Biblia dla moich parafian. Jak czytać, aby rozumieć. Tom I - ebook
Biblia dla moich parafian. Jak czytać, aby rozumieć. Tom I - ebook
Biblia dla moich parafian to mądre, a zarazem głębokie wprowadzenie w lekturę Pisma Świętego – ksiąg starotestamentowych.
Autor umiejętnie łączy rzetelną wiedzę biblijną z dużą dawką życiowego doświadczenia. Dba przy tym, by zawsze oddawać pierwszeństwo Słowu Bożemu, pomóc czytelnikowi poznawać je i zaprzyjaźniać się z nim.
Każdy rozdział podzielony jest na trzy części: Marcel Debyser najpierw odkrywa przed czytelnikami konkretną księgę biblijną, opowiadając, w jakich okolicznościach i dla kogo została spisana; następnie przybliża przesłanie tej księgi – wyjaśnia, co Bóg mówi w niej o swej miłości do nas – by na koniec pokazać, jakie znaczenie ma ona dla nas dzisiaj. Autor w przekonujący sposób przywołuje doświadczenia własne, jak i swoich parafian, umiejętnie przekładając wiedzę o Biblii na „konkret” codzienności. Dobrze zna i rozumie trudności, z jakimi zmaga się człowiek.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8065-308-5 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Biblia jest książką o najwyższych, i to sprzedanych, nakładach w historii drukarstwa. Można by zatem sądzić, że znajomość treści Biblii i jej ogólnych oraz konkretnych znaczeń jest w świecie rozpowszechniona i od pokoleń ugruntowana. Rzeczywistość jednakże temu przeczy, także w krajach, w których chrześcijaństwo wydaje się mocno rozwinięte. Czy to znaczy, że Bóg poniósł wielką porażkę, skoro nie może mieszkać pośród swych stworzeń? Skoro Jego słowo okazuje się tak często bezowocne? To porażka nie Boga, lecz człowieka: nie rozumiejąc Bożego słowa, gubi sens własnych słów, a w konsekwencji – sens życia.
Bóg, stwarzając człowieka jako swego wolnego wyznawcę i partnera, dał mu zarazem możliwość pełni życia, objawiając mu swą miłość. Dzięki żydowskiemu ludowi wybranemu możemy sobie uświadamiać, że jesteśmy odbiornikiem słowa Bożego, że zostaliśmy wyposażeni także w „antenę”, niezbędną, aby odbierać, rozumieć i przyjmować Słowo do swego życia.
„Nasi ojcowie w wierze”, jak nazwał Żydów papież Benedykt XVI, otrzymali najważniejsze i dla nas Słowo, którym jest hebrajskie Sz’ma Israel, Słuchaj Izraelu. Wiara bowiem bierze się ze słuchania Boga. W ten sposób dla Żyda i chrześcijanina wszystkie wydarzenia nabierają sensu, zyskują konkretne, nie ogólnikowe, wyłącznie teologiczne czy moralistyczne znaczenie. Porzucenie słowa Sz’ma, czyli bałwochwalstwo, powoduje uwiąd świadomości sanctum, a w efekcie zupełne odejście od Boga; nie rozumiemy już samych siebie – własnej i cudzej tożsamości, problemów, cierpienia, krótko mówiąc: życia i śmierci. Skąd przychodzimy na ziemię, jak przebiega droga i dokąd zmierzamy? Jesteśmy zagubieni.
Tym, co moim zdaniem, poza samym Bogiem, stanowi najcenniejsze dziedzictwo, jakie zawdzięczamy narodowi wybranemu Pierwszego Testamentu, jest sposób lektury Biblii. Nazwałbym ją lekturą aktualizacyjną. Jej istotą jest odnoszenie przesłania zawartego w danej księdze, fragmencie czy wersecie do mojego osobistego życia. Jak się odnajduję w konkretnych osobach, wydarzeniach? W słowach i postawach patriarchów oraz proroków Izraela, w życiu poszczególnych postaci obecnych na stronach Biblii? Wszystkie one zostały umieszczone w Księdze dla naszego dzisiejszego pożytku. Skoro bowiem Bóg mówi o sobie, że jest Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba, i zarazem Bogiem żywych, a nie umarłych, to znaczy, że nie są oni postaciami z zamierzchłej przeszłości, które umarły i zostały umieszczone w Biblii tylko po to, abyśmy mogli poznać przeszłość. Całe Pismo Święte ma żyć w każdym pokoleniu, także w obecnym. Łacińskie religare, skąd pochodzi słowo „religia”, oznacza wiązać coś z czymś, człowieka z Bogiem, Boga z człowiekiem.
Jeśli Biblia spełnia swą aktualizacyjną funkcję, to odgrywa życiodajną rolę; jest nie tylko busolą, nie tylko podręcznikiem „jak żyć?” – kreuje też przestrzeń możliwego spotkania z samym Stwórcą i Jego miłością. Wszystko w życiu nabiera sensu, nie tylko to, co wydaje się nam dobre, lecz również cierpienia, porażki, konflikty, nawet grzechy własne i cudze. Cała historia jawi się jako dobra.
Biblia dla moich parafian francuskiego księdza Marcela Debysera stanowi pozycję cenną, bo niezwykle przydatną dla tego, kto próbuje szukać Boga i iść drogą wiary w Jezusa Chrystusa. Autor przybliża nam sens kolejnych ksiąg Pierwszego Testamentu, nie koncentrując się na tradycyjnej egzegezie, ale śmiało zapuszczając się w prawdziwe, głębsze znaczenie, jakie te księgi mają dla nas dzisiaj. Świat chętnie zapomina o obu wojnach światowych, obu totalitaryzmach, a przede wszystkim o immanentnej skłonności człowieka do czynienia zła oraz o skłonności Boga do okazywania mu swej miłości. Dlatego ta forma przybliżenia Pisma Świętego, jaką daje nam ks. Debyser za pośrednictwem wydawnictwa Świętego Wojciecha, warta jest wysiłku zarówno wydawcy, jak i czytelników.
Książka ks. Marcela Debysera ma dwie najistotniejsze zalety. Po pierwsze, napisana jest językiem prostym, zrozumiałym dla każdego; po drugie, nie jest jakąś intelektualną prezentacją treści biblijnych, lecz ukazaniem ich w świetle ówczesnych oraz – co równie, a może i bardziej istotne – nam współczesnych problemów życia, z jakimi mierzą się osoby i całe społeczności. Ten „egzystencjalny” charakter książki świadczy o jej wysokiej przydatności także dla celów ewangelizacyjnych. Dlatego dzieło to będzie niezwykle przydatne nie tylko w prywatnej lekturze bądź w pracy kręgów i szkół biblijnych, lecz także w katechizacji młodzieży i dorosłych, stanowi bowiem pomost do życia dla wszystkich szukających jego sensu. Odbiorcą książki mogą być również środowiska tzw. ruchów odnowy, tych rzeczywistości posoborowych, które powracając do źródeł chrześcijaństwa, odnajdują w Biblii źródło życia i nawrócenia.
Biblia dla moich parafian jest dobrym przykładem spełniania się słów Chrystusa: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne” (J 5,39). Marcel Debyser pomaga nam odkryć ten skarb na nowo.
Jan Grosfeld
Benedykt XVI, Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu. Rozmowa z Peterem Seewaldem, Kraków 2011, s. 200.Słowo wstępne
Stosunkowo niedawne narodziny egzegezy naukowej – miało to miejsce w początkach XX stulecia – poruszyły liczne sumienia w Kościele i wywołały wiele niepokoju. Był to najpierw niepokój profesora teologii, przyzwyczajonego do czerpania cytatów z Pisma dla poparcia swych wypowiedzi w kwestiach wiary. Ujrzał on nagle, jak cytaty te, włożone w swój historyczny kontekst, nie nadają się już do tego celu. Był to także równie wielki niepokój studenta egzegezy, stwierdzającego – w miarę czynienia własnych postępów w egzegezie – swe stopniowe zniechęcenie do medytacji i modlitwy. Czyż historyczny sens tekstów nie jest często znacznie uboższy od niezwykłego haftu, utkanego w ciągu stuleci przez Kościół doktorów, świętych i wiernych wokół każdego cytatu z Pisma? Czy nie należało jednak poważnie potraktować sposobów, w jaki Bóg objawił się w historii, aż po przybranie ciała i języka człowieka?
Wystarczy przyjrzeć się życiu Kościoła, by stwierdzić, że zna on dwa rodzaje lektury Biblii: lekturę, którą moglibyśmy nazwać „bezpośrednią”, „modlitewną”, czy też „estetyczną”, oraz inną lekturę, zwaną „historyczną”.
Celem pierwszej formy jest swego rodzaju bezpośrednia komunikacja między czytelnikiem a tekstem, podobnie jak patrzy się na dzieło sztuki bez obowiązku studiowania epoki, w której powstało. Na tym poziomie każdy widzi w dziele sztuki lub w Biblii odbicie podstawowych archetypów epoki, które instynktownie przekłada się na kategorie swej własnej kultury i wrażliwości. Dla przykładu, nie muszę być Meksykaninem, aby lubić sztukę aztecką. To ten właśnie sposób komunikacji działa najlepiej, gdy oddajemy się modlitewnej lub estetycznej lekturze Biblii. Tym silniej czujemy łączność z Księgą, im lepiej przyswoiliśmy ją do poziomu głównych archetypów i ponownie przełożyliśmy na naszą chrześcijańską kulturę.
Biblia jest przeto w całości słowem Boga Jezusa Chrystusa, a jeśli niektóre ustępy wydają się nam trudne do pogodzenia z przesłaniem Nowego Testamentu, instynktownie je zacieramy, by wszystko harmonijnie współbrzmiało z chrześcijańskim miłosierdziem. Słaba strona tego zabiegu ujawnia się wówczas, gdy dla usprawiedliwienia swego okrucieństwa inkwizytorzy czy dyktatorzy wszelkiego rodzaju i każdej epoki uzasadniają swe praktyki, podpierając się właśnie tymi zapomnianymi ustępami Biblii, wstydliwie włożonymi w nawias dla celów lektury liturgicznej, a które – jak Psalm 139 – nie wahają się mówić o nienawiści nieprzyjaciół. Poszukuje się przeto innej lektury Biblii, która mogłaby skorygować braki poprzedniej, jakże jednak pięknej i skutecznej w prowadzeniu chrześcijańskiego ludu ku świętości.
Modlitewna lektura Biblii, tak bogata w styczność bezpośrednią na poziomie głównych archetypów ludzkiego serca, nie może obejść się bez innego podejścia, a mianowicie bez podejścia historycznego. Stanowi ono decydujący czynnik różniący Biblię od mitologii.
Przy tym drugim sposobie lektury Biblia ujawnia swój wymiar pedagogiczny – Bóg stopniowo wychowuje swój lud. Postrzegamy Księgę już nie tylko jako natchnione słowo Boże, dane bez żadnych warunków człowiekowi wierzącemu, który je sobie przyswaja w lekturze, ale jako złożony proces, gdzie cały zespół elementów ma charakter natchniony, co powoduje, iż dzieło to w całości jest słowem Bożym. Składają się nań przede wszystkim wydarzenia, w których rozpoznajemy znak Boga; następnie prorok, który je opiewa pod tchnieniem Ducha; z kolei lud jest natchniony, by mógł rozpoznać proroka, i on to ogłasza swe proroctwo jako słowo Boże. Wreszcie sam tekst przekazywany jest jako natchniony z pokolenia na pokolenie.
Książka ta, napisana przez duszpasterza, pragnęłaby w jego zamierzeniu stać się choć kilkoma nutami tej nowej harmonii. Autor świadomy jest owego niepokoju, mimo że pracuje w jednej z parafii, o których można mniemać, iż znajduje się z dala od wielkich sporów na temat Biblii. Wiemy wszyscy, że niepokój ten przeniknął niestety także do naszych parafii, dzieląc często wiernych na tych, którzy tęsknią za lekturą niegdysiejszą, oraz na zwolenników absolutnej nowości, tak jakby Kościół miał rodzić się na nowo w wyniku rozwoju nauki.
Autor wie także, iż dzięki Bogu ludzie świeccy, widząc przerzedzające się szeregi duszpasterzy, czują, że ich obowiązkiem jest własny sposób niesienia ewangelicznego przesłania i Biblii.
Dlatego pilnym wydawało się opublikowanie tego szkicu znajdującego się w połowie drogi między egzegezą a teologią, czy ściślej mówiąc, tej duszpasterskiej próby przywrócenia historii Biblii w wielkiej syntezie wiary, której źródłem jest św. Paweł.
Jest to dzieło duszpasterza i od pierwszych stronic czytelnika zadziwi niezwykły dar kontaktu z ludźmi i dostosowanie się do ich sposobu myślenia. Książka ta zrodziła się w kręgach biblijnych, które od lat gromadzą licznych wiernych.
Jest to szkic biblijny, którego autor, organizujący pielgrzymki do Ziemi Świętej, zapoznał się z wieloma pracami egzegetycznymi, zwłaszcza żydowskimi. Jego zamiarem jest przede wszystkim przywrócenie lektury Biblii w ramach wielkiej chrześcijańskiej syntezy, jaka nadal stanowi duchowe dziedzictwo wiernych.
Zawodowego egzegetę może czasem zakłopotać ten kierunek relektury, a troska o historię może zdawać mu się nie zawsze wystarczająca. Jednakże wie on równie dobrze, iż historia wydarzeń jest nieustannie na nowo odczytywana przez historię wiary. Ona to, znajdując swe spełnienie w Jezusie Chrystusie, powinna stanowić pożywienie dzisiejszego Kościoła i jego wiernych.
Niech będzie mi wolno na koniec zwrócić się ku autorowi, a nie tylko ku jego książce. Są ludzie szczęśliwi z faktu bycia duszpasterzem i są ludzie szczęśliwi, czytając Biblię, tak jak czyta się ulubioną książkę, która w długim czasie tka nić naszego istnienia. Są ludzie, dla których wizja św. Pawła niesiona przez Kościół ukształtowała całą wiarę i całe apostolstwo. Ową radość i wiarę z całą siłą ich komunikatywności znajdziecie w każdym zdaniu tej książki jak ów znak „ponadziemskości”, który twarz chrześcijanina czyni wiarygodną dla jego braci.
Jacques Bernard„Powód do śmiechu dał mi Bóg. Każdy, kto się o tym dowie, śmiać się będzie z mej przyczyny” (Rdz 21,5).
Nie mam nic do dodania do przedmowy ojca Bernarda. Chyba tylko wyrazy głębokiej wdzięczności za braterską przyjaźń, która łącznie z kompetencją pozwoliła mu w takim stopniu odsłonić mój zamiar.
Jako ksiądz od niemal trzydziestu trzech lat mam jedno tylko prawo do przedstawienia tego szkicu: rzeczywiste przeżycie go przez tych wszystkich, do których zostałem posłany we wszelkich działaniach swej duszpasterskiej posługi, a więc w kazaniach, kręgach biblijnych, rozmaitych spotkaniach z mymi parafianami. Z zadziwieniem mogłem stwierdzić, jak bardzo Słowo odkryte w czasach seminaryjnych jest „słowem żywym”. Za każdym wierszem tej książki rozpoznaję twarz, na której pewnego dnia słowo to przywróciło uśmiech.
Im wszystkim dedykuję tę pracę.
Wiem, że Słowo da wam życie, jeśli zgodzicie się otworzyć drzwi waszego serca. Mówi to wam ksiądz bez żadnych innych zamiarów: Jesteś ukochanym Jezusa, który uczyni z ciebie istotę szczęśliwą bez względu na trudności na twej drodze i twe najbardziej szalone pragnienia.
Uznacie to może za przesadnie skromne twierdzenie, że nie mam żadnej innej zasługi poza przekazaniem wam tego, co Pan objawił mi w swej przychylności. Nie ma tu żadnej skromności. Ci, którzy mnie znają, wiedzą dobrze, iż na podobieństwo swego mistrza, św. Pawła, wcale nie jestem skromny. Komentarz, jaki wam proponuję, w przeważającej części nie pochodzi ode mnie. Zebrany został u licznych autorów, których nigdy nie mieliście okazji spotkać bądź cierpliwości przeczytać.
Egzegeci łatwo rozpoznają, że niemal pod każdym względem jest to kompilacja… Za wyjątkiem tego, co pozwoliło mi odkryć częste obcowanie z Jezusem i co wam od niego ofiaruję. Jest bowiem prawdą, że Pan ukazał się mnie, „ostatniemu z najmarniejszych”, i jak Maria Magdalena w wielkanocny poranek śmiem oznajmić: Widziałem Pana i to mi powiedział (por. J 20,18).
Zmierzałem także do innego celu, a mianowicie pragnąłem umożliwić wam lekturę tych ksiąg z oczami utkwionymi w Jezusie Zmartwychwstałym, do którego są one wspaniałym wprowadzeniem. Jak w palmowy poranek na progu złotych wrót świątyni żydowskie dzieci wołały na Jego cześć: „Hosanna Synowi Dawida” (Mt 21,9). Jak również sam Jezus w wielkanocny wieczór pocieszał uczniów z Emaus i „zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24,27).
Bezpośrednim celem tej książki jest umożliwić wam poznanie zasadniczych ustępów Starego Testamentu, bez konieczności odsyłania was do przypisów zawartych w różnych wydaniach Biblii, bardzo pouczających, ale zakłócających urok harmonii.
Jednakże muszę uznać cudowny dar, jaki otrzymałem od Pana dla dobra Jego Kościoła: dar głoszenia Jego przesłania, a co więcej, postrzegania go w kategoriach dnia dzisiejszego. Jestem pewien, że praca ta odpowie na pytania, które obecnie sobie stawiacie. Jak pisze św. Paweł do Koryntian: „Nie przypisujmy sobie stąd chwały, ale oddajmy się na służbę Słowu”.
Każdy rozdział podzielony jest przeto na trzy części:
– odkrycie danej księgi,
– zawarte w niej przesłanie,
– jego znaczenie w naszym dzisiejszym życiu.
Ojciec Bernard przypomina o narodzinach naukowej egzegezy i o deklaracji Soboru Watykańskiego II, zezwalającej na jej użycie w przepowiadaniu. Odpowiadając na to życzenie Soboru, praca ta wykonana została w oparciu o teorię gatunku literackiego, o czym mówię w rozdziale pierwszym.
Dla Kościoła, powtarzając słowa ojca Bernarda, pilną rzeczą jest wykształcenie katechistów, zdolnych wprowadzać młodych chrześcijan w cuda naszej wiary. Pan zechciał, by od samego początku znaczna część mej posługi polegała na wychowaniu tych nowych apostołów Dobrej Nowiny. Wytyczanie nowych dróg katechezy, zwłaszcza dotyczących twierdzenia o „żywych kamieniach” (por. 1 P 2,5), dowodzi, że dla katechety nie wystarczy „dobrze mówić”, ale przede wszystkim dokładnie wiedzieć, „co mówić należy”. „Słuchaj, Izraelu (…). Pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił” (Pwt 6,4.6–7). Im także, w imieniu Pana, dedykuję tę pracę, która jest dziełem kogoś, kto nigdy nie zaprzestał wtajemniczać dzieci w przymierze z ich Wielkim Przymierzem. A one zawsze przyjmowały to przesłanie z entuzjazmem.
W zamian wiele mi one dały, za co jestem im wdzięczny. Nic w tym dziwnego, bowiem już Jezus podziwia Ojca, który objawił to maluczkim („Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”, Mt 11,25).
Pozostaje mi podziękować tym wszystkim, którzy przyczynili się do ukazania tej książki, a szczególnie Tej, która towarzyszyła mi przez cały czas jej powstawania. Bez nich dzieło to nigdy by nie powstało. Im to przede wszystkim dedykuję tę pracę jako cudowne podziękowanie od Jezusa. Niech On sam będzie ich nagrodą.
Przyjacielu-Czytelniku, życzę Ci dobrej lektury. Na podobieństwo prowadzącego dział ogłoszeń w sztukach Claudela już czas, bym się wycofał… i pozostawił Cię twarzą w twarz z Tym, który Cię wzywa. Ciebie także, Twoim imieniem. Rozpoznasz Go, jak Maria Magdalena, na jedyny, wypowiedziany przez Niego sposób: w przypływie czułości.
Przyjdź, Panie Jezu. Tak, przyjdź szybko.
Marcel Debyser
Fragmenty Pisma Świętego cytowane za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 5 na nowo opracowane i poprawione, Pallottinum, Poznań 2003.