Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Biblia nie gryzie czyli jak Słowo Boże zmienia życie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
20,20

Biblia nie gryzie czyli jak Słowo Boże zmienia życie - ebook

Biblia nie gryzie to zapis niezwykle osobistej drogi ku Prawdzie. Drogi, do przebycia której zaproszony jest każdy z nas. Marcin Kaczmarczyk pokazuje, jak Bóg realnie działa w jego życiu poprzez Słowo, modlitwę i innych ludzi. Udowadnia, że spotkanie ze Słowem Bożym jest niczym podpięcie się pod życiodajną kroplówkę, która stanowi odtrutkę na codzienne upadki, zwątpienia i lęki. Każdy rozdział tej książki poświęcony jest jednej księdze Pisma Świętego. Autor nie streszcza fabuły, nie dokonuje skrupulatnej egzegezy, nie tropi historycznych zagadek. Zamiast tego pokazuje, w jaki sposób każda księga dotknęła go osobiście i zmieniła jego życie, jak Słowo Boże działa tu i teraz, w rzeczywistości XXI wieku. Wyruszając w podróż po Biblii z Marcinem Kaczmarczykiem, popatrzysz na nią tak, jak nigdy wcześniej nie patrzyłeś. Dowiesz się między innymi: Co łączy Abrahama z amerykańską surferką? Czy Mojżesz rzeczywiście miał do wykonania mission imposible? Czego o rządach króla Salomona dowiemy się z hiphopowego utworu? Co wspólnego ma król Dawid z Nelsonem Mandelą? Kim był król Roboam i dlaczego nie należy korzystać z porad telewizyjnych wróżek? Czego mogą się nauczyć małżonkowie od Tobiasza i Sary? Dlaczego „Apostolska Drużyna Pierścienia” z zaściankowej Galilei potrafiła jednego dnia nawrócić trzy tysiące ludzi? Co interesującego można znaleźć w Biblii? Czy to książka na dzisiejsze czasy? Czy może coś wnieść w moje życie? Marcin Kaczmarczyk nie bawi się w tłumaczenia i zachęty. Po prostu pokazuje, krok po kroku i księga po księdze, co sam w niej odnajduje. Co Ty z niej wyczytasz? Sprawdź sam. Biblia nie gryzie. Joanna M. Kociszewska, portal wiara.pl

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-7482-848-2
Rozmiar pliku: 940 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Życie potrafi nieraz postawić człowieka w sytuacji, której jeszcze kilka lat temu nie brał nawet pod uwagę. Tak było ze mną. Przez zdecydowaną większość swojego życia byłem poza Kościołem. Mało tego, w nic nie wierzyłem, oczywiście przede wszystkim w Boga. Liczyło się tylko tu i teraz. Dzisiaj widzę, jak puste było to moje bycie. Ulotna przyjemność, która jest jak roleta, zasunięta tylko po to, żeby do środka nie dostał się choćby promyk słońca. Skutecznie zasłoniłem sobie wiarę. Spotkało mnie jednak w życiu prawdziwe szczęście. Jak to mówią – nawróciłem się. Wróciłem do Kościoła, chociaż tak naprawdę nigdy z niego nie wyszedłem. Nie powiedziałem przecież, że wyrzekam się wiary. Nigdy też nie wyrzekłem się Jezusa Chrystusa. Tak, miałem okres buntu, który skutecznie ściągnął mnie z autostrady wiodącej do zbawienia. Dzięki Bogu wróciłem na dobrą drogę i staram się jechać nią tak, jak potrafię. Raz lepiej, raz gorzej, czasami wlokę się prawym pasem i zastanawiam się, czy nie zjechać do rowu, bo wszystko mnie wkurza, czasami wyprzedzam na trzeciego. Nigdy tak naprawdę nie wierzyłem w Boga. Wierzyłem w system nagroda – kara, który wpajali mi mniej lub jeszcze mniej zdolni katecheci. Kazano mi wkuć do głowy mnóstwo modlitw, a tak naprawdę nigdy się nimi nie modliłem. Ja je odmawiałem. Odbębniałem je i cieszyłem się, że już mam je za sobą. Te wszystkie święta, święcenie jajek, pasterki, różańce, koronki i adoracje. W Kościele można być fizycznie, siedzieć i lampić się na tabernakulum – i nic. Można patrzeć na moment Przemienienia w czasie Eucharystii i myśleć, że to strasznie głupie. Stoi facet ubrany w sukienkę, w rękach trzyma wafla, podnosi go i mówi: „To czyńcie na moją pamiątkę”. Przecież to są kosmiczne jaja. Można też inaczej. Wtedy patrzymy na moment Przemienienia i widzimy autentyczny cud, który dokonuje się tu i teraz. Niby to samo wydarzenie i ten sam czas, a zupełnie inny odbiór. Czyja to wina? Odbiornika. Mój Jezus Chrystus naprawił w 2009 roku. Zacząłem wtedy słyszeć to, czego do tej pory nie wychwytywałem uchem, a to wcale nie oznacza, że jestem nienormalny. Może trochę.

Żeby było jasne. Wróciłem do Kościoła nie dlatego, że objawiła mi się Maryja. Nigdy też nie stanął przede mną Chrystus w śnieżnobiałej szacie i nie dotknął mnie ręką, nogą ani czymkolwiek innym. Nie miałem też żadnych mistycznych przeżyć typu spoczynek w Duchu Świętym, wizyta na tamtym świecie, śmierć kliniczna czy proroczy sen. Spotkałem natomiast żywego Jezusa Chrystusa w słowie Bożym. Na kartach Pisma Świętego znalazłem to, czego szukałem przez całe swoje życie. Doświadczyłem szczęścia. Nie ulotnej uciechy, która wietrzeje wraz z wypitymi poprzedniej nocy browarkami, ale realnej i pięknej radości z bycia w relacji z kimś, na kogo zawsze mogę liczyć.

Pomyślałem, że Pismo Święte może być całkiem spoko, jeśli tak bardzo zmieniło moje myślenie. Przeczytałem zaledwie kilkadziesiąt stron Nowego Testamentu i takie efekty! To co będzie dalej? Z ognikiem w oczach postanowiłem wyruszyć w kompletnie amatorską i świecką podróż po Biblii. Nigdy nie przypuszczałem, że może być to droga tak fascynująca. Trudna, ale ważna i potrzebna. Jak bez znajomości Starego Testamentu zrozumieć przesłanie Jezusa Chrystusa? Bez odniesienia Jego słów do tradycji człowiek nie jest w stanie tego w pełni przyjąć. Nie piszę o zrozumieniu, bo im bliżej jestem Boga, tym mniej rozumiem. Wiem więcej, ale mam też więcej pytań, domagam się nowych odpowiedzi, chcę poznać liczne szczegóły.

Zapraszam cię w moją podróż. To jak dobry film. Z najlepszą obsadą i wartką akcją. Jest niczym emocjonalno-egzystencjalna karuzela. Wyrusz w tę podróż razem ze mną. Zapraszam.DZIEŃ 1

KSIĘGA RODZAJU

_A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre._

(Rdz 1,31)

Zanim się wybierzemy w naszą podróż, musimy się do niej przygotować. Niech przygotowywanie będzie pierwszym dniem naszej wędrówki. Wstajemy więc rano i... Nie wiem jak ty, ale ja, kiedy się budzę, wykonuję pięć czynności, które powtarzam każdego dnia. Pierwsza: otwieram oczy i zastanawiam się, dlaczego znowu jestem niewyspany. Druga: prowadzę wewnętrzną debatę, czy wstać, czy nie wstać. Trzecia: kończę dyskusję. Czwarta: siadam na łóżku i trzy razy mlaskam (lub mlaszczę), wyciągając ręce na godzinę za piętnaście trzecia. Piąta: wstaję. Po tym nieco długim starcie w końcu ruszam do łazienki, następnie do kuchni i do pracy. Bóg pewnie jest od takich rzeczy wolny. Nie zastanawia się nad tym, czy noc była krótka, czy długa. Nie prowadzi bezsensownych rozmów, których wynik za każdym razem jest taki sam. Zresztą, po co miałby to robić? Przecież i tak już na starcie wie, co będzie na mecie. Można by zadać w tym miejscu pytanie: jak w takim razie zrozumieć Boga w stworzeniu świata? Jak przełożyć to na nasz tok myślenia? A może lepiej spytać: po co przekładać to na nasz tok myślenia? Dlaczego człowiek tak bardzo chce posiąść wiedzę o tym, co było na początku? Po co nam to wiedzieć? To trochę tak jak z przysłowiowym jajkiem i kurą:

– Co było pierwsze: jajko czy kura? – pyta Jaś.

– Pewnie, że kura, Jasiu. Skąd wzięłoby się jajko, jak nie od kury? – odpowiada Małgosia.

– Głupia jesteś. Przecież kury są w kurniku – rzekł Jaś.

– Ty jesteś głupi, przecież kurnik nie znosi kur – mówi Małgosia.

– Wcale nie jestem głupi, a kurczaki to wychodzą z jaj. – Sam widziałem – odparł Jaś.

– Tak, Jasiu, tylko żeby pojawiło się jajo, to musi być najpierw kura – odpowiedziała Małgosia.

– Nieprawda! – wykrzyczał Jaś.

– To skąd wzięła się kura? – pyta Małgosia.

– Od babci! – odpowiada Jaś.

W tym momencie dyskusja się kończy. Babcia wyskoczyła jak z kapelusza i rozwiązała całkowicie problem. Podobnie jest z tematem stworzenia świata. Z jedną tylko różnicą. Zamiast babci jest Bóg.

W Księdze Rodzaju mamy wspaniały opis tego, co tak bardzo chcemy wiedzieć. Nie jest to co prawda relacja na żywo z tych sześciu dni, które dały początek wszystkiemu, co żyje, ale można tam odnaleźć cudowną symbolikę i piękno stworzenia. Na pierwszy plan wysuwa się poetyka stylu. Kiedy czytam kolejne wersety pierwszej księgi Biblii, to marzę. Widzę, jak dni zaczynają się i kończą. Zauważam kolejne elementy, o które świat stawał się piękniejszy i bogatszy. A co najważniejsze, widzę, że wszystko to, co się dzieje, jest dobre:

Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. I rzekł Bóg: „Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona”. I tak się stało. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień szósty (Rdz 1,28-31).

Dziś, kiedy piękną polszczyznę sprowadzamy do kilkunastu bezosobowych znaków w sms-ach, kiedy lansujemy miłość będącą używaniem ciała, dzieje początków świata są jak zastrzyk świeżej energii. Mogę się podpiąć pod tę życiodajną kroplówkę, kiedy już wykańcza mnie XXI wiek.

W Księdze Rodzaju mamy wiele postaci i wartych odnotowania wydarzeń, ale nie sposób pisać o wszystkim. Wybierzmy więc Abrama i Saraj. On – wybrany na Ojca Narodów, ona – jego towarzyszka i oczko w głowie. Jeśli szukać przykładów wiary, jak to dziś mówią: „na maksa”, to Abraham jest jak najlepszym przykładem. Całe jego życie koncentruje się na wypełnianiu powołania, które dał mu Bóg. Od chwili powołania do śmierci zapatrzony był w Boga. Nie patrzył na Niego jak syn na ojca, ale jak uczeń na mistrza. Wszyscy dookoła mogli wątpić, nawet jego żona Sara, ale on pozostawał nieugięty. Miał coś, czego dzisiaj bardzo brakuje w Kościele – ufność Bogu. Ufność i pełną zgodę na Jego wolę. Przychodzi mi na myśl historia Bethany Hamilton. To słynna surferka, która w wieku dziewięciu lat zaczęła startować ze starszymi od siebie zawodniczkami. Gdy skończyła trzynaście lat, podpisała pierwsze kontrakty sponsorskie. Wróżono jej ogromną karierę. 31 października 2003 roku Hamilton wyruszyła, żeby popływać ze swoją przyjaciółką, Alaną Blanchard (dzisiaj jedną z najlepszych surferek na świecie), jej ojcem i bratem. Gdy leżała na desce surfingowej z ręką zwieszoną w wodzie, nagle poczuła szarpnięcie i ból. Woda zabarwiła się na czerwono. Ostatkiem sił dopłynęła do brzegu. Na plaży okazało się, że zaatakował ją rekin; odgryzł jej lewą rękę aż do ramienia. Zanim dojechała do szpitala, straciła ponad sześćdziesiąt procent krwi. Po tym dramatycznym wydarzeniu powinna definitywnie skończyć ze sportem zawodowym. Tak się jednak nie stało. Po trzech tygodniach od wypadku wróciła do pływania na desce. Trzy miesiące później wystartowała w zawodach juniorek, które zakończyła na piątym miejscu. Z wiarą, uporem i ufnością w Boży plan na swoje życie dotarła na sam szczyt rankingów i stała się jedną z najlepszych surferek na świecie. Zapytana kiedyś o to, czy ma pretensje do Boga, czy jej wiara nie załamała się po wypadku, odpowiedziała, że wręcz odwrotnie – gdyby nie wypadek, zostałaby jeszcze jedną profesjonalną zawodniczką, a tak jest kimś, kto swoją postawą udowadnia, że wiara czyni cuda i że wszystko jest możliwe, oczywiście z Bożą pomocą. Kilka lat temu Hamilton założyła organizację charytatywną, która wspiera osoby niepełnosprawne i ofiary ataków rekinów.

Nieustępliwość, poświęcenie i zgoda na Boży plan we własnym życiu – wszystko to urzeka mnie w Abrahamie (wcześniej Abramie). Nawet gdy został wystawiony na największą próbę swojego życia, kiedy miał złożyć w ofierze własnego syna, był posłuszny. Czy ze strachu przed Bogiem? Być może. Czy z posłuszeństwa? Pewnie też. Rozważając losy Abrama, zastanawiam się, po co ta próba? Bóg, powołując go, wiedział, jaki jest Abram. Musiał wiedzieć, że jest Mu bezgranicznie oddany i całe swoje życie poświęca dla dzieła, do którego Bóg go powołał. A jednak wystawił go na próbę. Czy zrobił to dla siebie? Czy to całe zdarzenie miało służyć Bogu? Może bardziej miało pomóc Abramowi. Może dzięki niemu miał stać się silniejszy? Może musiał to przeżyć, żeby zobaczyć i docenić to, co ma? Jedno jest pewne: Bóg nie pozwolił na to, aby Abram zabił własnego syna. Jeśli we własnym życiu nie potrafię zrozumieć przytrafiających mi się nieszczęść i niepowodzeń, to może warto sięgnąć do Księgi Rodzaju i przypomnieć sobie historię Ojca Narodów. Może wtedy będzie mi łatwiej zrozumieć rzeczywistość i się z nią pogodzić.DZIEŃ 2

KSIĘGA WYJŚCIA

_Idź i powiedz faraonowi, królowi egipskiemu, aby wypuścił Izraelitów ze swego kraju._

(Wj 6,11)

Odkryłem w sobie dziwną przypadłość. Bardzo często, gdy wyruszam w drogę, to zaraz po wyjściu z domu mam wrażenie, jakbym czegoś zapomniał. Czasami długo zastanawiam się, czego nie spakowałem i jak bardzo będzie mi tego brakować. Szukam w pamięci, wyliczam zapakowane rzeczy, czasami nawet przewalam je w torbie z nadzieją, że coś mnie oświeci. Najczęściej oświecenie przychodzi dopiero wtedy, kiedy dana rzecz jest mi potrzebna. Mojżesz, uciekając z Egiptu, w którym się wychował, najprawdopodobniej wziął ze sobą niewiele albo nie zabrał niczego. Wychowany na dworze, gruntownie wykształcony, dobrze ubrany i mający przed sobą perspektywę kariery w Egipcie, nie wytrzymuje, kiedy widzi, jak katowani są niewolnicy z jego ludu. Nie pasował do Egipcjan. Podobno dzisiaj można mieć miękkie serce, ale trzeba przy tym mieć twardy tyłek. Egipcjanie mieli raczej twarde serca, ale nie tylko serca. Mojżesz zabija egipskiego żołnierza, który znęca się nad jego rodakiem, a potem ucieka. Po wielu latach wraca, aby wypełnić misję, którą powierzył mu Bóg.

Pan mówił: „Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód, na miejsce Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty. Teraz oto doszło wołanie Izraelitów do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu” (Wj 3,7-10).

Mojżesz, zdając sobie sprawę z tego, że nie jest silny jak Rambo, Terminator czy Napoleon Bonaparte, wątpi: „A Mojżesz odrzekł Bogu: «Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?»” (Wj 3,11). W odpowiedzi nie dostał od Boga rozrysowanych tajnych egipskich przejść ani nie poznał liczebności wojsk faraona. Usłyszał tylko krótkie: „Ja będę z tobą” (Wj 3,12). I tyle. Żadnych podchodów, służb wywiadowczych ani jednostki specjalnej. „Tylko” słowo Boga i wiara, choć trzeba dodać, że po drodze pojawił się jeszcze Aaron, który był niezłym mówcą, co przydało się w czasie rozmów z idącym w zaparte faraonem.

Zadanie, które dostał Mojżesz, było _mission impossible_. Ile takich misji, choć może na mniejszą skalę, ale wydających się niemożliwymi do zrealizowania, człowiek ma podjąć w swoim życiu? Zapewne każdy, szukając w pamięci, coś by znalazł. Nicholas James Vujicic, który urodził się z zespołem tetra-amelia, czyli całkowitym wrodzonym brakiem kończyn, nie musiał się zastanawiać. Całe jego życie jest jedną wielką _mission impossible_. Przecież ciężko jest żyć bez jednej ręki czy bez jednej nogi, a co dopiero bez wszystkich czterech kończyn, tylko z jedną zdeformowaną stopą. Od najmłodszych lat James nie mógł chodzić do zwykłej szkoły, ponieważ zabraniało tego prawo stanu Wiktoria. Kiedy zmieniono prawo, był jednym z pierwszych niepełnosprawnych uczniów. Był poniżany i wyśmiewany ze względu na swoją niepełnosprawność. W wieku dziesięciu lat próbował popełnić samobójstwo. Chciał się utopić. Wtedy w jego życiu nastąpił przełom. Zrozumiał, że nie jest jedynym niepełnosprawnym na świecie, i zamiast użalać się nad sobą, postanowił pomagać innym niepełnosprawnym. Zrozumiał, że może dać innym wiarę i nadzieję, inspirować ich do dobra. Nauczył się za pomocą palców u stopy pisać, myć zęby, odbierać telefon, pić wodę ze szklanki, a nawet grać w golfa. Założył fundację, która pomaga niepełnosprawnym. Poszedł też na studia, ożenił się i został szczęśliwym ojcem. Kiedy patrzę na historię Mojżesza, to lista rzeczy niemożliwych do zrobienia staje się mniejsza. Zastanawiając się z kolei nad losem Jamesa, zaczynam wątpić w to, czy na swojej liście rzeczy niemożliwych powinienem w ogóle cokolwiek umieszczać. James wielokrotnie podkreśla, że to wiara i Bóg pozwoliły mu przejść przez wszystkie trudności, jakie napotykał na swojej drodze. A jednak można. Mojżesz też dał radę, bo wierzył. Gdyby nie wiara, pewnie skończyłby swoją misję po pierwszej wizycie u faraona, który spuścił go na drzewo. On jednak, mając oparcie w Bogu, nie rezygnował, a co więcej – dodawał wiary Izraelitom. Bóg wyprowadził ich z Egiptu i uwolnił z niewoli, mimo że wątpili. Słabą wiarę pokazywali wielokrotnie również w czasie wędrówki. Odwrócili się nawet od Boga, robiąc sobie złotego cielca.

Jeśli w Starym Testamencie mielibyśmy wyróżnić trzy najważniejsze wydarzenia, to zawarcie przymierza z Bogiem na górze Synaj mieści się z pewnością w tej trójce. Jakże krótkie i ważne są wskazania Boga. Wielu widzi w Dekalogu same ograniczenia. To prawda, że Bóg na wiele rzeczy nie pozwala, ale są to zakazy, które człowiekowi pomagają, a nie szkodzą. Może zamiast o ograniczeniach czy zakazach, należałoby mówić o kierunkowskazach do szczęśliwego życia z Bogiem.

Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa: „Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy. Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci Pana, Boga twego. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty.

Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie.

Nie będziesz zabijał.

Nie będziesz cudzołożył.

Nie będziesz kradł.

Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.

Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego.

Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego” (Wj 20,1-17).

Księga Wyjścia jest przedmiotem badań geologów, naukowców i biologów. Tworzy się prawdopodobne hipotezy plag egipskich, tras wędrówki narodu wybranego oraz miejsca jego przejścia przez Morze Czerwone. Patrzymy na Mojżesza jak na starszego mężczyznę, który ukradł czarodziejską różdżkę Harremu P. Macha nią na lewo i prawo, rozdzielając Morze Czerwone i rozwalając skały. A tymczasem Mojżesz jest przykładem nieprawdopodobnie dobrego przewodnika duchowego. To człowiek nieustępliwy, który wykazuje niezwykłą pokorę w relacji z Bogiem, ale nie boi się też otwarcie pytać Stwórcy: dlaczego? Jest pasterzem, który idzie na czele narodu, dzieląc z nim codzienne troski i radości.DZIEŃ 3

KSIĘGA KAPŁAŃSKA

_Nie zwracajcie się do bożków. Nie czyńcie sobie bogów z lanego metalu. Ja jestem Pan, Bóg wasz!_

(Kpł 19,4)

Podczas wielogodzinnej podróży przychodzi czasami taka chwila, w której czas się okropnie dłuży. Minuta wydaje się godziną, a godzina nieskończonością. Chcemy wtedy „zabić” czas, zrobić coś, co choć odrobinę przesunęłoby wskazówki zegarka. Tak było z Księgą Kapłańską w moim przypadku. Czytałem ją i walczyłem sam ze sobą, aby przejść przez te dwadzieścia siedem rozdziałów i nie zwariować.

Pod koniec liceum wybrałem się na kurs prawa jazdy. O kierowaniu samochodem nie miałem bladego pojęcia. Nigdy wcześniej nie siedziałem za kierownicą. Chyba że na parkingu, przy zgaszonym silniku i włączonym radiu. Przed pierwszą jazdą byłem mocno zestresowany. Nie tyle faktem samej jazdy samochodem, ile tym, że nie wiedziałem, od czego zacząć. Czy najpierw trzeba przekręcić kluczyk, czy wcisnąć jakiś pedał? Jeśli tak, to który? Są przecież trzy. Co z tą wajchą między siedzeniami? Rusza się, jakby miała się zaraz zepsuć. Masakra. Jakby tego było mało, instruktor na pierwszej jeździe powiedział, żebym usiadł za kierownicą i jechał. Powiedziałem mu, że nie umiem. Usłyszałem tylko: „Nauczysz się”. I uczyłem się. Rannych nie było, auta nie rozbiłem, więc można powiedzieć, że poszło mi nieźle (pomijając fakt, że samochód zgasł mi chyba z pięćdziesiąt razy).

Jazdę samochodem polubiłem bardzo szybko. Inaczej rzecz miała się z teorią. Ona nie była nudna, była przeraźliwie nudna. Była tak nudna, że można było zasnąć, obudzić się we śnie i znowu się w nim zatopić. Nasz instruktor wypowiadał od pięciu do dziesięciu słów na minutę. W pewnym momencie byłem bliski stwierdzenia, że całe te zajęcia z teorii są po prostu niepotrzebne i że powinny odbywać się w aucie. Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Dzięki Bogu, że to nie ja decyduję o sposobie szkolenia przyszłych kierowców. Gdyby tak było, to i tak tragiczne statystyki wypadków drogowych należałoby pomnożyć przez pięć. Żeby jeździć, trzeba wiedzieć jak. Żeby iść za Bogiem, trzeba wiedzieć jak. Żeby lud wybrany, który rozrastał się, rozwarstwiał i kłócił, mógł pełnić wolę Boga, potrzebne mu było prawo. Dokładne wytyczne w kwestii tego, co będzie dla człowieka dobre, a co może powodować jego oddalenie od Boga. Co służy duchowemu wzrostowi, a co go degraduje. Były też przyziemne i praktyczne wskazówki dotyczące choćby seksualności:

Nikt z was nie będzie się zbliżał do ciała swojego krewnego, aby odsłonić jego nagość. Ja jestem Pan! Nie będziesz odsłaniać nagości swojego ojca lub nagości swojej matki. Jest ona twoją matką – nie będziesz odsłaniać jej nagości. Nie będziesz odsłaniać nagości swojej macochy, bo to jest nagość twojego ojca. Nie będziesz odsłaniać nagości swojej siostry, córki twojego ojca lub córki twojej matki, bez względu na to, czy urodziła się w domu, czy na zewnątrz. Nie będziesz odsłaniać nagości córki twojego syna lub córki twojej córki, bo są one twoją nagością. Nie będziesz odsłaniać nagości córki żony twojego ojca, bo jest ona dzieckiem twojego ojca, jest twoją siostrą (Kpł 18,6-11).

Były też przepisy dotyczące postępowania z trądem, mówiące o kulcie i sprawiedliwości społecznej, a wśród nich wymieniające obowiązki wobec bliźniego:

Nie będziecie kraść, nie będziecie kłamać, nie będziecie oszukiwać jeden drugiego. Nie będziecie przysięgać fałszywie na moje imię. Byłoby to zbezczeszczenie imienia Boga twego. Ja jestem Pan! Nie będziesz uciskał bliźniego, nie będziesz go wyzyskiwał. Zapłata najemnika nie będzie pozostawać w twoim domu przez noc aż do poranka. Nie będziesz złorzeczył głuchemu. Nie będziesz kładł przeszkody przed niewidomym, ale będziesz się bał Boga twego. Ja jestem Pan! Nie będziecie wydawać niesprawiedliwych wyroków. Nie będziesz stronniczym na korzyść ubogiego, ani nie będziesz miał względów dla bogatego. Sprawiedliwie będziesz sądził bliźniego. Nie będziesz szerzył oszczerstw między krewnymi, nie będziesz czyhał na życie bliźniego. Ja jestem Pan! Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan! (Kpł 19,11-18).

Prawo sprzed kilku ładnych tysięcy lat, a jak bardzo byłoby na miejscu dziś. „Nie będziesz uciskał bliźniego, nie będziesz go wyzyskiwał” (Kpł 19,13) – jak wybrzmiewa ono dzisiaj w świecie, który opiera się na wyzysku i ucisku? Świecie, w którym rola człowieka została sprowadzona do bycia konsumentem; ma pochłaniać więcej, niż jest w stanie zjeść, ubrać czy wypić. Zrób to, a będziesz sławny. Kup ten samochód, a zyskasz prestiż. Ras Luta, polski wokalista zespołu East West Rockers, zgrabnie zebrał to w utworze _Mentalne getto_:

Oni chcą, żebyś chciał więcej, niż możesz mieć.

Ich dewiza: twoja forsa albo śmierć.

Reklamy, żebyś poczuł się jak śmieć.

Traktują cię jak rzeczy i jak szczur musisz biec.

Oni chcą, żebyś jadł więcej, niż możesz zjeść.

Rodzisz się tak jak lew, potem żyjesz jak wieprz.

Codziennie mówią tobie, czego chcesz,

A ty swoje życie w swoje ręce weź.

W Księdze Kapłańskiej możemy znaleźć też bardzo ważne, zwłaszcza z dzisiejszego punktu widzenia, prawo dotyczące sprawiedliwości społecznej:

Przed siwizną wstaniesz, będziesz szanował oblicze starca, w ten sposób okażesz bojaźń Bożą. Ja jestem Pan! Jeżeli w waszym kraju osiedli się przybysz, nie będziecie go uciskać. Przybysza, który się osiedlił wśród was, będziecie uważać za obywatela. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz! (Kpł 19,32-34).

Księga Kapłańska jest księgą prawniczą i liturgiczną. Zasadniczą ideą zawartych w niej ustaw było dążenie do nienagannej postawy moralnej, świętości i miłowania bliźniego. Duży nacisk położony jest w niej na wejście religii we wszystkie dziedziny życia ludu Bożego. Dzięki temu Izraelici oparli się naporowi kultury hellenistycznej. Tematów w księdze jest wiele, a opisane w niej prawo czasami bardzo rygorystyczne, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że brutalne wobec tych, którzy popadają na przykład w cudzołóstwo. Dziś łatwo jest oceniać je i narzekać, ale wtedy świat wyglądał zupełnie inaczej. Priorytety były inne niż dziś. Warto więc wziąć to pod uwagę, zagłębiając się w karty Księgi Kapłańskiej. Ten kodeks kapłański regulował życie narodu aż do zniszczenia świątyni i ustania składania ofiar w 70 roku po Chrystusie. Zawarte w nim wyobrażenie o ofierze, grzechu i winie jednak przetrwało, jako forma, w której Nowy Testament, cytujący Księgę Kapłańską ponad sto razy, stara się zrozumieć, zwłaszcza w Liście do Hebrajczyków, śmierć Chrystusa jako jedną, wszystko zadośćczyniącą, przebłagalną ofiarę za grzechy. W późniejszym judaizmie koncentrowano się przede wszystkim na prawach dotyczących czystości i nieczystości, bardzo rozwiniętych w literaturze rabinackiej, zarówno jako klucz do życia w czystości, jak i sposób samookreślenia narodu, który utracił ziemię i świątynię¹.

------------------------------------------------------------------------

¹ _Encyklopedia biblijna_, Paul J. Achtemeier (red.), P. Pachciarek (oprac.), Warszawa 1999.DZIEŃ 4

KSIĘGA LICZB

_Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni swe oblicze nad tobą. Niech cię obdarzy swą łaską._

(Lb 6,24-25)

Nie pamiętam, jak wyglądała polska kolej, kiedy jeszcze można było uznać ją za nową, ale wiem, jak wygląda teraz. Doświadczyłem też, że podróż drugą klasą znad morza w góry nie należy do specjalnie wygodnych. Szczególnie kiedy jedziemy zimą i w pociągu nie działa ogrzewanie. Zaczyna się wtedy narzekanie. Na początek bierzemy na tapetę stan przedziału, w którym jedziemy, potem stan pociągu i ogólny wizerunek PKP, a na deser zostawiamy ministra transportu i premiera.

Wśród narodowych specjalności Polaków na pewno nie można wymienić gry w piłkę nożną. Bardzo chcielibyśmy być najlepsi na świecie, ale nie mamy do tego odpowiednich umiejętności. Firm takich jak Microsoft też u nas raczej nie widać. Potęgą gospodarczą nie jesteśmy, ale mamy coś, w czym możemy być najlepsi. To narzekanie. Choćby nie wiem jak dobrze było, to i tak znajdzie się coś, do czego można się przyczepić. Zamiast chwalić, wolimy wypominać błędy i pokazywać jedynie słuszne, bo własne, rozwiązania. Zamiast doceniać to, co mamy, myślimy o tym, co moglibyśmy mieć. Jeśli są do rozpatrzenia rzeczy pozytywne i negatywne, to zaczynamy od negatywnych, na których często kończymy. Pytani o to, jak nam minął dzień, nie zaczynamy od podziękowania za zainteresowanie, tylko walimy prosto z mostu: „A daj spokój, szkoda gadać”. No właśnie, szkoda gadać. Tak samo szkoda gadać było Izraelitom w Księdze Liczb.

Tłum pospolitego ludu, który był wśród nich, ogarnęła żądza. Izraelici również zaczęli płakać, mówiąc: „Któż nam da mięsa, abyśmy jedli? Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki, melony, pory, cebulę i czosnek. Tymczasem tu giniemy, pozbawieni tego wszystkiego. Oczy nasze nie widzą nic poza manną” (Lb 11,4-6).

I dalej:

Rzekł więc Mojżesz do Pana: „Czemu tak źle się obchodzisz ze sługą swoim, czemu nie darzysz mnie życzliwością i złożyłeś na mnie cały ciężar tego ludu? Czy to ja począłem ten lud w łonie albo ja go zrodziłem, żeś mi powiedział: «Noś go na łonie swoim, jak nosi piastunka dziecię, i zanieś go do ziemi, którą poprzysiągłem dać ich przodkom?». Skądże wezmę mięsa, aby dać temu całemu ludowi?

A przecież przeciw mnie podnoszą skargę i wołają: Daj nam mięsa do jedzenia! Nie mogę już sam dłużej udźwignąć troski o ten lud, już mi nazbyt ciąży. Skoro tak ze mną postępujesz, to raczej mnie zabij, jeśli darzysz mnie życzliwością, abym nie patrzył na swoje nieszczęście” (Lb 11,11-15).

I jeszcze dalej:

Izraelici szemrali przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi. Całe zgromadzenie mówiło do nich: „Obyśmy byli pomarli w Egipcie albo tu, na pustyni! Czemu nas Pan przywiódł do tego kraju, jeśli paść mamy od miecza, a nasze żony i dzieci mają się stać łupem nieprzyjaciół? Czyż nie lepiej nam będzie wrócić do Egiptu?”. Mówili więc jeden do drugiego: „Wybierzmy sobie wodza i wracajmy z powrotem do Egiptu” (Lb 14,2-4).

Daj nam to, daj nam tamto. Zrób to, zrób tamto. Z pewnością Izraelici nie mieli łatwo w czasie wędrówki. Wielokrotnie ich cierpliwość, wytrwałość, a przede wszystkim wiara były wystawiane na próbę. Wielu z tych prób nie byli w stanie przejść sami, ale mieli Mojżesza. On jako wybrany przez Boga mógł więcej. Jednak nawet on nie uchronił się przed zwątpieniem.

Podczas pobytu w Kadesz Mojżesz naciskany jest przez tłum, który chce go już niemal zlinczować. Prosi więc Pana o pomoc i dostaje ją, ale daje się ponieść panice i traci kontrolę. Bóg wyraźnie polecił Mojżeszowi, żeby wziął laskę i przemówił do skały, a nie uderzał w nią dwukrotnie. Po ludzku trudno się dziwić, że Mojżesz uderzył w skałę dwa razy (ja bym walił tak mocno, aż by mi się laska złamała). Miał przed sobą zdesperowany i wściekły tłum. W pamięci miał zapewne sytuację z Refidim (Księga Wyjścia), kiedy to tłum domagał się wody. Gdy uderzył w skałę, wypłynęła z niej obficie. „Jeśli jednokrotne uderzenie w skałę zadziałało, to – pomyślał – teraz walnę dwukrotnie, tak na wszelki wypadek”. Jak często my tak robimy? Asekurujemy się. Robimy coś na zapas, żeby tylko na pewno starczyło. Żebyśmy nie zostali wyśmiani, kiedy nam czegoś zabraknie. Mojżesz wyprowadził wodę ze skały na swój sposób, ale Bóg – mimo że Mojżesz Go nie posłuchał – okazał łaskę i dał ludowi wodę. Jednak Ojciec Narodu musiał ponieść konsekwencje swojego zwątpienia. Kara była straszna. Mojżesz i Aaron nie wprowadzą ludu do Ziemi Obiecanej. Ja bym się wściekł. „Jak to? Zasuwam przez tyle lat z tym zrzędliwym i bezustannie kapryszącym tłumem, przewodzę im dla Twojej chwały, robiąc to, co mi każesz, a Ty za ten jeden raz karzesz mnie tak srogo?” Trudno mi to pojąć, ale może kara pokazuje to, jak ważny jest Mojżesz. Jako pasterz narodu wybranego nie może wątpić. Nie może się asekurować i polegać bardziej na sobie niż na Bogu. Wydarzenie to jest opisane w Księdze Liczb (20,2-13).

Mikołaj Gogol napisał kiedyś: „Lepiej jest w siebie wątpić, niż zbytnio w siebie wierzyć”. Czyta się te słowa bez problemu, ale zdecydowanie trudniej przekłada się je na rzeczywistość. Niby wątpienie jest dowodem na nieobojętność, bo o czymś myślimy, nad czymś rozważamy, ale nie jesteśmy w stanie w pełni w to wejść. Sądzę, że jeśli wątpimy, to po prostu nie zadowalają nas argumenty lub motywacje. Nie rezygnujemy jeszcze, ale szukamy i obserwujemy. Prowadzimy rozmowy ze sobą. Zadajemy dużo pytań, na które często nie uzyskujemy odpowiedzi. Jesteśmy pozbawiani argumentów intelektualnych i emocjonalnych. W kontekście wiary przestajemy odczuwać działanie Boga w naszym życiu. Może się zdarzyć, że dojdziemy do momentu, kiedy pozostanie nam tylko modlitwa: „Boże, oddaję to Tobie”. Możemy tego nie odczuwać, ale walka trwa. Spójrzmy na modlitwę Chrystusa na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46), która jest krzykiem ogromnej wiary i nie potwierdza obojętności. Po ciemnej nocy przychodzi dzień. Po deszczu wychodzi słońce, a po śmierci jest zmartwychwstanie. Na koniec dzisiejszej podróży proponuję psalm ku pokrzepieniu:

Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.

Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.

Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:

orzeźwia moją duszę.

Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach

przez wzgląd na swoje imię.

Chociażbym chodził ciemną doliną,

zła się nie ulęknę,

bo Ty jesteś ze mną.

Twój kij i Twoja laska

są tym, co mnie pociesza.

Stół dla mnie zastawiasz

wobec mych przeciwników;

namaszczasz mi głowę olejkiem;

mój kielich jest przeobfity.

Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną

przez wszystkie dni mego życia

i zamieszkam w domu Pańskim

po najdłuższe czasy (Ps 23).DZIEŃ 5

KSIĘGA POWTÓRZONEGO PRAWA

_Dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi oczami, lecz tam nie wejdziesz._

(Pwt 34,4)

Są na tym świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu. Z każdym kolejnym rokiem, z każdym nowym wynalazkiem i każdym pomysłem, który ma wpływ na nowoczesność naszego świata, mogłoby się wydawać, że liczba rzeczy, na które nie mamy wpływu, powinna maleć. Czy tak rzeczywiście jest? Siedzisz wygodnie w pociągu i, lekko wzdychając, myślisz, czego to nie będziesz robił, jak dojedziesz na miejsce. Nagle jednak okazuje się, że pociąg nie jedzie. Stop. Awaria. Rozglądasz się i pytasz, co się stało. W odpowiedzi dostajesz taki oto komunikat: „Mamy opóźnienie”. Nic nie możesz zrobić. Choćbyś wyszedł na zewnątrz, popchnął pociąg, kopnął go i przy okazji zwyzywał konduktora, nic to nie da.

Każdego z nas czeka, prędzej czy później, zakończenie ziemskiego życia. Dla katolika jest to moment spotkania ze swoim Stwórcą. Na samą myśl o tym robi mi się gorąco. Nie żebym miał zamiar wybierać się na wieczny spoczynek do Pana od przesadnie wysokich temperatur, ale jest w tym jakieś podekscytowanie i ciekawość: jak to będzie? Zanim jednak wybierzemy się na to spotkanie, wypadałoby z sensem zakończyć to, co zaczęło się na ziemi. Podobno prawdziwego faceta poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Księga Powtórzonego Prawa stanowi koniec pewnego etapu. Wędrówka Mojżesza dobiega kresu. Na ostatnich metrach ten człowiek, który prowadził od początku wyścigu, musi zejść z trasy. Można zobaczyć, jak prawdziwy facet z klasą kończy bieg.

Muszę przyznać, że na miejscu Mojżesza nie darowałbym Bogu. Zasuwam przez kilkadziesiąt lat przez pustynię. Prowadzę tysiące ludzi, wśród których nie brakuje baranów, niedowiarków i kombinatorów, ciągnę ten przeładowany pociąg Boży do Ziemi Obiecanej, a przed samą metą okazuje się, że nie wejdę do miejsca, do którego szedłem tyle lat? Tyle wyrzeczeń, walki, nerwów i wysłuchiwania pretensji, a teraz nic? Mojżeszu, nie wiem jak ty, ale ja zabrałbym swoje zabawki i sobie poszedł... I właśnie dlatego to Mojżesz prowadził Izraelitów, a nie ja. Ten facet był urodzonym przywódcą, choć przez dłuższą część życia nie miał o tym bladego pojęcia. Żył jak pasterz i jak pasterz umarł:

Mojżesz wstąpił ze stepów Moabu na górę Nebo, na szczyt Pisga, naprzeciw Jerycha. Pan zaś pokazał mu całą ziemię Gilead aż po Dan, całą – Neftalego, ziemię Efraima i Manassesa, całą krainę Judy aż po Morze Zachodnie, Negeb, okręg doliny koło Jerycha, miasta palm, aż do Soaru. Rzekł Pan do niego: „Oto kraj, który poprzysiągłem Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi tymi słowami: Dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi oczami, lecz tam nie wejdziesz”. Tam, w krainie Moabu, według postanowienia Pana, umarł Mojżesz, sługa Pański. I pochowano go w dolinie krainy Moabu naprzeciw Bet-Peor, a nikt nie zna jego grobu aż po dziś dzień. W chwili śmierci miał Mojżesz sto dwadzieścia lat, a wzrok jego nie był przyćmiony i siły go nie opuściły (Pwt 34,1-7).

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: