- W empik go
Bettina - ebook
Bettina - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 168 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Salon w domu na wsi. – Kalabro, rejent.
KALABRO.
Tędy, panie rejencie; tędy, panie Kapsucefalo. Chciej pan wejść do saloniku.
REJENT.
Gdzież młoda para?
KALABRO.
Musi pan chwilę zaczekać, jeśli łaska. Pragnie się pan czym ochłodzić? Z miasta niedaleko wprawdzie, ale upał,
REJENT.
Tak, przybyłem pieszo w najgorszy skwar. Ale nie widzę młodej pary.
KALABRO.
Pani jeszcze nie wstała,
REJENT.
Jak to! Toć już południe.
KALABRO.
Lada chwila się zjawi,
REJENT.
A pan baron też jeszcze nie wstał?
KALABRO.
Jest na polowaniu.
REJENT.
Na polowaniu! Osobliwy sposób gotowania się do małżeństwa. Każą mi ułożyć kontrakt, zamawiają na oznaczoną godzinę i kiedy się zjawiam, pani śpi, a pan ugania. Przyznasz, drogi Kalabro…
KALABRO.
Musi to pan zrozumieć, drogi panie Kapsucefalo, że my nie żyjemy jak wszyscy, Wiadomo panu, pani jest artystka,
REJENT.
Tak, wielka artystka; śpiewa wspaniale. Nigdy nie słyszałem jej sam, ale słyszałem ze słyszenia, rozumiesz?
KALABRO.
Otóż to: właśnie tej nocy śpiewała do trzeciej rano. Lubi pan muzykę, panie Kapsucefalo?
REJENT.
Oczywiście, panie Kalabro, o ile mi zajęcie pozwala. Mieliście w domu wielkie przyjęcie, dużo ludzi?
KALABRO.
Nie; tylko sami państwo, pani i pan baron; wyprawili sobie wielki koncert w cztery oczy. To nie pierwszy raz. Pani nabrała tego zwyczaju od czasu, jak rzuciła teatr. Nie może zasnąć, jeśli się nie wyśpiewa. O świcie położyła się, a pan wyszedł ze strzelbą.
REJENT.
Gadaj, co chcesz, to trąci szaleństwem. Polowanie i muzyka to piękne rzeczy; ale kiedy się kto żeni, panie Kalabro, to się żeni. A świadkowie?
KALABRO.
Pan powiedział, że ich sprowadzi. Chwilę cierpliwości. Co to takiego?
SŁUŻĄCY wchodzi.
List od księżnej.
KALABRO biorąc list.
Dobrze, Wiesz, że pana nie ma.
SŁUŻĄCY.
Człowiek przyjechał konno.
KALABRO.
Niech czeka. A, oto pan baron.
Scena II
Ciż sami, Steinberg.
STEINBERG.
Jeszcze nie wstała! A, to już lenistwo. Dzień dobry, Kalabro, jesteś punktulany, ja także, jak widzisz; ale signora!
REJENT.
Oto kontrakt, panie baronie, w tej teczce. Gdyby pan zechciał tymczasem rzucić okiem…
STEINBERG.
W tej chwili. Co to za list?
KALABRO.
Od księżnej, proszę pana.
STEINBERG otwierając list.
Zobaczmy,
REJENT.
Nie przeszkadzam; będę czekał pańskich rozkazów.
Scena III
Steinberg, Kalabro.
KALABRO na stronie.
Jeśli to znów jakieś zaproszenie, jakaś wycieczka, będziemy mieli burzę.
STEINBERG czytając.
Co ty tam mamroczesz?
KALABRO.
Ja, proszę pana? Nie rzekłem ni słowa.
STEINBERG.
Wtrącasz się do wielu rzeczy, Kalabro; pod pozorem dyskrecji przybierasz ważne miny, które mi się nie podobają, ostrzegam.
KALABRO.
Jeżeli dyskrecja jest wadą…
STEINBERG.
Z pewnością, kiedy jest dwuznaczna; kiedy milcząc daje ktoś do zrozumienia, że mógłby niejedno powiedzieć.
KALABRO.
Och! o kimże miałbym mówić, proszę pana? Czy to moja wina, jeżeli księżna…
STEINBERG.
Co takiego? co chcesz powiedzieć? Wciąż ta księżna! Cóż wreszcie? Mieszkamy tu od miesiąca. Księżna jest naszą sąsiadką; pałac jej jest o dwa kroki, Cóż w tym osobliwego, że istnieją między nami dobre stosunki sąsiedzkie, nawet przyjacielskie? Nie jesteśmy we Francji, gdzie ludzie, którzy mieszkają dziesięć lat na tym samym piętrze, mijają się bez pozdrowienia; ani w Anglii, gdzie nikt nie ostrzeże sąsiada, że mu sakiewka wypadła z kieszeni, o ile mu nie był przedstawiony po formie, Jesteśmy we Włoszech, gdzie obyczaje są swobodne, szczere, wolne od owej sztywności wymyślonej przez nieśmiałość i dumę na tym większą chwałę nudy; jesteśmy w kraju uroczej, miłej, zacnej i gościnnej swobody, pod tym pięknym słońcem, gdzie cień człowieka nigdy nie zawadza drugiemu człowiekowi, gdzie zawiera się przyjaźń pytając kogoś o drogę i gdzie zły humor jest równie nieznany jak brzydka pogoda.
KALABRO.
Pan baron bierze rzeczy bardzo gorąco. Przepraszam pana; myśli takiego nieboraka, jak ja, nie są warte, aby się nimi zaprzątać.
STEINBERG.
Co za myśli? Chcę wiedzieć. Mów, życzę sobie.
KALABRO.
Och! Boże! drobiazg. Tyle tylko, że kiedy pan baron idzie tak sobie na cały dzień do księżnej, zdawało mi się niekiedy, że pani jest smutna.
STEINBERG.
To wszystko?
KALABRO.
Nic więcej nie wiem; ale przyznam się…
STEINBERG.
Co?
KALABRO.
Nic, proszę pana; nie mam nic do powiedzenia,
STEINBERG.
Będziesz gadał, kiedy ci każę?
KALABRO.
A więc, aby rzec prawdę, powiem panu, że mi to przykro. Ona pana tak kocha…
STEINBERG.
Tak mnie kocha!
KALABRO.
Och, tak, proszę pana, prawie tyle, co ja. Gdyby pan wiedział, kiedy pana nie ma, ile ona pytań mi zadaje, jak często wsuwa mi coś w łapę, aby się dowiedzieć, co pan mówi, co pan myśli, czy pan ją zawsze kocha, czy pan jest jej wierny… Pan mi zarzuca, żem gaduła… Więc dobrze! niech się pan jej spyta, w jaki sposób mówię o swoim panu i czy kiedy najlżejszym słówkiem… Dlatego śmiem rzec, że mi to robi przykrość, kiedy wiem, że pani ma przykrość, tak, proszę pana, i kiedy płacze… Ale ostatecznie, skoro pan ma ją zaślubić…
STEINBERG.
Kalabro. Mój poczciwy stary Kalabro!
KALABRO.
Słucham pana?
STEINBERG.
To małżeństwo…
KALABRO.
Cóż takiego?
STEINBERG.
No, tak, wiem, dałem słowo. Nie zastanowiłem się, nie chciałem sobie zostawić czasu na zastanowienie, dałem się porwać lub, aby rzec lepiej, oszukałem samego siebie. Uległem, zaślepiony miłością…
KALABRO.
Pan raczy darować, ale…