- W empik go
Blog-Anka - ebook
Blog-Anka - ebook
„Blog-Anka” to zapiski z bloga internetowego, o różnej, często refleksyjnej i osobistej tematyce. Czytelnik znajdzie tu teksty o tym co jest ważne w życiu. O tym co się dzieje wokół. Spojrzenie na teraźniejszość, współczesną duchowość i naukę. W książce znajdziemy pytania na które współczesna nauka nie znajduje jeszcze odpowiedzi. W jednej z części znajdują się modlitwy gnostyka zawierające przemyślenia dotyczące takich pojęć jak czas, emocje, relacje oraz intencje do zmiany na lepsze.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-099-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
godzina: 02:06:09
Droga jest celem. Ci Chińczycy i im podobni to chyba z innej gliny ulepieni. Proste jak droga światła zakrzywiona grawitacją życiową. Tak się nie da. Ciągnie do grobu. Ciągnie? Robota nieskończona, przyszłe pokolenia pozbawione moich mądrych głupot. I co dalej? Idziemy nie licząc na dokończenie dzieła? Straszne. Lęk przed śmiercią i zapomnieniem jest nie do zniesienia. A pożyłoby się choćby z ciekawości. Rozumiem dlaczego w mediach jest wszędobylska pornografia śmierci. Rozumiem klepanie różańca i nabożeństwa majowe. W maju najlepiej zagłusza się wizje trumienne. Życie to ruch. To słowa K. z jednej z grup wsparcia. Ruch, ruchanie i co jeszcze? Droga do nikąd. Czy istnieje? Jak nie dokończysz dzieła, to tak. Przerażające. U mnie tych dróg niedokończonych bezliku. A co ciekawe, nie szukam sensu życia. Niby jest. Tylko czasem te załamki. Droga jako cel wzięła swój początek na Dalekim Wschodzie. Gdzie? Dokładnie nie wiem. Po raz pierwszy przeczytałam te słowa w książce Susan Sonntag. Było to blisko dwadzieścia lat temu. Tytułu i treści książki zupełnie nie pamiętam. To jedno zdanie tak.Domniemana kradzież telefonu
godzina: 21:16:50
S i F. odmówiły odwiedzenia mnie w lipcu z okazji imienin. Poszło o domniemaną kradzież telefonu komórkowego. Stało się to w styczniu tego roku. Zaprosiłam F. na urodziny. Umówiłyśmy się że zaprosi jeszcze dziesięć osób. Byli między innymi nieznani mi Państwo B. Byłam chora. Nie dało się tego ukryć. W chorobie jestem bardzo ożywiona. Dostrzegam wiele szczegółów. Moje omamy wzrokowe polegają tylko na grze świateł i barw. Są abstrakcyjne, jak wchodzenie do tuneli, wirujące plamy światła w czasie medytacji, czy przesuwające się w polu widzenia abstrakcyjne symbole. Nigdy też nie słyszę głosów. Z powodu urojeń nie zareagowałam jak Pan B. przyświecając sobie swoim telefonem udał się do pokoiku i grzebał w otwartym sekretarzyku. Wrócił na swoje miejsce, a ja obserwowałam jak chowa mój niedziałający telefon do kieszeni. Ucieszyłam się. Wręcz poczułam ulgę. Pan B. wreszcie uratuje mnie od podsłuchu w telefonie. W domu był bałagan nie dopisania. Odbywały się ciągłe wędrówki gości do łazienki. Na ścianie obok sedesu były bryzgi z fusów do kawy. Wyglądało to jak wiadomo czego można się spodziewać koło sedesu. Podejrzewam niemałą sensację wśród gości z tego powodu. Pan B. także udał się do łazienki, co być może nie jest bez znaczenia, bo telefon odnalazł się w domu po jakimś czasie. Nie wiem jakie motywy miał Pan B. biorąc mój telefon, ale odłożył go na miejsce w sekretarzyku. Gdy minęło parę dni od przyjęcia, przypomniał mi się ten incydent z uszkodzonym telefonem. Nie mogłam go znaleźć w ogromie bałaganu. Skontaktowałam się z F. aby dała mi kontakt do Pana B. w wiadomej sprawie. Telefon odebrała Pani B. Szukaj tego telefonu! wykrzyknęła w słuchawkę. Postraszyłam zgłoszeniem na policję i na tym moje kontakty z Państwem B. się zakończyły. Zaczęła się za to afera w środowisku chorujących psychicznie z S. Rozeszła się fama o moim pomówieniu o kradzież telefonu. Nikt mi nie uwierzył. Przewidziało ci się. Ania, to choroba. Zapewne, i to społeczna, a nazywa się stygmatyzacja. W dodatku co bardziej boli, stygmatyzacja jest obecna w kontaktach między osobami chorującymi. Na koniec usłyszałam stwierdzenie Pani psycholog że widocznie potrzebuję samotności (niewątpliwie nie uczono na uczelni że człowiek to istota społeczna). Pół roku po nieudanych urodzinach chciałam się zrehabilitować przed dwoma osobami na których mi zależy. Niestety nie dano mi szansy. Pani psycholog tylko przyznała mi prawo do cierpienia, ale pomówienie o kradzież to zbyt poważna sprawa. Gdybym była w takiej formie jak teraz pól roku temu, przemilczałabym sprawę tego chowanego do kieszeni telefonu. Wiadomo było że tylko spalę się w środowisku i że jestem jako chora na z góry przegranej pozycji. Co było do okazania. Imieniny spędzę sama. Odrzucona przez środowisko, odrzucona przez rodzinę z wyjątkiem siostry. Za to Pan B. nadal cieszy się nieposzlakowaną opinią. Nawet pewno zyskał w oczach znajomych. Stał się przecież ofiarą pomówienia wariatki. Z drugiej strony nie wiem zupełnie czym kierował się Pan B. chowając mój telefon do kieszeni i go podrzucając później z powrotem na miejsce. Być może przyczyny były irracjonalne. Takie jak moja ulga związana z pozbyciem się telefonu na podsłuchu.Początek mojej choroby (leczenia)
godzina: 16:19:18
Wrzesień 1993 roku. Ciepły i słoneczny. Wersalka stoi wzdłuż południowego okna. Siedzę na niej nieobecna myślami w pokoju. Bez ruchu. Promienie słońca padają na moją siódmą czakrę. W głowie mętlik. Urlop i złożone wypowiedzenie w pracy. Mam wizję wchodzenia do czerwonego tunelu. Do tego urojenia. Wracam do łona matki. Jest ciepło i bezpiecznie. Na moim etacie informatyka został zatrudniony A. Wdrażaliśmy system nowego podatku VAT. Niejasne interpretacje przepisów prawnych, problemy techniczne z niedostosowanym oprogramowaniem. Wielka niepewność i stres. Szef w pracy powiedział że ma być tak że naciskamy guzik i ma wszystko działać. Desperacko więc naciskam guzik od koszuli nocnej by wywołać trzecią wojnę światową. Część pracowników kradnie know-how i zakłada konkurencyjną firmę. Atmosfera wzajemnych podejrzeń i pustki w magazynach. Nie ma czym handlować. W moich żyłach płynie chyba tylko kawa. Palę po trzy paczki papierosów na dobę. Gdy stanęłam nago przed lustrem w domu, widziałam jak sterczały mi kości biodrowe. Okres transformacji w Polsce trwa. Boję się o Ojca. Jacyś nieznani oni chcą go zamordować. Modlę się o Jego ocalenie. Czekam w napięciu aż wróci z pracy. Komunizm jeszcze się tli. Kupiliśmy nowy telewizor. Siedzę na podłodze i stroję kanały. Wsłuchuję się w szum Kosmosu z wzrokiem utkwionym w kaszę na ekranie. Mam urojenia że odpowiadam na kolejne pytania od których zależy przyszłość Świata. Nie znam odpowiedzi na ostatnie. Ból. Nie czuję lęku. W żartach ktoś powiedział w pracy: ty jesteś alfa i omega. Rozumiem to dosłownie. Ode mnie zależy los Wszechświata. Nie przeraża mnie nieznajomość ostatniej odpowiedzi w quizie zbawienia ludzkości. Jestem spokojna. Zdecydowana na wszystko. Opatrzność czuwała. W ostatnich dniach w pracy zamykam się w ubikacji. Siadam na podłodze i w wyobraźni rozbijam wszystkie monitory w firmie. Ulga. Całe szczęście nie zrobiłam tego naprawdę.Niedzielny obiad. Mama przygotowała indyka. W każdym kęsie czuję gorycz. Jestem pewna. Tak smakuje trucizna. Mimo tego jem gotowa na wszystko. Prawie nie mówię. Czasem tylko powiem coś wynikającego z moich urojeń. Mama jest zdezorientowana. Nic nie rozumie. Zaprowadza mnie do przychodni rejonowej. Rzucam dzikie spojrzenie na Panią Doktór. Ta przerażona chce uciekać z gabinetu. Daje skierowanie do przychodni specjalistycznej. Badanie trwa długo. Jedna Pani Doktór, potem konsultacje u drugiej. Jestem wycofana do świata moich urojeń. nie chcę o tym opowiadać posądzając wszystkich o udział w spisku przeciwko mnie. W gabinecie jesteśmy albo we dwie z mamą albo osobno. Pytania o narkotyki. Nie brałam. W końcu decyzja Sobieskiego. Jedziemy do Instytutu Psychiatrii i Neurologii autobusem. Mama ma łzy w oczach, ale trzyma się dzielnie. Prosiła żeby tylko nie do szpitala. Nie było innego wyjścia. Same nie dałybyśmy rady. Przy przyjęciu nie chcę podpisać dokumentów. Mama robi to za mnie. Protestuję i chcę mamie wyrwać długopis. Oni chcą podpis! Ciągle chodzi o Ojca.
Darmowy fragment