- W empik go
Bliżej natury - ebook
Bliżej natury - ebook
Autor zaprasza do lektury poezji Bliżej natury. Opisuje w niej piękno krajobrazu, blaski i cienie. Ile w niej poezji, ile prozy, tylko czytelni może to zweryfikować. Istnieje jednak pewność, że po burzy wychodzi słońce, po nocy dzień. Ta świadomość daje siłę do życia, bo jakie by było bez piękna, światła, poezji, która barwi prozę życia. Piękno istnieje i woła do nas głosem natury, poezji, uśmiechem, który rozjaśnia twarz. Jest tyle piękna i dobra, które istnieje w nas, przemawia głosem poezji.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-718-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Myśli są dane nam od Boga, byśmy posilać się nimi mogli, słowa są dane, byśmy posilać mogli.innych._
Przedmowa
Autor zaprasza czytelnika do lektury poezji życiem pisanej pt. „Bliżej natury” Ile w niej poezji, ile prozy, tylko czytelnik może to zweryfikować, bo cóż poeta może więcej powiedzieć, gdy tkwi w obecnej rzeczywistości, cóż więcej ujrzy, gdy go zalewa codzienność tego świata.
Może czasem zobaczy wśród tego zalewu piękno natury, zajrzy w jej głąb, zwróci oczy ku niej, zakocha się w jej obrazach i nie pozwoli, by zasłonił je cień niepokoju.
Może dojrzy piękno krajobrazu, blaski,
ale również cienie tego świata.
Poezja, poprzez którą przebija proza życia, cienie, które próbują zakryć piękno, jednak nie da się zakryć tego, co najważniejsze istnieje i będzie istnieć, zwycięży każdy cień… niczym światło, które rozjaśnia każdą ciemność, radość która gasi smutek, ból który niknie, rozpływa się w czasie, przechodzi w zapomnienie — nic nie trwa wiecznie.
Proza i poezja życia, w którym jest trochę piękna, ale też prozy dnia codziennego, radości i smutku, uśmiechu i łez, wszystkiego po trochu, jak chwil, które składają się na całość dnia każdego i całego życia
Tu i teraz istnieje poezja i proza życia, światło, które zawsze zwycięża ciemność, dobro zwycięża zło, piękno brzydotę i nadzieja, która ożywia i nie zawodzi.
Istnieje pewność oraz świadomość, że po burzy wychodzi słońce, po nocy dzień.
Ta świadomość daje siłę do życia, które wciąż się odnawia w każdym miejscu na ziemi i ukazuje na czym polega i jaki jest jego cel i sens.
Czym byłoby życie bez piękna natury, która otacza, światła, które oświeca, poezji, która barwi prozę życia?
Nie da się bez nich cieszyć, bez nadziei nie da się żyć.
Nawet jak nie zauważamy piękna po drodze, dążąc do celu codziennego, to ono istnieje i woła do nas głosem poezji, przemawia pięknem krajobrazu, światłem, które rozjaśnia ciemność, jasnością dnia, która następuje po ciemnościach nocy, uśmiechem, który rozjaśnia oczy, twarz i ukazuje jej piękno.
Jest tyle piękna i dobra, które może nam umknąć pośród rzeczywistości, która czasem przytłacza, lecz ono wciąż istnieje w nas i obok, przemawia głosem poezji.
Poezja to wielka dama,
pani na włościach serca,
jasne są jej słowa
i grają łagodną melodię,
uśmiech i muzyka odciska trwały ślad
i myśli przynosi pogodne,
skąpane w blasku poranka (…)
Rozdział_I
Blaski i cienie
Jesienne barwy
pośród dni na raty,
liści z drzew lecących
i tyle ich, ile doświadczeń
na ścieżce wspomnień.
Pomiędzy nimi
słońce przemyka,
to kryje się w ciszy,
by wyjść na prostą
i z wiatrem rozgonić
pozostałości minione dzisiaj.
Z oddali słychać
jesienne kroki,
już nie w pogoni
za światem,
odchodzą wolne,
nim zima skuje
ziemi powlokę.
Serce gorące
nie lęka się chłodu,
nie boi o siebie
i krzyż nie ciąży
niesiony w dłoniach,
na ustach, w sercu
— dzięki różańcowi
Barwy życia
Myśl niczym amplituda sięga do granic
możliwości swoich i choć ich nie przekracza,
określa własną, swobodną przestrzeń.
Można poznać kanony nauk przyrodniczych,
wyuczyć się gramatyki i przekraczać granice
dzięki doświadczeniu.
Życie nieustannie nim darzy, płynie wartkim nurtem,
przybiera w czasie z każdą chwilą,
wraz z trudem, staraniem, czynny bierze udział,
wypełnia trwale wynikami.
W ożywieniu, czy znużeniu paletą całą
uodparnia na kolejne trudy, darzy siłą wytrwałą.
Tworzy energię, mosty działalności ruchu ciągłego,
mocą pokonywania wzniesień i padołów.
Nie sposób pośród życia popaść w bezruch stały,
który zaprzeczeniem jego, zniewala sobą.
Czasem tworzy napór z różnej strony,
obszar zamknięty, lecz również wyjście spoza niego.
Mocą woli, wiarą w czyn, potrzebą jego, można
wyzwolić potrzebne siły i nie ustawać nawet wtedy.
Pokonać wszelkie niemożności,
które tylko w świadomości leżą
i mimo ich naporu nie poddawać siebie.
Trud wszak potrzebny, gdy bez niego
nie sposób ruszyć przed, zaistnieć.
Wszystko, co żyje w ruchu się tworzy,
każdą rośliną pnie do góry, przedmiotem
służy, pobudza do czynu, myśli, życia
i barwi je sobą według danej chwili.
Pośród
Nie sposób nie wyjść poza krąg,
gdy jedno z drugim łączy się i stapia
najmniejszą kroplą, chwilą, myślą,
własną i wspólną potrzebą dnia.
Gdy oczy widzą, dłonie czują dotyk
tuż obok, poza, naprzeciw,
nie sposób zatrzymać uczuć,
każdy ich szczegół tylko dla siebie.
Nie sposób smucić się,
gdy dana radość,
piękno na każdym widoczne kroku.
Nie sposób weselić w smutku,
bawić w cierpieniu,
przyklaskiwać wbrew sobie,
nie słyszeć, nie czuć, nie widzieć,
co gołym widoczne okiem.
Mając oczy, usta, serce — nie mówić,
nie kochać, zobojętnieć,
bać się słowa, spojrzenia, dotyku,
być kim się nie jest i nie będzie.
Wszystko ma czas, wymowę, potrzebę
i służy co dzień, w każdej chwili,
by nie zaprzepaścić niczego,
co ważne dla innych i dla siebie.
_Szczęśliwy komu się to uda._
Własne i wspólne
Uśmiech czy słowo pewne na tyle,
gdy nie z ust tylko, a z serca płynie.
Ile więcej wymagać, ile oczekiwać?
Pewnie tyle, ile w sobie się odnajdzie,
w słowie, uśmiechu, uścisku dłoni,
odda z potrzeby serca drugiemu.
Nieraz tak trudno zatrzymać tę chwilę,
która lekkim darzy oddechem
i upewnieniem dnia powszedniego.
Lecz spokój spływa wieloma drogami
i działa, gdy się go nie powstrzyma,
nie zamknie pomiędzy oknem a drzwiami,
lecz wpuści porcję codziennie świeżą.
Ona dokona to co potrzebne,
gdy wniesie z sobą pełen oddech,
wraz z świadomością,
co tak naprawdę najważniejsze.
Chwile i wybory
Są chwile radosne, są smutne czasami,
taka przeplatanka, która tka nam życie,
lecz można nad nimi ulecieć w marzenia,
co się spełniają nie tylko chwilami.
Zauważyć piękno natury, posłuchać jej brzmienia
we własnym wnętrzu, obok i w oddali.
Bez reszty, bez tchnienia w niej się zanurzyć,
dotknąć światła, mądrości, miłości nieomal.
Uwierzyć w dobro, co zwycięża w życiu,
w miłość, która ostatnie ma słowo.
W stanie używalności
Różne zachodzą sytuacje
na ganku, poddaszu, podwórku.
Różne ich stopnie: w dół, bok, do góry,
według wymiaru i symetrii.
Na różne sposoby pną się, wspinają
według potrzeby, chęci, możliwości
i ustawiają w kolejności:
na baczność, skos, lub wprost do siebie,
stając się mocne, postawne, wygodne:
na wymiar, obraz i podobieństwo.
Niekiedy wzorem, w postawie pionowej,
we wspólnym froncie i na chodzie,
z jedną poręczą w razie potrzeby,
gdy któraś z nich na bok odpadnie.
Z czasem się stają niezawodne
we własnym czasie, świetle, materii,
w promiennym kształcie i nadziei
na fakt istnienia we wspólnym składzie.
Po stopniach w chodzie, czy też w biegu
opór znika nim się pojawi,
w postawie na wprost i w potrzebie,
w pewności, chęci i przebiegu.
W pokonywaniu kolejnych stopni
i w dochodzeniu do gotowości,
pewnym już krokiem, własnym i wspólnym,
pod czułym okiem opatrzności.
Nawiasem mówiąc
Można coś przyjąć za dobrą monetę, odpowiedni
moment, można odłożyć na trochę,
na potem, na dalszy etap, na dno szuflady.
Można na żywo relacjonować: na forum, na niby,
naprawdę, cieszyć się wszystkim na dobre, na złe
lub nieco mniej, lecz zawsze.
Można tak wiele, aż się nie mieści w żadnym przedziale,
rzędzie, urzędzie, we śnie, na jawie, czasem
wystaje poza krawędzie i dzień dzisiejszy.
Czasem przechodzi na kolejny i jeszcze dalej,
plan odleglejszy. Na kiedyś, na potem,
gdy czas pozwoli, potrzeba się znajdzie,
by wrócić z powrotem ku temu, co było całkiem
zwyczajne. Można zapomnieć z czasem,
jak w międzyczasie coś ważniejszego wydarzy się.
Na żywo, na teraz, na później, na niby
i całkiem realnie, można wszystko,
co warte było i w danej jest chwili,
by tym sposobem, w widocznym już dziele
poskładać, zainwestować lub zmieszać do cna,
czy trochę mniej, niemniej oficjalnie.
Można odsunąć, odtrącić, zapomnieć,
co wczoraj było nadzwyczajne
lub całkiem, całkiem, niczego sobie.
Czasem powrócić można, gdy nic na zawsze być
nie musi i nie ma przymusu na uprzątniecie generalne
lub trwanie przy jednym, sztywnym procesie.
Zależy czy, kiedy i z czego przyjdzie zrezygnować,
lub jeszcze raz zaryzykować, odczekać tę chwilę,
odwlec, zmotywować, gdy właśnie dziś to jest na topie.
Można więcej niż się czasem zdaje,
gdy dzień kolejny z humorem wstaje,
z nowym się budzi zapasem sił,
pogodnym i jasnym dążeniem do chwil,
w których zadanie każde wychodzi,
każdy szczegół i ciężar każdy przy tej okazji
staje się lekki nadzwyczajnie.
Można w kolejnej upewnić się sprawie,
odmienić przez dany natenczas przypadek
i przyjąć na serio to co wyjdzie na wierzch,
za furtki i bez niej stanie najpewniej.
Legalne na tyle, że będzie można zawsze
przejrzeć, przybliżyć, obejrzeć, objąć, rozwiązać
i dojrzeć odbicie w prostym zwierciadle,
na monitorze, w papieru stercie,
zależnie jakie narzędzie się weźmie.
Można tak wiele, a im więcej, tym wyraźniej ujrzeć,
docenić wszelkie możliwości, dojrzeć w nich
co naprawdę dobre lub chociaż na teraz
ma to coś w sobie, ten urok, co wzrok przykuwa,
myśli i widzi, na przyszłość licuje.
Cały ten obraz, który ważny się zdaje,
każdy w nim detal poniekąd, mimo,
że tylko ułamkiem, chwilą niewielką
w codziennym widoku na dziś powstaje,
rodzi się w toku rzeczywistości, nadchodzi z uwagą,
stara na tyle, ile ma w sobie i biegnie, i żyje.
Spacerem lub biegiem można wiele dojrzeć,
nim nadejdzie chwila prawdziwych rozwiązań,
można przelecieć obok nich i dotrzeć gdzie już się było.
Wszystko zależy jak się ułoży, pozna i zechce
trochę przyłożyć, w sprawie do przodu, nigdy do tyłu.
W trakcie
Słowa bezimiennym tłumem otaczają,
w kole spotkań, powitań tłoczą się dzisiaj
i nie ma znaczenia dlaczego i po co,
niekończących się pytań,
które umykają bez odpowiedzi
pośród zwyczajnych posiedzeń.
Można je zbierać, pisać, dotykać,
gdy kładą się na białych obrusach,
ruchome nadzwyczaj i zasadnicze
— spojrzeniem, wymową, gestem, powagą
i tyle ich przy każdym stoliku
prześciga się, trąca między sobą.
Nie sposób zatrzymać między strunami głosek,
gdy wymykają się niepostrzeżenie każdą,
bardziej lub mniej zrozumiałą i windują pośród
zebranych. Wykrzyczane, wypłakane, ciche,
roześmiane, swoiste odgrywają role, spektakle
na deskach i szczeblach różnorakich spotkań.
Można je poskładać, zapamiętać, zapisać
bogatą ich składnię, wywnioskować melodię,
gdy układają się w tony wysokie i niskie,
wypływając spod języka lub głębszych partii,
wybijają takt upodobań własnych lub bardziej
złożonych w odpowiednie noty, akordy, zbiory.
Ruchome schody zagłuszają wymowę, gdy zbyt szybko
wiodą w górne partie i prześcigają między piętrami.
Spacerowym krokiem łatwiej dojść w trakcie rozmowy,
bez wysokich uniesień, obcasów i zabudowań.
Sprecyzować ich znaczenie najbliższe danemu czasowi,
rodzajowi, czy innym odmianom, trybom i formom.
Stopnie i noty
To co widoczne dotknąć można:
wzrokiem, dłonią, czy myślą,
łatwo ocenić, zmierzyć,
wykreślić, gdy konieczność taka.
To, co ukryte gdzieś głęboko,
można w domyśle przechowywać.
Głęboko ukryte i wolne zarazem,
niczym ptak leci przed siebie,
mknie coraz wyżej lub lot obniża,
by wespół z innymi nad gniazdem pracować.
I myśl sama siebie zna najlepiej,
gdy wolna leci lub opada,
będąc zależna od formy i chwili,
lecz jej tendencje niosą ją zarazem
wbrew obciążeniu jak najwyżej,
by nie zanikła gdzieś w międzyczasie.
Jak wszystko miedzy niebem a ziemią
zależne bywa od przyczyny.
Raz się unosi, raz opada,
niczym liść, który mimo lekkości
lubi się czasem przytulić do ziemi,
w poszukiwaniu matczynego ciepła,
a już za chwilę unosi się nad nią,
jakby też pragnął bliskości ojca i jego nauki.
Ciepło w uśmiechu
Gdy wyciszają się miejsca znajome,
wystarczy popatrzeć poprzez
nie, na widok, który za szybą istnieje,
drzemie wśród krzewów i drzew
lub w jej odbiciu przegląda się,
tworząc własny wymiar.
Z tysiącem obrazów łączy się w pamięci,
one posmakiem stają się jej,
gdy żyjąc w ogrodzie wczorajszym,
wtapiają w klimat obecnego dnia
i przybliżają czas twego przyjścia.
Przynosisz z sobą wiatr,
zapach wieczornego chłodu,
pomieszanego z zapachem igliwia
i chwilą ciszy minionej.
Wnosisz na sobie woń całego ogrodu,
razem z uśmiechem,
który zawsze masz z sobą.
On, usuwa nawet najsmutniejsze chwile
i znika ich ślad, a w ich miejsce
narasta spokój i przyjazne ciepło.
Rozchodzi się we wszystkie strony
z lekkim podmuchem
i już nie ważne jest, co dzieliło kiedyś,
gdy tworzysz tak wiele
poprzez własne przyjście.
Sercu najmilsze
Przyjaźń zakwitnie i na kamieniu,
gdy spotkają się na nim dwa serca stęsknione.
Co bliskie i swojskie jest sercu najmilsze:
spojrzenie znajome, uśmiech, ciepłe dłonie,
słowa, co ustom nadają wyraz i całej twarzy,
w oczach jaśnieją niczym gwiazdy
i pachną chlebem na babcinym stole.
Choć dawno minęły znajome strony,
czas rozwiał je, namnożył rozstania,
serce pamięta nadal o nich
i szklana mleka, kubek śmietany.
Ten czas pamiętny przy rodzinnym stole,
godziny spędzone przy piecu kaflowym..
Mimo, że dziś w rozsypce każdy,
gdzieś indziej ma dach, stół,
chleb pachnący inaczej,
to serce wciąż wraca i zapomnieć nie chce
tych miejsc, tych oczu, tych dłoni,
gdzie wszyscy byli tacy swoi.
Dziś krąg przy stole pomniejszył się nieco,
lecz rośnie latorośl i kiedyś będzie
tak samo wspominać: ten stół,
ten dom i okrąg ziemi,
który jest dzisiaj bliski i znajomy.
Blisko z innymi
Nie sposób powiedzieć nie,
gdy prosi dziecko — pobaw się ze mną,
gdy prosi ktoś o rozmowę,
o kromkę chleba, talerz zupy.
Nie sposób zarzucić codziennych zajęć,
powiedzieć życiu stop,
zatrzymać je nawet na moment.
Nie sposób zająć się tylko sobą,
gdy ktoś jest obok i potrzebuje to i owo
— i tak co dzień.
Nie można być szczęśliwym
jednak bez tego kogoś.
On barwi życie swą innością, swą osobą.
Choć trudno wyrwać chwilę dla siebie,
gdy dzień jak kartka zapisana cała,
to przecież samemu nie da się żyć,
niewiele zrobi się lub nic.
Warto się cieszyć z innymi życiem,
to oni barwią je co dzień innością swoją,
wspólnym działaniem,
aż wypełnione do cna się staje.
Choć trudno wyrwać chwilę dla siebie
z notesu pełnego codziennych zająć,
samemu nie da się je wypełnić
— byłoby smutne i szare.
_Żyć, to być zawsze blisko z innymi_
_i dla nich żyć pełnią życia._
Ulicami
Jak dobrze spacerować ulicami,
na świeżym powietrzu, bez bagażu zbędnego,
na huśtawce wspomnień przyjaznych
i spotkaniach takich,
w rajskich ogrodach wyobraźni,
gdzie żaden czarny kolor nie ma dostępu,
czarne myśli, sny, ni przedmioty,
czarne wyobrażenia, niepoznane dotąd.
Skąd ich tyle powstaje na tych żywych łąkach,
ukwieconych przecież, ziemskich umysłach
— nie wiadomo..
Kiedyś samo życie, dziś techniką dotknęło
i oznajmiło — to jest człowiek..
W czasie spaceru nie wiesz,
nie poznasz uczuć głębokich..
Gdy odkryją się przy okazji,
ujrzysz, płynące bez ograniczeń,
takie same i takie zwyczajne.
Nadzieja
Bez nadziei jak żyć, gdy serce zamiera,
wydeptuje ścieżki we mgle, bez nadziei,
w smutku topi się. I choćbyś wysiłkiem
chciał odnowić czas i zapalić światła wokół,
to tak ciężko jest, gdy zabraknie tej iskierki,
która świeci werwą w oku i ma siłę,
by zapalić jasny płomień i płynący z niego spokój.
Ten, którego blask pokona każdy ból i zagłuszy żal,
by została sama radość, a niepokój znikł.
_Bez nadziei, jej melodii nie da się żyć._
Tu i teraz
Mimo trudu codzienności,
na ścieżce wiary
czuwa doskonałość
w swej nieskończoności.
Nie wszystko można obliczyć,
zrównać, przybliżyć..
Bo cóż jest równe poświęceniu,
cóż równe temu,
co mimo wszystko jest blisko,
w każdej potrzebie
oddane każdemu?
Matka swe życie
poświęca dziecku,
oddana bliskim,
ojciec służy rodzinie,
lecz nic nie równa się temu,
co służy wszystkim;
w słowie obecne,
w sposobie, w czynie.
Dopóki trwa tu i teraz,
zawsze istnieje perspektywa..
W zależności od myśli,
sposobu, posunięć,
z góry się można stoczyć,
z dna unieść.
W tańcu
Poezja to wielka dama, pani na włościach serca,
jasne są jej słowa i grają łagodną melodię,
uśmiech i muzyka odciska trwały ślad i myśli
przynosi pogodne, skąpane w blasku poranka.
Na łąkach, wśród dróg
i lasów pieśń jesienna
wraz z wiatrem niesie po zagonach
i gra wśród liści światłem.
W deszczu obmywa twarz
z każdej smutniejszej kropelki
i szepcze wśród wrzosów i traw
— podaj mi dłoń, pobiegnij.
W tych kroplach delikatnie
obmyję cię i z wiatrem
wywieję z głowy wszystkie
myśli nieprzydatne.
Chodź i zatańcz wraz ze mną,
w kroplach deszczu się zanurz
i nie mów nic ponadto,
co w sercu gra ci co rano.
Odłóż smutek na nigdy,
aż rozwieje się z wiatrem,
a uśmiech delikatny:
w sercu, w oczach, na ustach,
jak skarb podaruj innym.
I sama bądź radosna w tę jesień,
która w twych oczach
zapala jasne światła i zatańcz
z wiatrem do pary, w deszczu
omyj swe skronie i prosto z serca podaruj,
co gra w nim dziś pogodnie.
Tańcz mała, tańcz,
gdy więcej sama nie zdołasz,
ponadto co masz w sobie
i w sobie możesz wywołać.
Weź to co w sercu ci śpiewa,
co w duszy gra ci najpiękniej
i tańcz aż do wieczora,
by jutro tańczyć też pięknie.
Tańcz mała, tańcz, w słońcu, w deszczu,