Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go
Wydawnictwo:
Data wydania:
17 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bizarny Szczecian - ebook

„Bizarny Szczecin” to zbiór historii, po których spojrzysz na to miasto inaczej. Kompletnie inaczej. Doskonale znane miejsca, które mijasz w pośpiechu, albo do których przychodzisz, żeby się zrelaksować okazują się pełne niespodzianek, czających się pod wodą, za ścianą, pod skórą. Nieskrępowana niczym wyobraźnia twórców tchnęła w nie ducha, którego się nie spodziewacie.  Mrocznego, niespokojnego, onirycznego. Topiel jeziora, spękania murów, żywa tkanka, historia i współczesność, zbrodnia i kara, ludzie i duchy. Jakże mroczne oblicze Szczecina…

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-966188-2-5
Rozmiar pliku: 14 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku!

Szczecin to niezwykłe miasto. Nieoczywiste i pełne tajemnic. Miasto wielu wciąż nieodkrytych historii i miejsc. Miasto bizarne!

Czy chcesz je zwiedzić razem z nami? Jeśli tak, to dobrze, że trzymasz w ręku tę książkę.

Zajrzyj do środka i zobacz, jak oddajemy mu hołd w półcieniach zmroku, nicościach nocy i światłach dnia. Zanurz się w różnych konwencjach i stylach, szukając czegoś tylko dla siebie. Popłyń przez humoreskę, absurd i legendę w toczonych grozą historiach właściwych tylko temu miejscu. Rozwiń żagle wyobraźni na spacerze po tym szczecińskim uniwersum, jego placach, zaułkach, lasach. Zajrzyj do jego mieszkań i klubów, gdzie w oparach papierosowego dymu poznasz kolaż niepokojących postaci i zdarzeń. Uwierz nam, będzie się działo! Ale pamiętaj o jednym: zanim zaczniesz lekturę, wygodnie ulokuj się w fotelu i zapnij pasy, bo od następnej strony wszystko może się zdarzyć.

Autorki i AutorzyBeata Zuzanna Borawska

Syrenie Stawy

Wie pan, moje pierwsze wspomnienie, takie, które naprawdę pamiętam z dzieciństwa, to biegnący za pociągiem pies. Dla cztero-, pięciolatki przeżycie niesamowite. Wracałam z babcią znad morza, wjeżdżałyśmy do Szczecina przez Pomorzany. Widok nieciekawy, garaże, chaszcze; w przedziale okno zatrzaśnięte na amen, duszno, śmierdzi – PKP, spoconymi ciałami, jajkiem, kiełbasą; w tle stukot kół i trzaskające nieustannie drzwi przedziału. Czasami, kiedy brakuje mi energii, mrużę oczy, żeby wrócić do tej chwili, zobaczyć ją, poczuć. Pies na pewno szczekał, ale ja nie miałam szans go usłyszeć, widziałam tylko kłapanie pyska, jego odsłonięte w pędzie zęby. Próbował, zapewne nie pierwszy raz, dogonić pociąg, a ja go dopingowałam. Zachwycałam się jego ciałem w ruchu: jak skacze, wygina się, napina, zastyga w powietrzu w pozie konika na biegunach, jak wielokrotnie angażuje całego siebie w cel niemożliwy do osiągnięcia, niczym Syzyf. Patrzyłam zachłannie.

Proszę pana, proszę na mnie patrzeć, co też pan tak przymyka powieki… Proszę włożyć trochę wysiłku, życie to nie jest prosta sprawa. Muszę powiedzieć, że pięknie pan wygląda. Fruwające listki odbijają słońce, tworząc teatr cieni na pańskiej twarzy. Ciekawe, czy lubi pan sztuki aktorskie, czy się spotkały już kiedyś nasze numery foteli. Jeśli tak, to które deski pan lubi: czy te, co mówią, że dla taksówkarzy, co tam wcześniej „burdel” dla faszystów był; czy te, co to niby dla nielicznych, wymagających, elity; czy może te z kukiełkami albo te alternatywne, przy policji. A wiadomo, że najciemniej pod latarnią. Co tam się wyprawia, proszę pana! Różnie mówią, najczęściej ci, co tam nie chodzą. Jakby znajoma ta pańska twarz… Proszę oddychać spokojnie, to opowiem coś o pięknej kobiecie.Wie pan, miałam sąsiadkę. Długie, falowane, blond włosy i pełne, rybie usta. Całe życie wierzyłam, że jest syreną z Syrenich Stawów. A ona całe życie mieszkała w jednym miejscu: w brudnej oficynie, w podwórku, w przybudówce do poniemieckiej kamienicy. Pięknie rysowała. Najczęściej długonogą lalkę Barbie, którą przywiózł jej wujek marynarz. Moja najlepsza i jedyna przyjaciółka z dzieciństwa. Zabrałam ją ostatnio na spacer, trasa Błonia–Arkonka–Goplana, zatrzymałyśmy się przy barci, ale nie było pszczół. Teraz po remontach jest już ładnie, nawet wózkiem można bez problemu. A ona od zawsze na dwóch kółkach. Specjalnie dla mnie zrobiła z koca syreni ogon, wcześniej jej matka ukrywała tak przed ludźmi brak kończyn – robiła rulon, związywała na końcu paskiem i doczepiała do wózka dla zmyłki. Codziennie wystawiała ją na godzinę przed drzwi, żeby zażyła słońca i świeżego powietrza. Drażniła ją ludzka ciekawość, natarczywość spojrzeń. Może ona pierwsza dostrzegła w córce kusicielkę wodną, a ja tylko zgapiłam. Słyszałam, że dzieci przynosi bocian, a ona w moim dziewczyńskim wyobrażeniu została wyłowiona z jeziora. Kiedy tak się przechadzałyśmy, to zwierzyła się, że czasem chciałaby z powrotem pod wodę, na zawsze, ale nie pozwoliłam jej. Panu też nie pozwolę na takie myśli. Proszę otworzyć oczy.

Wierzę w to, co ostatnio tutaj śpiewają, że człowiek psuje się od serca. Niektórzy to nawet udają, że go nie mają, żeby niczego nie popsuć, albo asekurują się przez jego zwielokrotnienie. A w Szczecinie gdzie znaleźć serce miasta? Jedni mówią, że go nie ma, drudzy – że jest na Nowym-Starym Mieście, inni – że nie ma jednego, bo bije też na Bogusława i na Bulwarach czy Przystani. Sama nie wiem. Może jest tutaj, gdzie jesteśmy obok siebie zagubieni, w miejscu nieodkrytym przez nikogo jak my przed sobą. Proszę się nie martwić, z pana sercem wszystko w porządku. Położyłam rękę – bije, czuję je. Będzie pan żył.

Słyszałam, że człowiek się ożywia, jak słyszy coś strasznego. Pan pewnie widział te szyldy na mieście, że zakład działa od czterdziestego piątego roku. Jest ze starociami, dajmy na to z lampami. Czy zastanawiał się pan, skąd te lampy w sklepie po wojnie? No właśnie, ja też nie chcęsię zastanawiać. Wujek prowadzi jeden z takich sklepów, ale nie wolno go pytać o początki, kuzyna też nie, nikogo. Można tylko gratulować wytrwałości w prowadzeniu rodzinnego biznesu, są nawet w internecie. Teraz już inna historia. Cienie robią się coraz dłuższe. Na pewno ktoś nas znajdzie przed nocą. Może pan zamknąć oczy, ale proszę oddychać, wytrę panu pot z czoła.

Ma pan takie miękkie włosy. W ogóle nie wypadły, dobre geny. Może zza Buga. Przypomniało mi się, dokładnie jedenastego listopada wybrałam się nad Głębokie i podsłuchałam rozmowę dwóch mężczyzn: „Ja się tutaj urodziłem, jestem ze Szczecina”, na co drugi: „Co ty mówisz, naprawdę?”. „Stary, no przecież Gałczyński to mnie tutaj na rękach nosił!”. Myślę, że pana to poeta mógł bujać na nóżce, kto wie. Proszę oddychać spokojnie. Dalej, pamiętam, były palone ogniska, grała głośna muzyka. Minęłam znajome drzewo z tabliczką: „pomnik przyrody”. Stary dąb. Przytuliłam go, proszę wybaczyć, czulej i mocniej niż pana. Znam się z nim dłużej. Naród świętuje niepodległość kiełbasą, pomyślałam, ale pomyliłam się. Słyszałam tylko ukraiński. Kilka rodzin, widać, że poczuli się tutaj jak u siebie, bo u siebie już się tak nie czują. To było jeszcze przed wojną. Teraz wszystko się zmieniło. Rozpaliłabym panu ognisko, ale w lesie to niebezpieczne.

Proszę pana, proszę jeszcze nie iść w stronę światła, ku słońcu, i zostać tutaj ze mną. Widziałam już kilka razy zimorodka nad Rusałką i chyba raz na Dziewokliczu. Coś pięknego, niebieskie piórka wyróżniały się na tle brązów i zieleni. Czytałam, że one odlatują do ciepłych krajów. Proszę sobie wyobrazić, co musi być w tych ptasich móżdżkach, żeby pokonywać pół świata i wracać za każdym razem, rokrocznie tutaj, do szarego i zamglonego Szczecina. Jaka to musi być siła. Prawdziwy magnetyzm tego miejsca. Pewnie to mnie też tu trzyma, zawsze wracam. Pan pewnie, jakby mógł, to by mi odpowiedział, że wszyscy jesteśmy w ruchu, wędrujemy, wszystko się zmienia. Może miałby pan rację. Tyle tutaj rzeczy ze świata na statkach zwieźli, one uruchamiają myśli, pomysły. A ilu ludzi wyjechało, za pracą, miłością, szczęściem, uwierzyło, że gdzieś może być lepiej, albotych zmuszonych wysiedleniem, przesiedleniem, ofiar handlu ludźmi. Ile tej chemii z Niemiec i samochodów krąży w obiegu. Ma pan rację, najgorzej to w jednym miejscu. Przesunę pana, trochę się czerwonego z pana wylało.

A wie pan, ostatnio uratowałam gołębia, taki miejski typ ptactwa. I on przy Krzywoustego wtulony był w kąt. Ludzie chodzili, nikt się nie zatrzymał. Podeszłam do niego, rozłożył jedno skrzydło, drugie widocznie uszkodzone, ślady krwi na chodniku. Pewnie potrącony. Idę do apteki po pudełko, ale wiem, że nie dam rady go wziąć do rąk. Zatrzymałam chłopaczka o zapachu ziołowym, na fazie, z energetykiem w ręku, słuchawkami na uszach. Mówił, że się boi, ja mu, że ja też i nic mnie to nie obchodzi, bo ja chociaż załatwiłam karton. Zgodził się złapać go z zamkniętymi oczami. O dziwo, udało się. „Trzeba sobie pomagać” – powiedziałam mu na odchodne. Podniósł energetyka i uciekł. Wróciłam do domu, zrobiłam mu daszek z worka do prania i wysłałam taksówką do Dzikiej Ostoi. Gdyby tak pana można było łatwo…

Proszę się mnie nie bać. Mój ojciec naprawiał pralki i to właśnie on wyrobił we mnie słuch muzyczny. Nauczył mnie rozpoznawać dźwięki, słuchać, jak działa silnik; kiedy zwiastuje problemy, brzmi źle. To są rzeczy, których nie wiedzą panie od solfeżu, muzyki nie można nauczyć się w szkole. Martwią mnie dźwięki pańskiego oddechu. Rzęzi pan coraz bardziej, jak pralka, w której kamień blokuje bęben. O! I woda wycieka przez rurkę.

Pomocy! Tutaj jesteśmy! Pomocy!

Pan się nie stresuje. Ja mieszkałam w kamienicy, ileż to razy ktoś się załatwił w bramie. Osikana to jest codziennie. Ostatnio czytałam, że bezdomni koczujący przy Heliosie, na jednej z głównych ulic w centrum miasta, przynieśli sobie nawet sedes i postawili na pasie zieleni. Może rozwiązałoby to problem śmierdzących moczem okolicznych bram, ale policja to szybko zlikwidowała, bo na widoku publicznym sikać nie wolno. À propos ludzkich fekaliów, pamiętam, jak poszłam raz z mamą na Arkonkę, ale nawet nie zdążyłam się zamoczyć, bo matka zauważyła pływającą kupę i nie pozwoliła mi wejść. To były takie czasy, że nikttego nie czyścił, może jakoś to wyławiali, ale raczej nie wymieniali całej wody, nie zamykali basenu z tego powodu. Tak że proszę się nie martwić. Ludzkie to jest.

Na pewno nas ktoś znajdzie zaraz. Proszę pana, proszę sobie przypomnieć zapach czekolady w mieście. Otworzyć szeroko nozdrza, jakby pan chciał to powąchać. Może obrócę pana na drugi bok. Oprę o drzewo. Tak lepiej? Proszę pana, proszę coś powiedzieć.

Wiedziałam, że tak będzie. Mam, proszę pana, w domu dziewiętnaście kotów. Mieszkam z koleżanką, która ma osiem, z Milusiem moich było dwanaście. Wszystko na niespełna pięćdziesięciu metrach mieszkania. Milka uśpiłam w piątek, cały weekend leżał na parapecie za oknem. Poniedziałki mam dopiero wolne, cały weekend prowadziłam zajęcia ze studentami, dopiero wtedy, po obiedzie spakowałam go do plecaka, dużą łyżkę do sałatki, żeby wykopać nią dół, i przyszłam tu.

Wiedziałam, że nie można trzymać trupa przez weekend, bo ściągnie do siebie następnego. Tak mówią. Oj, Miluś, Miluś, ale nieznajomego?

Umarł mi pan. Nic więcej nie mogę zrobić. Ale posiedzę jeszcze trochę z panem. Ze swoimi kotami też długo siedzę po śmierci, ponoć jeszcze słyszą jakiś czas. Pana dłonie zaczynają blednąć, nie czuję pulsu, pojawiają się fioletowe plamy, jakby rzeki wylewały. Tyle rzek u nas. Wie pan, że nigdy nie byłam nad Chełszczącą? Może następnego tam pochowam. Pewnie pływał pan po naszej Wenecji, może już jest pan na innym brzegu. Zakopię Milusia gdzieś blisko, będzie panu raźniej.

Ostatnio w Szczecinie znajdują martwych w dziwnych miejscach: w toi toiu, na przystanku, na działkach, przy drodze, to i pana prędzej czy później znajdą w tym lesie. Plaga jakaś. Da pan pracę dziennikarzom, prokuraturze, patomorfologom, policjantom, to jeszcze nie koniec pańskich losów. Te po śmierci czasami bywają najciekawsze. Im później znajdą, tym lepiej. Zawsze zakopuję koty z zabawkami. Mogę przy panu zostawić myszkę Milka. Nie był z nią związany szczególnie, za to lubił się bawić skarpetkami, zostawię mu jedną swoją.

Wie pan, on od początku był dziwny. Poszedł za dziećmi i nie wiedział, jak wrócić. Kiedyś zadzwonił dzwonek do drzwi, przyszła cała
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: