- W empik go
Bezsilność i zemsta prawdy - ebook
Bezsilność i zemsta prawdy - ebook
W Bezsilności i zemście prawdy Konrad T. Lewandowski wziął pod lupę cywilizację Zachodu. Czy sukces lewicy wziął się z piekła Verdun? Dlaczego prawica – i wartości, jakie reprezentuje – są praktycznie w odwrocie? Jakie zagrożenia niosą ze sobą feminizm oraz pauperyzacja nauki i mediów? Czy religia ma przed sobą przyszłość, a jeśli tak – to jaką? I czy czas wyczekiwać nowego Księcia?
Spis treści
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66115-59-0 |
Rozmiar pliku: | 727 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jakie znaczenie ma prawda?
Czy prawda w relacjach społecznych jest do czegoś potrzebna? Do czegokolwiek użyteczna? Czy poszukiwanie i głoszenie prawdy jest warte włożonego w to wysiłku, a także poniesionych kosztów moralnych i materialnych?
Po co jest prawda? Jaką ona ma moc? Czy poza rolą irytującego gwoździa w bucie oraz niewątpliwie toksycznego wpływu na przyjazne oraz poprawne relacje międzyludzkie, prawda ma jakiekolwiek zalety, które rekompensowałyby niepokój, który wzbudza?
Dla jasności zaznaczę, że mam tu na myśli klasyczną definicję prawdy, czyli zgodność wiedzy o bycie z samym bytem, z tym co jest. Natomiast byt rozumiem jako system relacji. Strukturą bytu są relacje pomiędzy mniejszymi systemami relacji. Na krańcach każdej relacji są inne systemy relacji. Nie ma nic oprócz relacji. Jedne relacje się aktualizują, inne aktualność tracą, niemniej tym, co było, jest i będzie, są tylko i wyłącznie relacje. Byt jest systemem relacji.
Takie ujęcie bytu praktycznie uniemożliwia jego zafałszowanie. Byt prawdziwy wchodzi w cały szereg relacji ze swoim otoczeniem, częstokroć zupełnie nieprzewidywalnych, zaskakujących, po których jednak możemy zidentyfikować jego istnienie. Byt fałszywy jest zawsze ułomny i ubogi w związki z innymi bytami.
Weźmy na to przykład z zakresu teorii spiskowych, mianowicie twierdzenie, jakoby samoloty, które 11 września 2001 roku rozbiły się o wieże Word Trade Center, były hologramami. Można przedstawiać na potwierdzenie tej tezy mniej lub bardziej zmanipulowane filmy na YouTube’ie. Wystarczy jednak pójść do rodzin pasażerów, spojrzeć im w oczy i zapytać, czy ich bliscy byli hologramami…?
Kreując byt fałszywy, kreuje się relacje, które mają go uwiarygodniać, ale zawsze to jest tylko proteza. Nigdy nie da się przewidzieć z góry wszystkich możliwych powiązań i interakcji z otoczeniem, które mogłyby i powinny były zaistnieć. Jeśli bowiem jest tak i tak, to koniecznie powinno zachodzić to, to, to, oraz jeszcze to, to i to. Byt prawdziwy zawsze generuje wokół siebie ogromną liczbę rozmaitych implikacji-relacji. Nie sposób przewidzieć i zamarkować wszystkich istotnych związków, dlatego byty fałszywe zawsze będą ułomne, a przez swoją nierzeczywistość niezdolne do samodzielnego trwania i rozwoju. Podtrzymywanie fikcji zawsze wymaga dużego zachodu i energii, nieustannej krzątaniny, piętrzenia kolejnych fałszywych relacji, a wraz z ich liczbą rośnie ryzyko niespójności i sprzeczności. Szalenie trudno jest podrobić naturalność oraz logiczną prostotę bytów prawdziwych. W końcu pozostaje zastraszanie, co też wymaga wiele energii, więc potrzebna jest nowa fikcja, która przynajmniej z początku będzie wydawać się prawdopodobna. Tak się toczy światek ideologii.
Prawda istnieje zatem!
Przy tym stanowisku obstajemy przeciw wszelkim sceptycyzmom i relatywizmom. Byty prawdziwe istnieją obiektywnie i są żywe w takim sensie, że wchodzą we wciąż nowe, dynamiczne relacje ze zmieniającym się otoczeniem. Kształtują to otoczenie nawet wtedy, kiedy ono nie przyjmuje tego do wiadomości. Byt prawdziwy możemy identyfikować na bardzo wiele sposobów, często jeszcze nieznanych nauce, dostępnych dopiero w przyszłości, ale skutecznych, co wynika z tego, że byt prawdziwy nieustannie, obiektywnie oddziałuje i pozostawia ślady swych oddziaływań. Byt fałszywy możemy zidentyfikować mylnie tylko na podstawie spreparowanych uprzednio przesłanek, które jeśli nie są sztucznie podtrzymywane w swym pseudoistnieniu z czasem nikną bądź generują coraz bardziej jaskrawe sprzeczności, aż w końcu jego zwolennikom pozostaje tylko represja, coraz bardziej tępa, prymitywna i kosztowana.
Byty prawdziwe – fakty, zdarzenia, zależności, procesy i reguły – SĄ! Istnieją obiektywne ponad wszelką wątpliwość. Pytanie tylko, czy są one w realnej rzeczywistości społecznej do czegokolwiek potrzebne? Albo czy my potrafimy z ich istnienia korzystać? Przede wszystkim zaś zapytajmy, jaką byty prawdziwe mają moc oddziaływania na naszą rzeczywistość?
Pierwsza refleksja, jaka się tu nasuwa, jest taka, że prawda to wojna wszystkich ze wszystkimi. Prawdę jest niebywale trudno znieść. W rozmaitych publikacjach można znaleźć wiele świadectw entuzjastów, którzy podjęli eksperyment aby przez kilka dni mówić spotykanym ludziom wyłącznie prawdę. Kończyło się to z reguły znacznie dłuższym okresem udobruchiwania obrażonych znajomych i krewnych.
Prawda w życiu szkodzi. Muszę to przyznać otwarcie, w wieku lat pięćdziesięciu, po dekadach poszukiwań prawdy jako pisarz, naukowiec i filozof. Za obstawanie przy głoszonych prawdach zostałem zepchnięty na głęboki margines życia branżowego, akademickiego i towarzyskiego. Z całą pewnością włożyłem w życiu bardzo wiele energii w coś, co obróciło się przeciwko mnie. Więcej, kłamiąc odniósłbym większy życiowy sukces, a więc po co mi to było? Wiele kobiet zadawało mi to pytanie z troską, współczuciem lub gniewem. Pytanie jednak, z czym tak naprawdę wchodziłem w konflikt obstając przy szukaniu prawdy? Z mitami. Więcej o tym za chwilę.
Jaki zatem miało sens poświęcanie życia czemuś tak toksycznemu jak prawda literacka i naukowa? Odniósłbym znacznie większy życiowy sukces gdybym chciał i umiał być szarlatanem, pochlebcą, pozerem. Czy żałuję – to bez znaczenia. Chcę się tutaj zastanowić jaki właściwie jest z prawdy pożytek i kiedy możemy go mieć?
Wysoki status prawdy, deklarowany hałaśliwie przez duchownych, uczonych, dziennikarzy, tudzież innych przedstawicieli tzw. zawodów zaufania społecznego, jest fikcją i hipokryzją. Łatwo to stwierdzić choćby po sensacji, jaką wywołują każdorazowo zachowania etyczne i honorowe. Wszyscy są wówczas zdumieni, zaskoczeni i pełni podziwu, choć nie powinni być. Przecież jeżeli sprawy potoczyły się, tak jak potoczyć winny, nie ma w tym zupełnie nic ekscytującego. Banał i nuda!
Tymczasem kiedy ktoś czasem zachowa się jak należy, da świadectwo prawdzie, postąpi na przekór doraźnym korzyściom jest to zawsze sensacja na miarę cielęcia z dwiema głowami. Niewątpliwy znak, że w istocie, wbrew wszelkim etycznym deklaracjom, tak naprawdę jest odwrotnie, a życie społeczne opiera się na regułach dalekich od wszelkich prawd i ich logicznych implikacji.
Podziw, jaki budzi człowiek, który zdołał zaimponować nam aktem etycznego zachowania wydaje się w istocie być podziwem nie dla jego postawy, ale dla sukcesu, który ta osoba odniosła wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zrezygnować z nikczemnej okazji, narazić się, a mimo to odnieść sukces i zyskać więcej niż można było mieć okazując oportunizm – to doprawdy fenomen na miarę wygrania kumulacji w loterii! Przecież wszyscy wiemy, że normalnie tak nie bywa. Nonkonformista najczęściej dostaje w łeb, marnuje sobie życie, skazuje się na wegetację, a jedyne co mu pozostaje to liczyć na zwycięstwo za grobem i nagrodę w niebiesiech. Nonkonformista swoim zachowaniem radykalnie zmniejsza swoje szanse na sukces, więc kiedy go jednak odnosi i zostaje uznanym bohaterem, jest to doprawdy sukces niebywały. Szczęście głupiego! Ślepej kurze trafiło się ziarno!
Zajmijmy się jednak regułą, czyli tym jak jest w zdecydowanej większości przypadków, a nie wyjątkami, które ją potwierdzają, po czym trafiają na listę obłudnych wzorów wychowawczych.
Prawda często jest nieprzyjemna, a jeszcze częściej, zwłaszcza w realiach życia społecznego, ogromnie skomplikowana. Nie na darmo historycy i socjolodzy potrzebują długich lat, żeby coś ustalić, a potem i tak mało kto ma ochotę ich słuchać. Mnogość „za” i „przeciw”, które trzeba wziąć pod uwagę rozpatrując jakąś złożoną kwestię, po prostu zniechęca i prowokuje, aby ów węzeł gordyjski wątpliwości i zastrzeżeń rozciąć jednym bezkompromisowym cięciem, najprostszym wytłumaczeniem. Żadnych „ale”! Żadnych niuansów! Tak lub nie! Zło lub dobro! Albo, albo! Tak rodzi się potrzeba mitu.
Można próbować te podejścia pogodzić, odwołując się do reguł podejmowania decyzji w stosowanych w technice systemach logiki rozmytej. Bierze się tam pod uwagę wszystkie ułamki prawdy i stopnie szarości, ale procesu niuansowania nie prowadzi się przecież w nieskończoność. Po zebraniu wystarczającej statystycznie puli opinii i przesłanek następuje proces ważenia-wyostrzania, w wyniku którego podejmuje się decyzję stanowczą i prostą: w prawo albo w lewo, w górę albo w dół, kontynuować lub zatrzymać, i w tej konkluzji już żadnych niuansów nie ma.
W technice sprawa wydaje się prosta – projektuje się czujniki, pisze oprogramowanie i działa. W społeczeństwie proces finałowego wnioskowania niebywale się komplikuje. Upraszczanie milionów racji i opinii, zawierających ułamki prawd odbywa się poprzez proces mitologizacji, który łatwo może sprowadzić całe rozumowanie na manowce. Prostota wytłumaczenia, choćby nawet prymitywnego całkowicie dominuje wszelki sens. Stąd bierze się postmodernistyczna pokusa sugerująca, że prawdy nie ma, że każdy ma swoją opinię, która jest równie zła i dobra jak wszystkie inne; że nie ma podstaw, aby je wartościować, że jest postępowanie nieuzasadnione i arbitralne. W istocie można w prawdę zwątpić.
Jednak ludzie od dawna jakoś sobie z tym problemem radzili, tworząc mity. Prawdy o rzeczywistości społecznej są tak złożone, że aby coś z nimi zrobić w praktyce, trzeba je najpierw uprościć do mitów.
W naukach technicznych tworzy się uproszczone modele rzeczywistości, które mity trochę przypominają. Jednym ze sposobów tworzenia modelu jest wspomniana wyżej metoda logiki rozmytej. Jest ich oczywiście znacznie więcej. Modele matematyczne z mitami społecznymi łączy upraszczanie rzeczywistości, zaś odróżnia je łatwość weryfikacji. Jeśli przewidywania modelu naukowego nie są trafne, natychmiast go odrzucamy. Mity mają znacznie dłuższy żywot. Nawet doszczętnie skompromitowane nie giną całkiem. Albo się odradzają, kiedy znów stają się użyteczne.
Ekonomia jest dziedziną, w której modele i mity spotykają się ze sobą i współzawodniczą. Przeważnie wygrywają mity, co powoduje kryzysy gospodarcze. Czasem prawidłowy model staje się mitem i wtedy mówimy o wielkim sukcesie Adama Smitha czy Jonhna Keynesa. Prawda ekonomii brutalnie przywołuje do porządku rozmaite mityczne fantasmagorie społeczeństw, jednak co warto tu zauważyć, każdy kryzys ekonomiczny jest zawsze zaskoczeniem.
Prawda jest i działa, ale z reguły pozostaje nierozpoznana i to nawet w ekonomii, gdzie wszyscy we własnym interesie pilnie szukają tej prawdy. W innych dziedzinach aktywności społecznej – kulturze i polityce – dominacja mitów pozostaje niezachwiana. Żadna prawda nie potrafi tego zmienić, czego świadectwem mit o Kasandrze…
Zjawisko przekształcania się prawdy w mit było bodaj pierwszym moim świadomym doświadczeniem filozoficznym. Jako młody chłopak w szkole podstawowej często brałem udział w bójkach i potem chwaliłem się odniesionymi zwycięstwami. Już wówczas zaintrygowała mnie różnica pomiędzy tym, co pamiętałem, a tym co opowiadałem o tych zdarzeniach, i to bez intencji świadomego kłamania czy nawet koloryzowania. Żeby opowiedzieć samą prawdę i tylko prawdę musiałbym całą bójkę zrelacjonować cios po ciosie, w czasie rzeczywistym, co trwałoby zbyt długo i byłoby nudne. Trzeba więc było pominąć jakieś mało istotne szczegóły i zarazem zdecydować arbitralnie, co jest szczegółem mało istotnym, a co ważnym. Do której z tych kategorii zaliczyć informację, że sam też trochę oberwałem? Że sukces kosztował mnie rozciętą wargę, guza i parę siniaków?
Oczywiście, kreowałem się na herosa i odczuwałem z tego tytułu lekkie wyrzuty sumienia, ale tylko lekkie, bo przecież zasadniczo mówiłem prawdę. Nie kłamałem mówiąc, że stłukłem przeciwnika na kwaśne jabłko, kiedy w istocie haniebnie uciekłem z placu. Mówiłem więc prawdę zmitologizowaną. Kiedy trochę podrosłem i poczytałem książek, zrozumiałem, że nie robiłem wówczas niczego dziwnego i nienormalnego, że robiono tak od tysięcy lat. Homer opisujący wojnę trojańską opowiadał niewątpliwie piękniej i z większym rozmachem, niż ja o swoich szkolnych bójkach, ale co do istoty obaj robiliśmy to samo – tworzyliśmy mit!
Zatem mit to jest prawda użyteczna, przystosowana do wykorzystania, poręczna i przydatna w praktyce. Tak więc, niniejszym otrzymujemy pierwszą cząstkową odpowiedź na pytanie postawione na wstępie. Prawda ma znaczenie, jeżeli występuje w postaci mitu. Tu z kolei od razu zaczyna się rysować odpowiedź na pytanie zasadnicze, jakie owo znaczenie jest. Z pozoru wystarczy zacytować podstawową definicję mitu, że jest to opowieść o naszym miejscu w świecie, wyjaśniająca jaki ten świat jest, kim my jesteśmy i co mamy na tym świecie do zrobienia.
To byłoby piękne wyjaśnienie, gdyby nie kilka trudności z nim związanych. Po pierwsze, mity tworzą się powoli, rafinują przez pokolenia, tworzą z prawd i doświadczeń jednostkowych i zbiorowych, których nieistotne elementy powoli popadły w niepamięć. Trwa to tak długo, że kiedy mit już ustali swoją formę w kulturze, może okazać się dramatycznie nieadekwatny do rzeczywistości. Zwłaszcza w okresie wykładniczego rozwoju cywilizacji, w jakim żyjemy obecnie. W efekcie próbujemy sobie tłumaczyć świat za pomocą mitów nieaktualnych, a to okazuje się błędem, więc w odruchu frustracji i bezradności „wracamy do korzeni”, czyli odwołujemy się do mitów jeszcze bardziej zdezaktualizowanych. W końcu zaczynamy się miotać w jakimś ślepym paroksyzmie, całe społeczeństwo popada w mitologiczne konwulsje i szaleństwo, jak Polska drugiej dekady XXI wieku. Tracimy kontrolę nad swoim życiem i stajemy się ślepą igraszką procesów społecznych, które na nas oddziałują, ale my nie wiemy i nie rozumiemy, co się dzieje. Prawda jest i działa, lecz nie ma mitu, który pozwoliłby ją rozpoznać i uprościć w rozsądnym stopniu, tak by dało się z tych przekonań mieć sensowny pożytek.
Z drugiej strony przyśpieszone tworzenie mitu aby sprostać naglącym społecznym oczekiwaniom częstokroć odrywa go od prawdy i sprawia że zajmuje on miejsce prawy. Uzyskujemy skutek tak samo marny i nieprzydatny jak wtedy gdy rzeczywistość jest naginana do starego, nieadekwatnego mitu. Tworzy się przesąd, który można później zwalczać z lepszym lub gorszym rezultatem, ale jeżeli ów przesąd wyznaje dostatecznie wielu ludzi, staje się on w końcu rzeczywistością polityczną, której nie można negować pod groźbą marginalizacji lub represji.
Tymczasem przesąd, fałszywy mit oraz mit nieaktualny, będąc bytami fałszywymi, są co do skutków tożsame – ulegając im tracimy kontrolę nad rzeczywistością, marnujemy energię na fantasmagorie, nie rozpoznajemy prawdziwych szans i zagrożeń. Aż w końcu narzucony zostaje nam cudzy mit, być może barbarzyński, ale dający skuteczność, której zabrakło nam, choćby nawet była to najpodlejsza skuteczność reprodukcji barbarzyńskiego stanu rzeczy w kolejnych pokoleniach.
Dalszym skutkiem wymiany mitów jest utrata tożsamości. Stajemy się kimś innym, nasza rola w świecie staje się inna, aczkolwiek ów świat postrzegany jest być może bardziej prawdziwie. Pewności jednak nie ma, ponieważ równie dobrze możemy mieć do czynienia z energicznym narzucaniem fałszywej wizji świata, z bytem fałszywym, za którym stoją możni sponsorzy. Jak jest naprawdę, okaże się po latach, kiedy ustanie zasilanie podtrzymujące fałsz w jego pseudoistnieniu.
Jaka jest zatem rola prawdy? Jej znajomość, choćby tylko fragmentaryczna daje nam nie złudną kontrolę nad rzeczywistością. Ta nie musi być pełna, wystarczy by wynikająca stąd skuteczność była trochę większa od konkurencji. Tak jak w starym dowcipie o ewolucji – nie trzeba biegać szybciej od goniącego nas drapieżnika, wystarczy jedynie wyprzedzić najwolniej uciekającego… Wygrywa ten, kto przetrwa selekcję. Reszta będzie prochem, który rozwieje wiatr.
O ludziach mających zdolność rozpoznawania kluczowych społecznych trendów mówimy, że mają „słuch”, „wyczucie” lub „intuicję”. Spotykamy ich w biznesie, sztuce, czasem w polityce i zawsze ogromnie zadziwieni jesteśmy ich przenikliwością, choć często mówią oni rzeczy całkiem proste: „w prawo” lub „w lewo”, „naprzód”, „w tył” itp. Wracając do analogii z logiką rozmytą można by rzec, iż mają oni umiejętność prawidłowego ważenia i wyostrzania mnóstwa cząstkowych tendencji. Przynajmniej przez kilka chwil…
W rzeczywistości politycznej mało jest jednak wizjonerów. Znacznie większe znaczenie od prawdy mają mity i przesądy oraz wynikające z nich mody i stereotypy. Można się z tym pogodzić lub nie. Można krzyczeć: „Po moim trupie!”, na co polityczna rzeczywistość często odpowie: „Proszę bardzo!”. Potem cykuta dla Sokratesa, krzyż dla Chrystusa, stos dla Giordana Bruna, gilotyna dla Dantona, kula w tył głowy dla bezimiennego.
Cóż wobec tego może prawda? Jeżeli byt prawdziwy sam nie stanie się mitem, będzie bezsilny. Prawda bez otoczki mitologicznej nie ma siły oddziaływania. Można ją tylko identyfikować, ale cóż z niej wynika dalej? Dopiero mit nadaje wagę relacjom, które byt prawdziwy nawiązuje ze swoim otoczeniem. Można tu przyznać rację postmodernistom, kiedy ci podkreślają rangę narracji, opowieści, mitu właśnie. Bez mitologicznej opowieści, bez legendy prawda nie ma zębów! Przeczyć postmodernistom trzeba dopiero, gdy mówią, że prawda nie istnieje, że wszystko co istnieje jest tylko opowieścią, która może być dowolna. Prawda jest, tylko najczęściej bezzębna, a jeśli niepostrzeżenie wyrosną jej zęby i ukąsi, jest już za późno na to, by się przygotować na zamiany.
Ponadto tu pojawia się druga trudność, a mianowicie pytanie: Czy mit jest lub może być bytem prawdziwym? Odpowiadam, że jest to kwestia kategorii bytowej. Mit jest opowieścią, a więc bytem literackim, który może być mniej lub bardziej fikcyjny, ale jako dzieło narracyjne istnieje niewątpliwie prawdziwie. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy mit opuszcza swoją kategorię bytową i pretenduje do roli prawdziwego bytu rzeczywistego. Co więcej, mit dzięki swojej barwności, sprawności narracyjnej oraz głoszeniu tego, co ludzie chcą usłyszeć, łatwo może prawdę wyprzeć i zająć jej miejsce. Z bytem prawdziwym mało kto wtedy będzie chciał nawiązać jakieś relacje, a jeśli już, będą one ważyły mało, przejawiały się jako niszowe ciekawostki dla pasjonatów i nie będą miały wpływu społecznego.
Prawda potrzebuje mitu, aby stać się emocją, która uniesie i porwie tłumy. Kłopot polega na tym, że sam mit świetnie potrafi to robić bez prawdy…
Byt prawdziwy w stanie surowym może co najwyżej podekscytować specjalistę od danej dziedziny. Jeżeli dodatkowo ów specjalista okaże się sprawnym gawędziarzem i zdoła przedmiot swoich dociekań zmitologizować, czyli spopularyzować i przybliżyć, stanie się on przedmiotem masowej wyobraźni. Przykłady nazwisk sobie daruję żeby nie obniżać poziomu abstrakcji. Zakładam, że mówię tutaj do dość inteligentnego Czytelnika, który odpowiednie przykłady potrafi przywołać samodzielnie, we własnym umyśle, szybkimi skojarzeniami ze współczesnymi realiami społeczno-politycznymi.
W polskiej rzeczywistości lat 10. XXI wieku aż nadto mamy mitów aspirujących do roli prawdy, usiłujących ją wyrugować za wszelką cenę. To by się im udało, gdyby były uproszczonymi prawdami, a nie fałszywymi, życzeniowymi konstrukcjami, jak są w istocie. Skutecznie jednak tworzą społeczny chaos.
Zajmowanie się aktualnościami jednak zbytnio przykuwa naszą uwagę do szczegółów, utrudnia abstrahowanie i dostrzeganie procesów dziejących się w skali pokoleń. Tymczasem umiejętność dostrzegania wielkich trendów jest kluczowa, jeśli chcemy zrozumieć co się z nami dzieje i dokąd zmierza nasz świat. Przede wszystkim zaś powinniśmy dążyć do uzyskania wiedzy, jakie aktywne społecznie mity w istocie straciły już swoją aktualność i adekwatność, skutkiem czego najistotniejsze rzeczy dzieją się nienazwane, poza naszą świadomością i kontrolą.
Znajomość prawdy pozwala skutecznie przewidywać przyszłość. Jej nieznajomość skazuje na chaos. Rzeczywistość rozpada się wówczas na wiele kręgów powtarzalnych zdarzeń – wirów poznawalności, jak nazywa je moja metafizyka dwóch aktów. Każdy taki wir napędza jakaś społeczna antynomia, para przeciwnych mitów, racji które nie potrafią znaleźć kompromisu. W tych wirach historia powtarza się od skrajności do skrajności, polityczne wahadło przemieszcza się od ściany do ściany, bez żadnego wypośrodkowania, aż do wytracenia społecznej energii, to znaczy wir zmniejsza „średnicę”, coraz mniej ludzi bierze udział w owym chocholim tańcu, ale napędzające go skrajności pozostają równie jaskrawe, co na początku. W końcu energię niknącego wiru przejmują inne, modniejsze akurat antynomie albo przeciwnie – one zasilają go własną energią, sprawiając, że ów cykl zdarzeń ponownie staje się popularny i znów głośniej krzyczą napędzający go ekstremiści – raz górą ci, raz tamci… Większe zawirowania unoszą mniejsze, tworzą się całe kaskady tych wirów. Tak wygląda społeczny chaos, w którym żyjemy, zapoznawszy prawdę o rzeczywistości.
Prawda jest bezsilna. Kasandry nikt nie słucha. Wywarzone opinie giną w jazgocie, jednakowo zgodnie zwalczane przez obie strony sporu, bowiem każda z nich postrzega umiar jako stanowisko przeciwne, a kto nie z nami, ten przeciw nam! Prawda jest bezsilna, gdyż nie powoduje opamiętania.
Prawda jednak działa. Owszem, to antynomia. Prawda będąc bytem rzeczywistym, obiektywnym i aktywnym, znacząco wpływa na rzeczywistość i to ona daje społeczną energię ścierającym się antynomiom. Rzecz w tym, że to działanie prawdy odbywa się poza naszą świadomością. Nie mamy właściwych mitów, nie mamy modeli. Zamiast nich wirują w chocholim tańcu mity fałszywe i przestarzałe, napędzane myśleniem życzeniowym. Prawda jest siłą wielką, lecz nierozpoznaną. I mściwą. Zawsze okrutnie mści się za lekceważenie.
Małe mamy szanse zorientować się, co jest skrytym motorem zdarzeń tutaj i teraz. To kwestia wiary, której weryfikacja przychodzi potem. Najłatwiej zaś wierzyć w teorie spiskowe. A więc w bezsilnej rozpaczy, desperacji i wściekłości kreujemy kolejne fałszywe mity teorii spiskowych, skutkiem czego społeczny chaos wokół nas tylko narasta…
Jeśli chcemy się z tego chaosu wyrwać, musimy patrzeć szerzej niż na naszą teraźniejszość. Wielkie trendy stają się jawne dopiero po upływie dziesięcioleci lub całych wieków. Coś, co trwa teraz, musiało zacząć się wcześniej. Analizę należy prowadzić w skali stuleci, jeżeli chcemy zrozumieć co się stało z naszą cywilizacją: kiedy to się stało, dokąd ona zmierza i co można z tym zrobić.