- W empik go
Bestie - ebook
Bestie - ebook
Kiedy boscy bliźniacy walczą o miłość kobiety śmiertelnej, wszystko się psuje. W zaburzonym porządku zło triumfuje nad dobrem. Najczarniejsza magia przeważa i rządzi przez pokolenia. Ratunek światu przynieść może dźwięk srebrnego gwizdka – talizmanu chroniącego kolejne wybranki przed Złem zasianym przed wiekami – lecz spadkobierczyni wolno go użyć tylko raz. Decydujące starcie w wielkim boju o władzę i nieśmiertelność coraz bliżej… Jak potoczą się dalsze losy świata? Czy ktoś odniesie zwycięstwo?
Tymczasem demony rządzą krwawo...
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62248-23-0 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Czasami człowiek musi, inaczej się udusi…” – cytując Jonasza Koftę, ja też musiałam.
Kiedy zdiagnozowano u mnie chorobę, świat wokół oszalał. Dotychczasowe priorytety straciły wartość, a ja kontrolę nad własnym losem. Czułam się jak marionetka, którą kierował jakiś zwariowany lalkarz. Byłam przekazywana z rąk do rąk, bez wpływu na to, co się dzieje. A gdy trafiło mnie kolejne choróbsko, sądziłam, że zawisło nade mną jakieś fatum albo ktoś na górze, jakiś złośliwy demon, uwziął się na mnie. Na szczęście trafiłam na wspaniałych lekarzy i dzięki nim oraz wierze, że inaczej być nie może, udało mi się pokonać słabość. Jednak strach, stres, zagubienie musiały znaleźć gdzieś ujście. I znalazły – w tej powieści. Dlatego właśnie jest taka, jaka jest.
A teraz kilka podziękowań:
Mężowi, bo cierpliwie znosił moje humorki, pocieszał i wybaczał długie godziny, gdy znikałam w wymyślonym przez siebie świecie. I tulił, gdy brakowało mi odwagi. Miśku, dziękuję!
Córce Joasi, której właściwie zawdzięczam życie, i to dwukrotnie, bo w odpowiednim czasie zmusiła mnie do podjęcia działań, a potem cierpliwie towarzyszyła w rekonwalescencji. Spacerków do bramy i z powrotem nie zapomnę nigdy.
Synowi Kubie, za wsparcie, trzeźwy osąd sytuacji i obecność bez słów, gdy tego potrzebowałam.
Synowej Magdzie i zięciowi Kubie, za empatię i za to, że dzielnie nas wspierali.
Wybaczcie mi, Kochani, ten strach, którego Wam swoim choróbskiem napędziłam.
A na koniec Joannie Czarkowskiej, mojej redaktor prowadzącej, za to, że podjęła ryzyko – każdemu pisarzowi życzyłabym takiej opiekunki – cierpliwej, konkretnej i ciepłej, z setkami pomysłów, jak uczynić moich bohaterów bardziej przekonującymi i jak ratować logikę sypiących się Sfer. Dzięki jej merytorycznym uwagom udało się wyszlifować powieść, by nie ranić czytelnika. Światy nabrały spójności, demonologia została uporządkowana, a w uniwersum zapanował ład i porządek, bo tak zarządziła Joanna, której winna jestem wdzięczność. Asiu, bez Ciebie nie byłoby tej książki, dziękuję!PROLOG
Podobno Bliźniacy zrodzili się w chwili, kiedy tworzył się świat. Ogromny meteoryt spadł na płynną powłokę Ziemi, a wtedy wytrysnęły dwa gejzery i uderzyły w Niebo tak wysoko, że schłodziła je Nicość i powstały dwa gigantyczne dzbany. Kiedy opadały z powrotem, łapały po drodze światło i mrok, ciszę i dźwięk, dobro i zło, pustkę i natchnienie, życie i śmierć. A gdy uderzyły w planetę, rozbryznęły się w drobne kawałeczki. Może ta historia skończyłaby się dobrze, bo rozbite fragmenty zmieszałyby się i powstałaby absolutna równowaga. Ale kiedy bracia tworzyli swoje postacie, powiał Księżycowy Wiatr i to, co złe, przypadło Nimrodowi, a to, co dobre, otrzymał Strachan. I dopóki działali razem, wszystko miało swój porządek i swoją kolej. Tak było przez tysiąclecia, aż pojawili się ludzie.
Początkowo niewinni w swojej niewiedzy, wkrótce zaczęli pojmować co nieco z reguł rządzących światem. A im więcej rozumieli, tym bardziej starali się wyciągnąć z tego korzyści. Najpierw więc chcieli być silniejsi od wszystkich istot, które ich otaczały, ale okazało się to niemożliwe. Lew, niedźwiedź czy nawet wilk, choć to tylko dzikie zwierzęta, z łatwością mogły pokonać człowieka. Ktoś jednak wymyślił broń, ktoś inny ujarzmił ogień, a jeszcze ktoś opracował strategię polowania. I nagle istota bez mocnych pazurów, bez ostrych zębów, o niezbyt imponującej sile stała się najważniejsza na Ziemi. A co najistotniejsze, człowiek uwierzył, że jest lepszy od innych.
Przyglądał się ludziom Strachan, równie uważnie patrzył Nimrod, ale obaj co innego myśleli o tych istotach pozbawionych futra. Jednak żaden nie przewidział, do czego te rozumne zwierzęta są w stanie doprowadzić.
Bliźniaczą boskość Złego i Dobrego ludzie pojęli dość szybko. Zrozumieli też, że warto dbać zarówno o Nimroda, jak i o Strachana. Budowali im ołtarze, sprawiedliwie dzielili dary, równo oddawali hołd. A na świecie panowała, chwiejna bo chwiejna, ale jednak równowaga: dobra i zła.
Wszystko zmieniło się za sprawą jednej kobiety. Kismeth była mądra i piękna. Tak bardzo mądra i tak bardzo piękna, iż uznała, że szkoda jej dla zwykłego śmiertelnika. Sprzeciwiła się woli ojca, który chciał wydać ją za mąż. Sama postanowiła pokierować swym losem.
Ludzie mówili, że najłatwiej można spotkać Strachana i Nimroda tam, gdzie bierze swój początek Daag, wysoko na górze Sarsay-Neth. Ponoć to tam właśnie rozbiły się kosmiczne dzbany. Dlatego w tym miejscu powstało wyjątkowe sanktuarium, a święte źródło najpotężniejszej rzeki świata obudowano piękną cembrowiną z biało-czarnej mozaiki. Jedna strona świątyni była biała, druga zaś czarna, a obie części rozdzielał błękit życiodajnej wody. Tam właśnie udała się Kismeth, by stać się kimś absolutnie wyjątkowym. Nie chciała miłości ani nawet uwielbienia. Pragnęła kilku rzeczy, w tym jednej, która sprawiała, że krew w jej żyłach zaczynała buzować: władzy! Myśl o tym, że mogłaby się stać najpotężniejszym człowiekiem na świecie, działała na nią niczym afrodyzjak. Wyobrażała sobie, że wydaje rozkazy, a setki, nie – tysiące ludzi wykonują je bez chwili zawahania. Wtedy jej serce mocniej biło i czuła, że to jest właśnie życie, którego pożąda. Oprócz tego marzyła, by zachować młodość, zdrowie i urodę. Reszta – jak mawiała – przyjdzie sama.
Ujrzeli ją bracia, gdy przygotowywała się do ablucji w lodowatej wodzie Daagu. Obaj oniemieli, tak ich oczarowała – wdziękiem przewyższała leśne driady, urodą wygrywała z morskimi syrenami, jej włosy czarne niczym mrok w najgłębszej otchłani i oczy błękitne jak woda w morskiej zatoce, chociaż zimne jak sople lodu, skradły im swobodne dotychczas serca.
Obdarzyła uśmiechem Nimroda, a on poczuł, że bez wahania złoży u jej stóp całą swą moc. Zerknęła na Strachana, a zapragnął obdarować ją wiecznością, by już zawsze mogli być razem. A Kismeth nie potrafiła rozstrzygnąć, którego z braci woli. Podobał jej się Strachan ze swoim ciepłem i dobrocią, jednak chyba bardziej pociągał ją Nimrod. W jego zimnych oczach odczytywała obietnicę tego, co mogą we dwoje dokonać. Zwodziła obu i czekała. Gdyby to była bajka, zapewne bliźniacy stanęliby do uczciwego turnieju o rękę wybranki, ale życie dalekie jest w swym cynizmie od baśni. Pewnej nocy, całkiem znienacka, Nimrod zaatakował Strachana, gdy ten spał. Rozgorzała straszliwa walka. Góry rozpadły się od uderzeń, drzewa popękały od huku, jeziora wyparowały z gorąca, a błyskawice rozżarzyły niebo krwawym blaskiem.
Bitwa spowodowała, że na młodą Ziemię zwrócił swe ślepia demon Kadaai. Uwięziony za Pustką w innej Sferze, od wieków wyczekiwał odpowiedniej chwili, by przedrzeć się do któregoś z zasiedlonych światów. Umożliwili mu to bracia, którzy sięgnęli do pradawnej magii. Wówczas stało się najgorsze. Splątana moc Zła i Dobra rozerwała Sferę i otworzyła wejście do ludzkiego uniwersum. Skorzystał z tego Kadaai. Dotychczas każde rozdarcie natychmiast się zasklepiało, ale tym razem tak się nie stało, bo demon takiej okazji nie przepuścił. Od dawna przygotowywał się na ten moment, teraz wykorzystał swą moc, by zablokować szczelinę i ją zamaskować, a sam ukrył się wśród chmur. Przed dalszą eksploracją musiał się wzmocnić i ściągnąć sojuszników. Z ludźmi poradziłby sobie sam, ale chronił ich Strachan. Musiał pozbyć się mieszkańców tego świata tak, by ten głupi – w jego mniemaniu – dobry bóg nie zdążył interweniować. Dlatego zrzucił na Ziemię jajo, a w nim uśpioną królową Ayanę, która miała stać się matką jego armii. Do tego jednak potrzebowała odpowiedniego człowieka, by się z nim połączyć. Kadaai był jednak zbyt niecierpliwy – zamiast pozwolić, by los sam się dopełnił, postanowił rzecz przyspieszyć, choć czas w jego przypadku nie miał specjalnego znaczenia: demon był wieczny. Poszukując zespoleńca dla Ayany, zdradził swoje istnienie. Wcale się tym nie przejął. Uważał, że nie musi się niczego obawiać, bo ludzie będą wobec jego mocy bezsilni. Nie wziął jednak pod uwagę dwóch rzeczy. Że ludzie są też ciekawi i żądni wiedzy, którą potrafią przekazać współbraciom. I że nawet w słabym plemieniu ludzkim mogą znajdować się jednostki na tyle zdeterminowane, by przciwstawić się jego mocy i nie lękać jego Zła.
Bracia mocowali się bardzo długo. Zaślepieni nawet nie zauważyli, że ściągają na swój świat mrok mogący przynieść zagładę. Nimrodowi było to zresztą obojętne, on walczył jedynie o kobietę. Obaj byli jednakowo silni i zdeterminowani, zapewne zginęliby, pozbawiając się wzajemnie mocy, gdyby nie dobroć Strachana. Omal nie padł od uderzenia brata, próbując ocalić jakąś wioskę. Wtedy Kismeth podjęła decyzję. Zrozumiała, że jedynie Nimrod jest gotów ofiarować jej wszystko, nie bacząc na nikogo i na nic. Strachan zawsze będzie miał na względzie dobro ludzi.
Choć powietrze iskrzyło od użytej magii, nie zawahała się. Wkroczyła między braci, a gdy zaległa cisza, ogłosiła swoją wolę. Nimrod wykrzyczał radość, aż rozpadły się resztki marmurowej świątyni, a Strachan pochylił z pokorą głowę i oddalił się ze smutkiem na obliczu.
Kiedy ze związku narodziło się dziecko, oddano je rodzicom Kismeth. Ani Nimrod, ani jego wybranka nie mieli ochoty zajmować się potomkiem. Dziewczynkę nazwano Antea i wychowano w przekonaniu, że jej rodzice zginęli. Nikt nie miał pojęcia o pochodzeniu maleństwa, ale z czasem Zło zaczęło opanowywać dziecko. Wtedy wkroczył Strachan: choć Kismeth go nie wybrała, on śledził jej losy i pokochał Anteę niczym własną córkę. Dlatego postanowił jej pomóc. Poprosił górskie koboldy o przekucie w gwizdek kawałka własnej duszy zmieszanej ze srebrem znalezionym na miejscu potyczki obu braci. Małe gnomy spisały się na medal. Antea otrzymała zawieszony na srebrnym łańcuszku gwizdek w dniu ósmych urodzin. Strachan pouczył ją, że może go przywołać tylko wtedy, gdy niebezpieczeństwo będzie naprawdę ogromne. Na co dzień zaś pomoże jej panować nad złą stroną natury. Wielkie było jego zaskoczenie, gdy mała założyła wisior na szyję, a po chwili zerwała go z potwornym krzykiem. Demon rozgniewał się na dziecko, które odrzuciło z takim zdecydowaniem jego dar. Dopiero płacz Antei sprawił, że pojął, iż coś jest nie w porządku. Ujął dziewczynkę pod brodę i zajrzał w zapłakane oczy.
– Co się stało? – spytał już spokojny.
– To pali – wyjaśniło, pochlipując dziecko.
Zrozumiał Strachan, że nie docenił mocy Nimroda. Ten niewielki odprysk mrocznej duszy jego brata buntował się przed dotykiem Dobrego. Długo myślał demon, jak zaradzić problemowi, a rozwiązanie podsunęła mu Natura. Otoczył iskrę Zła powłoką jak orzech otacza swe jądro skorupą, ale ponieważ moc Dobra miała dokładnie tę samą siłę co moc Nimroda, nie mógł jej całkowicie zamknąć. To wola nosicielki decydowała, czy pozwoli Złemu przedostać się na zewnątrz i jej wola sprawiała, że nawet uwolnione, musiało powracać pod ochronny pancerz.
Antea z ogromną obawą ponownie zawiesiła podarunek Strachana. Kiedy gwizdek dotknął jej piersi, nie poczuła już żaru i odetchnęła z ulgą. Za to w demonie kołatało się przeczucie, że ta swoboda wyboru może być przyczyną wielu złych wydarzeń. Nie miał jednak innego wyjścia. Jedno, co mógł uczynić, to sprawić, żeby nikt nie mógł użyć gwizdka po to, by szkodzić drugiemu człowiekowi.
I tak w rodzie Kismeth gwizdek Strachana miał być przekazywany z pokolenia na pokolenie, by niwelować moc Złego. A co z samą Kismeth? Przez setki lat cieszyła się łaską Nimroda, zachowała zdrowie i młodość, miała tę swoją upragnioną władzę, ale kiedyś o jeden raz za dużo zakwestionowała mądrość decyzji małżonka. Zapomniała, jak porywczy potrafi być. Zapomniała też, że dla Nimroda mimo wszystko zawsze i wszędzie najważniejszy jest… Nimrod. Skończyła w Hursay–Neth, na dnie najstarszego czynnego wulkanu.