- W empik go
Biegański. Stereotyp Polaka bydlaka w stosunkach polsko-żydowskich i amerykańskiej kulturze popularnej - ebook
Biegański. Stereotyp Polaka bydlaka w stosunkach polsko-żydowskich i amerykańskiej kulturze popularnej - ebook
Książek, artykułów czy opracowań dotyczących polskiego antysemityzmu publikuje się w Stanach mnóstwo. Antypolonizm, na którym skupia się Goska, to temat, o którym mówi się rzadko albo wcale. Biegański wypełnia więc ważną lukę – napisała o książce Magdalena Rittenhouse. Biegański to nazwisko bohatera przyjętej przychylnie przez krytykę powieści Wybór Zofii Williama Styrona z 1979 r. Jest ograniczony, brutalny i antysemicki – to amerykański stereotyp Polaka. Uznany amerykański paleontolog prof. Henry Fairfield Osborn (1857–1935) uważał, że odwaga Pułaskiego i Kościuszki wskazuje raczej na to, że byli nordykami, a nie Polakami. Gdyby odkrywca słynnego tyranozaura (Tyrannosaurus rex) z taką samą uwagą, jaką poświęcił kompletowaniu kości mezozoicznych gadów, przyjrzał się historii żyjących obok niego Amerykanów polskiego pochodzenia, być może zmieniłby zdanie. To tylko jedna z wielu opisanych w książce stereotypowych opinii. Skłonność amerykańskich elit intelektualnych do postrzegania Polaków z perspektywy polish jokes i ich stereotypizacji z wyeksponowaniem antysemityzmu jest przedmiotem szerokiej analizy przeprowadzonej przez autorkę Biegańskiego. To szokująca lektura, która może zmienić nasze myślenie o amerykańskim śnie.
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-9437-852-3 |
Rozmiar pliku: | 899 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Osoby, którym chcę podziękować, wykazały się nadzwyczajną odwagą, charakterem i sercem, wspierając kogoś, kto – używając najbardziej poprawnego politycznie zwrotu – nie był mile widziany w środowisku akademickim. Byłam outsiderem, nie mogłam zaoferować im niczego w zamian, ale zostałam zaakceptowana.
Gdybym miała wystarczająco dużo miejsca, dedykowałabym każdemu z nich osobny wiersz. Tymczasem niech szczere dziękuję przyjmą ode mnie: Lucille Bertuccio, Mark W. Braun, John Cash, Frank DeCaro, Alan Dundes, Don Freidkin, Jacky Grindrod, Thomas Gundling, Chris Jaworski, Tony Krucinski, Paul Loeb, Virginia Lumb, Benjamin Miedzyrzecki Meed, siostra Mary Montgomery, Anne Mylott, Judith Neulander, Bernard Newberger, Alvin H. Rosenfeld, Arlene Holpp Scala, Jonathan Shanoian, Moira Smith, Roman Solecki, Tomasz Tabako, Norman Wechsler, Rachel Wetzsteon, Tim Wiles, Maggie Finefrock, Laura Young i James P. Leary. Podzieliliście się ze mną niezwykle interesującymi opowieściami. Myślę, że w trakcie naszych rozmów odrobinę pokochałam każdego z was. Jestem wam ogromnie wdzięczna.
Pamiętam dokładnie pierwsze pytanie, które przesłałam bibliotekarzom z Biblioteki Hermana B Wellsa: Czy polscy chłopi naprawdę sprzedawali głowy zamordowanych polskich szlachciców austriackiemu zaborcy? Odpisali mi błyskawicznie, nie tylko potwierdzając ten fakt, ale podając przy tym oferowane wynagrodzenie. Zarówno oni, jak i pracownicy Biblioteki Dawida i Lorraine Cheng, to przykład ludzi, którzy pilnują norm stanowiących o naszej cywilizacji. Dziękuję również osobom zatrudnionym w wypożyczalni międzybibliotecznej w obu wymienionych placówkach.
Polska jest nizinnym krajem na północy Europy. Dlaczego wywołuje tyle emocji? Ponieważ uczy nas, że nawet w piekle można znaleźć bohaterów. Bohaterowie, o których czytałam, pomogli mi przetrwać. To zaledwie kilka nazwisk z wielu, których nie da się zapomnieć: Władysław Bartoszewski, Marek Edelman, Edek Galiński, Maksymilian Maria Kolbe, Janusz Korczak, Michał Landy, Adam Michnik, Irena Gut Opdyke, Eliza Orzeszkowa, Stefania Podgórska, Emanuel Ringelblum, Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Mieczysław Wolski i Mala Zimetbaum.
Podziękowania składam tym, którzy pisząc w wyjątkowy sposób o relacjach polsko-żydowskich, inspirowali mnie i kształcili. Należą do nich: Władysław Bartoszewski, Norman Davies, István Deák, Jan Tomasz Gross, Eva Hoffman, Gunnar S. Paulsson, Antony Polonsky, Brian Porter, Harold B. Segel, Michael C. Steinlauf. Dziękuję też artystom, takim jak Krystyna Janda, Marcel Łoziński, Jerzy Radziwiłowicz, Tadeusz Różewicz, Bruno Schultz, Julian Tuwim, Andrzej Wajda i Anzia Yezierska.
Jestem dozgonnie wdzięczna Johnowi Mearsheimerowi za gotowość przeczytania tej książki, za wskazówki i wsparcie. Jego pozytywne listy były ogromną motywacją, a kontakt z nim – przyjemnością i zaszczytem.
Rick Gudal, doradca prawny senatora stanu Indiana Vi Simpsona, był jedyną dobrą duszą, która pomogła magistrantce po przejściach z akademią nie popaść w zapomnienie. Wyłącznie dzięki jego interwencji uzyskałam opiekę medyczną i dzisiaj mogę chodzić. Ricku Gudalu, niech cię Bóg błogosławi!
Mam doświadczenia podobne do innych dzieci bohunków¹. Jeszcze przed świtem, wciąż zaspana, słyszałam, jak moja matka wychodziła z domu, a po zmierzchu, kiedy odbierał mi już siły Piaskowy Dziadek, jak wracała. Często pracowała na dwa etaty. Gdyby nie wpoiła mi etyki pracy bohunka – wbrew wszystkiemu, ta książka nigdy by nie powstała.
Przykre wydarzenia nauczyły mnie, że niektórzy interpretują trudności, których doświadczyłam przy pisaniu tej książki, jako przejaw ich ulubionej teorii spiskowej – Żydzi rządzą światem. Hm… tak nie jest. Wprawdzie niektórzy Żydzi nie chcieli ze mną współpracować, ale i nie-Żydzi rzadko byli pomocni. Ci, którzy mnie wspierali, kiedy pracowałam fizycznie, pokierowali mną na studiach magisterskich, pisali mi listy polecające, wysyłali niezbędne materiały, udzielali wsparcia finansowego i pozwalali wypłakiwać się w słuchawkę późną nocą – w większości byli Żydami. Przytoczę tylko jeden przykład. Kiedyś wspomniałam na forum internetowym, że piszę pracę doktorską o relacjach polsko-żydowskich, ale nie mam komputera. Po paru dniach przysłano mi nowy komputer. Ofiarodawcą był emerytowany profesor, urodzony we Lwowie, były żołnierz Armii Krajowej, ocalały z Holokaustu Amerykanin żydowskiego pochodzenia.
Szukałam kontaktów z żydowskimi uczonymi, dziennikarzami i działaczami, nie mając żadnych listów polecających, za to przedstawiając się wyraźnie polsko-katolickim nazwiskiem. Osoby, z którymi się kontaktowałam, często nie miały żadnych oporów, odpowiadając na moje dociekliwe pytania, zadawane z wylewnością właściwą dla tego rodzaju odwagi i entuzjazmu, bez których życie intelektualne nie jest możliwe. Dotyczyło to nie tylko Żydów wspierających ideę mojej pracy, ale również tych, którzy mogli nie podzielać – jak sądzę – moich zapatrywań, w tym Michaela Lernera, Glenna Richtera czy Stevena Pinkera. Niemniej nawet w sporadycznych kontaktach podkreślali, że szanują moje wysiłki i chcą przyczynić się do osiągnięcia lepszego efektu dzieląc się swoimi przemyśleniami czy wiedzą, a nawet przekazując rodzinne zdjęcia.
Szczególne podziękowania składam Leonardowi J. Baldydze, Annie M. Cienciałowej, Irenie Szewioli i Marion V. Winters – za ogromne wsparcie, a także aktywną i dumną postawę godną Amerykanów polskiego pochodzenia. Serdeczne wyrazy wdzięczności przekazuję zwłaszcza Aleksandrowi i Patrycji Koproskim z Fundacji Rodziny Koproskich, za udzieloną mi pomoc, kiedy była ona najbardziej potrzebna.
Moja matka była najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek znałam (a miałam okazję poznać zarówno sir Edmunda Hillary’ego, jak i Lecha Wałęsę). Tak jak wszyscy podziwiałam ją za przenikliwą inteligencję, piękno i odwagę, ale także za determinację. Była dzieckiem-imigrantem – dla takich jak ona drzwi do sukcesu były zamknięte. Całe życie sprzątała domy bogaczy. Znęcała się nade mną, swoim najmłodszym dzieckiem, najbardziej do niej podobnym. Nigdy nie było mi łatwo o tym mówić. Moja matka tak wiele wycierpiała z powodu uprzedzeń, że nikt nie chciałby przysporzyć osobie tak godnej podziwu jak ona dodatkowych cierpień.
W 1987 roku, podczas letniej sesji Fundacji Kościuszkowskiej poświęconej relacjom polsko-żydowskim, spotkałam Arno Lowiego. Kiedy Polacy skupiali się na bólu Polaków, a Żydzi na bólu Żydów, Arno poruszył los ukraińskich chłopów. W tej kwestii nikt nie miał nic do zaproponowania. Ale dzięki Arno usłyszałam People Get Ready Jeffa Becka, a także Brothers in Arms Dire Straits.
Ojciec Arno przeszedł przez obóz koncentracyjny w Płaszowie. Dla tych, którzy przeżyli, wszyscy żywimy uczucia podziwu i wdzięczności. Wycierpieli tyle, że nikt nie życzyłby im, aby jeszcze kiedyś cierpieli. Ojciec Arno znęcał się nad nim. Znalazłam w Arno kogoś, kto znał z własnego doświadczenia uczucia, z jakimi i ja się zmagałam. Oboje zostaliśmy skrzywdzeni przez szlachetne ofiary. Oboje cierpieliśmy, nie mogąc o tym mówić. Gdybyśmy otworzyli usta, zapewne nazwano by nas najgorszymi zdrajcami i niewdzięcznikami. Nasz ból burzył bohaterskimit.
Urodziłam się kilka dekad po rasistowskiej panice, która powstała w Stanach Zjednoczonych w odpowiedzi na napływ chłopskich imigrantów, takich jak moja matka. Moje życie było przesiąknięte bólem, jaki ta panika wywołała. Arno urodził się w Nowym Świecie wiele lat po Holokauście. Jak to określił metaforycznie – kiedy pojechał do Auschwitz, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że nigdy tam wcześniej nie był. Niektórzy widzą Polaków i Żydów jako ekstremalne przeciwieństwo. Kontakt z Arno był jednym z najważniejszych w moim życiu. Gdybym go nie poznała, ta książka nigdy nie zostałaby napisana.
Przez dziewiętnaście lat rabin Laurence Skopitz rozśmieszał mnie i dodawał wiary. Nawet w obliczu własnej śmierci poświęcił swój czas, opowiadając mi historię o rabinie Akiwie, wodzie i żłobionej przez nią skale. Laurie wierzył, że moja praca, jak woda, skruszy opór, z jakim się spotykałam. Ja wierzę, że jego dusza wciąż ma swój udział w tym, co dobre we wszechświecie. Przyjaciel Lauriego, rabin Michael Herzbrun, był niezwykle dla mnie szczodry, dzieląc się swoim geniuszem, a czasem specjalistyczną wiedzą na temat wszystkiego, co żydowskie. Nigdy nie pozwolił, aby minął dzień, a któreś z moich pytań, nawet to wyjątkowo zagmatwane, pozostało bez odpowiedzi. Zawsze byłam podekscytowana, wiedząc, że obcuję z tak światłym umysłem.
Mark Sost był najlepszym realizotorem dźwięku, jakiego badacz zbierający relacje o stosunkach polsko-żydowskich mógł sobie wymarzyć. Profesor Simon Stern z uniwersytetu w Toronto od pierwszej chwili oczarował mnie swoją inteligencją, odwagą, charakterem i nadzwyczajną aparycją. Jego wyjątkowo pozytywny wpływ na moje życie jest widoczny w wielu aspektach, również w tym, co dobrze udało mi się ująć w niniejszej książce.
Charlene Lovegrove przechowywała moje koce z sierści nepalskich kóz, kiedy nie miałam dachu nad głową. Pomogła mi kupić krzesło, na którym siedziałam, pisząc tę książkę, i wspierała, kiedy otrzymywałam okrutne opinie ze strony akademii. Przyzwoici ludzie, tacy jak Charlene, są solą ziemi – wszyscy powinniśmy być im wdzięczni.
Profesor Maria Villar, członkini Ruchu Focolari, dostrzegła w pewnym momencie, że proces wydawniczy mojej książki utknął w martwym punkcie. Interweniowała i dobrowolnie przekazała znaczną sumę na druk. Osoby takie jak ona są żywym dowodem na to, że triumf złych ludzi jest zawsze tymczasowy i nigdy ostateczny, dobro zaś istnieje na tym świecie.
Poczytywałam sobie za zaszczyt, że inspirował mnie, pomagał, uczył i wspierał Antony Polonsky. Byłam wdzięczna profesorowi Polonsky’emu, już wówczas, gdy czytałam jego prace, zanim jeszcze go poznałam. Po latach znajomości poczułam do niego przywiązanie i szacunek, jakie córka odczuwa wobec ojca.
Stuart Vail, reprezentujący TheScreamOnline, trwał przy mnie przez lata paraliżującej choroby, głodu, bezdomności, akademickiego horroru, w momentach, które zdawały się być nocą bez końca, bez nadziei na poranek. Jego przyjacielskie wsparcie miało wymiar prawdziwie bohunkowego uporu w obliczu niesprzyjających okoliczności. Dla Stuarta Vaila musi być w niebie zarezerwowane specjalne miejsce. Mój przyjacielu – jak zwykliśmy śpiewać na polskich ulicach – Zima wasza, wiosna nasza…
1 O tym określeniu zob. Wstęp.