Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Bitwa o Jawę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,99

Bitwa o Jawę - ebook

Japończycy starali się opanować Jawę poprzez realizację starannie ułożonego planu pod starannie dobranym, jednolitym dowództwem. Aliantom brakowało nie tylko planu obrony, ale nawet wspólnego celu. Jawy chcieli bronić tylko Holendrzy, natomiast Anglia, a szczególnie Stany Zjednoczone starały się tylko opór ich podtrzymać, nie angażując swych sił w większym stopniu. W tych warunkach walna bitwa morska musiała być przegrana, co przesądziło ostatecznie losy całej kampanii. Japończycy przewyższali aliantów pod względem ciężkiej artylerii, uzbrojenia torpedowego, a zwłaszcza rozpoznania lotniczego, co paraliżowało wszystkie rozpaczliwe wysiłki kontradmirała Karela Doormana zmierzające do zniszczenia sił inwazyjnych.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17829-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PO SKARBY POŁUDNIA

Kon­wój zło­żony z dzie­się­ciu trans­por­tow­ców, zała­do­wany żoł­nie­rzami 124 pułku pie­choty i spe­cjal­nego oddziału desan­to­wego Yoko­suka, był paro­krot­nie ata­ko­wany w dro­dze przez nie­liczne samo­loty nie­przy­ja­ciel­skie. Nawet inte­re­su­jące wido­wi­sko i zresztą dla Japoń­czy­ków nie­zbyt groźne. Na nie­bie wykwi­tły chmurki wybu­chów poci­sków prze­ciw­lot­ni­czych, kilka wyso­kich słu­pów wody wzbiło się w górę w przy­zwo­itej odle­gło­ści od okrę­tów i wkrótce było już po wszyst­kim.

Wie­czór poprze­dza­jący lądo­wa­nie na Bor­neo i nastę­pu­jąca po nim noc miały jed­nak głę­boko wryć się w pamięć żoł­nie­rzy Nip­ponu. Ciszę panu­jącą na morzu roz­darł nagle głu­chy huk. Ciem­no­ści roz­świe­tlił czer­wony błysk i przy bur­cie jed­nego z trans­por­tow­ców wytry­snął wysoko gej­zer wody.

Ciemne syl­wetki nisz­czy­cieli eskorty prze­mknęły wzdłuż stat­ków kon­woju w poszu­ki­wa­niu nie­wi­docz­nego wroga, lecz po chwili nastą­piła druga eks­plo­zja, póź­niej trze­cia i czwarta. Dwa trans­por­towce tonęły, dwa następne zostały poważ­nie uszko­dzone, lecz zdo­łano je ura­to­wać.

Mat­suo Kamata, młody żoł­nierz z oddziału Yoko­suka znaj­du­jący się na pokła­dzie jed­nego z oca­la­łych trans­por­tow­ców, zaci­skał w bez­sil­nej wście­kło­ści dło­nie na relingu, bez­sku­tecz­nie usi­łu­jąc doj­rzeć nie­wi­dzial­nego wroga.

„To jest podłe! – myślał. – Taki pod­stępny atak z ukry­cia… Per­fidny Albion!”.

Nie przy­szło mu przy tym do głowy, że kodeks samu­ra­jów bushido, na któ­rego tra­dy­cje od lat powo­ły­wał się japoń­ski mili­ta­ryzm, wła­snym bojow­ni­kom wręcz zale­cał sto­so­wa­nie naj­bar­dziej per­fid­nych pod­stę­pów.

Nie­słusz­nie jed­nak posą­dzał Angli­ków o wyko­na­nie tego uda­nego napadu. Rze­czy­wi­stym sprawcą był holen­der­ski okręt pod­wodny, patro­lu­jący wzdłuż wybrzeża Bor­neo. Drugi okręt pod­wodny tej samej ban­dery, „K 16”, zaata­ko­wał ponow­nie tej samej nocy, posy­ła­jąc na dno japoń­ski nisz­czy­ciel „Sagiri”. Suk­ces ten jed­nak nie prze­szedł bez­kar­nie i okręt pod­wodny został zato­piony w dro­dze powrot­nej przez ści­ga­jące go nisz­czy­ciele japoń­skie.

Dnia 24 grud­nia 1941 roku kon­wój japoń­ski dotarł mimo ponie­sio­nych strat do miej­sca prze­zna­cze­nia i roz­po­czął desant zmie­rza­jący do opa­no­wa­nia mia­sta i portu Kuching, naj­więk­szego ośrodka pół­noc­nej czę­ści Bor­neo, nale­żą­cej do Wiel­kiej Bry­ta­nii. Dwa­dzie­ścia łodzi desan­to­wych wypeł­nio­nych żoł­nie­rzami japoń­skimi wpły­nęło do ujścia sze­ro­kiej rzeki San­tu­bong, dostęp­nej nawet dla śred­niej wiel­ko­ści stat­ków mor­skich, kie­ru­jąc się w stronę mia­sta, poło­żo­nego w odle­gło­ści kil­ku­na­stu kilo­me­trów od morza.

Tutaj jed­nak spo­tkała Japoń­czy­ków nie­spo­dzianka w postaci cel­nego, choć nie­zbyt sil­nego ognia arty­le­ryj­skiego. Kamata, sku­lony na dnie łodzi wraz z 23 innymi żoł­nie­rzami, znów nie mógł doj­rzeć śladu nie­przy­ja­ciela. Po obu stro­nach wiel­kiej rzeki wid­niała tylko zwarta masa buj­nej zie­leni. Cztery łodzie desan­towe zostały tra­fione i poszły na dno, lecz reszta parła nie­po­wstrzy­ma­nie pod prąd. Do celu dotarło wresz­cie trzy­na­ście łodzi, które wysa­dziły pla­nowo oddziały desan­towe w oko­li­cach mia­sta.

Kamata sko­czył lekko z łodzi na pia­sek plaży i szybko rozej­rzał się dokoła. W naj­bliż­szej oko­licy pano­wał zupełny spo­kój. Po dru­giej stro­nie sze­ro­kiego nurtu rzeki San­tu­bong wid­niało w odle­gło­ści paru kilo­me­trów roz­le­głe, lecz luźno zabu­do­wane mia­sto Kuching. W kilku miej­scach wzno­siły się w górę wyso­kie słupy czar­nego dymu.

Gwał­towna strze­la­nina zwró­ciła jed­nak uwagę Kamaty na bliż­szą oko­licę, gdzie z gęstej roślin­no­ści pod­zwrot­ni­ko­wej wyglą­dały dachy jakichś domów. Dowo­dzący plu­to­nem porucz­nik Tagu­czi wydał gar­dło­wym gło­sem kilka roz­ka­zów. Żoł­nie­rze cesa­rza Japo­nii roz­sy­pali się spraw­nie w tyra­lierę i ruszyli krót­kimi sko­kami wzdłuż drogi pro­wa­dzą­cej w głąb dżun­gli.

Znów krótka komenda i cała tyra­liera przy­pa­dła do ziemi. Kamata legł nie­ru­chomo z kolbą kara­binu przy­ci­śniętą do ramie­nia, lecz ogar­niało go coraz więk­sze pod­nie­ce­nie. Za chwilę, po raz pierw­szy w życiu, znaj­dzie się twa­rzą w twarz z wro­giem. Młody Japoń­czyk miał wresz­cie moż­ność wziąć udział w walce, o jakiej poprzed­nio marzył, podzi­wia­jąc czyny samu­ra­jów, opie­wane w licz­nych wier­szach, któ­rych uczył się w szkole na pamięć. Strze­la­nina uci­chła i plu­ton ponow­nie ruszył naprzód. Za zakrę­tem drogi ujrzano ciała kilku żoł­nie­rzy japoń­skich.

– To trzeci plu­ton, który wylą­do­wał przed nami – powie­dział obo­jęt­nie sier­żant, zwra­ca­jąc się do Kamaty. – Poznaję kaprala Izukę.

Jesz­cze kil­ka­dzie­siąt kro­ków i oto oni. Wro­go­wie. Było ich sze­ściu czy sied­miu. Leżeli nie­ru­chomo w poprzek drogi i w jej pobliżu. Obok stał porzu­cony kara­bin maszy­nowy. Kamata pochy­lił się. Mieli na gło­wach tur­bany. Od ich zasty­głych, wosko­wych twa­rzy odci­nały się gęste czarne brody. Na oliw­ko­wo­zie­lo­nych mun­du­rach błysz­czały złote guziki. Kamata odciął nożem jeden z nich. Na pamiątkę. Na guziku wid­niał herb pod­pie­rany przez dwa dziwne zwie­rzęta. Nad her­bem wielka korona. Kamata zaczął gorącz­kowo przy­po­mi­nać sobie. Ależ tak. Odwie­dziny u ciotki w Naga­saki, oglą­da­nie obcych kon­su­la­tów. Oczy­wi­ście! Herb Wiel­kiej Bry­ta­nii. Ale ci ludzie to prze­cież nie Anglicy. Co oni tu robili? Jesz­cze raz spoj­rzał na pole­głych. Zauwa­żył teraz dopiero jed­nego z nich. Jasno­rude włosy, krótko przy­strzy­żone wąsy. Twarz rażąco biała. Obok sztywna okrą­gła czapka, na ramie­niu trupa złote gwiazdki ofi­cer­skie. Tak, to Anglik, ale ci pozo­stali?

Pod­puł­kow­nik Lane zdjął czapkę i otarł spo­cone czoło. Co za upał. „Obrona Impe­rium, misja Bia­łego Czło­wieka – myślał z gory­czą. – Kolo­nia więk­sza obsza­rem od Anglii i Szko­cji razem wzię­tych, a trzeba jej bro­nić jed­nym bata­lio­nem hin­du­skim. No i jesz­cze ten oddział tubyl­czy sir Bro­oka, bia­łego radży Sara­waku, dobry tylko do parady”.

Ofi­cer pod­niósł lor­netę do oczu i spoj­rzał na odle­głe morze. O milę od ujścia rzeki spo­czy­wały zako­twi­czone trans­por­towce. Dalej krą­żyło parę smu­kłych nisz­czy­cieli. Od stat­ków ode­rwało się kilka ciem­nych punk­tów i skie­ro­wało w stronę lądu, pozo­sta­wia­jąc za sobą białe smugi. Wciąż jesz­cze lądują.

Lane zaklął. Pomy­śleć, że w tej chwili w sta­rej weso­łej Anglii koń­czą się przy­go­to­wa­nia do święta Bożego Naro­dze­nia. Pie­cze się indyki, gotuje oko­licz­no­ściowy pud­ding, stroi cho­inki. _Happy Chri­st­mas!_ Tym­cza­sem on, dowódca dru­giego bata­lionu 15 pułku Pen­dża­bów, ma sta­wiać opór inwa­zji japoń­skiej, nie mogąc liczyć na żadną pomoc. Komu­ni­katy radiowe są złe, coraz to gor­sze. Floty ame­ry­kań­ska i angiel­ska otrzy­mały cięż­kie ciosy, może decy­du­jące. Z Mala­jów, Fili­pin, Hong­kongu wia­do­mo­ści coraz bar­dziej pesy­mi­styczne. Mel­dunki, otrzy­my­wane od wła­snych dowód­ców kom­pa­nii drogą radiową, rów­nież nie są pocie­sza­jące. Sier­żant Kapur znów bie­gnie z radio­sta­cji.

– _Sir_, mel­du­nek od kapi­tana Jonesa.

„Działa i moź­dzie­rze nad rzeką umil­kły, łącz­ność tele­fo­niczna i radiowa z ich sta­no­wi­skami prze­rwana. Japoń­czycy wylą­do­wali po obu stro­nach Kuching i ich patrole dotarły na ulice mia­sta. Strze­la­nina pod pała­cem maha­ra­dży”.

A więc sfor­so­wali zaporę ogniową na rzece. Zama­sko­wane działa zostały widocz­nie zlo­ka­li­zo­wane i zdo­byte. Kuching leży na tyłach głów­nych sił bata­lionu. Nale­żało pod­jąć decy­zję. Pod­puł­kow­nik Lane spoj­rzał na swego sier­żanta. Twarz Kapura, zasło­nięta nie­mal cał­ko­wi­cie gęstym, czar­nym zaro­stem prze­ty­ka­nym już nit­kami siwi­zny, była nie­wzru­szona, lecz w jego wiel­kich oczach widać było wyraźny nie­po­kój. Góral z Pen­dżabu pozo­sta­wał już trzy­dzie­ści lat w służ­bie bry­tyj­skiej i nauczył się w niej, że jak Allach w nie­bio­sach, tak na ziemi król angiel­ski jest wszech­po­tęż­nym panem. Obec­nie to poję­cie zaczy­nało się chwiać i kru­szyć. Potężna Anglia, tak potężna, że od wielu, wielu lat wszel­kie bunty, jakie w jego ojczyź­nie wybu­chały prze­ciwko bia­łym panom, musiały zakoń­czyć się okropną, krwawą klę­ską – teraz naj­wy­raź­niej brała w skórę. I od kogo? Od Azja­tów – od tych małych, sko­śno­okich, żół­to­skó­rych ludzi, któ­rych widy­wał w Indiach jako drob­nych kup­czy­ków!

Lane powziął już posta­no­wie­nie. Postąpi tak, jak by postą­pił na jego miej­scu każdy ofi­cer bry­tyj­ski. Pod­puł­kow­nik był dumny ze swego bata­lionu dowo­dzo­nego i szko­lo­nego przez niego już od lat, zło­żo­nego z wysoce zdy­scy­pli­no­wa­nych zawo­do­wych żoł­nie­rzy.

Przede wszyst­kim nale­żało ura­to­wać tę jed­nostkę dla Anglii.

– Sier­żan­cie, nadaj­cie radio­gram do wszyst­kich dowód­ców kom­pa­nii. Wyko­nać plan gene­ral­nego odwrotu na połu­dnie.

Sier­żant zasa­lu­to­wał i odszedł w mil­cze­niu.

Pod­puł­kow­ni­kowi Lane’owi nie udało się jed­nak osta­tecz­nie ura­to­wać swego bata­lionu. Dzielni żoł­nie­rze z Pen­dżabu prze­szli wpraw­dzie setki kilo­me­trów przez nie­zba­dane dżun­gle wnę­trza Bor­neo, sto­czyli liczne walki i dotarli na połu­dniowe wybrzeże tej wiel­kiej wyspy, lecz moż­li­wo­ści dal­szej ewa­ku­acji zostały uda­rem­nione przez flotę japoń­ską, która pano­wała już w tym okre­sie nie­po­dziel­nie nad morzem. Resztki bata­lionu ska­pi­tu­lo­wały w dzie­sięć tygo­dni po opi­sa­nych wyżej wyda­rze­niach.

Dla­czego jed­nak młody żoł­nierz japoń­ski Kamata zna­lazł się na Bor­neo, odle­głym o tysiące kilo­me­trów od jego rodzin­nej wsi? Dla­czego na tej wyspie wal­czyli i ginęli twar­dzi górale z Pen­dżabu, jesz­cze bar­dziej odle­głego?

Aby odpo­wie­dzieć na te pyta­nia, musimy cof­nąć się w cza­sie o kilka tygo­dni.

W końcu listo­pada 1941 roku w Cesar­skiej Kwa­te­rze Głów­nej odbyło się posie­dze­nie w wybra­nym gro­nie, nie­ma­jące wpraw­dzie ofi­cjal­nego cha­rak­teru, lecz nie­zmier­nie donio­słe dla dal­szego biegu wypad­ków. W kon­fe­ren­cji tej brał udział nowo mia­no­wany pre­mier Nip­ponu, mini­stro­wie spraw zagra­nicz­nych, armii i mary­narki, sze­fo­wie szta­bów wszyst­kich rodza­jów sił zbroj­nych oraz jesz­cze parę innych oso­bi­sto­ści.

– Pano­wie – zwró­cił się do zebra­nych pre­mier Hideki Tojo – nade­szła godzina pod­ję­cia osta­tecz­nej decy­zji. Od niej będzie zale­żało, czy Święte Cesar­stwo sta­nie się naj­więk­szym mocar­stwem w świe­cie, czy też zagrozi mu ruina poli­tyczna, mili­tarna i gospo­dar­cza. Weźmy na przy­kład sprawę ropy naf­to­wej. Powie­dze­nie, że ropa rzą­dzi świa­tem, stało się już bana­łem, lecz nie­stety jest praw­dziwe. Jeżeli chcemy zdo­być pano­wa­nie nad Azją i Pacy­fi­kiem, musimy sobie zapew­nić zaopa­trze­nie w ropę naf­tową, konieczną dla naszej gospo­darki, nie­zbędną dla floty, lot­nic­twa i armii. Jak pano­wie wie­cie, sytu­acja w tej dzie­dzi­nie jest tra­giczna. Wydo­by­cie ropy naf­to­wej u nas sta­nowi zale­d­wie 0,1% pro­duk­cji świa­to­wej i zaspo­kaja tylko dzie­siątą część naszego nor­mal­nego zapo­trze­bo­wa­nia. Udało się nam wpraw­dzie utwo­rzyć poważne rezerwy z importu, lecz wystar­czą one, wraz z wła­sną pro­duk­cją, tylko na pół­tora roku. Stany Zjed­no­czone i ich sojusz­nicy zde­cy­do­wali się obec­nie na nie­sły­chaną pro­wo­ka­cję, wstrzy­mu­jąc wszyst­kie dostawy ropy dla nas. Pano­wie, za kil­ka­na­ście mie­sięcy pozosta­niemy bez kro­pli paliwa. Nasza wspa­niała machina wojenna zosta­nie unie­ru­cho­miona i będziemy wów­czas ska­zani na przy­ję­cie dyk­tatu ame­ry­kań­skiego. Będziemy musieli zre­zy­gno­wać na rzecz Ame­ry­ka­nów z naszych zdo­by­czy w Chi­nach, będziemy musieli wyco­fać się z Indo­chin, spi­chrza Japo­nii. Byłaby to kapi­tu­la­cja.

Na sali dało się zauwa­żyć silne poru­sze­nie, lecz Tojo mówił dalej:

– Nie, pano­wie, nie będzie kapi­tu­la­cji. Ropę zdo­bę­dziemy siłą na Wyspach Sun­daj­skich. Pro­duk­cja samego Bor­neo pokrywa 2/3 naszego defi­cytu ropy naf­to­wej. Pro­duk­cja Indii Holen­der­skich, szcze­gól­nie Suma­try, prze­kra­cza dwu­krot­nie całe nasze zapo­trze­bo­wa­nie. Nie będziemy cze­kać, aż ostat­nie zbior­niki w Japo­nii zostaną opróż­nione, ude­rzymy już teraz na połu­dnie, aby jak naj­szyb­ciej opa­no­wać obszary o żywot­nym dla nas zna­cze­niu.

Na sali zapa­no­wał entu­zjazm.

Admi­rał Osami Nagano, szef sztabu mary­narki, odczy­tał wytyczne planu stra­te­gicz­nego, opra­co­wa­nego przez Cesar­ską Kwa­terę Główną. Ofen­sywa na Indie Holen­der­skie spo­wo­duje nie­wąt­pli­wie reak­cję ze strony Sta­nów Zjed­no­czo­nych i Wiel­kiej Bry­ta­nii. Dla zabez­pie­cze­nia głów­nego kie­runku natar­cia od wschodu, nastąpi atak na flotę ame­ry­kań­ską, któ­rej główne siły sta­cjo­nują w Pearl Har­bour na Hawa­jach, oraz zostaną wysa­dzone desanty na Fili­pi­nach i w Bry­tyj­skim Pół­noc­nym Bor­neo. Z dru­giej strony siły japoń­skie roz­poczną dzia­ła­nia prze­ciwko Hong­kon­gowi i Mala­jom. Dzia­ła­nia floty prze­wo­żą­cej woj­ska lądowe będą wspie­rane przez lot­nic­two, które będzie stop­niowo prze­su­wać swoje bazy na połu­dnie, w miarę zaj­mo­wa­nia poszcze­gól­nych miej­sco­wo­ści i wysp. Główny opór nie­przy­ja­ciela jest spo­dzie­wany na Jawie, zaj­mu­ją­cej cen­tralne poło­że­nie wśród Wysp Sun­daj­skich.

– A więc wojna jed­no­cze­śnie prze­ciwko Sta­nom Zjed­no­czo­nym, Wiel­kiej Bry­ta­nii i Holan­dii, rów­no­le­gle do toczą­cej się już wojny z Chi­nami? – powie­dział ktoś pół­gło­sem.

Tojo zare­ago­wał z miej­sca.

– Anglia znaj­duje się w nie­zmier­nie cięż­kiej sytu­acji na Atlan­tyku i w rejo­nie Morza Śród­ziem­nego, gdzie utrzy­muje z naj­więk­szym tru­dem swoje pozy­cje, bro­niąc się przed nie­miecko-wło­skimi natar­ciami. Nie będzie mogła ona skie­ro­wać prze­ciwko nam żad­nych poważ­niej­szych sił. Holan­dia jest prze­cież oku­po­wana przez Niem­ców, a siły, któ­rymi dys­po­nuje w swych kolo­niach, są nie­znaczne. Ame­ryka nie­prędko ukoń­czy swoje przy­go­to­wa­nia wojenne, a gdy to nastąpi, będzie już za późno. Do tego czasu zre­ali­zu­jemy nasze główne cele i nie­przy­ja­ciel nie będzie dys­po­no­wał żadną bazą poło­żoną bli­żej Japo­nii niż jakieś 6000 kilo­me­trów. W tym sta­nie rze­czy trudno myśleć o sku­tecz­nej kontr­ofen­sy­wie nie­przy­ja­ciela.

– A co będzie ze Związ­kiem Radziec­kim? Czy będzie patrzeć obo­jęt­nie na nasz pod­bój Azji?

Pyta­nie było kło­po­tliwe, lecz Tojo miał już gotową odpo­wiedź:

– Wia­do­mo­ści, które otrzy­ma­łem od naszego amba­sa­dora w Ber­li­nie, są jak naj­lep­sze. Kanc­lerz Rze­szy spo­dziewa się, że do końca roku pad­nie zarówno Moskwa jak i Lenin­grad, więc Zwią­zek Radziecki prze­sta­nie się liczyć jako zor­ga­ni­zo­wana siła mili­tarna. Zresztą więk­szość naszej armii lądo­wej pozo­staje skon­cen­tro­wana w Man­dżu­rii i pół­noc­nych Chi­nach, gotowa do wkro­cze­nia na Sybe­rię w odpo­wied­nim momen­cie. Po upadku Związku Radziec­kiego Anglia, mimo pomocy ame­ry­kań­skiej, nie będzie mogła sta­wić czoła wszyst­kim połą­czo­nym siłom nie­miecko-wło­skim, do któ­rych dołą­czy się także Hisz­pa­nia. Stany Zjed­no­czone pozo­staną cał­ko­wi­cie izo­lo­wane i będą musiały wal­czyć jed­no­cze­śnie na Atlan­tyku i na Pacy­fiku. Osta­teczny wynik wojny jest łatwy do prze­wi­dze­nia. Japo­nia wyj­dzie z niej jako naj­więk­sze i naj­po­tęż­niej­sze mocar­stwo świata. Gospo­darka nasza uzy­ska wspa­niałe moż­li­wo­ści roz­wo­jowe. Dość powie­dzieć, że w naszych rękach znajdą się nie tylko bogate źró­dła ropy naf­to­wej, lecz także plan­ta­cje kau­czuku na Mala­jach, dające 80% pro­duk­cji świa­to­wej.

– A plan­ta­cje her­baty i pie­przu? A tania siła robo­cza z Chin, która będzie jesz­cze mniej kosz­to­wać od naszych wła­snych robot­ni­ków, tak mało na szczę­ście wyma­ga­ją­cych? Zwy­cię­stwo przy­nie­sie olbrzy­mie zyski naszemu prze­my­słowi i han­dlowi.

Słowa te wypo­wie­dział czło­wiek bar­dzo niski, nawet jak na Japoń­czyka, lecz odzna­cza­jący się wyjąt­kowo dużą głową. Więk­szość obec­nych mało go znała. Wia­domo było tylko, że zasiada w radzie nad­zor­czej kon­cernu Mit­su­bi­shi, widuje się go czę­sto nie tylko na zebra­niach akcjo­na­riu­szy wiel­kich spółek akcyj­nych, lecz także w gabi­ne­tach mini­strów, a nawet nie­raz poja­wia się na dwo­rze cesar­skim.

Admi­rał Iso­roku Yama­moto pochy­lił się ku sze­fowi sztabu mary­narki.

– Zyski, ci pano­wie myślą tylko o zyskach, jakby wojna była już wygrana. Wszystko jed­nak zależy od rezul­tatu naszego ataku na Pearl Har­bour.

Nagano zasta­na­wiał się chwilę.

– Tak, oczy­wi­ście, jeżeli uda nam się wyeli­mi­no­wać z walki flotę ame­ry­kań­ską już w pierw­szym dniu wojny, to reszta planu zosta­nie wyko­nana bez więk­szych trud­no­ści. Ale powo­dze­nie ataku na Pearl Har­bour zależy wyłącz­nie od tego, czy uda się nam uzy­skać cał­ko­wite zasko­cze­nie…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: