Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bitwa braci. William, Harry i historia rozpadu rodziny Windsorów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
7 kwietnia 2021
Ebook
39,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Bitwa braci. William, Harry i historia rozpadu rodziny Windsorów - ebook

Ci dwaj chłopcy dorastali na oczach całego świata: William i Harry, synowie księżnej Diany i księcia Karola. Każdy krok w ich życiu, każda tragedia – poczynając od śmierci matki - każdy romans i każda zdrada były opisywane, analizowane, komentowane przez nie zawsze przyjazne im media całego świata. Chociaż obydwaj naznaczeni błogosławionym na raz i przeklętym losem królewskich dzieci, każdy z nich idzie swoją drogą. William coraz doskonalej wpasowuje się w rolę dziedzica tronu. Harry wraz ze swoją żoną Megan podjęli decyzję o rezygnacji z przywilejów i obowiązków członków rodziny królewskiej.

Jak wygląda ich braterstwo błękitnej krwi? Jest naznaczone bliskością i wsparciem czy też charakterologicznymi różnicami i konfliktem. Czy między Williamem i Harrym panuje wojna, czy pokój? Na to pytanie odpowiada najwybitniejszy znawca tematu, kronikarz współczesnych losów rodziny królewskiej, historyczny konsultant słynnego serialu „The Crown” Robert Lacey.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-3443-1
Rozmiar pliku: 9,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mojemu bratu Grahamowi

1.

Wojna braci

Oczywiście dochodzi między nami do nieporozumień, jak w każdej rodzinie, a kiedy już się pojawiają, są dość poważne.

(książę William, „BBC News”, 19 listopada 2004)

„Rozmawiajcie ze sobą, na miłość boską!”. W takim duchu Diana wychowywała synów. Chciała, by w pełni i otwarcie okazywali swoje uczucia, a nie dusili je w sobie i wspominali o nich jedynie półgębkiem, jak wielu innych członków windsorskiego klanu. „Nigdy się nie skarż, nigdy się nie tłumacz!” – cóż to za filozofia życiowa?

Dzięki matce William i Harry wyrośli na ludzi szczerych i bezpośrednich, ambitnie chcących zmieniać świat. Ich prostolinijność i reformatorskie zapędy stanowią główną treść tej książki. Nasza opowieść zaczyna się w maju 2019 roku, wraz z narodzinami pierwszego dziecka księcia Harry’ego. To radosne wydarzenie dało zwaśnionym braciom szansę na pojednanie, na wzajemne wybaczenie i nowy początek. Czy z niej skorzystają?

Oczywiście do różnego rodzaju nieporozumień i skandali dochodziło już wcześniej, przed ślubem – mam na myśli tę skromną uroczystość na zamku w Windsorze, która połączyła anglosaskiego księcia ze śniadą Amerykanką, rozwiedzioną gwiazdą TV. Ceremonia ślubna, która odbyła się wiosną 2018 roku, przyciągnęła przed ekrany telewizorów niemal dwa miliardy widzów na całym świecie. Jak przy każdym chyba ślubie i tu nie obyło się bez kilku drobnych rodzinnych nieporozumień – komuś nie spodobała się suknia druhny, ktoś inny krytykował brak ślubnej tiary... Ach, no i jeszcze nieobecność ojca panny młodej.

Lecz niemal równo dwanaście miesięcy później (licząc od 19 maja 2018 roku do 6 maja 2019) na świat miał przyjść owoc tego błogosławionego związku, wiosenne dziecko, źródło rodzicielskiego szczęścia i przyczynek do pojednania całej rodziny – szczególnie dwóch windsorskich braci i ich żon, które podobno prowadziły między sobą cichą wojnę.

Królewskie narodziny, podobnie jak królewskie śluby, to wydarzenia o ludzkim wymiarze, które cementują przywiązanie i sympatię współczesnych narodów do ich monarchów. Historycy konstytucjonalizmu chętnie tłumaczą ten paradoks – tak współczesna demokracja może się wzmocnić dzięki elitarystycznym i niedemokratycznym tradycjom dawnego ustroju. Nic jednak nie ma takiej siły oddziaływania jak widok śpiącego noworodka w beciku, nowego życia, które daje wszystkim nadzieję.

W erze powszechnie dostępnych środków komunikacji królewskie narodziny zamieniły się w medialne widowiska zawierające zwykle te same, zgodne z oczekiwaniami publiki elementy: rozradowany tłum przed szpitalem, uśmiechnięci rodzice pozujący na schodach z nowo narodzonym dzieckiem, wykrzykiwane zewsząd komplementy, błysk fleszy. Później następuje spokojniejsza, bardziej oficjalna sesja zdjęciowa podczas chrztu i ogłoszenie imion oraz nazwisk rodziców chrzestnych.

Taki styl wprowadzili w 1982 roku Karol i Diana. Wtedy właśnie, 21 czerwca, urodził się ich syn William, który jako pierwszy w historii dziedzic brytyjskiego tronu przyszedł na świat w zwykłym szpitalu. Dokładnie w szpitalu św. Marii w zachodnim Londynie, tuż obok dworca kolejowego Paddington, gdzie stale unosiła się charakterystyczna woń pociągów. Siostra Karola, księżna Anna, odkryła zalety tego prywatnego oddziału położniczego zajmującego całe skrzydło budynku i nazwanego Lindo na cześć portugalsko-żydowskiej rodziny filantropów, gdy rodziła tam dzieci – Petera (1971) i Zarę (1981). Dwa lata po Williamie, 15 września 1984 roku, przyszedł na świat czwarty członek rodziny królewskiej z oddziału Lindo, jego młodszy brat Harry.

Wygnanie Harry’ego i Meghan z raju

Gdy William i Kate sami mieli zostać rodzicami, przejęli ten nowy zwyczaj i na miejsce narodzin George’a (2013), Charlotte (2015) i Louisa (2018) wybrali szpital św. Marii. Nim najmłodsze dziecko zostało przedstawione światu, stopy dumnych królewskich rodziców niemal wyżłobiły ślady w schodach przy Paddington. Z pewnością wcześniej czy później powstanie antropologiczna praca naukowa opisująca sukcesy populistycznych monarchii, które postanowiły pokazywać swe nowo narodzone potomstwo na schodach dworców kolejowych. Austriaccy arcyksiążęta nie zechcieli ucieszyć poddanych widokiem swych pociech i kogo teraz obchodzą ci arystokraci w Austrii czy poza nią?

Jednak w maju 2019 roku Harry i Meghan doszli do wniosku, że nie chcą prezentować swojego dziecka na schodach oddziału położniczego Lindo. Zamierzali demonstrować swój królewski status w inny sposób, a może nie chcieli demonstrować go wcale. Aby zrozumieć, dlaczego było to tak istotne, musimy sięgnąć do historii, a konkretnie do legendy o szkandeli.

Kilkaset lat temu szkandela służyła do tego samego, do czego służy dziś koc elektryczny lub termofor. Nim jaśnie pan udał się wieczorem na spoczynek, pokojówka rozgrzewała jego pościel, pocierając ją energicznie szkandelą – dużym, płaskim, okrągłym naczyniem z mosiądzu podobnym do rondla, wyposażonym w długą drewnianą rączkę i przykrytym wysoką, kopulastą pokrywką, pod którą mogło się zmieścić całkiem sporo rozżarzonych węgli wyjętych z paleniska. Albo noworodek...

Jak głosi legenda, w 1688 roku do łoża Marii z Modeny, żony znienawidzonego katolickiego króla Jakuba II, właśnie w takiej szkandeli przemycono zdrowe niemowlę. Chłopczyk miał zastąpić nowo narodzonego prawego następcę tronu, który podobno był bardzo wątły i słaby. Do 1688 roku tolerowano niepopularnego monarchę, ponieważ zakładano, że władzę przejmie po nim jego protestancka siostra Maria i jej jeszcze bardziej protestancki mąż z Holandii Wilhelm Orański. Wrodzy katolikom Brytyjczycy mieli nadzieję, że powszechnie lubiani antypapiści zastąpią bezdzietnego i zdecydowanie zbyt przychylnego papistom Jakuba. Jako para współmonarchów Wilhelm i Maria zachowaliby w ten sposób to, co w owych czasach uchodziło za demokrację, a tym samym wzmocniliby Kościół Anglii.

Niespodziewany obrót wydarzeń, jakim było pojawienie się żywego i zdrowego „dziecka ze szkandeli”, Jakuba Edwarda Franciszka Stuarta, mógł jednak pokrzyżować te plany. Dlatego też rok 1688 stał się punktem zwrotnym w historii brytyjskiej monarchii. W listopadzie tego samego roku Wilhelm Orański przybił do brzegów Torbay na czele floty inwazyjnej, co skłoniło Jakuba II i jego syna do ucieczki z Londynu.

Ten bezkrwawy przewrót z 1688 roku przeszedł do historii pod nazwą Rewolucji Chwalebnej, a wprowadzone w jego wyniku zmiany stały się podstawą i wzorem współczesnego systemu sprawowania władzy, w którym coraz większą rolę odgrywa demokratycznie wybrany parlament, a monarchia konstytucyjna sprawuje funkcję czysto symboliczną. Prócz tego rodzaju teoretycznych zmian pojawił się bardzo konkretny przepis mówiący o tym, że wszystkim królewskim narodzinom musi towarzyszyć aktualny minister spraw wewnętrznych, który mógłby potwierdzić, że następca lub następczyni tronu to rzeczywiście królewski potomek, a nie dziecko dostarczone w szkandeli.

Od tego czasu niemal do dzisiaj obecność przy królewskich narodzinach była obowiązkiem każdego kolejnego ministra spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii. Królowa Wiktoria rodziła każde z dziewięciorga swych dzieci w pokoju, w którym przebywali minister oraz grupa tajnych doradców. Ten dziwaczny w gruncie rzeczy zwyczaj utrzymał się prawie do połowy XX wieku. W kwietniu 1926 roku sir William Joynson-Hicks był przy narodzinach przyszłej królowej Elżbiety II w londyńskiej rezydencji jej rodziców, a cztery lata później jego następca z Partii Pracy John Robert Clynes musiał przybyć do zamku Glamis w Szkocji, by nie przegapić narodzin siostry Elżbiety, Małgorzaty. Utknął tam na całe dwa tygodnie, utrzymując łączność ze światem jedynie za pośrednictwem pojedynczej obsługiwanej z centrali linii telefonicznej, bo księżniczka urodziła się długo po przewidywanym terminie.

W listopadzie 1948 roku książę Karol został pierwszym z urodzonych po 1688 roku następców tronu, który przyszedł na świat bez kontrolującej obecności przedstawicieli narodu określonej przepisami. Powojenny laburzystowski gabinet Clementa Attlee szybko i bez wahania zlikwidował tę anachroniczną praktykę. Jednak Karol przywracał ją do życia w latach 1982 i 1984, gdy rodzili się William i Harry, a on wraz z Dianą zaledwie kilka godzin po porodzie dumnie prezentował swoich synów na szpitalnych schodach oddziału Lindo, jakby chciał uzyskać w ten sposób akceptację i przychylność społeczeństwa.

Książę William kontynuował ten zwyczaj, choć już w 2013 roku publicznej prezentacji towarzyszyły bezceremonialne i budzące niesmak przepychanki tłumu dziennikarzy, paparazzich i zwykłych gapiów. William dzielnie trwał na posterunku wspierany przez Kate, zawsze nienagannie ubraną i uśmiechniętą pomimo niedawnych trudów porodu. Jako następca tronu, który sumiennie przygotowywał się do swojej roli, książę William wiedział, jak niebezpiecznym narzędziem może być szkandela i jak ważne jest budowanie poczucia jedności z narodem.

Jednak jego młodszy brat, jako „zapasowy” dziedzic, nie poznał tej szczególnej instrukcji w postaci legendy sprzed wieków, nie wspominając już o jej socjologicznych podtekstach i znaczeniu – choć nawet gdyby tak się stało, pewnie wcale by go to nie obchodziło. Następca tronu mógł zdecydować się na udział w upokarzającej inspekcji na szpitalnych schodach, jeśli uznał to za stosowne. Młodszy syn króla miał jednak inne podejście do sprawy, a jego żona całkowicie się z nim zgadzała. Harry i Meghan uważali, że pierwszą rzeczą, jaką zobaczy ich nowo narodzone dziecko po opuszczeniu szpitala, nie powinien być ten sam obłęd rozkrzyczanego tłumu i błyskających fleszy, które towarzyszyły Dianie i które w istocie stały się przyczyną jej śmierci.

Wystarczy tylko zerknąć na zdjęcie maleńkiego Harry’ego w objęciach matki stojącej we wrześniu 1984 roku na schodach skrzydła Lindo, by zrozumieć, że Diana musiała poświęcić co najmniej godzinę na mycie i suszenie włosów, nim kierowana „spontanicznym odruchem” wyszła przed szpital, by pozdrowić lud. Ostrożna Kate znosiła te wszystkie zabiegi i przygotowania dla dobra „firmy”, ale nieprzewidywalna Meghan najwyraźniej nie miała na to ochoty.

Dlatego też Harry i Meghan, książę i księżna Sussex, uzgodnili, że ich dziecko urodzi się w domu, w spokoju i odosobnieniu Frogmore Cottage, rezydencji położonej w Windsorze. Frogmore Cottage składa się w istocie z kilku budynków, które niedawno wyremontowano i połączono w jedną liczącą dwadzieścia trzy pokoje posiadłość. Remont kosztował około dwóch milionów czterystu tysięcy funtów pochodzących z publicznych funduszy. Tutaj właśnie pojawił się kolejny drobny problem. Skoro królewscy rodzice nie chcieli pokazać swego dziecka ze względu na tradycję związaną z historią o gorącym rondlu do podrzucania dzieci, to może powinni byli zrobić to ze względu na te wszystkie garnki i rondle w ich nowej ślicznej kuchni, za które zapłacili podatnicy? Być może warto byłoby uczynić jakiś gest wdzięczności.

Jak się okazało, były to czysto akademickie rozważania. Dziecko Sussexów nie spieszyło się z przyjściem na świat, a gdy poród opóźniał się już o dwa tygodnie, lekarz Meghan (jego lub jej tożsamość pozostaje tajemnicą do dzisiaj) zalecił przenosiny do szpitala, gdzie matka mogła liczyć na natychmiastową specjalistyczną pomoc. Wydawało się, że odległy o kilkadziesiąt mil państwowy szpital Frimley Park w okolicach Farnborough będzie w zupełności wystarczający, jednak królewska para wybrała się wraz z matką Meghan, Dorią, w znacznie dłuższą podróż do Londynu, do najdroższego oddziału położniczego w Wielkiej Brytanii prowadzonego w amerykańskim szpitalu Portland Hospital. Korzysta z niego wiele gwiazd światowego formatu. Victoria Beckham, Liz Hurley, Kate Winslet – wszystkie te sławne matki rodziły w luksusowych warunkach zapewnianych przez Portland, gdzie podstawowy pakiet usług położniczych kosztuje minimum 6100 funtów, wliczone jest w to łóżeczko z baldachimem dla dziecka. I gdzie nie unosi się paskudny zapach dworca kolejowego.

Tu należy wspomnieć o kolejnej kontrowersyjnej sprawie związanej z Harrym i Meghan. O luksusowych pięciogwiazdkowych upodobaniach i słabościach, którym ci trybuni zwykłych ludzi tak często ulegają: od zamiłowania do prywatnych odrzutowców, przez hollywoodzkie przyjaźnie, po chęć „zaszycia się” w wyremontowanym za ogromne pieniądze dwudziestotrzypokojowym „domku” czy też – po przeprowadzce do Kalifornii – w wartej osiemnaście milionów dolarów rezydencji w stylu toskańskim, z dwunastoma łazienkami, postawionej na parceli o powierzchni dwudziestu dwóch akrów w ekskluzywnej dzielnicy Los Angeles zwanej Beverly Ridge Estates.

„To kwestia bezpieczeństwa – tłumaczyli ich agenci. – Poza tym oni naprawdę potrzebują prywatności”.

Personel szpitala Portland wykonał zadanie sprawnie i dyskretnie w nocy z 5 na 6 maja 2019 roku. Rankiem Meghan ujrzała swego spóźnionego, lecz zdrowego syna, który tuż po porodzie ważył siedem funtów i trzy uncje . Mały Archie urodził się dokładnie o godzinie 5.26, dzięki czemu babcia Doria, szczęśliwi rodzice i ich nowo narodzony synek mogli wrócić do Windsoru niepostrzeżenie. Wybieg okazał się skuteczny także dzięki wsparciu pałacu Buckingham, który o drugiej po południu tego dnia ogłosił, że księżna Sussex właśnie zaczęła poród, choć w rzeczywistości zakończyła go osiem godzin wcześniej.

Harry i Meghan nie przywiązywali większej wagi ani do królewskiej tradycji, ani do wierności faktom, ale choć raz udało im się przechytrzyć znienawidzone media.2.

Sprawy rodzinne

On jest jedyną osobą na świecie, z którą mogę porozmawiać o wszystkim. Doskonale się rozumiemy.

(książę Harry, styczeń 2006)

„Życzliwi przyjaciele”, którzy co jakiś czas informują prasę o uczuciach i przemyśleniach członków rodziny królewskiej, ujawnili, że William nie miał najlepszego zdania o gwiazdorskich manewrach Harry’ego i Meghan, które miały ukryć przed światem narodziny ich syna w maju 2019 roku. Pogłoski te znalazły potwierdzenie, gdyż William i Kate odwiedzili swego nowo narodzonego krewniaka dopiero po ośmiu dniach. Z kolei królowa, książę Filip, Karol i Camilla już po kilku godzinach zjawili się u świeżo upieczonych rodziców, by zachwycać się noworodkiem. Wydaje się dość dziwne to, że gdy książę i księżna Cambridge po tygodniu wybrali się w końcu do Frogmore, nie zabrali ze sobą George’a, Charlotte i Louisa, by ci mogli poznać nowego kuzyna.

Harry wygrał jednak następną rundę. 8 maja pojawił się wraz z Meghan, trzymając na rękach dwudniowego Archiego Harrisona Mountbattena--Windsora, w olśniewającym wnętrzu sali zamkowej św. Jerzego w Windsorze. Towarzyszył im tylko jeden fotograf, którego sami wybrali do tego zadania, oraz mała grupka dziennikarzy z którymi rozmawiali o swojej radości, i kamery telewizyjne.

– To prawdziwa magia, coś zdumiewającego – mówiła Meghan. – Mam teraz dwóch najwspanialszych facetów na świecie, więc jestem naprawdę szczęśliwa.

– Ma cudowny charakter – zwierzał się Harry. – Jest bardzo spokojny. Nie wiem, po kim to odziedziczył!

Znajomi Harry’ego z Sandhurst twierdzili, że dał synowi na imię „Archie” na cześć swojego mentora z wojska – majora Toma Archera-Burtona – lecz matka dziecka przedstawiła bardziej wyrafinowane wyjaśnienie.

Księżna Sussex tłumaczyła, że słowo arche pochodzi z klasycznej greki i oznacza tyle co „początek” lub „źródło działania” (Meghan lepiej poznała kulturę antyku w szkole w Los Angeles niż Harry w Eton). Później książęca para nazwała tak również swoją fundację dobroczynną. Jeśli zaś chodzi o imię Harrison, to można uznać, że był to swego rodzaju żart – „Harry’s son” – choć niektórzy komentatorzy zastanawiali się, czy ma to coś wspólnego z mistyczną, medytacyjną aurą otaczającą George’a Harrisona, ulubionego beatlesa Meghan.

Otulony białym kocem, z delikatną włóczkową czapeczką na głowie mały Archie przespał smacznie swoją całą pierwszą oficjalną sesję zdjęciową, co oczywiście odpowiadało oczekiwaniom jego rodziców.

– Dziękuję wszystkim – mówiła Meghan – za serdeczność i życzenia. To wiele dla nas znaczy.

Cała ta po trosze prywatna, a po trosze publiczna uroczystość wypadła po prostu idealnie. Okazałe, wysokie okna Sali św. Jerzego stanowiły doskonałe tło, zapewniając historyczną oprawę całkiem współczesnemu wydarzeniu. Ten nowoczesny wymiar znajdował również odbicie w tym, że to właśnie Harry, odpowiedzialny i dzielący się obowiązkami ojciec, trzymał na rękach dziecko, podczas gdy na wszystkich zdjęciach wykonywanych wcześniej na schodach przy Paddington to matka tuliła noworodka.

Kolejna, jeszcze serdeczniejsza uroczystość rodzinna odbyła się, gdy dumni rodzice pokazywali Archiego królowej, księciu Filipowi i Dorii. Zdjęcie z tego spotkania było na pierwszych stronach wszystkich brytyjskich gazet – i wielu innych na całym świecie – wszyscy mogli więc zobaczyć, jak dwie babcie – biała i czarnoskóra – uśmiechają się do pierwszego w brytyjskiej rodzinie królewskiej dziecka z mieszanego małżeństwa.

„Naprawdę trudno pojąć, jak kobiety potrafią tego dokonać – zauważył Harry w jednym z wywiadów udzielonych po narodzinach syna. – To zdumiewające przeżycie, jakiego wcześniej nawet nie umiałbym sobie wyobrazić”.

Później jednak pojawił się pierwszy poważny problem i pierwszy zgrzyt, czyli kwestia rodziców chrzestnych. Ich obecność podczas chrztu w Kościele anglikańskim jest oczywista i nieodzowna, mają oni prowadzić dziecko przez życie, wspierając je duchowo, moralnie i często również materialnie, a wybór tych osób ma szczególne znaczenie w przypadku członka rodziny królewskiej. W Kościele Anglii rodziców chrzestnych określa się również formalnie „sponsorami”.

Może się wydawać, że numer szósty i siódmy w kolejce do objęcia tronu to dość odległe miejsca, ale kto wie, co może się wydarzyć w epoce potężnych ataków terrorystycznych i globalnych pandemii. Niewykluczone, że następcy z szóstej i siódmej pozycji przesuną się wkrótce na trzecią i czwartą albo i wyżej. Co istotniejsze, każdy z tych potencjalnych monarchów – w chwili gdy powstaje ta książka, Harry jest szósty w kolejce do tronu, a Archie siódmy – pozostaje członkiem rodziny królewskiej i otoczony jest nimbem tej królewskości na mocy emocjonalnego przywiązania ze strony swych poddanych oraz pieniędzy, które pobiera z ich podatków, czy mu się to podoba, czy nie.

W pałacu Buckingham wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie każdy z potencjalnych kandydatów na rodziców chrzestnych może uczestniczyć w tej organizowanej pospiesznie uroczystości. W lipcu 2019 roku Elżbieta II jak co roku wyjeżdżała do Szkocji na Holyrood Week1, co oznaczało, że ani ona, ani książę Filip nie będą na chrzcinach Archiego zaplanowanych na 6 lipca. Zmiana terminu nie wchodziła w grę, gdyż i tak z wielkim trudem dopasowano go do licznych obowiązków i podróży Karola, Camilli, Williama i Kate – nie wspominając już o arcybiskupie Canterbury, który miał przewodzić ceremonii. Jednakże zarówno monarcha, pałac, jak i praktycznie wszyscy uczestnicy tej gry wiedzą, że świat powinien poznać, kim będą „sponsorzy” nowego członka królewskiej rodziny. Jak można ocenić, czy funkcję powierzono odpowiednim osobom, skoro ich tożsamość pozostaje nieznana? Określenie „sekretny sponsor” nie kojarzy się zbyt dobrze. Poza tym zgodnie z niepisanymi regułami funkcjonowania monarchii Zjednoczonego Królestwa Brytyjczycy mają prawo wiedzieć, kto jest duchowym przewodnikiem ich potencjalnego króla czy królowej. Jednak w tym przypadku precedensy, protokół i praktyka przegrały w starciu z uporem Harry’ego i Meghan, którzy chcieli przede wszystkim chronić prywatność swoją oraz ich nowo narodzonego dziecka.

„Archie Harrison Mountbatten-Windsor zostanie ochrzczony przez arcybiskupa Canterbury podczas skromnej rodzinnej uroczystości, która odbędzie się w prywatnej kaplicy królewskiej w zamku Windsor w sobotę 6 lipca” – informował pałac Buckingham w oświadczeniu wydanym 3 lipca. „Książę i księżna Sussex chętnie udostępnią niektóre ze zdjęć wykonanych tego dnia przez fotografa Chrisa Allertona. Rodzice chrzestni zgodnie z ich życzeniem pozostaną anonimowi”.

Potwierdzając oświadczenie Buckingham, królewskie biuro Sussex dało jasno do zrozumienia, że kwestia „sponsorów” nie podlega negocjacji. Nazwiska rodziców chrzestnych nie zostaną ujawnione.

„W trakcie mojej kariery relacjonowałem pięć lub sześć królewskich chrztów – komentował redaktor naczelny czasopisma „Majesty” w programie telewizyjnym Today – i nigdy nie zetknąłem się z tak daleko posuniętą dyskrecją”.

Czy brat Harry’ego, William, był oburzony? Czy tylko zirytowany? A może jedynie skonsternowany?

„Przyjaciele” starali się studzić emocje, wskazując tę ostatnią możliwość. Sugerowali, że przyszły król, który w sukcesji do tronu wyprzedza Archiego zaledwie o pięć miejsc, nie może pojąć, jak doszło do zignorowania tak jednoznacznej i podstawowej zasady. Jak to możliwe, by którykolwiek z nowych członków rodziny królewskiej został należycie ochrzczony bez ujawnienia tożsamości jego sponsorów?

Gdy rankiem w sobotę 6 lipca William pojawił się na chrzcinach swojego bratanka Archiego w prywatnej kaplicy królowej w Windsorze, a potem pozował do zdjęcia w nienagannym wnętrzu Zielonego Salonu, uśmiech ani na moment nie schodził mu z twarzy. Był to jednak cierpki i tajemniczy uśmiech, a komentatorzy szeroko rozwodzili się nad tym, jaki podtekst mógł się kryć za tym grymasem oraz mową ciała młodego księcia. Ale także za uśmiechem i postawą jego żony. Kate celowo założyła na tę okazję perłowe kolczyki po swej zmarłej teściowej – te same, które podobno wybrała Diana na chrzest Harry’ego w 1984 roku. – Siedziała jednak „dziwnie wyprostowana”, zauważyła Judi James, ekspertka od mowy ciała. Księżna pochylała się sztywno do przodu, jakby „gotowa do ucieczki”.

Jeszcze ciekawiej brzmiała analiza zachowania Williama przedstawiona przez James. Książę stał na baczność obok żony z „dłonią jak liść figowy” osłaniającą jego krocze, a przy tym „trzymał wysoko głowę niczym policjant na krótką chwilę przed zatrzymaniem podejrzanego”.

Niektórzy komentatorzy internetowi w pełni zgadzali się z ekspertką. „William wygląda tak, jakby wolał być gdzie indziej” – tweetował jeden z nich, podczas gdy inny „fan rodziny królewskiej” twierdził, że „William powinien był się znacznie szerzej uśmiechać”.

Och, jakże ciężki jest los przyszłego króla! Czy na takie właśnie życie, pełne małostkowości i krytyki, pracował książę William – drugi w kolejce do tronu – kiedy pod koniec lat 90. spotykał się podczas lunchów w zamku Windsor ze swoją babką, królową? Trzynastoletni wówczas książę jesienią 1995 roku zaczął właśnie naukę w Eton College, ekskluzywnej szkole dla chłopców założonej w 1440 roku i położonej po drugiej stronie Tamizy, naprzeciwko Windsoru. Mijały wtedy trzy lata, odkąd jego rodzice ogłosili separację – za dwa lata Diana zginie w wypadku – a królowa martwiła się o stan psychiczny swojego wnuka. Czy Karol był zbyt pochłonięty własnymi problemami, związkiem z Kamilą Parker Bowles i całą resztą, by należycie wypełniać ojcowskie obowiązki? W tym czasie Diana wdawała się w kolejne romanse, głównie z cudzoziemcami, celowo przybierając pozę wywrotowej, antykrólewskiej „latawicy”. Królowa naprawdę się obawiała, że wszystko to może doprowadzić chłopca do załamania nerwowego, z czego zwierzyła się jednemu ze swych doradców, tym bardziej że matka Williama najwyraźniej już przechodziła przez tego rodzaju załamanie.

Interweniował książę Edynburga. Filip podzielał obawy żony, sugerował jej również, by na przekór swym zasadom zaangażowała się w trudne rodzinne sprawy i spróbowała zbliżyć do tego wrażliwego chłopca, który był nie tylko jej wnukiem, ale i przyszłym następcą tronu. Może dzieciak mógłby co jakiś czas wpadać do ich zamku w niedziele, gdy uczniom Eton wolno było wychodzić do miasta? I tak zaczęły się ich regularne spotkania przy lunchu. Co kilka niedziel – wyłączając weekendy, które William mógł spędzić ze swą matką lub ojcem – nastolatek śledzony dyskretnie przez ochroniarza wybierał się na spacer wzdłuż Eton High Street i przechodził przez most do Windsoru, by zjeść smaczny i pożywny posiłek w towarzystwie królowej i księcia Edynburga.

Po puddingu Filip szedł do innej części zamku, by zostawić żonę i wnuka samych w Oak Room, pokoju o wykładanych dębowym drewnem ścianach, z wielkim sześcioramiennym żyrandolem wiszącym nad stołem i pięknym arrasem królowej Wiktorii zatytułowanym Polowanie stworzonym we francuskiej manufakturze gobelinów. W tym olśniewającym, przesyconym historią, ale i onieśmielającym otoczeniu babcia i wnuk – monarchini i jej dziedzic – przechodzili do sedna, prowadząc szczerą i bezpośrednią rozmowę.

„Cechuje ją ogromna pogoda ducha” – ujawnił dziesięć lat później William, udzielając w 2011 roku wywiadu biografowi babki Robertowi Hardmanowi i wyjaśniając, jak królowa zachęcała go, by zachował spokój w obliczu wszystkiego, czym może go kiedyś zaskoczyć świat: „Myślę, że kiedy już osiągniesz dojrzały wiek, kierujesz się w życiu staromodną wiarą, codziennie robisz wszystko, co w twojej mocy, i modlisz się co wieczór. Cóż, nawet jeśli ktoś cię za to krytykuje, i tak nie osiągniesz o wiele więcej, choćbyś nie wiem jak się starał. Dlaczego więc miałbyś się tym przejmować?”.

To właśnie podczas tych rozmów w Dębowym Pokoju książę William dowiedział się od babki, dlaczego należy utrzymywać i szanować instytucję monarchii, a także dlaczego warto walczyć – być może z wielkim zaangażowaniem – by ją zachować. W końcu było to dziedzictwo Williama należne mu w takim samym stopniu jak jej. Szczególne wrażenie robiły na księciu opowieści królowej o pierwszych latach jej panowania. O tym, jak w 1952 roku, w wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat, musiała zastąpić swego ojca króla Jerzego VI i pełnić funkcję, którą chętnie przejęłoby wielu mężczyzn przekonanych, że poradziliby sobie lepiej niż ona.

„To musiało być bardzo trudne i przytłaczające – mówił William Hardmanowi. – Ogromna większość dwudziestopięciolatków, choćby ja, mój brat i wielu innych, nie musiała zmagać się z takim obciążeniem. Nikt nie wywierał na nas takiej presji, gdy byliśmy w podobnym wieku. To zdumiewające, że jednak się nie poddała. Znosiła wszystko dzielnie i parła naprzód. To chyba właśnie jej najważniejsza cecha. Stawiasz przed nią wyzwanie, a ona je pokonuje. I robi to od sześćdziesięciu lat – to nieprawdopodobne”.

W wywiadzie udzielonym BBC w 2005 roku, gdy kończył już studia na Uniwersytecie w St Andrews, William ponownie wyraził wdzięczność za osobiste wsparcie i rady, jakich udzielała mu babka. „Zawsze służy mi pomocą, gdy mam jakieś trudności czy problemy – mówił. – Jest wspaniałym człowiekiem, prawdziwym wzorem”.

Podczas rozmów w Dębowym Pokoju William poznał także historię szkandeli i Rewolucji Chwalebnej oraz dowiedział się, jaką rolę w jego przyszłości będą musiały odegrać siły zbrojne. Mówiono wówczas jeszcze o monarszych obowiązkach związanych z Kościołem Anglii. Żadnej z tych informacji nie przekazano mu jednak w formalny sposób.

„Mam wrażenie, że nie wierzy szczególnie w skuteczność oficjalnych szkoleń” – tłumaczył William w 2016 roku, omawiając szerzej styl osobistych kontaktów i pouczeń królowej, które opisywał jako „dyskretne, wyważone i rzeczowe wskazówki”.

Sama królowa z kolei odebrała formalne lekcje historii konstytucyjnej. Jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej młoda, zaledwie trzynastoletnia księżna dwa razy w tygodniu pokonywała tę samą trasę między Windsorem i Eton, którą później chadzał William. Tyle że w przeciwnym kierunku. Przyszła królowa, której towarzyszyła wówczas jej niania Marion Crawford („Crawfie”), uczęszczała na zajęcia z historii do wypełnionego po sufit książkami gabinetu sir Henry’ego Martena, wicedyrektora Eton i ekscentrycznego naukowca, który miał w zwyczaju pogryzać podczas lekcji kostki cukru, dzieląc się tym przysmakiem ze swoim udomowionym krukiem.

Jednym z ulubionych tematów sir Henry’ego była Brytyjska Wspólnota Narodów utworzona w 1931 roku na mocy statutu westminsterskiego oraz jej przemyślana struktura, która w owym czasie obejmowała ponad pół tuzina monarchii, między innymi Kanadę i Australię. Ojciec Elżbiety, Jerzy VI, nie był tam postrzegany jako fikcyjny monarcha sprawujący rządy z odległego Londynu, lecz jako prawdziwy król i głowa państwa.

Elżbieta II była szczególnie dumna z tego, że podczas jej panowania udało się rozbudować i rozwinąć ten zdecentralizowany system rządów – w 2000 roku na świecie było aż czternaście monarchii należących do Wspólnoty – i starała się uzmysłowić Williamowi, jak ważne jest utrzymanie tych powiązań, szczególnie w Afryce, na Pacyfiku, Karaibach, subkontynencie indyjskim oraz w innych rozwijających się zakątkach globu. To wszystko stanowiło tylko jedno z wielu wyzwań stojących przed księciem, który kiedyś będzie musiał przede wszystkim stworzyć wizerunek dostojnego i poważanego – choć nie nazbyt wytwornego i odległego – „reprezentatywnego” monarchy Zjednoczonego Królestwa i trafić w gusta większości marudnych Brytyjczyków.

Jak sam później opowiadał, William miał wrażenie, że słuchając wszystkich tych nauk swojej babki, w pewnym sensie się z nią jednoczy, tworzy poczucie ciepłej bliskości – silną i niezwykłą międzypokoleniową więź, którą opisał jako „wspólne zrozumienie tego, co konieczne”.

Rozmowy prowadzone w Dębowym Pokoju pomogły przemienić kruchego i wrażliwego chłopca, któremu groziło załamanie nerwowe, w odpornego na przeciwności losu młodzieńca, który niegdyś zostanie porównany do „ochroniarza z nocnego lokalu” broniącego standardów i dostępu do swego ekskluzywnego królewskiego klubu. Książę nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek – a już z pewnością nie jego brat i jego amerykańska celebrycka żona – zagroził cennemu dziedzictwu powierzonemu mu przez babcię.

„Nie dba o sławę i splendory, to pewne – mówił o królowej w 2011 roku. – Nie to jest istotą monarchii. Tą istotą jest dawanie przykładu. Wypełnianie swoich obowiązków, jak by to ujęła. Używanie swej pozycji dla większego dobra. Służenie krajowi – właśnie o to w tym wszystkim chodzi”.

Brat Harry mógł sobie bujać w obłokach, lecz brat William przygotowywał się do roli króla.

„Przez całe nasze wspólne życie stałem u jego boku” – powiedział książę przyjacielowi, wyjaśniając, dlaczego zachowanie Harry’ego i Meghan oraz ich dziwne decyzje związane z narodzinami i chrztem Archiego – szczególnie niezrozumiałe ukrywanie tożsamości rodziców chrzestnych – doprowadziły braci do punktu, w którym, jak to określił nieco później Harry, „ich drogi się rozeszły”.

„Dłużej nie mogę już tego robić” – dodał William.

Oczywiście tożsamość tajemniczych rodziców chrzestnych nie pozostała zbyt długo tajemnicą. W ciągu kilku miesięcy od chrzcin świat poznał nazwiska sponsorów Archiego. Tiggy Pettifer, z domu Legge-Bourke, była ukochaną nianią zarówno Williama, jak i Harry’ego. Mark Dryer miał równie znaczący wpływ na dzieciństwo młodych książąt. – „Były koniuszy księcia Walii”, jak opisywał go „The Times”, „który stał się mentorem i bliskim przyjacielem obu synów Karola”. W uroczystości brał również udział Charlie van Straubenzee, jeden z najbliższych kolegów Harry’ego z dzieciństwa i ze szkolnej ławki w Eton. Meghan i Harry byli na jego ślubie w sierpniu 2018 roku.

Dzięki dociekliwości dziennikarzy i kontaktom w wyższych sferach do końca 2019 roku udało się ustalić przynajmniej te trzy tożsamości. Kiedy już je ujawniono, nikt nie próbował dementować doniesień prasy – ani pałac Buckingham, ani królewskie biuro Sussex, ani też sami zainteresowani. Pozostawało jednak pytanie, kim byli inni sponsorzy. Trzy brytyjskie nazwiska wskazywały jednoznacznie na preferencje Harry’ego, skupiono się więc na tym, kogo mogła wybrać Meghan.

Skoro na chrzcinach pojawiło się troje brytyjskich sponsorów, to należało przypuszczać, że towarzyszyło im też dwoje lub troje Amerykanów. Podejrzenia skupiały się głównie na gwiazdach: tenisa, Serenie Williams, i filmu, George’u Clooneyu, a także jednej z dwojga gwiazd polityki, byłym prezydencie Baracku Obamie i jego żonie Michelle. Wszyscy czworo przyjaźnili się z Meghan, która latem 2019 wybrała się na mecz tenisowy Sereny podczas Wimbledonu. George Clooney już wcześniej z właściwym sobie poczuciem humoru zbył wszelkie plotki, wygłaszając dowcipny i wymijający komentarz. „Na pewno nie chcielibyście, żebym był czyimkolwiek rodzicem chrzestnym – powiedział po narodzinach Archiego. – Ledwie radzę sobie z rolą zwykłego rodzica. To przerażające”.

Z kolei Obamowie byli bliskimi przyjaciółmi zarówno Meghan, jak i Harry’ego. Barack Obama spotkał się z księciem w 2017 roku podczas zawodów sportowych Invictus Games, w których brali udział niepełnosprawni weterani wojenni. Harry jest twórcą tej imprezy i traktuje ją bardzo poważnie. Z kolei Michelle napisała we wrześniu 2019 roku artykuł do brytyjskiego wydania „Vogue” współredagowany przez Meghan – więcej informacji na ten temat znajdziecie w rozdziale dwudziestym drugim. Niektórzy amerykańscy komentatorzy zastanawiali się nawet, czy Obamowie nie zachęcają świeżo upieczonej księżnej, by przejęła kiedyś ich polityczną schedę na fali dziecięcego marzenia, by zostać pierwszą czarnoskórą prezydent Ameryki.

Tego rodzaju fantastyczne spekulacje pokazują, co może się wydarzyć, gdy ktoś próbuje zataić lub zniekształcać prawdę, a celem tej książki jest właśnie jej ujawnienie. Przedstawiam w niej opowieść o dwóch dzielnych młodzieńcach, których życie naznaczone było nie tylko niezwykłymi przywilejami i luksusami, ale i ogromną tragedią. Od urodzenia musieli stawiać czoło wyzwaniom i realizować cele, które wyznaczała im ich pozycja w królewskiej rodzinie. Przez wiele lat współpracowali ze sobą i wspierali się wzajemnie w trudnych czasach. Jednak w miarę jak zmieniały się i czasy, i okoliczności, zmieniali się również oni sami, i – co nieuniknione – coraz bardziej się od siebie oddalali.

W ostatnich miesiącach – gdy powstawała ta książka – widzieliśmy, jak młodszy z braci na nowo kształtuje swoją tożsamość i próbuje podążać wraz ze swą żoną nową drogą. Odwołując się do dzieł i języka Szekspira, można powiedzieć, że książę Harry postanowił odrzucić burzliwą przeszłość – rozwiązły świat Falstaffa i własnej młodości – by odrodzić się w nowej, chwalebnej roli króla Henryka V, bohaterskiego i modelowego monarchy Brytyjczyków: „Och, szczęśliwy krąg, gromadka braci...”.

Problem w tym, że jego brat William już zajął to miejsce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: