Bez taryfy ulgowej - ebook
Bez taryfy ulgowej - ebook
Choć obecność kobiet w armii już nie dziwi, wojsko przez wiele lat ignorowało potencjał i talent połowy populacji. Przez wieki armia zarezerwowana była wyłącznie dla mężczyzn, a zmiany przyniósł dopiero schyłek XX wieku.
Wbrew stereotypom siły zbrojne okazały się idealnym miejscem pracy dla kobiet. To właśnie tu płace są równe bez względu na płeć, a o awansach decydują przede wszystkim kompetencje i profesjonalizm. Kobiety wniosły nieoceniony wkład w organizację służby wojskowej, a ambicją i wytrwałością udowodniły, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Grzegorz Kaliciak oddaje głos jedenastu kobietom związanym z wojskiem. Spadochroniarka, pilotka śmigłowca, kontrolerka ruchu lotniczego sił zbrojnych, ochotniczka Wojsk Obrony Terytorialnej, psycholożka, żołnierka sanitariuszka nagrodzona medalem Florence Nightingale, oficer łącznikowa, absolwentka US Navy Academy i ich koleżanki po fachu opowiadają o tym, dlaczego zdecydowały się na pracę w wojsku i z czym przyszło im się mierzyć, a także co dzięki nim zmieniło się we współczesnej wojskowości. Bo przecież – cytując autora – nie ma wojska bez kobiet, ponieważ nie ma państwa bez kobiet i nie ma wojen, które by ich nie dotyczyły. Bez kobiet nie ma świata.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8191-103-0 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Grzegorz Kaliciak _Karbala. Raport z obrony City Hall_
Michael Golembesky, John R. Bruning _Marines. Bohaterowie operacji specjalnych_
Grzegorz Kaliciak _Afganistan. Odpowiedzieć ogniem_
Dan Raviv, Yossi Melman _Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela_ (wyd. 2)
Karol K. Soyka, Krzysztof Kotowski _Cel za horyzontem. Opowieść snajpera_ GROM_-u_ (wyd. 2)
Karol K. Soyka, Krzysztof Kotowski _Krew snajperów. Opowieść żołnierza_ GROM_-u_
Andrzej Brzeziecki _Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera_
Witold Repetowicz _Allah Akbar. Wojna i pokój w Iraku_
Grzegorz Kaliciak _Bałkany. Raport z polskich misji_
Paweł Pieniążek _Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii_
Clinton Romesha _Czerwony Pluton. 12 godzin w afgańskim piekle_
Paweł Semmler _Rosja we krwi_WSTĘP
Kobiety w armii już nie budzą powszechnego zdziwienia. Droga do tego była jednak długa i trudna. Przez wiele lat ignorowaliśmy potencjał, talent i zdolności połowy populacji. Pomijanie kobiet nie tylko łamało zasadę równości obywateli, ale też było potężnym marnotrawstwem, na które państwo nie powinno sobie pozwalać.
Kiedy w 1993 roku zaczynałem służbę w Wojsku Polskim, panie spotykało się jedynie w administracji i w służbie medycznej. Pierwszą kobietą w mundurze, którą poznałem, była porucznik psycholog prowadząca badania kandydatów do szkoły oficerskiej.
W szkole oficerskiej nie było ani jednej kobiety. Ale w połowie lat dziewięćdziesiątych nasza armia nawiązała współpracę z wojskami państw zachodnich i na kursy do Wrocławia zaczęli przyjeżdżać żołnierze z zagranicy. Wśród nich były kobiety w mundurach, i to nie w służbie medycznej, lecz w formacjach operacyjnych. Bardzo nas to zaskoczyło. W 1997 roku trafiłem do batalionu rozpoznawczego, tam również nie było pań. Jednak ze względu na specyfikę służby, czyli prawie nieustanne ćwiczenia poligonowe o sporym ryzyku odniesienia kontuzji i obrażeń (skoki spadochronowe, zimowe szkoły ognia czy nurkowanie), częściej widywałem kobiety w mundurach. Służyły w zabezpieczeniu medycznym i towarzyszyły nam podczas szkoleń. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych rozpoczęła się w armii duża restrukturyzacja, weszliśmy do NATO. Mniej więcej wtedy trafiłem do oddziałów zmechanizowanych w Międzyrzeczu. Tutaj służyła tylko jedna kobieta – pani stomatolog. Był początek XXI wieku, miałem za sobą już blisko dziesięć lat służby, a widok kobiety w mundurze wciąż był czymś niezwykłym. Wiele zmieniło się jednak wtedy, gdy polscy żołnierze zaczęli wyjeżdżać na misje na Bliskim Wschodzie.
Przed moim pierwszym wyjazdem do Iraku przyjechała do nas amerykańska Gwardia Narodowa, by przeprowadzić szkolenie. Byliśmy wtedy przekonani, że Amerykanie są we wszystkim od nas lepsi. Sądziliśmy, że na szkolenie przybędą herosi. Kursem miała jednak dowodzić pani sierżant. Nasze zaskoczenie było ogromne, tym bardziej że zrobiła na nas pozytywne wrażenie. Miała niezwykle rygorystyczne podejście, była zdystansowana, potrafiła krzyknąć, przekląć, ale i pochwalić. Uczyła nas, żołnierzy zawodowych, jak wykonywać zadania na misji, objaśniała procedury i zasady obowiązujące na checkpoincie. Była bardzo profesjonalna, wiedziała, czego chce, i potrafiła szkolić. Nie narzekała na warunki zakwaterowania, które na pewno były gorsze niż te, do jakich przywykła w USA.
Podczas samej misji spotkaliśmy sporo kobiet w mundurach. W naszym kontyngencie wchodziły w skład służb medycznych: były to lekarki, pielęgniarki, psycholożki. W Iraku pielęgniarki jeździły z nami w patrolach, nie było jeszcze wtedy ratowników medycznych. Wszystkie nosiły mundury, większość z nich miała stopień młodszego chorążego. Te profesjonalistki dawały sobie radę w każdej sytuacji.
Nieco inaczej było w armiach krajów współtworzących misję – kobiety służyły w siłach operacyjnych. Co ciekawe, nie tylko w wojskach państw zachodnich, ale też na przykład w kontyngencie bułgarskim. Wykonywały zadania w logistyce, żandarmerii, zajmowały stanowiska dowódcze. Jednym z plutonów bułgarskich dowodziła kobieta. Nas, Polaków, to zdumiewało. Wiele pań było dość drobnej postury, a karabiny i plecaki wydawały się większe od nich samych. Odruchowo chcieliśmy im pomagać. Rwaliśmy się do dźwigania, przenoszenia. Dziewczyny stanowczo jednak pokazywały, że nie potrzebują wsparcia, służą w armii i radzą sobie samodzielnie. Dużo o tym rozmawialiśmy, to było dla nas nowe i zdumiewające. Tymczasem w kraju progi szkół oficerskich opuszczały pierwsze absolwentki i gdy wróciliśmy z Bliskiego Wschodu, okazało się, że w wojskach operacyjnych na stanowiskach dowódczych były już kobiety oficerowie, i to w wielu rodzajach sił i formacjach. Kobiety dowodziły na przykład plutonami zmotoryzowanymi.
W 2003 roku objąłem kompanię w Międzyrzeczu, w której służyli zawodowi szeregowi. Tu także dowódcą plutonu była kobieta, podchorąży na praktyce. Pewnego dnia jeden z szeregowych przyszedł do mnie i powiedział, że on zniesie wszystko, ale nie to, że baba będzie nim dowodziła. Musiałem stanowczo mu odpowiedzieć, że jest w armii, organizacji hierarchicznej, dziewczyna ma wyższy stopień od niego, a żołnierz wykonuje polecenia przełożonych. Nie było wiele takich przypadków, ale się zdarzały. Kobiet przybywało i wszyscy przyzwyczajali się do ich obecności. Inaczej było wśród oficerów starszych stopniem, od majora w górę. Oni dłużej się dostosowywali, mieli swoje nawyki. Całowali w rączkę, przepuszczali w drzwiach. Regulamin jasno precyzuje, kto komu salutuje, kto kogo przepuszcza – uzależnione jest to od stopnia. Zdarzały się też niestosowne żarty. Czasem podnosiły się głosy, że kobiety w armii to problem. Problemem nie są same kobiety, lecz ludzie, którzy nie potrafią dowodzić i odnaleźć się w roli żołnierza. Ci o węższym horyzoncie myślowym ukuli wtedy termin „dziurawe wojsko” i robili sobie głupie żarty.
Zdarzały się niesnaski. Kiedyś na poligonie w Wędrzynie narzekano, że kobiety są uprzywilejowane, bo mają komfortowe warunki sanitarne. Po wydzieleniu stref damskiej i męskiej na trzy kobiety przypadało z osiem toalet i tyle samo pryszniców, a mężczyźni na swoją kąpiel czekali w kolejce, bo na dziewięćdziesięciu było też z osiem natrysków. Wynikało to oczywiście z nieprzemyślanej organizacji i źle przygotowanej infrastruktury. Dziś tego rodzaju sytuacje się nie zdarzają.
Również same sprawy sanitarno-higieniczne nie powodują już takiego skrępowania i zawstydzenia jak kiedyś. Na ćwiczeniach poligonowych w wojskach operacyjnych zdarza się, że w jednym wozie śpi cała załoga, składająca się na przykład z dwóch mężczyzn i kobiety. Każdy kładzie się na swojej karimacie, owija się w śpiwór i zasypia. To wojsko i takie sytuacje są normalne.
Sporo problemów wciąż nastręczają mundury polowe. Nadal są dopasowane do sylwetki męskiej. Czasem nawet hełm bywa za duży. Rozmiary nie są dostosowane dla kobiet, a to znacząco przeszkadza w służbie. Dziewczyny same przerabiają uniformy, by jako tako pasowały.
Na kolejnych misjach spotykałem wiele kobiet, w prawie każdej formacji. Także szeregowych na różnych stanowiskach. Mam wrażenie, że w mieszanych plutonach rzadziej zdarzały się konflikty. Obecność kobiety zdawała się łagodzić napięcia i rozładowywać sytuacje stresowe. Bywało też jednak, że mężczyźni zaczynali rywalizować o względy kobiety.
W dyskusjach na temat obecności kobiet w armii często podnoszony jest argument, że nie powinny służyć w formacjach operacyjnych, bo są słabsze niż mężczyźni. Pamiętajmy jednak o tym, że w XXI wieku żołnierze nie walczą już wręcz ani przy użyciu bagnetów. Do takich działań szkoleni są przede wszystkim komandosi. Oczywiście, siła jest ważna, ale kobiety potrafią wykorzystać potencjał swego ciała. Są bardziej zdeterminowane niż mężczyźni i potrafią znieść więcej bólu. Obserwuję to obecnie w Wojskach Obrony Terytorialnej. Po pierwszych wymarszach w WOT panowie czasem narzekają na otarcia, a kobiety zaciskają zęby i maszerują dalej, nie zważając na stan swoich stóp. Bardzo chcą dowieść, że zasługują na mundur. Duża determinacja u kobiet działa dobrze na mężczyzn, bo niektórzy czują się zawstydzeni i starają się im dorównać. Zdrowa rywalizacja jest bardzo cenna. WOT zaktywizowało sporą część społeczeństwa. Warto zauważyć, że w Wojsku Polskim kobiety stanowią około siedmiu procent całości składu osobowego, w WOT – prawie piętnaście i w tej służbie odsetek pań zwiększa się szybciej. Na ćwiczeniach terytorialsów wiele młodych kobiet jest sprawniejszych fizycznie niż mężczyźni. Panie dokładniej też wykonują powierzone im zadania.
Podstawą w szkoleniu żołnierza nie jest walka wręcz, ale ogólna dobra kondycja fizyczna i umiejętność strzelania. Po dwudziestu latach obecności kobiet w armii można powiedzieć, że płeć nie ma znaczenia. Na ćwiczeniach strzelniczych nie notujemy znaczącej różnicy w wynikach osiąganych przez mężczyzn i kobiety. To, że zdolności strzeleckie nie mają wiele wspólnego z płcią, pokazują również konkursy sportowe. W strzelectwie wyniki uzyskiwane przez kobiety i mężczyzn są bardzo podobne. Przez całe dekady zawody na igrzyskach olimpijskich były rozgrywane na zasadach otwartych i dopiero w latach osiemdziesiątych wyodrębniono kategorie męskie i żeńskie. Świetnie w konkursach krajowych i w mistrzostwach świata radziła sobie nasza multimedalistka Eulalia Zakrzewska-Rolińska, rywalizująca też z mężczyznami. Bardzo ważną rolę w formacjach snajperskich w Armii Czerwonej podczas II wojny światowej odgrywały kobiety. W strzelaniu decydujący czynnik to precyzja, nie siła.
Na poligonach różnice między poziomem sprawności mężczyzn i kobiet z każdym rokiem coraz bardziej się zacierają. Z oddziałów WOT częściej odchodzą panowie niż panie. Kobiety mocniej się angażują, wzajemnie się wspierają. Współczesne dziewczyny nie mają kompleksów, nie czują się słabsze od chłopaków. Młodzi inaczej patrzą na sprawy płci. Mam wrażenie, że podczas służby w ogóle nie zwracają uwagi na tę kwestię. Współpracują po koleżeńsku, ale i po partnersku. Chłopak nie rwie się do pomocy koleżance, by ponieść jej plecak. I dobrze. Dziewczyny nie oczekują specjalnego traktowania, doskonale zdają sobie sprawę, z czym wiąże się wstąpienie w szeregi armii.
Kobiety radzą sobie świetnie na wszystkich stanowiskach. Spotykałem mężczyzn, którzy nie potrafili odnaleźć się w wojsku, ale nie spotkałem takiej kobiety. W sytuacjach kryzysowych radzą sobie bardzo dobrze. Precyzyjnie planują przyszłość i karierę.
Pamiętajmy, że znacznie wcześniej, nim kobiety pojawiły się w armii, pracowały w innych służbach mundurowych. Praca w policji pociąga za sobą większe ryzyko, jest się bowiem wystawionym na kontakt z agresorem częściej niż w armii. W wojsku sytuacje zagrożenia są rzadsze, dotyczą konfliktów zbrojnych, wyjazdów na misje. W czasie ćwiczeń nie jesteśmy narażeni na przemoc bezpośrednią i słowną, kontakt z sytuacją patologiczną – to częste doświadczenie służb policyjnych. Takie zdarzenia w bardzo dużym stopniu wpływają na psychikę funkcjonariuszy. Po pracy wracają do domu, prowadzą życie rodzinne. Trzeba być odpornym, by sobie z tym wszystkim radzić. Żołnierz doświadcza podobnego stresu na misji. O sile kobiet świadczy też fakt, że w latach 2006–2020 w Klinice Psychiatrii, Stresu Bojowego i Psychotraumatologii CSK MON Wojskowego Instytutu Medycznego odnotowano tylko dwie hospitalizacje kobiet i nie stwierdzono u nich PTSD (zespołu stresu pourazowego). Służyłem z wieloma kobietami i wiem, że nie miały poważnych trudności z przechodzeniem z roli żołnierza do roli matki.
Kobiety i mężczyźni różnią się, nie chodzi jednak o to, by zatrzeć te różnice, ale o to, by stworzyć równe szanse rozwoju, by każda osoba w wojsku mogła w pełni wykorzystać swój potencjał. Nie chodzi o to, by się upodabniać, lecz by każdy pozostał sobą.
Nie ma świata bez kobiet. Nie ma państwa bez kobiet i nie ma wojen, które by ich nie dotyczyły. Nie da się żyć, prowadzić żadnych skutecznych działań, pomijając połowę populacji. Kobiety są w wojsku potrzebne. Do obrony ojczyzny potrzebni są wszyscy.
Rozwiązując problemy operacyjne i personalne, dowódcy muszą kierować się zdrowym rozsądkiem i stosować wyuczone elementy strategii dowodzenia i budowy autorytetu. Należy mądrze obsadzać stanowiska, trzymać się procedur, wyciągać wnioski z popełnianych błędów. Trzeba uważnie obserwować, jak robią to inni. Ale i w historii naszej wojskowości znane są przykłady bohaterskich i walecznych kobiet.
Beata Dolska wsławiła się obroną Dubna przed Kozakami, Anna Dorota Chrzanowska była obrończynią Trembowli podczas najazdu tureckiego. Panna Wielowiejska w męskim przebraniu prowadziła chłopski oddział przeciwko Szwedom, w tym samym okresie walczyła też Katarzyna Grudzińska, stawała do boju ramię w ramię z mężczyznami.
Powstanie kościuszkowskie otworzyło nowy rozdział w historii zaangażowania kobiet w walkach narodowowyzwoleńczych. Na odezwę naczelnika zgłosiło się wiele kobiet, które podjęły służbę jako sanitariuszki. W epoce napoleońskiej sławę zyskała Joanna Żubr, która w męskim przebraniu wstąpiła do armii Księstwa Warszawskiego i u boku swego męża, podając się za jego młodszego brata, służyła jako strzelec. Za odwagę i bohaterstwo żołnierskie podczas walk o Zamość została odznaczona orderem Virtuti Militari. Uhonorowanie tym odznaczeniem pierwszej Polki okazało się niełatwe. Gdy zorientowano się, że dzielny żołnierz jest kobietą, zamiast orderu zaproponowano jej pieniądze. Joanna Żubr odmówiła przyjęcia gotówki.
Podczas powstania listopadowego w działaniach bojowych uczestniczyło już więcej kobiet, wciąż jednak walczyły w męskim przebraniu. Bezpośredni udział w walkach wzięły między innymi Barbara Bronisława Czarnowska (odznaczona orderem Virtuti Militari), Waleria Dębicka, Marianna Górska, Józefa Rostkowska (felczerka, uczestniczka kilku bitew, dama orderu Virtuti Militari), Tekla Sobolewska, Magdalena Wojciechowska, Marianna Dębińska. Trzecią kobietą odznaczoną orderem Virtuti Militari w czasie powstania listopadowego była Zofia Kodrębska. Najsłynniejszą bohaterką tamtych czasów pozostaje do dziś Emilia Plater, która formowała oddziały i brała bezpośredni udział w walkach. U jej boku walczyła przyjaciółka Maria Prószyńska, która zaginęła podczas odwrotu przez bagniste tereny Litwy, a następnie Maria Raszanowiczówna. Ona uratowała życie Plater, celnie strzelając do nacierającego Kozaka.
W czasie powstania styczniowego sporo kobiet zaangażowało się w pracę wywiadowczą i kurierską. Te, które chciały walczyć, nadal musiały się kryć i przywdziewać męskie ubrania. W samej tylko bitwie pod Dobrą zginęły cztery kobiety. Do funkcji adiutanta generała Langiewicza awansowała Anna Henryka Pustowójtówna. Swoje wspomnienia ze służby kurierskiej i wywiadowczej spisała Jadwiga Prendowska.
W okresie I wojny światowej w Polskiej Organizacji Wojskowej istniały oddziały żeńskie, wywodzące się z Ligii Kobiet. Takich komórek było osiemnaście, a ich łączna liczebność sięgała ośmiuset peowiaczek. Służyły w wywiadzie, łączności, zajmowały się gromadzeniem i przechowywaniem broni, przygotowywaniem fałszywych dokumentów. Po odzyskaniu niepodległości nie porzuciły służby i pozostały aktywne tam, gdzie sytuacja była zaogniona. Ta działalność w latach 1920–1921 skończyła się tragicznie dla stu ośmiu członkiń POW na Wschodzie – zostały rozstrzelane przez bolszewików. Peowiaczkom przyznano dwadzieścia jeden orderów Virtuti Militari (szesnaście pośmiertnie) i osiemdziesiąt siedem Krzyży Walecznych. Pierwszą regularną kobiecą formacją mundurową była lwowska Miejska Straż Obywatelska utworzona w 1918 roku. Wobec zaostrzającej się sytuacji w mieście jej członkinie zaczęły się domagać lepszego wyposażenia bojowego i przekształcenia w organizację wojskową – tak powołano Ochotniczą Legię Kobiet. W 1921 roku OLK została rozwiązana pomimo sprzeciwu członkiń, a ustawodawstwo II RP nie przewidywało służby wojskowej dla kobiet.
Widmo wojny skłoniło polski rząd do zmiany przepisów. W kwietniu 1938 roku dopuszczono panie do pełnienia służby pomocniczej, a w marcu następnego roku utworzono Pogotowie Społecznego Przystosowania Wojskowego Kobiet. Była to organizacja skupiająca różne stowarzyszenia, jej celem było szkolenie do samoobrony i pomocy wojsku podczas konfliktu zbrojnego. Przed wybuchem wojny liczyła ponad czterdzieści siedem tysięcy członkiń. Podczas II wojny światowej kobiety licznie służyły w Pomocniczej Służbie Kobiet (PSK – stąd nazywane były pestkami). Do armii Andersa, formowanej w ZSRR, przyjmowano kobiety na takich samych zasadach jak mężczyzn. Nowe komórki PSK dla różnych rodzajów sił zbrojnych tworzono też na Zachodzie, gdzie stawały się częścią tamtejszych organizacji dla służby kobiet. Szacunki mówią, że PSK, licząca ponad sześć i pół tysiąca członkiń, stanowiła około pięciu procent całości Polskich Sił Zbrojnych. W 1943 roku zmieniono formalny status służby kobiet z pomocniczej na zasadniczą na równych prawach z mężczyznami. Za trud wojenny ochotniczkom przyznano ponad tysiąc odznaczeń.
Wojskowa Służba Kobiet stanowiła około dziesięciu procent sił Armii Krajowej. Żołnierki były szczególnie aktywne w łączności i kolportażu. W 1942 roku utworzono grupę dywersyjną DYSK – Dywersja i Sabotaż Kobiet. W działalność konspiracyjną bardzo licznie włączały się harcerki. W okresie powstania warszawskiego działały Kobiece Patrole Minerskie, a kobiety stanowiły zdecydowaną większość personelu medycznego, funkcjonującego podczas walk w stolicy. W 1943 roku w ZSRR sformowano Pierwszy Samodzielny Batalion Kobiecy imienia Emilii Plater, który był częścią armii Berlinga. Służyło w nim około siedmiuset pięćdziesięciu pań, potocznie nazywano je platerówkami.
W PRL-u powrócono do rozwiązań z czasów II RP i służbę wojskową zarezerwowano dla mężczyzn. Dopiero koniec XX wieku przyniósł zmiany. Umożliwienie kobietom podjęcia zawodowej służby wojskowej pociągało za sobą konieczność przemyślenia i przeorganizowania wielu spraw. Istniały już jednak wypracowane wzorce, które można było podpatrzyć. Nasze siły zbrojne mogły skorzystać z doświadczeń innych.
Jeśli chodzi o obecność kobiet w wojsku, największe doświadczenie ma armia izraelska. Siły Zbrojne Izraela (Cahal) to jedna z najsprawniej działających armii świata, a kobiety służą w niej od lat czterdziestych XX wieku. Państwo żydowskie utrzymuje obowiązkowy i powszechny pobór wojskowy od początku swego istnienia i tylko w nadzwyczajnych okolicznościach młodzi ludzie – tak mężczyźni, jak i kobiety – mogą zostać zwolnieni z obowiązku odbycia służby wojskowej. Izraelki spędzają w armii dwadzieścia cztery miesiące, a te, które służą w jednostkach bojowych i na wąsko wyspecjalizowanych stanowiskach technicznych, nawet trzy lata. Kontakt z wojskiem nie ustaje w dniu zakończenia obowiązkowej służby, wszyscy rezerwiści do trzydziestego ósmego roku życia są zobowiązani do udziału w corocznych ćwiczeniach. Zakres służby pań w Cahalu był przez lata rozszerzany i dziś mogą służyć na większości stanowisk. Są w artylerii przeciwlotniczej, oddziałach inżynierów wojskowych, lekkiej piechocie, żandarmerii, specjalnych jednostkach patrolujących, w jednostkach antyterrorystycznych, lotnictwie, wywiadzie, jednostkach odpowiedzialnych za prowadzenie wojny elektronicznej, oddziałach ratunkowych, w marynarce wojennej, wchodzą w skład zespołów nurków. Głośnym i symbolicznym przełomem było dopuszczenie kobiet do służby w siłach powietrznych na początku wieku. Dziś Izraelki są pilotkami śmigłowców bojowych, myśliwców i mechanikami. Kurs pilotażu F-16 kończy z powodzeniem dziesięć procent chętnych kobiet i uzyskują w zasadzie takie same wyniki jak mężczyźni. Samolotami F-16 lata już kilkadziesiąt Izraelek. W 2014 roku po raz pierwszy dowódcą batalionu bojowego została kobieta.
W izraelskiej armii kryteria kwalifikacyjne dla kobiet są bardziej restrykcyjne niż dla mężczyzn – chłopak o umiarkowanej sprawności psychofizycznej zwykle jest kierowany do służby, natomiast dziewczyna nie. Pań w armii Izraela jest nieco mniej niż mężczyzn także dlatego, że zwolnienie od służby przysługuje matkom i kobietom w ciąży. Zdaniem dowództwa kobiety jako grupa radzą sobie w armii lepiej niż mężczyźni, ponieważ już na początku rekrutacji odrzucane są najsłabsze kandydatki. Najwyższe oceny na testach otrzymuje dwadzieścia procent żołnierek, a tylko dziesięć procent żołnierzy. Badania wskazują, że obowiązkowa i powszechna służba wojskowa jest postrzegana przez zdecydowaną większość izraelskich nastolatków jako naturalny krok ku dorosłości, obowiązek patriotyczny i pożądany etap życiowy, który pomaga w znalezieniu lepszej pracy. W 2017 roku kobiety stanowiły trzydzieści trzy procent kadry oficerskiej.
Armia potrzebuje ludzi zdolnych i gotowych do ciężkiej służby, płeć nie ma znaczenia. W wojsku są tysiące stanowisk wymagających przeróżnych predyspozycji, umiejętności i wiedzy. Wspólna służba mężczyzn i kobiet nie jest czymś nadzwyczajnym i nie stwarza dodatkowych problemów, dopóki trzymamy się wypracowanych procedur, zdrowego rozsądku i darzymy się szacunkiem. Ważne, by o sprawach służby kobiet one same współdecydowały, bo tylko ich pełne uczestnictwo zapewni sprawność w funkcjonowaniu armii. Musimy słuchać głosu kobiet, by uniknąć błędów, by obraz sytuacji był pełny. Niedawno, na początku 2020 roku, w kanadyjskich siłach zbrojnych wybuchł skandal związany z ujawnieniem programu promocyjnego, który miał zachęcić kobiety do wstępowania do armii. Mężczyźni odpowiedzialni za werbunek stwierdzili, że magnesem przyciągającym do wojska będzie skrócenie spódniczek w mundurach galowych i przedstawienie odznaczeń jako błyskotek. Takie podejście to niedopuszczalne lekceważenie motywacji, jakie stoją za chęcią wstąpienia do armii młodego człowieka, i naganne ośmieszanie munduru. O służbie kobiet najwięcej wiedzą one same – oddajmy im głos.KOMANDOR BOŻENA SZUBIŃSKA
Nasza armia otworzyła się na służbę kobiet w 1999 roku, kiedy Polska przystąpiła do NATO. Był to w zasadzie jeden z warunków naszego członkostwa w sojuszu. Co warto wiedzieć, w Wojsku Polskim już od dziesięciu lat na kilku wąsko wyspecjalizowanych obszarach służyła grupa kobiet. W 1988 roku zauważono, że w armii brakuje farmaceutów i stomatologów. W tych zawodach było stosunkowo niewielu mężczyzn, a Wojskowa Akademia Medyczna w Łodzi przygotowywała głównie lekarzy – stąd wynikały wakaty na tych etatach. Kadrowcy doszli do wniosku, że wolne stanowiska najłatwiej będzie uzupełnić kobietami, pierwszymi paniami w naszym wojsku były więc dentystki i farmaceutki.
Przyjmowano nas do wojska jako absolwentki wyższych uczelni na warunkach szczególnych, bo nie wymagano od nas wykształcenia wojskowego jak od mężczyzn, którzy musieli ukończyć szkołę wojskową i uzyskać stopień oficerski. Trzeba pamiętać, że w owym czasie kobiet nawet nie dopuszczano do egzaminów do takich szkół. Słano w tej sprawie wiele skarg do parlamentarzystek, nie przynosiło to jednak żadnego skutku.
Przez pierwsze dwa lata było nas zaledwie piętnaście. Ja byłam pierwszą kobietą odbywającą służbę w strukturach Marynarki Wojennej, a drugą w wojsku w ogóle. Nasza służba na stanowiskach medycznych nie różniła się wtedy prawie niczym od dotychczasowej pracy, główna zmiana polegała na tym, że od czasu do czasu trzeba było włożyć mundur. Nie musiałyśmy pełnić funkcji oficera dyżurnego i na początku zwolniono nas z egzaminów sprawnościowych.
Trafiłam do wojska w 1989 roku z 7 Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku. Doświadczenie zawodowe zdobyłam w aptece Wojskowej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej w Ustce, gdzie wspólnie z moim szefem rotowałam leki w zestawach wojskowych i zajmowałam się dokumentacją tych zestawów. Mój kierownik w aptece 7 Szpitala Marynarki Wojennej pułkownik Zenon Ziaja odchodził ze służby do cywila, by szukać nowych wyzwań w życiu (należy przyznać, że z sukcesem), i zwolnił się etat, na który nie było chętnych mężczyzn. Zgłosiłam więc chęć przywdziania munduru i przejścia na etat wojskowy.
Mój ojciec i mąż byli wojskowymi, specyfika służby nie była mi obca. Jednak sama znajomość środowiska wojskowego nie wystarczy, by podjąć służbę. Potrzebna jest określona wiedza merytoryczna. Zarówno ja, jak i inne kobiety przyjęte wówczas do wojska nie miałyśmy profesjonalnego przygotowania wojskowego. W trzecim roku naboru kobiet do wojska w korpusie medycznym podjęto decyzję o podstawowym przeszkoleniu ich. W 1991 roku zebrano więc nas na kurs organizowany przez Wojskową Akademię Medyczną i poddano dwutygodniowemu szkoleniu poligonowemu w Orzyszu. Szkolenie przechodziły głównie farmaceutki, ale także dentystki, lekarki i tłumaczki. Program obejmował zajęcia z taktyki, ćwiczenia strzeleckie, musztrę indywidualną i zbiorową. Rok później odbył się podobny kurs dla pozostałych kobiet.
Na początku kobiety w wojsku wywoływały życzliwe zaciekawienie, spotkałyśmy się z akceptacją i otrzymywałyśmy wsparcie, ale zaznaczyć należy, że to był korpus służby zdrowia, specyficzne środowisko złożone głównie z lekarzy i farmaceutów. My, nieliczne kobiety w tym środowisku, nie stanowiłyśmy dla nich konkurencji. Byłyśmy dobrze traktowane, chociaż czasem trochę jak kwiatek do kożucha albo miś na Krupówkach. Dowódcy chętnie się nami chwalili, pozwalając na zdjęcia w prasie i występy w telewizji. Chcieli pokazać, że kobiety są obecne w strukturach armii i mogą pełnić służbę, a wojsko staje się otwarte i nowoczesne.
Pojawiły się oczywiście pierwsze problemy natury organizacyjnej i szkoleniowej. Na przykład w składnicach medycznych, gdzie obsada etatowa była niewielka, kobiety zostały ujęte w grafiku dyżurów, ale nie przygotowano ich do takiego zadania, brakowało im odpowiedniego przeszkolenia. Przychodzący do wojska panowie, absolwenci studiów cywilnych, kończyli wcześniej studium wojskowe, a w czasie wakacji zaliczali poligon, natomiast studentki miały jedynie krótkie przysposobienie z obrony cywilnej, na którym uczono trochę samoobrony, ale bez strzelania czy rzutu granatem, nie nosiły nawet mundurów. W mojej jednostce (7 Szpital MW) z obowiązku pełnienia służby oficera dyżurnego byli zwolnieni tylko ordynatorzy, osoby na kierowniczych stanowiskach i ja – jedyna kobieta na służbie w szpitalu. Ale tam, gdzie kobiet było więcej, a mężczyzn mniej, musiały one pełnić dyżury. Gdyby zostawić te dyżury tylko mężczyznom, musieliby je pełnić na okrągło, a to nie byłoby sprawiedliwe. W spokojnym miejscu takim jak składnica można było jakoś sobie poradzić, ale niektóre panie służyły w większych garnizonach. Tam obowiązki oficera dyżurnego stanowiły o wiele poważniejsze wyzwanie. Zdarzały się trudne sytuacje, bywało, że trzeba było dać sobie radę z pijanym żołnierzem, a w czasach obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej tego rodzaju incydenty nie należały do rzadkości.
W 1991 roku zostałyśmy zaproszone przez prezydenta Lecha Wałęsę do Belwederu z okazji Dnia Kobiet, odbyło się wtedy spotkanie z kierownictwem MON, brał w nim udział między innymi admirał Piotr Kołodziejczyk. Poruszyłyśmy kwestię braku odpowiedniego przeszkolenia dla kobiet i opowiedziałyśmy, jakie problemy rodzi to podczas dyżurów. Niestety zamiast nas porządnie przeszkolić, odpuszczono nam dyżury. Łatwiej było zwolnić kobiety z obowiązku pełnienia służby ze względu na brak przygotowania do tych funkcji, niż zorganizować systemowe szkolenie. Trzeba dodać, że nie była to kwestia o dużej skali. Sprawa dotyczyła tylko sześćdziesięciu czterech kobiet w armii liczącej wówczas kilkaset tysięcy żołnierzy.
_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2020
Wydanie I