Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Black Pill - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Black Pill - ebook

Szwedzki bestseller: 5 tygodni nr 1 list bestsellerów.

To coś wyjątkowego. Nie mogłam się otrząsnąć: To napięcie, ta historia! Tu jest wszystko. To klasa światowa… NIEWIARYGODNE!
CAMILLA LÄCKBERG

Rośnie liczba mężczyzn nienawidzących kobiet. Nazywają siebie incelami i zamieszkują najmroczniejsze zakamarki internetu. Łączy ich chęć zemszczenia się na ignorujących ich kobietach...
W mieszkaniu w północnym Sztokholmie policja odkrywa zwłoki młodej kobiety. Ofiara otrzymała ponad dwadzieścia ciosów nożem... Atak szaleńca? Detektyw śledcza Vanessa Frank rozpoczyna dochodzenie z niejasnym uczuciem, że w tej sprawie umyka kluczowy aspekt. Aż dociera do siatki inceli…

Dziennikarz PASCAL ENGMAN – tak jak Stieg Larsson –poraża alarmującym thrillerem społecznym, który stał się natychmiastowym bestsellerem w Szwecji.

Black Pill to powieść o ruchu inceli, mężczyzn żyjących w mimowolnym celibacie i swój gniew i frustracje wyładowujących na kobietach. W najlepszym razie w internecie, w najgorszym – w realnym świecie. W Stanach Zjednoczonych incele byli powiązani z czterdziestoma pięcioma zabójstwami, m.in. z ekstremistycznym atakiem masowego mordercy w Toronto w Kanadzie w 2018 roku.
Autor twierdzi, że wybrał właśnie ten przerażający temat, bo ma nadzieję, że dzięki jego książce wzrośnie świadomość groźnego problemu.

Jeden z najlepszych szwedzkich kryminałów, jaki czytałam od lat… nie można się oderwać.
CAMILLA LÄCKBERG

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-8029-5
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Foliowa torba utknęła w drucianym ogrodzeniu otaczającym więzienie Åkersberga. Dwudziestopięcioletnia Emelie Rydén, patrząc na torbę, przekręciła kluczyk w stacyjce zielonej kii. Silnik umilkł, Emelie oparła głowę na kierownicy.

Dwa lata wcześniej urodziła Novę, ich córkę. Teraz przyjechała tu, żeby skończyć z Karimem, mężczyzną, o którym myślała, że był miłością jej życia.

Bała się. Usiadła prosto, rozchyliła usta i przejrzała się w lusterku wstecznym. Dolna połowa jednego z przednich zębów była żółta. Cztery lata temu Karim w czasie awantury rzucił nią o kaloryfer. Emelie zemdlała. Kiedy się ocknęła, Karima nie było. Dwa dni później wrócił do domu, śmierdzący barem i potem, i z przekrwionymi oczami błagał o przebaczenie.

Emelie otworzyła drzwi auta i wdepnęła stopą w kałużę we wgłębieniu jezdni. Musi to zakończyć. Dla dobra Novy. Jej córka nie zasługuje na dorastanie z ojcem za kratkami. Nawet jeśli wypuszczą go za trzy miesiące, Emelie była pewna, że wróci do więzienia. Wcześniej czy później. Prawdopodobnie wcześniej.

Długimi krokami podeszła do wejścia dla odwiedzających, nacisnęła dzwonek i została wpuszczona. Przez trzy lata, z kilkoma wyjątkami, była tu każdego tygodnia. Nova została poczęta w jednym z pokojów odwiedzin. Niektórzy strażnicy okazywali jej współczucie, inni słabo skrywaną pogardę.

A ona przez te wszystkie lata robiła, co mogła, żeby nosić wysoko podniesioną głowę, chodzić tymi korytarzami dumnie wyprostowana. Rozpoznała strażnika w recepcji. Był cichy, wydawał się nieśmiały. Mimo że już kilka razy się widzieli, nie pokazywał po sobie, że wie, kim ona jest.

– Przyszłam na widzenie z Karimem Laimanim – powiadomiła.

Strażnik skinął głową.

– Mogłabym pożyczyć długopis?

Kiedy go jej podawał, miał wzrok wbity w ekran. Emelie rozłożyła rysunek Novy i w górnym prawym rogu zapisała datę.

Procedura po tym była taka sama jak zawsze: kurtka, torba, komórka i klucze trafiły do szafki. Potem przeprowadzono ją przez detektor metali i przeszukano.

Emelie rozłożyła ręce i pozwoliła strażnikowi się oklepać.

– Za mną – rzucił mechanicznie, kiedy skończył, przykładając kartę do czytnika.

Poszli korytarzem i skręcili w prawo. Strażnik pierwszy, Emelie za nim, ze złożonym rysunkiem Novy w dłoni. Strażnik zatrzymał się przed białymi drzwiami z okrągłym szklanym oknem. Emelie zajrzała do środka. Karim siedział z rękoma opartymi na blacie stołu, kaptur szarej bluzy miał założony. Drzwi się otworzyły i Emelie weszła do niewielkiego pomieszczenia. Wzięła głęboki wdech. Kiedy drzwi się za nią zamykały, jej ręce i nogi drżały, w myślach powtarzała to, co miała powiedzieć.

Karim wstał. Na ten widok słowa, które Emelie miała wykute na pamięć, ulotniły się jak dym. Karim przyciągnął ją do siebie, złapał za biust.

– Karim, przestań…

Udał, że jej nie słyszy, i zamiast przestać, przycisnął się do niej kroczem i wepchnął jej język do ust. Odepchnęła go.

– Co z tobą, kurwa? – warknął.

Przez kilka sekund przyglądał się jej ze złością, potem się odwrócił i usiadł. Emilie położyła przed nim rysunek Novy. Zerknął na niego bez większego zainteresowania.

– Przytyłaś, chyba nie jesteś znowu w ciąży, co?

Poprawiła pasmo włosów, bo opadło jej na twarz. Otworzyła usta, ale w gardle miała sucho. Kiedy wypowie te słowa, nie będzie już jego dziewczyną, tylko wrogiem. W świecie Karima wszystko było czarno-białe. Tych słów nie da się wymazać. Odchrząknęła i starała się mówić spokojnie.

– Nie chcę już, żebyśmy byli ze sobą.

Karim uniósł brwi, jego palce wydały trzeszczący dźwięk, kiedy przeciągnął nimi po ciemnym zaroście.

– Daj spokój.

– Nic z tego nie będzie – upierała się. Głos jej się załamywał. Jeszcze raz oczyściła gardło chrząknięciem. – Dłużej tego nie zniosę.

Oczy Karima zwęziły się. Nogi krzesła zazgrzytały na posadzce, kiedy wolno się podnosił. Podszedł do niej, szczęki miał zaciśnięte.

– Myślisz, że to zależy od ciebie?

Prawie jej dotykał. Emelie spięła się.

– Proszę… – szepnęła, do oczu napłynęły jej łzy. Zamknęła je. Przełknęła ślinę. – Nie możesz po prostu dać mi odejść? Kiedy wyjdziesz, pozwolę ci widywać Novę.

– Pieprzysz się z kimś?

– Nie.

Twarz Karima zatrzymała się dziesięć centymetrów od jej twarzy. Pociągnął nosem, jakby wąchał powietrze.

– O tak, nigdy nie potrafiłaś kłamać. Latałaś po mieście i rozkładałaś giry, co? Ty głupia. Pierdolona. Dziwko.

Emelie odwróciła się i sięgnęła do klamki. Karim doskoczył tam pierwszy, chwycił ją za rękę.

– Nie ujdzie ci to na sucho. Jeśli się dowiem, że dawałaś cipy komuś innemu, zabiję cię.

Strażnik więzienny gwałtownie otworzył drzwi. Karim puścił Emelie i podniósł dłonie. Emelie roztarła nadgarstek uwolnionej ręki.

W następnej sekundzie pokój odwiedzin rozbrzmiał echem głosu Karima.

– Zabiję cię! Zobaczysz! Będziesz tego żałowała! – ryczał.

Strażnik wszedł między nich.

– Uspokój się.

Karim patrzył na Emelie ponad ramieniem mężczyzny. Kiedy się cofał, uśmiechał się.CZĘŚĆ 1

My też jesteśmy ludźmi. Chcemy jedynie, by nas kochano za to, kim jesteśmy. Nasza beznadzieja nie bierze się znikąd. Cieszy mnie, że nigdy nie czuliście się w ten sposób, ale mam nadzieję, że potraficie zrozumieć. Znęcacie się nad nami, poniżacie nas. Wszędzie. Zamiast tego powinniście zapytać się siebie, co takiego sprawiło, że się tak czujemy. Często do tego miejsca doprowadziła nas jakaś historia. Gdybyście ją znali, może podeszlibyście z większym współczuciem do naszej sytuacji, w której, ostatecznie, nie znaleźliśmy się z własnej woli.

Anonim

1

Na świerku w Monica Zetterlund Park wisiał sznur szkarłatnych lampek. Detektyw Vanessa Frank była w granatowej kurtce, pod nią miała ciemne garniturowe spodnie i świeżo wyprasowaną białą koszulę.

Detektyw czubkiem języka przesunęła po dziąsłach. Po raz pierwszy w całym swoim życiu powzięła noworoczne postanowienie: zerwać ze snusem. Odkładała to przez całą zimę, teraz był kwiecień. Śnieg zniknął. Dwie doby temu skończyła ostatnią puszkę i abstynencja dawała o sobie znać swędzeniem całego ciała.

W sklepie z telefonami Hassana, w którym pomimo nazwy kupić można było różne inne rzeczy, nadal się paliło.

Zabrzęczał dzwonek przy drzwiach, Hassan na widok Vanessy uśmiechnął się.

– Komisarz Frank – rzucił swoim mocno akcentowanym szwedzkim i bez przekonania kiwnął głową. – Mam nadzieję, że nie przyszłaś po snus?

– Oj przestań, mam czterdzieści trzy lata. Dawaj puszkę.

– Dwa dni temu stałaś w tym samym miejscu i mówiłaś, że mam ci go nigdy więcej nie sprzedawać.

– Albo dasz puszkę, albo cię okradnę.

Hassan szybko przesunął się w bok i zasłonił sobą lodówkę z tytoniem.

– E-papierosy są mniej szkodliwe i zajmują ręce – powiedział, pokazując na szklaną gablotę. – Mówię serio, Vanessa. Kazałaś mi przyrzec i zamierzam dotrzymać słowa.

Vanessa westchnęła, poprawiła kołnierzyk koszuli. Ceniła ludzi dotrzymujących obietnic.

– No dobra, dobra. W takim razie daj tamto gówno. Ale Hassan, uważaj, żebyś przy okazji nie porysował podłogi.

Sprzedawca spojrzał z zaskoczeniem najpierw na nią, potem w dół na swoje stopy.

– Że co?

– No tym kijem, który wetknąłeś sobie w tyłek.

Na rogu Odengatan Vanessa zatrzymała się, włączyła elektryka, zaciągnęła się dymem, a potem w zadumie przyglądała, jak białe kłęby rozpraszają się w wiosennym nocnym powietrzu. Ruszyła w kierunku Sveavägen. Ogródki restauracji były otwarte. Siedzący w nich ludzie, okryci pledami, pochyleni nad rozchwianymi drewnianymi stolikami, pili piwo.

Vanessa, patrząc na nich, pomyślała o swoim życiu, w którym ostatnio zaszła duża zmiana. W grudniu Natasha – szesnastoletnia Syryjka, którą Vanessa przygarnęła – dostała telefon od ojca. Przetrwał wojnę, był okaleczony, ale żył. W Boże Narodzenie, w mocno padającym śniegu Vanessa pomachała Natashy na pożegnanie i patrzyła, jak tylne światła taksówki, którą dziewczyna odjeżdżała, znikają na szczycie Surbrunnsgatan. W pewnej chwili w taksówce zamigotały światła stopu. Przez sekundę Vanessa miała nadzieję, że Natasha wyskoczy z samochodu i ciągnąc za sobą walizkę, podbiegnie i powie, że to była pomyłka. Od tamtego czasu minęły cztery miesiące, ale samotność nadal każdego dnia zaciskała klatkę piersiową Vanessy niczym stary zardzewiały łańcuch.

Po Sveavägen w tę i z powrotem jeździły zabytkowe auta, wożące ubranych w kamizelki i koszule w kratę fanów Eddiego Meduzy i Bruce’a Springsteena. Opary spalin. Flagi konfederackie. Jakiś facet przycisnął pośladki anemicznego tyłka do tylnej szyby przejeżdżającego białego chevroleta. Vanessa zamierzała skręcić w prawo, pójść do domu przez Vandis Park – ale kilka kroków dalej na chodniku wznosiło się wielkie rusztowanie. Nienawidziła pod nim przechodzić, wyglądało, jakby w każdej chwili mogło się zawalić. Przecięła więc Odengatan i poszła obok przystanku autobusowego.

Kiedy mijała bar Storstad, w oko wpadła jej twarz, którą rozpoznawała – reżysera teatralnego Svantego Lindéna. Ona i Svante przez dwanaście lat byli małżeństwem, aż Vanessa odkryła, że Svante zapłodnił młodą aktorkę. Teraz nie zwolniła, poszła dalej. Nie zdążyła jednak przejść nawet kilku metrów, kiedy usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu.

– Mogłabyś się przynajmniej przywitać.

– Cześć.

Odwróciła się. Svante podbiegł i dotknął lekko jej ramienia.

– Nie weszłabyś na trochę?

Patrzył na nią błagalnie. Jako alternatywę miała pójście do domu, walnięcie się na kanapę i oglądanie _Animal Planet_.

– No dobrze.

Svante przytrzymał drzwi, spytał, czego się napije. Poprosiła o dżin z tonikiem i usiadła przy oknie. Zerknęła w kierunku baru wypełnionego podchmielonymi gośćmi.

My, ludzie, pomyślała, jesteśmy tylko zwykłymi dzikimi ssakami w kolorowych ciuchach. Za sto lat wszyscy, którzy są teraz w tym lokalu, będą martwi. Zostaną po nich jedynie wyblakłe kości i proch. Nikt nie będzie wiedział, że dzielili ze sobą te godziny. Sposępniała na tę myśl.

– Wyglądasz fantastycznie – pochwalił Svante, kiedy przyszedł do stolika z drinkami.

Vanessa podniosła w górę swoją szklaneczkę.

– Ty za to wyglądasz, jakbyś zmarł w dwa tysiące trzecim.

– Na zdrowie! – odparł, zupełnie niestrapiony. – Mów, co u ciebie?

Vanessa napiła się drinka. Skoro już tu była, mogła być miła. Ze względu na stare czasy. Zresztą cieszyło ją, że widzi Svantego.

Lata, które z nim przeżyła, były dobrymi latami. A z tym, że rżnął wszystko, co miało puls, jakoś nauczyła się żyć. Zraniło ją tylko jedno: że odmówił jej dziecka. Kiedy zaszła w ciąże, przekonał ją, że powinna usunąć. A teraz było już za późno.

– Mam nową pracę.

– Odeszłaś z policji?

Pokręciła głową.

– Zmieniłam wydział. Zostawiłam NOVA i teraz jestem śledczą w wydziale zabójstw.

Svante włożył do ust kostkę lodu i rozgryzł.

– _Riksmord_?

Z głośników sączył się _Piano Man_. Vanessa nachyliła się, by było ją słychać ponad głosem Billy’ego Joela.

– Jeżdżę po kraju, pomagam kolegom w dochodzeniach.

– Czyli podróżujesz służbowo, żeby zajmować się morderstwami. Dałoby się zrobić z tego dobry tytuł filmu. I pewnie masz mnóstwo pracy, jeśli sugerować się tym, co się czyta w gazetach?

Godzinę i trzy dżiny z tonikiem później Vanessa była pijana. Nie chciało jej się iść do domu. Pod wieloma względami Svante był łajdakiem, marną namiastką człowieka, ale lubiła go. Tyle że wciąż nie poruszyli jeszcze tematu Johanny Ek, tej aktorki, z którą Svante żył teraz. Ani tematu ich dziecka. Vanessa bała się popsuć nastrój, w końcu jednak nie była w stanie dłużej się powstrzymywać.

Przerwała Svantemu, podnosząc rękę.

– Lepiej powiedz, jak tam dzieciak? Ten roczny, a nie ten, dla którego mnie zostawiłeś?

Svante otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale ona znowu mu przerwała.

– Jak jej daliście na imię? Yasuragi? Yasuragi Lindén?

– Yasuragi? Jak to spa? Dlaczego mielibyśmy…

– Znalazłam rachunek w jednej z twoich marynarek, opłacony dziewięć miesięcy przed jej urodzeniem. Wy, celebryci, zwykle nadajecie swoim dzieciakom imiona od miejsc, w których się poczęły, czyż nie?

Svante podrapał się po policzku.

– Masz rację, nie załatwiłem tego najlepiej – mruknął. – Przykro mi.

Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy, aż w końcu Vanessa machnęła ręką.

– No dobra, nieistotne.

Przyjrzała się Svantemu, jego brązowym oczom, nastroszonej grzywce. Był bardziej siwy, niż gdy go widziała ostatnio. W zasadzie to osiwiał całkowicie.

Przeniosła spojrzenie na jego duże dłonie, na ogryzione paznokcie.

Tęskniła za poczuciem humoru Svantego. Za bezpieczeństwem. Za tym, jak przygryzał dolną wargę, kiedy czytał w gazecie o czymś, z czym się nie zgadzał. Za tym, jak ją obejmował. Zdecydowanie. Zaborczo. Za jego źle skrywaną zazdrością, gdy zauważył, że ktoś się jej spodobał.

– Jesteś z nią szczęśliwy?

Brodę miał wspartą na złożonych dłoniach.

– Jest inaczej. Chyba jakby łatwiej.

– Musisz być tak cholernie szczery?

Ktoś wpadł na Vanessę od tyłu. Przysunęła się z krzesłem bliżej Svantego.

– Wiesz, co mnie dobija najbardziej?

– Nie?

– Że zmieniłeś mnie w banał.

Svante wygiął brwi. Vanessa chwyciła go za rękę i wsunęła ją sobie pod rozpiętą kurtkę, położyła na biuście. Pół roku wcześniej miała operację plastyczną.

– Chodzący pierdolony banał w postaci starzejącej się, porzuconej kobiety.

Roześmiał się, zabrał rękę. Odrobinę zbyt wolno, by Vanessa tego nie zauważyła. Dlaczego chciała, żeby Svante jej pożądał? Dlaczego tak na nią działał? Było jej dobrze. Nie potrzebowała go. Dokonał wyboru.

Chciała się zemścić na Johannie? Czyżby to było aż tak proste?

– Powiedz to.

– Co mam powiedzieć, Vanesso?

Nachyliła się, poczuła jego wodę po goleniu.

– Że nadal mnie pragniesz.3

Zdzierać z siebie ubrania zaczęli już w korytarzu. Svante pchnął Vanessę na ścianę, zmienił zdanie, przepchnął ją przed sobą do kanapy, pochylił się i wszedł w nią od tyłu. Jak zwierzę. Ostro. Desperacko. W taki sposób, w jaki chciała, tak, jak zawsze lubiła.

Po wszystkim Vanessa wyjęła butelkę czerwonego wina. Podała ją Svantemu razem z korkociągiem, sama zapaliła e-papierosa.

Ćmiąc go, przez białe obłoki dymu wpatrywała się w sufit.

– Nikt mnie tak nie przeleciał od czasu, gdy… – zaczęła, mamrocząc sama do siebie, szybko jednak uświadomiła sobie, co mówi, więc zamilkła.

– Od czasu, gdy co?

– Zamierzałam powiedzieć, że od czasu, gdy miałam bardzo namiętny romans z nauczycielem z liceum, ale pomyślałam, że to mogłoby zranić twoje uczucia.

– Spałaś z nauczycielem?

– Nie mówiłam ci nigdy o Jacobie? Miał dwadzieścia osiem lat i zastępował naszego matematyka. Ja miałam siedemnaście i byłam mocno wkurzona prawie na wszystko w życiu. Często żeśmy…

– Tyle wystarczy, nie sądzisz?

Svante podał jej butelkę.

– Przy okazji, o co chodzi z tymi oknami? – spytał.

Były zasłonięte białymi plastikowymi ekranami.

– Mamy remont fasady.

– Nie da się nawet zobaczyć, czy na zewnątrz jest ciemno.

– Nie, to prawdziwe szaleństwo, można tu zwariować – przyznała Vanessa.

Marzyło się jej, żeby Svante powiedział coś znaczącego. Na przykład, że życie bez niej jest nudne. Ale on zamiast tego zaczął opowiadać o zajściu na próbie, o którym już słyszała. Słuchając jednym uchem, jednocześnie gładziła go po wewnętrznej stronie uda. Dziwne, jak czas zmienia uczucia, myślała przy tym. Gdy jej dłoń przesuwała się po udzie coraz wyżej i wyżej, Svante miał coraz większy problem z kontynuowaniem opowieści. Zmienił mu się oddech, zrobił się nierówny. Vanessa usiadła na nim okrakiem, Svante rozchylił usta i zamknął oczy. Wtedy wpadło jej do głowy, że myśli o tej swojej aktoreczce. Wymierzyła mu policzek. Zaskoczony, szybko podniósł powieki. Przez sekundę sądziła, że jej odda, ale tylko się roześmiał i znów zamknął oczy. Naparła na niego mocniej, poruszała się na nim wolno, zmysłowo. Czuła, że ma go w sobie coraz głębiej.

Gdy doszła, wbiła mu paznokcie w owłosioną klatkę piersiową. Odepchnął jej dłonie.

Było wpół do trzeciej, kiedy wymamrotał, że będzie musiał iść do domu. Zebrał swoje ubranie. Vanessa, owinięta kocem, odprowadziła go do drzwi.

– Jak wyjaśnisz te zadrapania?

Spojrzał w dół na czarną koszulę, którą zapinał, i wzruszył ramionami.

– Jesteś zły? – spytała.

– Nie.

Vanessa zacisnęła usta, tłumiąc pytanie, czy nie mógłby jednak zostać. Całowali się, potem lekko go pchnęła.

– To do zobaczenia, tak? – rzucił.

– Pewnie tak – odparła i zamknęła za nim drzwi.4

W redakcji „Kvällspressen” panował niemrawy sobotni spokój. Jasmina Kovac szła do bufetu kupić paszteciki, kiedy przywołał ją Bengt. Założyła, że może chodzić o jakiś błąd w materiale o kocie, i przygotowała się na połajankę.

– Potrzebuję dużego tekstu. Do poniedziałkowego numeru.

– Jasne – rzuciła, usiłując ukryć zaskoczenie. – Co konkretnie masz na myśli?

– Dokument.

Tak naprawdę Jasmina miała właśnie kończyć zmianę. Wcześniej razem z Maksem próbowali skontaktować się z posłem Williamem Bergstrandem, ale ten nadal unikał ich telefonów. Ustalili więc, że spróbują go złapać w połowie przyszłego tygodnia. A na resztę tego dnia Jasmina zaplanowała podróż do Växjö, chciała odwiedzić matkę. Nawet już zarezerwowała bilety. Ale będzie musiała zrezygnować, nie mogła odpuścić szansy przygotowania poważnego materiału.

– Oczywiście. A o czym?

– Podsumowanie ostatniej sytuacji z MeToo. Hoffman był zajęty i podsunął mi twoje nazwisko, kiedy spytałem, czy mógłby się tym zająć. Wiesz, nie jestem wcale przekonany, że jesteś już na to gotowa, więc mnie nie zawiedź.

Jasmina nie mogła zdusić uśmiechu, kiedy wracała do swojego biurka. Podszedł do niej Hoffman, niosący przed sobą otwartą gazetę.

Przyskoczyła do niego i wyściskała go.

– Dziękuję – szepnęła.

– Za co? Jestem za stary, żeby całą noc prześlęczeć nad tekstem – odparł. – Ale jeśli chcesz, żeby coś z tego wyszło, lepiej zabierz się od razu do roboty. Jedź do domu. Jeśli zostaniesz tutaj, dowalą ci jeszcze więcej.

Jasmina uzmysłowiła sobie, że Hoffman ma rację. Ten artykuł mógł być jej biletem do poważniejszych zleceń, ale do jego napisania będzie potrzebowała spokoju. Zebrała swoje rzeczy, laptop wcisnęła do plecaka i pożegnała się pospiesznie z resztą reporterów.

Mama będzie zawiedziona. Jasmina była jej całym życiem. Czytała każdą najmniejszą notatkę, którą córka kiedykolwiek napisała, wycinała strony i składała je w kartonowych pudełkach trzymanych pod łóżkiem.

– Cześć, mamo.

– Już przyjechałaś? Wydawało mi się, że mówiłaś, że będziesz wieczorem?

– Musiałam zostać. Chcą, żebym napisała duży artykuł. Musi być gotowy na jutro.

Pomimo starań Jasminy, usiłującej to ukrywać, jej matka domyślała się, że sprawy w Sztokholmie nie układały się zgodnie z planem.

– O, wspaniale – ucieszyła się. – To oczywiste, że musisz napisać ten artykuł.

– Naprawdę nie jesteś zła? Wiesz, że za tobą tęsknię? Naprawdę chcę się z tobą zobaczyć.

– Ja też za tobą tęsknię, moja mała córeczko, ale przyjedziesz, kiedy będziesz miała kolejne wolne.

Jasmina wysiadła z autobusu na Stureplan.

Najlepsze teksty zawsze wychodziły jej wtedy, gdy wokół miała ludzi, w samotności trudno jej było się skoncentrować. Dlatego nie pociągała jej myśl o powrocie do ponurej kawalerki, którą wynajmowała przy Valhallavägen. Przeszła przez przejście dla pieszych i weszła do hotelu Anglais. Lobby było średnio zatłoczone. Jest idealnie, pomyślała, zamawiając wodę mineralną i kawę. Poprosiła o hasło do wi-fi, usiadła na jednej z kanap w pobliżu okna i wyciągnęła laptop.

Zanim zaczęła, poczuła, że przelewa się przez nią fala dumy. Siedzi w hotelowym barze i pisze tekst dla największego tabloidu w Szwecji. Realizuje swoje marzenia.

Kiedy ponownie oderwała wzrok od ekranu laptopa, stwierdziła, że lobby jest zapchane po brzegi. Wodę mineralną już wypiła, kawa była zimna. Z powodu natłoku ludzi ledwie widziała bar. Na podwyższeniu ze sprzętem stał DJ.

Uświadomiła sobie, że szczypią ją oczy i że zesztywniały jej plecy. Wyprostowała się, postanowiła zrobić sobie przerwę. Zauważyła, że przygląda się jej jakiś facet. Odwróciła wzrok i zamknęła laptop. Wtedy ten gość, który na nią patrzył, zapewne błędnie odczytując sytuację, ruszył w jej kierunku.

– Masz ochotę na koktajl? – zapytał, kiedy podszedł.

Wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat. Ciemna koszula. Przystojny, choć dość grubo ciosany. Jasmina pokazała na laptop.

– Pracuję, więc dzisiaj mam wieczór bezalkoholowy – wyjaśniła z uśmiechem. – Ale dzięki za propozycję.

Wcisnął się na kanapę obok niej.

– No weź, daj spokój. Tylko jeden. Przecież to sobota.

W zasadzie to naprawdę potrzebowała odskoczni. Każde zdanie w artykule musiało być perfekcyjne i jeśli miała utrzymać koncentrację, musiała się na chwilę skupić na czymś innym.

– To może kawa? – zgodziła się. – Potem będę musiała wracać do domu i dalej pracować.

– Mam na imię Thomas – przedstawił się mężczyzna, wstając. Po uściśnięciu jej dłoni podniósł ją do ust. Jasmina poczuła na skórze drapanie jego zarostu.

Chwilę później pili kawę i rozmawiali. W trakcie Thomas przysuwał się coraz bliżej i bliżej. Zadawał mnóstwo pytań, ale odpowiedziami nie wydawał się zbytnio zainteresowany. Jego oczy wpatrywały się w jej ciało, z coraz większą częstotliwością zatrzymując się na jej biuście. Jasmina pomyślała, że facet jest obleśny. Poza tym była senna i zmęczona.

W pewnym momencie powiedziała, że przeprasza, ale musi pójść do toalety, żeby się odświeżyć.

Wstała i świat zawirował, nogi się pod nią ugięły. Chwyciła się stolika, poczuła, że Thomas ją przytrzymuje. Gdzie jest jej plecak? Co z laptopem?

– Dzięki – usłyszała, jak mówi, sepleniąc. Jej głos brzmiał metalicznie, jakby mówiła do puszki.

Thomas trzymał ją za ramię, drugą ręką obejmował w pasie. Jej szczęka była bezwładna, powieki ciężkie, ledwie mogła utrzymać je otwarte. Chciała zaprotestować, gdy Thomas zaczął prowadzić ją przez tłum, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.

Nagle znaleźli się na zewnątrz. Widziała chodnik pod stopami, czuła silny uścisk dłoni Thomasa na ramieniu. Oślepiające światła reflektorów. Zamknęła oczy. Głowa opadła jej na ramię towarzysza. Otworzyły się drzwi jakiegoś samochodu, ktoś się roześmiał. Została wepchnięta na tylne siedzenie. Silnik zastartował i auto ruszyło. Przed jej twarzą pojawiła się twarz Thomasa. Próbowała coś powiedzieć, ale wydobywał się z niej jedynie niezrozumiały bełkot. Znowu śmiech. Chciała przekręcić głowę, lecz to też jej się nie udało.

Ilu ich tam było? Dokąd ją wieźli? Czyjaś ręka wepchnęła się jej pod bluzkę, po brzuchu powędrowała w górę i zamknęła na piersi. Druga dłoń wciskała się między jej nogi. Samochód zaczął jechać szybciej, światła uliczne zniknęły i Jasmina straciła przytomność.

_Koniec wersji demonstracyjnej._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: