Bliska historia. O badaniach historii lokalnej i regionalnej - ebook
Bliska historia. O badaniach historii lokalnej i regionalnej - ebook
„Bliska historia” pod redakcją naukową prof. Przemysława Wiszewskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego to zbiorowa praca na temat metod, stanu i perspektyw badań oraz popularyzacji historii lokalnej i regionalnej.
Schyłek ubiegłego wieku przyniósł wzrost zainteresowania perspektywą lokalną w życiu społecznym. Mimo dominacji w przestrzeni publicznej historii narodowej historie lokalne mają bardzo istotne znaczenie dla tworzenia tożsamości grup i jednostek. Książka opowiada o metodach i praktyce badań regionalnych i lokalnych oraz o ich oddziaływaniu społecznym. Zwraca uwagę na ogromny potencjał tej „bliskiej historii”. Lektura obowiązkowa dla osób, które zajmują się historią lokalną i regionalną, badają ją i popularyzują. Ważna także dla zainteresowanych szeroko rozumianym warsztatem historyka, ponieważ zachęca do krytycznego spojrzenia na przewagę perspektywy narodowej w dyskursie historycznym. Pisana przez grono specjalistów z różnych ośrodków, nie tylko akademickich. Są wśród nich historycy, archeolodzy, etnolodzy i członkowie stowarzyszeń, którzy dzielą się ciekawymi przykładami swoich działań.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-20360-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bliska historia – historia obok
Przemysław Wiszewski
Uniwersytet Wrocławski
Czy oddalone od głównych dróg i skryte przed okiem kamer wspólnoty lokalne mają swoją przeszłość? Czy ludzie czujący bliski związek ze wspólnotą regionalną zasługują na racjonalną opowieść o jej przeszłości? Pytania na pierwszy rzut oka rażą swoim banałem – oczywiście że mają i zasługują, bo każda wspólnota jest kształtowana przez swoją przeszłość. Czy aby na pewno? Czy nie jest tak, że to historia narodowa pokrywa dla przeciętnego odbiorcy większość obszaru „odczuwanej przeszłości”? Opowieści o historii regionalnej i lokalnej bywają często konstruowane tak, by wpasować się w model historii narodowej. Ba, pełnych historii małych miasteczek i wsi, przybierających postać narracji opartej na źródłach i przygotowanej z zachowaniem zasad warsztatu historyka, najczęściej nie ma. Zainteresowanym pozostają prace amatorów, miłośników lokalnej historii, lub opracowania większych ośrodków i regionów organizujące wyobrażenie o przeszłości sąsiadujących z nimi lub położonych w ich obrębie wspólnot. Wobec ubóstwa informacji ich mieszkańcy nie mają szansy podjąć namysłu nad znaczeniem swojego otoczenia, potencjałem kulturowym – i turystycznym – przestrzeni, nad szansami, wyzwaniami i rozwiązaniami problemów, z którymi ich poprzednicy stykali się i które wypracowywali przez wieki. Widzą historię swoich miast i wsi jako wyblakłe odpryski wielkiej historii narodu. Jako prowincjonalną i mało ważną wersję, akapit, czasem krótkie zdanie wielkiej i ważnej opowieści o państwie, narodzie, kontynencie.
A równocześnie badacze różnych aspektów przeszłości, przygotowując syntetyzujące i modelowe opowieści o wspólnotach politycznych różnego szczebla, nie korzystają z wiedzy o regionalnych i lokalnych nurtach przeszłości. Powtarzają i przenoszą na całą wspólnotę to, co udało się ustalić w odniesieniu do największych ośrodków i grup społecznych. Historia Polski staje się historią dworu książęcego i królewskiego, później szlachty i dworów magnackich, wreszcie dużych miast i inteligencji. Najczęściej jest pisana z perspektywy stolic państwa, a w przypadku dziejów regionu – największych miast i ośrodków władzy. Deprecjacja przeszłości lokalnej i regionalnej skutkuje podobnym postrzeganiem własnej tożsamości i osłabieniem spójności społeczności lokalnych.
Tyle że tak być nie musi. Przeszłość jest bardzo zróżnicowana. Jak wskazuje w tym tomie Jarosław Syrnyk, refleksja nad historią nie musi przybierać tradycyjnego, XIX-wiecznego modelu opowieści o wyimaginowanym, uogólnionym państwie i narodzie. Przeciwnie, może ukazać zróżnicowane oblicze wspólnoty członków organizacji politycznej, akcentując antropologiczny wymiar historii. Historii, która – co podkreślam dalej – nie ma charakteru liniowego, nie rozwija się dla wszystkich jednakowo. Przeciwnie, wije się i plącze, nakłada na siebie różne procesy, ścieżki i ludzkie relacje. W tej różnorodności życia minionego możemy odnaleźć nasze własne, codzienne doświadczanie kultury i człowieka uwikłanego w przeszłość i teraźniejszość. Zarówno Daniel Bagi, pisząc o niemieckojęzycznych kronikach dotyczących średniowiecznej historii Węgier, jak i Jan Zdichynec wskazujący na sposób opowiadania historii Łużyc przez jej sąsiadów podkreślają różnorodność spojrzeń na – wydawałoby się – ten sam fragment dziejów jednej wspólnoty. Która ma możliwość, jeśli zechce, przeglądać się w różnych lustrach, jakimi są opowieści tworzone przez społeczności stykające się, zaplątane swoimi historiami z jej dziejami.
To zróżnicowanie opowieści o przeszłości wyraźne jest jeszcze bardziej, gdy zanurzamy się w historię lokalną i regionalną. Dominująca, potoczna wizja przeszłości regionów i lokalności jako dość nużącej opowieści o szczegółach życia na prowincji nijak się ma do rzeczywistości. To historia żywa, dialogująca z potrzebami otoczenia (Dagmara Adamska), a jednocześnie ukazująca niezwykle skomplikowaną sieć zależności między wspólnotami lokalnymi, regionalnymi, państwowymi (Przemysław Wiszewski). Dynamiczne przedstawienie dziejów tych wspólnot jest też możliwe dzięki sięganiu po zróżnicowane źródła wiedzy (D. Adamska, Radosław Skrycki). Bo właśnie te narracje powinny być zakotwiczone przede wszystkim w odczytywaniu źródeł. I dzięki bliskiemu oglądowi informacji płynących z przeszłości badacze mają szansę tworzyć narracje opisujące ją w sposób bardzo szczegółowy, a przez to bliski perspektywy jednostki lub małej grupy społecznej. Uwzględnienie w refleksji nad przeszłością archeologii i kartografii historycznej daje wyjątkową szansę na wprowadzenie Czytelnika w realną – na ile jest to możliwe dla przeszłości – przestrzeń lub przynajmniej sposób jej postrzegania przez minionych mieszkańców własnej lokalności lub regionu. Nieoczekiwanie współczesne formy równie nieoczywistej działalności gospodarczej, jak winiarstwo na Dolnym Śląsku, ukazują wówczas swoje bezpośrednie korzenie, zanurzone w aktywności niegdysiejszych pokoleń (D. Adamska). Nasze otoczenie staje się nam nie tylko bliskie dlatego, że w nim przebywamy, lecz dlatego, że odkrywamy jego sens. Czytelnik staje się nie tyle detektywem szukającym rozwiązania zagadki, ile odkrywcą przemierzającym pozornie znane sobie, a przecież kryjące tajemnice lądy i wody.
Żeby jednak zaprosić kogoś w tę podróż, w której badacz może być pierwszym przewodnikiem, ale która później musi się rozwijać sama, pod kierunkiem zainteresowanych, potrzeba ją przedstawić tak, by była zrozumiała dla odbiorcy. Bo to on sam będzie tworzył przeszłość, w której będzie żył, prowadzony narracją badaczy (Munslow 2012: 157–172). A jakkolwiek to brzmi, w ramach jednej społeczności używającej języka polskiego mówimy różnymi językami. I nie chodzi mi o dialekty, regionalizmy, lecz sposoby przedstawiania rzeczywistości. Świat nas otaczający opisujemy według różnych struktur wartości, wrażliwości, różnych stopni skomplikowania. Uzupełnianie go o wymiar historyczny, w tym zwłaszcza wymiar regionalny i lokalny, nie każdemu wydaje się celowe. Tymczasem nieświadomie doświadczamy cały czas bezpośredniego obcowania z historią jako zespołem kodów, znaków intencjonalnie nam proponowanych, a czasami przenikających do nas bez specjalnego zaangażowania osób trzecich. Warto umieć rozpoznawać i wykorzystywać te komunikaty (Joanna Wojdon). Ale z punktu widzenia historyka przede wszystkim należy nadawać im treść zgodną z etycznym wymiarem naszego powołania (Wojciech Kucharski, J. Wojdon). Nie można oddawać tej sfery, komunikacji publicznej, przypadkowi. Ten bowiem nazbyt często przybiera formę zdeterminowanych działań o charakterze politycznym. Tym większe znaczenie ma więc opieranie opowieści o przeszłości na bezpośrednim doświadczeniu i relacjach o nim – na wykorzystaniu oral history (Katarzyna Bock-Matuszczyk). A przede wszystkim prezentowanie przeszłości najbliższych wspólnot w zgodzie z wielowymiarowością i zróżnicowaniem jej doświadczania, językiem atrakcyjnym i akceptowanym przez szerszego odbiorcę (W. Kucharski, patrz też Ewence 2013).
Historia otacza nas z każdej strony, w każdym momencie. Próba jej zapomnienia zawsze odbywa się kosztem żyjących, pozbawianych nie tylko elementu tożsamości, lecz także możliwości zrozumienia własnego otoczenia (Antoni Barciak, Michał Gierke). Nie są to jednak procesy nieodwracalne. Aktywność profesjonalnych historyków, o ile prowadzi do nawiązania bliskiej współpracy z lokalnymi odbiorcami, może skutkować odbudową zapomnianych bądź skazywanych na zapomnienie lub przytłoczenie uproszczoną tożsamością narodową wspólnot regionalnych i lokalnych (M. Gierke, P. Wiszewski). Historia bliska – odczuwana każdego dnia w krajobrazie, w języku, w aktywności gospodarczej i relacjach społecznych – pozwala nam naprawdę poczuć się „u siebie”. Dzięki niej jesteśmy świadomi lokalnych wersji historii, a dzięki temu możemy nie tylko przyjmować zmienność i skomplikowane losy naszej współczesności, lecz także adekwatnie reagować na nowe dla nas, ale nie dla naszych przodków, sytuacje. Historia bliska to historia relacji w ramach grup społecznych, to próba wsparcia tożsamości i spójności przez zrozumienie. To zaproszenie w podróż do bliskiej, a jednocześnie egzotycznej rzeczywistości.
Bibliografia
Ewence H. (2013), Memories of suburbia. Autobiographical fiction and minority narratives, w: J. Tumblety (red.), Memory and History. Understanding Memory as Source and Subject (Routledge Guides to Using Historical Sources), London– New York, s. 160–176.
Munslow A. (2012), A History of History, London–New York.ROZDZIAŁ 2
Historia, naród i narodowa historia – perspektywa antropologiczna¹
Jarosław Syrnyk
Uniwersytet Wrocławski
2.1. Między oczywistością i niejednoznacznością
Terminy: „historia” i „naród”, od dość dawna, a obecnie wyjątkowo często pojawiają się obok siebie lub nawet łącznie, choćby pod postacią zrodzonych z nich pojęć, takich jak historia narodowa czy historia narodu. Tylko na naszym rodzimym podwórku można byłoby bez trudu znaleźć zapewne setki aktywnych badaczy, którzy gros swojej zawodowej aktywności lokują w obszarze opisów narodowych dziejów, relacji istniejących między narodami, w tym dziejów konfliktów, w które owe narody nierzadko wchodzą. Wystarczyłoby zapewne przeanalizować strukturę zatrudnienia w ośrodkach akademickich, pozaakademickich placówkach naukowych czy wreszcie choćby w Instytucie Pamięci Narodowej.
Oczywiście nie miejsce tu na całościową ocenę aktualnego stanu historiografii polskiej. Na podstawie własnej praktyki badawczej, która koncentruje się w obszarze tzw. zagadnień narodowościowych, mógłbym się jednak pokusić o sformułowanie roboczej tezy, dotyczącej pewnej niechęci znaczącej liczby autorów prac historycznych do analizowania kluczowego pojęcia – tj. pojęcia narodu właśnie. Kontrastuje to z powszechnością w odwoływaniu się do tego terminu. Niezliczone tomy poświęcone narodowym historiom zdają się zatem bazować na założeniu, że naród jest „oczywistością”, podstawową, zrozumiałą „samą z siebie” formułą, która stanowi fundament języka służącego do opisywania świata.
Niewypowiedziana „oczywistość narodu” wraz z podobnie nierzadką „oczywistością historii” prowadzi do „oczywistości narodowych historii”. Ta ostatnia oznacza m.in., że przechodzi się do porządku dziennego nad niemal genetyczną albo powiedzielibyśmy właśnie historyczną niejednoznacznością² zarówno narodu, jak i historii oraz narodowych historii. Bo choć dla jednych – mam nawet wrażenie, że dla znakomitej większości – naród to po prostu naturalna wspólnota pochodzenia, wielka rodzina, dla innych, mniej licznych, naród to wspólnota polityczna, a dla prawdopodobnie najmniej licznych – to instrument polityki albo wreszcie – „rzecz obojętna”.
Każda z opcji rodzi określone konsekwencje. Jeśli myślimy o narodzie jak o wielkiej rodzinie, fenomen ten zagnieżdża się bardzo głęboko w najintymniejszej, a przez to niezwykle emocjonalnej sferze naszego jestestwa. „Miłość do narodowej ojczyzny to żarliwe oddanie się chimerze ojcostwa, w obrębie której «naród» jest pojmowany jako rodzina poszerzona, ukształtowana w typowo patriarchalny sposób” – pisał przed kilku laty Wojciech Burszta (2013: 101). W myśleniu o narodzie w wymiarze obywatelskim znacznie więcej chyba będzie można odnaleźć wyrachowania i racjonalności, ale nie oznacza to wcale, że ten rodzaj relacji będzie mniej intensywny i mniej emocjonalny. Wreszcie również ci, którzy widzą w narodzie instrument władzy, mogą być ogarnięci albo lękiem, albo rodzajem ekscytacji wynikającej z uświadomienia mocy drzemiącej w narodowej idei. Jedynie w razie prawdziwej, a zatem niebędącej pozą, obojętności wobec narodu, czyli w sytuacji gdy fenomen ten przestaje być budulcem postrzeganego przez nas świata, można wyobrazić sobie, że przestałby on wywierać wpływ na nasze emocje.
Podobnie niejednoznaczny jest termin „historia”. Dla jednych historia to przeszłość, fakty i ich „logiczny” ze sobą związek. Dla innych – historia to rodzaj namysłu nad rzeczywistością, ścieżka do zrozumienia świata, w którym się znajdujemy. Wreszcie dla wielu – historia to niemal to samo, co pamięć o przeszłości. W pierwszym wypadku wychodzi się niejako z zastanej sytuacji, poszukując w przeszłości racjonalizacji dla aktualnych wyborów. W drugim – skazujemy się z góry na spazmatyczne błąkanie w mgle chaosu, przekonując się, że lepsza jest egzystencja w niewiedzy niż w iluzji. Jeśli historia utożsamiana jest z pamięcią, to pragniemy zazwyczaj, aby trwała uwznioślona, oddziałując na potomnych.
Dyskusje i emocje wokół pojęć „naród” i „historia”, a w ślad albo może nawet równolegle do tego dyskusje i emocje wokół narodowych historii, wynikają zatem z umiejscowienia tych zagadnień w samym centrum wytwarzanego przez człowieka świata. W takiej debacie nie można pozostać bezstronnym i nikt z ludzi bezstronnym nie jest. Problemem nie jest tu jednak odmienność stanowisk, lecz sposób, w jaki jest ona manifestowana. Choć można zauważyć, że sposób wyrażania własnego zdania stanowi niekiedy konsekwencję określonego stanowiska, to jednocześnie absolutnym minimum dla prowadzenia dialogu wydaje się akceptacja kantowskiego imperatywu kategorycznego. Postulat taki prawdopodobnie w pełni realizuje antropologiczna koncepcja historii. Mówiąc najogólniej, ogniskuje się ona na człowieku – nie na obywatelu, nie na członku narodu, nie na mężczyź- nie czy kobiecie – ale właśnie na człowieku w najbardziej uniwersalnym, a zatem jednocześnie niepozbawionym różnych tożsamości znaczeniu.
Antropologia historyczna jest umiejscowiona na styku historii i antropologii kulturowej. Ta ostatnia ma wiele odcieni. Tak się złożyło – proszę darować zastosowany w tym miejscu skrót – że antropologia kulturowa wypełnia dziś miejsce kiedyś zajmowane przez inną „dziedzinę” nauki – etnografię, później nazywaną etnologią. Jednocześnie antropologia kulturowa jest pojęciem znacznie pojemniejszym niż etnografia, a nawet etnologia. Wyraża się w nim również ewolucja spojrzenia na to, kim jesteśmy i w jaki sposób rozumiemy otaczający nas świat. W pewnym sensie właśnie dzięki antropologii kulturowej, która sama zawdzięcza wiele historii, w części współczesnej historiografii mogła się dokonać istotna przemiana, wpisująca się w to, co określane jest mianem zwrotu kulturowego.
Perspektywa antropologiczna pozwala dostrzec niejednoznaczność pojęć używanych w wielu obszarach nauki i codzienności w zależności od kontekstu ich użycia. Jest niejako zainteresowana poszukiwaniem coraz to nowych kontekstów, zestawianiu ich ze sobą, żeby stale upewniać się co do aktualności znaczeń słów. Chodzi w niej o „zagęszczenie opisu” (Geertz 2005: 19–20). Ma to niewyobrażalnie istotne znaczenie. Bo to słowa stają się w którymś momencie całym naszym światem.
Historia więc to jednocześnie przeszłość i wiedza o przeszłości, ale też historia, traktowana jako wiedza o przeszłości, może być próbą opisu przeszłości albo – jak chciał mistrz Marc Bloch – „ludzi w czasie”, albo sposobem rozumienia, tłumaczenia rzeczywistości, czy wreszcie – magistra vitae – inspiracją dla podejmowanych działań teraz i w przyszłości. Połączenie dwóch pojęć: historii i narodu, konstytuujące historię narodową, tworzy również historię narodu, a więc i sam naród w wymiarze historycznym. Czy może istnieć naród bez historii? Niezależnie od tego, jak definiujemy naród, wydaje się dość oczywiste, że nie może. Ale wcale nieoczywiste jest, czy historia narodowa – o ile nie rozumiemy jej jako historii idei – jest tak naprawdę historią. Oto pytanie, na które postaram się odpowiedzieć w tym rozdziale.
2.2. Historia historii
Symbolicznego początku naszej cywilizacji należałoby doszukiwać się w chwili, gdy człowiek, zauważywszy zmiany zachodzące w swoim otoczeniu (lub w nim samym), zapragnął podzielić się tą obserwacją, zakomunikować o niej drugiemu człowiekowi. Nie chodzi mi przy tym o działania, nazwijmy to, instynktowne: gest czy ruch np. zabraniający jakiejś czynności, powstrzymujące uchwycenie czyjejś ręki itp. Chodzi mi raczej o takie „zauważenie przeszłości” czy też jej „zapamiętanie”, jakie przypuszczalnie mogło mieć pierwotnie charakter „zapamiętania obrazów”, „zapamiętania emocji”. Mogło być rodzajem instynktu, ale instynktu wzbogaconego doświadczeniem i stopniowo przekształcanego w pierwotną formę metafory. O wcześnie pojawiającej się potrzebie podzielenia się taką świadomością świadczyć by mogły choćby malowidła naskalne w Lascaux sprzed 17–19 tys. lat. Refleksja o przeszłości miała tym samym od początku ludzkiej autorefleksji wymiar nie tylko indywidualny (dziś, być może, powiedzielibyśmy egzystencjalny), lecz także społeczny, stała się istotnym elementem szeroko rozumianej komunikacji między ludźmi.
W komunikowanie się ludzi ze sobą w organiczny sposób wpisany jest mit. Według Barthesa „mit jest systemem porozumiewania się, jest komunikatem. jest sposobem znaczenia, jest formą. skoro mit jest słowem, to wszystko, co podpada pod wypowiedź, może być mitem. Mitu nie określa przedmiot jego komunikatu, ale sposób jego wypowiadania: istnieją formalne granice mitu, ale nie ma substancjalnych” (Barthes 2008: 239). Mitu nie sposób odczytać poza kontekstem, zatem już samo to powinno warunkować uparte poszukiwanie coraz to nowych kontekstów.
Opowiadać o przeszłych wydarzeniach (choćby o ostatnim polowaniu) oznaczało przekazać swoje doświadczenie albo pamięć o nim, ale jednocześnie od początku musiało też oznaczać „wpływanie” na innych. Komunikacji towarzyszy perswazja, albo inaczej: komunikacja i perswazja była i jest jednym i tym samym. Komunikacja/perswazja miała i ma też wyjątkowo dużo wspólnego z innymi narzędziami, które znalazły się i znajdują w dyspozycji człowieka. Na przestrzeni tysiącleci cywilizacji słowo coraz bardziej stawało się orężem, szczególnie od czasu, gdy komunikacja/perswazja przybrała zupełnie nowy wymiar symbolicznego desygnatu wypowiedzianych słów – pisma³. Gdy związane z językiem wpływanie zostało przeniesione na formę utrwaloną dzięki wynalazkowi pisma, dokonała się zasadnicza zmiana stosunków społecznych. Pamięć jednostkowa zyskała mocniejsze oparcie we względnie trwałym nośniku przekazu. Dzięki pismu można było skondensować w przekazach znacznie więcej zróżnicowanych treści. Ale w tym samym nośniku zyskała też mocniejsze oparcie wszelka pamięć ułomna lub istniejąca od dawien dawna pokusa do manipulowania tym, co ma się wydarzyć, na podstawie tego, co się wydarzyło w przeszłości lub o czym zostało napisane, że się wydarzyło w przeszłości. Pismo pozwoliło oddziaływać także na dużo szerszą terytorialnie skalę, jak również wprowadzić do stosowanego oddziaływania perspektywę czasową pod jej szczególną postacią – przyszłością.PRZYPISY
1 W części tekstu wykorzystano fragmenty zaczerpnięte z mojej ostatniej książki, Syrnyk 2018b, a także artykułu opublikowanego we wrześniu 2018 r., Syrnyk 2018a.
2 Jest oczywiste, że niejednoznaczność w perspektywie naukowej to zupełnie inna kategoria od relatywizmu rozpoznawanego na gruncie aksjologicznym.
3 Ukraińska poetka Łarysa Kosacz-Kwitka (Łesia Ukrainka), dostrzegając to, ubolewała w jednym ze swoich utworów: „O słowo, słowo jedyna ma zbrojo/ My nie zginiemy na próżno oboje!/ Może ty w ręce nieznanego brata/ Staniesz się mieczem każącym na kata”. Przekł. Kazimierz Andrzej Jaworski.