Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Bilet w tamtą stronę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 maja 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bilet w tamtą stronę - ebook

Kolej na przełomie XIX i XX wieku wzbudzała często uczucie niepokoju jako technologiczne novum. Dziś również nie jest pozbawiona pewnego tajemniczego uroku, jednak spora część związanych z nią demonów zniknęła daleko za ostatnim wagonem zmierzającym w nieznaną przyszłość. Ale czy na pewno nie wrócą?

„Bilet w tamtą stronę” Marcina Kowalczyka to opowieści, w których poniekąd odnajdziecie echo kolejowego horroru Stefana Grabińskiego, ale nie to stanowi siłę tej książki. Zbudowane przez autora jak najbardziej współczesne uniwersum, kryje w sobie fascynujący i tajemniczy świat, istniejący gdzieś na granicy materialnej, „żelaznej” codzienności i uchwytnej często tylko intuicyjnie „nadrealności”. Jego bohaterowie zostają wplątani w sytuacje, które diametralnie zmieniają ich życie i podporządkowują je siłom, z którymi walka często jest daremna. Ta książka łączy w sobie nastrojowy urok dawnych opowieści niesamowitych, mrocznego horroru, który może dopaść człowieka na rubieżach cywilizacji, a także kryminału niepozwalającego oderwać się od lektury przed rozwiązaniem zagadki.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-958615-8-1
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KOT

Nie wiem, od czego zacząć. Może od pierwszego wspomnienia z dzieciństwa, które zarejestrował i zarchiwizował mój mózg. Leżałem wtedy w łóżeczku, a moje oczy próbowały nadążyć za zwisającymi nade mną zabawkami. Kolory skrzyły się w promieniach słońca wpadających przez okno. Nagle okolica zaczęła drżeć, a wiszące cudeńka wibrować. Pojawił się nowy, miarowy dźwięk, a słońce przysłonił cień. Próbowałem się obrócić, aby zrozumieć i ocenić zjawisko, ciało jednak miałem jeszcze bardzo nieporadne. Wobec braku możliwości zrozumienia, zrobiłem to, co każde niemowlę potrafi najlepiej – rozpłakałem się. Matczyne ramiona uciszyły alarm, a w tym czasie olbrzymi cień zniknął. Jego wizyty były częste w ciągu dnia. Powoli się doń przyzwyczaiłem i zaakceptowałem. Ów cień pozwolił się odgadnąć nieco później, gdy już stawiałem pierwsze kroki. Trzymany za rękę, opuściłem moją twierdzę – dzienny pokój. Poprzez niewielką sień podreptałem na zewnątrz. Tam zobaczyłem słońce, peron i dwie stalowe nici. Nie pozwolono mi się do nich zbliżyć. Coś nadchodziło z lewej strony. Wiedziałem, że to cień. Matka wzięła mnie na ręce. Zobaczyłem ogromne, czarne cielsko, ciągnące dwa inne. W tych innych byli ludzie. Mój ojciec w czerwonej czapce wpatrywał się w ten osobliwy ruch, a gdy ów ustał, uniósł do góry zielony przedmiot. Cień zasyczał i ruszył do przodu. Za nim dwa pozostałe. Zapadła cisza. Zrozumiałem wtedy, że mój ojciec musi być bardzo ważną osobą. To on przeganiał cień z mojego podwórka. Jak czarodziej – unosił do góry zieloną różdżkę i… już.

Niestety, czas jest podły. Tylko mija i mija, i nie chce się zatrzymać. Wkrótce cień stał się parowozem z wagonami, a moje podwórko stacją. Stalowe nici zamieniły się w pojedynczy tor główny lokalnej linii. W nim zabudowany został jeden rozjazd do niewielkiego toru ładunkowego. Rozjazd ten używany był sporadycznie, a klucze doń posiadał mój ojciec. Sama stacja nie miała żadnych urządzeń zabezpieczających poza telefonem i tymże rozjazdem. Rola jej wzrastała jesienią. Wtedy to chłopi na swoich furmankach zwozili na plac ładunkowy buraki cukrowe, ziemniaki i inne dobra. Gdy był on pełen, cukrownia wysyłała wagony, na ogół dwie sztuki drewnianych węglarek. To samo czyniły gorzelnia i elewator, położone w miejscowościach gdzieś na trasie. Nawet nie wiem, kiedy zostałem zarażony miłością do tego mikroświata. Zapewne przekazał mi ją ojciec. Polubiłem czarowanie i złożyłem stosowne egzaminy, by móc je kultywować. Tuż po nich przejąłem pałeczkę. Ojciec przeszedł na emeryturę i już tylko przyglądał się moim rządom na stacyjce. Wkrótce odszedł na wieczną służbę. Rok później z tęsknoty za nim zgasła matka. Zostałem sam.

Próbowałem znaleźć sobie bratnią duszę, ale nie byłem dobry w tej materii. Moje przygody miłosne kończyły się, zanim tak naprawdę zaczęły. Najczęściej chodziło o mikroświat. Żadna wybranka nie potrafiła zrozumieć, jak można kochać to niezwykłe miejsce. Dla nich było zbyt proste i nudne. Nie mogąc przebić się przez warstwę mego uwielbienia do kolei, odchodziły. Początkowo próbowałem czynić kroki zapobiegawcze. Zrezygnowałem z nich jednak i poddałem się losowi. Skoro dobry Bóg wyznaczył mi rolę samotnika, widać tak musi być. Nie będę dyskutował z Jego decyzjami. Codzienność stała się niezmienna. Wszystko przyporządkowane było stacji. Pobudka o właściwej godzinie. Śniadanie i toaleta. Słonko jeszcze spało, ja zaś w pełnym umundurowaniu witałem pierwszy osobowy. Krótka konsultacja z sąsiednim posterunkiem i wyprawiałem go w dalszą drogę. W czasie oczekiwania na odpowiedź, sprzedawałem bilety na kolejny pociąg. Telefon oznajmiał przyjazd wyprawionego i wpuszczenie na szlak następnego kolosa. Posterunki były blisko, tak że nawet człek nie zdążył wypić kawy, gdy długi gwizd oznajmiał nadejście cienia. Na ogół był to skład złożony z popularnego jak na tamte czasy parowozu Ty2 i kilku wagonów typu Bi i Ci. Pierwszej klasy u nas nie prowadzono. Ot, jeszcze jedna cecha lokalnej linii. Gdzieś około południa pojawiał się pierwszy towarowy. Wagony z demobilu, na szprychowych kołach,były zbieraniną różnych typów. Większość stanowiły kryte G10 i drewniane węglarki Wdn. Śmieszne maluchy z dużym parowozem. Towarowy na ogół przechodził bez zatrzymania. Maszynista wychylał się z budki i czekał na określony regulaminem sygnał, że taka jazda jest dozwolona. Kształtkę sygnałową poruszałem pionowo do góry. Po dostrzeżeniu sygnału „nakaz jazdy”, mechanik dawał sygnał „baczność” i przemykał z zawrotną prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

Czasami towarowy stawał na chwilę i zostawiał dwie luźne węglarki, wraz z pracownikami, do załadunku. Po odkluczeniu rozjazdu, robotnicy wpychali je ręcznie na tor przy placu ładunkowym, po czym napełniali aż do wieczora. Ładowne czekały na pociąg zbiorczy. Nadchodził około dwudziestej drugiej. Wjeżdżał na stację i stawał tak, aby kita dotykała ukresu. Odbezpieczałem rozjazd, a obsługa zakładała konopną linę na ostatni sprzęg pociągu. Drugi jej koniec przekładała przez specjalną kluzę i zaczepiała o sprzęg węglarek. Parowóz ruszał powoli do przodu, wyciągając wagony na szlak. Zmieniałem położenie rozjazdu, a obsługa demontowała linę. Pociąg cofał i przyłączał wagony z placu do składu. Dzwoniłem do sąsiedniej stacji i po uzyskaniu pozwolenia wyprawiałem skład. Wtedy linia zamierała. Ruch nocny nie był na niej dozwolony.

Mogłem więc zajmować się swoimi sprawami. Nie było ich zbyt wiele. Być może dlatego zabrałem tego kota. Znalazłem go w płóciennym worku na śmietniku za remizą. Dobrze, że zwierzak miał siłę wówczas zamiauczeć. Po rozsupłaniu wora wydobyłem zeń czarną kulkę wielkości dłoni. Trzęsło się to z zimna, mimo że był środek lata. Schowałem znalezisko za pazuchę i do porannych zakupów dodałem butelkę mleka. Po przyniesieniu stworzenia do domu, umieściłem je w sieni, w koszu ze szmatami. Przedtem umoczywszy palec w mleku, starałem się go napoić. Coś tam łyknął i zasnął. Z racji obowiązków nie mogłem być przy nim cały czas, więc zaglądałem co kilka chwil. Zwierzątko spało. Z małego spodka znikało tylko sukcesywnie mleko. Wieczorem kot otworzył oczy i zapoznaliśmy się. Zostaliśmy przyjaciółmi. Gdy trochę podrósł, zapragnął zakosztować sławy i zaczął mi towarzyszyć w odprawianiu pociągów. Wypełzał na peron wraz ze mną i siadał obok mej prawej nogi. Mechanicy pytali niejednokrotnie, czy już szyję mu funkcyjną czapkę. Później widok Dyspozytora, gdyż tak go nazwałem, spowszedniał i odczepili się ode mnie. Powoli poznawałem kocie zwyczaje. Po ostatnim towarowym Dyspozytor znikał w sieni i nie wychodził zeń aż do rana. Sypiał ze mną na łóżku, czasami zrywał się na cztery łapy i biegł po parapecie. Jego sierść, zjeżona niesamowicie, zdawała się strzelać iskrami, a ogon informował „jestem wściekły, z dala ode mnie”.

Kot się czegoś bał. To zjawisko wyjaśnił mi stary kolejarz. Zamknięta w nocy ludzkim dekretem linia jest wolna dla innych przebiegów. Dla nas niewidoczne i być może przerażające zjawiska, dla niego były jak najbardziej materialne. Dyspozytor wiedział, kiedy nadchodzą. Dlatego nie opuszczał sieni w nocy. Mnie też wtedy nie pozwalał wyjść. Stawał na brzegu łóżka i wydawał niskie dźwięki jak wściekły wąż. Z początku odbierałem to jako atak agresji, potem zrozumiałem właściwe intencje zwierzaka. Próbował mnie chronić przed tym, co w nocy niewidoczne, a porusza się po szynach. Tymi pociągami sterują inni dyżurni i lepiej nie wchodzić im w kompetencje. Ranek zamykał ich rządy aż do ostatniego składu. Tworzyliśmy pewną symbiozę, określoną odwiecznymi, niepisanymi zasadami; było nam z tym dobrze. Mijały kolejne wiosny i coś zaczęło się psuć na linii. Najpierw zniknęły parowozy. Zastąpiły je spalinowe lokomotywy niewielkiej mocy. Potem zaczęły wypadać z rozkładu całe pociągi. Dyspozytor był wyraźnie zdezorientowany, kiedy usiłował przywitać na peronie skład skreślony telegramem dyrekcji. Mnie też to się nie podobało. Mój mały idealny świat zaczął więdnąć. Dwa lata później, po zniknięciu pierwszego pociągu, podjęto decyzję o likwidacji rozjazdu i placu ładunkowego. Płakałem, gdy koparki wyrywały drewniane podkłady i niszczyły tor ładunkowy. Moja rola zmalała do sprzedawcy biletów. Zrobiono tak przez grzeczność, bo brakowało mi roku do emerytury. Wraz z moim odejściem na nią zamknięto linię. Przyjechał bardzo ważny pan i przybił na mym okienku kasowym kartkę „zamknięte”, a pod nią drugą z napisem „ruch pociągów zawieszony”. Puste tory rdzewiały jeszcze przez dwa lata. Wtedy przypomniano sobie o nich i zarządzono fizyczną likwidację. Pociąg rozbiórkowy był ostatnim, jaki widziałem. Matka kolej pozwoliła mi pozostać w budynku stacji. Dziś już nikt prawie nie pamięta o stalowym szlaku. Ślady dawno zatarł czas, nasyp rozmyły jesienne deszcze. Tylko Dyspozytor nadal jest jeszcze ze mną. Jemu czas też nie pożałował razów. Niedowidzi i lekko powłóczy tylnymi łapami. Zawsze jednak robi coś, co przypomina mi o czasach kolejowego raju. Zgodnie z rozkładem, tym obowiązującym, kiedy go tu przyniosłem, wychodzi na pozostałość peronu. Staje wyprostowany i wpatruje się w dal. Odprawia pociągi, których już dawno nie ma. A może tylko mi się wydaje? Przecież koty widzą czasami rzeczy, o których nam się nie śniło. Spodobał mi się ten rytuał. Staję obok zwierzęcia i po prostu stoję wyprostowany na tyle, na ile ból kręgosłupa pozwoli. Tak jak za starych dobrych czasów.

Ludziska patrzą na mnie jak na wariata. Nie obchodzi mnie to. W nocy nadal nie wychodzę. Po zachowaniu mego przyjaciela widać bowiem, iż tamci Dyżurni wcale nie zawiesili ruchu.

_Wrocław, 27.03.08 r._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: