitwa ówczesnego świata.
Dla strony polskiej miała ona ogromne znaczenie z jeszcze innego powodu. Otóż we wszystkich dotychczasowych bitwach z Kozakami i ich sprzymierzeńcami, począwszy od tej pod Żółtymi Wodami, armia koronna ponosiła klęski. Powodowało to nieuchronne załamanie morale nie tylko wojska, ale także społeczeństwa. Wiktoria berestecka przerwała to tragiczne pasmo.
Ogromna w tym zasługa króla Jana Kazimierza, który właśnie pod Beresteczkiem wykazał duży talent wojskowy. Prowadząc działania zaczepne w skali operacyjnej zmusił przeciwnika do stoczenia walnej bitwy na dogodnym, wybranym przez siebie terenie. W decydującej fazie bitwy (30 czerwca) udało mu się zaskoczyć przeciwnika nowatorskim rozwiązaniem taktycznym, które doprowadziło do zwycięstwa przy stosunkowo małych stratach własnych. Ponadto w tej właśnie kampanii Jan Kazimierz dał przykład twardej, żołnierskiej służby.
Już kilka tych uwag świadczy – moim zdaniem – o znaczeniu bitwy pod Beresteczkiem dla naszej (i nie tylko) historii, mimo że zwycięstwo to, jak wiele innych w dziejach, nie zostało wykorzystane, a wręcz przeciwnie, zaprzepaszczone.
Bitwą pod Beresteczkiem zajmowano się w Polsce od dawna. Pisali o niej pamiętnikarze i autorzy diariuszy, uczestnicy wydarzeń beresteckich, jak chociażby: Stanisław Oświęcim, Mikołaj Jemiołowski, Albrycht Radziwiłł i Bogusław Radziwiłł. Zajmowali się nią również tak znani polscy historycy dawnych lat, jak: Ludwik Kubala, Tadeusz Korzon, Marian Kukiel, Konstanty Górski.
Omówienia kampanii beresteckiej znalazły się także w pracach współczesnych badaczy: Janusza Kaczmarczyka, autora monografii o Bohdanie Chmielnickim, Tadeusza Wasilewskiego czy Jana Widackiego, autora monografii o ks. Jeremim Wiśniowieckim. Jednakże, co trzeba szczególnie podkreślić, od czasów Górskiego brak całościowego opracowania tej kampanii.
Sporo uwagi wojnom polsko-kozackim poświęcili historycy ukraińscy i rosyjscy: Michaił Hruszewskij, Jurij Krochmaljuk, Iwan Komanin, Mykoła Kostomarow.Względnie korzystna koniunktura dla pokojowego rozwiązania problemu ukraińskiego istniała mniej więcej do połowy 1650 r. Obydwie strony starały się przestrzegać zarówno litery ugody zborowskiej, jak i, co jest istotniejsze i w praktyce trudniejsze, jej ducha. W następnych miesiącach sytuacja stopniowo pogarszała się, obydwie strony usztywniały stanowiska, co doprowadziło w konsekwencji do otwartego konfliktu i kampanii roku 1650. Zadecydował o tym splot różnorodnych przyczyn.
9 sierpnia 1650 r. zmarł nagle kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński. Wraz z nim ze sceny politycznej odeszło stronnictwo, które w zasadzie dążyło do porozumienia z Chmielnickim i Kozakami na podstawie planów i zamierzeń Władysława IV. Przeciwstawiało się ono dość konsekwentnie próbom „siłowego” rozwiązania problemu ukraińskiego, wychodząc z założenia, że wojna domowa zawsze jest rozwiązaniem tragicznym. Bardzo trafnie ujął to w liście do szlachty zgromadzonej na sejmiku proszowickim w czerwcu 1648 r. Stanisław Lubomirski: „Dać się pobić, straszne! swoich zaś wybić, siebie jest zniszczyć”^().
Wraz ze śmiercią kanclerza wielkiego koronnego upadły również, tym razem już bezpowrotnie, plany wojny zaczepnej przeciwko Turcji. Narodziły się one w czasie panowania Władysława IV (a więc niejako w innej epoce) i miały umożliwić osiągnięcie wielu celów politycznych, między innymi rozwiązać problem kozacki. Ich kontynuatorem był kanclerz Jerzy Ossoliński. Z jego śmiercią przeszły one do historii. Od sierpnia 1650 r. dominujący wpływ na politykę państwa miało stronnictwo wojenne z Jeremim Wiśniowieckim i Andrzejem Leszczyńskim na czele. Należało do niego gros możnowładców i szlachty, nie tylko ukraińskiej. Również król, początkowo zwolennik planów kanclerza (któremu zresztą w znacznej mierze zawdzięczał koronę), zaczął na przełomie lat 1649–1650 zmieniać swe zapatrywania co do możliwości pokojowego rozwiązania kryzysu ukraińskiego.
Pierwszym sygnałem zmiany poglądów Jana Kazimierza było pojednanie z Wiśniowieckim i przekazanie mu buławy wielkiej koronnej (oczywiście do czasu powrotu z niewoli w marcu 1650 r. hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego). Następny stanowiło oddanie wielkiej pieczęci koronnej Leszczyńskiemu, drugiemu, obok Wiśniowieckiego, liderowi stronnictwa wojennego. Odtąd politykę kozacką Rzeczypospolitej dyktowali wyłącznie zwolennicy militarnej rozprawy z Kozakami, do których należeli również, mimo animozji z Wiśniowieckim, wykupieni z niewoli hetmani koronni: Mikołaj Potocki i Marcin Kalinowski. Stronnictwo to sprzeciwiało się konsekwentnie wszelkim próbom porozumienia z Kozakami, dążąc do ich pokonania i całkowitego wyrugowania z życia politycznego. Już w czerwcu 1648 r. Jeremi Wiśniowiecki odpowiadając na list wojewody kijowskiego Adama Kisiela oświadczał: „Aby z nimi traktament miała Rzeczpospolita pacyfikować, żadnego w tem nie widzę fundamentu . Jeżeli tedy Rzeczpospolita tak nadmierne rany od tych zdrajców zadane twardym snem pokryje – nic innego sobie obiecywać nie może, tylko ostateczny upadek i zgubę”^(). Wiśniowiecki i jego zwolennicy nie sprzeciwiali się wprawdzie otwarcie na sejmie 1649 r. ratyfikacji ugody zborowskiej, zdawali sobie bowiem sprawę, że po Zbarażu i Zborowie Rzeczpospolita musi mieć czas na odbudowę regularnej armii. Dla nich jednak ugoda ta stanowiła jedynie chwilowy, wymuszony okolicznościami rozejm, a nie podstawę do rozwiązania konfliktu między narodami. Przypomnijmy, że to właśnie Wiśniowiecki, człowiek, którego głowy żądała ustami swych posłów (braci Puszkinów) Moskwa, udzielał Janowi Kazimierzowi skutecznych i rozsądnych rad zmierzających do zapobieżenia – mimo sprzyjającej koniunktury międzynarodowej – wojnie z Rosją, był to bowiem niezbędny warunek umożliwiający rozprawę z Chmielnickim. W każdym razie można przyjąć, że Chmielnicki, bacznie obserwujący politykę władz polskich, nie miał wątpliwości, iż była to próba doprowadzenia do izolacji międzynarodowej, pozbawienia go sojuszników i „oczyszczenia przedpola” do przyszłej kampanii, która według założeń stronnictwa wojennego miała ostatecznie rozwiązać problem kozacki.
Można więc przyjąć, że dopiero w drugiej połowie 1650 r. po analizie postawy władz Rzeczypospolitej i po pełnej ocenie skutków, jakie dla Ukrainy przyniosła niespodziewana śmierć Ossolińskiego, zdecydował się hetman kozacki na szukanie innych rozwiązań. Wprawdzie Tadeusz Korzon w pracy Dzieje wojen i wojskowości w Polsce stawia tezę, że Chmielnicki od początku dążył do osiągnięcia władzy książęcej, dynastycznej, a nie mając nadziei na otrzymanie tej godności ani od swych towarzyszy Kozaków, ani, tym bardziej, od Rzeczypospolitej, zwrócił się do państw sąsiednich – Moskwy i Turcji. Wydaje się jednak, że znakomity historyk popełnił w tym wypadku grzech anachronizmu, przypisując hetmanowi plany, których nie mógł mieć już w roku 1649 (a tym bardziej w 1648, gdy rozpoczynał powstanie), a które powstały dopiero w ostatnich miesiącach 1650 r., w wyniku pogarszających się perspektyw na porozumienie z Rzecząpospolitą.
Podobny błąd popełniają historycy rosyjscy i (przynajmniej częściowo) ukraińscy, oceniając powstanie Chmielnickiego wyłącznie z perspektywy Perejasławia. W rzeczywistości na plany polityczne hetmana ogromny wpływ miała dyplomacja państw ościennych, do roku 1650 zwłaszcza Turcji, a w latach następnych również Rosji. W lipcu 1650 r. przybyło na Ukrainę poselstwo tureckie z Osmanem agą na czele. Zaniepokojony planami antytureckimi Rzeczypospolitej Stambuł przeszedł do kontrofensywy dyplomatycznej i podjął próbę rozbicia zarysowującej się już dość wyraźnie ligi, grając kartą kozacką.
Plan turecki był prosty. Nad Bosforem zdawano sobie niewątpliwie sprawę, że przystąpienie Rzeczypospolitej do krucjaty antytureckiej było uzależnione od stanowiska Chmielnickiego. Jego udział w lidze antytureckiej pozwalał bowiem władzom Rzeczypospolitej mieć nadzieję na polityczne rozwiązanie konfliktu ukraińskiego, a ponadto oznaczał wzmocnienie jej sił militarnych. Natomiast opowiedzenie się Chmielnickiego po stronie tureckiej wiązało skutecznie ręce Warszawie. Rzeczpospolita nie mogła wówczas podjąć żadnych działań militarnych przeciwko Turcji przed rozwiązaniem problemu kozackiego.
Potwierdzenie tej tezy można znaleźć w słowach Jana Kazimierza skierowanych do posła Wenecji w styczniu 1651 r., w których król oświadczył między innymi, że wobec przejścia Kozaków na stronę turecką akcja Rzeczypospolitej przeciw Turcji może nastąpić dopiero po poskromieniu wojska zaporoskiego^(). Zresztą już wcześniej (grudzień 1650) Andrzej Leszczyński zwrócił na to uwagę posłowi Signorii^() Hieronimowi Cavazzie. Zdaniem kanclerza, Rzeczpospolita przygotowując się do wojny z Chmielnickim realizuje sojusz z Wenecją, albowiem hetman kozacki poddał się sułtanowi i otrzyma posiłki tureckie. Tym samym Rzeczpospolita walcząc z Kozakami walczyć będzie z sojusznikiem Turków i powinna otrzymać przyrzeczone wsparcie finansowe.
Na audiencji w Czehryniu 30 lipca Osman aga wręczył Chmielnickiemu list, w którym sułtan turecki ostrzegał hetmana zaporoskiego przed możliwością zemsty Lachów i namawiał go do kontynuowania wojny z Rzecząpospolitą, obiecując pomoc nie tylko Tatarów, ale i wojsk tureckich. Sugestie tureckie padły na podatny grunt, znacznie bardziej niż poprzednie zachęty do wejścia w skład ligi antytureckiej. Święta wojna przeciw islamowi nie mieściła się po prostu w planach hetmana i jego Kozaków.
Projekt powołania ligi antytureckiej stał się zresztą wkrótce nieaktualny z powodu śmierci jej głównego konstruktora, kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego. Nic więc dziwnego, że Chmielnicki skorzystał z okazji i podjął grę dyplomatyczną. Propozycje tureckie skłoniły też prawdopodobnie hetmana do skorygowania planów i podjęcia działań w kierunku stworzenia udzielnego, dziedzicznego „Księstwa Ruskiego” pod własnym berłem. W trakcie rokowań z Osmanem agą mówiono przecież o oddaniu Kozakom dzielnicy^(). Urzeczywistnieniu tych planów sprzyjał również dalszy rozwój sytuacji.
Tatarzy najechali 27 sierpnia na ziemie państwa moskiewskiego. W piśmie do Jana Kazimierza Islam Gerej fakt ten uzasadniał polityką Moskwy wobec Rzeczypospolitej i aroganckim zachowaniem braci Puszkinów w Warszawie. Rzeczywiste powody były znacznie poważniejsze. Chan krymski, podejrzewając, że zarówno Rzeczpospolita, jak i Kozacy prowadzą z nim w kwestii moskiewskiej nieuczciwą grę, postanowił zmusić ich do jasnego określenia stanowiska. Poseł tatarski Raklin Pasza zażądał od Chmielnickiego w imieniu wodza tatarskiego Gaziego agi udziału w wyprawie na czele wojska zaporoskiego. Wówczas zarówno Czehryń, jak i Warszawa znalazły się w niezręcznej sytuacji. Z wielu przyczyn ich udział w wyprawie przeciw Moskwie (zwłaszcza wspólny) nie wchodził w rachubę.
Jednocześnie obydwie strony nie chciały, a właściwie nie mogły pozwolić sobie na zrażenie Tatarów, którzy byli przecież gwarantami traktatów zborowskich i przeżywali wówczas apogeum swej potęgi, stanowiąc istotną siłę militarną w tym rejonie Europy.
Wyjście z trudnej sytuacji znalazł Chmielnicki skłaniając Gaziego agę do zmiany planów i uderzenia na Mołdawię. Sądzić należy, że przyszło mu to dość łatwo. Oficjalnym powodem był rewanż za zaatakowanie przez wojska hospodara Mołdawii Tatarów powracających ongi z wyprawy polskiej^(). Jednakże decydującym argumentem były legendarne już skarby hospodara mołdawskiego Lupula. Można też przypuszczać, że hetman kozacki zagrał kartą turecką, powołując się na niedawne rozmowy w Czehryniu i komunikując posłom tatarskim, że plan najazdu na Mołdawię został uzgodniony z sułtanem.
Niszczący najazd tatarsko-kozacki spadł na Mołdawię. Hospodar Lupul pragnąc uniknąć ostatecznej klęski zapłacił wysoką kontrybucję Tatarom i wyraził zgodę na ślub Tymofieja, syna Bohdana Chmielnickiego, ze swą starszą córką. Miało to niebagatelny wpływ na ostateczne wykrystalizowanie się planów dynastycznych hetmana zaporoskiego, zwłaszcza że jesienią 1650 r. otrzymał on tytuł księcia i stróża Porty Otomańskiej oraz honorowy kaftan przyznawany zwolennikom padyszacha.
Sukcesy Chmielnickiego nie mogły spotkać się z życzliwym przyjęciem w Warszawie. Jego związanie się z Turcją przekreślało możliwość wewnętrznego rozwiązania problemu kozackiego, a zakusy w stosunku do Mołdawii groziły okrążeniem polskich granic.
Reakcja Rzeczypospolitej była oczywista i w pełni zrozumiała. W instrukcji dla sejmików poprzedzających zwołany na grudzień 1650 r. sejm ostrzegano szlachtę przed niebezpieczeństwem, jakie dla Rzeczypospolitej wynikało z ostatnich posunięć Chmielnickiego, a zwłaszcza z jego sukcesów dyplomatycznych, między innymi z przyjęcia protekcji tureckiej. Przepowiadano też rozpoczęcie wojny kozackiej na wiosnę 1651 r. Również Jan Kazimierz przemawiając do posłów podczas inauguracji sejmu poparł wnioski wysunięte przez liderów stronnictwa wojennego i zażądał zwiększenia liczby wojska do 45 000 (podobne stanowisko zajęli hetmani, przelicytował ich jednak Jeremi Wiśniowiecki, który zażądał powołania 60 000 wojska). Ostatecznie po długiej dyskusji sejm uchwalił podatki pozwalające na powołanie 36-tysięcznej armii w Koronie i 15-tysięcznej w Wielkim Księstwie Litewskim, zezwolił też królowi na zwołanie pospolitego ruszenia. Decyzja sejmu była więc jednoznaczna, a podjęto ją mimo przekazania sejmowi Supliki do najjaśniejszego majestatu j.k.mci i oświeconego senatu Rzpltej od Wojska Zaporoskiego, w której Chmielnicki żądał potwierdzenia traktatów zborowskich i zaprzysiężenia ich przez wymienionych z nazwiska senatorów świeckich i duchownych. Wypominał również Rzeczypospolitej niedotrzymanie umów zborowskich (głównym argumentem była oczywiście sprawa unii, a zwłaszcza niedopuszczenie do senatu przedstawicieli duchowieństwa prawosławnego). Ogromne zdumienie króla, posłów i senatorów musiało niewątpliwie wzbudzić żądanie Chmielnickiego, aby na Ukrainę powrócili magnaci, „ale bez wielkich dworów i asystencji”, a zwłaszcza wojewoda ruski Jeremi Wiśniowiecki, chorąży koronny Aleksander Koniecpolski, starosta białocerkiewski Konstanty Lubomirski i oboźny koronny Samuel Kalinowski, którzy mieli być zakładnikami hetmana.
Trudno obecnie rozstrzygnąć, jakie były rzeczywiste intencje Chmielnickiego. Czy wierzył jeszcze w możliwość utrzymania pokoju z Rzecząpospolitą i wypełnienie postanowień ugody zborowskiej? Można w to wątpić. Hetman kozacki był politykiem doświadczonym i inteligentnym, trudno więc przyjąć, że mógł pod koniec 1650 r. wierzyć w możliwość pokojowych rozstrzygnięć sporu kozacko-polskiego. Szansę, jaką stwarzały porozumienia zborowskie, ostatecznie przekreśliły sukcesy międzynarodowe hetmana. Wprawdzie dzięki nim stanął u szczytu potęgi, ale też dzięki nim przestała istnieć szansa przekształcenia Rzeczypospolitej Obojga Narodów w Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Czemu miało więc służyć zaproszenie magnatów na Ukrainę?
Rzeczywistych intencji Chmielnickiego nie poznamy już nigdy, osobiście sądzę jednak, że rację w tym wypadku ma autor niezwykle sugestywnej biografii ks. Jeremiego, prof. Jan Widacki, który twierdzi, że był to jedynie podstęp, próba zwabienia głównych oponentów, a tym samym osłabienia wrogiego stronnictwa. Nie można też wykluczyć, że była to próba zaspokojenia żądzy zemsty. Wszak poseł królewski Woronicz twierdził, że „niegodziwy ten człowiek niczego innego nie pragnie jak tylko krwi księcia Wiśniowieckiego i chorążego koronnego”.
Strona polska żądania Chmielnickiego odrzuciła. Rozpoczęły się przygotowania do kolejnej kampanii, która według planów obu stron miała ostatecznie rozstrzygnąć i zakończyć konflikt.
------------------------------------------------------------------------
^() L. Kubala, Bitwa pod Beresteczkiem, nakład Gebethnera i Wolfa, Kraków 1925, s. 8.
^() Signoria – główny organ rządów w niektórych miastach włoskich XII-XVI w.
^() Jakuba Michałowskiego... Księga Pamiętnicza..., s. 24.
^() Hadży Mehmed Senai, Historia chana Islam Gereja III, Warszawa 1971, s. 136–137.
^() K. Hann, Pospolite ruszenie wedle uchwal sejmikowych ruskich od XV do XVIII wieku, Lwów 1928, s. 47.
^() Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. II, 1648–1864, Warszawa 1966, s. 31.Sukces w zbliżającej się kampanii, która zgodnie z planami stronnictwa wojennego miała ostatecznie rozwiązać na płaszczyźnie militarnej problem ukraiński, mogła zapewnić jedynie silna armia zaciężna. Wprawdzie system obronny Rzeczypospolitej tworzyły oprócz wojsk zaciężnych koronnych i litewskich również inne formacje, między innymi pospolite ruszenie szlachty, wojska powiatowe zaciągane na podstawie uchwał sejmików, wreszcie armie prywatne magnatów, to jednak odgrywały one niewielką rolę przede wszystkim ze względu na małą wartość bojową. Dotyczy to zwłaszcza pospolitego ruszenia – milicji szlacheckiej powoływanej do obrony kraju. Podstawą tej średniowiecznej w swej istocie instytucji był obowiązek obrony kraju z tytułu posiadanych dóbr ziemskich (obowiązywał więc również nieszlacheckich posiadaczy ziemskich) lub przynależności do stanu szlacheckiego.
Pospolite ruszenie miało organizację terytorialną z podziałem według województw, ziem i powiatów. Dowódcą pospolitego ruszenia danej ziemi był z zasady kasztelan, a gdy nie mógł pełnić tej funkcji, następny po nim urzędnik ziemski – podkomorzy. Po podjęciu stosownej uchwały sejmowej król ogłaszał pospolite ruszenie za pomocą wici (pęki sznurów z wetkniętymi w nie uniwersałami królewskimi) rozwożonych przez komorników. Było ich trzy, w dwutygodniowych odstępach. W dwóch pierwszych ogłaszano gotowość, w trzecich podawano czas i miejsce koncentracji lub termin stawienia się w obozie królewskim. Po przybyciu na miejsce uczestników dzielono na chorągwie konne i piesze według systemu przyjętego w wojskach zaciężnych narodowego autoramentu^().
Oddziały powiatowe powoływano na podstawie uchwał sejmików szlacheckich, zazwyczaj na krótki czas, najczęściej podczas bezkrólewia lub w razie zniszczenia wojsk państwowych. Zdarzyło się tak między innymi w roku 1648 po klęsce wojsk kwarcianych pod Żółtymi Wodami i Korsuniem. To właśnie oddziały powiatowe wzmocnione prywatnymi oddziałami magnatów – a nie jak się dość powszechnie uważa pospolite ruszenie – uległy panice pod Piławcami.
Armie prywatne mieli w tym okresie przede wszystkim magnaci kresowi. Służyły one przede wszystkim do utrzymania spokoju i bezpieczeństwa w latyfundiach. Liczebność wojsk prywatnych była różna. Na przykład Jeremi Wiśniowiecki przed wybuchem powstania Chmielnickiego dysponował stałą armią liczącą około 1500–2000 ludzi z własną artylerią, a mógł zmobilizować w razie potrzeby nawet 6000 żołnierzy. Podobną liczbę wojska mógł wystawić Dominik Zasławski, ordynat na Ostrogu i Dubnie, a Stanisław Lubomirski w swych dobrach małopolskich i ruskich utrzymywał około 5000 żołnierzy.
Prywatnym wojskiem była de facto gwardia królewska. Powstała z dawnych chorągwi nadwornych, została znacznie rozbudowana za panowania Stefana Batorego. Gwardia wyruszała zwykle na wojnę jako straż przyboczna monarchy, który na jej utrzymanie przeznaczał dochody ze swoich dóbr stołowych.
Wartość bojowa prywatnych armii była różna, podobnie jak stan dyscypliny. Pod Piławcami na przykład dowódcy poszczególnych oddziałów bardzo często odmawiali wykonywania rozkazów naczelnego dowództwa. Sytuację najlepiej charakteryzowało powiedzenie, że „każdy panek to hetmanek”. Trzeba jednak przyznać, że większość prywatnych oddziałów była nieźle wyposażona i wyszkolona, a ich właściciele dbali o sytuację materialną żołnierzy. Na przykład Jeremi Wiśniowiecki płacił swym żołnierzom żołd wyższy niż w armii koronnej. W chwili wybuchu powstania Chmielnickiego (maj 1648) wojska koronne liczyły około 4000 ludzi, a litewskie 2000^(). Na ich utrzymanie przeznaczano czwartą część (czyli kwartę, stąd nazwa tego wojska – kwarciane) czystego dochodu z dóbr królewskich dzierżawionych przez szlachtę. Były to siły dalece niewystarczające, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę obszar państwa, długość jego granic, a także liczbę ludności (około 12 000 000 w 1648).
Pierwsza połowa XVII w. to okres, kiedy w wielu państwach europejskich pojawiają się stałe armie, utrzymywane również w czasie pokoju. Doświadczenia wojny trzydziestoletniej przekonały bowiem władców, że lepiej jest ponosić koszty utrzymania stałej armii niż uzależniać się od niepewnych i służących temu, kto lepiej zapłaci kondotierów lub werbować ad hoc oddziały, na których wyszkolenie brak zazwyczaj czasu. W cesarstwie habsburskim na przykład zdecydowano się po zakończeniu wojny trzydziestoletniej powołać stałą armię ustalając jej liczebność w czasie pokoju na 35 000–40 000 żołnierzy. Jeszcze więcej, bo około 100 000 ludzi, liczyła stała armia Francji (w czasie wojny powiększono ją znacznie, okresowo aż do 400 000)^(). Nawet mniejsza obszarowo i ludnościowo od Rzeczypospolitej Szwecja miała za czasów Karola Gustawa 60-tysięczną armię^().
Utrzymanie armii wymagało odpowiednio dużych stałych nakładów. W większości państw europejskich przeznaczano na ten cel około 50–70 procent budżetu, były więc to koszty znaczne, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę wysokość budżetów ówczesnych państw. Na przykład budżet Francji (w przeliczeniu na ówczesne złote polskie) zamykał się ogromną kwotą 360 000 000, Anglii 240 000 000, Turcji 180 000 000.
Budżet Rzeczypospolitej nie przekraczał w tym czasie kwoty 12 000 000–15 000 000, a na wojsko państwo przeznaczało w okresach szczytowego wysiłku mobilizacyjnego około 11 000 000–12 000 000 zł. Wprawdzie stanowiło to, jak łatwo obliczyć, 90 procent budżetu państwa, jednak były to kwoty o wiele niższe od przeznaczonych na ten cel w rozwiniętych gospodarczo państwach Europy i dalece niewystarczające w stosunku do potrzeb^().
W czasie wojny wojska zaciężne Rzeczypospolitej powiększano powołując tzw. wojska suplementowe (uzupełniające) lub komputowe. Na ich utrzymanie przeznaczano zazwyczaj dochody z akcyzy, ceł i podatków konsumpcyjnych. W sytuacjach ekstremalnych, wymagających pełnej mobilizacji sił państwa, uchwalano nowe podatki, najczęściej poprzez podwyższanie stawek celnych, podymnego (obciążał on wszystkie gospodarstwa wiejskie) oraz pogłównego płaconego przez całą ludność państwa w wysokości zależnej od zawodu i stanu majątkowego. Sejm 1649 r. uchwalił ponadto tzw. hibernę, czyli „chleb zimowy”, płacony w gotówce z dóbr królewskich i duchownych przeznaczonych uprzednio na leże zimowe dla wojska. Wpływy z „hiberny” przeznaczano na utrzymanie wojska (konkretnie jazdy) w okresie zimowym^().
Wojsko zaciężne w Polsce dzieliło się na autorament narodowy, obejmujący przede wszystkim kawalerię (poza arkebuzerią i rajtarią) i autorament cudzoziemski, w skład którego wchodziła piechota, dragonia, arkebuzeria i rajtaria. W omawianym okresie różniły się one przede wszystkim sposobem zaciągu i organizacją wewnętrzną.
Do autoramentu narodowego zaciągano systemem pocztów towarzyskich. Rotmistrz (dowódca chorągwi jazdy) otrzymywał od króla tzw. list przypowiedni, który musiał „oblatować”, czyli zarejestrować w sądzie grodzkim okręgu wyznaczonego na przeprowadzenie werbunku. Następnie udawał się do okolicznych dworów szlacheckich, proponując służbę w swej chorągwi i obiecując w zamian, jak informuje Szymon Starowolski w Eques Polonus, żołd i specjalne „podarunki”. Do obowiązków rotmistrza należało również zaopatrywanie chorągwi w żywność do momentu przybycia jej do obozu hetmańskiego lub opuszczenia kraju, a w chorągwiach husarskich także wyposażenie towarzyszy w kopie^().
Szlachcic, który zgodził się rozpocząć służbę wojskową, zaciągał z kolei swój poczet składający się w zależności od rodzaju jazdy oraz zamożności towarzysza z dwóch, trzech czasem więcej pocztowych i wraz z nimi udawał się na punkt zborny chorągwi.
Chorągiew jazdy polskiego autoramentu składała się zazwyczaj z 20–30 towarzyszy (szlachciców, przeważnie osiadłych, posesjonatów) oraz ich pocztów. Siła pocztów w połowie XVII w. ustalona została na maksimum trzy konie. Liczebność chorągwi jazdy polskiego autoramentu była więc różna i wahała się od 60 do 200 koni. Najsilniejsze były chorągwie husarskie liczące zazwyczaj od 100 do 200 koni (nawet w okresach pokojowych nie mniej niż 80). Nazwa tej formacji (podobnie jak sama formacja) pojawiła się w wojsku Rzeczypospolitej dopiero w XVI stuleciu. Obecnie przeważa pogląd, że została przejęta od Węgrów, natomiast Konstanty Górski wywodził ją od serbskiego słowa „gusar” – rozbójnik. Miała zostać sprowadzona do Polski przez Raców, czyli Serbów^(). Podobny pogląd prezentuje w Encyklopedii staropolskiej Zygmunt Gloger, który stwierdza, powołując się na Wacława Maciejewskiego, że nazwa „gusar”, czyli husar, pojawia się po raz pierwszy w prawach Duszana, cara serbskiego. Na poparcie tezy o serbskim rodowodzie zarówno samej formacji, jak i jej nazwy można by również przytoczyć wzmiankę z Kroniki polskiej Joachima Bielskiego: „W roku 1503 przyjechawszy Aleksander z Litwy, złożył Sejm w Lublinie, na którym uradzili służebne przyjąć i przyjęli obyczajem rackim, z drzewy tarczami”^(). Nie wnikając w szczegóły, i nie próbując rozstrzygać tego problemu, warto jednak przypomnieć, że husaria rzeczywiście pojawiła się w polskich wojskach zaciężnych już w pierwszych latach XVI w. Początkowo zaliczała się do jazdy lżejszej (ciężką jazdą w tym okresie byli zakuci w żelazo kopijnicy gravioris armaturae). Kopijnicy w wojsku polskim zniknęli pod koniec XVI w., a ich miejsce (jako jazda najcięższa, służąca do przełamywania szyków nieprzyjacielskich czołowym natarciem) zajęli właśnie husarze wyposażeni w bogate uzbrojenie ochronne. Górną połowę ciała husarza chroniły zbroje składające się przeważnie z napierśnika, obojczyków, naramienników i naplecznika. Na ręce nakładano karwasze zakończone łapawicami. Biodra i górną część nóg chroniły nabiodrki. Zbroje wykonywano najczęściej z folg, czasem łączonych z kolczugą z metalowych kółeczek. Były też w użyciu zbroje łuskowe, wykonane z łusek żelaznych nitowanych na skórze (często podbitej płótnem i obrzeżonej aksamitem), czyli karaceny. Były one kosztowniejsze od zbroi folgowych, używali ich więc najczęściej dowódcy. Zbroję husarską uzupełniały skrzydła z listew drewnianych (obciąganych aksamitem i obitych blachą miedzianą, ozdabianych szlachetnymi kamieniami), do których mocowano pióra sokole, orle lub sępie. Na zbroje narzucano skóry, najczęściej lampartów lub tygrysów. Głowę husarza chronił szyszak żelazny z nakarczkiem, daszkiem, nosalem i policzkami^().
Jako uzbrojenie zaczepne służyła husarzom długa 5–5,5 m kopia – wewnątrz próżna, opleciona z wierzchu surowym rzemieniem i oblana smołą, zakończona żelaznym ostrzem i proporczykiem w środku rozciętym o barwach danej chorągwi. Ponadto husarze byli wyposażeni w nadziaki (młotki o ostrym końcu służące do przebijania zbroi), koncerze, tj. proste długie miecze przeznaczone wyłącznie do kłucia przeciwnika, szable, czekany i pistolety (ewentualnie bandolety)^(). Zbroje husarskie mimo częstych napomnień hetmańskich, aby „rynsztunek i rząd usarski były od żelaza i rzemienia”^() – bogato zdobiono i wykańczano miedzią, srebrem, a nierzadko również złotem. Była to więc jazda elitarna, w której służyć mogli tylko najbogatsi. Nic więc dziwnego, że, jak stwierdza Sebastian Cefali, sekretarz Jerzego Lubomirskiego, nawet „ zasłużeni oficerowie, którzy dowodzili Kozakami lub w innych doborowych pułkach, nie mają sobie za ujmę służyć jako prości żołnierze w usarzach”.
Typ jazdy średniozbrojnej reprezentowały w tym okresie chorągwie kozackie, od 1676 r. nazywane pancernymi dla odróżnienia od jazdy zaporoskiej. Była to również jazda, wbrew swej nazwie, szlachecka. Wśród towarzystwa chorągwi kozackich przeważała średniozamożna szlachta, ale nie brak też było nie szlachty, ewentualnie dopiero później nobilitowanej za zasługi wojenne. Poczty w tych chorągwiach kozackich składały się natomiast w dużym procencie z chłopów (choć nie brakowało również drobnej lub zaściankowej szlachty)^().
Uzbrojenie ochronne Kozaków (pancernych) stanowiła kolczuga (najczęściej spleciona z kółek płaskich nitowanych lub spawanych), misiurka z denkiem chroniącym czaszkę i siatką żelazną opadającą na ramiona, karwasze oraz tarcze (czasem kałkany pochodzenia tureckiego). Jako broń zaczepna służyły im bandolety, para pistoletów, niekiedy łuki, szable oraz krótkie dzidy (rohatyny). Wyposażenie uzupełniała ładownica, pas i kołczan ze strzałami^(). Łuki były używane przez tę jazdę bardzo długo, nawet wówczas, gdy w innych wojskach europejskich wyeliminowano je zupełnie, ponieważ najlepiej godziły się z szykiem jazdy polskiej i pozwalały razić nieprzyjaciela z tylnych szeregów, co przy użyciu broni palnej było niemożliwe. Łuki były też o wiele bardziej szybkostrzelne niż kusze, nie ustępowały pod tym względem ówczesnej broni palnej^().
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
^() T. Nowak, J. Wimmer, Historia oręża polskiego 963–1795, Warszawa 1981, s. 450.
^() L. Dudek, Zaopatrywanie wojsk w dawnej Polsce (do 1864 roku), Poznań 1973, s. 141.
^() Zarys dziejów..., t. II, s. 40.
^() B. Baranowski, K. Piwarski, Polska sztuka wojenna w zarysie, l. 1648–1683. Wypisy źródłowe do polskiej sztuki wojennej, Warszawa 1954, s. 10.
^() Cyt. za: K. Górski, Historya jazdy polskiej, Kraków 1894, s. 69–70.
^() Tamże, s. 17.
^() J. Bielski, Kronika polska, Kraków 1597, s. 259.
^() Z. Żygulski, Stara broń w polskich zbiorach, Warszawa 1982, s. 16–26.
^() Górski, Historya jazdy..., s. 63–67.
^() M. Kukiel, Zarys historii wojskowości w Polsce Kraków 1987, s. 72.
^() Cyt. za: P. Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów, cz. II, Warszawa 1982, s. 20.
^() Jakuba Michałowskiego Wojskiego Lubelskiego, a później Kasztelana Bieckiego Księga Pamiętnicza, z dawnego rękopisma, będącego własnością Ludwika Hr. Morsztyna, wydana staraniem i nakładem C.K. Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, wyd. A. Z. Helcel, Kraków 1870, nr 148, s. 55–56.
^() L. Kubala, Bitwa pod Beresteczkiem, nakład Gebethnera i Wolfa, Kraków 1925, s. 8.
^() Signoria – główny organ rządów w niektórych miastach włoskich XII-XVI w.
^() Jakuba Michałowskiego... Księga Pamiętnicza..., s. 24.